Archive | 2020/03/15

Koronawirus i permutacje cmoków

Koronawirus i permutacje cmoków

Irena Lasota


AdobeStock

Irena Lasota

Na świecie panuje gorączka koronawirusowa, w Polsce dodatkowo panuje jeszcze podniecenie zmianami kadrowymi, a ja siedzę na szezlongu w hoteliku w mieście Marakesz, w Maroku, w Afryce, i popadam w metafizyczną zadumę. Hotelik jest w czymś, co nazywa się „riad” – w budynku z zewnątrz niepozornym, a wewnątrz z zapierającą dech architekturą islamską, łukami, kolumnami, małymi fontannami lub czasem nawet niewielkim basenem i małymi pokojami, w których obecnie zamieszkują turyści, a kiedyś mieszkała rodzina miejscowego sidi, beja, emira czy nawet wezyra. Podobne domy można spotkać od hiszpańskiej Grenady aż po środkowoazjatycką Chiwę, a może i nawet dalej.

Właśnie w Chiwie podobny, chociaż dużo większy pałacyk należał do miejscowego chana; pokoi było dwadzieścia jeden, bo tyle ów chan miał mieszkanek haremu. W Maroku poligamia – do czterech żon – jest dozwolona, ale niezbyt często praktykowana. Obecny król, Mahomet VI, jest samotnym rozwodnikiem, którego chwalą za to, że zamknął (rozpuścił?) harem swojego ojca Hassana II.

W skromnym riadzie, gdzie piszę ten felieton, siedzę pod gołym niebem (z gwiazdami) i piję alkoholowego drinka, zagryzając bułką z serem i szynką – oba podane mi przez miłego pana, Marokańczyka. Może nie warto byłoby o tym pisać, gdyby nie to, że w momencie, gdy wgryzam się w bułkę, „odgłos izanu w cichym gubi się wieczorze”, jak pisał Adam Mickiewicz w „Sonetach krymskich”. Jan Bystrzycki w wydaniu z 1928 r. dał do tej linijki taki oto przypis: „Zewnątrz, po rogach świątyni, wznoszą się cienkie, wystrzelone w niebo wieżyczki, które minaretami, menaré, zowią; są one w połowie swej wysokości otoczone galerią, szurfé, z której miuezzinowie, czyli oznajmiciele, zwołują lud na modlitwę. To zwoływanie, wyśpiewane z galerii, zowie się izanem. Pięć razy na dzień, w oznaczonych godzinach daje się słyszeć izan ze wszystkich minaretów, a czysty i donośny głos miuezzinów przyjemnie rozlega się w powietrzokręgu miast muzułmańskich, w których, z powodu nieużywania kołowych pojazdów, szczególniejsza cichość panuje” (Sękowski, „Collectanea”).

W Maroku, zamieszkałym w 98 proc. przez muzułmanów, można bez kłopotów jeść wieprzowinę i pić alkohol, co nie oznacza, że Marokańczycy są gorszymi wyznawcami Allaha niż władze Iranu czy Arabii Saudyjskiej, które za zbrodnie konsumpcyjne mogą nawet odciąć głowę. Jedzenie wieprzowiny jest w islamie (jak i w judaizmie) podobno jednoznacznie zakazane, ale zakaz picia alkoholu jest interpretowany w zależności od tego, gdzie w danej surze postawiony jest przecinek. W Maroku, tak jak i w Azerbejdżanie czy w Turcji, człowiek sam decyduje o tym, co je czy pije, ale bliźniemu tego nie zabrania.

Na pewno możemy mówić o jednej niekwestionowanej wyższości islamu nad wszelką inną religią. Otóż muezzin pięć razy dziennie wzywa wiernych do modlitwy, a tenże wierny ma obowiązek się przed nią wymyć, a co najmniej umyć ręce, co, jak wiadomo, jest antidotum na pandemię. Może by ktoś zbadał, czy wśród praktykujących muzułmanów stopień rozchodzenia się koronawirusa jest mniejszy niż np. wśród prawosławnych czy buddystów. Oczywiście należałoby wziąć poprawkę na zwyczaje kulturowe. W Maroku powszechne jest wzajemne całowanie się, osobno kobiet i osobno mężczyzn, ale obie płcie robią to podobnie: jeden dłuższy cmok w jeden policzek i trzy krótkie cmoki w drugi – coś w rodzaju SOS alfabetem Morse’a. Byłam dwa dni temu w Casablance na imprezie, gdzie ponad 100 osób, prawie same kobiety, całowało się, wszystkie z prawie wszystkimi, i to dwa razy – na początek i na koniec zabawy. Ale też – z drugiej strony – wszystkie myły ręce między całowaniami; a z trzeciej – nie podawano alkoholu, który wedle niektórych morduje wirusy. Potrzebny jest wybitny epidemiolog statystyk, który obliczyłby permutacje wszystkich cmoków i prawdopodobieństwo, że ja – jedyna zresztą niemuzułmanka w tym towarzystwie – złapałam choćby katar.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The secret of Purim and Megilat Esther – opinion

The secret of Purim and Megilat Esther – opinion

SHMUEL RABINOWITZ


Historical events are composed of thousands of moments, occurrences and actions that form one event. But at the heart of that event there is always one moment which is special; a decisive point.

