Archives

Dążąc do zwycięstwa, Izrael obnażył fałszywe założenia Waszyngtonu

Telewizyjne przemówienie do opinii publicznej w wiadomościach „Kanału 12” wygłoszone przez premiera Izraela Benjamina Netanjahu w Jerozolimie na temat wydarzeń ostatnich dni dotyczących Hezbollahu, zabójstwa jego przywódcy Hassana Nasrallaha i sytuacji na północnej granicy Izraela z Libanem, 28 września 2024 r. Zdjęcie: Yonatan Sindel/Flash90


Dążąc do zwycięstwa, Izrael obnażył fałszywe założenia Waszyngtonu

Jonathan S. Tobin

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Oburzając swoich wrogów, Netanjahu pokazał Amerykanom, że pokonanie Iranu i Hezbollahu jest racjonalną alternatywą dla beznadziejnej dyplomacji Bidena/Harris.


Od redakcji „Listów z naszego sadu”: Artykuł Johnatana Tobina opublikowany był w „Tablecie” 30 września, od tego czasu wojska izraelskie weszły do południowego Libanu, a wczoraj wieczorem Iran wystrzelił 181 pocisków rakietowych na Izrael zabijając jednego Palestyńczyka na Zachodnim Brzegu i raniąc dwóch Izraelczyków w Tel Awiwie. 

Nie zmienia to wymowy tego artykuł i nie podważa argumentów Autora. 


Od 7 października premier Izraela Benjamin Netanjahu w dużej mierze przestrzegał zasad ustalonych przez amerykańskich sojuszników. Choć nie uchroniło go to przed ciągłą niesprawiedliwą krytyką, w której prezydent Joe Biden, wiceprezydent Kamala Harris i sekretarz stanu Antony Blinken często powtarzali propagandę Hamasu o nadmiernych ofiarach cywilnych w Strefie Gazy, Netanjahu był zdecydowany uniknąć otwartego rozłamu ze Stanami Zjednoczonymi.

W ostatnich tygodniach jednak, gdy rozpoczął poważne wysiłki, aby zmusić Hezbollah i jego irańskich sponsorów do wycofania się i zaprzestania ostrzału północnego Izraela, premier próbuje czegoś innego. Zamiast wikłać się w daremną i autodestrukcyjną politykę Bidena, która traktuje dyplomację jako cel sam w sobie, wybrał strategię, która daje jego narodowi rozsądne szanse na osiągnięcie zwycięstwa nad wrogami.

Okazało się, że był to równie wielki szok dla Waszyngtonu, jak dla Teheranu i jego oddziałów pomocniczych Hezbollahu w Libanie. Jak jasno wynika z serii artykułów w „New York Timesie”, zawsze pełniącym rolę wiarygodnego rzecznika administracji i establishmentu polityki zagranicznej, klasa ekspertów uważa, że Netanjahu złamał konwencję. Z ich punktu widzenia ujawnił, że Biden nie tylko nie jest w stanie „kontrolować” tego, co administracja nadal uważa za zależnego, drugorzędnego sojusznika, ale także nie potrafi zapobiec wojnie, w której nie chce brać udziału, bez względu na konsekwencje.

Można zlekceważyć każdą analizę obecnej sytuacji opublikowaną przez „New York Times”jako pochodzącą z tego samego źródła, które wysmażyło pean na cześć zlikwidowanego przywódcy Hezbollahu Hassana Nasrallaha, nazywając go „zdolnym mówcą”, który był bardziej wojownikiem o sprawiedliwość społeczną niż terrorystą i który – aż wydaje się nieprawdopodobne, że to napisali – wierzył w przyszłość Izraela, w której wszyscy ludzie będą żyć w pokoju i sprawiedliwości wobec siebie – w erę mesjańską, która oczywiście mogła nastąpić dopiero po ludobójstwie Żydów.


Światopogląd stojący na głowie

Ale nie można nie doceniać szoku odczuwanego w Departamencie Stanu, w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i w liberalnych think tankach, kiedy ofensywa Izraela przeciwko Hezbollahowi nie doprowadziła natychmiast do katastrofy dla państwa żydowskiego i Netanjahu. Zespół Bidena i Harris oraz jego zhańbiony specjalny wysłannik do Iranu, Robert Malley, jak również specjalny wysłannik do Libanu, Amos Hochstein, spędzili ostatnie cztery lata ciężko pracując, aby ugłaskać zarówno Iran, jak i Hezbollah. Tak więc seria niszczycielskich ciosów zadanych terrorystom przez Izrael jest poważnym rozczarowaniem dla administracji, która była zdecydowana powstrzymać pragnienie państwa żydowskiego zapewnienia bezpieczeństwa na swojej północnej granicy, nawet jeśli oznaczało to tolerowanie wyludnienia regionu z powodu ciągłego ostrzału rakietowego przez Hezbollah.

Zarozumiałość amerykańskiej polityki opierała się nie tylko na wierze w zalety dyplomacji i trzymaniu się daremnej nadziei — leżącej u podstaw niebezpiecznego porozumienia nuklearnego z Iranem z 2015 r. byłego prezydenta Baracka Obamy — na pojednanie z Teheranem. Opierała się również na założeniu, że każdy zakrojony na szeroką skalę atak na Hezbollah nieuchronnie zakończy się niepowodzeniem i doprowadzi do znacznie szerszego konfliktu, który doprowadzi jedynie do katastrofy dla Izraela i Zachodu. To defetystyczne nastawienie było podobne do przekonania, że Hamasu nie da się pokonać, a można go jedynie powstrzymać, zaś wszelkie wysiłki mające na celu zatrzymanie, a nie tolerowanie (jak to zrobiła umowa Obamy) irańskiego programu nuklearnego, są także skazane na niepowodzenie.

Tak więc fakt, że w ciągu dwóch tygodni Netanjahu i Izrael obnażyli te założenia jako całkowicie błędne, jest nie tylko upokorzeniem dla ekipy zajmującej się polityką zagraniczną Bidena i Harris, ale także wywróceniem ich światopoglądu do góry nogami.

Jak długo Waszyngton kontynuował wysyłanie broni, której Izrael potrzebował do walki z Hamasem i Hezbollahem, choć wysyłka była coraz bardziej opieszała zamiast przyspieszona, Netanjahu niechętnie ustępował w obliczu amerykańskich obaw o izraelską strategię i taktykę walki w Gazie. Spowodowało to niepotrzebne spowolnienie wysiłku wojennego, co pozwoliło Hamasowi i krytykom Izraela wierzyć, że kampania lądowa była porażką i zachęcać do zawieszenia broni, które pozwoliłoby terrorystom przetrwać, a tym samym twierdzić, że wygrali. Chociaż Siły Obronne Izraela osiągnęły wiele ze swoich celów, to przekonanie, że ich wysiłki były w dużej mierze daremne, pomogło zachęcić ostatnie resztki Hamasu do trwania i odmowy uwolnienia pozostałych zakładników, których porwano 7 października.


Mit niezwyciężoności

Jednak po roku frustracji i wobec konieczności zrobienia czegoś, aby zmusić Hezbollah do zaprzestania ostrzału północnego Izraela i umożliwić Izraelczykom powrót do ich domów, Netanjahu w końcu miał dość amerykańskich wątpliwości i obsesyjnej wiary w dyplomację i multilateralizm.

Zaczynając od wyczynu służb wywiadowczych, czyli eksplozji pagerów i krótkofalówek — a następnie precyzyjnych uderzeń, które wyeliminowały głównych dowódców Hezbollahu i jego przywódcę Nasrallaha — siły izraelskie nie tylko zademonstrowały swój taktyczny geniusz. Przekłuły również mit o tym, że Hezbollahu jest niezwyciężony, który po raz pierwszy zakorzenił się podczas jego udanej wojny partyzanckiej mającej na celu wyparcie Izraela z południowego Libanu w latach 80. i 90. XX wieku. Iran przekształcił to, co zaczęło się jako szyicka milicja, w potężną siłę militarną, która również była postrzegana jako ta, która pokonała Izrael w drugiej wojnie libańskiej w 2006 roku.

Opierając się na sile militarnej Hezbollah ostatecznie przejął skuteczną kontrolę nad krajem podzielonym przez dziesięciolecia konfliktów religijnych, oddając w ten sposób Iranowi kontrolę nad strategicznym posterunkiem sąsiadującym z Izraelem. Następnie wykorzystał tę siłę militarną, aby osiągnąć kolejne zwycięstwo Iranu w Syrii, gdzie z pomocą sił irańskich i rosyjskiego lotnictwa, począwszy od 2011 r., wygrał wojnę domową dla brutalnego reżimu Baszara Assada, oddając ten torturowany naród pod dominację Teheranu.

