Archive | 2022/12/19

ŻYD, DUMNY UKRAINIEC

Cmentarz żydowski w Sadhorze / fot. L. Włodek


ŻYD, DUMNY UKRAINIEC

LUDWIKA WŁODEK


Prawnuk cadyka powiedział mu: Mojsze, jest wojna, teraz wszyscy są Żydami, przyjmuj wszystkich, kogo się da


Mychajło Krajs i Mojsze Zejew to ta sama osoba. Wszyscy go w Czerniowcach świetnie znają. Jest opiekunem synagogi w Sadhorze, na przedmieściach miasta. Nie pełni tam żadnej religijnej funkcji. Sam siebie nazywa zawhosp, co można przetłumaczyć jako zarządzającego gospodarza. To właśnie dzięki niemu synagoga i życie duchowe oraz społeczne wokół niej świetnie funkcjonują. Jest zwykłym członkiem tamtejszej gminy żydowskiej, nie pobiera wynagrodzenia za swoje zaangażowanie. Wręcz dokłada z własnych pieniędzy. Zarabia, prowadząc prywatną firmę. Z zawodu jest inżynierem, ma zakład, który produkuje maszyny do wyrobu galanterii tekstylnej: sznurówek, wstążek, lin. Ale nie żali się, więcej i tak stąd dostaje, niż sam wkłada. – Wszystkie piękne momenty w moim życiu są związane z pracą tutaj – zapewnił mnie.

Komsomolec nie wierzy w Boga

Kiedy się spotkaliśmy, organizował właśnie fetę, coroczne obchody dnia pamięci cadyka Izraela Friedmana, który założył tutejszą gminę chasydzką. Friedman osiadł w Sadhorze w latach 40. XIX wieku. Wcześniej działał w Różynie, na Żytomierszczyźnie, która wówczas znajdowała się w imperium rosyjskim. Z Rosji uciekł, ponieważ został oskarżony o nasłanie płatnych zabójców na dwóch donosicieli. Znalazłszy się na terytorium Austrii, napisał do cesarza z prośbą, by udzielił mu zgody na pobyt w swoim państwie. Cesarz nie tylko się zgodził, ale jeszcze podarował mu kawałek ziemi w Sadhorze właśnie, która stała się nową siedzibą cadyka. On zaś wolał położoną na uboczu wieś niż pobliskie Czerniowce. Bał się bowiem, że reformatorsko nastawieni czerniowieccy Żydzi mogliby sprowadzić na złą drogę jego konserwatywnych współwyznawców, którzy szybko ściągnęli za nim na te tereny. Sadhorska gmina zaczęła się rozrastać. W początku lat 50. XIX wieku, niedługo po śmierci Friedmana, wybudowano nową, wspaniałą synagogę, w której gmachu, odrestaurowanym kilka lat temu, rozmawiałam z Mychajłem.

Następnego dnia mieli tam zjechać chasydzi z całego świata na wspólne modły i wielkie przyjęcie. Mychajło nie tylko opowiadał mi o sobie, ale też dyrygował przygotowaniami. W synagodze mieszkało kilkudziesięciu uchodźców. Pochodzili z różnych części Ukrainy objętych wojną, niektórzy byli Żydami, ale większość nie. Na czas obchodów Mychajło znalazł im inne lokum. Nie chciał, żeby uroczystości zakłócały im normalne funkcjonowanie, poza tym musiał gdzieś umieścić co ważniejszych gości przybywających na obchody. Pilnował tymczasowej przeprowadzki, koordynował godziny przylotów poszczególnych chasydzkich VIP-ów z wyjeżdżającymi po nich kierowcami. A także ustalał menu i przede wszystkim czuwał nad tym, aby przygotowania przebiegały sprawnie i bez kłótni. A problemy wisiały w powietrzu. Do głównej sali synagogi, w której rozmawialiśmy, co chwilę ktoś wbiegał, a to donosząc, że w kuchni już jest za dużo osób i nic nie da się znaleźć, a to, że czyjaś zaplanowana od dawna marszruta uległa nagłej zmianie.

