Czy Polska powinna się bać żydowskich roszczeń?

Czy Polska powinna się bać żydowskich roszczeń?

Marcin Wojciechowski


We wtorek amerykańska Izba Reprezentantów uchwaliła ustawę nr 447 Justice for Uncompensated Survivors Today – JUST, wspierającą żydowskie dążenia do kompensat za nieruchomości po osobach zamordowanych w Holokauście. W Stanach ustawa przeszła bez echa, w Polsce jest wokół niej gwar. Czy jest się czego bać?

fot. PAP/DPA / źródło: PAP

Ustawa nie wymienia z nazwy Polski, ale ze względów historycznych wiadomo, że Polski dotyczy przede wszystkim, bo większość zamordowanych Żydów pochodziła właśnie z naszego kraju. Niemcy mordowali całe rodziny żydowskie, nieraz nie pozostawiając ani jednej osoby, która mogłaby odziedziczyć spadek. Niekiedy pozostawała przy życiu pojedyncza osoba, np. dziecko, które w ten sposób formalnie nabywało prawo do spadku, ale później wyjeżdżało za granicę nie upominając się o ten spadek jako dorosła osoba. Tym bardziej że w PRL, za Żelazną Kurtyną, istniał już inny system i mogło się wydawać, że majątek jest nie do odzyskania, a jeśli już jest, to wart grosze.

Z polskiej perspektywy sprawa wydawała się uregulowana. Spadek nieobjęty testamentem i na który nie ma naturalnych spadkobierców przechodzi na własność gminy lub Skarbu Państwa. Dotyczy to wszystkich obywateli polskich, niezależnie od narodowości, tak w czasach zaraz po wojnie, jak i obecnie – każdego roku takie przypadki zdarzają się dość powszechnie. Nawet jeżeli jest spadkobierca, ale nie zgłasza się w celu objęcia spadku, to po 20, a najpóźniej 30 latach ktoś inny, kto zamieszkuje w tej nieruchomości, może sądownie nabyć prawo własności metodą zasiedzenia, nawet jeżeli robi to w złej wierze. 73 lata po wojnie ogromna większość nieruchomości jest już dawno zagospodarowana, a ich status prawny uregulowany.

Oddać, ale komuś innemu

Na taką sytuację Amerykanie próbują nałożyć swoją ustawę, która daje amerykańskiemu rządowi obowiązek wparcia dla organizacji, które starają się o odszkodowania za pozostawione przez pomordowanych nieruchomości.
Amerykanie raczej zdają sobie sprawę z tego, że szanse na odzyskanie czegokolwiek są niewielkie, bo kiedy czyta się ustawę, to widać, że jest pisana w taki sposób, żeby robić wrażenie, że Stany Zjednoczone ogólnie wspierają, ale tak żeby nie wymusić na rządzie żadnych konkretnych działań w tym kierunku. Jedynym konkretem zapisanym w ustawie jest wymóg corocznego wpisywania sprawozdania Departamentu Stanu nt. demokracji na świecie raportu dot. postępu prac nad „kompensacją”.

Zresztą właśnie w słowie „kompensacja” może się kryć tajemnica. Promotorom ustawy chodzi nie o odzyskanie konkretnych nieruchomości, tylko o wypłatę odszkodowania w pieniądzu i o załatwienie sprawy „hurtem, ” podobnie jak indywidualne roszczenia obywateli polskich za roboty przymusowe w III Rzeszy zostały całościowo załatwione niemiecko – polską umową międzyrządową z 1991 roku. Od roku 2000 nawet spadkobiercy osób przymusowo wywiezionych do Rzeszy mogą otrzymywać odszkodowania i to od państwa niemieckiego, a nie od konkretnej fabryki, ani od konkretnego gospodarstwa rolnego, do którego ta osoba została wywieziona. Czyli pewien precedens jest, jednak nie w pełni adekwatny

Za wywózkę do Rzeszy odpowiadało państwo niemieckie, więc nic dziwnego, że dzisiaj również państwo niemieckie wypłaca odszkodowania. Za Holocaust nie odpowiadało państwo polskie, więc dlaczego dzisiaj państwo polskie miałoby wypłacać odszkodowania? Organizacje żydowskie mogłyby co prawda próbować powiązać sprawę odszkodowań z tym, że dzisiaj to obywatele polscy korzystają z pożydowskich nieruchomości, więc w ich imieniu to właśnie państwo polskie powinno wypłacić odszkodowania, ale taka konstrukcja prawna byłaby dość karkołomna.