Wszystko to podsycało amerykańskie przekonanie, że Hezbollahowi nie należy stawiać wyzwania. Posiadanie przez niego do 200 tysięcy pocisków, które mogłyby zostać wystrzelone w kierunku Izraela w przypadku wojny totalnej — liczby, która przytłoczyłaby systemy obrony przeciwrakietowej Izraela i doprowadziłaby do masowych ofiar i zniszczeń — było postrzegane jako decydująca broń, na którą Izrael nie miał odpowiedzi.

To założenie obowiązywało nawet po tym, jak Hezbollah odpowiedział na masakry Hamasu w południowym Izraelu 7 października ostrzałem rakietowym, który zmusił dziesiątki tysięcy Izraelczyków do opuszczenia swoich domów. Przez rok Hochstein (autor umowy z 2021 r. narzuconej rządowi kierowanemu przez Naftaliego Bennetta i Jaira Lapida, która przekazała część izraelskich złóż gazu ziemnego na morzu Libanowi/Hezbollahowi) ciężko pracował, aby wywrzeć presję na rząd izraelski, aby nie robił nic więcej niż nieskutecznie odpowiadał na ostrzał Hezbollahu. Miało to na celu przekonanie terrorystów i Teheranu, że nie grozi im żadne realne niebezpieczeństwo poważnych izraelskich wysiłków mających na celu zmianę strategicznego równania.

Jednak Netanjahu i izraelskie wojsko znają pewne fakty na temat swoich przeciwników, których Amerykanie, jak się wydaje, nie są w stanie pojąć.


Prawdziwy cel Hezbollahu

Po pierwsze, choć Hezbollah jest potężny, nie jest niezwyciężony. Jego przywódcy są śmiertelni i pomimo całej obsesyjnej tajemniczości, uwierzyli we własne mity. Wiedzieli również, że jeśli rozpoczną wojnę na dużą skalę z Izraelem, mogą wyrządzić wielkie szkody, ale nie mogą pokonać państwa żydowskiego. Jedynym pewnym rezultatem takiego konfliktu byłoby zniszczenie Libanu. To zaś mogłoby obudzić różne grupy etniczne żyjące tam i w regionie, które niechętnie zaakceptowały Hezbollah i dominację Iranu, ale w sytuacji wojny mogą przystąpić do walki o swoją niepodległość.

Po drugie, i co ważniejsze, wartość Hezbollahu dla Iranu miała niewiele wspólnego z chęcią utrzymania kontroli nad Libanem lub Syrią.

Celem tych 200 tysięcy pocisków i rakiet Hezbollahu nie była obrona Libanu ani skorumpowanego i despotycznego reżimu Hezbollahu w Bejrucie. Istnieją one po to, by bronić Iranu, a nie terrorystów.

Iran stworzył Hezbollah jako część swojego imperialnego projektu stworzenia szyickiej hegemonii w regionie — dążenie, które należy uznać za przynajmniej częściowo udane, biorąc pod uwagę ich skuteczną kontrolę nad częścią Bliskiego Wschodu, która obejmuje Iran, Irak, Syrię i Liban. W ostatnich latach główną użytecznością Hezbollahu było działanie jako niezawodny system bezpieczeństwa dla reżimu islamistycznego w Teheranie. Te pociski i zdolność śmiercionośnego uderzenia na Izrael istnieją tylko po to, aby chronić mułłów i ich popleczników z Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej w przypadku izraelskiego lub zachodniego ataku na irański projekt nuklearny.

Dlatego też, mimo ciągłej pokusy wykorzystania potęgi Hezbollahu do szkodzenia Izraelowi, zwłaszcza gdy ten jest atakowany przez Hamas, a nawet gdy sam Iran podejmował próby zaatakowania państwa żydowskiego (jak w przypadku spektakularnie nieudolnego ataku rakietowego w kwietniu), rozkazy z Teheranu zawsze brzmiały, że Hezbollah powinien wstrzymać ogień.

Powód jest oczywisty. Gdyby Hezbollah wystrzelił rakiety w okolicznościach, które nie chroniłyby reżimu islamistycznego, nawet wielka szkoda, jaką mogliby wyrządzić Izraelowi, nie zrekompensowałaby szkód, jakie wyrządziłoby to bezpieczeństwu Iranu.

Dlatego systematyczne niszczenie przywództwa Hezbollahu — a mianowicie jego środków komunikacji i zdolności do prowadzenia wojny — nie wspominając o zagrożeniu dla rzekomo niemożliwych do zniszczenia zapasów broni, jest tak niepokojące dla Teheranu.

Możliwość atakowania przez Izrael przywódców Hezbollahu z pewnością przykuła uwagę Irańczyków, którzy zdają sobie sprawę, że mogą liczyć na takie samo traktowanie. Wniosek ten został wzmocniony zabójstwem „politycznego” przywódcy Hamasu, Ismaila Haniji, 31 lipca w Teheranie.

Co więcej, widzą, że zobowiązanie do kontynuowania ostrzału rakietowego północnego Izraela ostatecznie przekonało Netanjahu i Siły Obronne Izraela, iż próba wyeliminowania potęgi militarnej Hezbollahu jest nie tylko możliwa, ale też jest najbardziej racjonalnym rozwiązaniem, jakie mają do dyspozycji.

Oczywiście nie ma gwarancji, że seria izraelskich ataków lotniczych na cele Hezbollahu i to, co wielu uważa obecnie za nieuniknioną inwazję lądową na południowy Liban [artykuł pisany przed wejściem izraelskich oddziałów do południowego Libanu – M.K.], osiągnie główny cel Izraela. Choć zdumiewające wybuchy pagerów i likwidacja terrorystów, takich jak Nasrallah i inni przywódcy Hezbollahu, uradowały Izraelczyków (i innych w regionie, którzy mają powody, by gardzić irańskimi oddziałami pomocniczymi), jeśli ten wysiłek nie zmusi Hezbollahu do zaprzestania ostrzału Izraela i umożliwienia Izraelczykom powrotu do domów, to nic z tego nie może być uznane za sukces.

Jest to ryzykowne przedsięwzięcie, ale jest rozsądne przy wyborach, jakie ma do dyspozycji Netanjahu. Gdyby posłuchał rady USA i zaakceptował zawieszenie broni z Hezbollahem, nie pomogłoby to — podobnie jak różne podobne umowy z Hamasem, które Waszyngton próbował wymusić na Izraelczykach — w niczym nie pomogłoby mieszkańcom północnego Izraela, a jedynie wzmocniłoby regionalną potęgę Iranu. 

To postawiło Izrael przed wyborem między nieuniknioną porażką izraelskiego bezpieczeństwa dzięki amerykańskiej dyplomacji a szansą na osiągnięcie prawdziwego zwycięstwa nad Hezbollahem i Iranem dzięki decydującej ofensywie militarnej. W tych okolicznościach to, co robi Netanjahu, jest przeciwieństwem oskarżeń o lekkomyślność i cyniczne awanturnictwo, co zarzuciła mu administracja USA i jej liberalni medialni propagandyści.


Lekcja, o której Zachód zapomniał

Plan działania Netanjahu jest zarówno racjonalny, jak i obliczony na wykorzystanie słabości Hezbollahu i Iranu.

Jak już widzieliśmy, Iran pokazał swoje karty w tym impasie. Wykorzystanie izraelskich ataków lub nawet inwazji lądowej jako pretekstu do totalnej wojny przeciwko Izraelowi byłoby autodestrukcyjne. Zrobienie tego teraz, gdy Hezbollah już otrzymał druzgocące ciosy, byłoby oczywiście niemądre. Co więcej, skutkowałoby to skasowaniem asa w rękawie Iranu w przypadku ataku na jego własny reżim. Zachowanie tego, co pozostało z odstraszającej siły Hezbollahu, takiej, jaka jest po ostatnich dwóch tygodniach, powinno być dla Teheranu ważniejsze niż ratowanie twarzy przed Izraelczykami.

Mogą albo pozwolić na wypchnięcie siłą Hezbollahu z południowego Libanu i doprowadzenie do poważnego zmniejszenia jego arsenału rakietowego, albo nakazać swoim terrorystom dobrowolne wycofanie się z walki z Izraelczykami. 

Czy Izrael mógł się pomylić? To całkiem możliwe. W żadnej wojnie nie ma gwarancji. Ale biorąc pod uwagę przewagę, jaką Izraelczycy już zdobyli w tym konflikcie, ryzyko katastrofy zostało poważnie zredukowane. 

Wbrew kalumniom rzucanym na niego przez krytyków krajowych i zagranicznych, dokonując tego wyboru, Netanjahu nie przedłuża cynicznie wojny po 7 października, aby pozostać u władzy. Ku wielkiemu rozczarowaniu jego przeciwników, wyraźnie zwiększa to jego popularność. Ale jeśli tak jest, to dlatego, że — podobnie jak w przypadku jego decyzji o prowadzeniu wojny w celu zniszczenia Hamasu — podąża za wolą narodu izraelskiego, który chce odzyskać suwerenność nad całym krajem i chce, aby terroryści zostali spacyfikowani, jeśli nie całkowicie pokonani.

