Archive | March 2020

„NADLUDZKA MEDYCYNA” ADINY BLADY-SZWAJGER

„NADLUDZKA MEDYCYNA” ADINY BLADY-SZWAJGER
Blog Rocznice Postacie Zagłada

OLGA SZYMAŃSKA


21 marca 1917 roku urodziła się Adina Blady-Szwajger, pediatra w Szpitalu Dziecięcym im. Bersonów i Baumanów w getcie warszawskim, łączniczka Żydowskiej Organizacji Bojowej, przyjaciółka Marka Edelmana.

Adina Blady-Szwajger

200 DODATKOWYCH KALORII

Marek Edelman pisał o niej: Jako lekarka i jako człowiek przeżyła zagładę getta warszawskiego, przeżyła zagładę jego dzieci. Żyła wspólnym życiem ze swoimi małymi pacjentami i była świadkiem ich śmierci. Inaczej niż wielu innych towarzyszyła umieraniu każdego dziecka osobno i umierała po wielokroć z każdym z nich.

Adina Blady-Szwajger od 11 marca 1940 pracowała w szpitalu im. Bersonów i Baumanów, przeżyła likwidację getta, a od 25 stycznia 1943 roku ukrywała się po stronie aryjskiej, gdzie została łączniczką i kurierką Żydowskiej Organizacji Bojowej. Jej książka I nic więcej nie pamiętam jest najbardziej dramatycznym i wstrząsającym zapisem doświadczeń lekarki pracującej w getcie warszawskim.

We wrześniu 1939 roku była studentką XVI trymestru studiów na wydziale lekarskim Uniwersytetu Medycznego, a w roku akademickim 1939/40 miała zostać jego absolwentką i otrzymać prawo praktyki. Od początku wojny zaangażowała się w pomoc chorym – razem z pielęgniarką z tej samej kamienicy przy Świętojerskiej 30, urządziły „punkt opatrunkowy”, w którym spędziła bez przerwy trzytygodniowe oblężenie Warszawy. Jej marzeniem była pediatria, dlatego jeszcze przed utworzeniem getta, zgłosiła się do szpitala im. Bersonów i Baumanów, do lekarki naczelnej dr Anny Braude-Hellerowej, co Blady-Szwajger wspominała: Doktor Naczelna uosabiała wszystkie sny i rojenia młodej adeptki o zawodzie lekarza pediatry. Była znanym i cenionym lekarzem, wspaniałym organizatorem, społecznikiem. Ponadto, co nie było bez znaczenia dla dziewczyny z głową w chmurach, była postacią romantyczną.

Młoda lekarka pojawiła się na oddziale wewnętrznym jako pomoc dr Heleny (Heli) Keilson, kiedy, jak pisała po latach: (…) to był jeszcze normalny, prawdziwy oddział. Z salami przeszklonymi, żeby pielęgniarka mogła widzieć, co się dzieje, z białymi łóżeczkami przy białych ścianach i prawie normalnymi dziećmi ze zwykłymi chorobami. To było jeszcze przed zamknięciem getta i dzieci chorowały na zwykłe dziecięce choroby. Zespół szpitala zjednoczył się szczególnie podczas pierwszego zakazu opuszczania budynku, kiedy wykryto rzekome wewnątrzszpitalne zakażenie durem plamistym. Adina Blady-Szwajger zaprzyjaźniła się wtedy z siostrami Keilson: Helą – lekarką i Dolą – przełożoną pielęgniarką szpitala, Tosią Goliborską – kierowniczką laboratorium, laborantką Fecią Fesztówną i Markiem Edelmanem – ówczesnym gońcem szpitala. Spotykali się na wspólnych śniadaniach, których nieodłącznym elementem był jeden kieliszek spirytusu: Ten jeden kieliszek nie powodował rauszu, ale pomagał pracować. A jakie miał znaczenie kaloryczne, przekonaliśmy się dopiero później w okresie zupełnego głodu, kiedy z naszej grupy nikt nie miał obrzęków głodowych. 200 dodatkowych kalorii miało niewątpliwie znaczenie zasadnicze – pisała lekarka.

WALKA Z GŁODEM I TYFUSEM

Od wiosny 1940 roku coraz częściej pojawiały się informacje o utworzeniu zamkniętej dzielnicy żydowskiej w Warszawie. Dzień zamknięcia getta w swoim dzienniku tak opisuje Emanuel Ringelblum: Dzień, w którym utworzono getto, sobota 16 listopada, był straszny. Ludność nie wiedziała jeszcze, że getto będzie zamknięte, dlatego wiadomość ta spadła jak grom. Na wszystkich skrzyżowaniach stały posterunki niemieckich, polskich i żydowskich policjantów, którzy kontrolowali, kto ma prawo przejść. 

