Izrael ma prawo zwyciężyć
Daniel Greenfield
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Nie chodzi o prawo do obrony. Ważne jest prawo do zwycięstwa.
.
W rzeczywistości Kamala mówiła, że Izrael ma prawo bronić się przed atakiem, ale nie ma prawa zwyciężyć.
Od 7 października Demokraci i niektórzy Republikanie głoszą to samo, schematyczne hasło.
I robili to od dawna, na długo przedtem.
„Izrael ma prawo bronić się przed atakami rakietowymi” – powiedział Obama w 2014 r., zanim wezwał do zawieszenia broni. Izrael ma prawo bronić się, zwykli mówić Bush i Clinton, zanim wzywali do szybkiego zakończenia walk, by zawrzeć umowę z terrorystami, przed którymi broni się Izrael.
Izrael ma prawo do obrony, to absolutne minimum, jakie ma każdy. Każdy ma prawo do obrony, gdy jest atakowany. Uznanie prawa do samoobrony nie jest pro-izraelskim oświadczeniem. Jest to co najwyżej neutralne stanowisko, a alternatywą jest uznanie, że Izraelczycy powinni byli pozwolić na inwazję 7 października, na dewastację i na masakrowanie ich mężczyzn, kobiet i dzieci.
Gdyby nie mówili, że Izrael ma prawo do samoobrony, byłaby to deklaracją, że zasługuje na zniszczenie. I taki jest stan debaty w Partii Demokratycznej.
Po jednej stronie są zwolennicy rozwiązania w postaci dwóch państw, którzy chcą podzielić Izrael między Żydów i islamskich terrorystów. Za każdym razem, gdy terroryści dokonują inwazji i zabijają Żydów, izraelska armia ma prawo przez chwilę bronić kraju, zanim politycy zawrą nową umowę z terrorystami. Po drugiej stronie są zwolennicy rozwiązania w postaci jednego państwa, którzy nie uważają, że Izrael ma prawo istnieć, a zatem nie ma prawa do samoobrony i wspierają dążenia islamskich terrorystów, którzy nazywają siebie „Palestyńczykami”, do zniszczenia Izraela wszelkimi środkami, od BDS po ludobójstwo.
„Ekstremiści” chcą, żeby Izrael zniknął natychmiast, podczas gdy „umiarkowani” chcą, by Izrael nadal zawierał układy z terrorystami, aż przestanie istnieć. Po drodze będzie miał mnóstwo okazji, żeby bronić się na coraz mniejszym obszarze, używając statycznych środków obrony, a wróg będzie szukał ich słabych punktów.
Izrael nie potrzebuje prawa do obrony. Potrzebuje prawa do zwycięstwa.
Prawo do obrony to prawo do zamknięcia w getcie, podczas gdy mordercy krążą na zewnątrz. To prawo do wydawania miliardów dolarów na wymyślne środki obrony, takie jak mur graniczny z Gazą lub Żelazna Kopuła, które, jak każdy system alarmowy lub mur, działają tylko do momentu, aż terroryści znajdą sposób, by je ominąć. To prawo do bycia nieustannie ściganym, do życia zawsze w defensywie i w ciągłym strachu.
To w ogóle nie jest żadne prawo.
Naziści nie zostali pokonani prawem do obrony, ale prawem do ich zniszczenia. Wojny nie kończą się, gdy najechani otrzymują prawo do walki przez kilka tygodni, zanim przystaną na remis. Wojny kończą się, gdy jedna ze stron faktycznie ma siłę, by zrobić coś więcej niż tylko bronić się, ale walczy i zwycięża.
Kiedy Netanjahu mówił Kongresowi o „całkowitym zwycięstwie”, establishment polityczny wyśmiał to i odrzucił perspektywę pokonania Hamasu na rzecz porozumienia z grupą terrorystyczną. To porozumienie, znane jako „zawieszenie broni” po cyklu zawieszeń broni z Hamasem zainicjowanym przez Obamę, pozwoliłoby ludobójczym dżihadystom Bractwa Muzułmańskiego przegrupować się, dozbroić i zaatakować ponownie.
„W pewnym sensie borykamy się ze stwierdzeniem, czym jest teoria zwycięstwa. Czasami, gdy uważnie słuchamy izraelskich przywódców, mówią oni głównie o idei… o miażdżącym zwycięstwie na polu bitwy, całkowitym zwycięstwie – powiedział zastępca sekretarza stanu Bidena Kurt Campbell na szczycie NATO. – Nie sądzę, żebyśmy wierzyli, że jest to prawdopodobne lub możliwe”.
