Wrzuć brednię na Wikipedię. Polscy nacjonaliści wciskają kit zagranicznym czytelnikom
Jan Grabowski
Tak wygląda wydrukowana w 2015 r. przez nowojorskiego artystę Michaela Mandiberga anglojęzyczna Wikipedia (Wikimedia Commons/ CC 3.0)
Specjalistka od krajów latynoamerykańskich tłumacząca realia życia w okupowanej Polsce podczas drugiej wojny światowej? Czemu nie? Ważne, że jest przypis. Tak działa technika fałszowania polskiej historii w Wikipedii.
Prof. Jan Grabowski – historyk, badacz Holocaustu; pracuje na University of Ottawa
W państwowych i lojalnych wobec władzy mediach słychać dziś, że „polska narracja historyczna” musi przebić się do „historycznej narracji światowej”. Martwili się o to zarówno prezydent Andrzej Duda, jak i premier Mateusz Morawiecki, a wtórowali im inni przedstawiciele nacjonalistów rządzących Polską. Do „przebijania” się oddelegowano MSZ, IPN, sklonowany z nim Instytut Pileckiego, zagraniczne Instytuty Polskie oraz finansowane przez państwo organizacje w rodzaju Polskiej Fundacji Narodowej czy też Reduty Dobrego Imienia.
Kto Żydom zazdrości Zagłady?
Jakiś czas temu izraelski dziennik „Haarec” opublikował artykuł Omera Benjakoba pt. „Rzekomy hitlerowski obóz śmierci: najdłużej trwające oszustwo Wikipedii” („The Fake Nazi Death Camp: Wikipedia’s Longest Hoax, Exposed”) pokazujący sposoby fałszowania historii na angielskich stronach Wikipedii. Izraelski dziennikarz przyjrzał się hasłu o KL Warschau, czyli o obozie koncentracyjnym przy ul. Gęsiej w Warszawie, w którym – w myśl powielanych w Polsce teorii – miały się mieścić komory gazowe, a w nich rzekomo zginąć miało 200 tys. Polaków. Powielanie tych głupstw miało w świadomości czytelników zwiększyć skalę „polskiego cierpienia”.
Zjawisko to, znane jest historykom Zagłady jako „Holocaust envy” (dosłownie: „pozazdroszczenie Holocaustu”), ma na celu „zrównanie” cierpienia własnej grupy narodowej czy etnicznej z tragedią Żydów. Występuje zresztą nie tylko w Polsce, rozpowszechnione jest też np. na Ukrainie. W wypadku hasła „KL Warschau” zafałszowywanie historii Zagłady przez polskich nacjonalistów trwało ponad 10 lat! Do trwałego fałszowania historii w Wikipedii nie trzeba wielkich pieniędzy, wystarczy kilku „oddanych sprawie”, którymi najczęściej powoduje ideologia. W tym wypadku – wojujący nacjonalizm. Osoby redagujące hasła w Wikipedii pozostają anonimowe, kryją się pod pseudonimami – jak pisał Omer Benjakob – np. „Volunteer Marek”, „Poeticbent” czy też „Piotrus”.
Przyjrzyjmy się technice fałszowania polskiej historii na stronach Wikipedii na podstawie analizy kilku haseł dotyczących stosunków polsko-żydowskich w czasie Zagłady – tematyki, której poświęciłem 20 lat pracy zawodowej.
Kto mordował w Jedwabnem?
Anglojęzyczny czytelnik szukający informacji o mordzie w Jedwabnem (hasło: „The Jedwabne pogrom”) już na wstępie dowie się: W pogromie udział wzięło przynajmniej 40 Polaków w obecności niemieckiej Policji Porządkowej (Ordnungspolizei – skr. ORPO). Dodatkowy udział niemieckiego Gestapo oraz paramilitarnych sił SS, a zwłaszcza oddziału egzekucyjnego z Einsatzgruppe B, jest przedmiotem naukowej debaty.
Wstęp do hasła jest o tyle ważny, że większość internautów poza niego nie wychodzi. Informacja o obecności Niemców z ORPO w dniu mordu poparta jest odsyłaczem do niepodpisanej noty wziętej ze strony internetowej Muzeum Polin.
Tymczasem żadnego posterunku ORPO w Jedwabnem wtedy nie było, a temat błędnych informacji na stronach Polinu to zagadnienie warte oddzielnego omówienia.
