Archive | 2021/11/21

PAN stworzyli komuniści, ale naukowcy przyczynili się do upadku komunizmu

Aleksander Gieysztor w 1960 r. Był prezesem PAN w latach 1980-1983 i 1990-1992 (Fot. Lucjan Fogiel/East News)hr


PAN stworzyli komuniści, ale naukowcy przyczynili się do upadku komunizmu

Andrzej Brzeziecki


Tworząc Polską Akademię Nauk, komuniści postąpili jak faustowski Mefistofeles: mając złe intencje, uczynili dobro. Najważniejsza instytucja polskiej nauki skończyła 70 lat.

„Ponieśliśmy porażkę” – pisał wiosną 1969 r. Andrzej Werblan, kierownik wydziału oświaty i nauki w KC PZPR, o wyborach nowych członków PAN. Słowa te, choć odnoszą się do konkretnej sytuacji w wydziałach nauk społecznych i rolniczych, dobrze opisują całe relacje PAN z władzą. W 1985 r. III Departament MSW twierdził bowiem, że w PAN działa grupa naukowców, którzy „inspirują w środowisku wspólnie z zachodnimi ośrodkami działalność antysocjalistyczną”.

Komuniści mieli poczucie przegranej – coś poszło nie tak. To prawda, że PAN została powołana ich decyzją, i to w okropnych stalinowskich czasach, ale nie da się sprowadzić jej dziejów tylko do tego. Aż do 1972 r. żaden z jej prezesów nie należał do PZPR, a i później zdarzali się bezpartyjni.

W skład komisji organizacyjnej PAN wchodził od lipca 1951 r. chociażby prof. Tadeusz Manteuffel, wybitny historyk, zaangażowany w czasie okupacji w konspirację i żaden stalinista. Także Manteuffel tworzył Instytut Historii PAN. Takich ludzi, wcześniej związanych z Armią Krajową, było więcej.

– Po wojnie wielkim wyzwaniem było ratowanie polskiej kultury i nauki. Ludzie tacy jak Manteuffel postępowali zgodnie z zaleceniami podziemnych stronnictw. Odtworzenie uniwersytetów, szkół, szpitali było konieczne dla Polaków – mówi historyk prof. Andrzej Friszke, od lat związany z Instytutem Studiów Politycznych PAN.

Jednym z uczniów Manteuffla był prof. Aleksander Gieysztor, mediewista, żołnierz AK i WiN, a po latach prezes PAN – to właśnie jemu Manteuffel ułatwił wyjście z podziemia, przekonując, że dość już konspirowania i trzeba zająć się nauką.

Schron w IBL-u

Konstruowana przez komunistyczne władze Akademia nie do końca spełniała nadzieje ludzi nauki, ale jej ustrój, co musiało być dla urzędników zaskoczeniem, gwarantował sporą autonomię – jeśli traktować go poważnie. Władze miały wpływ na sprawy administracyjne i częściowo kadrowe, ale korporacje uczonych i nauka były często poza ich zasięgiem.

– W PAN podjęło pracę wielu naukowców, którym nie pozwolono by na kontakt z młodzieżą na uczelniach. Tu znaleźli schronienie i szansę na pracę – mówi prof. Friszke. I dodaje: – Dobrym przykładem jest Instytut Badań Literackich. Tworzył go Stefan Żółkiewski, wówczas komunista, który potem przeszedł ewolucję. IBL w 1959 r. dał schronienie Janowi Józefowi Lipskiemu, zwolnionemu z pracy w Państwowym Instytucie Wydawniczym. To także w IBL-u od 1953 r. przez wiele lat pracowała Jadwiga Kaczyńska.

Jan Józef Lipski w Sejmie, 1989 r.Jan Józef Lipski w Sejmie, 1989 r. Fot. Piotr Wójcik / Agencja Gazeta

PAN dawała też szansę na realizację wieloletnich projektów – dziś luksus, o jakim marzy każdy naukowiec.

Prof. Andrzej Legocki, wybitny biochemik, a w latach 2003-06 prezes PAN, zwraca uwagę, że chroniła nie tylko ludzi, ale także instytucje i cenne zbiory: – Owszem, można powiedzieć, że PAN powstała kosztem Polskiej Akademii Umiejętności czy Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, ale też zabezpieczyła ich dziedzictwo w tych okropnych czasach.

