Powstanie w Sobiborze – relacja Estery Raab (z domu Terner)

Powstanie w Sobiborze – relacja Estery Raab (z domu Terner)

Estery Raab


Estera Raab, z domu Terner, urodziła się 11 czerwca 1922 r. w Chełmie. Jesienią 1939 r. jej ojciec został zamordowany przez nazi­stów; matkę i brata zamknięto w chełmskim getcie; matka tam zmarła. Ona sama uciekła z getta i przedostała się do miejscowości Siedliszcze, gdzie wkrót­ce również utworzono getto i obóz pracy. W październiku 1942 r. została deporto­wana do obozu pracy w Stawie, skąd po dwóch miesiącach wysłano ją do Sobiboru. Po ucieczce z obozu ukrywała się w gospodarstwie Polaków – przyjaciół rodziny. Tam spotka­ła się z bratem. Wróciła do Chełma, a stamtąd wraz z Irvingiem Ra­abem, swoim przyszłym mężem, ruszyła z armią sowiecką do Berlina. W 1949 r. w Berlinie przyczyniła się do schwytania i skazania Ericha Bauera, sobiborskiego „gazownika”. W 1950 r. emigrowała do USA. Zmarła 13 kwietnia 2015 r. w Vineland (USA).

„[…] Nie miałam wyboru. Żadnego. Robiłam to, co musiałam i za to dawali mi coś do zjedzenia. Jedyne względy, jakie mieliśmy w Sobiborze w porównaniu z innymi obozami, choć nie wiem nic o Bełżcu czy Treblince to to, że nie obcinali nam włosów, mogliśmy brać czyste ubrania z transportów i mogliśmy się myć. To, że byliśmy czyści, nie odczłowieczało nas tak jak to było w innych obozach. Niemcy robili to z jednego powodu. Z powodu propagandy. Kiedy przychodziły transporty, chcieli, abyśmy wyglądali jak ludzkie istoty, to po pierwsze, po drugie Niemcy mieszkali blisko naszych baraków i bali się ewentualnych chorób. W obozie było wystarczająco dużo odzieży, dlatego też mogliśmy ją brać dla siebie i dzięki temu utrzymywać czystość. Byliśmy głodni. Czasami kradliśmy coś z transportu, ludzie przynosili czasami kawałek chleba lub czegoś tam, ale było to bardzo ryzykowne, ponieważ bardzo często, jak wracaliśmy do baraków Niemcy sprawdzali nas. Zazwyczaj sprawdzali nas, czy czegoś nie zabraliśmy, ale próbowaliśmy i często się nam to udawało, ale i tak najważniejszą rzeczą było to, że udawało się nam utrzymać czystość, dlatego mogliśmy zachować odwagę i chęć zrobienia czegoś. Sądziliśmy, że jeśli ktoś to zrobi i ucieknie, i będzie wyglądał normalnie, nie będzie o nic podejrzewany. Bez pasiaków, bez obciętych włosów, to był nasz plus, a oni nie przypuszczali, że myślimy o ucieczce i wzięciu odwetu. Jakiś oddział partyzancki zbliżył się do obozu i chciał nas wyzwolić lub coś innego, nie wiem o co chodziło, wiedzieliśmy, że są to partyzanci, w nocy usłyszeliśmy gwizdki i musieliśmy szybko wybiec na zewnątrz i stać przez dwie, trzy godziny w śniegu otoczeni przez karabiny maszynowe. Zamierzali, jeśliby partyzanci weszli, zastrzelić nas. Partyzanci odeszli, a my wróciliśmy do baraków. Po tym Niemcy otoczyli obóz minami. Wcześniej tego nie było. Byliśmy tak głęboko w lesie, że nikt nie mógł wiedzieć, co się tutaj dzieje.

Zaczęliśmy myśleć o powstaniu i zemście, to nas podtrzymywało na duchu, być może było to głupie, ale mimo wszystko dodawało nam odwagi, aby przeżyć, po prostu mogliśmy planować. Może i plany te nie były na początku nic warte, ale planowaliśmy to i widzieliśmy siebie na zewnątrz, widzieliśmy pozabijanych wszystkich nazistów i to dodawało nam codziennie sił. Chyba w lutym 1943 r. Leon [Lejb] Felhendler został wybrany z któregoś transportu. Byliśmy spokrewnieni. Opowiedzieliśmy mu, co tu się dzieje. Powiedział, że musimy stąd uciec. Zapytaliśmy jak, a on odpowiedział, że musi być jakiś sposób i uciekniemy stąd. Zaczęliśmy planować i spotykać się. Tylko w kilka osób, musieliśmy być bardzo ostrożni. Jeśli się powiedzie, to będzie wspaniale, jeśli nie, to dostaniesz kulkę w plecy, ale i to jest lepsze niż komory gazowe. Obiecałam sobie, że nigdy nie dam się zabrać do komory gazowej. Zacznę uciekać i zrobię to, a oni będą musieli stracić jedną kulkę.

