“Prosiła, żeby jej zasłonić oczka. Kula przeszła przez główkę”

“Prosiła, żeby jej zasłonić oczka. Kula przeszła przez główkę”

Mariusz Nowik


Co najmniej 42 tysiące zabitych w trzy dni. Zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach, dokładnie przygotowana, największa jednorazowa masakra w historii niemieckich obozów koncentracyjnych i ostatni akt zagłady Żydów we wschodniej Polsce. Tylko kilku osobom udało się ją przeżyć i uciec z masowych grobów. Tylko nieliczni odpowiedzieli za tę zbrodnię. Wkrótce przed sądem może stanąć jeden z ostatnich oskarżonych.

Hans. Tak mógł mieć na imię ten Niemiec. Umówmy się, że tak miał na imię. 22 lata, zielony mundur, zielona furażerka, w dłoniach karabin mauser. 3 listopada 1943 roku było dość chłodno, więc Hans zapiął gruby zielony płaszcz po samą szyję. Przemykający obok niego ludzie nie mieli na sobie ubrań. Wychudzeni, bladzi, słabi, potykali się, niektórzy upadali, ale wtedy Hans krzyczał na nich, potrząsając karabinem, a oni ostatkiem sił podnosili się, dźwigali na grubszych od ud kolanach, wyciągani z błota cienkimi ramionami takich jak oni istot, bardziej przypominających cienie niż ludzi. Hans nie przestawał krzyczeć, więc biegli dalej na swoich chudych nogach, za ciemne baraki, szybko, w stronę, skąd rozlegała się głośna muzyka. Marszowa. Niemiecka. Bardziej pasująca do wojskowej defilady niż do tego dziwnego wyścigu nagich ciał. Zagłuszająca dobiegający z oddali terkot i pojedyncze suche trzaski. Hans dobrze znał te dźwięki i wiedział, co oznaczają. Przebiegające obok niego cienie z szeroko otwartymi oczami również to wiedziały. Zdawały się jednak nie słyszeć, nie rozumieć, co oznaczają.

74 lata później jest o wiele cieplej niż wtedy. W połowie października 2017 roku Frankfurt tonie w promieniach słońca. Ciepło. Za ciepło, jak na tę porę roku. Jesień zdaje się zapominać, że za chwilę przyjdzie zimny i wilgotny listopad. Hans wraca myślami do tego chłodnego poranka z 1943 roku. Nie dobrowolnie. Wraca na polecenie mężczyzny, który może czuć się nieco zakłopotany, że musi przesłuchiwać 96–letniego staruszka, ale z maską służbisty na twarzy wywiązuje się ze swego prokuratorskiego obowiązku. Zdanie po zdaniu stawia Hansowi zarzuty. – Pomocnictwo w morderstwie – odczytuje akt oskarżenia i patrzy w oczy byłego SS–mana z obozu koncentracyjnego na Majdanku. Być może ostatniego, który może jeszcze odpowiedzieć za akcję “Dożynki” – Aktion “Erntefest”, jak zapisano w aktach śledztwa. Za śmierć ponad 42 tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci.

“Problem Żydów w dystrykcie lubelskim”

Kryptonim ten w makabryczny sposób oddawał istotę celu całej akcji. “Erntefest” była zwieńczeniem rozpoczętej ponad rok wcześniej Aktion “Reinhardt”, operacji stanowiącej ostatni etap zagłady Żydów, uszczegółowionej w styczniu 1942 roku na naradzie nazistowskich władz w Wannsee i formalnie wówczas rozpoczętej. Jesienią 1943 roku w okupowanej Polsce zostały już nieliczne skupiska ludności żydowskiej. W trakcie operacji “Reinhardt” życie straciło około 2 miliony Żydów – zagazowanych, rozstrzelanych, zagłodzonych na śmierć. Rozkaz do rozpoczęcia “Dożynek” wydał Heinrich Himmler, szef policji, SS i Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), najprawdopodobniej pod koniec sierpnia 1943 roku. Wtedy właśnie Jakob Sporrenberg, szef policji i SS w Lublinie, otrzymał pismo od Himmlera z krótkim zaleceniem: “Problem Żydów w dystrykcie lubelskim urósł do groźnych rozmiarów. Ten stan rzeczy musi być wyjaśniony raz na zawsze”.

Reichsführer i szef SS Heinrich Himmler w obozie koncentracyjnym w Dachau / Źródło: Friedrich Franz Bauer/Bundesarchiv, Bild 152-11-12 (CC-BY-SA 3.0)/Wikipedia (http://www.tvn24.pl)

“Groźne rozmiary” – to stwierdzenie, zdaniem broniących się po wojnie przed sądami SS–manów, oznaczało pozbycie się groźby wybuchu buntów w obozach. Jako przykład podawali rozruchy, do jakich doszło w Treblince i Sobiborze, gdzie więźniowie zaatakowali strażników, zabijając część z nich. Niektórym więźniom udało się przy tej okazji zbiec. Jednym z uciekinierów z Treblinki był zmarły w 2016 roku Samuel Willenberg, artysta, późniejszy żołnierz powstania warszawskiego.