W tym momencie jest jasne, że ofensywa w dużej mierze przywróciła Izraelowi siłę odstraszania przeciwko jego wrogom, którą utracił, gdy wojsko i wywiad, a także rząd, zostały zaskoczone 7 października. To izraelska siła militarna przekonała umiarkowanych Arabów do zawarcia z nim pokoju, a nie 30 lat nieudanego procesu pokojowego, który nastąpił po katastrofalnych porozumieniach z Oslo z 1993 r. Jak słusznie napisał Lee Smith w magazynie „Tablet”, Netanjahu i IDF przypomnieli światu — a w szczególności Waszyngtonowi i Europejczykom — że wojny można wygrać. A sposobem na ich wygranie jest zabijanie wroga, a nie ustępstwa wobec ludobójczych terrorystów w umowach dyplomatycznych.

To jest lekcja, której liberalni Amerykanie nie chcą się nauczyć, bez względu na to, ile razy zostanie udowodniona jej prawdziwość. Ale jest to lekcja, którą rozumieją mieszkańcy Izraela, którzy wciąż żyją w oblężeniu. Decyzja Netanjahu, by spróbować odnieść zwycięstwo, jest rodzajem racjonalnego wyboru niezbędnego dla ich przetrwania i przetrwania Zachodu. To wstyd, że rząd w Waszyngtonie, który wciąż twierdzi, że jest liderem wolnego świata, zapomniał o tej istotnej mądrości.


Jonbathan S. Tobin jest amerykańskim dziennikarzem, redaktorem naczelnym JNS.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Przyjechali się bawić, walczyli o życie. “Byli wszędzie, chodzili i strzelali. Wokół umierali ludzie”

Przyjechali się bawić, walczyli o życie. “Byli wszędzie, chodzili i strzelali. Wokół umierali ludzie”

akr / zródło: CNN, BBC


Festiwal, który odbywał w południowym Izraelu, został brutalnie przerwany w sobotni poranek, gdy ze Strefy Gazy rozpoczął się atak Hamasu. Setki osób rzuciło się do ucieczki samochodami albo pieszo przez szerokie pole. Wiele zginęło, wiele zostało zakładnikami. “Nie mieliśmy nawet gdzie się ukryć, byliśmy na otwartej przestrzeni”- mówiła CNN Tal Gibly, która ocalała w ataku. Dodała, że wielu jej przyjaciół zostało zabitych

W sobotni poranek radykalne palestyńskie ugrupowanie Hamas zaatakowało Izrael. Bojownicy wystrzelili ze Strefy Gazy w kierunku Izraela 3500 rakiet, przedarli się do tego kraju lądem, od strony morza i z powietrza. Ataki dotknęły wiele miejsc. Jednym z nich było miejsce plenerowej imprezy odbywającej się tej nocy w ramach Nova Festival na wiejskich terenach rolnych, około trzech kilometrów od granicy Izraela ze Strefą Gazy.

Z terenu, na którym w sobotę odbywał się festiwal, zabrano co najmniej 260 ciał ofiar ataku.

Miała być muzyka i zabawa, była ucieczka i walka o życie

Wydarzenie miało być muzyczno-taneczną imprezą z okazji żydowskiego święta Sukkot. Ale gdy nastał świt – jak mówiła CNN jedna z uczestniczek wydarzenia Tal Gibly – festiwalowicze usłyszeli rakiety i syreny alarmowe.

“Nie mieliśmy nawet gdzie się ukryć, ponieważ byliśmy na otwartej przestrzeni” – wspominała “Wszyscy wpadli w panikę i zaczęli zbierać swoje rzeczy” – dodała.

Napastnicy pozostawili na miejscu imprezy wiele martwych osób, wiele zostało wziętych jako zakładnicy, co widać na filmach w mediach społecznościowych.

Na nagraniu nakręconym przez Gilby słychać eksplozje. Widać, jak teren imprezy szybko pustoszeje. Jeszcze wtedy kobieta i jej znajomi nie wiedzieli, że kilka kilometrów dalej bojownicy atakują izraelskich żołnierzy i wojskowe pojazdy.

“Jakby to była strzelnica”

Niektórzy wsiedli do aut i zaczęli odjeżdżać, ale – mówiła Gilby – drogi zostały zablokowane i nikt nie mógł przejechać. Wtedy właśnie – wspominała – zaczęto ich ostrzeliwać.

Na filmach nakręconych przez Gibly widać izraelski pojazd wojskowy, jadący pod prąd i auta próbujące ustąpić mi z drogi. Słychać też, jak ktoś krzyczy: “Jedź, jedź naprzód!”.

Wtedy Gibly i jej przyjaciele wpadli w panikę. Porzucili samochód i zaczęli uciekać.

Wideo krążące w mediach społecznościowych pokazuje, jak setki uczestników uciekają samochodami albo biegną przez puste pole. W tle słychać strzały. Na nagraniu widać, jak wiele osób upada na ziemię. Nie jest jednak jasne, czy usiłują się w ten sposób ukryć, czy zostali trafieni w ostrzale.

Gibly powiedziała CNN, że dobiegła do lasu i ostatecznie wsiadła do innego, przejeżdżającego samochodu. Relacjonowała, że na poboczach drogi widziała wiele martwych i rannych osób, ale jedna scena szczególnie utkwiła jej w pamięci – jeden z uczestników koncertu został zastrzelony tuż przed vanem, a drugi martwy siedział na miejscu pasażera.

Pozyskane i zweryfikowane przez CNN wideo potwierdza jej słowa i przedstawia dwie ofiary, o których mówiła kobieta.

– To było bardzo przerażające – mówiła Gibly. – Nie wiedzieliśmy, dokąd jechać, żeby nie spotkać tych złych ludzi – wyjaśniała. – Mam wielu przyjaciół, którzy zgubili się w lesie na wiele godzin i zostali postrzeleni, jakby to była strzelnica – mówiła.

“Chodzili od drzewa do drzewa i strzelali. Wszędzie”

Także Gili Yoskovich, z którą rozmawiało BBC, była wśród setek młodych ludzi na festiwalu w południowym Izraelu.

“Bojownicy byli wszędzie, z bronią automatyczną” – mówiła. “Niektórzy do mnie strzelali. Wyszłam z samochodu i zaczęłam uciekać. Zobaczyłam miejsce, w którym było dużo drzew pomelo i poszłam tam” – wyjaśniała.

“Chodzili od drzewa do drzewa i strzelali. Wszędzie” – kontynuowała. “Widziałam, że wokół umierali ludzie. Byłam bardzo spokojna. Nie płakałam, nic nie robiłam” – relacjonowała.

I dodała: “Potem usłyszałam, jak terroryści otwierają dużą furgonetkę i wyciągają z niej więcej broni. Byli w okolicy przez trzy godziny”.

Wyznała również: “Byłam pewna, że nadejdzie armia, słyszałam kilka helikopterów. Byłam pewna, że armia (…) przyjdzie na to pole i nas uratuje. Ale nikogo tam nie było. Tylko ci terroryści”.

Bliscy rozpoznają pojmanych uczestników festiwalu

Informacje o liczbie zakładników po ataku w okolicach Nova Festival stają się pełniejsze w miarę tego, jak krewni rozpoznają swoich bliskich na nagraniach ze Strefy Gazy krążących w sieci.

Na jednym z takich filmów pokazano porwanie Izraelki i jej chłopaka – którzy zostali zidentyfikowani jako Noa Argamani i Avinatan Or – którzy brali udział w festiwalu. Widać na nim Argamani wiezioną na tyle motocykla i błagającą o pomoc. Or – jak wynika z nagrania – został zatrzymany przez kilku mężczyzn i zmuszony do trzymania rąk za plecami. W tle widać było także ciemną chmurę dymu. CNN zaznaczył, że nie może samodzielnie zweryfikować tego nagrania.

Członkowie rodzin i przyjaciele pary chcą, by film był szeroko udostępniany. Mają nadzieję, że w ten sposób uda się ich zlokalizować parę i doprowadzić do jej bezpiecznego uwolnienia.

Moshe Or, brat Avinatana Or, powiedział kanałowi stacji Channel 12, że znalezienie filmu w sieci nie zajęło mu dużo czasu. “Widziałem na nagraniu jego dziewczynę, Noę, przerażoną (…). W ogóle nie mogę sobie wyobrazić przez co przechodzi – krzycząc w panice na motocyklu, kiedy jacyś dranie ją trzymają i nie wypuszczają” – powiedział. Na wideo rozpoznał też swojego brata. Wskazywał, że trzymało go kilka osób.