Z różańskiej dynastii chasydów wywodzi się matka Mychajła. Ojciec też był Żydem, spod Chocimia. Mychajło urodził się w 1961 roku, w Czerniowcach. Jego babcia od strony taty bardzo nalegała, żeby nazywał się Mojsze, na cześć jej ojca.

Mychajło Krajs przed synagogą w Sadhorze / fot. L. Włodek

– Mama nie chciała mnie zapisać jako Mojsze, bała się, że będę miał przez to problemy – opowiadał mi. – Związek Radziecki początku lat 60. nie był najlepszym państwem dla ortodoksyjnych Żydów. Ale teściowa bardzo nalegała. W końcu mama znalazła sposób, żeby ją odwieść od tego pomysłu. W owych czasach był bardzo popularny mistrz szachowy Michaił Tal, Żyd z Rygi. „Jego też na pewno rodzina nazywa Mojsze, a jednak zapisali go Michaił”, powiedziała mama babci, co ostatecznie przekonało ją do tego, że moje żydowskie imię niekoniecznie musi się znaleźć w oficjalnych papierach. I tak zostałem Michaiłem. A potem, już w niepodległej Ukrainie, Mychajłem.

Mychajło już w dzieciństwie wiedział, że jest Żydem. Pierwszym jego językiem był jidysz. Gdy poszedł do szkoły, zaczął używać rosyjskiego. W mieście w owych czasach nie istniało raczej żadne żydowskie życie duchowe, tata tylko czasem brał go do synagogi. Na święta mama robiła żydowskie potrawy. Nie znali zbyt dobrze wszystkich teologicznych szczegółów, ale obchodzili Purym, Pesach i inne. Na studia musiał pojechać do Rygi, w Czerniowcach mu odmówili, oficjalnie dlatego, że miał rodzinę za granicą, ale najprawdopodobniej właściwy powód był taki, jak sam uważa, że był Żydem.

W czasie studiów w Rydze postanowił raz iść na Purym do tamtejszej synagogi. Zobaczył, że w czasie modlitwy błyskają flesze – to KBG fotografowało ludzi. Jego też. Wkrótce potem dostał wezwanie do dziekanatu. Dowiedział się, że komsomolec nie może wierzyć w Boga. To była oficjalna część rozmowy. Potem dziekan zniżył głos i powiedział mu, już prywatnie, że wszystko będzie dobrze, tylko żeby już więcej do tej synagogi nie chodził. – To był Łotysz – wyjaśnił mi Mychajło – też niespecjalnie zapewne kochał tę naszą władzę radziecką.

Ukraiński patriota

Ze mną Mychajło vel Mojsze rozmawiał wyłącznie po ukraińsku. Bo przede wszystkim, jak mi wytłumaczył, jest jednak wielkim ukraińskim patriotą. – W pierwszej kolejności czuję się Ukraińcem, Ukraińcem żydowskiego pochodzenia – zapewnił mnie i opisał swoją niedawną rozmowę ze znajomym, wybitnym ukraińskim historykiem, Jarosławem Hrycakiem. Razem stwierdzili, że w pełni uformowany naród można poznać po tym, że Żydzi zaczynają być dumni, że są jego członkami. Mychajło jest dumny z tego, że jest Ukraińcem.