W tym czasie w szpitalu przybywa chorych na gruźlicę, z której dzieci wtedy nie zdrowiały. Standardy pracy personelu, mimo dodatkowego obciążenia, nie uległy jednak rozluźnieniu. Adina Blady-Szwajger wspominała: Rano zabiegi, pobieranie krwi, obchód, wpisywanie zaleceń, potem wypełnianie historii chorób, prowadzenie ich na wzór kliniczny tak, aby dokumentacja mogła przetrwać lata. Ani na chwilę nie można było dopuścić myśli, że ta dokumentacja nikomu do niczego się nie przyda – tak jak nie wolno było dopuścić myśli, ze można zaniedbać cokolwiek przy chorym dziecku.

Jak przed wojną omawiano trudne przypadki, przedstawiano wywiad z nowymi pacjentami, jak dawniej trzeba było tłumaczyć się z każdego zgonu i wykazać, że zrobiło się wszystko, by pacjent przeżył. Jednym z pacjentów, którego śmierć Blady-Szwjger odczuła wyjątkowo silnie był trzynastoletni Ariel. — A ja, w ten dzień moich 24. urodzin, dostałam niezwykły w getcie prezent – trzy żywe żonkile. Ariel leżał w kostnicy szpitalnej, poszłam do niego i położyłam te trzy kwiaty. Nic więcej nie miałam do dania. Puste były moje ręce i słów nie było, które by pożegnały dziecko, które powinno było żyć. (…) Następnego dnia na odprawie omawiano śmierć Ariela. Ale już nie trzeba się było z niej tłumaczyć. Już było wiadomo, że coraz mniej jesteśmy zdolni do ratowania życia, a coraz bardziej stajemy się dawcami cichej śmierci.

Wspólnym doświadczeniem zamkniętych w getcie Żydów był głód, dotykał w różnym stopniu wszystkich, ale jego najbardziej niszczycielski wpływ widać było wśród najbiedniejszych, przesiedleńców i sierot. Ze względu na drastycznie niskie racje żywieniowe ustanowione przez Niemców dla getta, codzienne życie koncentrowało się na odczuwaniu głodu i wymyślaniu sposobów na zdobycie jedzenia. Adina Blady-Szwajger opisuje we wspomnieniach scenkę z ulicy Leszno, kiedy wygłodzony chłopiec, tak zwany „chaper”, wyrwał jej z ręki bukiecik fiołków i zjadł go. O tym niewyobrażalnym stanie fizycznym i psychicznym pisze też Lejb Goldin w „Kronice jednej dobyWczorajszą zupę od dzisiejszej rozdziela cała wieczność i nie potrafię sobie wyobrazić, bym zdołał wytrzymać jeszcze jedną podobną niepełną dobę, z trzymającym za gardło takim głodem.

W listopadzie 1941 roku powołano zespół badawczy, który od lutego 1942 roku zajął się naukowym opisem problematyki choroby głodowej i jej wpływu na organizm człowieka. Chociaż medycy również odczuwali jej skutki, widzieli w badaniach klinicznych manifestację duchowego i intelektualnego oporu. Adina Blady-Szwajger pisze: Lekarze w getcie nie tylko nie przestali być lekarzami, ale do ostatniej chwili pracowali naukowo z myślą o tych, którzy przyjdą po nich. Ostatnie zebranie naukowe zespołu opracowującego chorobę głodową odbyło się w sierpniu 1942 roku – już w czasie akcji. Dr Milejkowski zawiadomił zebranych, że jest to już ostatnia sesja, i wtajemniczył ich w miejsce, gdzie praca będzie ukryta, m.in. na cmentarzu. Tydzień po tym zebraniu prawie nikt z biorących w nim udział nie żył.

Jednak największym postrachem getta była epidemia tyfusu, od której uchronić nie udawało się już ani bogatym, ani lekarzom, w tym również naszej bohaterce. Wybitny bakteriolog i epidemiolog, profesor Ludwik Hirszfeld, nie miał wątpliwości, że epidemia jest efektem restrykcji, jakimi okupant objął getto. Polityka Niemców wobec żydowskiej dzielnicy zamkniętej prowadziła wręcz do powstawania nowych ognisk zakaźnych. Jeśli się wtłacza do dzielnicy czterysta tysięcy oberwańców, zabiera im się wszystko i nie daje im się nic, wówczas stwarza się dur plamisty – pisał w Historii jednego życia Hirszfeld, który w getcie przebywał od końca lutego 1941 roku. Adina Blady-Szwajger zaraziła się durem plamistym, kiedy udała się do punktu dla przesiedleńców z zastrzykiem dla salowej z obrzękami głodowymi. Kiedy wyszłam, okazało się, że „siadłam” w gniazdo wszy. Chodziły mi po sukience niebieskiej w czarne paski (…) – wspominała.