Atak ze Strefy Gazy. Do Hamasu przyłączyli się inni

Atak Hamasu został przeprowadzony ze Strefy Gazy. W niedzielę jednak arabska szyicka organizacja Hezbollah przekazała, że przy użyciu “dużej liczby pocisków artyleryjskich i rakiet kierowanych” zaatakowała z Libanu trzy pozycje izraelskie na spornym odcinku granicy izraelsko-syryjskiej wzdłuż okupowanych przez Izrael wzgórz Golan. Finansowany przez Iran Hezbollah dodał, że przeprowadził ostrzał “na znak solidarności z oporem ludu palestyńskiego”.

Ponadto do Hamasu przyłączyła się palestyńska grupa zbrojna, Islamski Dżihad. Poinformowała o wzięciu kilku izraelskich żołnierzy w charakterze zakładników. Bojownicy Hamasu wciąż przetrzymują zakładników w dwóch miejscowościach na terenie Izraela. Według Reutera około 50 osób przetrzymywanych jest w stołówce kibucu Beeri.

Media donoszą o ponad 600 zabitych i ponad 2000 rannych po stronie izraelskiej.

Tymczasem siły zbrojne Izraela bombardują Strefę Gazy w odwecie za rozpoczęty w sobotę rano bezprecedensowy atak. – Izrael dosięgnie bojowników Hamasu w każdym miejscu, w którym się ukryją – powiedział w sobotę premier Izraela Benjamin Netanjahu i zaapelował do ludności Gazy o opuszczenie terytoriów, na których przebywają bojownicy.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Tradycja nienawiści do Żydów

Antysemityzmu nie należy minimalizować ani lekceważyć. To nie jest chwilowa sytuacja. To trwająca, nieustępliwa, złośliwa ideologia, która manifestuje się przez tysiąclecia. Zawsze, gdy nie napotyka sprzeciwu, wybucha. Na zdjęciu: Zniszczony sklep należący do Żydów w Magdeburgu, Niemcy, w 1938 r. (Zdjęcie: Wikipedia)


Tradycja nienawiści do Żydów

Nils A. Haug
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


W burzliwym środowisku geopolitycznym, w którym nowe wyzwania polityczne i militarne pojawiają się niemal niespodziewanie, narastające zagrożenia dla Żydów na całym świecie zasługują na pilną uwagę. Pogląd ten opiera się nie tylko na codziennych sytuacjach na Zachodzie, ale także na długiej i niepokojącej historii.

Co niepokojące, raport z 2023 r. wskazał, że w stanie Nowy Jork „44% wszystkich zarejestrowanych incydentów przestępstw z nienawiści i 88% przestępstw z nienawiści na tle religijnym dotyczyło ofiar żydowskich, co stanowi największą część wszystkich takich przestępstw”. Raport ujawnia wzrost liczby tych przestępstw o 89% w ciągu ostatnich pięciu lat. Ponadto w roku akademickim 2024 nastąpił wzrost niepokojów na kampusach pozornie o to, czy Palestyńczycy powinni otrzymać państwo jako nagrodę za terroryzm. Gdyby demonstranci naprawdę troszczyli się o Palestyńczyków, jak pisze muzułmański arabski dziennikarz Bassam Tawil to:

„wypowiadaliby się przeciwko represyjnym środkom i naruszeniom praw człowieka dokonywanym przez Hamas w Strefie Gazy… zamiast poprawiać warunki życia swoich ludzi, przywódcy Hamasu i Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu nakładają nowe podatki i prowadzą wygodne życie w Katarze, Libanie i innych krajach. Zamiast przynieść demokrację i wolność słowa swoim ludziom, grupy terrorystyczne aresztują i zastraszają dziennikarzy, aktywistów praw człowieka i przeciwników politycznych”.

„Budynki Cornell University zostały zdewastowane – czytamy w raporcie. – Zarząd studencki Michigan University wzywał do zerwania więzi z Izraelem; a na Columbia University wybuchły protesty, które doprowadziły do kolejnych aresztowań”.

Po drugiej stronie Atlantyku, w Wielkiej Brytanii, wrogość wobec Żydów przejawia się masowymi demonstracjami, przemocą i „marszami nienawiści” na rzecz islamistycznych organizacji terrorystycznych i ich roszczeń do fikcyjnej, nie posiadającej granic i awanturniczej „Palestyny”. Ta sytuacja nie wykazuje oznak ustępowania, wręcz przeciwnie, prawdopodobnie będzie się nasilać, a szanse na kompromis są niewielkie. Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka, Volker Türk, niedawno odniósł się do tego wydarzenia: „antysemityzm nęka nasz świat… od Bliskiego Wschodu po Europę i Afrykę, doniesienia o atakach i mowie nienawiści mnożą się”.

Rosnąca wrogość wobec mniejszości żydowskich zaczyna przypominać preludium do wydarzenia inspirowanego przez nazistów, Kristallnacht („noc tłuczonego szkła”), 9 listopada 1938 r., kiedy to tysiące żydowskich domów, przedsiębiorstw, sklepów i synagog zostało splądrowanych i zniszczonych w całych Niemczech i w Austrii. Ponad 30 tysięcy żydowskich mężczyzn wysłano do obozów koncentracyjnych. Większość z nich została stracona.

„Nienawiść rasowa i histeria, jak się wydaje, całkowicie opanowały porządnych ludzi. — powiedział naoczny świadek. — Widziałem modnie ubrane kobiety klaszczące i krzyczące ze złośliwą radością, podczas gdy szanowane matki z klasy średniej podnosiły swoje dzieci, by mogły zobaczyć tę ‘zabawę’”.

Choć takie skrajne społeczne przejawy nienawiści do Żydów nie są jeszcze powszechne na Zachodzie, podobne wydarzenia pokazują rosnącą wrogość. W przeszłości takie uczucia na Zachodzie były subtelne i w dużej mierze ukryte. Teraz, cytując Stevena Spielberga, antysemityzm „nie czai się już, ale dumnie podnosi głowę jak w Niemczech lat 30”.


Kristallnacht
 miała miejsce w czasie rosnącej popularności Adolfa Hitlera, kiedy żydożercy – zarówno zwolennicy partii nazistowskiej, jak i inni obywatele – połączyli siły, aby wyładować swój gniew, (prawdopodobnie z powodu załamania gospodarczego), na osobach i majątku Żydów żyjących spokojnie wśród nich. Podczas gdy oczywistym katalizatorem było zabójstwo niemieckiego dyplomaty, Ernsta von Ratha, przez 17-letniego Żyda w Paryżu we Francji, innym z leżących u podstaw powodów była prawdopodobnie masowa propaganda nazistowska obwiniająca Żydów o klęskę Niemiec w I wojnie światowej, a także opłakana sytuacja gospodarcza.

Pomimo faktu, że przed przejęciem władzy przez partię nazistowską większość obywateli pochodzenia żydowskiego była na pozór dobrze zintegrowana ze społeczeństwem niemieckim, oficjalny antysemityzm, którego głównym źródłem był Joseph Goebbels, minister propagandy Rzeszy w latach 1933-1945, skutecznie podburzał społeczeństwo.

Można zrozumieć, dlaczego Chaim Weizmann (późniejszy pierwszy prezydent Izraela) napisał wówczas: „Świat wydawał się podzielony na dwie części – te miejsca, w których Żydzi nie mogli żyć, i te, do których nie mogli wejść”. Innymi słowy, byli znienawidzeni ze wszystkich stron i nie mieli dokąd pójść.

W ironicznej imitacji nazistowskich żądań, aby Żydzi opuścili swoje domy w Niemczech i udali się do „Palestyny”, teraz wzywa się ich do opuszczenia „Palestyny”, obecnie państwa Izrael. Żydzi ponownie stają w obliczu kłamliwych oskarżeń i przemocy ze strony ludzi, którzy chcą ich wyrzucić z domów. Przez stulecia, poprzez pogromy w Europie, a także prześladowania w świecie muzułmańskim, Żydów wypędzano z miast, miasteczek i wiosek, w których spokojnie mieszkali od czasów biblijnych.

Chociaż 7 października 2023 r. w Izraelu doszło do przerażającej powtórki gwałtownych pogromów, Żydzi nie są już intruzami, ale prawowitymi mieszkańcami ojczyzny swoich przodków. Mogą tam bronić swojego prawa do życia, siłą, jeśli to konieczne, i skutecznie to robią. Przypominając liczne historyczne masakry na przestrzeni około 2000 lat, Żydzi w diasporze europejskiej stają teraz w obliczu nowych wezwań do ich wydalenia i zagłady. Ponownie podżegająca propaganda pobudza te żądania, ale teraz pochodzi ona od ekstremistów islamistycznych i ich zachodnich zwolenników, którzy, być może nieświadomie, we wspólnej nienawiści do Żydów i odnowionym zaangażowaniu w ideologię „krwi i ziemi”, utożsamiają się z nazistowskim zamiarem eksterminacji Żydów.

