Czy Hitler wiedział o Holokauście? Sąd rozstrzygnie spór między Januszem Korwin-Mikkem a serwisem braci Karnowskich – wPolityce.pl

MEP Janusz Korwin-Mikke in the Sejm


Czy Hitler wiedział o Holokauście? Sąd rozstrzygnie spór między Januszem Korwin-Mikkem a serwisem braci Karnowskich – wPolityce.pl

Piotr Głuchowski


Adolf Hitler w 1932 r. (Fot. AP / AP)

Korwin-Mikke: Zobaczyłem szansę łatwego zarobienia pieniędzy z odszkodowania. Poza tym, gdy wygram, zostanie urzędowo potwierdzone, że Hitler o Holokauście nie wiedział.

.

Tezę „nie ma dowodu, że przywódca III Rzeszy wiedział o Zagładzie” Korwin-Mikke prezentował publicznie wiele razy. Między innymi na antenie radiowej Trójki w 2014 r.: – Jest nagroda pół miliona funtów dla człowieka, który wskaże cień dowodu, że Adolf Hitler wiedział o Holokauście… – zaczął.

Faktycznie nagroda nie „jest”, ale „była” i wynosiła tysiąc funtów, a ustanowił ją jeszcze w latach 70. brytyjski historyk – negacjonista (wedle polskiego prawa – „kłamca oświęcimski”) David Irving, który za głoszenie swych tez przesiedział na początku wieku 12 miesięcy w austriackim więzieniu. Dziś miałby kłopot nawet z wypłaceniem tej skromnej sumy, ponieważ jest bankrutem obciążonym licznymi długami. Zrujnował go przegrany proces z amerykańską historyczką Deborah Lipstadt, autorką książki „Denying the Holocaust”, która określiła go mianem „zwolennika Hitlera”, co potwierdził brytyjski sąd.

Korwin-Mikke w Trójce dalej: – Istnieje ogromna możliwość, że Hitler o Zagładzie nie wiedział. Znamy nawet taką słynną wypowiedź Reichsführera SS Heinricha Himmlera, który powiedział do swego adiutanta: „Zrobiłem coś strasznego, ale imię Hitlera pozostanie nieskalane”. Z tego można by wnioskować, że on po prostu nie raczył poinformować szefa, a przywódca kraju wie tyle, co piszą gazety, zaś w gazetach o Holokauście nie pisano.

W kolejnych latach Korwin-Mikke powtarzał te słowa m.in. na antenie Superstacji i na łamach tygodnika „Do Rzeczy”, gdzie stwierdził, że „mordowanie milionów ludzi nie było celem Hitlera i nie ma chociaż jednego zdania, które będzie świadczyć o tym, że wiedział o eksterminacji Żydów. Gdyby dziś stanął przed sądem, musiałby zostać uniewinniony”.

PIERWSZY PROCES – WYBORCZY

Próbę pociągnięcia ówczesnego prezesa Kongresu Nowej Prawicy do odpowiedzialności za powyższe zdania podjęli przed eurowyborami w 2014 r. politycy konkurencyjnej Polski Razem – partii Jarosława Gowina. Pełnomocnik jego komitetu dr Grzegorz Kądzielawski złożył w trybie wyborczym wniosek o „zakazanie kandydatowi na europosła Januszowi Korwin-Mikkemu rozpowszechniania nieprawdziwej informacji, jakoby nie było dowodu, że Adolf Hitler wiedział o Holokauście”. Do pozwu mecenas dołączył kopie stron z trzech książek. W pierwszej, wydanej w Niemczech w 1996 r. pod tytułem „W Auschwitz nikogo nie zagazowano. 60 ultraprawicowych kłamstw i jak się je obala” niemiecki historyk dydaktyk (także autor książek dla młodzieży) Markus Tiedemann przytacza wypowiedź Hitlera z lutego 1942: „Największa rewolucja, jaka kiedykolwiek miała miejsce na świecie: Żyd zostanie rozpoznany! Wiele chorób powstaje z tego samego zarazka: Żyda!! Będziemy zdrowi, jeżeli Żydów wyeliminujemy”.

Książka druga to autobiografia Rudolfa Hössa „Komendant w Oświęcimiu”, którą SS-Obersturmbannführer napisał, czekając w krakowskim więzieniu Montelupich na proces (dostał karę śmierci wykonaną w obozie Auschwitz-Birkenau w kwietniu 1947 r.). Fragment dołączony do pozwu Polski Razem: „W lecie 1941, nie jestem w stanie podać dokładnej daty, zostałem nagle wezwany do Reichsführera SS do Berlina i to bezpośrednio przez jego adiutanta. Himmler wyjawił mi mniej więcej to: Führer nakazał ostateczne rozwiązanie problemu żydowskiego, a my, czyli SS, musimy wykonać ten rozkaz”.

