Wojna na niby o Koszalin. Sowieci zburzyli puste miasto tylko po to, by nakręcić propagandowy film

Kadr z propagandowego filmu nakręconego przez operatorów Armii Czerwonej w zdobytym Koszalinie. Działo samobieżne jedzie zrujnowaną, dzisiejszą ul. Zwycięstwa (Fot. domena publiczna)


Wojna na niby o Koszalin. Sowieci zburzyli puste miasto tylko po to, by nakręcić propagandowy film

Bogdan Stech


W marcu 1945 r. podczas walk garstki obrońców Koszalina z Armią Czerwoną miasto ucierpiało nieznacznie. Sowieci zburzyli je dopiero miesiąc później, by nagrać film propagandowy.

Zdobycie Koszalina (wówczas Köslin) w 1945 r. było strategicznie wydarzeniem doniosłym. Udany manewr sowieckich wojsk dowodzonych przez marszałka Konstantego Rokossowskiego rozciął Wybrzeże na pół, zamykając w gigantycznym kotle Gdańsk oraz resztki Prus Wschodnich i uwięzione tam rozbite wojska niemieckie.

Rokossowski pije morską wodę

4 marca radzieckie dywizje pancerne dotarły na brzeg Bałtyku, na zachód od jeziora Jamno. Marszałek Rokossowski, dowódca 2. Frontu Białoruskiego, otrzymał na dowód tego wydarzenia trzy butelki wody z Bałtyku. Jak donoszą kroniki, miał z nich pociągnąć łyk, po czym stwierdził: – Jest gorzka, słona i pachnie wodorostami.

Według różnych historyków walki w Koszalinie trwały nawet do 6 marca. Jednak przyjmuje się, że już 4 marca Koszalin zajęły jednostki 3. Samodzielnego Korpusu Pancernego Gwardii 70. Armii 2. Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej pod dowództwem generałów Panfiłowa i Romanowskiego. Tego samego dnia w Moskwie oddano z tej okazji salut z 224 dział.

Takie saluty oddawano podczas wojny ojczyźnianej tylko po zdobyciu ważnych miast. Koszalin za takie uznano, bo był ważnym ośrodkiem administracyjnym hitlerowskich Niemiec – siedzibą rejencji, która była pośrednią jednostką samorządu terytorialnego między powiatem a prowincją.

Zbieranina przeciw armii

W czasach PRL siły obrońców Koszalina raczej zawyżano. Chodziło o nadanie operacji wyższej rangi. Marszałek Rokossowski nie miał pod tym względem żadnych hamulców. W swoich wspomnieniach napisał, że miasta broniła dywizja SS, dwie dywizje piechoty, dywizja pancerna, dodatkowo wspierane przez dywizję policyjną.

– W 1989 r. wahadło przechyliło się w drugą stronę – mówi Krzysztof Urbanowicz, pasjonat historii Koszalina. – Siły obrońców miasta zaniżano. Pojawiły się opinie, że przed atakiem w mieście było zaledwie około stu osób z Volkssturmu. To też nieprawda.

Powołując się na źródła niemieckie, Urbanowicz przypuszcza, że obrońców Koszalina było niewiele ponad tysiąc. – Ale to wszystko opiera się na szacunkach. To był bardzo dynamiczny czas.

Kim w rzeczywistości byli obrońcy miasta?

– To była zbieranina. Trochę ochotników Francuzów z 33. Dywizji Grenadierów SS „Charlemagne”, a raczej niedobitków z tej jednostki. Później wycofali się do Kołobrzegu. Było tu też ok. tysiąca rekrutów węgierskich. I trochę policji, rezerwistów, członków Hitlerjugend oraz Volkssturmu – wylicza Urbanowicz.

Sowieci zaczęli atak na Koszalin od zajęcia Góry Chełmskiej, skąd obserwatorzy artyleryjscy mieli doskonały widok na miasto. Niemcy próbowali odbić górę, ale silny posterunek sowiecki dał im odpór.

Same walki nie były zbyt intensywne. Koszalin, choć był ważnym węzłem komunikacyjnym, nie był praktycznie przygotowany do obrony. Jej szefem był generał porucznik Aleksander von Züllow. Nakazał przygotowanie kilku barykad z powalonych drzew i niesprawnych samochodów. Obrona nie miała żadnej konkretnej linii. Były to raczej rozrzucone, pojedyncze gniazda oporu.