Jak to często bywa, Żydzi cierpią z powodu szkód ubocznych spowodowanych rozwojem sytuacji gospodarczej, etnicznej i religijnej, na który nie mają wpływu. Głośne przejawy antysemickiej nienawiści do Żydów wybuchły w NorwegiiFrancjiKanadzieWielkiej BrytaniiIrlandiiNiemczechWłoszechSzwecjiUSA i innych krajach zachodniego sojuszu  w zasadzie bez konkretnych działań ze strony władz. Chociaż rządy zachodnie nie opowiadają się otwarcie za dyskryminacją swoich żydowskich mieszkańców, „wiele z nich podsyca antysemickie nastroje” wśród swoich obywateli, takie jak oskarżenia, że Izrael rzekomo dopuszcza się ludobójstwa. Niedawno nastąpiło również oficjalne uznanie państwa Palestyna zakazane przez Porozumienia z Oslo, które stanowiły, że wszelkie sprawy między Izraelem a Palestyńczykami muszą być negocjowane twarzą w twarz. Niemniej Hiszpania, Irlandia i Norwegia pospieszyły z ogłoszeniem uznania państwa palestyńskiego.

Nazistowską „strategię” antysemicką Goebbelsa w dużej mierze powieliła „dobrze naoliwiona machina propagandowa” Hamasu, Iranu i Hezbollahu. Kłamstwa miały na celu „wywołanie współczucia za granicą”, a zarazem „na jednym froncie wzbudzenie strachu wśród Izraelczyków, a na drugim zdobycie poparcia ze strony ich palestyńskich i międzynarodowych baz”. To była właśnie nazistowska metoda rozwiązywania tak zwanej „kwestii żydowskiej”, a mianowicie najpierw „wzbudzenie strachu” przed Żydami, a następnie „wywołanie współczucia” wśród ogółu społeczeństwa dla ich rzekomych ofiar. Nazistowska gazeta „Der Stürmer” bezlitośnie oczerniała Żydów – akt, który skutkował częstymi aktami terroru, które skutecznie „wzbudzały strach”, zgodnie z zamierzeniem.


Podobny
 incydent miał miejsce podczas wyborów krajowych we Francji w 2024 r., kiedy kandydatem skrajnie lewicowym był Jean-Luc Mélenchon. Jak pisze Drieu Godefridi:

„Mélenchon zabiegał przede wszystkim o radykalnych muzułmańskich wyborców i mnożył zapalne deklaracje na rzecz Palestyny i nienawistne werbalne ataki na Żydów…. Przekaz wydaje się być aż nazbyt dobrze znanym marksistowskim konceptem Volksrache („zemsty ludu”): wzbudzania nienawiści, aby skierować ją w stronę ‘wrogów reżimu’, a ostatecznie ich zlikwidować”.

Reżim nazistowski stosował tę metodę, aby Żydzi stali się obiektem gniewu, podobnie jak robią to aktywiści Hamasu na Zachodzie.

Dżihadystyczne wysiłki medialne, a zwłaszcza masowe darowizny na rzecz uniwersytetów z Kataru i innych bogatych w ropę krajów islamskich, odniosły tak wielki sukces, że wielu pracowników naukowych i studentów zachodnich instytucji edukacyjnych dało się porwać ciasną ideologią nienawiści do Żydów. Rabin Andy Bachman ostrzega, że uczelnie w całych Stanach Zjednoczonych są centrum „nienawiści, nietolerancji i przemocy” i stały się „platformami dla nieustannego oskarżania Żydów o rasizm, kolonializm i ludobójstwo”. Wskazuje również na fundamentalne ideologie „rasizmu” i „kolonializmu”, które leżą u podstaw tej nienawiści.

Te ideologie można prawdopodobnie rozumieć jako powiązane ze sobą koncepcje więzi krwi, ziemi i religii. Po pierwsze, przynależność etniczna („rasa”) rzekomo nadaje legitymację. Według teologii nazistowskiej, ponieważ Żydzi nie byli pochodzenia aryjskiego, byli nieprawi, niechciani i niegodni życia. Wielu islamistów wydaje się podzielać podobne podejście: artykuł 7 Paktu Hamasu z 1988 r., skopiowany z hadisów – czynów i wypowiedzi Mahometa, innej świętej księgi islamu, po Koranie – stanowi:

„Dzień Sądu nie nadejdzie, aż muzułmanie nie zaczną walczyć z Żydami (zabijając Żydów), kiedy to Żydzi będą się chować za kamieniami i drzewami. Kamienie i drzewa powiedzą: O muzułmanie, o Abdullahu, za mną jest Żyd, przyjdź i zabij go”.

Po drugie, kwestia ziemi: ojczyzny. Wielu muzułmanów – wyznających religię, która nie istniała aż do VII wieku n.e. – uważa Żydów nie za ludzi, którzy zamieszkują tę ziemię nieprzerwanie od prawie 4000 lat – znacznie dłużej niż 1400 lat od VII wieku n.e., kiedy pojawił się Mahomet – ale za intruzów w regionie, osadników i kolonizatorów, których należy wypędzić lub wykorzenić. Dżihadyści roszczą sobie prawa do tego samego obszaru, który pod brytyjskim mandatem nazywał się „Palestyna” i istniał od końca Imperium Osmańskiego w 1922 r., niemal do uzyskania niepodległości przez Izrael w 1948 r. Pod rządami Brytyjczyków każdy tam był Palestyńczykiem. „Palestyna” to było to, co było zapisane w paszporcie, niezależnie od tego, czy ktoś był muzułmaninem, chrześcijaninem czy Żydem. Jak przyznał otwarcie nieżyjący już urzędnik Organizacji Wyzwolenia Palestyny, Zuheir Mohsen, dziennikarzowi Jamesowi Dorseyowi w holenderskiej gazecie „Trouw” w 1977 r.:

„Naród palestyński nie istnieje. Utworzenie państwa palestyńskiego jest jedynie środkiem do kontynuowania naszej walki z państwem Izrael o naszą arabską jedność. W rzeczywistości dzisiaj nie ma różnicy między Jordańczykami, Palestyńczykami, Syryjczykami i Libańczykami. Tylko z powodów politycznych i taktycznych mówimy dzisiaj o istnieniu narodu palestyńskiego, ponieważ arabskie interesy narodowe wymagają, byśmy założyli istnienie odrębnego ‘narodu palestyńskiego’, aby przeciwstawić się syjonizmowi”.

Po trzecie, kwestia religii. W przemówieniu radiowym z 1940 r. niemiecki powieściopisarz Thomas Mann stwierdził, że program III Rzeszy w zakresie oczyszczania kraju z europejskich Żydów „był niczym innym, jak tylko stale powtarzającym się buntem niepokonanych pogańskich instynktów, protestujących przeciwko ograniczeniom Dziesięciu Przykazań”. W ujęciu dżihadystów islam jest jedyną prawdziwą wiarą, a zatem chrześcijanie, Żydzi, Hindusi i wszyscy inni „niewierni” wyznają fałszywą religię i dlatego mogą zostać sprawiedliwie zabici:

„A gdy święte miesiące miną, zabijajcie politeistów, gdziekolwiek ich znajdziecie, chwytajcie ich, oblegajcie i czyhajcie na nich w każdym miejscu zasadzki. A jeśli się nawrócą, odprawią modlitwę i dadzą jałmużnę, pozwólcie im [iść] swoją drogą. Zaprawdę, Allah jest Przebaczający i Litościwy”. — Koran 9:5

„Walczcie z tymi, którzy nie wierzą w Allaha ani w Dzień Ostateczny, którzy nie uważają za nieprawe tego, co Allah i Jego Posłaniec uczynili nieprawym, i którzy nie przyjmują religii prawdy spośród tych, którym dano Pismo – [walczcie], aż sami zapłacą dżizję dobrowolnie, będąc upokorzeni.” — Koran 9:29

„Zabijajcie ich [niewiernych], gdziekolwiek ich spotkacie, i wypędzajcie ich z miejsc, z których oni was wypędzili.” — Koran 2:191

Sytuacja staje się niepokojąca dla Żydów wszędzie, jak również dla dwóch politycznych liderów USA, prezydenta Joe Bidena i wiceprezydentki i kandydatki na prezydenta, Kamali Harris. „Rozwiązanie w postaci dwóch państw” to dla nich głosy Michigan i Minnesoty. Biden i Harris, a także inni liderzy na Zachodzie ogólnie rzecz biorąc, nie potępiają publicznych demonstracji nienawiści do Żydów i wydają się tolerować takie akty w swoich krajach.