Prof. Legocki podaje przykład zbiorów zamku kórnickiego pod Poznaniem. Tam w XIX w. zgromadzono wspaniałą bibliotekę, dzieła sztuki i pamiątki narodowe. Jednak na mocy narzuconej przez Stalina konstytucji zniesiono prywatne fundacje, w tym Fundację Zakłady Kórnickie. Szczęśliwie wszystkie zbiory przejęła w 1953 r. powstała właśnie PAN. Biblioteka Kórnicka do dziś działa jako jednostka pomocnicza PAN. Podobnie było w Gdańsku, gdzie PAN przejęła Bibliotekę Gdańską z cennymi zbiorami (np. listy Jana Heweliusza). Także Polska Akademia Umiejętności, która w szczątkowej formie przetrwała do 1989 r., ostatecznie ułożyła się z PAN. Dziś obie instytucje współpracują, czego przykładem jest Biblioteka Naukowa PAN i PAU w Krakowie.

List 34 rozwścieczył Gomułkę

O tym, że polskiej nauki nie da się wziąć pod but, władze PRL przekonały się po kilku latach od powstania PAN. Jeszcze przed Październikiem, w czerwcu 1956 r., Zgromadzenie Ogólne Akademii skrytykowało ograniczanie wolności badań, zaś kilka miesięcy później przystąpiono do prac nad reformą instytucji. Kierował nimi wybitny fizyk, współpracownik Alberta Einsteina, Leopold Infeld. Program zmian miał wymowny tytuł: „Polska Akademia Nauk – autonomiczna organizacja uczonych”. 

Leopold Infeld (1898-1968) - polski fizyk teoretyk, wieloletni współpracownik Alberta Einsteina, profesor uniwersytetów w Toronto i w Warszawie, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk i prezes Polskiego Towarzystwa Fizycznego (1955-1957)Leopold Infeld (1898-1968) – polski fizyk teoretyk, wieloletni współpracownik Alberta Einsteina, profesor uniwersytetów w Toronto i w Warszawie, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk i prezes Polskiego Towarzystwa Fizycznego (1955-1957) Fot. Wikimedia Commons

Rok później prezesem został prof. Tadeusz Kotarbiński, a nową ustawę o PAN Sejm przyjął w 1960 r. Władze zachowały prawo do nominacji wielu pracowników, zwłaszcza w pionie wykonawczym, ale prezes i wiceprezesi oraz członkowie byli wybieralni. To dawało autonomię korporacji.

– Mechanizm tajnych wyborów eliminował ludzi mających poparcie PZPR, ale niemających dorobku i niecieszących się szacunkiem środowiska – ocenia prof. Friszke.

Oczywiście PAN funkcjonowała w komunizmie i także w tej instytucji, jak w całym społeczeństwie, byli ludzie idący na układy z władzami, konfidenci i karierowicze. Nie ma więc co lukrować dziejów PAN. I nie ma takiej potrzeby, bo Akademia nie była organizacją opozycyjną, lecz instytucją naukową, której celem było stworzenie naukowcom warunków pracy. O jej dorobku świadczy wysiłek ludzi, którzy łatwo nie zginali karków. I gdy tylko mogli, otwierali polską naukę na świat.

O ile w 1954 r. wyjazdów na Zachód było raptem 39, to pięć lat później – już 550. Kilkakrotnie więcej niż do Związku Radzieckiego.

Wyjazdy te otwierały badaczom oczy, poszerzały horyzonty, umożliwiały kontakty.

– Władze chciały mieć kontrolę nad wyjeżdżającymi – mówi prof. Legocki – Służbom wydawało się, że każdy, kto jedzie, może być informatorem. Z wieloma osobami rozmawiano.

Już później, od 1970 r., Służba Bezpieczeństwa prowadziła akcję „Kooperanci”, której celem była kontrola polityki stypendialnej i wyjazdów zagranicznych. Szczególnie bacznie bezpieka przyglądała się naukom humanistycznym i społecznym. Tam mogły rodzić się idee zagrażające partii. W 1964 r. wśród sygnatariuszy słynnego Listu 34, który rozwścieczył Władysława Gomułkę, można znaleźć podpis dziewięciu członków Akademii, w tym Infelda, Kotarbińskiego oraz Stanisława Pigonia, Władysława Tatarkiewicza i Kazimierza Wyki.