– To radziecka propaganda stworzyła mit ukraińskiego nacjonalisty antysemity. Pracowała nad tym przez dziesięciolecia. Zupełnie jakby to Ukraińcy urządzili Holokaust, nie Niemcy – opowiadał mi Mychajło, wspominając wojenne losy swojej rodziny. – Do Czerniowców Niemcy weszli stosunkowo późno, dopiero po dwóch tygodniach od rozpoczęcia wojny z ZSRR, w lipcu 1941 roku. Tutejsi Żydzi, a było ich w mieście blisko 40 procent, nie wiedzieli prawie nic o antyżydowskiej polityce Hitlera. Często byli świetnie wykształceni na austro-węgierskich uniwersytetach, doskonale mówili po niemiecku, a jidysz, bywało, że się wstydzili. Wielu cieszyło się, że po barbarzyńskich Sowietach wreszcie pojawili się kulturalni Niemcy. Tymczasem ci kulturalni Niemcy od razu zaczęli rozstrzeliwania. Czerniowce leżały na uboczu, więc mieli poczucie, że mogą tu sobie na wszystko pozwolić. Zabijali ludzi w biały dzień, na ulicy, a 6 lipca w okolicy wsi Biła zamordowali kilkuset Żydów, łącznie z głównym rabinem Czerniowców. W każdym społeczeństwie jest grupa ludzi, którzy wykorzystują takie prześladowania, żeby zarobić, wybić się lub po prostu dręczyć dotychczasowych sąsiadów. Ojciec opowiadał mi, że Ukraińcy wcale nie byli gorsi od innych. Wręcz przeciwnie, byli tacy, którzy im pomagali. To przecież rumuńskie państwo wykończyło własnych Żydów, a i tutejsi Rumuni nie byli lepsi. Mimo to na świecie pokutuje właśnie mit Ukraińca antysemity. Do dziś. Rozmawiałem ostatnio z jakąś ciotką z diaspory i ona mi mówi, po rosyjsku, bo jidysz dawno zapomniała: co ty tam siedzisz z tymi ukraińskimi nacjonalistami? A ja jej na to: ciotko, a co ty tam siedzisz z tymi niemieckimi faszystami? – i wybuchnął śmiechem na wspomnienie własnej riposty.

W pierwszy dzień wojny zadzwonił do Mychajła Mordechaj Szolom Josef Friedman z Jerozolimy, potomek cadyka. Przypomniał mu proroctwo swojego pradziadka, który mówił, że Sadhora po stu trudnych latach później będzie bezpieczna. I przewidział, że w Czerniowcach będzie wielu uchodźców. Poprosił Mychajło-Mojsze, żeby zrobił dla nich miejsce w synagodze. Mychajło zapytał, czy ma przyjmować tylko Żydów, i usłyszał w odpowiedzi: Mojsze, jest wojna, teraz wszyscy są Żydami, przyjmuj wszystkich, kogo się da.

Muzeum bukowińskiej diaspory w Czerniowcach / fot. L. Włodek

Sam Mychajło po 24 lutego ani chwili się nie wahał, czy ma zostać w Ukrainie. To było dla niego oczywiste. Ma żonę Ukrainkę, troje dzieci tu wychował. Rozważał nawet, czy nie iść do armii, ale oboje z żoną uznali, że będzie bardziej przydatny na miejscu, w Czerniowcach i w Sadhorze. Wtedy zaproponował żonie, żeby pojechała za granicę, ale ona mu na to odpowiedziała: Jak mam jechać, skoro mam dziecko na wojnie?

Bo do ukraińskiej armii zaciągnął się ich średni syn. Kiedy rozmawialiśmy, był gdzieś pod Chersoniem (to było jeszcze przed wyzwoleniem tego miasta przez siły ukraińskie). Na początku przysyłał zdjęcia w mundurze. – Wtedy pewnie był jeszcze na tyłach i dlatego się chwalił – uważa Mychajło. – Teraz jest w samym epicentrum wojny, fotki w mundurze i z karabinem się skończyły. Matce mówi, że jest daleko od frontu, ze mną jest trochę bardziej szczery, ale i tak pisze oszczędnie, tylko tyle, ile musi. Zapewne nie chce nas stresować, ale ja i tak czuję, że robi niebezpieczne rzeczy. Wcześniej kilka lat pracował w Izraelu, proponowali mu repatriację, ale odpowiedział, że jego ojczyzną jest Ukraina.

Drugi syn, najstarszy, już kilka lat temu wyjechał do Stanów. Trzy lata uczył się w jesziwie, ożenił się z nowojorską Żydówką. Niedawno wzięli ślub, bardzo tradycyjny. Mychajło żałuje, że nie mogli z żoną na niego pojechać. Syn zajmuje się biznesem. Teraz robi zbiórki na ukraińską armię. Obiecał też rodzicom, że tak wychowa dzieci, żeby mówiły po ukraińsku. A najmłodszy syn Mychajła jest jeszcze dzieckiem, ma 15 lat, chodzi do szkoły w Czerniowcach.

