Archive | 2024/09/05

Zwierzęca dzikość i energia – Rozmowa z Avishai Cohenem

Avishai Cohen Foto & Bild | kunstfotografie & kultur, musik & konzert, jazz Bilder auf fotocommunity


Zwierzęca dzikość i energia – Rozmowa z Avishai Cohenem

TOMASZ HANDZLIK


Avishai Cohen

Urodzony w Izraelu kontrabasista, kompozytor i aranżer. Dorastał w położonym na północy kraju mieście Kabri. Od 9 roku życia uczył się gry na fortepianie, a następnie sięgnął po gitarę basową. Po dwóch latach służby w izraelskiej armii, gdzie grał w zespole reprezentacyjnym, rozpoczął studia w klasie kontrabasu Michaela Klinghoffera. Po kolejnych dwóch latach przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie uczył się jazzu w Mannes College The New School for Music. Tuż po studiach został zaproszony do zespołu słynnego panamskiego pianisty Danilo Pereza, z którym nagrał album „Panamonk”. W 1996 roku dołączył do sekstetu „Origin” Chicka Corei, a siedem lat później założył własny zespół Avishai Cohen Trio. Nigdy jednak nie przerwał współpracy z gwiazdami. Pojawiał się u boku takich gigantów jak Bobby McFerrin, Roy Hargrove, Herbie Hancock czy Paquito D’Rivera, zaś opiniotwórczy amerykański magazyn „Down Beat” okrzyknął go wizjonerem gatunku i jednym z najciekawszych muzyków ostatnich lat. Na swym koncie Cohen ma 12 autorskich albumów.
Podczas 13. Bielskiej Zadymki Jazzowej LOTOS JAZZ FESTIVAL artysta zaprezentował najnowszy z nich – „Seven Seas”. Była to światowa premiera nagrania


„Muzyka Bliskiego Wschodu czerpie z wielu kultur – arabskiej, żydowskiej, bałkańskiej, europejskiej, afrykańskiej. I właśnie to jest największe piękno muzyki. Świat staje się mniejszy” – mówi basista i kompozytor Avishai Cohen, który wystąpił właśnie podczas 13. Bielskiej Zadymki Jazzowej

TOMASZ HANDZLIK: Nie wiedziałem, że jazz jest tak popularny w Izraelu.


AVISHAI COHEN: Popularny to chyba niewłaściwe słowo. Ale z pewnością cieszy się coraz większym zainteresowaniem ludzi młodych, którzy nie tylko słuchają, ale coraz częściej chcą się uczyć jazzu.

A ja myślałem, że u was to tylko tradycyjny folk i żydowskie pieśni.

Dziś najpopularniejsza muzyka to ta, którą gra się w radiu. A ona niestety niewiele ma wspólnego z tradycją jakiegokolwiek kraju. Pozostaje tylko nadzieja, że dobra muzyka zawsze znajdzie swoich słuchaczy.

Ty ich znajdujesz bez trudu?

Tak naprawdę wybrałem jazz dla samego siebie. Gram dla poczucia wolności, jakie daje mi improwizacja. Zawsze kochałem nieograniczoną możliwość kreowania własnego muzycznego świata. I to w ciągu jednej chwili.

Podobno inspirował Cię Jaco Pastorius?

To jeden z tych artystów, których kocham najbardziej, którzy ukształtowali mnie jako muzyka. Bo jeśli chodzi o bas, to właśnie Jaco był najważniejszy. Oczywiście obok Bacha, Stevie Wondera i jeszcze paru im podobnych (śmiech).

Avishai Cohenem “Seven Seas”

Ale Pastorius to był świr. Tymczasem Ty wyglądasz na zupełnie normalnego i spokojnego faceta.

