128 pogromów takich jak ten w Jedwabnem.

128 pogromów takich jak ten w Jedwabnem. Nieznane historie

Jacek Tomczuk


rodzina żydowska

fot. Fot .Jose Gutstein www.szczuczyn.com/Marvins/KaplanArchives, getty images / źródło: Getty Images


– W Rajgrodzie po wojnie w lesie, gdzie zastrzelono 40 Żydów lokalne władze urządziły wysypisko śmieci. Tak wygląda nasza pamięć o pogromach – mówi dr. Mirosław Tryczyk, autor książki „Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów”.

Książka „Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów”, która ukaże się w październiku, opowiada o zbrodniach dokonanych na obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego w latach 1941-1942. Na podstawie akt procesów toczących się w oparciu o tzw. Dekrety Sierpniowe, zeznań świadków żydowskich i polskich zebranych w latach powojennych, Żydowskich Ksiąg Pamięci spisanych przez ocalałych z Zagłady i rozmów przeprowadzonych podczas własnych badań Tryczyk pisze na nowo polsko-żydowską historię.
Dlaczego to robi?

Jego zdaniem dyskusję na temat współodpowiedzialności Polaków za Holokaust otworzyli „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa. – Wokół książki Grossa zbudowano jednak kilka mitów, choćby ten, że pogrom w Jedwabnem był spontanicznym wybuchem agresji oszalałej tłuszczy, którą dodatkowo zastraszyło trzech polskich bandytów, a wszystko działo się pod nadzorem niemieckich żołnierzy. Ale pogromy były starannie przygotowane – twierdzi Tryczyk.

I jak dodaje, może potwierdzić 128 miejscowości na terenie dzisiejszego Podlasia zarówno po polskiej jak i obecnie białoruskiej stronie granicy, w których Polacy, sami lub we współudziale z Niemcami, dokonali pogromów na Żydach w latach 1941-42. – Zbrodnie w miasteczkach były rozciągnięte w czasie. Zaczynały się tuż po ucieczce Rosjan i przejściu frontu, w czerwcu 1941 roku, od powołania polskiej administracji i milicji o antykomunistycznym i antysemickim charakterze. Potem następował etap pojedynczych mordów na majętnych rodzinach żydowskich połączonych z grabieżą żydowskiego majątku, gwałtami na żydowskich kobietach, upokarzaniem. Zabijano też polskich komunistów. Następnie spirala przemocy dochodziła do punktu kulminacyjnego, wtedy zwykle zjawiali się Niemcy którzy we współdziałaniu z Polakami dokonywali aktu zbrodni ostatecznej. Niemcy wydawali zgodę na pogrom lub sankcjonowali zastaną sytuację poprzez ogłoszenie że życie Żydów wyjęte jest spod prawa i wolno ich zabijać.

Czym zabijano? Tym, co jest pod ręką na wsi, miasteczku: piłami, pałkami, bagnetami, siekierami. Ktoś zabijał rzeźnickim toporem, inny zeznawał, że Polacy „kazali układać się ludziom na wznak, przykładali im łopaty do gardeł i wbijali nogami. I już człowieka nie było”. Na dzieci szkoda było kul, rozbijano o bruk, ściany. W Radziłowie milicjant próbował dla oszczędności zabić jednym pociskiem 10 dzieci, które ustawił jedno obok drugiego. Nie wszystkie zginęły, resztę chowano żywcem – mówi Tryczyk.

Motyw „ruszającej się ziemi”, w której leżą jeszcze żywi ludzie jest bardzo częsty w relacjach tych, którzy byli świadkami zbrodni. – Polacy niewprawieni w zabijaniu uczą się zabijać na masową skalę. Pierwsze relacje mówią o próbach topienia w studniach, stawie, rowach melioracyjnych – mówi autor „Miast śmierci”. – Potem orientują się, że nie warto zabijać na ulicach i wywozić ciał za miasteczka. Kopią doły w okolicznych lasach, polach, zabierają ich tam. „B. Feliks wziął bagnet i każdego Żyda po kolei przebijał bagnetem pod lewą łopatkę, a ci, którzy z nim byli szpadlami rozcinali Żydom głowy (…) potem zasypywali ich ziemią” – to o Rajgrodzie. Okazało się, że najbardziej efektywnie, tanio i skutecznie jest spalić w stodole.

Cały artykuł w jutrzejszym papierowym wydaniu „Newsweeka” oraz już dziś na platformie Newsweek PLUS


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com