Archive | 2022/10/24

Klątwa Fortu Legionów. Liczba ofiar może sięgać setek

Siedziba Centralnego Archiwum Wojskowego w Forcie Legionów w Warszawie (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)


Klątwa Fortu Legionów. Liczba ofiar może sięgać setek

Andrzej Brzeziecki


Niemcy schwytali stu agentów wywiadu strategicznego i kilkuset wywiadu płytkiego. Gestapo aresztowało ich w domach, w pracy oraz w przypadku żołnierzy w jednostkach Wehrmachtu.


Jak to możliwe, że jedna z największych tajemnic II Rzeczpospolitej tak łatwo wpadła w ręce Niemców? Teczki z Fortu Legionów, które przejął okupant, stały się przyczyną śmierci wielu ludzi. Po wojnie służyły zaś komunistom do prześladowań „dwójkarzy”.

Gdy nad ranem 31 stycznia 1940 r. gestapo zapukało do drzwi mieszkania Wiktora Katlewskiego, ten zapewne nie spodziewał się, że właściwie to puka do niego śmierć. Był przykładnym obywatelem III Rzeszy, miał kochającą żonę i dobrą pracę urzędnika. Co więcej, kontuzja, której nabawił się przed laty, chroniła go przed frontem. A jednak…

W mieszkaniu Wiktora i jego żony Käthe znaleziono blisko pięć tysięcy marek, „aparat Leica, dalsze dwa aparaty fotograficzne, sprzęt powiększający oraz dużo innego sprzętu fotograficznego” – jak potem ustalił sąd. To nie pozostawiało wątpliwości co do zajęcia, jakim trudnił się Katlewski – był on bowiem szpiegiem. Polskim szpiegiem.

Sąd Wojenny Rzeszy pół roku później skazał go na karę śmierci; wykonano ją 19 sierpnia 1940 r. Käthe została uniewinniona – w czasie procesu wyparła się męża i współpracowała z prokuratorem.

Na karę śmierci skazany został także Konrad Smoczyński, krewny Katlewskiego. Śledztwo ustaliło, że to właśnie Smoczyński skontaktował Katlewskiego z polskim wywiadem. Smoczyński zginął tego samego dnia.

A jeszcze trzy lata później Witold Langenfeld, były pracownik bydgoskiej ekspozytury Oddziału II, a obecnie wysoki oficer polskiego wywiadu na uchodźstwie i najbliższy współpracownik majora Jana Henryka Żychonia, przekonywał, że agent „Wiktor” wciąż żyje i szukane są możliwości dotarcia do niego.

Major Żychoń zadbał o swoich ludzi

Jako księgowy z Urzędu Uzbrojenia Kriegsmarine Katlewski przed wojną wynosił z pracy cenne dokumenty i przekazywał je Polakom. Materiały obejmowały również informacje o niemieckich bateriach nabrzeżnych. Już w czasie wojny alianckie naloty prowadzone były na podstawie tych wiadomości. O śmierci Katlewskiego Polacy dowiedzieli się dopiero w połowie 1943 r. od Brytyjczyków, którzy zdobyli materiały na jego temat w północnej Afryce, przejąwszy dokumenty niemieckich sztabowców.

Henryk Jan ŻychońHenryk Jan Żychoń  Domena publiczna

Wiktor Katlewski i Konrad Smoczyński nie byli jedynymi polskimi agentami, którzy zapłacili najwyższą cenę za współpracę z Oddziałem II. Liczba „ofiar Fortu Legionów” sięga setki, a może setek ludzi.Ochrona własnych agentów to kluczowe zadanie każdego wywiadu: należy dołożyć

wszelkich starań, by informacje o ich pracy nigdy nie dostały się w ręce wrogich państw. Major Jan Henryk Żychoń, w latach 1930-39 szef bydgoskiej ekspozytury Oddziału II, wiedział o tym doskonale. Dlatego we wrześniu 1939 r., wycofując się zgodnie z rozkazem z Bydgoszczy, a potem opuszczając Polskę, zniszczył materiały ekspozytury. Paląc dossier agentów, ratował ich życie. Wiedział też, że wielu z nich może się jeszcze przydać – byli przecież włączeni do sieci tworzonych na wypadek wojny.

