11 listopada. Marsz nacjonalistów w Kaliszu. (Agnieszka Walczak)
Skandaliczny marsz nacjonalistów w Kaliszu. Prezydent Kinastowski: “Nie rozwiązałem go, bo to rola polityków”
Agnieszka Walczak
– Dla mnie to pajac, który odwalił szopkę. W mojej ocenie wszyscy działacie tak, jak on by chciał – komentuje działania organizatora marszu narodowców w Kaliszu prezydent miasta Krystian Kinastowski. Zgromadzenia nikt nie rozwiązał, chociaż nawoływano do zbrodni. – Ważniejsze jednak, dlaczego go nie zakazano – to rola polityków, biorą za to pieniądze – mówi prezydent.
Wiec, a raczej “marsz patriotyczno-modlitewny”, jak został zgłoszony do urzędu miasta, od początku budził w Kaliszu kontrowersje i apele o zakaz. Zakazu jednak nie wydano – Kalisz był w czwartek, 11 listopada świadkiem skandalicznych scen. Uczestnicy marszu spalili kopię Statutu kaliskiego (dokument z 1264 r. zrównywał prawa Polaków i Żydów).
Prezydent miasta Krystian Kinastowski wydał oficjalne oświadczenie. Czwartkowe wydarzenie wstrząsnęło nie tylko mieszkańcami. Zawrzało w sieci i w zaledwie kilka minut internet zalały komentarze pełne oburzenia, strachu i potępienia.
Prezydent pisze o “haniebnym marszu”. Dlaczego go nie zakazał?
“Haniebny marsz” – tak w oficjalnym wpisie na Facebooku wiec neonazistów nazywa Krystian Kinastowski. I dodaje, że wydarzenie nie miało nic wspólnego z patriotyzmem. “Poplątanie przeciwstawnych sobie symboli, wynaturzenie idei, magiel skrajnych i faszyzujących teorii połączone w karykaturalnym marszu” – pisze prezydent.
Próbuje też wyjaśnić mieszkańcom, dlaczego dopuścił do marszu. I dlaczego już w trakcie wydarzenia marsz nie został rozwiązany. Nam Kinastowski mówi o spektaklu, w który daliśmy się wciągnąć, i przypomina, że rynek każdego miasta to starożytna agora, na której każdy ma prawo wypowiadać własne poglądy.
– Co ja miałem stanąć pod Asnykiem i nie wpuszczać tego pana do Kalisza? – pyta Krystian Kinastowski w rozmowie z kaliską redakcją “Wyborczej”.
I od razu wylicza, że w czasie jego kadencji odbywały się także inne marsze. Demonstrowali obrońcy życia poczętego, były strajki kobiet oraz demonstracje w obronie Konstytucji czy wielki Marsz Równości. – Jak wydaliśmy zgodę na ten ostatni, to wpłynęło chyba 300 próśb o organizacje kontrmanifestacji w tym samym czasie. Kolidowały z pierwszym, więc im nie pozwoliliśmy. Tak działa ten mechanizm – tłumaczy prezydent Krystian Kinastowski.
– Jak będzie kolejny Marsz Równości, to będę najgorszy, że puściłem gejów i lesbijki i będą profanować Matkę Boską. Ja będę wyzywany od antychrysta,
bo dostaję później pisma i wszyscy pytają, czemu się zgodziłem, czemu idą przed św. Józefem, jak to jest profanacja kościoła, to będzie ten sam mechanizm. I ja dostanę bęcki od tych, którzy teraz się cieszą, a później będą kręcić bata w drugą stronę – mówi nam prezydent Kalisza.
“I tak by spalili ten statut”
Marsz Równości ulicami Kalisza przeszedł w 2019 roku. Przyjechało około pół tysiąca osób. Było kolorowo, głośno i pokojowo.
W marszu 11 listopada, który miał być wydarzeniem patriotycznym, wzięło udział mniej więcej tyle samo (ok. pół tysiąca) nacjonalistów. Dominowały kolory biały, czerwony i czarny. Też było głośno, ale nikt nie zachęcał do miłości – były słowa o agresji, nienawiści i zabijaniu. Nikt nie zareagował.
– Jak pani sobie wyobraża rozwiązanie tego marszu? Że policja wjeżdża na koniach i rozgania tych ludzi? – pyta kolejny raz Krystian Kinastowski w rozmowie z “Wyborczą”. – Jaki byłby efekt? O to chodziło, żeby miasto zniszczyli, a i tak by spalili ten statut, i tak by nawoływali do nienawiści. Co? Nagle by się rozpłynęli ci ludzie? Skoro zachowywali się mimo wszystko spokojnie i była kontrola nad nimi w jednym miejscu, to nie było podjętych radykalnych kroków – prezydent próbuje wytłumaczyć, dlaczego nie zdecydował o rozwiązaniu marszu.
A może to był eksperyment? Spektakl, w którym gramy?
Według prezydenta Kalisza najprostszym rozwiązaniem było zatrzymanie Aleksandra Jabłonowskiego przez ABW.
– Dla mnie to pajac, który odwalił szopkę. I się zastanawialiśmy, czy to eskalować. W mojej ocenie wszyscy działacie tak, jak on by chciał. I robicie to, na czym mu zależało: żeby była wrzawa, żeby podpuszczać jednego na drugich – mówi “Wyborczej” prezydent Kinastowski. I dodaje: – My chcieliśmy, żeby nikt o tym marszu nie pisał, żeby nie podgrzewać atmosfery, bo to jest to, na czym temu człowiekowi zależy. I my gramy w grę, którą on rozłożył, a my jesteśmy pionkami. Ten człowiek jest aktorem, nawet z wykształcenia. On udaje, że to są inscenizacje, on idzie do ABW i nadal gra, oni mają problem z przedstawieniem zarzutów, to facet, który robi sobie jaja.
Ja się boję i nawet są takie podejrzenia, że on na koniec powie, że to eksperyment i pokazanie, jak łatwo manipulować ludźmi.
Prezydent nie jest od prowadzenia polityki?
Prezydent tłumaczy, że nie można było zakazać wiecu. Nie było żadnych formalnych przesłanek, a Konstytucja gwarantuje wolność wypowiedzi i zgromadzeń. Ta sama Konstytucja gwarantuje jednak bezpieczeństwo każdego obywatela bez względu na wiek, płeć, wyznanie i orientację. A Kodeks karny wyraźnie mówi, że nawoływanie do śmierci jest karalne.
– Mamy posłów w mieście? Jest rada miasta, jest 23 radnych. Niech oni wystąpią, to jest ich rola, nie moja – mówi nam w piątek, dzień po skandalicznym wiecu, prezydent Kinastowski. – Ich rolą jako mieszkańców na radzie jest zgłoszenie uchwały intencyjnej o tym, czy Kalisz się zgadza na takie marsze. To ja mam teraz brać radnego i mu kazać robić uchwałę? Ja mam ściągać posłów?
Niech oni działają. Oni są parlamentarzystami, za to pieniądze biorą – umywa ręce od działania Krystian Kinastowski. I dopowiada, za co on bierze pieniądze: – Prezydent bierze pieniądze za zarządzenie miastem, a nie za prowadzenie polityki.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com