Państwo polskie przeciw Ukraińcom

“Będziemy wam szmatami gęby zatykać za waszą mowę”. Państwo polskie przeciw Ukraińcom

Anna Richter


Łosiatyn, województwo wołyńskie), lata 30. Osadnicy wojskowi (Fot. Jerzy Konrad Maciejewski / Ośrodek KARTA)

“Z tamtego czasu zachowałem taką kliszę: ojca purpurowego na twarzy i krzyczącego, choć nie wolno mu się było denerwować. Przerażony słuchałem, jak przepowiada, że nas tu Rusini bez cienia litości wyrżną, że nam tego nigdy nie zapomną”.

*

W latach 30. rzeczywistość autorytarna zdawała się przesądzona. Po śmierci Józefa Piłsudskiego tendencja ta zaostrzyła się jeszcze i skrajnie zdegenerowała. Projekty asymilacji państwowej Ukraińców – przy zachowaniu ich odrębności narodowej, językowej, kulturalnej – zostały wyparte przez koncepcje nacjonalistyczne. Eksperyment wołyński Henryka Józewskiego, który w tym województwie, odgraniczonym kordonem sokalskim od wpływów politycznych z radykalnej Galicji, wsparł ukraińskie życie kulturalne, oświatę, stowarzyszenia, został zamknięty. Nowy wojewoda Aleksander Hauke-Nowak postawił na intensyfikację osadnictwa i polonizacji.

Polityka antyukraińska przyjęła postać akcji wymierzonej przeciw prawosławiu, która swoje apogeum osiągnęła latem 1938. Miała zminimalizować wpływy Cerkwi, kojarzonej z rosyjskim imperializmem, ale też wzmacnianiem odrębności narodowej Ukraińców. Cerkwie poddawano „rewindykacji”.

Ppłk Mieczysław Wężyk, były prezydent Łucka, do ministra spraw wojskowych Tadeusza Kasprzyckiego, Warszawa, 3 grudnia 1936 r.:

Moim zdaniem polska racja stanu w województwach wschodnich bazuje na miastach, dworach i kościołach. Bez Lwowa i Wilna, bez polskiego ziemiaństwa i kościołów w województwach wschodnich bylibyśmy tylko okupantami, ponieważ wieś nie jest polska.

Jeśli chcemy budować Polskę w województwach wschodnich, powinniśmy tam wzmacniać miasta, dwory i kościoły, a jednocześnie rozbudowywać przemysł, sprowadzając w tym celu robotników z zachodu, i opanowywać handel, obsadzając go polskim kupiectwem. Parcelacja majątków polskich jest dopuszczalna tylko w takich warunkach, aby polską kulturę dworu zastąpiła polska kultura wsi – przez zakładanie na parcelowanych terenach polskich gospodarstw wzorowych wysoko uprzemysłowionych (jak czeskie i niemieckie na Wołyniu). [3]

Gen. Bruno Olbrycht, dowódca 3. Dywizji Piechoty Legionów, w podstawowych wytycznych do polonizacji Chełmszczyzny, 20 stycznia 1938 r.:

A) Wszyscy prawosławni Chełmszczyzny są zruszczonymi Polakami, którzy przez ucisk zaborców odpadli od polskości. Prawosławnych, mówiących po polsku i podających się za Polaków traktować należy jak Polaków i prowadzić robotę pod kątem rewindykacji wyznaniowej. (…)

B) Akcję polonizacyjną w stosunku do prawosławnych, przywiązanych do religii prawosławnej oraz do Polaków podających się za Rusinów prowadzić należy nie pod kątem rewindykacji wyznaniowej, lecz pod kątem polonizacji prawosławia, albowiem wyznaniowe podejście do ludności prawosławnej może z miejsca zrazić ludzi, którzy w tym wyznaniu wyrośli i do niego się przywiązali. (…)

Pińsk, lata 20. XX w. Targ na Pinie Fot. Ośrodek KARTA

C) Przy polonizacji Cerkwi prawosławnej należy osiągnąć, by kazania były wygłaszane w języku polskim, by religia była uczona po polsku, by duchowny zwracał się w mowie potocznej do otoczenia po polsku. Samo zaś odprawianie nabożeństw ma odbywać się w języku starocerkiewnym, tak jak w obrządku rzymskokatolickim po łacinie. [4]

Gen. Bruno Olbrycht do ministra spraw wojskowych w Warszawie, Zamość, 6 marca 1938 r.:

Stwierdzam kategorycznie, że Cerkiew prawosławna na Chełmszczyźnie jest instytucją rusyfikacyjną i jej wpływ, jak również rozrost musi być absolutnie zahamowany. Jest to jednozgodny głos władz i ludności bez względu na zapatrywania polityczne. W tym celu należy jak najszybciej zrobić następujące pociągnięcia:

1) Rząd polski musi zmusić Cerkiew prawosławną na terenie Chełmszczyzny (tak samo Podlasia), by kazania i modły z wyjątkiem mszy świętej oraz mowa potoczna były tylko w języku polskim. Wszak nie powinno to przedstawiać żadnej trudności, gdyż Cerkiew ta jest utrzymywana za polskie pieniądze i Rosja się za nią nie ujmie. (…)

3) Należy natychmiast rozebrać i częściowo przekazać Kościołowi katolickiemu 54 cerkwie zamknięte i stojące pustką, gdyż są one czynnikiem agitacji antypaństwowej – tak dla popów, jak i dla komunistów. [3]

Polanka (koło Krosna), 19 marca 1935 r. Uroczystość z okazji imienin marszałka Józefa Piłsudskiegow ukraińskiej szkole powszechnej Fot. NAC

Płk Marian Turkowski, kierownik akcji rewindykacyjnej na Chełmszczyźnie, do powiatowych kierowników akcji, Zamość, 27 maja 1938 r.:

21 maja 1938 objąłem kierownictwo akcji rewindykacyjnej na Chełmszczyźnie od p. gen. Olbrychta. (…) Ustalam:

(…) Akcję przeciw duchownym prawosławnym należy prowadzić w ten sposób, że ostrze działalności skierować przeciw duchownym prawosławnym nieoficjalnym, prowadzącym robotę przeciwpolską.

a) Nie występować przeciwko ludności prawosławnej, a zaznaczać w sposób zdecydowany i wyraźny, że nie występuje się przeciw prawosławnym jako takim, lecz przeciw rusyfikacyjnej akcji ich duchowieństwa. W związku z tym prawosławnych o stwierdzonym nastawieniu polskim przyjmować do organizacji polskich.

b) W działalności przeciw duchownym prawosławnym unikać aktów, które by, rozdmuchane przez popów, mogły robić z nich wobec ludności męczenników za wiarę. Niemniej akcja społeczeństwa winna obrzydzić im pobyt w terenie i zmusić przez to do usunięcia się z niego, względnie z prowadzonej przez siebie przeciwpolskiej działalności. W najbliższym czasie wyjdą z góry w tym kierunku zasadnicze pociągnięcia. [3]

Płk Marian Turkowski do powiatowych kierowników akcji rewindykacyjnej, Zamość, 5 czerwca 1938 r.:

W związku z rozpoczęciem przez władze administracyjne akcji usuwania z terenu popów nieetatowych należy tę akcję jak najsilniej poprzeć poprzez obrzydzanie popom życia w terenie aż do osobistego sekowania. (…)

Zaznaczam, że należy wstrzymać się jeszcze ze stosowaniem radykalnych sposobów, jak palenie cerkwi itp.

Będzie to mogło być stosowane już tylko jako sposób ostateczny, przy czym zaznaczam, że wojskowi nie mogą być w żaden sposób wciągnięci do tej akcji. [1]

Eustachy Świeżawski, właściciel majątku Gołębie (powiat hrubieszowski):

Tylko ja jeden w tej wsi miałem telefon. Wieś prawie czysto ukraińska, pięć rodzin polskich, leżała w szerokiej dolinie Bugu. (…) Pracowałem w moim gabinecie, gdy gwar głosów za oknem kazał mi wstać od biurka i przejść przez sień do drzwi wejściowych. Kilkunastu moich sąsiadów, chłopów ukraińskich, stało przed schodami. Zaproszeni przeze mnie wypełnili gabinet. Oczy ich, przerażone, niepewne, a zarazem jakby czegoś wyczekujące skierowały się na czarny sprzęt, wiszący na ścianie: telefon.

– W jakiej sprawie? – spytałem.

– Policja przyjechała do wsi – odpowiedział głosem jakby trochę zdyszanym i schrypniętym stary Pańko Gurskij, dawny ławnik, piękny, postawny chłop o szarych oczach, ciemnym, krótkim wąsie, a mlecznobiałej, kędzierzawej czuprynie.