Niemcy próbowali zdobyć dokumentację bydgoskiej ekspozytury. Gdy tylko 5 września weszli do miasta, natychmiast specjalna jednostka Einsatzkommando 1/IV (należąca do Einsatzgruppe IV), ze Sturmbannführerem SS Helmutem Bischoffem na czele, zajęła dawną siedzibę ekspozytury nr 3. Niemcy wtargnęli do budynku. Gmach był zupełnie pusty. „Pozostały tylko szafy żelazne otwarte bez kluczy” – pisał Żychoń. Przy innej okazji dodawał, że „w kasach placówki pozostał tylko czysty papier i ołówki”.

Także swoje mieszkanie służbowe Żychoń starannie opróżnił. Jedynie na biurku zostawił wizytówkę z nadrukiem „Jan Żychoń. Major W.P.”, a na wizytówce dopisał: „Götz von Berlichingen”. Niemcy dobrze znali tę postać, uwiecznioną przez Johanna Wolfganga Goethego w dramacie o takim właśnie tytule. Gottfried von Berlichingen był XVI-wiecznym rycerzem, symbolem honoru, odwagi i walki do samego końca, któremu wielokrotnie udawało się wyrwać ze szponów śmierci.

Götz von Berlichingen na stalorycie z 1848 r., którego autorem był Albrecht Fürchtegott Schultheiss (1823-1909)Götz von Berlichingen na stalorycie z 1848 r., którego autorem był Albrecht Fürchtegott Schultheiss (1823-1909)  Albrecht Fürchtegott Schultheiss, Public domain, via Wikimedia Commons

Żychoń „chciał wysłać swoim przeciwnikom sygnał, iż jego żywiołem jest walka i nie poniecha jej bez względu na zmienne koleje losu” – pisał w jednej ze swych prac historyk Wojciech Skóra. Niemcy musieli przyznać, że Żychoń znów wystrychnął ich na dudka.

Abwehra czy SD?

Paląc archiwum bydgoskiej ekspozytury, major Żychoń był pewien, że analogiczne dokumenty znajdujące się w Warszawie spotkał ten sam los. Niestety – Niemcy przejęli je wszystkie. Przez lata kwestia, jak do tego doszło, frapowała historyków.

Archiwum Oddziału II Sztabu Głównego było przechowywane w Forcie Legionów – dawnej części umocnień zbudowanych przez Rosjan wokół Warszawy. Po 1918 r. część konstrukcji wyburzono, ale jeden z fortów „Włodzimierz” – nazwany teraz Fortem Legionów – przeznaczono na składnicę akt wojskowych.

Archiwum Oddziału II było częścią wielkiego zbioru dokumentów. Częścią najbardziej istotną – zawierało wrażliwe dane, w tym dossier agentów wywiadu.

Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie - wnętrze magazynu z aktami, 1931 r.
Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie – wnętrze magazynu z aktami, 1931 r.  fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Niestety, do 1 września 1939 r. nie wydano żadnych instrukcji, co należy zrobić z tymi dokumentami.

Trudno w to uwierzyć, ale im bliżej było wojny, tym mniej uwagi poświęcano archiwum.

Oddział II, zajęty aferą Sosnowskiego, roszadami personalnymi, postawieniem w marcu w stan czujności, po prostu zlekceważył sprawę. Gdy trwały już walki o Warszawę, w chaosie najpewniej… zapomniano o cennych dokumentach.