Armia Czerwona najpierw ostrzelała centrum Koszalina z artylerii, a później piechota za pomocą czołgów przeczesywała miasto i systematycznie likwidowała kolejne punkty oporu. Doświadczeni i dobrze wyposażeni żołnierze frontu białoruskiego nie mieli większych problemów z pokonaniem przeciwnika. Zdobywcy stracili jeden czołg i około 20 ludzi. W kolejnych dniach na drogach wylotowych z miasta, w okolicy Starych Bielic i Mścic, trwały jedynie drobne starcia z resztkami niemieckich wojsk.

Koszalin. Najbardziej oberwał dworzec

W tym opisie walk coś się jednak nie zgadza. Patrząc na współczesne centrum Koszalina, niemal całkowicie pozbawione starej zabudowy, można odnieść wrażenie, że walki były tutaj równie zażarte, jak w oddalonym o 45 km na zachód Kołobrzegu.

Z pewnością miasto ucierpiało podczas ostrzału artyleryjskiego. Dworzec kolejowy, który ze względów logistycznych był celem rosyjskich dział, stracił dwa boczne skrzydła, a dach głównej części został zniszczony (jego ruiny rozebrano w latach 50. XX w., do dziś w mieście działa dworzec „tymczasowy). Jednak krótkotrwały ostrzał nie był w stanie wywołać takich spustoszeń w mieście, jakie widzimy na powojennych zdjęciach.

Kiedy Koszalin został więc ogołocony z historycznej zabudowy? W czasie walk część budynków niewątpliwie ucierpiała. Stało się to głównie w wyniku ostrzału artyleryjskiego. Zachowały się jednak zdjęcia i film, na podstawie których możemy wnioskować, że miasto legło w gruzach dopiero po zajęciu go przez Sowietów.

Urbanowicz: – Na zdjęciach z czasu tuż po zdobyciu widać wyraźnie, że zabudowa wokół rynku zniszczona jest tylko w połowie. Miejsce, gdzie dzisiaj stoi nowy ratusz i zabudowa zachodnia, jest niezniszczone. Nawet szyby są całe. Zabudowa przy ul. Zwycięstwa zachowała się po walkach w całości. Na zdjęciach widać, że na tym odcinku uszkodzony jest zaledwie jeden dom. Ale kiedy pojawili się pionierzy polscy, to wszystko leżało już w gruzach.

Ul. Zwycięstwa w Koszalinie współcześnieUl. Zwycięstwa w Koszalinie współcześnie Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta

Tymczasowe wygnanie

Kiedy naprawdę koszalińskie stare miasto przestało istnieć? – Możemy to tylko wywnioskować, analizując wypowiedzi ludzi, którzy sami tego nie widzieli – mówi Urbanowicz. – A dlaczego tego nie widzieli? To jest najciekawsze.

Kilka tygodni po zajęciu Koszalina Rosjanie na kilka dni wypędzili całą niemiecką ludność – ok. 18 tys. osób, które nie uciekły z miasta.

– To pojawia się w wielu wspomnieniach. Zarządzenie władz radzieckich zmusiło wszystkich do opuszczenia domów i udania się w kierunku południowym – wyjaśnia Urbanowicz. – Np. niejaki pastor Rudnick wspomina, że to stało się pod koniec marca, a ludność cywilna powróciła dopiero w kwietniu

Co działo się w tym czasie? Miasto było ograbiane ze wszystkiego. Wywożono to, co Niemcy pozostawili w fabrykach i innych przedsiębiorstwach, żołnierze plądrowali też domy prywatne. Kiedy niemieckim cywilom pozwolono wrócić, zastali swoje mieszkania ograbione, a wiele nietkniętych wcześniej przez wojnę kamienic było już w gruzach.