Naród polityczny

Po rozmowie pojechaliśmy z Mychajłem na cmentarz w Sadhorze. Pokazał mi grób cadyka Friedmana. Było nadzwyczaj ciepłe październikowe popołudnie. Buki porastające okoliczne wzgórza miały piękny złotobrązowy kolor. Plan był taki, że wrócę sobie z Sadhory do Czerniowców taksówką. Ale zadzwonił telefon. – Ce moja drużyna [to moja żona] – wyjaśnił mi, zanim odebrał. Okazało się, że musi i tak po coś wrócić do miasta, więc przy okazji może mnie podrzucić.

Po drodze opowiadał mi o domach różnych grup etnicznych, które powstały w Czerniowcach jeszcze w czasach austriackich, przed I wojną światową. Jest tam dom polski, ukraiński, niemiecki i rumuński. Jest też żydowski. Dziś domy należą do miasta, pełnią funkcje domów kultury. Mychajło zdradził mi, że wspólnota żydowska będzie starała się o zwrot domu. Podobno odkryto, że pełnił też funkcję synagogi. – Nadal jednak dom będzie otwarty dla wszystkich – zapewniał mnie. 

fot. L. WłodekFasada domu żydowskiego w Czerniowcach / fot. L. Włodek

Na fasadzie domu jest wyrzeźbiona gwiazda Dawida. Wiszą tam też nie tylko żółto-niebieskie, ale i malinowo-czarne flagi. Te ostanie bardzo przeszkadzają części polskiej prawicy, bo kojarzone są z UPA. Czerniowieckiej wspólnocie żydowskiej jednak nie przeszkadzają w ogóle. Dla nich, jak dla wszystkich współczesnych Ukraińców, te flagi oznaczają po prostu wolną, niepodległą Ukrainę, z którą oni, jako ukraińscy Żydzi, się utożsamiają.

– Ukraina stworzyła naród polityczny – opowiadał mi Mychajło, kiedy już wjeżdżaliśmy na brukowane ulice centrum Czerniowców. – Tu się liczy obywatelstwo, nie etniczność. Krymski Tatar, czy ja, Żyd, jesteśmy dziś takimi samymi Ukraińcami. I nikogo to nie dziwi. Trochę tak jak we Francji nikt się nie dziwi czarnoskórym Francuzom. Zresztą teraz to i my mamy sporo czarnoskórych Ukraińców.

– No i macie prezydenta Żyda – wtrącam.

– Tak – zgadza się ze mną. – To opowiem pani na pożegnanie jedną zabawną historię – zaproponował. – Jeden znajomy z Czerniowiec strasznie narzekał na poprzedniego prezydenta. „Ten Żyd, Poroszenko, to zdrajca, skorumpowany, taki owaki”. Tłumaczyłem mu, że Poroszenko nie ma z żydostwem nic wspólnego. Kiedy wybory wygrał Zełenski, ten sam człowiek był zachwycony „No wreszcie, taki fajny, młody, uczciwy”. A ja mu na to, że akurat Zełenski to jest Żyd. Nie chciał mi uwierzyć.

Wkrótce potem byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu, pożegnałam się z Mychajłem.

Głód najnowszej historii

To był piękny dzień. Poza porannym, nie było już ani jednego więcej przeciwlotniczego alarmu. Spotkałam się z Lilią Szutjak, dziennikarką i wykładowczynią akademicką z Czerniowców. Wzięła mnie do najsłynniejszej czerniowieckiej, a może i ukraińskiej, księgarni – Bukinist. Prowadzi ją Marina Lwowna Libanowa. To kobieta legenda. Zna cały ukraiński świat literacki i wszyscy ją znają. Na dodatek jest mądra, zabawna i bardzo gadatliwa. Przy czym jednocześnie przenikliwa i czuła, tak dla swoich rozmówców, jak dla tych, o których opowiada. Ściśle współpracuje z literackim festiwalem Meridian Czernowitz. Jej księgarnia to także antykwariat. Są tu wszystkie najciekawsze książki współczesnych ukraińskich autorów i autorek, a także dużo archiwalnych perełek. 

