Radomscy Żydzi – trudne powroty ocalałych w 1945 r.15-09

Radomscy Żydzi – trudne powroty ocalałych w 1945 r.

Małgorzata Rusek


Żydzi w radomskim getcie, marzec 1941 (Fot. Brenner)

Latem 1945 r. ocaleni z Zagłady radomscy Żydzi czytają ulotki z ultimatum: mają opuścić miasto do 15 sierpnia. Pięć dni przed tym terminem pod nosem milicji w centrum miasta ginie trzech mężczyzn i kobieta. Żydzi masowo wyjeżdżają z Radomia. Z dr. Łukaszem Krzyżanowskim* rozmawia Małgorzata Rusek

MAŁGORZATA RUSEK: Ocaleni z Zagłady radomscy Żydzi mieli do czego wracać?

ŁUKASZ KRZYŻANOWSKI: Wracali do pustki. Wszyscy, których dobrze znali i kochali, zginęli. Jeśli spotykali kogoś, kogo sprzed wojny znali z widzenia, to już było wiele. Jak pokazują świadectwa ocalałych – pisali o tym też historycy, m.in. Jan Tomasz Gross – powracający Żydzi często słyszeli pytanie: „To ty żyjesz?”. Nie było w tym radości, tylko niedowierzanie, rozczarowanie, niechęć, a czasem wręcz wrogość. W tle często pojawiały się mienie żydowskie zagospodarowane już przez nowych „właścicieli” i obawa przed koniecznością zwrotu tych dóbr.

Radom w czasie okupacji nie ucierpiał zbytnio. Domy po wojnie stały.

– Ale były już zajęte. Takie rzeczy oczywiście nie spotykały wyłącznie Żydów, ale skala zjawiska była nieporównywalna. Wielu polskich chrześcijan również straciło podczas wojny domy. Na ogół jednak mieli rodziny albo przyjaciół, do których mogli wrócić.

Żydzi z różnym skutkiem próbowali odzyskać swoje majątki w sądach. Te nieruchomości były już najczęściej zamieszkane przez nowych lokatorów. W tej sytuacji Żydzi, którzy odzyskiwali swoje domy i kamienice, sprzedawali je często za bezcen nieżydowskim obywatelom miasta. Ocaleni potrzebowali pieniędzy, ale kierował nimi także strach.

W czasie okupacji Żydzi byli wyjęci spod prawa, a po wojnie też nie mogli liczyć na ochronę i równe traktowanie ze strony władz. W Ostrowcu Świętokrzyskim urzędnicy administracji lokalnej twierdzili, że Żydów nadal obowiązują niemieckie przepisy. Próbowano narzucić im noszenie oznaczeń – zupełnie jak za okupacji. Skali problemu dowodzi interwencja podjęta przez Ministerstwo Administracji Publicznej, które informowało urzędników, że Żydzi są takimi samymi obywatelami jak wszyscy i należy ich traktować na równi z innymi.

Mówiąc o majątkach, warto też wspomnieć o wartości sentymentalnej pewnych przedmiotów, pamiątek po rodzinie. Pozornie bezwartościowe obiekty, np. zegar lub koszula ojca, były bezcenne – świadczyły o tym, że ci ludzie naprawdę kiedyś istnieli. W Izraelu rozmawiałem z dawnym mieszkańcem Radomia, który ma srebrne spinki po ojcu. Jego matka przechowała je przez wojnę. To jedyna pamiątka. Inny ocalały, uznany fotografik Bernard Gotfryd, do końca życia szukał zdjęcia matki. Tej najważniejszej fotografii nie udało mu się odnaleźć.

Jak przed wojną układały się stosunki między społecznością żydowską a chrześcijańską?

– Istniał dystans między chrześcijanami i Żydami. Tak wolę mówić, bo mówienie o Polakach i Żydach pozbawia Żydów prawa do legitymowania się polskim obywatelstwem i wyklucza ich ze wspólnoty obywateli. Co w pewnym stopniu miało miejsce przed wojną. Pod wieloma względami Żydzi byli obywatelami drugiej kategorii.

Klientom żydowskich sklepów przyczepiano na plecach kartki „Tylko świnie kupują u Żyda”.

– Nawoływanie do bojkotu sklepów żydowskich w drugiej połowie lat 30. było częste i zdarzało się w różnych częściach kraju, także w Radomiu.

Dziś dominuje narracja o Polakach, którzy ratowali Żydów z getta, przemycali jedzenie, lekarstwa.