To nieważne. Mnie fascynowało jego brzmienie. Kiedy go słuchałem, nie mogłem uwierzyć, że to gra bas. Bo w tych dźwiękach było coś zarówno ponadludzkiego, jak i ponadinstrumentalnego. Jakaś zwierzęca energia, dzikość, żywotność. Brzmienie Pastoriusa oczywiście nie sprowadzało się jedynie do tych dźwięków basu, ale całokształtu jego postaci jako artysty. To właśnie jego „ja” ubrane było w ten potężny dźwięk.
A czy ja jestem spokojny i opanowany? Teraz, w trakcie rozmowy, pewnie tak. Oszczędzam energię. Ale kiedy wychodzę na scenę, potrafię być bardziej żywiołowy. Jest we mnie ta druga, mroczna, nieco dzika natura. Przecież każdy człowiek ma w sobie tę drugą naturę, która potrafi się ujawnić na scenie czy w innych, zupełnie wyjątkowych sytuacjach. Wolę wewnętrzny spokój, bo tak łatwiej się żyje. Zwłaszcza, że bycie szalonym nie zawsze wychodzi na dobre. Ale z drugiej strony, będąc taką oazą spokoju na scenie, musiałbym chyba grać wyłącznie jazzowe ballady.

A Ty przecież jesteś twardy. Zwłaszcza, że służyłeś w izraelskiej armii.

Nie pchałem się wcale do wojska, nie chciałem być żołnierzem. Ale w Izraelu każdy musi swoje odsłużyć. Ja postanowiłem grać w wojskowej orkiestrze, bo to było jedyne rozwiązanie, żeby nie nosić karabinu i nie musieć walczyć. A muzykę kochałem od zawsze. Miałem więc dużo szczęścia, trafiając do garnizonowej orkiestry. Oczywiście nie mogłem tam grać takiej muzyki, jaką sobie wymarzyłem, ale i tak sporo się nauczyłem.

Graliście wojskowe marsze?

Nie. Przeważnie izraelski rock i pop, bo to najbardziej podobało się pozostałym żołnierzom.

To dlaczego wyniosłeś się do Nowego Jorku?

Bo zacząłem traktować jazz bardziej serio. A wiadomo, że Nowy Jork to mekka jazzu. Najlepsze miejsce dla młodego muzyka. Poszedłem więc do szkoły, zacząłem odkrywać tamtejszą scenę i już wiedziałem, że była to najlepsza decyzja życia.

Było łatwiej niż w Izraelu?

Nie do końca. Byłem młodym chłopakiem, który przyjechał do zupełnie obcego miasta i musiał jakoś zapłacić za szkołę i czynsz. Nikt mnie jeszcze nie znał, nie miałem doświadczenia jako basista i nie dałbym rady wyżyć z grania. Początkowo pracowałem więc na budowie, potem grywałem na ulicach i w metrze. Początki były trudne, ale traktowałem to jak wyzwanie, którego szukałem i które było mi potrzebne. Potem przyszło pierwsze zaproszenie do latynoskiego zespołu szkolnych kolegów. I zacząłem wreszcie żyć z grania.

Muzyk z Bliskiego Wschodu grający latynoski jazz? Niezła historia!

To jednocześnie dziwne i całkiem normalne. Bo przecież muzyka Bliskiego Wschodu czerpie z wielu kultur – arabskiej, żydowskiej, bałkańskiej, europejskiej, a czasem przypomina nawet muzykę afrykańską. Właściwie możesz ją połączyć z każdą inną kulturą, jeśli tylko wyczuwasz podobieństwo w rytmie, groove’ach. I właśnie to jest największe piękno muzyki. Świat staje się mniejszy.

Spodziewałbym się, że jadąc do Nowego Jorku, nawiążesz raczej współpracę z Johnem Zornem. Próbowałeś?

Nie, choć dzisiaj każdy mnie o to pyta. Nie twierdzę, że nie byłoby to ciekawe, bo Zorn to świetny muzyk, a mój muzyczny świat zbudowany jest na tych samych korzeniach, wpływach i wartościach. Ale lubię inne wzorce, lubię ulegać wpływom rzeczy, na których nie byłem wychowywany, których jeszcze nie znam.

Magazyn „Down Beat” okrzyknął Cię „wizjonerem gatunku” i umieścił na liście najlepszych basistów świata.