Marina lwowna / fot. L. WłodekMarina Lwowna Libanowa / fot. L. Włodek

Opowiedziała mi, że po 24 lutego pojawili się nowi klienci, uchodźcy. – Starsi pytają o książki po rosyjsku, młodzi biorą tylko ukraińskie. Książki dla dzieci też sprzedają się tylko ukraińskie. Wzrosło zainteresowanie literaturą historyczną, zwłaszcza tą o historii najnowszej.

To dlatego na wierzchu oprócz najnowszych książek Sofiji Andruchowycz czy Andrija Bodnara leżały biografie Jewhena Konowalca czy Stepana Bandery. Także jej, czerniowieckiej Żydówce, ukraiński nacjonalista Stepan Bandera mniej przeszkadza niż niektórym polskim politykom.

Po wyjściu z Bukinista poszłyśmy z Lilią na główny deptak miasta, ulicę Olgi Kobylańskiej, ukraińskiej pisarki i publicystki, jednej z pierwszych ukraińskich feministek. Była jeszcze oświetlona. Zjadłyśmy dobrą kolację w jednej z modnie urządzonych restauracji, popiłyśmy winem Black Odessa. Prawie nie rozmawiałyśmy o wojnie. Raczej o pracy na uczelni, o prawdzie w reportażu i o Kapuścińskim, o którym Lilia pisała kiedyś pracę dyplomową.

Dopiero ciemność, która uderzyła mnie, kiedy po półtorej godzinie wyszłyśmy z restauracji, przypominała mi, że trwa wojna i że Czerniowce – mimo że uchodzą za najbezpieczniejsze miasto Ukrainy – też są nią dotknięte, a ci ludzie, jeszcze przed chwilą tak liczni na Kobylańskiej, to nie turyści, a wojenni uchodźcy.

Nadchodziła noc. Tak samo czarna i dla Mychajła, i dla Mariny Lwownej, i dla wszystkich mieszkających w tym mieście potomków tutejszych Żydów, Niemców, Polaków i Rusinów, i dla mówiących po rosyjsku uchodźców z Charkowa, i dla mówiących po ukraińsku od dziecka mieszkańców bukowińskich i podkarpackich wsi. I wszyscy oni musieli spędzić kolejną noc, martwiąc się o bliskich na froncie, o opał na zimę, o krewnych i znajomych w innych, częściej ostrzeliwanych miastach kraju. Wszystko dlatego, że czuli się narodem, politycznym, świadomym swoich praw narodem Ukrainy, a nie częścią ruskiego miru.


Tekst powstał w ramach projektu Re: Open Ukraine prowadzonego przez The Institute for Central European Strategy.

Dział ukraiński powstaje dzięki dofinansowaniu European Cultural FoundationInstytutu Goethego w WarszawieKrakowskiego Biura FestiwalowegoCentrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego oraz Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Hanukkah Irony: The Holiday’s Real Message is Alien to Most American Jews

Hanukkah Irony: The Holiday’s Real Message is Alien to Most American Jews

Jonathan S. Tobin / JNS.org


The “Hanukkah Forever” postage stamp is unveiled at Temple Emanu El in Orange Village, Ohio, on Oct. 20, 2022. Second from left is designer Jeanette Kuvin Oren. Credit: Courtesy Jeanette Kuvin Oren.

According to the most recent authoritative study of American Jewry, conducted in 2020 by the Pew Research Institute, approximately 80% of respondents said they owned a menorah or, as it is properly known in Hebrew, a Chanukiah. They weren’t asked, however, whether they lit it on the holiday.