Od początku akcji likwidacyjnej getta Adina Blady-Szwajger „odprowadziła” na Umschlagplatz tysiące Żydów, kroczących pod oknami szpitala na roku Leszna i Żelaznej w stronę Stawek. Tak opisywała jeden z pierwszych dni akcji: Więc przeszła dr Efros z tym swoim nowonarodzonym synkiem na ręku i dr Lichtenbaumowa z ustami otwartymi jak do krzyku. I szli, i szli, z wózkami dziecięcymi i jakimiś dziwnymi rzeczami, jakieś kapelusze i płaszcze, i garnki czy miski, i wciąż szli… 

Lekarze naczelni i ordynatorzy oddziałów musieli zmierzyć się z jeszcze jednym tragicznym doświadczeniem, kiedy musieli zadecydować, komu przydzielić tzw. „numerki życia” – wyznaczając kto jest „potrzebny” i może pozostać w getcie. Rodzinie? Personelowi szpitala? Lekarzom czy pielęgniarkom? Doświadczonym czy młodym? Dochodziło wtedy do rozpaczliwych rozmów i decyzji, w efekcie których podawano bliskim śmiertelne dawki morfiny. Zastrzyki uchroniły wielu przed zastrzeleniem przez Niemców i szaulisów w szpitalnym łóżku, morderczym pochodzie na Umschlagplatz czy śmierci w komorze gazowej.

„POWIEDZIAŁAM IM, ŻE TO JEST LEKARSTWO”

W swoich wspomnieniach Adina Blady-Szwajger opisała scenę, kiedy podaje truciznę dzieciom: Wtedy poszłam na górę. Była tam dr Margolisowa. Powiedziałam jej, co chcę zrobić. Wzięłyśmy łyżeczkę i poszłyśmy do pokoju niemowląt. I tak jak przez te dwa lata prawdziwej pracy w szpitalu pochylałam się nad łóżeczkami, tak samo teraz wlewałam w te malutkie buzie ostatnie lekarstwo. Była ze mną tylko doktor Margolisowa. A z dołu dochodził krzyk, gdyż tam byli już Szaulisi i Niemcy i zbierali chorych z sal do wagonów. Potem poszłyśmy do dzieci starszych i powiedziałam im, że to jest lekarstwo, żeby nic nie bolało. One mi uwierzyły i wypiły z kieliszka tyle, ile należało. Potem kazałam im się rozebrać, położyć się i przespać. Posłuchały się i położyły. Po kilkunastu minutach, nie pamiętam, po ilu, gdy po raz drugi weszłam do pokoju, to spały. A potem już nie wiem, co było dalej. 

Lata minęły. Wiele lat. (…) Nie ma ani jednego wypalonego domu, z którego okien matki wyrzucały dzieci, a potem skakały razem za nimi. (…) Więc chodzę czasem tą nową, nowoczesną dzielnicą po bruku, który kryje kości spalonych, patrzę na to miejsce na niebie, gdzie stał mój dom i wszystkie inne domy.

Tą refleksją Adina Blady-Szwajger kończy fragment książki zatytułowany „Podzwonne dla szpitala”, wymieniając nazwiska tych z jego personelu, którzy zostali zamordowani w getcie, na Umschlagplatzu, w Treblince, Otwocku, Majdanku, zmarli na tyfus, gruźlicę, chorobę głodową, oddali numerek życia komuś bliskiemu, popełnili samobójstwo. Z trzydziestu sześciu znanych z nazwiska osób, wojnę przeżyło 17. Pozostałe 150 – lekarzy, pielęgniarek i salowych, nieznanych autorce z imienia i nazwiska, zginęło w niewiadomych okolicznościach.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Coronavirus in the Middle East: A Missed Chance for Reform

Coronavirus in the Middle East: A Missed Chance for Reform

James M. Dorsey


Iranian women wear protective masks as they walk in Tehran, Feb. 25, 2020. Photo: WANA (West Asia News Agency) / Nazanin Tabatabaee via Reuters.

Iran has become the poster child of what happens when the public distrusts a government that has a track record of being untransparent from the outset of a crisis; limits freedom of expression that often creates early warning systems that could have enabled authorities to take timely, preemptive measures to avert or limit damage; and is perceived as corrupt.