Książka trzecia to wydany również w Niemczech w 1991 r. „Protokół Eichmanna. Nagrania z przesłuchań izraelskich” autorstwa Jochena von Langa. Wypytywany przez żydowskich śledczych przed procesem w Jerozolimie SS-Obersturmbannführer Adolf Eichmann (miał ten sam stopień co Höss) wyznał, że pewnego dnia – daty nie podał – został wezwany do szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinharda Heydricha. „Zameldowałem się, a on mi powiedział, że Führer nakazał fizyczną eksterminację Żydów”.

Powyższe załączniki do pozwu nie wystarczyły. 22 maja 2014 warszawski sąd okręgowy uchylił się od rozpoznania sprawy wniesionej przez komitet Gowina, podając powód formalny: wypowiedzi Korwin-Mikkego o Hitlerze nie miały charakteru wyborczego. Pełnomocnik Polski Razem złożył więc apelację, która winna być rozpatrzona w ciągu 24 godzin. Stołeczny sąd apelacyjny zwyczajnie tego nie zrobił. Sprawa na siedem lat przygasła…

NIE BRONIĘ SIEBIE

…aż tu 4 maja 2021 autor tygodnika „Sieci” Jakub Maciejewski zamieścił w serwisie braci Jacka i Michała Karnowskich wPolityce.pl tekst pt. „Są liczne dowody na to, że Hitler wiedział o Holokauście. Dlaczego więc Janusz Korwin-Mikke twierdzi, że jest inaczej?”.

Fragmenty: „Słowa: »Nie ma dowodu, że Hitler wiedział o Holokauście« są antypolskim kłamstwem, które w formie przebojowego gadżetu rozmywa ostrość odpowiedzialności historycznej Niemców i angażuje część wyborców w intelektualną pułapkę. (…) Na czym polega pułapka zawierzenia Korwin-Mikkemu? Podobnie jak z lewicowymi dogmatami – złożenie ideowego wyznania wiary angażuje emocjonalnie, a (…) z wyznawcy czyni zakładnika. Skoro już przyznałeś, że istnieje 55 płci albo że Hitler nie wiedział o Holokauście (…), to już nie masz wyjścia, musisz tkwić w raz przyjętych założeniach. Albo rozwijasz abstrakcyjne teorie w swojej bańce informacyjnej, albo przyznajesz się do błędu – a to zawsze sporo kosztuje. Rzecz jasna polityka kontrowersji (…) pozwala się przebić w mediach, a jednak przełamanie granic absurdu jest już szkodliwe społecznie. Czy chcielibyśmy polityka-płaskoziemca?”.

Rok po publikacji Korwin-Mikke, teraz już poseł na Sejm i prezes partii swojego imienia – Koalicji Odnowy Rzeczypospolitej Wolność i Nadzieja – złożył w warszawskim sądzie okręgowym pozew przeciwko Maciejewskiemu i spółce wydawniczej Fratria. Zażądał usunięcia artykułu z sieci i 50 tys. zł zadośćuczynienia za „ośmieszenie i podważenie zaufania do jego osoby w oczach społeczeństwa”. Proces już się rozpoczął.

– Wiele gazet pisze o panu nieprzychylnie i wiele nazywa pańskie wypowiedzi, na przykład o niższej inteligencji kobiet, skandalicznymi, głupimi, bzdurnymi… Dlaczego wytoczył pan działa akurat w sprawie tego artykułu? – pytam posła.

– Bo zobaczyłem szansę łatwego zarobienia pieniędzy z odszkodowania. Poza tym, gdy wygram, zostanie urzędowo potwierdzone, że Hitler o Holokauście nie wiedział.

– Czemu panu na tym zależy? Na wybielaniu zbrodniarza…

– Ja go nie wybielam! Hitler powinien zostać powieszony choćby za to, co zrobił Polakom. Natomiast od zarzutów o udział w Holokauście każdy uczciwy sąd musiałby go uniewinnić, co już powtarzałem.

– A Höss piszący o słowach Himmlera, któremu Führer nakazał „ostateczne rozwiązanie problemu żydowskiego”?

– On słyszał od Himmlera, że ten słyszał od Hitlera… To nie jest żaden dowód, tylko relacja z trzeciej ręki.

– A Eichmann, któremu Heydrich przekazał, że „Führer nakazał fizyczną eksterminację Żydów”?

– Heydrich to nie jest wiarygodne źródło. Eichmann tym bardziej, szczególnie że siedząc w kozie w Izraelu, miał interes w wybielaniu się kosztem Hitlera…

– Nie boi się pan, że wytaczając proces poniekąd w obronie Hitlera, sam się pan ubrudzi? Holokaustowy kontekst sprawia, że może się tu rozejść brzydka woń antysemityzmu.