Ogólnie rzecz biorąc, ambiwalencja i ustępstwa są cechami charakterystycznymi administracji Bidena. W przemówieniu na Konwencji Narodowej Demokratów w sierpniu 2024 r. Biden powiedział: „ci antyizraelscy protestujący na ulicy mają pewną rację”. Wiceprezydent Kamala Harris stwierdziła: „protestujący pokazują dokładnie, jakie powinny być ludzkie emocje, jako odpowiedź na Gazę, i rozumiem emocje za tym stojące”. Krótko po masakrze dokonanej przez dżihadystów 7 października Biden zadeklarował „niezłomne i niezachwiane” poparcie dla Izraela, ale wkrótce odmówił Izraelowi broni obronnej lub obiecał jej dostawę w 2029 r.!

Krytykując jawne antysemickie czyny – i próbując uniknąć oskarżeń o religijny, etniczny rasizm – grupy popierające Hamas, takie jak „Student Intifada” na zachodnich kampusach, maskują nienawiść do Żydów używając obecnie obraźliwego kodu: „syjoniści”. Wydaje się, że termin ten ma na celu uniknięcie drażliwych konotacji religii lub przynależności etnicznej Żydów i skupia uwagę na tym, że ich oskarżenia dotyczą ziemi: że Żydzi są nielegalnymi osadnikami-kolonialistami na rzekomo palestyńskiej ziemi.

Na uczelniach takich jak Sarah Lawrence w stanie Nowy Jork „głęboka nienawiść jest tak mocno zakorzeniona w wielu aspektach kampusu, że konieczna jest zupełnie nowa strategia”. Można zatem być pewnym, że aktywiści pro-dżihadystyczni „powrócą tej jesieni, głośniejsi i bardziej zdeterminowani niż wcześniej”. Ponieważ kampusy uniwersyteckie często kształcą przyszłych edukatorów i przywódców politycznych, obecna sytuacja wygląda dość ponuro. Przynajmniej w Izraelu, w przeciwieństwie do innych krajów, rząd jest zaniepokojony bezpieczeństwem swoich obywateli.

Mimo powszechnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego, kraje zachodnie reagują bardzo powoli. Wydaje się, że nie rozumieją, że wrogość wobec ich żydowskich obywateli jest oznaką głębszego wyzwania dla istnienia tradycji liberalno-demokratycznej Zachodu jako całości. Przywódcy polityczni wydają się nie rozumieć długoterminowego planu przeciwników ich narodu. Chiny, Rosja, Korea Północna i Iran dążą do upadku Zachodu i wdrażają złośliwe strategie — militarne, ekonomiczne i elektroniczne — aby to osiągnąć.

Oczernianie Żydów jest często papierkiem lakmusowym, wskaźnikiem nadchodzących konfliktów. W Niemczech, w okresie nazistowskim, prześladowania zaczęły się od Żydów, a następnie szybko rozprzestrzeniły się na członków innych grup etnicznych, innych religii, „niedoskonałych” ludzi, ekonomicznie nieproduktywnych ludzi itd. Następnie pojawiły się cele imperialistyczno-nacjonalistyczne, usprawiedliwione ideologiami opartymi na krwi, ziemi lub religii. Rezultatem były rany i śmierć milionów.

Z jakiegoś powodu Żydzi zawsze są niesłusznie obwiniani za to, co się dzieje – kozły ofiarne za inne problemy w społeczeństwie. Na przykład podczas straszliwych masakr Chmielnickiego w 1648 r. Żydzi stali się niewinnymi ofiarami w konflikcie między wojownikami kozackimi a siłami polskimi i zostali bezlitośnie wymordowani.

W XVII i XVIII wieku plemiona „górskich Żydów” żyjące po obu stronach granicy azersko-rosyjskiej zostały „zaatakowane i wybite w walkach, które miały miejsce między ich sąsiadami”. Żydów wymordowano podczas inkwizycji, a kilka wieków wcześniej, podczas pierwszej „chrześcijańskiej” krucjaty w 1096 r., rycerze w drodze do wyzwolenia Ziemi Świętej spod władzy muzułmanów zabijali każdego napotkanego Żyda. Po przybyciu do Jerozolimy krzyżowcy wymordowali tam wszystkich Żydów:

„Krzyżowcy podbili Eretz Israel, docierając do Jerozolimy w 1099 r. Po dotarciu na miejsce zgromadzili wszystkich Żydów z Jerozolimy w centralnej synagodze i podpalili ją. Inni Żydzi, którzy wspięli się na dach meczetu Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym, zostali złapani i ścięci”.

Antysemityzmu nie należy minimalizować ani lekceważyć. Nie jest to chwilowa sytuacja. Jest to trwająca, nieustępliwa, złośliwa ideologia, która manifestuje się przez tysiąclecia. Kiedy nie napotyka sprzeciwu, rośnie wybuchowo.

W tym bolesnym czasie należy przypomnieć słowa rabina Izaaka ben Judy Abarbanela (1437-1508): „Są religie, które dziś zabijają wszystkich, którzy odrzucają ich wiarę. Izmaelici islamu należą do tej kategorii”. Ponad pięćset lat później niewiele się zmieniło.


Nils A. Haug – emerytowany prawnik, członek International Bar Association, felietonista, autor wielu książek, w tym: „Politics, Law, and Disorder in the Garden of Eden – the Quest for Identity”; i „Enemies of the Innocent – Life, Truth, and Meaning in a Dark Age”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Oppressed lovers of freedom everywhere are secretly rooting for Israel to win

Oppressed lovers of freedom everywhere are secretly rooting for Israel to win

Bernard-Henri Lévy


October 7 was not just a tragedy for Israel, but emblematic of an attack to the Global West, Bernard-Henri Lévy argues in “Israel Alone” (Photo by Chris McGrath/Getty Images)

The war with Hamas is existential for all of Western civilisation

And then, the third upheaval.

For an instant the world saw what it did not want to see.

And what it saw was a planet that froze briefly before beginning to turn again—but now turning on new bearings.

In 2018, I wrote a book entitled The Empire and the Five Kings. The title was an allusion to the Biblical story of the five kings whom Abraham fought to save his nephew, Lot.

In that book, I described an empire consisting of Europe, its American outgrowth, and others in the rest of the world that have faith in the Western Enlightenment.

I argued that this empire, which I called the “Global West,” is contracting nearly everywhere, both in people’s minds and geographically.

I showed how the space left vacant by the empire’s retreat was creating opportunities for five new kings, five potentates, who ruled over countries that had once been the centers for powerful empires and aspired to become so again.

My thesis was that these five kings—Russia, China, the Iran of the ayatollahs, neo-Ottoman Turkey, and the Arab countries prone to jihadism—were ready to forgo their ancient enmities if that were the price of reviving the glory of Peter the Great, the Qing and Ming dynasties, the Ottoman vizirs, the shahs of Persia, or the Umayyad and Abbasid sultans.

The book was written in the context of the war against the Islamic State, the role of the Kurds in that war, and then, at the moment of the battle of Kirkuk—which in my eyes was the equivalent of the ancient battles that put an end to the hegemony of Sparta, Athens, or Macedonia—how casually their western allies abandoned them once they had served their purpose.

The book’s thesis was confirmed by the subsequent war against Ukraine, where we saw the same five— joined by a North Korea drunk on its own power—in coalition against a Global West that sometimes seemed to be pulling itself together while, at other times, looking like a heavy-footed giant with a head full of clay, a disconcerting mix of authority and restraint, extreme power and inexplicable cowardice.

But now we were seeing the five picking up where they left off, consolidating their alliance, and submitting us all to a new test, this time on the Israeli front.

What was true in the Kurdish and Ukrainian cases is proving true in the case of Hamas—but in reverse, and from the dark side of the world.

And it is around this minuscule terror state, this barbarous Lilliput, about which the big five had previously cared so little, that the dark planets realign and the new world takes shape.

The big difference is that the United States does not seem to be the same stumbling, dazed, declining empire ready to abdicate its throne.

I say “seem” because America still shows a reluctance to fully flex its muscles, to assert its creed and values. It moves ahead and retracts, takes a step toward Israel and pulls back.

And nothing can be taken for granted as the vertiginous unknown looms with the upcoming presidential election.

But regardless of the current or future US position, what is sure is that the revisionist kingdoms were there for October 7 and that we found all five of them as fiery as ever and ready to get back in the game.

That appeared immediately among the Sunni powers who are the natural allies of Hamas.

There was dancing in Kabul; in Islamabad, cries that bin Laden had been avenged; in Qatar, it occurred to no one to disturb Ismail Haniyeh and his retinue who were still, at least until further notice, Hamas’s senior leaders; at most, they were asked—politely and after days of talks—to close their luxurious villas and leave for a well-deserved vacation in Algeria.