‘BECAUSE IT’S a megillah written in Safed, we chose the writing style of the Ari as our font.’ / (photo credit: DAVID BRIAN BENDER/COMPELLING PHOTOGRAPHY)

Historical events are composed of thousands of moments, occurrences and actions that form one event. But at the heart of that event there is always one moment which is special; a decisive point when everything turned around. So too in Megilat Esther, which we read every year in Israel and around the world. There is a single moment which, although hidden, reveals a profound and essential truth that relates to each and every one of us.

It is not by chance that the Megillah begins with a detailed and colorful description of the debauchery in the feasts held by Ahasuerus for his ministers and slaves. The strength of Ahasuerus’s kingdom is shown in all its glory over many verses. Imagine the fear of a young, Jewish girl who is taken against her will to this fancy palace.

“Esther did not reveal her nationality or her lineage, for Mordechai had ordered her not to reveal it.” Can you imagine her fear? No one knew who she was as she kept this huge secret in the king’s palace, a place filled with cunning plots and evil schemes. Her predecessor had been unhesitatingly executed, and she knew full well that she herself could be replaced at any moment with one of the hundreds of girls who had gathered in Shushan.

One event follows and leads to another. Did Vashti realize that her refusal to appear before the king would lead to Esther entering the palace? Did Bigtan and Teresh know that the revelation of their scheme would provide Mordechai the Jew a place of respect in the king’s court? Was Mordechai aware of the fact that his proud stance would lead Haman to request the extinction of all Jews from young to old, children and women? There’s a Jewish saying: “Man plans and God laughs.”

But all the trajectories end up meeting at one point in time, and everything changes for the good. After Ahasuerus and Haman publicize their plan for the “final solution” to the problem of the Jews of Persia and Media, Mordechai tears his clothes and goes to Esther, that same young woman whose reversal of fate made her the closest woman to the king at the most crucial moment for her nation, and demands that she implore the king to reverse his decree.

The frightened girl who walks the king’s court trying to preserve her own life now stands before a decision more difficult than any other. The first words heard from her in the Megillah that is named for her are a repetition of the palace rules, since her life depended on following them. “All the king’s servants and the people of the king’s provinces know that any man or woman who comes to the king, into the inner court, who is not summoned, there is but one law for him, to be put to death.”

Mordechai responds with a sentence that resonates until today; a sentence that poses before her, and before all its readers for the past 25 generations, a question that everyone should ask in his lifetime: “Who knows whether for a time like this you attained the kingdom?”

Here is where the Megillah story turns around. This is the moment when the collection of obscure events is revealed as a Divine plan. This is the moment when Esther returns to herself and to her nation, reconnects with the source of her strength and her mission. She tells Mordechai: “Go, assemble all the Jews.” Now, when she is connected to her nation and their destiny, this young woman who was taken to the king’s palace can become Queen Esther, turning her own bitter fate into a noble destiny on behalf of her nation and the generations to come.

Since then, Jews from around the world have had to ask Mordechai’s profound question. Who knows whether for a time like this we have attained the kingdom? We must ask ourselves and dedicate every moment in our lives, every accomplishment, every stance and every talent for the benefit of our nation and homeland.

This is the secret of Megilat Esther and of Purim. Each and every one of us has the power to change and shape the destiny of the entire Jewish nation and contribute toward its unity. There is no way to know why God has directed our lives as He has, but at any given moment, we must stop and ask ourselves: Who knows whether for a time like this I attained the kingdom?


The author is rabbi of the Western Wall and Holy Sites.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Dead Sea Scrolls fragments at DC museum are fake.

Dead Sea Scrolls fragments at DC museum are fake, its officials say

MARC BRODSKY/JTA


Fragments of the real Dead Sea Scrolls shown in 2003 / (photo credit: NORMAND BLOUIN/AFP VIA GETTY IMAGES VIA JTA)

The 16 Dead Seas Scroll fragments housed at the Museum of the Bible in Washington, D.C., are forgeries, museum officials said Friday.

“We’re victims — we’re victims of misrepresentation, we’re victims of fraud,” CEO Harry Hargrove said at an academic conference hosted by the museum, National Geographic reported.

A team of researchers led by an art fraud investigator issued a 200-page report saying that while the fragments may be made of ancient leather, the ink was from modern times and altered to look like the real Dead Sea Scrolls.

Most of the 100,000 real Dead Sea Scroll fragments lie in the Israel Museum in Jerusalem, and the report does not question their authenticity. Bedouins found clay jars in the West Bank’s Qumran caves in 1947 holding thousands of the parchment scrolls dating back more than 1,800 years, including some of the oldest surviving copies of the Hebrew Bible.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com