Warszawa skapitulowała 27 września 1939 r. i Niemcy natychmiast zaczęli szukać materiałów Oddziału II. Dokumentów szukały specjalne grupy Abwehry. Jak pisze Oskar Reile, jeden z oficerów Abwehry, w siedzibie Oddziału II w Pałacu Saskim: „szafę po szafie otwierali specjaliści. Prawie wszystkie były puste”.

Reszta opowiadania Reilego brzmi wręcz niewiarygodnie. Otóż pewien kapitan Abwehry wybrał się na spacer i dotarł do Fortu Legionów. Na miejscu, wiedziony wrodzoną ciekawością, zajrzał do środka i zaniemówił, gdyż „w dużym pomieszczeniu na wielu zapełnionych regałach leżały wielkie paki z napisami: «Attaché wojskowy w Tokio», «Attaché wojskowy w Rzymie i w Paryżu», «Ekspozytura Bydgoszcz»”. Według Reilego trzeba było aż sześciu ciężarówek, by wywieźć ów szpiegowski skarb. Oczywiście wkrótce każda paczka i każda teczka zostały dokładnie przeanalizowane, co „doprowadziło do aresztowania ponad stu osób, które pracowały dla polskiego wywiadu”.

Inną wersję przedstawił w swych wspomnieniach Walter Schellenberg, zastępca szefa kontrwywiadu SD i wówczas wschodząca gwiazda tej służby. Zgodnie z jego relacją to SD – a dokładnie Einsatzkommando 2/IV (druga jednostka Einsatzgruppe IV operującej w Polsce) – na początku października 1939 r. dotarła pierwsza do Fortu Legionów.

Walter Schellenberg (1910-1952) - SS-Brigadeführer, wyższy funkcjonariusz SS, szef wywiadu Sicherheitsdienst (SD)Walter Schellenberg (1910-1952) – SS-Brigadeführer, wyższy funkcjonariusz SS, szef wywiadu Sicherheitsdienst (SD)  Bundesarchiv, Bild 101III-Alber-178-04A / Alber, Kurt / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 DE , via Wikimedia Commons

Niemcy już na długo przed inwazją przygotowywali swoje Einsatzgruppen do działania za linią frontu; miały one zwalczać wszelkie przejawy oporu, rekwirować broń i aresztować osobny podejrzane. Miały też zabezpieczyć archiwalia. Były odpowiedzialne także za bestialskie mordy.

Sto wagonów

Historyk Aleksander Woźny, badacz dziejów Oddziału II, jest zdania, że to właśnie Walter Schellenberg, a nie Oskar Reile, napisał prawdę. Trudno powiedzieć, z czego wzięły się rozbieżności. Może to efekt rywalizacji obu niemieckich służb wywiadowczych?

Tak czy inaczej, obie historie zawierają clou sprawy: dokumenty zostały pozostawione przez Polaków, Niemcy do nich dotarli i wszystko skończyło się tragicznie dla współpracowników polskiego wywiadu. Schellenberg wspominał potem, że „ilość informacji, zebrana przez Polaków, a dotyczących zwłaszcza produkcji zbrojeniowej Niemiec, była zdumiewająca”.

W Forcie Legionów zalegały również akta personalne oficerów, w tym służących w Oddziale II. To też był nie lada skarb. Ponadto w ręce okupanta dostały się dokumenty radiowywiadu, także te związane z pracami nad złamaniem kodu Enigmy, a wśród nich informacje o matematykach próbujących pokonać niemiecką maszynę szyfrującą. Szczęśliwie byli oni już wtedy we Francji, poza zasięgiem Niemców, którzy przechwycili ponadto dokumenty Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, akta oddziałów Sztabu Głównego, papiery gabinetu ministra spraw wojskowych, różnych instytucji naukowo-badawczych i zakładów zbrojeniowych…

W sumie potrzebowali blisko stu wagonów, by cały ten materiał wywieźć.

Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie - wnętrze magazynu z aktami, 1931 r.
Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie – wnętrze magazynu z aktami, 1931 r.  fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wśród akt Oddziału II najbardziej istotna była kartoteka z danymi współpracowników.

Niemcy schwytali stu agentów wywiadu strategicznego i kilkuset wywiadu płytkiego.

Gestapo aresztowało ich w domach, w pracy oraz w przypadku żołnierzy w jednostkach Wehrmachtu.

Jedną z pierwszych ofiar Fortu Legionów był bliski współpracownik majora Jerzego Sosnowskiego, Günther Rudloff z Abwehry. Sosnowski szpiegował Niemców w Berlinie na przełomie lat 20. i 30. XX w. Wpadł w 1934 r. Polak zdołał jednak uchronić Rudloffa w trakcie przesłuchań. Teraz Niemcy poznali wreszcie prawdę. Rudloff miał się więc dobrze, ale tylko do grudnia 1939 r., kiedy to został aresztowany i trafił do berlińskiego więzienia Tegel, gdzie pozwolono mu na honorowe wyjście z sytuacji: w lipcu 1941 r. popełnił samobójstwo.

„Byłem bezsilny”

Przyszła kolej na współpracowników bydgoskiej ekspozytury nr 3 Oddziału II, która ze wszystkich placówek polskiego wywiadu najbardziej dała w kość Niemcom przed wojną. Major Marian Włodarkiewicz, jeden z oficerów ekspozytury, który w latach 30. XX w. kierował m.in. placówką polskiego wywiadu w Gdańsku, a w 1941 r. został aresztowany przez gestapo, wspominał, że podczas przesłuchań Niemcy pokazali mu dossier jego agentów: „Przez 7 i pół miesięcy wałkowali ze mną te papierki, a ja byłem bezsilny z wściekłości wobec takiego nawału dowodów mej pracy, której nie mogłem negować, bo to by było idiotyzmem”.

Niemcy poznali personalia współpracowników polskiego wywiadu.

Najważniejszą agentkę majora Żychonia: Paulinę Tyszewską, jej partnera i oficera Abwehry Reinholda Kohtza oraz krewnych Tyszewskiej Franciszkę i Brunona Bruckich, którzy pomagali polskiemu wywiadowi, aresztowano, podobnie jak Rudloffa, w grudniu 1939 r. W marcu 1941 r. Tyszewska i Bruccy zostali ścięci toporem. Kohtz dostał pięć lat.

Według Oskara Reilego podobny los spotkał ponad setkę Polaków i Niemców współpracujących z Oddziałem II. Według innych źródeł aż 430 Niemców związanych z polskim wywiadem trafiło na salę sądową.

Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie, 1931 r.
Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie, 1931 r.  fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Aresztowano także pocztowców i kolejarzy związanych ze słynną operacją „Wózek”, czyli wykradaniem niemieckiej poczty z pociągów jadących przez polskie terytorium z centrum Rzeszy do Gdańska i Prus Wschodnich. Akcja „Wózek” przez lata dostarczała gros informacji o Niemczech, była jednym z największych wywiadowczych sukcesów Jana Henryka Żychonia i jego ludzi, a więc całego Oddziału II.

Na śmierć skazani zostali między innymi kaszubscy działacze Piotr Gostomski, Antoni Schröder i Leon Cyra. Stracony został także szczeciński nauczyciel Maksymilian Golisz. O szczęściu mógł mówić kapitan Stefan Śliwiński, jeden z ludzi Żychonia odpowiedzialnych za akcję „Ciotka” (wcześniejsza nazwa akcji „Wózek”): w 1944 r. skazano go na dożywocie. Inni „ciotkarze” ginęli podczas przesłuchań. O losie współpracowników Żychonia rozstrzygały najczęściej Sąd Wojenny Rzeszy albo Trybunał Ludowy – od wyroków tej drugiej instytucji nie przewidziano możliwości odwołania.