Ekstremiści z Instytutu Historii

Wielka próba dla PAN nadeszła w Marcu ’68. Władze Akademii wystosowały apel do rządzących, w którym zaprotestowały przeciwko represjonowaniu studentów. Pod wpływem nacisków ówczesny prezes Akademii prof. Janusz Groszkowski wycofał swój podpis z kolejnej petycji, zarazem jednak prezydium PAN nie podjęło narzucanej przez pracowników lojalnych wobec partii uchwały potępiającej studentów (zrobił to ostatecznie sekretariat naukowy).

Część pracowników PAN złożyła legitymacje partyjne, m.in. historycy Bronisław Geremek i Krystyna Kersten. Rozstanie z PZPR nie było decyzją li tylko osobistą – mogło mieć konsekwencje dla instytucji. SB już w 1968 r. dostrzegała w Instytucie Historii PAN „elementy rewizjonistyczno-syjonistyczne i kosmopolityczne”. Według notatki dyrektora III Departamentu MSW to właśnie historycy z PAN opracowali „ekstremistyczną w treści rezolucję potępiającą decyzje i postępowanie władz partyjnych”. 

Krystyna Kersten, rok 1989Krystyna Kersten, rok 1989 Fot. Krzysztof Miller / AG

Instytut Historii oparł się jednak presji władz; nikt tam nie stracił pracy, nawet ci, którzy rzucili legitymacjami partyjnymi i – jak informowała bezpieka – publicznie krytykowali władze.

– To, że w późniejszych latach w IH PAN powstały tak ważne prace i że wielu świetnych historyków zrobiło tu doktoraty i habilitacje, zawdzięczamy właśnie temu, że prof. Manteuffel znalazł w sobie siłę, by chronić ludzi – mówi prof. Friszke.

Zdaniem Friszkego nikt, kto cokolwiek wie o badaniach historycznych, nie może kwestionować tego, co zrobiono w IH PAN przed 1989 r. Właśnie tu w latach 60. i 70. prowadzono badania nad dziejami Polski Podziemnej, w tym Armii Krajowej. Tu powstała fundamentalna praca prof. Czesława Madajczyka o niemieckiej okupacji w Polsce.

Manteuffel nie był człowiekiem, którego można było zastraszyć. W innych instytutach naukowcy padli jednak ofiarą polityki. Ucierpiał m.in. Instytut Filozofii i Socjologii – przestał nim kierować Adam Schaff, marksista, ale nie zamordysta, zaś ludzie o głośnych nazwiskach, jak Zygmunt Bauman, Bronisław Baczko czy Krzysztof Pomian, wyemigrowali z kraju.

Po co PAN ich wydrukował?

Być może ekipa Gomułki zrobiłaby „porządki” w PAN, ale zmiótł ją Grudzień ’70. Nowy przywódca PZPR Edward Gierek stawiał na liberalizację, choć nie szczędził oficjalnych frazesów o przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Sam na siebie jednak zastawił pułapkę – otwierając się na Zachód i ułatwiając wyjazdy ludziom nauki, sprawiał, że represje natychmiast były krytykowane przez opinię międzynarodową.

– PZPR nie mogła też ręcznie sterować pracami Akademii – mówi prof. Legocki. – Oczywiście zgodnie z założeniami PAN jako ośrodka wspierającego rząd były prace, których tematy zlecano. Dotyczyło to jednak głównie styku nauki i przemysłu, jak górnictwo i przemysł wydobywczy.

Siedziba Polskiej Akademii Nauk w WarszawieSiedziba Polskiej Akademii Nauk w Warszawie Fot. Waldemar Gorlewski / Agencja Wyborcza.pl

Humanistyka – jako sfera idei – była dla komunistów szczególnie ważna. A jednak i tam zdarzały się cuda. W tamtym czasie „Kwartalnikiem Historycznym”, wydawanym w IH PAN, kierował prof. Bogusław Leśnodorski, członek PZPR, ale na tyle krnąbrny, że władze starały się blokować jego wybór na członka Akademii. W numerze 3. z 1972 r. puścił on teksty Karola Modzelewskiego, Bronisława Geremka, Jerzego Jedlickiego oraz recenzję Marcina Kuli z książki Ignacego Sachsa – emigranta marcowego.