– Jeżeli mi przylepią łatkę antysemity, to i tak dobrze dla mnie, bo dostanę głosy prawdziwych antysemitów, których są w Polsce miliony. A chyba lepiej, żeby tacy głosowali na mnie, niż mieliby głosować na antysemitę autentycznego?

– Którym pan nie jest.

– Oczywiście, że nie. Gdy byłem deputowanym w Parlamencie Europejskim i jakiś anglojęzyczny dziennikarz mnie o to zapytał, pogoniłem faceta ze schodów.

– Ale teraz niemiecko-, francusko- i anglojęzyczni dziennikarze napiszą: poseł polskiej ultraprawicy broni Hitlera przed zarzutem o zagładę Żydów.

– Uwielbiam, jak o mnie źle piszą. Churchill mówił: „Gdy gazety cię krytykują, znaczy, że czynisz słusznie”.

– Maciejewski napisał o panu źle i ma proces…

– Pan nic nie rozumie! Gdyby on napisał: „Korwin-Mikke to szuja i skurwysyn”, żadnego procesu by nie miał, bo to by była opinia. A tutaj chodzi o fakt historyczny: czy Hitler wiedział, czy nie? Ja twierdzę, że nie ma dowodu, aby wiedział, i bronię tego twierdzenia, a nie swojej osoby.

NOWY POZEW: CHODZI O WOLNOŚĆ DEBATY

– Dlaczego pan w ogóle napisał taki tekst akurat w 2021 roku? – pytam Maciejewskiego. – Przecież Korwin-Mikke powtarza te swoje tezy od dwóch dekad…

– Na pierwszej rozprawie sąd też mnie o to dopytywał, dlatego nie mogę panu odpowiedzieć, bo nie chcę zdradzać naszej strategii procesowej. Ciekawsze jest: dlaczego Korwin-Mikke pozwał nas dopiero rok od publikacji, już po wybuchu wojny na Ukrainie?

– Dlaczego?

– Każdy widzi, że on się bardzo zaktywizował w związku z wojną. Głosi tezy zbieżne z rosyjską dezinformacją, która mówi o ukraińskich banderowcach i faszystach, a także o odradzaniu się faszyzmu w Polsce. I tu nagle dostajemy pozew polskiego polityka w obronie Hitlera. To zastanawiające…

Powództwo w imieniu J.K.M. złożył w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga mecenas Andrzej Ceglarski, członek władz stołecznej izby adwokackiej i wykładowca akademicki. Ujął problem tak: „W debacie społeczno-politycznej na temat przywódcy III Rzeszy (…) prezentowane są dwa zasadnicze stanowiska. Jedno, które reprezentuje powód, odnosi się do okoliczności niezachowania w dostępnym materiale dowodowym namacalnego dowodu na wiedzę Adolfa Hitlera o Holokauście. Drugie prezentuje np. biograf Führera prof. Ian Kershaw, który wskazuje na jego sprawczość w budowaniu państwa nazistowskiego, bez czego Holokaust nie byłby możliwy. Stanowiska te nie są bynajmniej wykluczające (…).

Swoboda debaty historycznej, której powód jest od lat czynnym uczestnikiem, powinna mieć wartość nadrzędną. Na takim stanowisku stanął Sąd Najwyższy, przyjmując, że publikowanie wypowiedzi na temat postaci historycznych stanowi przejaw dopuszczalnego korzystania z wolności wypowiedzi także wtedy, gdy są one kontrowersyjne i niezgodne z dominującą wersją wydarzeń”.

O co chodzi z tym SN? O sprawę CK 329/02, którą najwyższa instancja rozpatrywała w lutym 2004. Rzecz dotyczyła książki o „żołnierzach wyklętych” pt. „Zaporczycy”. Związana z prawicą historyczka Ewa Kurek napisała w niej m.in. o prominentnym członku delegatury rządu londyńskiego i żołnierzu AK (po wojnie działaczu zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, jeszcze później znanym adwokacie) Władysławie Sile-Nowickim pseudonim „Stefan”. Wedle książki Kurek Siła-Nowicki rzekomo wydał towarzyszy Urzędowi Bezpieczeństwa PRL. Ta teza oburzyła potomków mecenasa. Sąd Najwyższy przyznał im rację i utrzymał w mocy wcześniejsze orzeczenie sądu lubelskiego nakazujące autorce przeprosiny – bo Siła-Nowicki zdrajcą nie był, o czym można się było przekonać, docierając do źródeł, które Kurek zlekceważyła. Przy okazji jednak troje sędziów SN (Tadeusz Żyznowski, Elżbieta Skowrońska-Bocian, Mirosława Wysocka) uznało, że samo przedstawienie „Stefana” jako negatywnego bohatera „Zaporczyków” jest dopuszczalne w ramach literackiej beletryzacji autentycznej historii – i tak sprawa dr Kurek znalazła się w pozwie J.K.M., do którego mecenas Ceglarski dołączył jeszcze artykuł historyka Romana Sidorskiego z portalu Histmag.org. Tytuł: „Czy Hitler nie wiedział o Holokauście?”.