An answer to this question was provided by a different survey, conducted for a book by Shmuel Rosner and Camil Fuchs. It found that a whopping 68% of American Jews think the Festival of Lights, a minor observance in the traditional religious calendar, is “one of the three most important” Jewish holidays. Even so, the research showed, less than 60% actually light candles, as opposed to just having a menorah on display in their homes as a totemic gesture toward their origins.

Still, Hanukkah plays an important role in the Jewish effort to carve a niche in American popular culture. The 2019 debut of the first Hallmark Channel Hanukkah movies was a milestone for some.

The new such Jewish-holiday romance, among the 40 that the company produced for the 2022 holiday season, is an indication that, for all of its problems, American Jewry is still given a place at the communal cultural table, even if it’s a marginal one.

Observant Jews—and those more concerned with the serious problems of surging antisemitism and the ongoing demonization of Israel—may sneer at this “achievement.” But this sort of representation has enormous meaning to the secular majority, especially members of the not-inconsiderable group dubbed by demographers as “Jews of no religion,” the fastest-growing segment of U.S. Jewry.

For many American Jews, the issue of whether a menorah is displayed next to the Christmas tree in their town square’s holiday celebration—or if assemblies in their children’s schools include Hanukkah songs along with the carols—is a very big deal. It’s even been the source of endless debates and controversies.

There is no established religion in the United States, where Judaism enjoys the same rights as every other faith. But liberal Jewry has embraced the misguided goal of sweeping the public square clean of faith.

This has been driven, for some Jews, by an anti-religious impulse. For others, it may stem from a misplaced fear of being victimized by—or left out of—the common practice of “Merry Christmas” salutations, rather than a more ecumenical and amorphous “Happy Holidays.”

But even if we are to set aside the pointless, counterproductive arguments surrounding the issue, and take it at face value that the drive for equal time for Hanukkah comes from a place of Jewish pride, the question to be asked is what exactly are American Jews celebrating when they do take down their menorahs from their shelves?

The answer to that is fairly obvious. For most Americans, Hanukkah is merely a chance to share in the annual communal December cheer. It’s a blue-tinseled version of Christmas, marked by the same consumerist excess accompanied by largely meaningless expressions about goodwill and fellowship.

I have no criticism of Jews adopting the Christmas practice of gift-giving, in contrast to the Jewish tradition of a little Hanukkah gelt. Woke critiques of capitalism and worries about spoiling children aside, exchanging presents in blue, rather than green-and-red, wrapping paper doesn’t do much harm, especially when mixed in with feasting on latkes and sufganiyot.

What ought to be of concern is the fact that this Jewish gloss on Christmas–as well as the way in which the large and growing population of intermarried families often merge the two holidays into a hybrid entity they call “Chrismukkah”—has nothing to do with the actual Jewish festival.

It may come as a shock to most American Jews, but Hanukkah is pretty much the opposite of the modern secular celebration of Christmas that most of their neighbors celebrate. Rather than an expression of peace, the revolt of the Maccabees was a battle against foreign oppression and a bloody civil war.

The priest Mattathias and his five sons and their followers fought both their Syrian Greek oppressors and the assimilated Jews who had embraced the Hellenistic practices of their overlords. Contemporary leftists critical of Hanukkah aren’t wrong to point out that most American Jews probably have a lot more in common with the latter—who were embracing a universalist culture and rejecting the narrow, parochial beliefs of the rebels—than the heroic Judah Maccabee.

That’s precisely why Hanukkah really does deserve the disproportionate attention it gets from American Jews this time of year, relative to its lesser importance in the liturgical calendar.

Jews and non-Jews alike can acknowledge that the Maccabean revolt was an expression of the will to self-determination and political liberty that all peoples share. But for Jews, it’s a reminder that preserving Jewish life in a world where universalist and often coercive and destructive views seek to extinguish and marginalize minority faiths, requires the making of hard choices.

The essence of Jewish identity from our beginnings has always been a willingness to stand up against the idols of popular culture. In the time of the Maccabean revolt, it was the powerful pull of Hellenism.