W Komitecie Centralnym partii uznano, że taki spis treści to demonstracja polityczna. „Pan ma cztery numery w roku, po co pan ich wszystkich wydrukował w jednym?” – denerwował się na Leśnodorskiego Franciszek Szlachcic z KC. Modzelewskiemu nikt jednak nie przeszkodził w pracy we wrocławskiej filii Instytutu Historii Kultury Materialnej PAN.

Od marca 1976 r. SB prowadziła zakrojoną na szeroką skalę inwigilację PAN w ramach sprawy obiektowej „Antyk”, widząc w środowisku naukowców zagrożenie dla systemu. Słusznie, bo gdy dochodziło to napięć, ludzie PAN nie milczeli. Znajdziemy ich wśród protestujących przeciw zmianom w konstytucji w 1975 r. i wśród twórców powstałego w 1976 r. Komitetu Obrony Robotników – z Janem Józefem Lipskim na czele. W KOR byli także członkowie rzeczywiści PAN: Jan Kielanowski i Edward Lipiński.

Bezpieka: prezes nie współpracuje

Bezpieka pozyskiwała w PAN konfidentów, ale – jak twierdzą historycy Patryk Pleskot i Tadeusz Paweł Rutkowski – ich liczba „była w porównaniu z innymi instytucjami i środowiskami mniejsza”. Owszem, brało się to także z tego, że w Akademii sporo było partyjnych, których z zasady nie werbowano, ale także z tego, że nie brak tu było ludzi odważnych. Kilka lat później SB pisała o ówczesnym dyrektorze IH PAN prof. Czesławie Madajczyku: „postać negatywna”, „utrudnia pracę operacyjną na ochranianym obiekcie (…), zabronił wglądu do akt pracowniczych, nie chce podejmować dialogu z pracownikami SB”.

SB więc słusznie była do wielu ludzi PAN nastawiona wrogo. W 1976 r. służby sprzeciwiały się np. wyborowi na członka PAN ekonomisty prof. Zbigniewa Zakrzewskiego z Poznania, który „utrzymywał kontakty z przedstawicielami konsulatu USA, gloryfikując wszystko, co na Zachodzie”. Zakrzewski, o zgrozo!, ironicznie wypowiadał się nawet o osiągnięciach ZSRR. Rozmowy z nim nie przyniosły skutku.

W 1978 r. sporo ludzi Akademii podpisało także deklarację programową Towarzystwa Kursów Naukowych, m.in. Lipiński, Kielanowski oraz biolodzy Władysław Kunicki-Goldfinger i Wacław Gajewski.

Członkowie Polskiej Akademii Nauk idą w pochodzie pierwszomajowym Alejami Jerozolimskimi w 1955 rCzłonkowie Polskiej Akademii Nauk idą w pochodzie pierwszomajowym Alejami Jerozolimskimi w 1955 r FOT. MUZEUM NARODOWE W WARSZAWIE/PAP/WIESŁAW PRAŻUCH

Sierpień ’80 to nowe wiatry także w PAN. Wśród sygnatariuszy Listu 64 popierających strajk w Stoczni Gdańskiej i wzywających do umiaru znów byli uczeni z Akademii – jak Aleksander Gieysztor, od 1971 r. członek korespondent, a od wiosny 1980 r. rzeczywisty członek PAN.

O tym, co się działo w Stoczni, prof. Gieysztor dowiedział się od swego doktoranta Karola Modzelewskiego, którego otaczał opieką.

Gieysztor ręczy za Żaryna

W łonie samej Akademii coraz częściej mówiono o konieczności reformy polskiej nauki – a od sierpnia 1980 r., czyli powstania „Solidarności”, głośno i otwarcie. Szansę na to dawał właśnie wybór Gieysztora na prezesa w grudniu 1980 r. Ten wybitny mediewista, od niedawna kierujący odbudową Zamku Królewskiego w Warszawie, słynął z koncyliacyjności, co mogło zadowalać władze. Nie oznacza to jednak, że zginał kark czy poddawał się manipulacjom.