Trochę inaczej potoczyły się losy Czesławy Bociańskiej – grającej na dwa fronty pięknej agentki, polskiej Mata Hari. Jej biografia to materiał na film.

W 1931 r. Bociańska na zlecenie Oskara Reile miała uwieść, otruć i uprowadzić Żychonia, ale ostatecznie posłużyła Polakom do skompromitowania Abwehry. Później wysłana została przez Oddział II do Berlina, gdzie miała szukać informatorów. Wedle stworzonej legendy do Niemiec przyjechała na kursy kosmetologiczne, ale jej zadaniem była infiltracja środowisk narkomanów i poszukiwanie tam oficerów gotowych zdradzić tajemnice Niemiec w zamian za pieniądze na narkotyki albo pod groźbą szantażu. Misja nie przyniosła spodziewanych efektów, lecz po powrocie do Polski Bociańska odnalazła się jako pracownica salonu kosmetycznego. Po zajęciu stolicy przez Niemców w 1939 r. zaczęła się obracać w ich środowisku. Miała nawet niemieckiego narzeczonego oraz dobre kontakty w szarej strefie: wśród przemytników, handlarzy walutą i deficytowymi towarami. Dostała pracę w niemieckiej policji i złożyła podanie o wpisanie jej na volkslistę. Uważała się za obywatelkę III Rzeszy, mówiła świetnie po niemiecku.

W maju 1940 r. gestapo zainteresowało się kobietą posługującą się dokumentami wystawionymi na Littę Heller. Dzięki zdobyczom z Fortu Legionów ustalono, że Litta Heller to Czesława Bociańska, była wieloletnia agentka znienawidzonego i poszukiwanego majora Żychonia. Teraz podejrzewano, że dalej kobieta pracuje dla polskiego wywiadu i dlatego wkręciła się w niemieckie środowisko. Bociańską została aresztowana w sierpniu 1940 r. Śledztwo przeciw niej ciągnęło się dwa lata, gdyż jej sprawa była skomplikowana, a Bociańska potrafiła wyprowadzać przesłuchujących w pole. Gestapo przesłuchało wielu ludzi związanych z Bociańską, w tym jej byłych kochanków z Berlina. Sama oskarżona w śledztwie zapewniała, że czuje się Niemką. Trybunał Ludowy okazał się dla niej łaskawy: dostała „tylko” dziesięć lat w więzieniu o zaostrzonym rygorze.

W latach 80. XX w. piszący o Bociańskiej Wiktor Lemiesz zaznaczał, że dotycząca jej dokumentacja kończy się z początkiem 1943 r. – „dalsze jej losy nie są znane. Nie wiadomo nawet, czy przetrwała do końca wojny”. Tymczasem, o czym Lemiesz wtedy nie wiedział, w 1973 r., jako Czesława Bociańska-Pocieszek, kobieta zeznawała przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich. Twierdziła, że angażowała się w działalność Związku Walki Zbrojnej, a nawet, że była łączniczką generała Stefana Grota-Roweckiego – wojskowego przywódcy polskiego podziemia.

Gen. Stefan RoweckiGen. Stefan Rowecki  Fot. domena publiczna

Wiadomo skądinąd, że oficerowie gestapo, którzy ją przesłuchiwali, byli zaangażowani w rozpracowywanie polskiego podziemia. SS-Untersturmführer Erich Merten pojawia się w biografii Bociańskiej jako przesłuchujący ją gestapowiec, a w biografii Grota-Roweckiego jako ten, który generała rozpracował i aresztował.

Operacja „Targowica”

Koniec wojny nie oznaczał wcale końca problemów oficerów i agentów Oddziału II. Materiały zdobyte przez Niemców przejęły służby radzieckie, które później przekazały je służbom komunistycznej Polski. Urząd Bezpieczeństwa rozpoczął na podstawie tych dokumentów ogólnopolską akcję pod wszystko mówiącym kryptonimem „Targowica”.