Dlaczego miałoby to się stać teraz, a nie 25 lat temu, albo 50 lat temu? Bez sensu jest negowanie z góry motywacji symbolicznej, bo sprawa jest bolesna, wciąż poruszająca dla milionów ludzi i dotyka pojęć zadośćuczynienia i sprawiedliwości lub jej braku dla osób skrzywdzonych. Ale jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że o zajęciu się sprawą dopiero teraz zadecydował po prostu wzrost cen nieruchomości w Polsce. Gdyby taka instytucja jak Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego WJRO (założona w 1993 roku w Izraelu) ubiegała się o zwrot nieruchomości w tamtych czasach, to zakładając powodzenie mogłaby liczyć na wypłatę w najlepszym wypadku kilkuset dolarów za nieruchomość, bo w przeliczeniu na amerykańską walutę tyle były one wówczas warte. Czyli mniej niż wyniosłyby koszty postępowania. Dzisiaj wartość złotego jest dużo wyższa i ceny nieruchomości są dużo wyższe – zaczęło się opłacać, a zatem zaczął się ruch w sprawie. Oprócz symbolicznego wątku sprawa ma też aspekt finansowy.

Jest jeszcze podstawowe pytanie o brak spadkobierców. W sprawie odszkodowań za pracę w Rzeszy są konkretne osoby wywiezione do pracy, lub ich konkretni spadkobiercy. Czy w przypadku nieruchomości należących niegdyś do ofiar Holocaustu, które nie zostawiły spadkobierców, występować po odszkodowanie miałyby po prostu izraelski fundacje? Czy w przypadku braku spadkobierców samozwańczym spadkobiercą może być jakakolwiek fundacja nie związana bezpośrednio z właścicielami nieruchomości? Jak wytłumaczyć jej prawa do odszkodowania pod względem prawnym i etycznym? I dlaczego akurat ta fundacja, a nie jakaś inna? I dlaczego izraelska, a nie polska, skoro właściciele tych nieruchomości byli obywatelami polskimi? Na te pytania amerykańska ustawa nie odpowiada, pozostawiając tylko administracji ogólny nakaz wspierania organizacji zmierzających do kompensacji i działających w dziedzinie edukacji nt. Holocaustu.

Jak nas widzą

Czy amerykańska ustawa ma jakąkolwiek moc sprawczą w Polsce? Jeszcze mniejszą niż w USA. Tak samo jak nieszczęsna ustawa o IPN ze stycznia bieżącego roku nie obowiązuje za granicą, tak amerykańska ustawa nie obowiązuje w suwerennym państwie jakim jest Polska. Może jednak być traktowana jako narzędzie dyplomatycznego lub politycznego nacisku na Polskę. To ustawowe, formalne zobowiązanie amerykańskiej administracji tak naprawdę do niczego administracji nie zobowiązuje, natomiast daje jej podstawę do ewentualnych nacisków dyplomatycznych, wywoływanych chociażby po to, by w zamian za odstąpienie od nich uzyskać od Warszawy coś innego. Taki straszak w postaci wiszącej nad Polską groźby wielomiliardowych odszkodowań może być kiedyś użyty, jeżeli Amerykanie będą postrzegali Polskę jako państwo na tyle słabe na arenie międzynarodowej, że wrażliwe na takie groźby.