– Miał zaufanie na emigracji. Wiem, bo osobiście rozmawiałem o tym z Tadeuszem Żenczykowskim [w czasie wojny współpracownik Gieysztora w Biurze Informacji i Propagandy AK, a po wojnie wiceszef Radia Wolna Europa] – mówi prof. Friszke.

Kadr z prezentowanego na Zamku filmu: uroczystość zawieszenia wiechy na Zamku Królewskim w 1973 r.
Od prawej z kuflami: konserwator i architekt mający pieczę nad odbudową Zamku prof. Jan Zachwatowicz, historyk i przyszły dyrektor Zamku prof. Aleksander Gieysztor (bardziej u góry w okularach), dyrektor Muzeum Narodowego prof. Stanisław Lorentz. Z lewej widoczny bokiem od tyłu Tadeusz Polak z PKZ-etów.Kadr z prezentowanego na Zamku filmu: uroczystość zawieszenia wiechy na Zamku Królewskim w 1973 r. Od prawej z kuflami: konserwator i architekt mający pieczę nad odbudową Zamku prof. Jan Zachwatowicz, historyk i przyszły dyrektor Zamku prof. Aleksander Gieysztor (bardziej u góry w okularach), dyrektor Muzeum Narodowego prof. Stanisław Lorentz. Z lewej widoczny bokiem od tyłu Tadeusz Polak z PKZ-etów. Jerzy S. Majewski

Swobodny wybór prof. Gieysztora entuzjastycznie witało Radio Wolna Europa: „Jest to wybór, który przynosi satysfakcję”.

Równocześnie z wyborem nowego prezesa Akademia powołała specjalną komisję, która miała rozpatrywać krzywdzące decyzje kadrowe podejmowane po marcu 1968 r. Zaczęto prace nad nową ustawą o PAN (przerwał je stan wojenny). Gieysztor ustawiał się w roli mediatora, ale robił też różne opozycyjne gesty, np. podpisał się pod apelem o ułaskawienie braci Kowalczyków skazanych w 1972 r. na 25 lat więzienia za podłożenie materiałów wybuchowych w Wyższe Szkole Pedagogicznej w Opolu, gdzie miała się odbyć akademia ku czci MO i SB (nikt nie ucierpiał).

Członkowie i pracownicy PAN działali w „Solidarności”, a po 13 grudnia 1981 r., czyli po ogłoszeniu stanu wojennego, 17 z nich zostało internowanych.

Do połowy stycznia 1982 r. legitymacje partyjne oddało blisko stu pracowników i członków PAN. 16 grudnia 1981 r. w Pałacu Staszica w Warszawie odbył się strajk okupacyjny, a w krakowskim oddziale PAN – strajk absencyjny. Kompetencje prezesa zostały mocno okrojone. Gieysztor starał się jednak pomagać represjonowanym przez władze – wśród takich osób byli Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Henryk i Ludwika Wujcowie i oczywiście Modzelewski. Gieysztor interweniował na rzecz więzionych ludzi nauki. W piśmie do Prokuratury Rejonowej dla Dzielnicy Warszawa-Śródmieście z 14 listopada 1982 r. ręczył za tymczasowo aresztowanego studenta historii Jana Żaryna.

Odwiedzał więzionego Modzelewskiego – to właśnie Gieysztor pomógł przemycić do Włoch jego referat o strukturach władzy w Polsce piastowskiej odczytany na konferencji mediewistów w Spoleto w maju 1982 r. Dla władz był to policzek. A już aktem jawnego nieposłuszeństwa było otwarcie w 1983 r. przewodu doktorskiego w IH PAN siedzącemu w więzieniu Adamowi Michnikowi, którego promotorem został prof. Tadeusz Jędruszczak.

Dywersja ideologiczna

SB twierdziła wówczas, że struktura organizacyjna i personel PAN utrudniają i uniemożliwiają „realizację polityki partii w warunkach stanu wojennego”. Służby zwróciły uwagę, że na jednym z posiedzeń prezydium Akademii prof. Stefan Kieniewicz krytykował sytuację w kraju i protestował przeciw represjom. Nie on jeden zresztą.

