Na zdjęciu Chaled Maszal na Trzeciej Miedzynarodowej Konfedrencji w Sprawie Jerozolimy i Ochrony Praw Palestyńczyków w Teheranie w 2006 roku. (Źródło zdjęcia: Wikipedia)
Dlaczego Hamas jest tak pewny swojego zwycięstwa?
Jonathan S. Tobin
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Pomimo dużych strat, grupa terrorystyczna wie, że będzie zwycięzcą, jeśli będzie nadal istnieć, gdy wojna, którą rozpoczęła 7 października, kiedyś się skończy. I wiąże swoją przyszłość z amerykańską pomocą.
Po prawie roku cierpień i dotkliwych strat większość Izraelczyków i palestyńskich Arabów prawdopodobnie będzie ze smutkiem obchodzić rocznicę wojny rozpoczętej przez Hamas 7 października. Ale nie wszyscy. Wywiad, jaki „New York Times” przeprowadził z Chaledem Maszaalem, szefem „politycznego skrzydła” Hamasu, w jego luksusowym mieszkaniu w Doha w Katarze, ujawnił, że uważa on, że wojna przebiega pomyślnie.
Jak podaje „New York Times”, Maszal uważa, że Hamas „wygrywa wojnę” i jest przekonany, że ludobójcza organizacja islamistyczna, pomimo ataków ze strony Sił Obronnych Izraela, odegra w przyszłości „decydującą” rolę w Strefie Gazy.
Trzeba mieć niezwykły tupet, żeby siedzieć w wygodnym miejscu „wygnania”, gdzie chroni cię Katar — sojusznik Iranu i Hamasu — podczas gdy to państwo Zatoki Perskiej udaje, że jest także przyjazne Stanom Zjednoczonym. Dziwne, żeby „polityczny” przywódca Hamasu był tak beztroski w sprawie konfliktu, który, pomimo zawyżonych statystyk ofiar cywilnych w Strefie Gazy, wyprodukowanych przez Hamas, z pewnością wyrządził ogromną krzywdę jego własnemu narodowi. Jego grupa, ukrywając się przed IDF w labiryncie tuneli wielkości nowojorskiego metra pod domami cywilnymi, zapoczątkowała starcie, co zagwarantowało, że znaczna część Strefy została zniszczona. A sam Hamas został poważnie dotknięty. Podobno zginęło 17 tysięcy terrorystów, a wszystkie jego zorganizowane formacje wojskowe nie są już skuteczne w walce. To samo dotyczy jego zdolności do wysyłania pocisków dalekiego zasięgu do Izraela.
Samo przetrwanie równa się zwycięstwu Hamasu
Według każdej normalnej definicji zwycięstwa lub porażki, trudno twierdzić, że Hamas nie poniósł porażki po orgii masowych mordów, gwałtów, tortur, porwań i bezsensownych zniszczeń, do których doszło w Izraelu 7 października.
Maszaal jednak się z tym nie zgadza i trudno doszukać się błędu w jego rozumowaniu.
Podczas gdy większość z nas, co zrozumiałe, skupiła się na walkach w Gazie, a także na tym, w jaki sposób terroryści z Hezbollahu byli w stanie zasadniczo wyludnić część północnego Izraela za pomocą masowego ostrzału cywilów, jeden z kluczowych frontów tej wojny nie znajduje się na Bliskim Wschodzie. Znajduje się w Stanach Zjednoczonych.
Pomimo faktu, że zdecydowana większość Amerykanów popiera Izrael i sprzeciwia się Hamasowi, polityczna bitwa o wojnę w Gazie przebiega mniej więcej tak, jak chcieli tego terroryści. Widać to w pewności siebie Maszaala, a także w taktyce negocjacyjnej Hamasu i jego strategii w Gazie. Po 7 października terroryści nie robili nic poza grą na zwłokę. I spodziewali się, że czas, którego potrzebowali, aby przetrwać izraelską ofensywę, zostanie im zapewniony przez najbliższego sojusznika Izraela.
Zmiany poglądów Bidena pomogły Hamasowi
Na początku wydawało się, że ich gambit się nie opłaci. Pierwszą reakcją prezydenta Joe Bidena na masakrę z 7 października było przyłączenie się do premiera Izraela Benjamina Netanjahu, który powiedział, że jedyną właściwą odpowiedzią na tę okropną zbrodnię jest „wyeliminowanie” Hamasu. Ale niemal natychmiast po tym, jak te słowa wyszły z jego ust, Biden zaczął powoli wycofywać się z tego stanowiska.
Przez kilka następnych miesięcy, gdy Izrael rozpoczął kontrofensywę w Gazie, Stany Zjednoczone grały podwójną grę. Z jednej strony Waszyngton kontynuował dostarczanie Jerozolimie amunicji, której IDF bardzo potrzebowała; ostatecznie jednak doniesiono, że Pentagon spowolnił dostawy jako środek nacisku na Izraelczyków. Podczas gdy Ameryka odgrywała rolę wiernego sojusznika pod jednym względem, Biden i jego administracja wkrótce zaczęli śpiewać na inną melodię.