Iranian spiritual leader Ayatollah Ali Khamenei found himself forced last week to bring in the military to clear the streets after Iranians refused to adhere to public health warnings regarding large gatherings, social distancing, and advice to stay at home.

Khamenei assigned the task to the regular armed forces after the Revolutionary Guard Corps failed to persuade Iranians to heed government advice regarding the epidemic, which, as of this writing, has infected some 14,000 people and caused 724 deaths, and turned Iran into one of the world’s hardest-hit countries.

The distrust has fueled reports and rumors that casualties far exceed government figures and that mass graves are being prepared to cope with a death toll that is much higher than stated.

The Iranian regime was slow to acknowledge the severity of the crisis, which hit mere weeks after large numbers of citizens took to the streets of Iranian cities to denounce Khamenei and the Revolutionary Guard in protest against the government’s initial reluctance to live up to its responsibility for the mistaken downing of a Ukrainian airliner that killed 176 people.

Multiple Middle Eastern states, including Saudi Arabia, the UAE, Qatar, Kuwait, Jordan and Israel, have ordered closures of educational facilities, issued quarantine instructions, and taken steps to curtail or entirely halt travel to and from Asian and European nations badly affected by the virus. In some cases, they are temporarily interrupting all travel to their shores, regardless of country of origin.

Nonetheless, an exponential spread of the virus could stress test the national health systems of both energy-rich countries that have invested in state-of-the-art medical facilities and war-ravaged nations like Syria, Yemen, and Libya, where hospitals have been prime targets of devastating air strikes.

Stress tests that fail could prove very hazardous.

Countries like Iraq, which is particularly exposed through its close ties to neighboring Iran, as well as Algeria and Lebanon, where many (as in Iran) defy advice to stay at home, have witnessed months of sustained mass anti-government protests demanding a complete overhaul of a political system perceived as corrupt and incapable of delivering public goods such as jobs, proper healthcare, and other services.

In countries where these protests have dwindled, governments have shown little inclination to capitalize on the pause to forge new social contracts. This could be done by using the need to confront the virus threat nationally as a wedge.

Fear of the virus coupled with government repression have seen the numbers of protesters in Baghdad’s Tahrir Square, where demonstrators initially insisted that Iraq’s political elite was a virus worse than corona, drop from the thousands to several hundred at best.

The same is true for Algeria and Lebanon (which is being hit not only by the virus but also by a financial crisis that is forcing it to default on its ballooning debt). “You won’t be of much help to Algeria if you’re dead,” quipped one person on Twitter.

Embattled governments see the virus as an opportunity to curtail the protests for their own ends, but doing so puts a temporary lid on a boiling pot. It could explode again once the crisis is over — possibly with even greater vengeance if coronavirus exposes the authorities’ and health systems’ inability to cope.

“In Algeria, the government’s calls for canceling the protests are not motivated by sanitary concerns as is the case in France, the US, or elsewhere,” said Riad Kaced, a US-based activist who flew to Algiers almost every second week to take part in the protests.

“The Algerian regime wants to seize this opportunity to strangle the Hirak and kill it off,” Kaced said, referring to the protest movement by its Arabic name.

The virus, which has so far infected 62 people in Saudi Arabia, did not stop Crown Prince Muhammad bin Salman from rounding up potential opponents whom he suspected of plotting against him and launching an oil war with Russia that has wreaked havoc at a time when the global economy can least afford it.

Middle Eastern autocrats and discredited elites do not appear interested in using the virus crisis as a lever with which to reduce regional tensions and create political and social structures that would make their societies more resilient. A clear indicator of this lack of interest is their failure to crack down on opinion-makers, influencers, and rumor mongers who seek to weaponize the coronavirus on mainstream and new media that are otherwise tightly controlled.

The Saudi and UAE governments remained silent while pro-government voices came to the defense of Saudi-based journalist Noura al-Moteari, who tweeted that the virus and its spread had been funded by Qatar in order to undermine Prince Muhammad’s plans for social and economic reform and the UAE’s upcoming Expo 2020.

They also looked the other way, despite a Saudi government warning that rumor mongers could face jail terms of up to five years and a fine of up to $800,000, after analyst Zayed al-Amri claimed on Saudi television that Turkey and Iran were using the virus to target Arab tourists and attack countries across the globe.

Said social media scholar Marc Owen Jones: “Coronavirus is being opportunistically weaponized through disinformation and propaganda tactics aimed at demonizing political opponents, while exposing latent prejudices.”