Zaczęliśmy organizować powstanie, rozmawiać o tym i trzymało nas przy życiu to, że może byliśmy w stanie pomścić tych, którzy już tego zrobić nie mogli i zostali tutaj spaleni. Postanowiliśmy sobie, że bez względu na wszystko, przeżyjemy czy nie, to musimy coś zrobić, aby świat nie mógł mówić, że Żydzi zachowywali jak owieczki idące na rzeź. To nie jest prawda, to nie jest prawda. Widziałam wiele razy jak w obozie kobiety rzucały się na esesmanów i biły ich.

Powstanie w Sobiborze powiodło się. Inni próbowali, ale im się nie udało. To było jedyne udane powstanie. Ludzie zaczęli znowu walczyć. Walczyli wszędzie. To wszystko ciągle boli. Mimo ciągłego upływu czasu tych, co przeżyli to wszystko, wciąż boli. Planowaliśmy to przez cały czas, rozmawialiśmy o tym i mieliśmy gotowy plan. Był to właściwy czas, ponieważ myśleliśmy o czasie, kiedy Wagner miał wyjechać na wakacje. Dlatego czekaliśmy. W międzyczasie mieliśmy poznać plan ich urlopów. Wiedzieliśmy o wszystkim. Na 28 dni przed wyjazdem Wagnera na urlop Niemcy przyprowadzili do obozu radziecki oddział wojskowy. Na początku nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego? Ale później dowiedzieliśmy się, że są to Żydzi. Byli oddziałem partyzanckim i pozostawaliśmy w kontakcie z jednym z ich liderów, rozmawialiśmy z nim o naszych planach, o wiele rzeczy pytaliśmy jego, co dzieje się na zewnątrz, jak daleko jest front, co dzieje się w ogóle, opowiadał nam, co dzieje się dookoła, potrzebowaliśmy zachęty i on nam ją dał. Powiedziałam wtedy: „twój plan jest dobry i może zadziałać, musi zadziałać, musimy spróbować, nie mamy nic do stracenia”. Podjęliśmy decyzję o terminie, miało to być wtedy, kiedy Wagner wyjedzie, miało to być 13 października i na ten dzień musieliśmy być wszyscy gotowi. Zabrałam dwa swetry, ubrałam znowu swoje buty, płaszcz i chustkę, nie braliśmy ze sobą bagażu, nie wiedziałeś, co się będzie działo, oczywiście o ile to wszystko w ogóle się uda. Umówionego dnia do obozu przybyły jakieś oddziały wojskowe, nigdy coś takiego nie miało miejsca wcześniej. Myśleliśmy, że ktoś nas zdradził, ale wojsko to zaraz pojechało dalej. Powstanie przenieśliśmy na następny dzień na godzinę czwartą po południu. Każdy musiał zabić swojego esesmana, swojego strażnika w miejscu gdzie pracował. Zaczęło się, byłam posłańcem, zabijali ich, pięciu. Nie mogliśmy znaleźć Frenzla, druty pod napięciem zostały przerwane, linia telefoniczna była przerwana, myśleliśmy, że uciekł i poszedł po pomoc. Wszystko szło inaczej niż zaplanowaliśmy, każdy działał na własną rękę. Każdy biegł i skakał, gdzie tylko mógł. Może chociaż jednemu uda się przeżyć i będzie mógł opowiedzieć światu. Wielu ludzi wpadło w panikę. Wielu ludzi nie chciało uciekać. Ci, którzy uciekali, rozbiegli się we wszystkich kierunkach. Wskoczyłam na drabinę i kiedy byłam na górze, zauważyłam ciała ludzi na polu minowym. Zostałam postrzelona i upadłam na dół. Kiedy upadłam, uświadomiłam sobie, że mogę żyć i zaczęłam biec w kierunku drzew. Byłam między drzewami, zrobiłam to, udało się. Kiedy to wspominam, widzę ogień i ludzi, którzy tam zostali, Wzięliśmy rewanż. To, co działo się od tamtej pory, to już inna historia. Wciąż była wojna. Musiałam przeżyć jeszcze następne dziewięć miesięcy […]”[1.1].


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com