– Przyjechali awtami, przywieźli drabiny jak strażackie, haki; no i karabiny maszynowe mają. Mówią, że cerkwu naszu mają rozkaz rozwalić. Panie, czy to może być?! Wy macie telefon, znacie się z panem starostą, zapytajcie go, co to znaczy. (…)

Połączenie otrzymałem szybko; rozmowa była krótka. Starosta potwierdził wiadomość. Wczoraj, mówił, rozebrała policja już kilka cerkwi, to idzie prędko, mają dobrych fachowców; dzisiaj kolej na waszą wieś i kilka sąsiednich. (…) Na moją uwagę, że cerkiew w naszej wsi pozostaje pod opieką konserwatora jako zabytek budownictwa drewnianego z końca XVII wieku odpowiedział, że niestety to jej nie ocali. Ubolewał nad tym, jego zdaniem, nieprzemyślanym rozkazem, ale rozkaz jest, rozkaz z województwa, rozkaz do pilnego wykonania – musi go szybko wykonać. (…)

Szła cała wieś. (…) Wiedzieli, że jestem katolikiem, że kieruję Akcją Katolicką w powiecie, ale czuli, że łączy mnie z nimi i chrześcijaństwo (…), i wreszcie stary duch tej wspólnej ziemi, duch Rzeczypospolitej. (…)

Cerkiew była otoczona szeregiem ludzi w granatowych mundurach. Dwa karabiny maszynowe groziły tym, którzy chcieliby ich czynnościom przeszkodzić. Długie drabiny stały oparte o szare, modrzewiowe ściany, a na omszałym gontowym dachu uwijali się ludzie z siekierami, odbijając krokwie i zakładając mocne, grube liny. Tłum zbierał się wokół, gęstniał – stał milczący.

Ludzie z dachu zsunęli się po drabinie i odstawili je. Końce zwisających spod okapów lin przymocowali do samochodów. Motory zawarczały na pełnym gazie. Rozrywane wiązania starych zrębów zatrzeszczały, załamały się z hukiem, ściany zachwiały się. Ale nim runęły, padł na kolana tłum i jęk przeciągły, szloch i zawodzenie zagłuszyły grzmot walącego się na stos belek dachu.

Piękne rajskie wrota z lipowego drzewa, oryginalne dzieło miejscowych snycerzy z XVIII wieku, malowane i złocone, leżały połamane. Tłum klęczał, modląc się i płacząc.

Ludzie w granatowych mundurach i ci z siekierami zabierali karabiny maszynowe, narzędzia, liny, składali drabiny i wsiadali do samochodów. Odjeżdżali, by dalej wypełniać rozkazy. [4]

Towarzystwo Rozwoju Ziem Wschodnich do kierownika akcji rewindykacyjnej w Zamościu, Tomaszów Lubelski, 30 czerwca 1938 r.:

Rozbiórki na ogół odbywały się spokojnie i bez przeszkód. Jedynie w Żabczu ludność nie chciała dopuścić do rozbiórki, lecz policja wszelkie przeszkody usunęła i cerkiew została rozebrana. Jeśli chodzi o głosy, to są różne. Jedni mówią, że tak powinno być. Za ruskiego burzyły kościoły i za polskiego cerkwie. Drudzy solidaryzują się całkowicie, mówiąc, że jak miały stać zamknięte, to lepiej, że je rozebrali. (…) U ludności prawosławnej wyczuwa się nienawiść i wzburzenie, które nie przejawia się w manifestacjach lub wystąpieniach oficjalnych, a tylko pomiędzy sobą. Rozbiórki powyższe wpłynęły dodatnio na Polaków, a przygniatająco na Rusinów. Słyszałem od poważnych gospodarzy prawosławnych głosy rezygnacji i podporządkowania się. Niechby się to wszystko skończyło i nastąpiła zgoda i jedność. Przy lekkim nacisku wielu zmieniłoby wyznanie z ulgą i zadowoleniem. [1]

Kpt. Piotr Pełka, kierownik referatu Dowództwa Okręgu Korpusu II, do szefa Oddziału II Sztabu Generalnego w Warszawie, Lublin, 11 lipca 1938 r.:

Dotychczas rozebrane zostały cerkwie prawosławne w następujących powiatach: tomaszowskim 23 cerkwi, hrubieszowskim 15, chełmskim 10, biłgorajskim 1.

Do rozbierania cerkwi używana jest młodzież polska, przeważnie spośród członków miejscowych oddziałów straży ogniowej.