The coronavirus crisis is taking its toll, including the lives of many who might have been saved by good and transparent governance. Ultimately, authorities will get a grip on it, but not before it has exacted a serious cost.

Coronavirus is not the first such crisis and won’t be the last. The risk is that rulers will opt to weaponize the crisis to serve their own short-term interests. This will contribute little toward building the kind of national and regional resilience and cohesion needed to confront the next one.


Dr. James M. Dorsey, a non-resident Senior Associate at the BESA Center, is a senior fellow at the S. Rajaratnam School of International Studies at Singapore’s Nanyang Technological University and co-director of the University of Würzburg’s Institute for Fan Culture.

A version of this article was originally published by The BESA Center.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Your News From Israel – Mar. 19, 2020

Your News From Israel – Mar. 19, 2020

   ILTV Israel News


Over 520 people have now been diagnosed with the Coronavirus in Israel.
The Israeli government is considering a total lockdown of the country if Israelis don’t abide by #Coronavirus regulations.
Israeli Wonder Woman Gal Gadot may be in quarantine… but we’ll reveal the special message she’s sending to the world.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


55 lat temu został ogłoszony „List otwarty do Partii”

55 lat temu został ogłoszony „List otwarty do Partii”

Michał Szukała (PAP)


Warszawa 07. 04. 1965. Spotkanie delegacji partyjno-rządowej ZSRS z aktywami ważniejszych zakładów wrocławskiego przemysłu elektromaszynowego. W spotkaniu uczestniczyli ze strony sowieckiej: Leonid Breżniew (trzeci z lewej), I sekreatrz KC KPZR, Aleksiej Kosygin (drugi z prawej), premier ZSRS; ze strony polskiej: Władysław Gomułka (drugi z lewej), I sekretarz KC PZPR, i Józef Cyrankiewicz (z prawej), premier PRL. Fot. PAP/CAF/S. Czarnogórski

55 lat temu, 18 marca 1965 r., byli działacze PZPR Jacek Kuroń i Karol Modzelewski ogłosili przygotowywany przez wiele miesięcy „List otwarty do członków PZPR”. Poddali w nim krytyce obowiązujący od października 1956 r. model funkcjonowania państwa i społeczeństwa PRL.

Przemiany października 1956 r. doprowadziły do względnej liberalizacji systemu politycznego PRL. Swoboda życia kulturalnego, naukowego i społecznego była nieporównywalnie większa niż w najmroczniejszym okresie stalinizmu. Więzienia opuścili żołnierze Armii Krajowej i antykomunistycznego podziemia niepodległościowego, którym udało się dożyć zakończenia terroru politycznego. 

Skala reform Października była jednak wielkim rozczarowaniem dla młodych działaczy partyjnych i Związku Młodzieży Socjalistycznej, którzy domagali się daleko idących przeobrażeń systemu. Dla wielu z nich wyjątkowym doświadczeniem biograficznym była współpraca z młodymi robotnikami, m.in. z warszawskiej Fabryki Samochodów Osobowych. Żerańskie zakłady były jednymi z głównych ośrodków domagających się tworzenia rad robotniczych i walki z biurokracją. Młodzi, lewicowo nastawieni intelektualiści w tych postulatach widzieli narzędzie do zwalczania dyktatury i zastąpienia jej wartościami „prawdziwego socjalizmu”. Z ogromną niechęcią przyjęli więc rzucone 24 października 1956 r. przez nowego I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułkę: „Dość wiecowania i manifestacji! Czas przejść do codziennej pracy”. 

Nastroje swojego środowiska pod koniec października 1956 r. opisywał Karol Modzelewski, wówczas student historii Uniwersytetu Warszawskiego. „Czuliśmy się wzięci w dwa ognie. Poprzedniego dnia rozpoczęła się rewolucja na Węgrzech i do Budapesztu wkroczyły radzieckie czołgi. W obliczu tragedii węgierskiej dominowała obawa, że na Polskę może spaść podobne nieszczęście. Podzieliliśmy tę obawę. Uważaliśmy się za rewolucjonistów, ale pozytywistyczny imperatyw ochrony substancji narodowej krępował nam skrzydła” – pisał we wspomnieniach opublikowanych niemal sześć dekad później.

Ostatecznym końcem odwilży było zamknięcie młodzieżowego tygodnika „Po prostu” w październiku 1957 r. Część „buntowników” października 1956 r. wycofała się z jakiejkolwiek aktywności politycznej, inni w ramach struktur partii próbowali doczekać momentu, w którym na nowo mogliby podjąć próbę przedstawienia swojej wizji porządku socjalistycznego. Tę drugą strategię przyjęli m.in. Karol Modzelewski (który wstąpił do Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR w Instytucie Historycznym UW wiosną 1957 r.) i Jacek Kuroń, który zaczął działać m.in. w odbudowywanym Związku Harcerstwa Polskiego. Oba te środowiska miały odegrać dużą rolę w kształtowaniu się środowisk kwestionujących politykę PZPR w latach rządów Władysława Gomułki.