Zagładą polskich Żydów zajmuję się od dawna, ale nie jestem świadom, aby obecnie toczyła się debata naukowa, której uczestnicy dowodziliby „udziału” Einsatzgruppe B (która 10 lipca 1941 r. była pod Mińskiem) w mordzie w Jedwabnem. Owszem, wkrótce po ukazaniu się „Sąsiadów” Jana Tomasza Grossa spekulowano o obecności w miasteczku komanda Hermanna Schapera, ale od kilkunastu lat żadnych „debat naukowych” na ten temat nie było. No, ale „redaktorzy” Wikipedii nie muszą być zawodowymi historykami i zawracać sobie głowy faktami. Wystarczy, że sądzą, że się znają, a resztę załatwi ich patriotyzm, swoiście pojęta „polska racja stanu” oraz odsyłacz do byle źródła.
W wypadku hasła o Jedwabnem chodziło, rzecz jasna, o wytworzenie w cudzoziemskim czytelniku przekonania, że sprawcami mordu byli Niemcy, a (nieliczni) Polacy – co najwyżej ślepymi narzędziami w ich rękach.
Ilu Polaków pomagało Żydom?
W wypadku Jedwabnego o wielkich fałszach mowy być nie może – sprawa jest znana na świecie i zbyt bezczelne kłamstwa zostałyby wychwycone przez „obcoplemiennych” redaktorów. Sprawy wyglądają gorzej, gdy angielski czytelnik zapragnie dowiedzieć się z Wikipedii czegoś o Polakach odznaczonych przez Yad Vashem medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata (hasło: „Polish Righteous Among the Nations”).
Po zwyczajowym podkreśleniu, że Polacy stanowią najliczniejszą grupę wśród Sprawiedliwych, „redaktorzy” nabierają wiatru w żagle: Polacy podczas wojny ukrywali i pomagali setkom tysięcy Żydów. Uwiarygodnić tę informację ma przypis odsyłający do pracy amerykańskiego historyka Richarda C. Lukasa. Jego wydane kilkadziesiąt lat temu prace – choć chętnie cytowane przez polskich nacjonalistów – są pełne przeinaczeń i fałszów i nie są cytowane w poważnej literaturze naukowej.
Najważniejszą książką Lukasa jest „Zapomniany Holokaust” („The Forgotten Holocaust”) z 1986 r., w którym autor bez odniesienia się do materiałów z polskich, izraelskich czy niemieckich archiwów próbuje rozszerzyć pojęcie Holocaustu, aby objęło ono również Polaków. Dziś nazywamy to negacjonizmem Zagłady, a powoływanie się na Lukasa w 2020 r. jest nieporozumieniem. Już w 1987 r. David Engel (jeden z najwybitniejszych historyków Zagłady) stwierdził, że jego pisarstwo oparte jest na zniekształceniu, przeinaczeniu i nieścisłości (distortion, misrepresentation and innacuracy).
Ale „redaktorzy” Wikipedii wiedzą lepiej i – aby podeprzeć tezę o setkach tysięcy Polaków ratujących Żydów – odsyłają nas do 13. strony wydanej przez Lukasa w 1989 r. książki „Wprost z pożogi: Polacy wspominają Zagładę” („Out of the Inferno: Poles Remember the Holocaust”). To zbiór kilkudziesięciu wspominkarskich wypowiedzi opatrzonych wstępem przez Lukasa. To właśnie w tym wstępie natrafiamy na rewelacje, na których opiera się dziś Wikipedia: „Tak naprawdę” – powiedział mi jeden z moich polskich rozmówców, który przed śmiercią badał tę tematykę – pisze Lukas – „to liczba Żydów ukrywających się w Polsce, którym w większości pomagali Polacy – szła w setki tysięcy. Inny wiarygodny szacunek ocenia liczbę Żydów ukrywanych przez Polaków podczas niemieckiej okupacji aż na 450 000”.
Anglojęzyczny czytelnik dowie się też z tego hasła, że Richard C. Lukas ocenia, że aż do 1 000 000 Polaków było zaangażowanych w akcję pomocy [Żydom], ale niektóre szacunki mówią nawet o 3 000 000. W haśle są aż dwa odsyłacze do tej samej 13. strony dzieła „Out of the Inferno: Poles Remember the Holocaust”, które tym razem przedstawione jest jako recent research , czyli „nowe badania”. Dwa słowa – dwa kłamstwa… Ale czytamy dalej: Ocenia się, że dziesiątki tysięcy Polaków zostały zamordowane przez hitlerowców za niesienie pomocy Żydom, a 704 spośród nich zostało pośmiertnie odznaczonych medalami. Oczywiście informując o dziesiątkach tysięcy Polaków zamordowanych przez hitlerowców za niesienie pomocy Żydom, „redaktorzy” odsyłają nas – kolejny raz – do 13. strony dzieła Lukasa.
Ilu stracono szmalcowników?