Administracja Bidena i przywódcy NATO nie okazali takiego sceptycyzmu wobec obietnic Zełenskiego o zwycięstwie nad Rosją. Kiedy ukraiński przywódca niedawno obiecał przedstawić administracji Bidena „plan zwycięstwa”, zostało to przyjęte aplauzem.
Administracja Bidena-Harris i Unia Europejska uważają, że Ukraina ma prawo zwyciężyć, podczas gdy Izrael ma prawo jedynie się bronić. To jest fundamentalna różnica w traktowaniu Ukrainy i Izraela oraz traktowaniu tych dwóch wojen.
Żądania Ukrainy większych i bardziej śmiercionośnych systemów uzbrojenia, w tym czołgów i samolotów odrzutowych, zostały szybko spełnione, podczas gdy administracja Bidena-Harris odcięła lub „spowolniła” dostawy podstawowej broni do Izraela, by zmusić go do spowolnienia działań ofensywnych, w tym w Rafah. Te kampanie nacisków pozwoliły Hamasowi utrzymać i zabić porwanych zakładników.
Tak wygląda „prawo do zwycięstwa” w przeciwieństwie do marnego „prawa do obrony”.
Za każdym razem, gdy Ukraina posuwa się dalej lub otwiera nowy front wojny, w tym wkraczając do Rosji, zamiast ostrzeżeń przed „eskalacją” słyszymy uzasadnione oklaski. Jednak każda faza kampanii wojskowej Izraela, w tym natarcie na Rafah, gdzie byli zakładnicy i tunele, wywołuje kampanie nacisków i ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem „eskalacji” na Bliskim Wschodzie.
Atak Ukrainy na mocarstwo nuklearne nie jest „eskalacją”, ale atak Izraela na przywódcę
Hamasu już nią jest.
Polityczny establishment uważa, że Ukraina ma prawo zrobić coś więcej niż tylko odpierać inwazję obcej armii, ale sądzi, że prawa Izraela ograniczają się do obrony i utrzymania granic z 1948 r., że musi oddać islamskim terrorystom wszystkie tereny zdobyte w wojnie sześciodniowej, w tym połowę Jerozolimy, a następnie obiecać im wszystko, czego zażądają, byle tylko zakończyć walki.
A potem, kiedy terroryści znowu zaatakują, Izrael będzie miał „prawo do obrony” przez tydzień lub dwa. Następnie przyjdzie czas na kolejne „zawieszenie broni”, więcej negocjacji i więcej kapitulacji.
Kamala i establishment polityczny mylą się. Izrael nie ma tylko „prawa do obrony”, ma prawo i obowiązek przejścia do ofensywy i zwyciężenia. Ma prawo i obowiązek całkowitego pokonania i zniszczenia każdej islamskiej organizacji terrorystycznej, która prowadzi przeciwko niemu wojnę. Ma prawo i obowiązek zabezpieczenia każdego terytorium, jakiego terroryści używali do swoich operacji, w tym korytarza Filadelfia na granicy, którego Egipt używał do dostarczania ogromnych ilości broni Hamasowi.
Zwycięstwo znaczy co najmniej tyle.
W latach 1948, 1967 i 1973 Izrael dążył do zwycięstwa. W tych pierwszych trzydziestu latach zwyciężył i wyszedł z wojen silniejszy. W następnych strasznych czterdziestu latach stracił ziemię, ambicję i bezpieczeństwo w nieudanych poszukiwaniach pokoju, który nigdy nie mógł nadejść na innych warunkach niż jego własna siła.
Izrael zamienił ofensywę na obronę. Z konfliktami miano sobie „radzić”. Osłabione odstraszanie miało zmniejszyć zakres każdej poszczególnej wymiany ognia. Stany Zjednoczone i Europejczycy oferowali „gwarancje” w zamian za nieustanny proces negocjacji pokojowych i wojny.
To było „prawo Izraela do obrony”.
7 października Izrael sięgnął dna. Kosztem pokoju za wszelką cenę nie były już tylko czystki etniczne Żydów z Gazy, rakiety spadające na główne miasta lub ogólnoświatowa kampania demonizacji przez „partnerów pokojowych”, ale nowa inwazja na Izrael. Z tego horroru wyłania się jedno fundamentalne pytanie: czy Izrael pozostanie w defensywie, czy będzie walczył o zwycięstwo.
Prawo do obrony jest powolnym samobójstwem Izraela. Przetrwanie opiera się na prawie do zwycięstwa.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com