Jedną z niewielu nisz do prowadzenia wolnej dyskusji stały się mury uczelni. Władze PRL w tym okresie raczej przestrzegały zasady autonomii szkół wyższych. W 1962 r. Kuroń i Modzelewski po długich rozmowach z uniwersyteckimi strukturami partii powołali Polityczny Klub Dyskusyjny przy uczelnianym Związku Młodzieży Socjalistycznej. Jego przewodniczącym został doktorant Karol Modzelewski. Udało mu się wymóc na władzach uczelni zgodę na udział w dyskusjach również osób spoza UW. Jego grono zasiliło więc kilkudziesięciu harcerzy związanych z Jackiem Kuroniem. Początkowo ZMS i organizacja partyjna na UW spoglądały na Klub przychylnie. Jednak już w 1963 r. bezpieka rozpoczęła inwigilację środowiska. W maju tamtego roku Komitet Wojewódzki PZPR nakazał zawieszenie spotkań. Ostatecznie Klub rozwiązano.

Najaktywniejsi jego członkowie mimo to spotykali się nadal w ramach wydziałowych struktur ZMS oraz prywatnie. Na początek marca 1964 r. zaplanowano konferencję sprawozdawczo-wyborczą uniwersyteckiego Związku Młodzieży Socjalistycznej. Mobilizacja członków Politycznego Klubu Dyskusyjnego doprowadziła do niedopuszczalnej dla partii sytuacji, w której w nowych władzach ZMS znalazło się wielu członków PKD. Sytuację polityczną zaostrzył List 34. Głos wybitnych intelektualistów w obronie polskiej kultury spotkał się ze wściekłością władz. 14 kwietnia 1964 r. na dziedzińcu UW odbył się krótki wiec, na którym grupa studentów wyraziła poparcie dla sygnatariuszy listu. Mimo że zdarzenie nie było inicjatywą ZMS, spotkało się z poparciem większości jego członków. Jednocześnie władze partyjne zażądały od Związku odcięcia się od wiecujących. W odpowiedzi zarząd ZMS wysunął wniosek o reaktywowanie Politycznego Klubu Dyskusyjnego. Zespół partyjny przy Związku otrzymał decyzję PZPR o konieczności podporządkowania się jego decyzjom. W tej sytuacji wszyscy członkowie ZMS związani z Klubem podali się do dymisji. Zasiadający w Komitecie Uczelnianym PZPR zostali ukarani upomnieniem. „Doszliśmy do ściany. Było jasne, że w tym systemie niezależna działalność możliwa jest tylko poza regułami obowiązującymi w partii i w podległych jej organizacjach społecznych” – stwierdzał Modzelewski. 

Grupa wykluczonych z ZMS wraz ze środowiskiem harcerzy skupionym wokół Jacka Kuronia oraz grupą robotników z FSO postanowiła stworzyć ściśle konspiracyjne środowisko opozycyjne wobec partii. Ich pierwszym celem stało się przygotowanie broszury programowej, która w oparciu o założenia ideologii marksistowskiej i trockizmu krytycznie analizowałaby ustrój PRL oraz sposób sprawowania rządów przez PZPR. Już jesienią 1964 r. SB na podstawie podsłuchów oraz pracy agenturalnej zrozumiała, jaki charakter będzie miała broszura. W listopadzie bezpieka skonfiskowała prawie gotowe opracowanie i aresztowała Kuronia oraz Modzelewskiego. Po 48 godzinach zostali zwolnieni. Władze uznały, że proces stosunkowo mało znanych działaczy jest niekorzystny wizerunkowo. W listopadzie obaj jednak zostali wyrzuceni z partii. Wraz z nimi z PZPR usunięto kilkoro ich przyjaciół. Mimo to Modzelewski pojawił się na kilku zebraniach komitetów uczelnianych PZPR oraz ZMS i streszczał kluczowe tezy zarekwirowanego manifestu.