Biden był pod silnym wpływem otwartego buntu przeciwko polityce pro-izraelskiej ze strony urzędników administracji niższego szczebla i polityków Kongresu. Ponieważ lewicowa baza Demokratów była podobnie oburzona na jego początkową pozycję niezłomnego poparcia dla Izraela i wojny z Hamasem, zdał sobie sprawę, że może to zagrozić jego szansom na reelekcję. W rezultacie jego oświadczenia o wojnie wkrótce dotyczyły bardziej jej wpływu na Palestyńczyków niż potrzeby wyeliminowania terrorystów, którzy dokonali największej masowej rzezi Żydów od czasów II wojny światowej i Holokaustu.
To przechylenie w lewo nasiliło się wraz z rozpoczęciem kampanii prezydenckiej na początku 2024 r., a gesty Bidena miały na celu uspokojenie pro-Hamasowskich antysemickich wyborców w arabsko-amerykańskich twierdzach, takich jak Dearborn w stanie Michigan, a także „przebudzonych” lewicowych aktywistów, którzy fałszywie nazywają Izrael państwem „osadniczym/kolonialnym” i „apartheidem”. Zamiast sprzeciwić się żądaniu lewicy natychmiastowego zawieszenia broni, które zasadniczo uratowałoby Hamas, administracja zaczęła je powtarzać i naciskać na porozumienie, które zakończy wojnę praktycznie za wszelką cenę, nawet jeśli nie doprowadzi to do wolności wszystkich izraelskich zakładników nadal przetrzymywanych przez Hamas.
Gdy zaś Izrael zmusił bojowników Hamasu do wycofania się do ich ostatniej enklawy w południowej części Strefy Gazy, Biden i wiceprezydent Harris domagali się, by Izrael nie wkraczał do Rafah równie głośno, jak antysemiccy demonstranci na ulicach i kampusach amerykańskich uniwersytetów.
Chociaż presja wywierana przez opinię publiczną na Izrael była duża, jeszcze gorsze były naciski, jakie administracja wywierała na Netanjahu za kulisami, próbując opóźnić wszelkie działania Izraela zmierzające do unicestwienia terrorystów.
Członkowie administracji wkrótce zaczęli papugować defetystyczną linię o Hamasie jako „idei”, której nie można pokonać, a nie sile terrorystycznej, którą można wyeliminować. Mnóstwo „idei” zostało pokonanych militarnie, jak nazizm, który nie przetrwał klęski ludobójczego reżimu Adolfa Hitlera. Ale dla Amerykanów i izraelskich liberałów Hamas jest uważany za siłę wieczną. Przez zajęcie takiego stanowiska, zmarnowali okazję przekonania Palestyńczyków do porzucenia fantazji o eliminacji Izraela i przedłużyli ich trwającą stulecie wojnę z syjonizmem.
W połączeniu ze wzrostem antysemityzmu po 7 października, który stał się oczywisty przez działania popierających Hamas obozowisk na elitarnych uniwersytetach, dało to Hamasowi wszelkie powody, aby nie negocjować poważnie umowy o uwolnieniu zakładników. Jak Maszaal powiedział dziennikarzom „New York Timesa”, Hamas postrzega to wszystko jako zachętę do realizacji swojego planu, by po prostu przycupnąć w pozostałych twierdzach tunelowych i wytrzymać, aż presja ze strony USA i społeczności międzynarodowej — spotęgowana przez antyizraelskie uprzedzenia głównych mediów — zmusi Izrael do ustąpienia i pozwolenia islamistom na wyłonienie się jako zwycięzcy w wojnie.
Podważanie morale Izraelczyków
Należy zauważyć, że kluczowym elementem działań administracji Bidena był fakt, że – jak zauważono w artykule w „New York Timesie” – wielu przedstawicieli kierownictwa Sił Obronnych Izraela i izraelskich służb bezpieczeństwa przyjęło podobnie defetystyczne stanowisko w kwestii radzenia sobie z Hamasem.
Postępowanie przywódców wojskowych — zarówno przed, jak i po 7 października — będzie przedmiotem formalnych dochodzeń, a następnie historycznych badań przez wiele dziesięcioleci. Wystarczy powiedzieć, że ta postawa wobec Hamasu wydaje się być produktem tego samego myślenia, które sprawiło, że kraj był nieprzygotowany na ataki w szabatowy poranek, a następnie potrzebował tygodni, aby zainicjować atak na sprawców.
Należy zauważyć, że Netanjahu ponosi odpowiedzialność za te niepowodzenia jako szef rządu. Jednak przywódcy wojskowi nie powinni być chronieni przed tą samą hańbą z powodu szacunku, jaki budzą ich mundury i osiągnięcia. Jak słyszałem od wielu Izraelczyków w zeszłym roku, jeśli wojna nie zawsze przebiegała tak dobrze, jak powinna, to zawsze była to wina generałów, a nie szeregowych żołnierzy i oficerów niższego szczebla, którzy walczyli dzielnie i często poświęcali swoje życie, aby ograniczyć ofiary palestyńskie.