Ludność prawosławna wspomnianych wiosek nie stawia oporu przy rozbieraniu cerkwi, jest jednak oburzona na władze polskie, lecz wyraz oburzenia daje tylko w rozmowach między sobą. [3]

Nina Łuciuk, mieszkanka Międzylesia (powiat bialski):

Przyjechały samochody. Wyskoczyli z nich policjanci. Otoczyli plac cerkiewny. Ludzie ze wsi i okolic przybiegli pod cerkiew. Ale gdzie tam, do cerkwi podejść nie można było. Tego, kto się odważył, bito nahajkami. Podeszliśmy do wójta z Matiaszówki. Jego ojciec był prawosławny, on już – rzymski katolik. „Wójcie – mówimy do niego – ratujcie naszą cerkiew”. A on tylko mrugnął do policji.

Zaraz jedna ze starszych kobiet tak dostała nahajem, że aż jej koszula pękła na plecach. No i wyrzucili wszystko z cerkwi – czaszę, ikony, mój Boże!

Taka obraza boska! Potem rozcięli cerkiew na cztery części. A była nasza cerkiew piękna, drewno pięciocalowe, smolne. Na dachu blacha. Więc tam wskoczyli. Blachę zerwali, na ziemię zrzucili. To samo zrobili z dzwonnicą. Lud płacze. Jedni rozmawiają, inni krzyczą. Wszystko w naszym, miejscowym języku. A policjanci do nas: „Będziemy wam szmatami gęby zatykać za taką waszą mowę”. A my do nich: „Kto wie, może nie zdążycie”. [1]

Iwan Korowicki, nauczyciel akademicki, powiat bialski, 15 lipca 1938 r.:

Zburzono cerkiew w Międzylesiu. Ludzie domyślali się tego jeszcze w przeddzień, gdy rozebrano cerkiew w niedalekim Zahorowie. Zeszli się ludzie, powynosili i pochowali niektóre cenniejsze rzeczy. Zdejmując dzwony kupione kilka miesięcy wcześniej, trzykrotnie na pożegnanie uderzyli w wielki dzwon. Zebrani zaczęli płakać i całą noc nie opuszczali swojej świątyni. I całą noc we wsi, czując nieszczęście, wyły psy. Rano o godzinie siódmej na ośmiu ciężarowych samochodach do wsi przyjechali policjanci i robotnicy Polacy. Policja zaczęła gumowymi pałkami rozganiać ludność i gęsto otoczyła cerkiew. Wójt zaczął szukać duchownego, który ukrył się w sąsiedniej wsi. Robotnicy zaczęli zdzierać dach, łamać i wyrzucać z cerkwi ikony i ikonostas. Około godziny dwunastej przewrócili wielką banię [kopułę], potem zaczęli piłami rozcinać z góry do dołu ściany cerkwi i rozciągać je sznurami. Około godziny trzeciej w nocy, skończywszy swą kainową pracę, policja i robotnicy odjechali. [4]

Z memorandum Soboru Biskupów Świętego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w Polsce do najwyższych władz RP, Warszawa, 16 lipca 1938 r.:

Jeszcze tak niedawno nikomu nie mogło przyjść do głowy, że tak bliski jest srogi i niezasłużony cios, który spadnie na świątynie chrześcijańskie w kraju chrześcijańskim, a który można przyrównać do tego, co dzieje się w krajach bezbożniczych.

I za co to? W imię czego dopuszczono się u nas takiego okrucieństwa i niesprawiedliwości?

Przecież na Lubelszczyźnie spokojnie zamieszkuje 250 tysięcy najlojalniejszych prawosławnych obywateli polskich, których przodkowie od wieków byli prawosławni, a oni sami swoją lojalnością, swym zrozumieniem niezbędności pokojowego współżycia z obywatelami innych wyznań w Polsce zasługują na lepszą dolę i inny stosunek do swych najistotniejszych potrzeb, a szczególnie potrzeb duchowych. [3]

Poseł Stefan Baran (UNDO) w interpelacji do premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego, Warszawa, 21 lipca 1938 r.:

W poniedziałek 4 lipca rano zjawił się koło cerkwi w Łaszczowie wójt gminy Kazimierz Chmiel w asyście licznego oddziału policji państwowej z psem policyjnym oraz robotników Polaków z okolicznych miejscowości i od razu przystąpiono do burzenia cerkwi, jedynej świątyni prawosławnej na całą okolicę z kilkoma tysiącami wiernych prawosławnych. Na widok burzenia cerkwi zbiegła się w ilości kilkuset ludzi miejscowa ukraińska ludność prawosławna. Przybiegły małe dzieci, przyszli i starcy nad grobem, zjawiła się młodzież, kobiety i mężczyźni. Rozległ się straszny płacz i lament wśród zebranych prawosławnych.