Kiedy byłem młodszy myślałem, że byłoby wspaniale, gdyby ktoś kiedyś powiedział, że jestem znakomitym basistą. Teraz patrzę na muzykę w trochę szerszym kontekście. Nie myślę już tylko w kategoriach basu i basistów. Po prostu uwielbiam siedzieć w tym świecie. I tyle. I nieważne, co mówią czy piszą. Artysta nie powinien tego traktować zbyt serio, zwłaszcza gdy pada hasło, że jesteś geniuszem. Najważniejsza w tym zawodzie jest aktywność.

A ten szerszy kontekst?

To moja recepta na muzykę. Największy dar, jaki mam. Ja po prostu kocham różne gatunki i brzmienia. Oczywiście muzyka musi być dobra, ale styl nie ma znaczenia. Kiedy przyjechałem do Nowego Jorku, grywałem reggae z bardzo poważnymi przedstawicielami tego nurtu, ale grałem też funky, rocka, a zdarzyło się nawet, że sięgałem po flamenco. Próbowałem chyba wszystkiego. Najważniejsza jest otwartość na nowe doznania. To samo dziś zresztą powtarzam wszystkim młodym muzykom, bo najlepszą dla nich nauką jest rozszerzenie horyzontów, poznanie tylu rzeczy, ile się tylko da. To kształtuje duszę muzyka. A ostatni składnik tej recepty to bycie szczerym z samym sobą.

Więc twoja muzyka to nie tylko jazz?

Nie. I prawdę mówiąc nigdy nie grałem takiego typowego jazzu. Zwykle krążyłem wokół tej definicji.

A jednak grałeś z Bobbym McFerrinem, Chickiem Coreą, Herbie Hancockiem. To giganci jazzu.

Zagrałem, bo to oni mnie zaprosili, a ja akurat miałem na to wielką ochotę. I nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Były to oczywiście bardzo wymagające i ambitne projekty, ale taka jest muzyka. Na tym polega wyzwanie.
Tak naprawdę trudniejsze od współpracy z gwiazdami jest bycie liderem własnego zespołu. Bo im więcej obowiązków, tym robi się ciężej. Pojawia się stres, bo to ty jesteś teraz za wszystko odpowiedzialny. A przy tym jest też dużo więcej radości i zadowolenia. To jeden z powodów, dla których warto żyć.

Czujesz się już spełniony?

Tak, tyle że ciągle mi mało.

Nadal mieszkasz w Nowym Jorku?

Mieszkałem tam 12 lat. W 2004 roku wróciłem do Tel Awiwu.

Macie tam kluby jazzowe?

Niewiele. Ale ludzie i tak znajdują sposoby na granie. Jeśli tylko chcą. Ja przeważnie występuję poza Izraelem. W USA i Europie. Do Tel Awiwu wracam, żeby się zrelaksować, napisać coś nowego. Bo takiej okazji nie mam w innych częściach świata.

Tel Awiw się nie zmienił?

Raczej nie. Może poza paroma zwyczajnymi rzeczami, które dzieją się w każdym rozwijającym się mieście. Ale kocham to miasto, to wciąż cudowne miejsce do życia


Tomasz Handzlik – Dziennikarz muzyczny, współpracuje m.in. z „Gazetą Wyborczą” i dwutygodnik.com, studiował muzykologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, gra na trąbce.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Pittsburgh Organizers Stopped an Effort to Boycott Israel; But It Was Far Too Close

Pittsburgh Organizers Stopped an Effort to Boycott Israel; But It Was Far Too Close

Julie Paris


A man pauses at a memorial for the 11 victims shot by a neo-Nazi at Pittsburgh’s Tree of Life Synagogue. Photo: Reuters/Cathal McNaughton

The city of Pittsburgh, Pennsylvania, is known for many things: bridges, steel, sports teams, and sadly, the Tree of Life Synagogue building shooting, where the worst massacre of Jews in US history took place on October 27, 2018.

After the Tree of Life attack, we felt a sense of community, support, and understanding in the area. Non-Jewish social justice and religious groups showered our community with love, and elected officials rallied to help our community recover and rebuild.