Dziesięcioletni wówczas Heinrich, bohater reportażu Piotra Pytlakowskiego opublikowanego we wrześniu 2020 r. w „Dużym Formacie”, tak wspomina ten czas:

„Załadowano [Niemców] na ciężarówki i wozy konne, po czym wywieziono z miasta. Podróż trwała cały dzień. Po jej zakończeniu ludzi porozmieszczano w opuszczonych przez miejscowych domach, stodołach i pustych halach po jakiejś fabryce i radźcie sobie sami. Nie wolno było się oddalać. Po jakimś tygodniu znów załadowano ich na rozklekotane ciężarówki i przywieziono do Koszalina. Miasto wydawało się bardziej zniszczone, niż kiedy je opuszczali. Sporo domów spłonęło, ale budynek, w którym było [nasze] mieszkanie, ocalał. Po wejściu do środka mama załamała ręce. Mieszkanie zostało doszczętnie splądrowane. Ktoś zabrał meble, wyrwał zlewy, zniknęły sedes i karnisze znad okien. Został jedynie stolik z fotografią ojca. Była przewrócona i brudna, jakby ktoś oblał ją nieczystościami. A na środku pokoju leżał ludzki kał”.

Podpalona starówka Koszalina

W czasie gdy niemieckich mieszkańców nie było w mieście, propagandyści z Armii Czerwonej nakręcili film ze „zdobywania” Koszalina. Ponoć na życzenie najwyższych władz, może nawet Stalina. To właśnie przez ten film reszta koszalińskiej starówki przestała istnieć.

– To była taka symulacja walk. Rosjanie celowali w takich widowiskach od czasu rewolucji, kiedy to rzekome zdobywanie Pałacu Zimowego naprawdę zostało nakręcone dopiero rok później. W Koszalinie postąpiono podobnie.

Miasto zostało podpalone, a przy płonących kamienicach sunęły sowieckie czołgi, działa, ciężarówki. Całość miała wyglądać, jakby o Koszalin stoczono zażarte i krwawe walki. Języki ognia i tłusty czarny dym pośród gruzów wyglądają autentycznie na filmie, który można oglądać na YouTubie.

.

– Częściowo pewnie było też tak, że w myśl hasła „niemieckiego nie szkoda” żołnierze poszaleli sobie, strzelając do budynków – domyśla się Urbanowicz.

Ogarnęło nas przerażenie

Takie już zrujnowane miasto zastali pierwsi polscy osadnicy. W książce „Pionierzy Ziemi Koszalińskiej i ich wspomnienia” Janina Skalska wspomina pierwsze dni w nowym mieście:

„Sam Koszalin zrobił na nas smutne wrażenie. Dworzec był zniszczony, ulica Zwycięstwa w gruzach, rynek – same ruiny. Tak było aż do Urzędu Wojewódzkiego, który ocalał z wojennych zniszczeń i wyglądał jak dziś”.

W tej samej książce Krystyna Aftarczuk opisuje: „W czerwcu 1945 r. wysiadłyśmy na dworcu w Koszalinie. Ogarnęło nas przerażenie. Wypalony dworzec kolejowy, ulice pełne gruzów, stosy papierów na trudnych do przejścia ulicach, zniszczone domy w śródmieściu i grupy ludzi krążących pośród ruin w poszukiwaniu odzieży i żywności”.

Można przyjąć, że najwyżej połowa historycznej starówki została zniszczona w czasie rzeczywistych walk o miasto. Resztę podpalono i zniszczono już po jego zdobyciu. Dotyczy to tylko centrum. Boczne ulice zachowały się bez strat. To potwierdza tezę, że okolice rynku zniszczono dla potrzeb propagandy.

.

.

Koszalin nie był zresztą odosobnionym przypadkiem. 2. Front Białoruski nie miał litości dla niemieckich miast. W podobny sposób starówki zniszczone zostały w Słupsku, Sławnie czy Elblągu, który przeszedł to samo co Koszalin. Stamtąd również zachowały się zdjęcia, jak miasto płonie.

– Musiały powstać już po zdobyciu miasta. To była taka praktyka – mówi Krzysztof Urbanowicz. – Armia Czerwona nie była tak zdyscyplinowana jak zachodnie. Poza tym Rosjanie doskonale pamiętali, jak Niemcy zachowywali się u nich w kraju. Pałali żądzą zemsty. Byli też pod wielkim wpływem propagandy. Wszak Ilja Erenburg pisał: „Jeśli nie zabiłeś w ciągu dnia choć jednego Niemca, twój dzień jest stracony”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com