PRZEPOWIEDNIA Z REICHSTAGU

Sidorski pisze: „Dokument, który zawierałby wydany przez Führera rozkaz wymordowania Żydów znajdujących się w niemieckiej strefie wpływów, rzeczywiście nie istnieje. Fakt ten nie wystarcza jednak, by rozstrzygnąć całą sprawę i odpowiedzieć na pytanie, czy Hitler wiedział o Holokauście. (…)

Wiele wskazuje na to, że przynajmniej do lata 1941 roku najwyższe władze III Rzeszy planowały wywiezienie Żydów na Madagaskar, a następnie – po spodziewanym pokonaniu ZSRR – na syberyjskie pustkowia. Gdy zorientowano się, że jedno i drugie nie będzie szybko możliwe, zaczęto poszukiwać sposobów usunięcia Żydów jeszcze w czasie trwania wojny i na terenie opanowanym już przez Niemcy. Po okresie prób i zastosowaniu różnych doraźnych rozwiązań, w pierwszej połowie 1942 roku wykrystalizowało się rozwiązanie w postaci komór gazowych, [jednak] pisemny rozkaz wymordowania Żydów nie został nigdy wydany nie tylko przez Hitlera, ale również Himmlera czy kogokolwiek innego. Cały proces dokonał się stopniowo, a jego poszczególne etapy otrzymywały samodzielną akceptację, najczęściej ustną. [Niemniej] Hitler w niezliczonych, pełnych nienawiści wystąpieniach porównywał Żydów do pasożytów lub zarazków i mówił o konieczności ich unicestwienia. Szczególnie ważne jest przemówienie, jakie wygłosił 30 stycznia 1939 roku w Reichstagu: »Dzisiaj raz jeszcze przepowiem przyszłość: jeśli międzynarodowym żydowskim finansistom z Europy i spoza niej uda się jeszcze raz pogrążyć narody w wojnie światowej, to skutkiem nie będzie bolszewizacja ziemi, a tym samym zwycięstwo żydostwa, lecz unicestwienie rasy żydowskiej w Europie!«.

W grudniu 1941 roku – pisze dalej Roman Sidorski – wódz III Rzeszy oznajmił szefowi SS Himmlerowi, że Żydzi na Wschodzie mają zostać eksterminowani, [zaś] 28 lipca 1942, gdy ostateczne rozwiązanie było już w toku, Himmler napisał w ściśle tajnym liście do SS: »Okupowane wschodnie terytoria są uwalniane od Żydów. Führer na moich barkach złożył realizację tego bardzo trudnego rozkazu (…)«.

Po wojnie osobisty adiutant Hitlera Otton Günsch oraz kamerdyner Heinz Linge twierdzili, iż Führer rozmawiał z Himmlerem także o szczegółach prac nad wdrożeniem komór gazowych. Osoby takie jak Adolf Eichmann, jego zastępca Dieter Wisliceny czy komendant Auschwitz Rudolf Höss również utrzymywały, że działały z polecenia dyktatora. Wiarygodność tych świadectw w różnych kwestiach jest podważana ze względu na (…) chęć usprawiedliwienia samych siebie, niemniej zgodność w kwestii wiedzy i odpowiedzialności Hitlera jest godna odnotowania”.

Tyle w tekście z portalu Histmag.org. Wracamy do procesu.

ODPOWIEDŹ POZWANEJ FRATRII

Latem ub.r. pozew Korwin-Mikkego został przyjęty, a praski sąd wezwał stronę pozwaną do udzielenia odpowiedzi. Tę sformułował w imieniu Fratrii i Maciejewskiego adwokat Dariusz Pluta – specjalista od prawa prasowego i ochrony dóbr osobistych. Zawnioskował o odrzucenie powództwa bez procesu jako „oczywiście bezzasadnego”, a w przypadku, gdyby sąd się na to nie zgodził – o przesłuchanie autora tekstu (co już nastąpiło) i prof. Bogdana Musiała, specjalisty od historii Niemiec (co ma nastąpić podczas najbliższej wokandy tego lata).