Podczas gdy Izraelczycy mają pełne prawo protestować przeciwko swojemu rządowi nawet w czasie wojny, Hamas również postrzega niepokoje wewnątrz państwa żydowskiego jako atut. Rodziny pozostałych zakładników i polityczna opozycja Netanjahu starają się teraz wywrzeć na niego presję, aby zrezygnował z wojny i podpisał porozumienie o zawieszeniu broni, nawet jeśli oznacza to w zasadzie oddanie Gazy z powrotem Hamasowi i zapewnienie powtórki horroru z 7 października. Rozumiem, dlaczego niektórzy tak czują z różnych powodów, ale faktem pozostaje, że Hamas na to liczy.
Domaganie się „uznania” przez Stany Zjednoczone
Ale przede wszystkim Hamas uważa amerykańską presję na Izrael za swojego asa w rękawie. Jak zauważył Maszaal, sposób, w jaki Waszyngton prowadził negocjacje w sprawie zakładników, sprowadzał się do amerykańskiego „uznania” Hamasu jako partnera dyplomatycznego, a nie jako pogardzanej i zakazanej organizacji terrorystycznej. Ma rację.
Chociaż nie jest jasne, jak uważnie obserwują wybory prezydenckie i jak liczą na wynik, to najwyraźniej wolą stanowisko Harris opowiadającej się za „natychmiastowym zawieszeniem broni” od komentarzy byłego prezydenta Donalda Trumpa, które w istocie dają Izraelowi zielone światło, aby „dokończył zadanie” wyeliminowania terrorystów.
Pozycja militarna Hamasu w Strefie Gazy nie została całkowicie zniszczona , ale jest cieniem tego, co było przed październikiem. A teraz zaczynają krążyć doniesienia o mieszkańcach Gazy, którzy wyciągnęli oczywiste wnioski z wysokich kosztów, jakie niesie za sobą pozwolenie Hamasowi na prowadzenie ich od jednej katastrofy do drugiej. Nawet gdy uwaga Izraela coraz bardziej kieruje się w stronę północnej granicy i konieczności powstrzymania ostrzału Hezbollahu, który wyludnił duży obszar na bezpośredniej linii ostrzału terrorystycznego, potrzeba kontynuowania prac nad burzeniem tuneli i wykorzenianiem pozostałych elementów Hamasu nie jest skończona. Może to potrwać lata — co zniechęca Izraelczyków i wścieka Bidena i Harris. Ale idea, że istnieje jakakolwiek realistyczna alternatywa dla kontynuowania walki, która zapewniłaby bezpieczeństwo Izraela — czy to w formie zawieszenia broni/kapitulacji, czy też sprowadzenia sił międzynarodowych do Strefy Gazy w celu powstrzymania Hamasu — jest mrzonką.
Rzeczywistość polityki palestyńskiej
Jak jasno wynika z artykułu w „New York Timesie” , Hamas nigdy nie ustąpi ze swoich żądań, aby Izrael oddał im Gazę. I dopóki będą użyteczni dla ich sprawy, będą trzymać wielu zakładników, pomimo przekonania wśród niektórych Izraelczyków, że to upór Netanjahu lub jego ambicje polityczne są przeszkodą dla ich wolności. Co więcej, przywódcy Hamasu mają rację, wierząc, pomimo zrozumiałego gniewu w Gazie, że podstawowe równanie palestyńskiej polityki pozostaje niezmienne. Przez ostatnie stulecie palestyńskie grupy i przywódcy zawsze zyskiwali wiarygodność przede wszystkim przez przelewanie żydowskiej krwi. Hamas uważa, że ostatecznie odniesie wielkie korzyści z okrucieństw z 7 października w postaci szerokiego poparcia, które umożliwi mu obalenie i zastąpienie Fatahu, partii przywódcy Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa w Judei i Samarii. Wszystko, co muszą zrobić, to przetrwać wojnę i uważają, że znaleźli formułę, która im to umożliwi.
Jeśli pozostawi się Siły Obronne Izraela do wykonania zadań bez ingerencji zagranicznej, ostatecznie wyeliminują Hamas, choć zadanie to nie zostanie wykonane łatwo ani szybko. Z pewnością mogą uniemożliwić Hamasowi na powrót do władzy w Gazie, zapewniając tym samym koniec jego rządów terroru nad Izraelem, jak i Palestyńczykami. Niemniej Maszaal i reszta grupy terrorystycznej liczą na nieodpowiedzialnych amerykańskich polityków, ideologicznie motywowanych lewicowych demonstrantów i aktywistów politycznych, media, które zawsze są gotowe demonizować izraelskie wysiłki w samoobronie, a także na zmęczenie wojną i udrękę z powodu zakładników w Izraelu, aby zagwarantować im przetrwanie. Możemy mieć nadzieję, że się mylą, ale łatwo zrozumieć, dlaczego przywódca terrorystów jest przekonany, że może przetrwać Izraelczyków… z pomocą Ameryki.
Jonbathan S. Tobin jest amerykańskim dziennikarzem, redaktorem naczelnym JNS.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com