– Ważne, by uświadomić sobie, kogo bali się Sprawiedliwi ratujący Żydów i kto na nich donosił do Niemców lub, częściej, do polskiej granatowej policji. Ludzie pomagający Żydom bali się nie tyle Niemców, ile swoich polskich sąsiadów. Co więcej, bali się ich nawet po wojnie. Czasem ten strach przechodził na młodsze pokolenia. Zdarza się, że ludzie ci do dziś są wytykani palcami w swoich miejscowościach.

Czasem można się spotkać z twierdzeniem: „Przecież wszyscy cierpieli podczas wojny”. Rzeczywiście, gehennę przeszło też bardzo wielu polskich chrześcijan, ale Żydzi byli grupą, której członkom groziło śmiertelne niebezpieczeństwo tylko dlatego, że nazistowskie prawo uznało tych ludzi za Żydów. Nie miało znaczenia, czy dana osoba czuła się Żydem, Polakiem, czy była praktykującym chrześcijaninem, jaki miała zawód, ani gdzie mieszkała. Uznanie za Żyda było wyrokiem śmierci.

Rok 1945 i wkroczenie Sowietów to dla wielu Polaków nowe zniewolenie. Ale dla Żydów – wyzwolenie.

– Gdy Polskę opuszczają Niemcy, dla Żydów kończy się czas życia pod rządami władzy, która chce ich zabić. Budzą się nadzieje na normalne życie. Trudno się dziwić, że przynajmniej w pierwszym okresie większość osób odczuwała ulgę i radość.

Opisuje pan jednak przypadki drastycznej przemocy, z jaką spotykali się powracający Żydzi, zdarzały się nawet zabójstwa. Opowiada pan w książce „Dom, którego nie było” o zabójstwie w Spółdzielni „Praca”, wskazując potencjalnych sprawców.

– Dokumentowanie powojennych zabójstw jest trudne. Zachowało się niewiele źródeł. Śledztwa dawały niewielkie rezultaty. Nikomu oprócz rodzin ofiar, które niewiele mogły, nie zależało na wykryciu sprawców. Żydzi stali się zakładnikami polityki komunistów. Nastroje antysemickie były rozpowszechnione w różnych warstwach polskiego społeczeństwa, a nowe władze zabiegały o poparcie. Komuniści nie mogli zyskać na obronie Żydów. W dodatku w tamtym czasie powszechna była wiara w mit żydokomuny. To nie było na rękę władzy. Chciała być postrzegana jako polski rząd, a nie żydowski.

W tej sytuacji Żydzi, którzy spotykali się z przemocą, nie mogli liczyć na pomoc milicji ani UB. W tych instytucjach również nie brakowało antysemitów. Co więcej, znane są przypadki, z okolic Radomia i nie tylko, zabójstw dokonanych na Żydach przez milicjantów. Oczywiście można mówić, że po wojnie była wysoka przestępczość, przemoc była wszechobecna. Ale jednak te zbrodnie, których ofiarami padają Żydzi, często wyróżniają się na tle powojennych przestępstw.

Na jakiej podstawie pan tak uważa?

– Weźmy np. rozboje. W Radomiu po wojnie dokonano wiele napadów rabunkowych z bronią w ręku, ale jeśli ofiara się nie broniła lub nie była związana z nową władzą, to uchodziła z życiem. Sama groźba wystarczyła, aby bandyci nie musieli używać broni. W 1945 r. w mieście były tylko dwa napady, które wyłamują się z tego schematu. W obu przypadkach ofiarami byli Żydzi. Nie ma żadnych dowodów, że ludzie ci mieli związki z komunistami, żadnych przesłanek, że stawiali opór.

Po tych zabójstwach, a zwłaszcza tym w Spółdzielni „Praca”, Żydzi masowo opuścili Radom.

– Morderstwo w spółdzielni miało miejsce 10 sierpnia 1945 r. Kilka tygodni wcześniej w Radomiu i okolicach zostały rozrzucone ulotki podpisane przez dowódcę oddziału poakowskiego podziemia. To było ultimatum: Żydzi mieli opuścić Radom i okolice do 15 sierpnia. Pięć dni przed tym terminem doszło do zabójstwa: zginęło trzech mężczyzn i kobieta, mieli rany kłute i postrzałowe. Stało się to w lokalu w centrum miasta, przy ul. Żeromskiego, pod nosem władz, niedaleko posterunku milicji. Istnieje wiarygodne świadectwo mówiące, że nic podczas tego napadu nie zginęło. Nic dziwnego, że po tym zabójstwie nastąpiła fala wyjazdów Żydów z Radomia.

Jakie były ich dalsze losy?