Unfortunately, that sense of love and community has shifted dramatically since October 7. After the brutal Hamas attack against Israel, the likes of which we have not seen since the Holocaust, many of us felt that Americans would more deeply understand the threats that Israelis are facing, and the risk that antisemitism poses to communities everywhere.

Sadly, the Jewish community in Pittsburgh has not felt even a fraction of the support we once felt, and we’ve often been left to fight battles with very few allies.

Like many Jewish communities around the world, my Squirrel Hill community has seen a dramatic rise in antisemitic incidents, including graffiti on my synagogue walls and my local Jewish Federation, physical and verbal attacks, hateful rhetoric during ceasefire resolution debates, encampments, and other anti-Israel protests.

In early June, the Democratic Socialists of America (DSA) Pittsburgh tried a new tactic, dedicating their time to trying to introduce a ballot question that would have asked whether the city should participate in a boycott against Israel, and prohibit investments and public funds to “entities that conduct business operations with or in the State of Israel unless and until Israel ends its military action in Gaza.”

Such a referendum would have targeted our city’s synagogues and Jewish organizations, almost all of which have strong bonds — historical, religious, and commercial — with the State of Israel.

Anti-Israel activists spent months going to concerts, farmers markets, festivals, public pools, and anywhere they could think of with petitions for people to sign “if you’re in favor of a ceasefire.”

Of course, in many cases, the DSA activists failed to mention that this was a boycott petition that would force Israel to meet impossible (and unattainable) standards, threaten local Jewish institutions, and bring our city to a grinding halt, since some Israeli companies play an integral role in the day-to-day functions of our local government and institutions.

Those of us who have been fighting back against anti-Israel entities knew immediately how dangerous this was, and that we had our work cut out for us. We watched and waited to see if the DSA would submit the minimum number of signatures required to make it onto the ballot. All the while, we started researching, planning, and mobilizing. We found out the process for petition approval, created legal arguments, recruited legal counsel, mobilized community members, and worked to educate elected officials on the dangers of this referendum.

Finally, on August 6, our fears came true. The DSA submitted their petition, and we got to work. Our legal counsel began drafting our challenge, community leaders started recruiting hundreds of volunteers to challenge the petition, and we worked to encourage elected officials to oppose this petition on separate grounds.

We were overwhelmed with the response from within our community. Within a day, hundreds of Jewish community members were being trained on the very complex way to check signatories. Our legal counsel prepared their arguments, and City Controller Rachael Heisler issued her own challenge. We organized plaintiffs, witnesses, and testimony.

Volunteers spent hundreds of hours combing through signatures multiple times to identify those that did not meet the criteria for submission. The DSA continued to insist that, despite all evidence to the contrary, they had the minimum verifiable signatures to proceed.

However, we were able to find enough invalid signatures to stop the referendum from moving forward, and the DSA had no choice but to concede. On August 19, StandWithUs, the Jewish Federation of Greater Pittsburgh, and a coalition of four local Jewish clergy, successfully defeated the petition. We were well prepared to argue the legal challenges as well, but never got the chance to do so.

This effort took massive collaboration, mobilization, and community engagement. As the Regional Director of StandWithUs, I was so proud to partner with the Jewish Federation of Greater Pittsburgh, the Beacon Coalition, local synagogues and Jewish institutions, and community members to fight back against this precedent-setting referendum.

A growing number of anti-Israel entities, including the DSA, Students for Justice in Palestine (SJP), and Jewish Voice for Peace (JVP), pose a serious threat to local Jewish communities. Their goal is to spread misinformation and propaganda, and to wear down our community by exhausting us and our resources, but we won’t let them. We’ll continue to fight back against all attempts to discriminate against our community and work to defend Israel against misinformation and propaganda.

This success was truly a community effort that required time, resources, and dedication, in order to defeat the first attempt to put an anti-Israel boycott proposal on a US city ballot. We are grateful for this result and to our partners in this work, and we will continue to fight back against all attempts to harm our community and unfairly attack the State of Israel. At a time of rising antisemitism, these efforts have never been more important.