Ze wstępu hasła „Szmalcownik” w angielskiej Wikipedii dowiemy się, że polskie podziemie uznawało szmalcownictwo za kolaborację z wrogiem i karało je śmiercią jako akt zdrady. A nieco dalej czytamy, że w Warszawie około 30 proc. wszystkich egzekucji z wyroku warszawskich Sądów Specjalnych stanowiły egzekucje na szmalcownikach. Dla historyków, którzy wiedzą, że na szmalcownikach (na terenie całego kraju!) wykonano nie więcej niż 10-15 wyroków (przy tysiącach innych), jest to niespodzianka.
„Redaktorzy” odsyłają nas do niedawno wydanej pracy amerykańskiego historyka J.D. Zimmermana, który pisze, że 30 proc. wyroków wydanych przez Sąd Podziemny na kolaborantów stanowiły wyroki na szmalcowników. I cytuje (szkoda, że niechlujnie) książkę Teresy Prekerowej z 1982 r. Jednak sięgając do niej, dowiadujemy się, że w Warszawie prowadzono przed CSS (Cywilnymi Sądami Specjalnymi) 200 spraw przeciwko SZANTAŻYSTOM I DONOSICIELOM [wyróżnienie moje], z których do sądu skierowano ok. 100. Warszawski CSS wydał po ich rozpatrzeniu 60-70 wyroków śmierci. W ok. 30 proc. dotyczyły one przestępców, których główną winą było prześladowanie Żydów.
Czyli nie chodzi o kolaborantów – jak pisze Zimmerman – lecz o szantażystów i donosicieli – a to znacznie węższa grupa. Mówimy wobec tego o 20-23 wyrokach, z których tylko nieliczne – jak przyznaje Prekerowa – zostały wykonane. Jeszcze raz podkreślę: w skali kraju stracono nie więcej niż 15 szmalcowników. Nie ma to wiele wspólnego z tekstem w Wikipedii.
Omawiając zjawisko szmalcownictwa, „redaktorzy” kilkakrotnie odsyłają nas do pracy Joanny Drzewienieckiej („Taniec ze śmiercią. Holistyczne podejście do ratowania polskich Żydów podczas Holocaustu” („Dance with Death: A Holistic View of Saving Polish Jews during the Holocaust”). Jak się bliżej przyjrzeć, to „holistyczne podejście” nie jest autorstwa pani Drzewienieckiej, lecz nieznanego historykom Jarosława „Jarka” Piekałkiewicza, który był – dowiadujemy się ze wstępu – nastoletnim członkiem polskiego podziemia.
Pani Drzewieniecka, która – jak sama twierdzi – niewiele wie o polskiej historii, książkę jedynie redagowała, a specjalizuje się w krajach latynoamerykańskich.
Jednak z powodów osobistych jest zainteresowana książką: jej rodzice walczyli w polskim wojsku podczas wojny, a dalsi krewni zginęli. A więc… Nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera.
Czytamy dalej, że Władysław Bartoszewski twierdził, iż wyroki na szmalcowników nie miały większego wpływu na opanowanie tej plagi. Lecz „redaktorzy” nas uspokajają, bo Joanna Drzewieniecka podaje dwa przykłady, z których wynika, że ofiary sądziły, że te egzekucje odstraszyły przynajmniej niektórych szmalcowników.
Nazwanie „Holistycznego podejścia…” amatorszczyzną byłoby obrazą dla amatorszczyzny. W Wikipedii praca ta jest jednym z podstawowych źródeł uwiarygodniających nieprawdziwe informacje w opisie jednego z bardziej haniebnych zjawisk okupacyjnej rzeczywistości. Hasło ozdabiają skany ulotek o wykonanych wyrokach, które mają przekonać, że karanie szmalcowników było jednym z priorytetów polskiego podziemia – co jest zwykłym nadużyciem. Z badań opartych na dokumentach oraz relacjach polskich i żydowskich wynika, że szmalcownicy szantażowali Żydów praktycznie bezkarnie. Podziemie reagowało dopiero wtedy, gdy zaczynali interesować się ludźmi zaangażowanymi w konspirację. Piszę to z pełnym przekonaniem, gdyż jestem autorem jedynego naukowego opracowania poświęconego szmalcownikom.
Kogo bali się Sprawiedliwi?