Dlaczego akurat prof. Musiał? Ponieważ jeszcze w 2021 r. udzielił Maciejewskiemu wywiadu na interesujący nas temat. I powiedział: „[Chociaż] nie ma podpisu Adolfa Hitlera pod dokumentem związanym z Holokaustem, [to jednak] są liczne rozporządzenia, które powołują się na Führera, co nie było przecież przypadkowe ani bezwiedne. (…) Hitler był specyficznym biurokratą, ponieważ wydawał polecenia ustnie. Himmler, reżyser Holokaustu, na bieżąco spisywał harmonogram tego ludobójstwa, gdzie pod konkretnymi datami wspomina o rozmowach z Führerem na ten temat”.

Mecenas Pluta dalej w odpowiedzi na pozew: „Biorąc pod uwagę powyższe, powództwo jest nadużyciem prawa (…), a w aspekcie aksjologicznym i intelektualnym – naruszeniem zasad współżycia społecznego i dobrych zwyczajów. Proces i sala sądowa nie są miejscem do rozstrzygania kontrowersji historycznych (…). Powód, składając pozew, usiłuje wciągnąć sąd w dyskusję, która ma prowadzić do negacjonizmu. Jest to pomysł powoda na uzyskanie prawnej podstawy dla negacjonistycznych twierdzeń, których podstawą miałby być wyrok stwierdzający naruszenie dóbr osobistych powoda (…).

Od dawna uczestnicy debaty publicznej mieli trudności z adekwatnym określeniem szeregu nieetycznych wypowiedzi powoda, np. że kobiety powinny mieć prawa wyborcze dopiero po 55. roku życia, a skrót LGBT należy rozszerzyć o literę Z (zoofile), którego to skrótu LGBTZ powód zresztą publicznie używa. [Tego typu zdania] ostrożnie nazywano szokującymi, kontrowersyjnymi, obrazoburczymi etc. (…) Powód będący specyficzną atrakcją medialną, która może zapewnić dużą oglądalność (klikalność), wypracował sobie pozycję oryginała, któremu na sucho uchodzi to, co każdego innego polityka (…) odesłałoby w całkowity niebyt.

Wśród wymienionych kontrowersyjnych tez powoda poczesne miejsce zajmuje twierdzenie, iż nie ma dowodów, że Adolf Hitler wiedział o Holokauście. [W ten sposób] powód bezgranicznie korzysta ze zdobyczy systemu demokratycznego, którego nie szanuje, którym gardzi i politycznie go zwalcza. Jednocześnie dąży do pozbawienia innych [prawa do krytyki].

Bardzo istotnym jest, że na temat wypowiedzi powoda o kobietach, mniejszościach seksualnych [i Hitlerze] wypowiedziała się w 2021 komisja etyki poselskiej, która uznała je za nieetyczne i zastosowała regulaminową sankcję: upomnienie. Tu podkreślić należy, że powodem krytyki red. Maciejewskiego były te same wypowiedzi powoda, którymi zajmowała się komisja etyki”.

Zajrzyjmy do protokołu jej posiedzenia z 28 października 2021. 

Adolf Hitler w Berlinie.Adolf Hitler w Berlinie.  Fot. AP

HITLER NIE INTERESOWAŁ SIĘ DROBIAZGAMI?

Przewodniczący Jan Łopata (PSL): – Rozpatrujemy skargę Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita dotyczącą wpisu posła Janusza Korwin-Mikkego na Twitterze: „Bez wahania skazałbym Hitlera na śmierć, bo jestem zwolennikiem kary śmierci, ale akurat za Holokaust musiałbym go uniewinnić”.

J.K.M.: – Kto konkretnie napisał skargę?

Przewodniczący: – Pan Damian Wutke, sekretarz zarządu Stowarzyszenia.

J.K.M.: – Czy szanowna komisja mogłaby odpisać panu Wutke, żeby się stuknął w głowę? Nie ma żadnego dowodu, czy Hitler wiedział o Holokauście, czy nie wiedział. Istnieje natomiast bardzo poważne przypuszczenie, że świętej pamięci Himmler nie raczył powiadomić szefa, że urządza Zagładę. I tyle.

Przewodniczący: – Hitler nie powiadomił Himmlera?

J.K.M.: – Nie, odwrotnie. Himmler nie powiadomił Hitlera. Mam w domu dzieło generała [Władysława] Andersa o wojnie niemiecko-sowieckiej [chodzi o wydaną w Londynie „Klęskę Hitlera w Rosji 1941–1945″]. W pierwszym rozdziale jest napisane, że Hitler nie życzył sobie oddziałów pomocniczych składających się ze słowiańskich podludzi. W rozdziale przedostatnim jest z kolei informacja, że pod koniec wojny dowiedział się ze zdumieniem, iż ma do dyspozycji dywizje RONA [chodzi o 29. Waffen-Grenadier-Division der SS zwaną Rosyjską Wyzwoleńczą Armią Ludową] i galicyjską [ukraińską]. Jeżeli więc naczelny dowódca nie wiedział przez trzy lata, że ma w armii obce dywizje, to równie dobrze mógł nie wiedzieć o Holokauście. On się nie interesował takimi drobiazgami. Wszystkie rozkazy wydawał Himmler.