Julie Paris is Mid-Atlantic Regional Director for StandWithUs, an international, nonpartisan education organization that supports Israel and fights antisemitism.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Terror Group’s News Outlet Deletes Article About PFLP-Tied Journalist Criticized for Emmy Nomination

Terror Group’s News Outlet Deletes Article About PFLP-Tied Journalist Criticized for Emmy Nomination

Shiryn Ghermezian


Palestinian PFLP supporters seen during a rally marking the 52nd anniversary of its founding, in the West Bank city of Nablus, on Dec. 14, 2019. Photo: Nasser Ishtayeh/Flash90.

A Gaza-based news outlet established by the Popular Front for the Liberation of Palestine (PFLP) deleted an article that praised Gaza journalist Bisan Owda amid controversy about her receiving an Emmy nomination because of her connection to the US-designated terrorist organization.

The Arabic-language publication Al-Hadaf, which serves as the mouthpiece for the PFLP, deleted an article titled “Journalism in the Crosshairs of Politics… how Bisan Owda became a symbol of resistance journalism” that was published on Thursday, according to The Jerusalem Post. The move came after more than 150 members of the entertainment industry called on the National Academy of Television Arts & Sciences (NATAS) last week to rescind Owda’s Emmy nomination due to her support for the PFLP.

The Gaza-based Palestinian journalist and filmmaker was nominated for her documentary series “It’s Bisan From Gaza and I’m Still Alive” in the 2024 Emmy Awards for News & Documentary in the category of outstanding hard news feature story: short form. In the docuseries, Owda reports from Gaza and documents the daily life of Palestinians during the ongoing Israel-Hamas war.

The docuseries was a collaboration with the digital media outlet AJ+ which is based in the US and is a subsidiary of the Qatari-owned media outlet Al Jazeera. In 2020, the US Department of Justice ordered AJ+ to register as a foreign agent under the Foreign Agents Registration Act (FARA). The Justice Department declared that the outlet, which is backed by the royal family of Qatar, engages in “political activities” on behalf of Qatar’s government and is “designed to influence American perceptions of a domestic policy issue or a foreign nation’s activities or its leadership.” However, the outlet has refused to follow the department’s orders.

Owda’s longstanding ties to PFLP – which is designated as a terrorist organization in US, Israel, European Union and Canada — was exposed shortly after her Emmy nomination was announced in mid-July. She attended and spoke at PFLP rallies, hosted events honoring Palestinians fighting Israeli soldiers, and the PFLP referred to her in 2018 as a member of its Progressive Youth Union. She also regularly makes anti-Zionist comments on social media while reporting from Gaza about the Israel-Hamas war.

More than 150 entertainment industry figures said in an open letter to NATAS that Owda’s Emmy nomination is in violation of the Academy’s code of ethical conduct, and is also “deeply troubling, given the creator’s history of promoting dangerous falsehoods, spreading antisemitism, and condoning violence.” The letter was spearheaded by the nonprofit organization Creative Community for Peace (CCFP).

In response to the open letter, NATAS President and CEO Adam Sharp sent a letter to CCFP President Ari Ingel defending Owda’s nomination.

“NATAS is aware of reports, cited in your letter and initially surfaced by a communications consultant in the region, that appear to show a then-teenaged Bisan Owda speaking at various PFLP-associated events between six and nine years ago. NATAS has been unable to corroborate these reports, nor has it been able, to date, to surface any evidence of more contemporary or active involvement by Owda with the PFLP organization,” Sharp wrote.

He explained that Owda’s docuseries “was reviewed by two successive panels of independent judges, including senior editorial leadership from each significant US broadcast news network.” The panels concluded that “It’s Bisan From Gaza and I’m Still Alive” was “consistent with competition rules and NATAS policies.”

“Accordingly, NATAS has found no grounds, to date, upon which to overturn the editorial judgment of the independent journalists who reviewed the material,” he added. Sharp also told Ingel that some Emmy nominations “have been controversial, giving a platform to voices that certain viewers may find objectionable or even abhorrent. But all have been in the service of the journalistic mission to capture every facet of the story.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com