Oczywiście były też inne postawy – pewna pracowniczka Zakładu Doświadczalnego UNIPAN „aktywnie przeciwstawiała się wrogim inicjatywom” „Solidarności”, a nawet „zrywała ulotki szkalujące rząd i partię”.

Choć dla radykałów prof. Gieysztor był zbyt ugodowy wobec władz (po 13 grudnia zostało odwołanych 12 dyrektorów w PAN), to komuniści patrzyli na niego krzywo, a bezpieka go inwigilowała. Skrupulatnie policzono wyjazdy zagraniczne i znów się okazało, że kierownictwo Akademii jeździło w latach 1981-83 czterokrotnie częściej na Zachód niż do krajów socjalistycznych.

Władze zablokowały wybór Gieysztora na prezesa PAN na kolejną kadencję. Profesor ustąpił i nie kandydował. Jego następca, lekarz prof. Jan Kostrzewski, był zdecydowanie bardziej uległy wobec władz PRL i gotów przykręcać śrubę w Akademii.

A jednak „PAN była w tym okresie terenem aktywnej działalności opozycyjnej prowadzonej przez jej członków poza Akademią, ale także w jej ramach” – piszą historycy Patryk Pleskot i Tadeusz Paweł Rutkowski.

W gmachu Akademii spotykały się choćby redakcje niezależnych pism – potajemnie, ale najwyraźniej za czyimś przyzwoleniem.

Władze wciąż tropiły w PAN siły antysocjalistyczne. W 1982 r. skazano na dwa lata więzienia za kontakty z ambasadą USA dr. Ryszarda Herczyńskiego, matematyka i fizyka pracującego w Instytucie Podstawowych Problemów Technicznych PAN (Herczyński został też przykładnie potępiony przez partyjną egzekutywę swojego instytutu, ale wyszedł na wolność po amnestii w 1983 r.). A także syjonistyczne. W 1984 r. Wydział III Departamentu III MSW informował, że „najbardziej obsadzonymi przez osoby o poglądach syjonistycznych są w PAN następujące placówki”. Tu następowała wyliczanka – od Instytutu Historii oraz Instytutu Filozofii i Socjologii, poprzez Instytut Badań Literackich, aż po Instytut Biochemii i Biofizyki oraz Instytut Matematyki.

Propozycje SB, która w 1984 r. ostrzegała, że „ośrodki dywersji ideologicznej na Zachodzie” wzięły na celownik PAN, były radykalne: „W przypadku stwierdzenia propagowania obcych wzorów ideowych, stosować ostre cięcia kadrowe z czasową likwidacją określonych placówek włącznie”. Do tego szczęśliwie nie doszło, ale rok później, bo w 1985 r., z pracy w IBL-u zwolniono związanego z opozycją Tomasza Burka, a w IH – Geremka.

Tomasz BurekTomasz Burek 

– To była złośliwość władz – ocenia prof. Friszke – ale w przypadku Geremka mówimy o jednej z najważniejszych postaci opozycji. Większych czystek nie było.

„W korporacji ukształtowała się dość liczna grupa »akademików«, którzy wykorzystując zajmowane stanowiska i posiadane tytuły naukowe, inspirowali i nadal inspirują w środowisku wspólnie z zachodnimi ośrodkami działalność antysocjalistyczną” – oceniało wówczas zbrojne ramię partii.

Stypendia dla doktorantów Wolszczana

Jeśli więc słowa z „Traktatu moralnego” Czesława Miłosza o kamieniach, które zmieniają bieg lawiny, pasują do jakiejś instytucji, to z pewnością do PAN. Stworzyli ją komuniści, ale ostatecznie charakter nadali jej ludzie (często sami przechodząc metamorfozę), którzy walnie przyczynili się do upadku komunizmu.

Po przełomie 1989 r. wielu ludzi PAN weszło do polityki albo administracji państwa. Akademia dała nowej Polsce ludzi wykształconych i obytych w świecie. Powstawały nowe instytuty, jak choćby Instytut Studiów Politycznych, który na długo przed Instytutem Pamięci Narodowej (który nie jest PAN-owski) przecierał szlaki, badając dzieje PRL. Jednak czasy transformacji, choć nie było już ograniczeń politycznych, oznaczały – przynajmniej w pierwszej dekadzie – pauperyzację świata nauki. Było to trudne, ale nieuniknione doświadczenie. Cała Polska klepała biedę.