W trakcie dalszej dyskusji posłanka Lewicy Monika Falej opowiedziała się za karą dla J.K.M., sprzeciwił się jednak poseł PiS z Wrocławia Jacek Świat, z zawodu polonista:

– My nie jesteśmy od oceniania poglądów – zaczął. – Pan poseł Korwin-Mikke nie zaprzecza, że Holokaust był faktem i że była to straszliwa zbrodnia. Twierdzi jedynie, że Hitler o niej nie wiedział. W przekonaniu moim i większości historyków taka opinia to bzdura, ale taki jest pogląd pana posła. Nie widzę tutaj złamania prawa, a zatem nie widzę też zadania dla naszej komisji.

Ponadgodzinne posiedzenie zakończyło się, jak już wiemy, najmniej dotkliwą karą regulaminową: upomnieniem.

REPLIKA W SPRAWIE WOLNOŚCI SŁOWA

Po tym, gdy sekretariat praskiego sądu dostarczył Korwin-Mikkemu odpowiedź Fratrii na pozew, reprezentujący J.K.M. mecenas Ceglarski napisał jeszcze replikę dotyczącą parlamentarnego upomnienia:

„Nagana od komisji etyki poselskiej nie może być argumentem [w niniejszym procesie], ponieważ powód należy do małego koła poselskiego [Konfederacji], które jest zwalczane przez siły dominujące w parlamencie. Sąd nie powinien się przyłączać do tych sił.

Poza tym Ian Kershaw pisze w książce »Hitler, Niemcy i ostateczne rozwiązanie«, że podczas konferencji [organizatorów Holokaustu] w Wannsee [sekretarz Kancelarii Rzeszy] Wilhelm Kritzinger jako jedyny z zebranych wyrażał wątpliwości co do projektu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, jako że Hitler zapewnił go, iż drastyczne środki nie będą zastosowane. Reinhard Heydrich odpowiedział, że Hitler oficjalnie nie popiera takiej polityki, jednak podjęta w sekrecie decyzja wymordowania Żydów obliguje Kritzingera do poparcia projektu nawet bez pisemnego rozkazu Hitlera”.

Dwa ostatnie zdania pełnomocnik J.K.M. skopiował metodą kopiuj-wklej z Wikipedii. Dalszy ciąg repliki:

„Nasze roszczenie (oddalenie pozwu) nie zmierza do rozstrzygnięcia przez sąd prawdy historycznej – przeciwnie: zmierza do ochrony wolności słowa. (…) Powód nigdy nie powiedział, że Hitler nie odpowiada za Holokaust, a nawet nie powiedział, że nigdy nie będzie dowodów, iż wiedział o Holokauście. Twierdzi tylko, że obecnie nie ma [takiego] dowodu.

Powód jest nestorem polskiej polityki, kontynuatorem myśli politycznej Stefana Kisielewskiego, dla wielu jest największym żyjącym polskim politykiem o ogromnych zasługach (…). Jako małe dziecko stracił matkę w Powstaniu Warszawskim i nie dąży do zanegowania odpowiedzialności Adolfa Hitlera za cokolwiek, a już na pewno nie za zagładę Żydów. Jest jednak różnica między stwierdzeniem, że nie zachowały się na daną okoliczność żadne dowody, a negowaniem istnienia tej okoliczności”.

Do repliki mecenas Ceglarski dołączył artykuł Edwarda Krzemienia z serwisu OKO.press pt. „Komisja etyki poselskiej – fasada i obłuda” z leadem: „KEP to teatr i sztuka dla sztuki”. Z tekstu wynika, że orzeczenia komisji są pozbawione znaczenia.

GRABOWSKI: ISTNIEJE TESTAMENT

– To jak w końcu jest z tą wiedzą Hitlera o Holokauście? – pytam prof. Jana Grabowskiego, badacza Zagłady z Uniwersytetu w Ottawie (Kanada).

– Jest tak, że wszyscy wyżsi rangą hitlerowcy zaangażowani w Holokaust powoływali się na tzw. Führerbefehl, czyli rozkaz wodza, którego na piśmie nikt nie widział i który najprawdopodobniej nigdy spisany nie został. Wszelkie zapiski Himmlera i Josepha Goebbelsa, w których oni wspominają, że rozmawiali o Zagładzie z Hitlerem, są wielce zawoalowane.