Kuroń i Modzelewski odtworzyli podstawowe założenia memoriału w „Liście otwartym do członków PZPR”. 18 marca 1965 r. postanowili rozpowszechnić je wśród działaczy studenckich UW, a także przekazać komitetom uczelnianym ZMS i PZPR. „Mieliśmy czternaście kopii jego [listu – przyp. red.] maszynopisu. Jedną z nich wręczyłem Gieysztorowi [Aleksandrowi – mediewiście, promotorowi Modzelewskiego – przyp. red.], mówiąc: +Panie Profesorze, niech Pan spojrzy+. On popatrzył, zamknął się w gabinecie i powiedział, żebym przyszedł za trzy godziny. Gdy się znów zjawiłem, powiedział, że przeczytał list z wypiekami na twarzy. Nie skomentował jednak jego treści” – mówił prof. Modzelewski w rozmowie z PAP w 2016 r.

„Do kogo należy władza w naszym państwie?” – pytali Kuroń i Modzelewski. Odpowiedź brzmiała: „Do biurokracji partyjnej”. Autorzy wskazywali też na konflikt między klasą robotniczą a centralną biurokracją partyjną, którą określali jako „klasę panującą” i „wyzyskującą” pracę robotników. Byli członkowie PZPR krytykowali władze PRL z pozycji skrajnej lewicy inspirowanej ideami Lwa Trockiego. Odrzucali również demokratyczne reformy systemu. „Tym samym opowiadamy się przeciw systemowi parlamentarnemu. Doświadczenie obydwu dwudziestoleci wykazuje bowiem, że nie stanowi on zabezpieczenia przed dyktaturą, a jednocześnie nawet w najdoskonalszej postaci nie jest on formą ludowładztwa. W systemie parlamentarnym partie rywalizują o głosy wyborców: z chwilą, gdy kartki wyborcze zostaną wrzucone do urny, programy wyborcze mogą być wrzucone do kosza. […] Formalnemu głosowaniu raz na cztery lub pięć lat przeciwstawiamy stały udział klasy robotniczej, zorganizowanej w system Rad, partie polityczne i Związki Zawodowe, w podejmowaniu, korygowaniu i kontroli wykonania decyzji gospodarczych i politycznych wszystkich szczebli. […] Dlatego demokracja robotnicza jest zarazem społecznie najszersza i stwarza najpełniejsze warunki dla swobodnego rozwoju całego społeczeństwa” – podkreślali.

Zgodnie ze swoimi przewidywaniami następnego dnia Modzelewski i Kuroń zostali aresztowani. Ostatecznie skazano ich za nawoływanie w memoriale i liście do obalenia przemocą ustroju politycznego i społeczno-gospodarczego Polski Ludowej oraz za rozpowszechnianie fałszywych wiadomości jej dotyczących. Wyrok trzech i pół roku więzienia usłyszał Modzelewski. Kuroń dostał trzy lata. 

W więzieniu Karol Modzelewski próbował pracować nad doktoratem. Dzięki kontaktom Aleksandra Gieysztora mógł posiadać materiały naukowe i widywać się ze swoim promotorem. Szybko jednak te przywileje zostały mu odebrane. „Sądzę, że ktoś doniósł Gomułce, że wrogowie ustroju mogą pisać w więzieniach prace doktorskie. Taki liberalizm był dla towarzysza Wiesława nie do przyjęcia” – tłumaczył prof. Modzelewski w rozmowie z PAP w 2016 r. W czasie, gdy obaj autorzy listu przebywali w celach, dokument dotarł na zachód Europy. Wzbudził fascynację wśród skrajnie lewicowych grup młodych kontestatorów, z których wywodzili się przywódcy rewolty roku 1968.

„Wyszedłem z więzienia na tzw. warunkowe zwolnienie 3 sierpnia 1967 r. Miałem przed sobą siedem miesięcy wolności, ale to były ważne miesiące” – pisał Karol Modzelewski w autobiografii. Wcześniej, w maju 1967 r., na wolności znalazł się Jacek Kuroń. Obaj zaangażowali się w działania środowiska „komandosów”, które stało się ważną częścią studenckiego ruchu protestu w marcu 1968 r. Postulaty Kuronia i Modzelewskiego nigdy nie stały się fundamentem programowym trwałego ruchu politycznego kontestującego władzę PZPR. Niektóre jego elementy, takie jak postulat samoorganizacji robotników, znajdowały jednak swoją kontynuację w programie działania Komitetu Obrony Robotników. Postulat samorządów robotniczych piętnaście lat później miał zaś być elementem programu NSZZ „Solidarność”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israeli researchers develop innovative diagnostic method for coronavirus

Israeli researchers develop innovative diagnostic method for coronavirus

ROSSELLA TERCATIN / CELIA JEAN


British company diagnostics.ai, whose R&D is entirely based in Herzliya, is already providing labs in the UK and the US with their advance diagnostic technique employing artificial intelligence.