„Targowica” miała na celu wytropienie i eliminację z życia publicznego byłych oficerów Oddziału II oraz ich współpracowników. Wyłapywano „dwójkarzy” między innymi właśnie na podstawie materiałów z nieszczęsnego Fortu Legionów. Inwigilowano ludzi, którzy przed wojną pracowali dla Polski, ich rodziny i bliskich. Przesłuchiwano nawet sprzątaczki i dozorców zatrudnionych w placówkach Oddziału II. Planowano także proces pokazowy szefostwa „Dwójki”, ale większość oficerów była poza zasięgiem – albo pozostali na Zachodzie, albo zginęli podczas wojny.

O tym, jak brutalna była to rozgrywka, świadczą jednak choćby losy podpułkownika Józefa Skrzydlewskiego, pełniącego przed 1939 r. wiele ważnych funkcji w Oddziale II. Skrzydlewski wrócił po wojnie do Polski, był rozpracowywany w ramach „Targowicy” i w 1951 r. został aresztowany, a rok później zmarł w więzieniu na Mokotowie w tajemniczych okolicznościach.

W ramach akcji „Targowica” próbowano także namierzyć majora Jana Henryka Żychonia, gdyż nie wierzono, że zginął pod Monte Cassino w maju 1944 r. Podejrzewano, że jego śmierć została ukartowana i ten as szpiegostwa pracuje teraz dla Anglosasów, sterując ich wywiadem na terenie Polski.

Major Jan Henryk Żychoń był tak wybitnym oficerem polskiego wywiadu i stał się postacią tak legendarną, że komunistyczna bezpieka obawiała się go nawet wiele lat po jego śmierci.


Korzystałem m.in. z dokumentów zgromadzonych w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, Instytutu Polskiego i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie, prac prof. Andrzeja Gąsiorowskiego, Wiktora Lemiesza, prof. Włodzimierza Jastrzębskiego, prof. Aleksandra Woźnego, prof. Wojciecha Skóry oraz wspomnień Waltera Schellenberga i Oskara Reile.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


A Letter From My Rabbi

A Letter From My Rabbi


JENNA ZARK


PAUL CHARBIT/GAMMA-RAPHO VIA GETTY IMAGES

On Simchat Torah, figuring out how my interfaith family fit into the community


Halfway to the holiday, I started feeling nervous.

“Where is Josh going for Simchat Torah?” asked Josh’s father.

“I don’t know.”

“Well, he should be somewhere, don’t you think? Either with me or you. He’s a Jewish kid and it’s a Jewish holiday.”

“You.”

“Okay.”

“Me.”

“What?”

“You.”

I sent Josh to his dad, knowing that if my son wasn’t with me on Simchat Torah, I might not go to synagogue, or to the celebrations the night before.

Making me nervous was the Torah itself—and my new marriage. Or was it my old one? There may be zillions of intermarried couples, but I didn’t know many who were formerly part of a family that included a Jewish clergy member. And trying to give my son a strong Jewish identity, as I promised to do both in marriage and divorce, was a promise I wanted to keep.

Two days before Simchat Torah, I investigated some of the things the Torah says about intermarriage:

“You shall not intermarry with them; you shall not give your daughter to his son, and you shall not take his daughter for your son.” Deuteronomy, 7:3.

In Prophets, I read, “And that we shall not give our daughters to the peoples of the land, and we shall not take their daughters for our sons.” Nehemiah, 10:31.

In Jewish Law, it is written, “The Torah forbids a Jew to enter a marital relationship with a non-Jew; be it a Jewish man to a non-Jewish woman, or a Jewish woman to a non-Jewish man.” Maimonides’ Laws of Forbidden Relationships, 12:1.