It was clear with respect to Turkish president Erdogan, the grand master of the confraternity of the Muslim Brotherhood, of which Hamas is the avant-garde.

He did not lose a minute before resolving the ambiguities that previous signs of rapprochement with Jerusalem, linked with his nation’s gas interests, might have generated.

On October 24, Erdogan declared that “Hamas [was] not a terrorist organization” but rather “a group of mujahideen who are defending their land.”

We saw him, his neck wrapped in a Palestinian keffiyeh, at a huge rally at the old Atatürk Airport in Istanbul, where he informed the “whole world” that Israel is committing unpardonable “war crimes.”

Then, on December 27, this great humanist who has yet, a century after the fact, to acknowledge the Armenian genocide and is still fueling the same hatred today in Nagorno-Karabakh, compared Bibi Netanyahu to Hitler and the Palestinian refugee camps to the Nazi death camps.

Nor did Turkey’s membership in NATO or its economic reliance on the United States dissuade him from announcing on January 14, 2024 that his government possessed solid proof of Israel’s genocidal activities in Gaza and would furnish them forthwith to the International Court of Justice, which was then in the process of examining and ultimately dismissing the formal complaint to this effect that had been filed by South Africa.

Iran began with denial. And perhaps remembering the good old days of the “nuclear agreement” with Teheran worked out by President Obama and his vice president, Joe Biden, the American administration went out on a limb to confirm, in the early hours, that there was no “proof” of Iran’s “direct” involvement in the attack.

But we learned quickly enough, through Iran’s official press agency, that a meeting had taken place in Doha on October 14 between Ismail Haniyeh, who had not yet departed for Algeria, and the Iranian minister of foreign affairs, Hossein Amir-Abdollahian.

This was followed on October 26 by a meeting in Moscow between Iranian vice president Ali Bagheri and another delegation of the terrorist organization, this one of lower rank.

And then another meeting in Tehran, probably on November 6, between Haniyeh and the Supreme Leader himself, Ayatollah Ali Khamenei.

We quickly learned that there had been others, in August and September, well before the attack.

We also learned that, according to what the Wall Street Journal described as “highly placed sources within Hezbollah and Hamas,” representatives of the Revolutionary Guard and, on least two occasions, Minister Abdollahian himself had reportedly helped during these meetings to “set up” the operation, “ironed out the details,” and, on October 2 in Beirut, given it the “green light.”

For those still in doubt, the regime’s minister of culture, Ezzatollah Zarghami, a retired general of the IRGC, gave the story the fillip it lacked.

In an interview released by the semi-official Mehr News Agency, Zarghami affirmed that he was “afraid of no one” and willingly admitted that his country had delivered to Hamas a quantity of Fajr-3 ballistic missiles of the type that had been used to strike Israel.

So, “Iran outside Iran” must be added to complete the picture.

Hezbollah’s launches over the northern border of the Jewish state.

The Shiite militias in Iraq ramping up attacks on American positions in Syrian and Iraqi Kurdistan and threatening Israel.

Houthis take part in a pro-Palestinian rally in Sanaa amid the ongoing conflict in the Gaza Strip (Photo by MOHAMMED HUWAIS/AFP via Getty Images)

Houthis take part in a pro-Palestinian rally in Sanaa amid the ongoing conflict in the Gaza Strip (Photo by MOHAMMED HUWAIS/AFP via Getty Images)

And last but not least, the Houthis in Yemen—equipped with an arsenal of drones, medium-range ballistic missiles, and anti-ship missiles unparalleled in the region, and supported by a Revolutionary Guard spy vessel that makes little secret of guiding the attacks—who were harassing ships in the Red Sea they deemed to have any link with the “Zionist entity.”

Was China testing, as in Ukraine, the adversary’s capacity for resistance in the great confrontation to come?

Was it pondering “Thucydides’ Trap,” that fateful moment when, according to the ancient Greek historian (as recounted by American professor Graham Allison), a waning power (yesterday, Athens, today, the United States) commits the fatal error of responding with force against the rising power (then, Sparta, now, China)?

Or, conversely, was it running the risk of falling into what I dubbed Herodotus’ Trap in The Empire and the Five Kings, in homage to the great historian of the Greco-Persian wars and his account of the ultimate victory of democracy over tyranny?

Was China thinking of moving into Taiwan, and did it want to see whether America’s wound might be widening, hastening the decline of its influence?

Whatever the reason, Chinese premier Xi Jinping abandoned his customary restraint, as he had with Ukraine.

While stifling Tibet and annihilating the Muslim Uyghurs, he refrained from condemning Hamas, refused to label it a terrorist organization, let flourish on Chinese television and Weibo fake news of the type, “Jews represent just 3% of the American population but control 70% of its wealth,” and took the lead in the anti-Israel crusade that was gathering force among the BRIC nations.

But the icing on the cake was Putin. Over the years, he found useful idiots to serve up the edifying story of little Vladimir, poor and lost, raised by a Jewish family to which he remained attached and owed the remnants of his philo-Semitism.

But the admirer of Czar Nicholas I in him remembered that Russia, at the height of its power, massacred tens of millions of Russians, persecuted hundreds of thousands of Jews, and planned, during the waning days of Stalinism, to do their fair share in bringing about the “final solution of the Jewish problem.”

And above all, the KGB man of a thousand ruses, the crowned seditionist who has thrived only through plots, assassinations, pawns advanced, pawns sacrificed, and power gained with guns and bribes, the postmodern Mad Max who has replaced the motorcycles of the apocalypse with tanks and hypersonic missiles and likes being blessed by Rolex popes who wear their cowls the way Attila wore his caps—that Putin was aware of the benefits he stood to gain from this new Middle Eastern war, which was drawing the world’s attention away from the heinous crimes he was committing in Ukraine.

So, he unleashed his pack, allowed his henchmen to revive the old national anti-Semitism and to warn Israelis of Russian origin that they would not be welcome when they flee their beloved “refuge” just ahead of the bombs.

He did not deny that the Hamas leaders had two sessions with Russian Foreign Minister Sergey Lavrov (in September 2022 and March 2023), whose announced purpose was to “weaken the West,” or that said leaders later returned to Moscow to meet with Iranian officials.

He could not hide the fact that the red carpet was rolled out for them in the days following October 7, or that the Kremlin had still not condemned the massacre.

The circle is nearly complete.

It is almost the same picture, but worse, that we watched take shape at the time of the war against the Kurds and again with the war against Ukraine—which, incidentally, continued unabated in a world where everything was suddenly splitting in two: the media’s focus, the attention of foreign ministries, and even military aid, which some political leaders, expecting Trump to return to power and taking advantage of the general confusion, would like to let fall by the wayside.

Could it be said that this upheaval is not really an upheaval this time around since it is just the same old song?

Is it the fortress Europe (and America) emitting its endless but familiar supply of collaborators and appeasers?

Yes and no.

It is as if tectonic plates had been rubbing together, sliding, overlapping, and separating before suddenly interlocking in a new pattern.

And for today’s observers, the current scene is a panorama where everything seems perfectly in place.

Hamas is no longer Hamas but, instead, the sword and toy of a counter-empire wherein the protagonists of the preceding wars have come together permanently.

And Israel, reciprocally, is a little more than just Israel.

It carries the message, even if unknowingly, of the Uyghurs of China, the intrepid bloggers of the Arab autocracies, the proponents of the Armenian cause in Istanbul who detest Erdogan and his fables of the Grand Turk, the strong souls of Kurdistan, the Iranian insurgents who continue to cry “Woman, Life, Freedom,” the opponents whom Putin deports, sends into internal exile, and assassinates—and also, perhaps in spite of themselves, the Palestinians in silent revolt against the Hamas dictatorship.

This has nothing to do with a war between West and East.

Nor with the “war of civilizations” that some, already lining up their legions, are hoping for.

Or maybe it does.

But in that case, one of the civilizations is the fine Internationale of the friends of liberty, law, and the spirit of resistance, drawing its members from within the new and ancient empires alike.

And the other is the civilization of tyrants and demagogues whose followers are recruited in the West no less than in the East or South.

The Maharal of Prague wrote in Netzach Yisrael that, in contrast to kingdoms and empires, which are extensive, Israel is a point, a single point, but what a point!

The central and hidden point, secret and essential, upon which rests, in the terrible dramaturgy of history, a piece of human survival.

So there we have it. Israel is not a pawn, but a point.

It is the hearth that radiates a light and a language without which a part of humanity would be lost.

Israel exists in a kind of solitude, no doubt.

A terrible solitude.