Wówczas policja państwowa puściła psa swego na małe dzieci, a starszych zaczęła bić pałkami gumowymi i okładać kolbami karabinów, starając się odpędzić ich od cerkwi.

Wielu ludzi wtedy pobito. Policja utworzyła wokół kordon i asystowała przez cały czas burzenia cerkwi trwający trzy dni.

Miejscowa ukraińska ludność prawosławna była oczywiście bezsilna wobec licznego uzbrojonego oddziału policyjnego i tylko głośnym płaczem i szlochaniem protestowała przeciw burzeniu swej cerkwi. [2]

Stanisław Cat-Mackiewicz w „Słowie”, Wilno, 31 lipca 1938 r.:

Ciśnie się na usta pytanie: Po co to było potrzebne? (…) Ponieważ w Polsce zamieszkuje 3.762.500 prawosławnych, więc ten fakt, że Cerkiew i jej hierarchowie, nie mając podtrzymania od bolszewików, nie mając oparcia u Ukraińców czy separatystów białoruskich, uzależniali się coraz bardziej od naszych rządów, był dla nas faktem pomyślnym i trzeba było upaść na głowę, aby się tego atutu pozbyć przez ukrainizację względnie białorutenizację tej Cerkwi.

Jednak tośmy zrobili. Jakie są teraz skutki ostatniego wyczynu rozumu państwowego?

Oto po zburzeniu 114 cerkwi:

1) Metropolita Dionizy, ten ultralojalny metropolita Dionizy, wydał z innymi archijerejami prawosławnymi list pasterski, który uległ konfiskacie. Trzeba było istotnie kunsztu, aby takiego zdecydowanego ugodowca jak Dionizy pchnąć do roli biskupa Krasińskiego czy Hryniewieckiego.

2) Ukraińcy i Rosjanie – którzy dotychczas byli między sobą na noże – pogodzili się i idą razem w obronie Cerkwi prawosławnej, wołając głośno o jej prześladowaniu. Niech sobie kto chce z publicystów polskich napisze, że to oskarżenie o prześladowanie jest niesłuszne – ja tego nie napiszę! [4]

Ze sprawozdania sytuacyjnego wojewody lubelskiego Jerzego de Tramecourt, Lublin, sierpień 1938 r.:

Straszy się ludność, że władze państwowe zarządzą zabranie z cerkwi obrazów, że cmentarze zostaną zaorane, a zwłoki przeniesione na jeden wspólny cmentarz, że rząd sowiecki ma interweniować u Rządu polskiego z powodu zburzonych świątyń, że Rząd będzie musiał odbudować zlikwidowane cerkwie, że sprawą cerkwi interesują się też inne państwa, głównie Niemcy, że w razie wojny sprawa cerkwi będzie wysunięta na pierwszy plan przez Ukraińców. [4]

Mjr J. Szymański w imieniu naczelnika Wydziału Społeczno-Politycznego Urzędu Wojewódzkiego do starostów powiatowych i starosty grodzkiego w Lublinie, Lublin, 1 września 1938 r.:

Urząd Wojewódzki komunikuje, iż Pan Premier i Minister Spraw Wewnętrznych [Felicjan Sławoj Składkowski] uznał sprawę likwidacji pewnych obiektów prawosławnych na terenie wschodnich powiatów w województwie lubelskim za dotyczącą najbardziej istotnych potrzeb państwa i religii. Z tych też względów Pan Premier nie może uznać za dopuszczalną jakąkolwiek krytykę działań rządu na tym odcinku w akcji prasowej. W razie gdyby któreś z pism wykazało niezrozumienie dla tej sprawy, Pan Premier zdecydowany jest zastosować wobec właściwych redaktorów czy publicystów represje do Berezy włącznie. [4]

Z informacji proboszcza z Wojsławic dla dziekana Okręgu Chełmskiego ks. A. Kisiela, Wojsławice, 19 października 1938 r.:

Zburzono kaplicę w Wojsławicach. Burzyło pięciu robotników oderwanych od budowy szosy, asystował policjant, który odganiał ludzi i dzieci. Kaplica dużej wartości nie miała, lecz ludność dotkliwie odczuła burzenie jako prześladowanie wiary prawosławnej w odrodzonej Polsce. Prawosławni od razu stali się wrogo usposobieni do sąsiadów katolików, czego dotychczas nie było, a jedna prawosławna kobieta kilka razy uderzyła w twarz katolika, który coś tam jej złośliwo-radośnie mówił na temat walenia cerkwi. [3]

Michał Karowicz, kierownik szkoły, Kryłów (powiat hrubieszowski):

Dziedzic z Cichoburza „nawrócił” swoich fornali. Kazał im po prostu przejść na katolicyzm. Byłem przypadkowo przy tym, gdy owi fornale przyjechali do Kryłowa, aby w kościele „zrobić wyznanie wiary”.

Przyznaję, że gdy zobaczyłem tych ludzi, ogarnął mnie lęk. W ich obliczach – wyraźnie gniew i nienawiść.

Od tego czasu wrogość do Polski i Polaków dawała się wyczuwać wyraźnie w bliższym zetknięciu się z ludnością prawosławną, która już teraz nazywała się ukraińską. Chłód i nienawiść wyczuwałem także w szkole u starszych uczniów. Została zmarnowała wieloletnia praca szkoły polskiej. [4]

Płk Marian Turkowski, kierownik akcji rewindykacyjnej, Zamość, 24 stycznia 1939 r.:

Podaję dalsze wytyczne do akcji rewindykacyjno-polonizacyjnej. (…)

Stać twardo na stanowisku, że w Polsce tylko Polacy są gospodarzami, pełnoprawnymi obywatelami i tylko oni mają coś w Polsce do powiedzenia. Wszyscy inni są tylko tolerowani. Wytworzyć wśród mas polskich kompleks wyższości w stosunku do ludności niepolskiej. Mowa polska winna być wyrazem wyższości tak kulturalnej, jak i obywatelskiej. Polak musi się zwracać do ludności niepolskiej tylko po polsku. A już w żadnym wypadku funkcjonariusz państwowy czy też samorządowy nie może używać innego języka jak polski.

Organizować akcję oświatowo-propagandową o wielkości i potędze Polski i doprowadzić do tego, aby u ludności niepolskiej wzbudzić chęć zostania Polakiem i katolikiem.[4]

Tadeusz Chrzanowski, mieszkaniec Moroczyna (powiat hrubieszowski):

Z tamtego czasu zachowałem taką kliszę: ojca purpurowego na twarzy i krzyczącego, choć nie wolno mu się było denerwować, bo miał ciężką chorobę serca, ale wtedy to właśnie krzyczał na rząd, na Sławoja i na Mościckiego, nawet na Rydza, chociaż mnie uczono w szkole, że oni są mądrzy i dobrzy. Przerażony słuchałem, jak przepowiada, że nas tu Rusini bez cienia litości wyrżną, że nam tego nigdy nie zapomną. [4]

Więcej na ten temat w „Karcie” 101/2019.

‘Karta’ 101/2019 Fot. Ośrodek KARTA


Źródła:

1. 1938. Jak burzono cerkwie, red. Eugeniusz Czykwin, Anna Radziukiewicz, Białystok 2018,

2. Cerkiew prawosławna na Chełmszczyźnie. Przemówienia i interpelacje posłów i senatorów ukraińskich w Sejmie i Senacie, Lwów 1938,

3. Mikołaj Siwicki, Dzieje konfliktów polsko-ukraińskich, t. 1, Warszawa 1992,

4. Strona internetowa prawosławnej diecezji lubelsko-chełmskiej www.cerkiew1938.pl pod redakcją Grzegorza Kuprianowicza (dostęp: 1 października 2019).

*

Tematy Karty

Tematy Karty to wspólny cykl magazynu “Ale Historia” oraz Fundacji Ośrodka Karta, które prowadzi największe w Polsce archiwum społeczne XX wieku. Będą w nim prezentowane relacje świadków historii opowiadających o jednostkowych losach na tle najważniejszych wydarzeń minionego stulecia.

Karta oddaje głos przewodnikom po czasie minionym – ich pochodzącym z pierwszej ręki świadectwom. Historia ma tu przemówić wprost, bez pośredników i partykularnych interpretacji. W Polsce spolaryzowanej, w której używa się przeszłości dla wzmacniania podziałów, odrywanych od rzeczywistości, powrót do czystych źródeł może służyć odnalezieniu gruntu.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com