I ten aspekt jest tu być może najistotniejszy, bo sam fakt uchwalenia tej ustawy jest już pewnym wyznacznikiem poziomu siły naszej strony. W marcu, współpracujący z polską ambasadą Kongres Polonii Amerykańskiej, ustami jej prezesa Franka Spuli, wezwał swoich działaczy i sympatyków do akcji nacisku na kongresmenów w celu skłonienia ich do głosowania przeciwko tej ustawie. W ostatniej dekadzie marca działacze KPA odwiedzili osobiście ponad 300 z 435 kongresmenów nakłaniając ich do głosowania przeciw. Efekt? Cała Izba Reprezentantów zagłosowała jednomyślnie za. Zastosowano nawet procedurę uproszczoną przewidzianą dla projektów niekontrowersyjnych, popieranych przez obie partie. Procedura ta przewiduje maksimum 40 minut na debatę nad ustawą. Kongresmeni nie wykorzystali nawet tych 40 minut, wystarczyło im niecałe 30.

A 20 lat temu w podobnej akcji KPA (i też wspieranej po cichu przez polską ambasadę) dotyczącej głosowania nad uznawanym w USA za kontrowersyjny projektem wejścia Polski do NATO, wynik był po naszej myśli. I to pomimo znacznego sprzeciwu Rosji. Porównanie tych dwóch faktów powinno skłonić do myślenia nad tym jaka jest obecnie siła polityczna Polski w oczach zagranicy. Kongresmeni nie zgodzili się nawet na postulowane przez KPA publiczne wysłuchanie opinii w tej sprawie. Łatwość z jaką Kongres tę ustawę przepchnął bez oglądania się ani na interes Polski, ani na jej głos jest niewielkim (bo sprawa politycznie jest niewielka i przeszła w USA bez rozgłosu), ale bardzo praktycznym sprawdzianem aktualnego prestiżu i wpływów naszego państwa.

Oby do szuflady

Zwrotu mienia żydowskiego na podstawie ustawy 447 nie będzie na pewno. Nie będzie też pewnie wypłat odszkodowań jakimś wpływowym, ale słabo powiązanym ze sprawą organizacjom. Za to na pewno będzie kolejna okazja do wzajemnej niechęci. Zapewne rodzimi, internetowi hejterzy antysemiccy nie darują sobie takiej wspaniałej okazji do obelg w stosunku do Żydów. W końcu dostali na tacy pretekst do chorych wywodów o pazernej naturze Żydów, a stary wierszyk o tym czyje były ulice, a czyje kamienice, pasuje jak ulał jako ilustracja do nagłaśniania wszystkich wad tej ustawy. Tak naprawdę z wyliczeń rządowych wynika, że mienie pożydowskie to zaledwie 14 proc. ogółu nieruchomości zniszczonych przez Niemców w czasie II Wojny Światowej w Polsce. Ale danych statystycznych nikt nie słucha, za to obrzydliwy stereotyp Żydów wyciągających rękę po polskie pieniądze właśnie zyskał świeży impuls do utrwalania się w pamięci tych, którzy prawdy nie potrzebują, żeby mieć ugruntowany światopogląd. I to będzie zapewne najtrwalszy skutek tej źle napisanej, nieprzemyślanej i niepotrzebnej ustawy.

O ile nie zacznie być znana światowej opinii publicznej i nie wywoła przez to kolejnej erupcji stereotypów o Polakach – antysemitach. Należy mieć nadzieję, że w nadchodzących dniach ktoś powstrzyma premiera Morawieckiego przed wypowiadaniem się do mikrofonu. Bo jeśli znowu w swoim stylu zwróci uwagę opinii międzynarodowej na sprawę, to związane z tym oburzenie mogłoby wymusi na Amerykanach uruchomienie ustawy.
Teraz czeka nas podpisanie ustawy przez prezydenta Trumpa. Podpisze na pewno. A wówczas pozostanie już tylko obserwować czy na pewno i jak szybko wszyscy o niej zapomną.


*Autor jest dziennikarzem i politologiem, publicystą magazynu „Liberté!”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com