But to paraphrase Albert Camus, there are women and men, many women and many men, who would be very alone indeed without this solitary presence and who pray each morning and each evening, more or less secretly and silently, summoning whatever boldness their status as hostages of the five kings allows, for Israel to win its war against the empire of Hamas.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Rape is Resistance and Beepers are Genocide

Rape is Resistance and Beepers are Genocide

Daniel Greenfield


  • Those same organizations [that condemned Israel’s exploding pagers] and activists had nothing to say about the Hezbollah rocket attacks on Israeli towns and villages that turned tens of thousands of Jews into refugees in their own country.

  • There is no legitimate way for Israel (or any non-Muslim country) to take out an Islamic terrorist. No amount of warnings, phone calls and dropped leaflets and roof-knocking warning projectiles were enough of a precaution. Even hostage-rescue operations were condemned for killing terrorists who, in the usual Hamas medical department parlance, turned into innocent children.
  • And there’s also no such thing as an illegitimate Muslim way to murder Jews.
  • The Democrat political establishment can’t seem to get around to condemning the Islamic groups attacking synagogues and marching through the streets praising the rape and murder of Jews.
  • Every Israeli tactic is illegitimate because the cause, a Jewish State, is illegitimate, but no Islamic tactic is ever truly illegitimate because its cause, replacing Israel with an Islamic state, is legitimate.
  • The liberal anti-Israel establishment in D.C., human rights groups and the media have played a cynical game of focusing on Israel tactics as if they actually cared how Israel takes out terrorists, and as if there were any means of taking out terrorists that would win their approval.
  • What makes people cheer for Israel are accomplishments, winning a war in six days, rescuing hostages from Africa, taking out an Islamic nuclear program on July 4th, and detonating the communications devices of a terrorist group responsible for killing Americans.
  • Israel has been held hostage trying to win over those who cannot be won over. Much of the liberal establishment has either become radicalized into permanently opposing Israel or has become complicit with those who do. The only narrative it will accept is the same demands that Israel be dismantled piece by piece and parceled out to Islamic terrorists in exchange for peace.
  • No one cheers weakness, they only respect strength.
  • The only way to win… is to win.


No sooner did the encrypted pagers used by members of Hezbollah begin exploding than human rights experts and the UN began condemning the single greatest targeted attack on a terror group as a violation of international law. Those same organizations and activists had nothing to say about the Hezbollah rocket attacks on Israeli towns and villages that turned tens of thousands of Jews into refugees in their own country. Pictured: A photo taken on September 18, 2024 in Beirut shows the remains of a Hezbollah pager that exploded the day before. (Photo by AFP via Getty Images)

The myth that Israel’s tactics, not its existence, is at issue died with the murdered Jewish families on October 7, 2023 and the Hezbollah terrorists taken out by pagers on September 17, 2024.

No sooner did the encrypted communications devices handed out to members of the Islamic Jihadist group begin exploding than human rights experts and the UN began condemning the single greatest targeted attack on a terror group as a violation of international law. Those same organizations and activists had nothing to say about the Hezbollah rocket attacks on Israeli towns and villages that turned tens of thousands of Jews into refugees in their own country.

There is no legitimate way for Israel (or any non-Muslim country) to take out an Islamic terrorist. No amount of warnings, phone calls and dropped leaflets and roof-knocking warning projectiles were enough of a precaution. Even hostage-rescue operations were condemned for killing terrorists who, in the usual Hamas medical department parlance, turned into innocent children.

And there’s also no such thing as an illegitimate Muslim way to murder Jews. Oct 7 proved that. Nearly a year later, Islamic groups are still celebrating the orgy of butchery, kidnapping and rape. The Democratic Socialists of America, which boasts 5 allied Members of Congress including Rep. Rashida Tlaib, has taken to arguing in favor of “armed resistance” and Hamas.

More Democrats have taken to social media to condemn a Detroit News cartoon which implied that Tlaib’s support for terrorism may have led her to worry about her pager, than two recent Muslim terrorist plots to massacre Jews in synagogues in Las Vegas and New York City. The Democrat political establishment can’t seem to get around to condemning the Islamic groups attacking synagogues and marching through the streets praising the rape and murder of Jews.

The liberal establishment accepts the Islamic terrorist cause but rejects the Israeli cause.

That’s why when it comes to Islamic terrorism, it emphasizes the cause over the tactics, but when it comes to Israel, it emphasizes the tactics over the cause. Every Israeli tactic is illegitimate because the cause, a Jewish State, is illegitimate, but no Islamic tactic is ever truly illegitimate because its cause, replacing Israel with an Islamic state, is legitimate.

No matter how often the Arab Muslim invaders occupying parts of Gaza and the West Bank pledge their allegiance to terror, we are told that their ultimate cause is just and inevitable. And that the killings, kidnappings and rapes don’t truly represent the moral righteousness of it.

While every time Israel takes out a terrorist, the media links it to the Jewish “occupation” of those parts of Israel that the terrorists demand for themselves. Since Israel’s existence is wrong, any tactic that it uses to fight the terrorists trying to take it over is a human rights violation.

The Marxist mobs in the street are at least honest about their ideological orientation. They define all Jews living in Israel as “settlers” who are fair game for genocide. Whether Israel takes them out with drone strikes, exploding beepers or Barney songs played on a loop doesn’t much matter except as it’s useful for propaganda materials calling for the destruction of Israel.

The liberal anti-Israel establishment in D.C., human rights groups and the media have played a cynical game of focusing on Israel tactics as if they actually cared how Israel takes out terrorists and as if there were any means of taking out terrorists that would win their approval. A generation of the Israeli military jumping through every possible hoop has yielded only angrier and more sanctimonious condemnations every time another terrorist bites the dust.

Israel has wasted a lot of the lives of its soldiers and civilians on its side in the hopes of achieving some phantom “purity of arms” that included an extensive approvals process for strikes that crippled its aerial response on Oct 7. Afterward things got better and worse. The pager attack was brilliantly calculated and yet crippled by an obsessive need to take out specific targets rather than inflicting as much damage on the Hezbollah terrorists as possible.

The painstaking efforts to monitor the terrorists to minimize collateral damage and to focus on specific targets did not change the inevitable condemnations that came rolling Israel’s way.

The real lesson of the pager attacks was that an innovative Israeli attack on Islamic terrorists will be cheered by the right people and condemned by the wrong ones. Israeli hasbara (public relations) is a fundamentally misguided effort to explain the need for a war whose hand-wringing signals weakness and guilt. What makes people cheer for Israel are accomplishments, winning a war in six days, rescuing hostages from Africa, taking out an Islamic nuclear program on July 4th, and detonating the communications devices of a terrorist group responsible for killing Americans.

No one except the occasional military expert who tours the battlefield is impressed by Israeli restraint. And restraint will win not a single concession from the same establishment that can’t bring itself to condemn by name the mobs waving Hamas flags and assaulting Jewish students.

Israel has been held hostage trying to win over those who cannot be won over. Much of the liberal establishment has either become radicalized into permanently opposing Israel or has become complicit with those who do. The only narrative it will accept is the same demands that Israel be dismantled piece by piece and parceled out to Islamic terrorists in exchange for peace.

That the peace has never come, that the negotiations are worthless and that the only product of two generations of concessions is endless war will not change a single mind. Just as the implication of the revelation that Hamas planned to murder Israeli hostages before handing them over in exchange for live Muslim terrorists was hardly even discussed in the media.

After nine months of demanding a deal with Hamas at any cost, the Biden administration has belatedly decided that the terrorist group is not serious about a deal, but that news hasn’t changed Kamala Harris’s set talking point about the urgent need to end the war and cut a deal. Nor will it change her policy should she be in a position to stop talking and start making the rules.

Israel has been divided by the need to balance winning wars against winning over public opinion, but the public opinion of the establishment was never winnable, and if it is winnable, it can only be won by winning wars. The Biden administration’s policymakers will never admit it, but they were far more impressed by the pager attacks than by 9 months of negotiations. The same is more obviously true of Arab-Muslim countries that despise Hezbollah and fear Iran.

No one cheers weakness, they only respect strength.

Israel will never have even the grudging acceptance of those who believe that rape is resistance and beepers are genocide. Accommodating military tactics to their accusations has led to a loop of defeatism that culminated in the deadly infiltration, invasion and massacres of Oct 7. But it can best be a player on the world stage by showing its strength rather than its weakness.

One Pagergeddon was worth a hundred Nova documentaries and exhibitions about the unhappy victims who were assaulted at the music festival to morale, national security and the reputation of a nation built on repudiating the helplessness and victimhood of its long exile.

Oct 7 incited the dark glee of a movement that believes it can taste Israel’s destruction. Protestations of innocence and victimhood only feed its triumphalism. What it fears isn’t a documentary about the atrocities of Oct 7, but the destruction of its Jihadist armies.

The issue was never Israel’s tactics, but Israel’s existence. The only way to win… is to win.


Daniel Greenfield is a Shillman Journalism Fellow at the David Horowitz Freedom Center. This article previously appeared at the Center’s Front Page Magazine.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com