FILE PHOTO: Nurse Jeff Gates processes a patient sample at a drive-through testing clinic for coronavirus, flu and RSV, currently by appointment for employees at UW Medical Center Northwest in Seattle, Washington, U.S. March 9, 2020 / (photo credit: REUTERS/LINDSEY WASSON)

Israeli researchers are at the forefront of medical innovation to offer new solutions in the fight against the novel coronavirus outbreak.

British company diagnostics.ai, whose research and development is entirely based in Herzliya, is already providing labs in the UK and US with their advanced diagnostic technique, employing artificial intelligence for faster and more accurate results, Brian Glenville, chairman of diagnostics.ai and former head of heart surgery at Hadassah-University Medical Center, told The Jerusalem Post.

“In the old days, if you went to the doctor with a chest infection, they would ask you to cough into a pot and send the specimen to a laboratory, which would put it on a plate to grow,” he said. “After 48 hours they would put some antibiotic discs next to it, and another 48 hours later they would tell you which one worked for that bug.”

“Several years [later], tests called Real Time PCR or Q-PCR came in,” he added. “They look at the nuclear content, the DNA or RNA, in the bacteria or the virus.”

To perform the test, a biological specimen of the patients, for example, saliva or blood, is put into a machine called thermal cycler, which heats and cools the material 30 or 40 times until the DNA or RNA fragments in the specimen have split. The fragments then join to a molecule of fluorescent light.

“That’s how you find out what is the content of your biological solutions are,” Glenville said. “The problem is that the answer comes out as a curve on a graph, which means it requires an analysis by a skilled medical technician.”

The requirement for an expert to analyze the results of the test might not be particularly challenging if the number of tests performed remains low. But when hundreds, if not thousands, of tests are needed – as in the case of the current emergency – tiredness and other human factors, including the risk for the technicians to get infected themselves, represents an obstacle.

As an alternative, there are kits made by manufactures that include whatever is necessary to execute the tests and give the answer. But they are expensive and inflexible, which means that if the virus mutates, their technology won’t be suitable.

“They are also not as automatic and not as accurate as they could be,” Glenville said.

What diagnostics.ai ha
s developed is truly automatic and can analyze any virus or bacteria.
Once the biological specimen is analyzed, which takes 40 minutes to an hour, the results are almost instantaneous, and they are fed to the hospital information system right away.

The technology was studied by one of the largest virology units in Europe, the West of Scotland Specialist Virology Centre, comparing the results of diagnostics.ai with those by their best technicians.

As explained in an article published in the Journal of Clinical Virology, they were found superior in terms of accuracy.

The company’s technology is generic, which means it does not work only for a specific virus but for any virus or bacteria. It is currently used for infections. But diagnostics.ai is planning to employ it for cancer and genetic expressions and any other form of testing to analyze material containing DNA or RNA.

“One of the laboratories in a large London hospital just asked us to increase their volumes tenfold, and I think it is only the beginning,” Glenville said.

A new and more efficient method to diagnose the coronavirus was successfully tested by Israeli researchers at the Technion-Israel Institute of Technology and Rambam Health Care Campus. The new testing method will dramatically increase the rate at which tests can be done for the deadly virus, it was announced on Thursday.

The current testing method in Israel and most of the world has been to only focus on people with specific symptoms. This new testing method enables the testing of people with no symptoms and for dozens of tests to be carried out at once, ultimately accelerating efforts in curbing the virus.

“This experiment conducted by Technion and Rambam researchers is complex and under normal circumstances would take months,” Technion president Prof. Uri Sivan said. “This is a remarkable example of the mobilization of an outstanding team in a time of crisis. The initial experiment was completed in less than four days.”

The current rate of testing in Israel, done by the common PCR method (polymerase chain reaction), is about 1,200 a day. And each one must be examined individually, which takes several hours, causing bottlenecks in testing and slowing efforts to curb the virus.

The Rambam Clinical Microbiology Laboratory is only able to test 200 COVID-19 samples a day.

Now, molecular testing for the virus, using the new pooling method, can be done by combining samples taken from 32 or 64 patients, enabling simultaneous testing of dozens of samples. In rare cases where a positive case is found in a joint sample, only then will each of the specific samples be tested individually.

“Even when we conducted a joint examination of 64 samples in which only one was a positive carrier, the system identified that there was a positive sample,” said Prof. Roy Kishony, head of the research group at the Technion’s the Faculty of Biology.

“This is not a breakthrough but a demonstration of the effectiveness of using the existing method and even the existing equipment to significantly increase the volume of samples tested per day,” he said.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com