This, ironically, was a major reason why the descendants of the rebel leaders—who ruled in Judea for more than a century in the relatively brief period of Jewish independence that followed their victory—themselves ultimately fell prey to it, and wound up welcoming the Roman overlords who eventually destroyed the Second Commonwealth.

Today, it is not merely the dilemma of living as a religious minority in a country where more than 98% are not Jewish. Defending Jewish identity also means defying the woke leftist doctrines that dominate so much of American society, including campuses and the mainstream media. Intersectional ideology and critical race theory label Jews as “white” oppressors of indigenous people—ignoring the fact that, as Hanukkah reminds, the Jews are indigenous to the land of Israel. It is as much of a threat to the Jewish future and to the ability of Jews to maintain their identity and communities as the influence of the majority Christian/secular culture.

This is a time of growing antisemitism, which comes from the far-right, fundamentalist Islam, the intersectional left and an African-American community influenced by the Black Lives Matter movement and hatemongers like the Nation of Islam’s Louis Farrakhan. Hanukkah is a call to arms to stand up against all these forces.

It calls to mind that, just as was the case in 165 B.C.E., the ability to preserve Jewish faith and identity requires ordinary Jews to speak out and refuse to bend their knees to the idols of our time.

Rather than pooh-pooh the emphasis on this minor festival, it should be understood as a springboard for exactly the kind of productive assertions of Jewish pride and defense of rights that is needed more than ever. Happy Hanukkah!


Jonathan S. Tobin is editor-in-chief of JNS (Jewish News Syndicate). Follow him on Twitter at: @jonathans_tobin.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Anti-Zionist Protestors Disrupt CUNY Event on Israeli-Palestinian Conflict

Anti-Zionist Protestors Disrupt CUNY Event on Israeli-Palestinian Conflict

Dion J. Pierre


Anti-Zionist protestors disrupting event City University of New York Graduate Center. Photo: StopAntisemitism/Twitter.

Anti-Zionist protestors disrupted a panel on the Israeli-Palestinian conflict that was held on Thursday night at the City University of New York (CUNY) Graduate Center.

Handing out flyers accusing Israel of “occupation,” “censorship,” and “genocide,” the protestors caused so much raucous that the New York City Police Department (NYPD) arrived to escort them from the building, Academic Engagement Network (AEN) Executive Director and panelist for the event, titled “A Conversation on the Language of the Israeli-Palestinian Conflict,” Miriam Elman told The Algemeiner on Friday.

Other panelists at the event included, Donna Robinson Divine, Professor of Jewish Studies at Smith College and Professor Asaf Romirowsky, executive director of Scholars for Peace in the Middle East.

“They rose up en masse and came in front of the podium and started shrieking,” Elman said. “It was very loud and they screaming slogans. And the audience didn’t just sit there. They were screaming right back. Later, NYPD [New York City Police Department] came into the room and escorted them out.”

“We lost fifteen minutes of the presentation of the event,” she continued. “It’s unacceptable.”

The City University of New York (CUNY) is the subject of a new Title VI complaint with the US Department of Education alleging that it has intentionally ignored “a sustained pattern of antisemitism.”

Filed in July by the American Center for Law & Justice (ACLJ), it follows accusations of antisemitism at CUNY campuses aired during a New York City Council hearing on the issue last month, held after the CUNY School of Law faculty endorsed a boycott of Israel.

The complaint recounted a number of alleged incidents at CUNY going as far back as 2013, including Jewish faculty and students having their property vandalized, receiving threats and verbal abuse, and being held responsible for actions of the Israeli government.

It also discussed a 2021 resolution passed by the public university system’s faculty union accusing Israel of practicing apartheid, a measure that prompted the resignations of a number of Jewish members, as well as the more recent boycott effort endorsed at the law school.

Several episodes described in the ACLJ brief were raised at the City Council hearing in June, where lawmakers lamented the absence of CUNY Chancellor Felix Matos Rodríguez and called the problem of antisemitism at CUNY “pervasive.”

CUNY has maintained that it “has consistently and strongly condemned all forms of bigotry and discrimination, including antisemitism,” and that it complies with all relevant regulations when reporting incidents.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com