Czytając hasło „Ratowanie Żydów przez Polaków w czasie Holokaustu” („Rescue of Jews by Poles during the Holocaust”), dojdziemy do wniosku, że Polacy są narodem wyjątkowym, w odróżnieniu od innych naturalnie czyniącym dobro. Z podrozdziału „Tło wydarzeń” („Background”) dowiemy się m.in., że Polakom ratującym Żydów zagrażali niechętni sąsiedzi, polsko-niemieccy Volksdeutsche, pro-hitlerowscy Ukraińcy, jak również szantażyści znani jako szmalcownicy razem z żydowskimi kolaborantami tzw. Żagiew i „13”. Katolickich ratujących zdradzali również pod przymusem Żydzi schwytani przez niemiecką policję i przez Gestapo w wyniku czego hitlerowcy wymordowali całe polskie siatki pomocy.
Przesłanie tego akapitu jest jasne: Polacy ratowali, a głównym zagrożeniem dla nich byli niezdefiniowani narodowo „sąsiedzi”, folksdojcze, prohitlerowscy Ukraińcy, pozbawieni przynależności narodowej szmalcownicy oraz sami Żydzi – działający pojedynczo bądź w sposób zorganizowany.
W jaki sposób żydowska „13” (Urząd do Walki z Lichwą i Spekulacją) kierowana przez Abrahama Gancwajcha, która działała w getcie warszawskim przed wielką wywózką z lata 1942 r., mogła szkodzić Polakom ratującym Żydów po likwidacji getta – tego „redaktorzy” nie wyjaśniają. Odsyłają za to do pracy niejakiego Wacława Zajączkowskiego z 1988 r. pt. „Chrześcijańscy męczennicy miłosierdzia” („Christian Martyrs of Charity Washington, D.C.: S.M. Kolbe Foundation). To nie jest w żadnym wypadku książka naukowa, nie cytują jej poważni badacze, a jej autor, niegdyś jezuita, który po wojnie pozostał na emigracji, nie kryje, że napisał ją po to, żeby dać odpór tym, którzy szkalują naród polski „pod kodem antysemityzmu”. Jest to po prostu kolejna hagiografia złożona na ołtarzu polskiego męczeństwa.
Gdyby jednak angielski czytelnik nadal miał wątpliwości co do polskiego poświęcenia, ofiarności i empatii, to nieco dalej dowie się, że Polacy pomagający Żydom stawiali czoła ogromnym zagrożeniom nie tylko ze strony niemieckich okupantów, ale również ze strony ich własnych wieloetnicznych współziomków, wliczając w to polsko-niemieckich Volksdeutschów oraz polskich Ukraińców, spośród których wielu było antysemitami, którzy moralnie się zatracili podczas wojny.
Wszystko jasne: ratowali Polacy, wydawali folksdojcze oraz Ukraińcy-antysemici. O tym, że największym zagrożeniem dla Polaków ratujących Żydów byli inni Polacy – nie ma słowa. A na poparcie kłamstw i zafałszowań Wikipedia odsyła nas na stronę… polskiego MSZ.
Czerpanie wiedzy na temat stosunków polsko-żydowskich w czasach Zagłady z tego źródła przypomina dziś szukanie informacji o pakcie Ribbentrop-Mołotow na stronach rosyjskiego MSZ.
Na koniec angielski czytelnik dowie się, że Polska była jedynym krajem, gdzie Niemcy wprowadzili karę śmierci za ukrywanie Żydów. To kolejne kłamstwo powtarzane w polskiej propagandzie historycznej, gdyż kara śmierci za pomoc Żydom obowiązywała też na Ukrainie, Białorusi i innych terenach wschodnich, czyli tam, gdzie Żydów było najwięcej. Mimo tak surowej kary Żydom pomagało – czytamy w Wikipedii – milion Polaków, choć według niektórych szacunków było ich aż trzy miliony (!). A jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, wystarczy zerknąć – idąc za kolejnym odsyłaczem – na słynną 13. stronę dzieła Lukasa.
W konstrukcji wszystkich tych haseł przewijają się te same pseudonimy: „Piotrus”, „Volunteer Marek”, „Poeticbent” czy „Nihil Novi”.
Czy „redaktorów” obchodzi prawda?
Wszystko to zakrawałoby na kpinę, gdyby nie fakt, że Wikipedia niepostrzeżenie zastąpiła normalne encyklopedie, ma więc duże pole rażenia z trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. Informacje zweryfikowane przez naukowe autorytety, specjalistów zajął głos anonimowych dyletantów nieraz powodowanych trybalnymi instynktami. Nacjonalistyczny najazd na Wikipedię nie dotyczy tylko haseł historycznych; z równą pasją skierowany jest na – jak to ujął krakowski historyk Andrzej Nowak – ludzi nienawidzących naszej wspólnoty narodowej. Według prof. Nowaka można do nich zaliczyć przedstawicieli tzw. Nowej Szkoły Holokaustu, do której mam zaszczyt należeć.