Reading this made me think of a conversation I overheard at the age of twelve between my mother and a friend. They were lamenting the fact that someone’s daughter had fallen in love with someone who wasn’t Jewish. The couple had encountered so much resistance from their families and religious communities, they had to break things off. This seemed to me the most devastating thing you could do to someone, but it was obviously, at least in my family, a very hard-and-fast rule.

This Maimonides. Was he ever in love? And what did he think about Moses, who married a non-Jewish woman, and Miriam his sister who was stricken with leprosy for telling others she disapproved? What about Esther and her Persian King, or Abraham and Hagar? How do we square their lives with traditional, unequivocal Torah law? Are some animals more equal than others, as George Orwell would say? Are these edicts a course in Hypocrisy 101? Because that’s awfully what they seem to be.

While the rabbi at my synagogue was forbidden by Jewish law from officiating at our wedding, he always held out his hands in welcome to both of us. I know he wanted to see Pete, me, and Josh at any one of his services, and I wanted to see us there, too. There was just this knotty ball at the bottom of my ribcage pulling at me, a dark-hearted dread that held me back. Luckily, my parents had no objections to my choices, having gotten used to my sister’s two marriages outside the faith. But it wasn’t my parents I worried about. It was my son.

Should I really be worried? I asked myself. I was raising my son Jewishly, and my husband was helping me. When we lit Shabbos candles, Pete tried to sing along with us even though he didn’t know a word of Hebrew. He sometimes came to synagogue and shared in all our holidays. The chance of him converting was slim to none, but I never asked for that and never felt it was relevant.

Yet, I still couldn’t bring myself to go to a synagogue the night before the holiday and dance around the Torah, whether alone or with Pete and Josh. In the end, I chickened out and went to services by myself the next day, listening to congregants chant the last chapter of Torah called Vezot Ha Berachah (“This is the Blessing”)—and start over with Genesis, or Bereshith.

I read through the Haftorah Vezot Ha Berachah:

Be strong and very courageous, to observe to do according to all the law, which Moses My servant commanded thee; turn not from it to the right hand or to the left, that thou mayest have good success whithersoever thou goest.

At least it wasn’t saying something terrible would happen if you did skate right or left, though I wasn’t going to count on that. I had no special excuses, really, for marrying out. Just the old Trifecta, love and friendship, and respect. Plus (she says, blushing), chemistry. I probably shouldn’t put that in a chapter about Torah, but God help me, it was part of the equation—or God not help me, as the case may be.

My nerves persisted all through the service and for a day after. And then a week later, I got a letter in the mail from our rabbi. The letter was addressed to congregants who were, or were soon to be, married to someone who is not Jewish. It asked if we wanted to attend a meeting to find out how the synagogue can be most helpful to us.

I sat on my bed, reading it over. This was not my grandmother’s rabbi, or my mother’s, or even the one who performed the wedding ceremony with my former spouse. This was someone who understands that you can be Jewish and raise your children as Jews, and still not be married to a Jewish person. And instead of saying get out of here, he said, come in and talk to me. “How can I help?”

Did I still feel a little bit guilty? I’m Jewish, right? And I knew there were still many people who believed I did the wrong thing by getting married to Pete. But the rabbi’s letter made me feel like I could be a good parent to the son of a cantor no matter who I’m married to, that there were ways we could pass our heritage on to our children even if we did move a little to the right and a little to the left.

Which is, as far as I was concerned, plenty reason to rejoice.

Excerpted from “Crooked Lines: A Single Mom’s Jewish Journey” by Jenna Zark. Copyright © 2022 by Jenna Zark and reprinted courtesy of Koehler Books.


Jenna Zark is the author of Crooked Lines: A Single Mom’s Jewish Journey and a playwright.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


News From Israel- October 23, 2022

News From Israel- October 23, 2022


ILTV Israel News


A string of terror attacks rampaging through Israel and the West Bank over the weekend

The UN finally releases its “Biased and Antisemitic” report following operation “Guardian of the Walls” in 2021.

Israelis voted the fifth most educated people in the OECD!


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com