– Czyli Korwin-Mikke ma rację, że jednoznacznego dowodu na wiedzę Führera o Zagładzie nie ma?

– Niech pan przeczyta tzw. testament Hitlera – jego enuncjacje z ostatnich dni w berlińskim bunkrze. On tam mówi o uwalnianiu świata od żydowskiego zagrożenia.

Czytam. Słowa „Żyd” i „żydostwo” pojawiają się w „testamencie” cztery razy:

Pierwszy: „Nieprawdą jest, bym ja lub ktokolwiek inny w Niemczech chciał wojny w 1939 roku. Wojny tej pragnęli i podżegali do niej wyłącznie ci międzynarodowi mężowie stanu, którzy mieli pochodzenie żydowskie lub pracowali na rzecz żydowskich interesów”.

Drugi: „Jeszcze trzy dni przed wybuchem wojny niemiecko-polskiej zaproponowałem brytyjskiemu ambasadorowi w Berlinie rozwiązanie problemów niemiecko-polskich przy udziale międzynarodowego nadzoru. Tej propozycji nie można zaprzeczyć. Odrzucono ją tylko z tego powodu, że decydenci z kręgów polityki angielskiej (…) napędzani propagandą organizowaną przez międzynarodowe żydostwo (…) pragnęli wojny”.

Trzeci: „Nie mam również żadnych wątpliwości, że gdy tylko narody Europy ponownie zostaną potraktowane jako zaledwie pakiety akcji przez tych spiskowców z międzynarodowej finansjery, właśnie ten naród zostanie pociągnięty do odpowiedzialności – ten, który jest prawdziwym winnym morderczej wojny: żydostwo!”.

Fragment czwarty i zarazem ostatni akapit „testamentu”: „Zobowiązuję przywódców narodu i wszystkich moich zaprzysiężonych stronników do pedantycznego przestrzegania ustaw o czystości rasy i do bezlitosnego oporu wobec podżegaczy [wojennych] – międzynarodowego żydostwa”.

ŻBIKOWSKI: HITLER ZLECIŁ ZAGŁADĘ USTNIE

Dzwonię do Żydowskiego Instytutu Historycznego i do prof. Andrzeja Żbikowskiego, specjalisty od nowożytnych dziejów polskich Żydów. Streszczam, w czym rzecz.

– Tytułowe pytanie jest głupie – odpowiada. – Hitler oczywiście o Zagładzie wiedział. I on, i jego sekretarz Martin Bormann dostawali chociażby raporty z działań Einsatzgruppen, które jeszcze przed wdrożeniem komór gazowych zabiły pół miliona Żydów na podbitym Wschodzie. Jest natomiast prawdą, że nie znamy podpisanego przez Hitlera rozkazu przeprowadzenia eksterminacji i nie ma nawet poszlaki, że takowy istniał, choć historycy, nie tylko niemieccy, od lat 60. tego poszukują. Od dawna trwa także spór intencjonalistów z funkcjonalistami, który sprowadza się do odpowiedzi: kiedy wódz Rzeszy wpadł na pomysł wymordowania wszystkich Żydów, czy ktoś mu go podsunął, a on zaakceptował, czy było jeszcze inaczej?

– No dobrze… ale jest w końcu jakiś jednolity stan wiedzy o roli Hitlera w Zagładzie?

– Wszystko zrekapitulował w pracy „Geneza »ostatecznego rozwiązania«” amerykański historyk Robert Browning. Po zwycięstwie nad Sowietami pod Briańskiem w październiku 1941 Niemcy byli w euforii. Na fali entuzjazmu zrodził się pomysł, aby przeprowadzić, jak to oni określali, „Ausrottung”, czyli wytrzebienie/wytępienie żydostwa jeszcze w trakcie wojny. Browning prześledził drogę decyzyjną. Hitler ustnie zlecił ostateczne rozwiązanie Hermannowi Göringowi, ten dalej Himmlerowi, a Himmler z kolei Odilo Globocnikowi, dowódcy SS i policji w dystrykcie lubelskim.

– Dlatego trzy główne, poza Auschwitz, fabryki zagłady – Majdanek, Sobibór i Bełżec – znajdują się na dzisiejszej polskiej ścianie wschodniej i przez to mamy kłopot z „polskimi obozami”…

– Tak. Niezależnie od działań Globocnika, czyli budowy komór stacjonarnych, prowadzono eksperyment z gazowaniem Żydów w samochodach. Najpierw na terenach odebranych Związkowi Sowieckiemu, potem w Chełmnie nad Nerem. Ta metoda była jednak mało wydajna, dlatego ostatecznie zwyciężył koncept Globocnika: zwożenie do obozów, gazowanie, palenie w krematoriach.