W moim wypadku z angielskiej Wikipedii można było do niedawna wywnioskować, że wcale nie jestem Polakiem, bo mój ojciec był asymilowanym Żydem, a matka jest pochodzenia białorusko-ukraińskiego. Innym nielubianym przez władzę historykom dostało się jeszcze gorzej. Nie muszę dodawać, że współtwórcami „mojego” hasła byli niektórzy wzmiankowani „redaktorzy”.
Jakie nasuwają się wnioski?
Przede wszystkim, że system powszechnej obywatelskiej weryfikacji, na którym oparta jest Wikipedia, zawodzi w wypadku tematów, w których nacjonalizm i trybalizm triumfują nad rozumem, rozsądkiem i chęcią poznania.
Po drugie, że do zafałszowania historii wystarczy kilku dyletantów uzbrojonych w znajomość angielskiego oraz w odpowiednią ideologiczną motywację.
Po trzecie, że dla „redaktorów” Wikipedii jakość cytowanych prac nie ma znaczenia tak długo, jak długo można się podeprzeć odnośnikiem, choćby najgorszej proweniencji. Częstym procederem jest zestawienie informacji niewiarygodnej, pobranej ze „skażonego” źródła, z wziętą z poważnych pism czy publikacji naukowych. W ten sposób mamy „dwa różne punkty widzenia”, a prawda pewnie leży gdzieś po środku – zdają się sugerować „redaktorzy”.
Czy przekonywać nawróconych?
Terenem ich działania – o dziwo – jest nie polska, lecz angielska Wikipedia. Na zdrowy rozsądek dla naszych nacjonalistów najbardziej naturalnym terenem działania powinien być rodzimy język. Jednak zasięg rażenia angielskiej Wikipedii jest nieporównanie większy. Temat Zagłady to jedyny fragment polskiej historii, który kogokolwiek za granicą obchodzi. A zarazem jedyny, który jest własnością świata – gdyż Holocaust stał się smutnym dziedzictwem całej ludzkości. Wojna o pamięć toczona przez polskich nacjonalistów na tym gruncie nie powinna więc nikogo dziwić.
W polskiej Wikipedii powyższe hasła są przedstawione w sposób o wiele bardziej obiektywny, bez absurdów i przekłamań. Na rodzimym gruncie poddawane są po prostu dość rygorystycznej kontroli przez historyków, ludzi znających literaturę fachową i fakty. Tymczasem w angielskiej wersji „redaktorzy” mogą je naginać i wypisywać głupstwa, słusznie zakładając, że mało komu będzie chciało się prowadzić wojny, które są najczęściej wojnami polsko-polskimi. Na polskim terenie nacjonaliści mają już rząd dusz, czy więc warto marnować czas i środki – tu odwołam się do amerykańskiego przysłowia – „aby wygłaszać kazania do nawróconych”? Bo przecież w naszym społeczeństwie istnieje ponadpartyjny konsensus, zbudowany na miłym przeświadczeniu, że podczas okupacji społeczeństwo polskie – jak twierdzi prezydent Duda oraz były prezydent Bronisław Komorowski – zdało egzamin z moralności. A jak ktoś ma inne zdanie – to niech sobie spojrzy na 13. stronę dzieła Richarda C. Lukasa.
Przestrzegam studentów przed korzystaniem z Wikipedii i radzę sięgać po papierowe encyklopedie.
Nie mam jednak złudzeń – jej hasła są pierwszymi, które pojawiają się na ekranie komputera każdego internauty. Waham się użyć zwrotu „regulacja prawna”, ale z panoszącym się kłamstwem trudno będzie inaczej wygrać. Być może nadszedł czas, żeby instytucje ponadnarodowe, ogólnoeuropejskie (bo o polskich aż strach wspomnieć) przyjrzały się Wikipedii z bliska. Fake news mają się tam świetnie, a jak wielką groźbą są dla demokracji, wielokrotnie już się przekonaliśmy.
Powyższe przykłady fałszowania historii dotyczą stosunków polsko-żydowskich w czasie Zagłady. Ale nie łudźmy się – to samo może dotyczyć każdego zagadnienia, każdej tematyki wzbudzającej pasje, gniew czy wywołującej zainteresowanie polityków. Właśnie odkurzyłem 20 tomów encyklopedii Meyera, które dostałem w spadku po dziadku i które stały od lat nieużywane w rodzinnej bibliotece. Korzystając z niej, mam pewność, że hasła nie zmienią się jutro nie do poznania. I mam gwarancję, że nie natrafię na twórczą działalność „Piotrusia”, „Nihil Novi” czy „Volunteer Marka”.