– Gdy pojawiały się jakieś środki na infrastrukturę, stawaliśmy przed dylematem: czy kupić każdemu po pececie, czy dla wszystkich jeden superkomputer – wspomina prof. Legocki.

Ale nawet w tamtych latach udało się choćby wybudować Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe przy Instytucie Chemii Bioorganicznej PAN – zostało oddane w 1993 r. Także wtedy ukończono nowy gmach Instytut Biochemii i Biofizyki PAN w Warszawie. To ośrodki o światowej renomie. Wkrótce rozpoczęła się budowa kolejnych siedzib dla instytutów w Kampusie Ochota.

Z czasem Akademię stać było na coraz więcej. Kiedy u progu nowego tysiąclecia ówczesny prezes PAN prof. Andrzej Legocki usłyszał od wybitnego polskiego astronoma Aleksandra Wolszczana, że nie ma pieniędzy na doktorantów, utworzył dla nich stypendium prezesa PAN.

Nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat instytuty PAN wydają najważniejsze polskie publikacje naukowe, także historyczne, m.in. „Kwartalnik Historyczny”, „Akta Poloniae Historica”, „Dzieje Najnowsze”. Akademia prowadzi też we współpracy z PAU i redagowany w Krakowie „Polski Słownik Biograficzny”.

Prof. Legocki (rocznik 1939), który ma na koncie 24 doktorantów, a za sobą karierę naukową, był także dyrektorem instytutów i prezesem PAN, mówi: – Wszystkie trudne okresy, przez które przechodził nasz kraj, były udziałem także pracowników PAN. Z pewnością przez te dramatyczne czasy przeszliśmy poobijani, ale jednak suchą nogą.


Korzystałem m.in. z P. Pleskot, T.P. Rutkowski, „Spętana Akademia. Polska Akademia Nauk w dokumentach władz PRL”, t. 1. (Warszawa 2009), t. 2. (Warszawa 2012), „Aleksander Gieysztor. Człowiek i dzieło”, red. M. Koczerska, P. Węcowski (Warszawa 2016), K. Modzelewski, „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca” (Warszawa 2013).


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Who was the Islamic ‘scholar’ who carried out the Jerusalem attack?

Who was the Islamic ‘scholar’ who carried out the Jerusalem attack?

KHALED ABU TOAME


What is clear is that he was affiliated with Hamas and regularly expressed views similar to those of the Gaza-based group.

The site of a shooting attack in the Old City of Jerusalem on November 21, 2021. / (photo credit: POLICE SPOKESPERSON’S UNIT)

Those who knew Sheikh Fadi Abu Shkhaydam were not surprised to hear that he was the terrorist who carried out the shooting attack in the Old City of Jerusalem on Sunday morning.

Described by his friends and acquaintances as an “Islamic scholar,” the 42-year-old Abu Shkhaydam was a well-known mosque preacher in east Jerusalem mosques, including the al-Aqsa Mosque. Others referred to him as a “senior Hamas official in Jerusalem.”

It was not clear whether he held an official position with Hamas. What is clear is that he was affiliated with Hamas and regularly expressed views similar to those of the Gaza-based group.

Abu Shkhaydam was known for his daily presence at the al-Aqsa Mosque compound, where he used to deliver sermons and lead protests against tours by Jewish groups.

He was not, however, affiliated with the Jordanian-controlled Waqf Department, which administers the Islamic holy sites in Jerusalem.

In addition, he was known as a prominent and influential figure in Shu’fat Refugee Camp, where he helped solve disputes between local families and individuals.

Abu Shkhaydam, a father of five, was born in Shu’fat Refugee Camp, the only camp located within the boundaries of the Jerusalem Municipality. The camp is run by the United Nations Relief and Work Agency for Palestine Refugees (UNRWA), although it is located under Israeli sovereignty.

Most of the original residents of the camp, located between Jerusalem’s French Hill and Pisgat Ze’ev neighborhoods, came from the Old City of Jerusalem before the 1967 Six Day War.