– Naturalną drogą był wyjazd do dużych miast albo na Ziemie Odzyskane. Tam wszyscy zaczynali od nowa, tam też była większa społeczność żydowska. Wyjeżdżający za granicę najczęściej początkowo trafiali do Niemiec, gdzie w obozach dla uchodźców czekali latami na wizy do państw docelowych. Upragnionym rajem najczęściej były USA. Sporo uchodźców, których inne państwa nie chciały (np. chorych na gruźlicę), przyjęły kraje skandynawskie.

W jednym z takich obozów zawiązała się spora społeczność uchodźców z Radomia. Jednak w samym mieście już się nie odrodziła.

– Bardzo liczna społeczność radomian znajdowała się w obozie w Stuttgarcie. Latem 1945 r. w samym Radomiu było ok. 600 osób. Ludzie ci tworzyli społeczność, której centrum był Okręgowy Komitet Żydowski. W kolejnych latach większość ocalałych wyjechała. A część z tych, którzy zostali, nie wróciła do swojego przedwojennego nazwiska. Pozostali na aryjskich papierach, z tożsamością, dzięki której przeżyli wojnę. Ile ich było, nie wiadomo. Często ukrywali swoje pochodzenie nawet przed najbliższą rodziną.

Były też nieliczne osoby, które pozostały w Radomiu i do końca życia używały swoich przedwojennych imion i nazwisk. Takich, które jednoznacznie wskazywały na ich żydostwo. W książce wspominam o Chaimie Kamerze. Powszechnie był nazywany Henrykiem, ale oficjalnie w dokumentach figurował jako Chaim. W mieście zostali właśnie on i jego rodzice, Jakub i Pola Zajdensznirowie, a także ludzie, którzy osiedli w Radomiu później, jak Józef Pinkiert, do 1968 r. dyrektor radomskiej fabryki telefonów. Te kilkanaście osób, które po 1950 r. mieszkały w Radomiu, nie tworzyło już jednak wspólnoty.

Ci, którzy wyjechali tuż po wojnie, jak po latach odbierali miasto?

– W 1983 r. Bernard Gotfryd fotografował wizytę Jana Pawła II w Polsce. Wygospodarował wolną chwilę i przyjechał na kilka godzin do Radomia. Po 1989 r. radomscy Żydzi przyjeżdżają do miasta z dziećmi i wnukami, by pokazać im rodzinne strony. Czasem z wielkim sentymentem wspominają życie w przedwojennym Radomiu – był to czas ich dzieciństwa, kiedy mieli rodziny. Świat przed katastrofą. Ale są też ludzie, którzy nie chcą nic słyszeć o Radomiu, Polsce i Polakach, wspomnienia związane z nienawiścią, odrzuceniem, osamotnieniem są zbyt bolesne.

***

*Łukasz Krzyżanowski – ur. w 1983 r., adiunkt na Freie Universität w Berlinie. W 2015 r. obronił doktorat w Instytucie Socjologii UW. Był stypendystą Oksfordu, Yad Vashem, Claims Conference i Narodowego Centrum Nauki. Jego książka „Dom, którego nie było. Powroty ocalałych do powojennego miasta” została nominowana w tym roku do Nagrody im. Jerzego Giedroycia


Ślad – pamięci radomskich Żydów

75 lat temu, 5 sierpnia 1942 r., zostało zlikwidowane tzw. małe getto na radomskich Glinicach. Niespełna dwa tygodnie później Niemcy zlikwidowali śródmiejskie duże getto. Większość Żydów wywieźli do obozu zagłady w Treblince.

Od dziewięciu lat Ośrodek Kultury i Sztuki „Resursa Obywatelska” upamiętnia żydowską społeczność Radomia w czasie Spotkań z Kulturą Żydowską „Ślad”. W sobotę 5 sierpnia o godz. 18  w Resursie (Malczewskiego 16) odbędzie się spotkanie z dawnymi żydowskimi mieszkańcami Radomia i ich potomkami. Dwie godziny później – uroczyste otwarcie Szlaku Pamięci Radomskich Żydów „Ślad”, który prowadzi przez symboliczne miejsca dla historii żydowskiego Radomia. W programie również koncert wybitnej pieśniarki Niny Stiller oraz spotkania i dyskusje w ogrodach Stowarzyszenia Centrum Młodzieży „Arka”.

Na niedzielę zaplanowano zwiedzanie Szlaku Pamięci, które zakończy się na cmentarzu żydowskim, gdzie odsłonięta zostanie tablica poświęcona pamięci Chaima Kinclera, wieloletniego szefa stowarzyszenia skupiającego dawnych radomian w Izraelu. Będzie też recital melodii romskich. Romowie, którzy też byli w radomskim getcie, dziś opiekują się cmentarzem żydowskim. Szczegółowy program Śladu na Radom.wyborcza.pl. 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com