Białostocki antysemityzm. Długa historia zapominania

Białostocki antysemityzm. Długa historia zapominania

Jakub Korus Jakub Korus


Marcin Kącki “Białystok. Biała siła, czarna pamięć
Marcin Kącki "Białystok. Biała siła, czarna pamięć"

– Przyjeżdżam pierwszy raz do Białegostoku, a tam parking na byłym ewangelickim cmentarzu, samochody falują, jakby na zapadniętych grobach. Rozmawiam ze stróżem i mówi mi: a tu niedaleko, pod parkiem jest żydowski kirkut. Macewy zasypali jak stały, dzieci się tam dzisiaj bawią, matki przychodzą z wózkami – mówi Marcin Kącki, autor książki „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”.

Newsweek: Białystok to miasto dybuk, duch żydowskiego zmarłego – twierdzi pan. Dlaczego?

Marcin Kącki: Całe Podlasie jest dybukową krainą, pełną duchów biorących się z nieprzepracowanej historii. Mówimy o mieście, które jeszcze w latach 30. było w większości żydowskie. To Żydzi odpowiadali za jego handlowy, przemysłowy i kulturowy rozwój. Przyszła wojna, obróciła miasto w perzynę i cały ten żydowski świat znikł. W 1945 roku zjechali się do tych ruin mieszkańcy okolicznych wsi i miasteczek. Wsunęli pod żydowskie kołdry i na nowo zbudowali historię swojej pamięci.

Newsweek: Czy raczej niepamięci?
Marcin Kącki: Pamięci takiej, jaką mieli. Pełnej więc brutalnych, często antysemickich demonów. Podsycanych przez endecję i kościół katolicki, wypełnionej zazdrością za to, że Żydzi byli bieglejsi w handlu, interesach, bardziej solidarni, że zabili Jezusa. Wielu z tymi demonami żyje do dzisiaj.

Newsweek: Kiedy Białystok przestał pamiętać o tym, że był żydowskim miastem?
Marcin Kącki: Niemal od razu. Kiedy skończyła się wojna i nie wiadomo było, co zrobić z żydowskim kirkutem w centrum miasta, miejski architekt kazał go zasypać.

Historia wymłóciła tych ludzi, zdemolowała ten region, to musiało się skończyć pokiereszowaniem, konfliktami. Ale jedyny sposób, żeby to przepracować, to pamięć, a ta na Podlasiu jakby zatrzymała się w przedsionku domu.

Newsweek: Pollack pisze o czymś takim w „Skażonych krajobrazach”. Zaciera się ślady po zmarłych, stawia wszystkich mieszkańców w okrutnej roli, kreuje nowe miejsca pamięci.
Marcin Kącki: Zapomnieniu sprzyjało prawie całkowite wyburzenie miasta przez Rosjan i Niemców. Zniknęła synagoga, żydowska architektura mieszkalna. Przyjeżdżam pierwszy raz do Białegostoku rok temu, a tam parking na byłym ewangelickim cmentarzu, samochody dziwnie falują, słyszę, że to może przez zapadnięte groby. Rozmawiam ze stróżem i mówi mi: a tu niedaleko, pod parkiem, jest żydowski kirkut. Macewy zasypali w latach 50., jak stały, bo psuły widok z okien nowo wybudowanego komitetu wojewódzkiego PZPR. Ludzie czuli jakąś niestosowność, ale odwrócili głowy i razem z kilkuset macewami i ludzkimi szczątkami pochowali swoją pamięć. Dzisiaj dzieci się tam bawią, matki przychodzą z wózkami. Przypomniało mi się „Campo di Fiori” Czesława Miłosza. Kilka dni temu białostoccy radni, głównie z PiS, przeforsowali decyzję, aby na innym żydowskim cmentarzu pamiątkowym postawić budynki, a pod ziemię wbiją się z garażami.

Newsweek: Wiedzą co było tam wcześniej?
Marcin Kącki: Tak, ale stwierdzili, że to cmentarz „odchrzczony”. Ktoś zapytał podczas obrad „czy tam w ogóle leżą jacyś ludzie”, ktoś inny zauważył, że „Izrael nie będzie dyktował nam prawa”.

Newsweek: Białystok nie chce pamiętać, a jednocześnie jeden ze skinów podejrzanych o podpalenie powiedział panu: „W domu nie było antysemityzmu, ale gdzieś przed telewizorem rodzice powtarzali: ach te Żydki”.
Marcin Kącki: Ten sam chłopak z dwiema swastykami wytatuowanymi na plecach powiedział do mnie: „Hitler trochę przesadził, ale dobrze, że tych Żydów wymordował. Bo Białystok byłby dzisiaj żydowskim miastem”. Najważniejsza jest więc rozmowa z dzieciakami i młodzieżą – u wszystkich bohaterów, których sprawy karne opisałem, ekscesy zaczynały się w dzieciństwie. Było malowanie zeszytów i ścian swastykami, były demonstracje i heilowanie, kończyło się na pobiciach. Punktem kulminacyjnym było podpalenie.

Newsweek: Kobieta, której mieszkanie podpalili, przyznała, że przez lata nie wiedziała, jaką siłę mają swastyki na ulicach i naklejki „White Power”, których nikt nie zmazuje.
Marcin Kącki: Przekonała się dopiero, kiedy jej córka wyszła za Hindusa. Skini nie dawali im żyć, w końcu podpalili mieszkanie, więc wyprowadzili się do Wlk. Brytanii. Kiedy straciła dzieci, bo powyjeżdżały ze strachu i zobaczyła kolejną taką nalepkę na przystanku, zaczęła ją drapać, z wściekłością,. Zobaczyła, jaka jest moc takiego komunikatu. Zrozumiała, że to przez nią straciła dzieciaki.

Newsweek: Białystok, o którym u pana czytam, przypomina mi Polskę lat 90. Glany, skinheadzi, swastyki na murach.
Marcin Kącki: Okazało się, że z neofaszyzmem i skrajnymi poglądami jest jak z pulsem. Czasami opada, jest niemal niewyczuwalny, ale ciągle bije. Kiedy pojawiają się sprzyjające okoliczności historii, zaczyna przyspieszać, pulsuje coraz mocniej, aż do skroni. Proszę zobaczyć, jak łatwo powiedzieć „sprawdzam”. Kiedy pojawili się uchodźcy, ksenofobiczne ciśnienie znów skoczyło.

Newsweek: Jak białostocki kościół odnosi się do przeszłości?
Marcin Kącki: Kościół na wschodzie jest ufortyfikowany. Przyjął rolę przedmurza chrześcijaństwa i obrońcy katolickich wartości przed „nawołoczą”, jak mówi się na Podlasiu o obcych. Na lekcji religii w jednej z białostockich szkół katecheta włączył dzieciom ksenofobiczny film dokumentalny i kazał narysować prace o zagrożonym katolicyzmie. Jak z fabryki wyszło pięćdziesiąt niemal identycznych rysunków, na których dobrych katolików rozjeżdżają czołgi Żydów i Unii Europejskiej.

Białystok, 2007. Skini zbezcześcili największy cmentarz żydowski w Białymstoku. Antyżydowskie napisy, swastyki i symbole SS namalowano czerwoną i czarną farbą m.in. na ogrodzeniu i kilku macewach.

Białystok, 2007. Skini zbezcześcili największy cmentarz żydowski w Białymstoku. Antyżydowskie napisy, swastyki i symbole SS namalowano czerwoną i czarną farbą m.in. na ogrodzeniu i kilku macewach


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com