The residents of the camp, including the Abu Shkhaydam family, hold Israeli-issued ID cards in their capacity as permanent residents of Jerusalem. Permanent residents of Israel are entitled to all the rights of an Israeli citizen, except for voting in the general elections.

They are nevertheless entitled to vote and present their candidacy in the municipal elections, but most Arab residents of Jerusalem have been boycotting the municipal elections since 1968 on the pretext that participation in the vote would be seen as recognition of Israel’s decision to annex east Jerusalem.

Abu Shkhaydam’s friends referred to him as a “mourabit” (garrison soldier or defender of a faith) because of his activities to prevent Jews from visiting the Temple Mount.

It is believed that more than 1000 men and women have been recruited by various Islamic groups to “defend” the al-Aqsa Mosque against alleged attempts by Israel to “change the status quo” by allocating prayer space for Jews at the Temple Mount.

In 2015, Israel outlawed the mourabitoun (plural for male mourabit) and mourabitat (plural for female mourabita).

Despite the ban, dozens of men and women, including Abu Shkhaydam, continued to arrive at the Temple Mount almost every day to harass and shout at Jews who enter the area under police protection.

“Sheikh Fadi was a permanent mourabit at the al-Aqsa Mosque,” said his uncle, Shibli Sweiti. “He studied sharia (Islamic religious law) and was working on his PhD. He was an educator at the mosque and taught sharia in some of Jerusalem’s schools.”

Abu Shkhaydam worked as a teacher of Islamic Education at al-Rashidiya Secondary School across the street from Herod’s Gate. The school operates under the supervision of the Jerusalem Municipality.

In videos that surfaced on social media platforms after the terrorist attack, Abu Shkhaydam is seen chanting slogans at the al-Aqsa Mosque compound in which he pledges to defend the site from any “aggression.” In other videos, he is seen praising Palestinian prisoners held in Israeli prisons and urging Muslims to fight against their “oppressors.”

In a recent sermon during Friday prayers, Abu Shkhaydam lashed out at the Arab countries and heads of state, dubbing them “prostitutes” because of their alleged “collusion” with Israel and “betrayal” of the Palestinians.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israeli Defense Minister’s House Cleaner Charged With Espionage for Iran-Linked Hacker Group

Israeli Defense Minister’s House Cleaner Charged With Espionage for Iran-Linked Hacker Group

Sharon Wrobel


Israel’s Minister of Defense Benny Gantz arrives for the weekly cabinet meeting in Jerusalem, June 27, 2021. Maya Alleruzzo/Pool via REUTERS

An Israeli ex-bank robber who was employed as a cleaner and handyman in Defense Minister Benny Gantz’s private home, has been charged with espionage after allegedly attempting to sell information to Iranian-linked hackers.

Omri Goren was arrested earlier this month by the Israeli Security Agency (ISA) — also known as the Shin Bet — and the Israeli police just days after it was found that he allegedly used a social network to contact an Iran-linked hacking group. The suspect has been working in Gantz’s home for about two years despite his criminal record.

Goren has in the past been convicted five times for a number of offenses, including bank robbery, theft and burglary, according to Israeli media reports. He has served four prison sentences, the last of which was for four years.

According to the Shin Bet investigation, Goren offered his spy services to the Iran-linked hacking group noting that he had direct access to Gantz’s home. Goren is understood to have taken photographs of several items in various places around the minister’s home, including one of his computer, which he sent to the Iran-linked group to support his intentions.

The 37-year-old Israeli citizen was arrested as he was planning to assist the Iran-linked hacking group with installing a malware program on Gantz’s computer. According to the indictment filing, Goren used the Telegram service to contract the Iran-affiliated hacking group Black Shadow — the same entity that last month carried out cyberattacks on Israeli civilian websites.

“It should be emphasized that given the measures and procedures used to secure information at the minister’s home, Goren was never exposed to classified materials and no such material was transferred to the agents with whom he was in contact,” the Shin Bet said in a statement. “The rapid counter-operation by ISA thwarted the intention of the accused which could have harmed the security of the state.”

Following the findings of the investigation, a Central District state attorney filed an indictment against Goren on charges of espionage in the Lod District Court.

In light of the incident, the security agency said, it would launch “investigation regarding the background check in order to prevent the possibility of a recurrence of such incidents.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com