– A Hitler o komorach wiedział?

– Tego rzeczywiście nie wiemy. Istnieją słynne Tischreden, albo Tischgespräche, czyli spisane przez współpracowników wynurzenia Hitlera przy obiadach i kolacjach w Wilczym Szańcu i nie tylko tam. Jest w nich dużo o Żydach, jacy oni paskudni, ale o samej technologii Zagłady wódz nie wypowiedział nawet zdania. Nic o obozach, niczego o komorach i krematoriach… Być może celowo nie chciał o tym słyszeć, a może szczegóły go nie interesowały.

GEBERT: ZASTOSUJMY LOGIKĘ

Mam jeszcze ostatni trop: to książka pt. „Ostateczne rozwiązania” Konstantego Geberta, publicysty znanego czytelnikom „Wyborczej” także jako Dawid Warszawski. W rozdziale poświęconym Holokaustowi autor zebrał wszystkie ślady pozostawione przez Führera w interesującej nas kwestii:

„Hitler miał świadomość ogromu dzieła [Zagłady], jakie sobie postawił. Jak pisał już w 1919 roku do innego weterana I wojny światowej Adolfa Gemlicha, »(…) nie można zwalczać choroby bez zabicia jej narządu sprawczego, zarazka (…). Wpływ Żydów nigdy nie przeminie i zatruwanie ludzkości nigdy się nie skończy, dopóki czynnik sprawczy – Żyd – nie zostanie usunięty spośród nas (…)«.

Nie ma jednak przekonujących dowodów – pisze dalej Gebert – na to, że Hitler do wojny kierował się w swoich politycznych decyzjach dążeniem do eksterminacji Żydów. Jego osławione proroctwo wygłoszone 30 stycznia 1939 w Reichstagu [o zagładzie rasy żydowskiej w Europie] miało jeszcze wymiar bardziej metaforyczny niż konkretny. [Dopiero] w pięć dni po odbytej w Wannsee konferencji, która stworzyła organizacyjne ramy Zagłady, (…) przywódca III Rzeszy zdroworozsądkowo zauważył: »Usuwanie zęba tylko o kilka milimetrów co trzy miesiące nie pomaga; dopiero kiedy zostanie on wyrwany do końca, ból przechodzi«. A mowa była o rozpoczynającym się właśnie ludobójstwie, które zdaniem Hitlera należałoby przeprowadzić tak szybko, jak się da (…). Można by sobie wyobrazić nośne hasło propagandowe: Żydzi to niemiecki ból zęba. Nie wszyscy jednakże widzieli to w ten sposób.

Janusz Korwin-Mikke podczas konwencji wyborczej.
Janusz Korwin-Mikke podczas konwencji wyborczej.  Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl

W grudniu 1941 do okupowanej przez Niemców Rygi dotarł transport Żydów z Berlina. Niemcy, wspierani przez litewskich szaulisów, kończyli właśnie dzieło wymordowania 40 tysięcy łotewskich Żydów, ale konieczność zabicia berlińczyków źle wpłynęła na morale wojska. Kilku oficerów złożyło w tej sprawie raport, domagając się poniechania takich akcji w przyszłości. Jeden z nich, kapitan Otto Schulz-Du Bois, w liście do żony tak opisywał dalsze losy tego dokumentu:

»Raport został przekazany (…) szefowi kontrwywiadu, który miał łatwy dostęp do Führera [i który] przedłożył mu konsekwencje i okropną istotę metod [zabijania Żydów], na co Führer miał odpowiedzieć: – Robi się pan miękki! Muszę to robić, bo po mnie nie zrobi nikt!«”.

– W pańskiej książce też nie ma bezpośredniego dowodu, że Hitler zlecił Zagładę – mówię do Konstantego Geberta, tłumacząc, o co chodzi w procesie przed praskim sądem. – To jaka ostatecznie jest prawda?

– Logika mówi, że nie da się udowodnić, iż ktoś o czymś nie wiedział. Na brak wiedzy nigdy nie będzie namacalnego dowodu. Można tylko dowodzić, że ktoś wiedział. Ja nie widzę żadnego powodu, dla którego wódz III Rzeszy miałby nie wiedzieć o Zagładzie, skoro wiedział, że Polska jest okupowana, a Niemcy przegrały bitwę na Łuku Kurskim. Żeby stwierdzić na serio, że Hitler nie wiedział o Holokauście, trzeba by postawić tezę, że istniał w III Rzeszy spisek mający na celu przeprowadzenie Zagłady bez zgody i wiedzy wodza. A to jest hipotetycznie wyobrażalne tak samo jak to, że nocą zielone ludziki odwiedzają redakcję na Czerskiej. Inaczej się tego nie da potraktować.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com