 

Przyczyna wymordowania Żydów – poza tym, że tak nakazywała zbrodnicza ideologia nazizmu – wydaje się bardziej prozaiczna. Kierowana przez Himmlera SS nie chciała oddać kontroli nad żydowskimi robotnikami niemieckim koncernom zbrojeniowym i administracji, które usilnie zabiegały o przejęcie “taniej żydowskiej siły roboczej”. Himmler, nie zgadzając się na pozbawienie SS zysków z wynajmowania więźniów do pracy, najpewniej wykorzystał pretekst, jaki dały mu bunty więźniów Sobiboru i Treblinki, i zdecydował, że pozbędzie się wszystkich robotników zamiast pozbawiać się wpływów od niemieckich firm.

SS gorliwie przystąpiła do wykonania rozkazu.

“Zdaje mi się, że się nie zobaczymy już”

3 listopada 1943 roku więźniowie nie wyszli do pracy poza obóz. Od samego świtu słychać było warkot silników i pokrzykiwania żołnierzy. Przez bramę na teren Majdanka wjeżdżały ciężarówki, z których wyskakiwali SS–mani, na chwilę ustawiając się w szeregu, a po chwili znikając między barakami. Więźniowie z niepokojem obserwowali te przygotowania. “Dokoła drutów do 5 kroków żandarm w hełmie – w środku pola na zewnątrz stanowisko ckm” – zanotował w wysłanym z obozu grypsie więzień Jerzy Henryk Szcześniewski, nauczyciel i członek Armii Krajowej. Tego dnia wcześniej niż zwykle wysłano go do pracy w kuchni załogi SS. Wraz z innymi więźniami obserwował ukradkiem, jak Niemcy zaczęli wyganiać na plac więźniów, biciem formując ich w kolumny i przepędzając uliczkami między budynkami. Dość szybko zorientował się, że wybierali Żydów. “Blokowy Mietek Szydłowski podchodzi do mnie – podaje mi rękę i mówi: ‘zdaje mi się, że się nie zobaczymy już – więc… do widzenia’. Uspokajam go – że to może dla nas nowa gehenna i… odchodzi – łączy się z główną kolumną Żydów skręcając z bramy na lewo na 5 pole’ – zanotował Szcześniewski w sporządzonych na gorąco skrótowych zapiskach.

Obóz koncentracyjny podzielony był na tak zwane pola. Kierownikiem pola IV był Heinz Villain, znany ze swego okrucieństwa SS–man, uczestnik egzekucji więźniów przetrzymywanych w Zamku Lubelskim i późniejszy dowódca straży w Konzentrationslager Warschau, gdzie w lipcu 1944 roku osobiście wymordował wszystkich chorych z obozowego szpitala. O świcie 3 listopada 1943 roku po porannym apelu na Majdanku Villain rozkazał oddzielić więźniów żydowskich od nieżydowskich i odprowadzić tych pierwszych na pole V. Tam musieli rozebrać się do naga, po czym biec w kierunku wykopanych kilka dni wcześniej przez więźniów długich i szerokich dołów, które – jak wcześniej tłumaczyli kapo – miały służyć jako rowy przeciwlotnicze na wypadek sowieckich bombardowań. Wpędzano ich tam grupami, po około 10 osób.

Przerażający, techniczny opis mechanizmu zbrodni, odtworzony na podstawie zeznań funkcjonariuszy obozowych, strażników SS i oficerów, zachował się w aktach głośnego procesu części załogi Majdanka przed sądem w Düsseldorfie, zakończonego w 1981 roku:

Tam [w dołach więźniowie] musieli się kłaść ‘dachówkowato’ zgodnie z kierunkiem rowów twarzą do dołu w taki sposób, aby pierwsza ofiara leżała na ziemi, a następna kładła głowę na plecach ofiary leżącej pod nią. Następnie stojący na brzegach rowów członkowie komanda egzekucyjnego, w skład którego wchodziło około 100 funkcjonariuszy zewnętrznych jednostek SS i policji, zabijali kolejno ofiary, strzelając im w kark lub tył głowy z pistoletów maszynowych nastawionych na pojedynczy ogień. Po wypełnieniu ciałami podstawy rowów dalsze ofiary musiały wchodzić na ciała [wcześniej rozstrzelanych], tworzyć następną warstwę, po czym rozstrzeliwano je w ten sam sposób. Rowy były zapełniane ciałami stopniowo aż do górnego brzegu. W celu zagłuszenia odgłosów strzałów od początku akcji z dwóch należących do wydziału NSDAP w Lublinie radiowozów nadawano na cały obóz bardzo głośną muzykę marszową i rozrywkową [za:]

“Erntefest. Zapomniany epizod zagłady”, Państwowe Muzeum na Majdanku

“Widziałem ostatnią grupę nagich ludzi przed rozstrzelaniem” – wspominał jeden z więźniów, Józef Wesołowski, którego relacja przechowywana jest w archiwach muzeum na Majdanku. “Obok stał radiowóz, słychać było przygłuszone serie strzałów z automatów i płynące dźwięki melodii z radiowozu. Barak, przez który nas prowadzono naprzeciwko krematorium, był silnie oświetlony i przepełniony odzieżą pomordowanych. Stały tam też skrzynie, do których w ostatnich chwilach przed śmiercią rozebrani wrzucali resztki wartościowych rzeczy (zegarki, monety, itp.). Staliśmy się świadkami strasznej zbrodni, esesmani byli podpici, przeżyć tych nie zapomnę nigdy”.

Szczątki ofiar znalezione w niemieckim obozie koncentracyjnym na Majdanku / Źródło: UIG / Getty Images (http://www.tvn24.pl)

czytaj dalej tu: “Prosiła, żeby jej zasłonić oczka. Kula przeszła przez główkę”


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com