Ludzie gromadzą się w Teheranie, by opłakiwać zmarłego przywódcę libańskiego Hezbollahu Sajjada Hassana Nasrallaha, 28 września 2024 r. (Fot. REUTERS/Majid Asgaripour)
Iran: Pomścimy Hassana Nasrallaha. Izrael w najwyższej gotowości
Marta Urzędowska
Swojego oświadczenia Chamenei nie wygłosił z pałacu – irańskie służby bezpieczeństwa przeniosły go w sobotę do tajnej kryjówki, bojąc się, że Izraelczycy spróbują go zabić.
Bomby spadły na Bejrut, kiedy Netanjahu przemawiał w ONZ
Męczennik, którego śmierć zamierza pomścić potężny ajatollah, to Hassan Nasrallah – przywódca libańskiego Hezbollahu (Partii Boga), najważniejszego, najlepiej uzbrojonego i wytrenowanego irańskiego sojusznika w regionie i najważniejszego ogniwa irańskiej sieci wpływów na Bliskim Wschodzie, zwanej Osią Oporu.
Szef Partii Boga zginął w piątkowych nalotach na Bejrut, podczas których izraelska armia zrzuciła 80 potężnych bomb na kilka budynków w dzielnicy Dahija, będącej matecznikiem Partii Boga. To w ich piwnicach miał swoją siedzibę Nasrallah i inni ważni członkowie jego organizacji.
Moment ataku został zaplanowany co do minuty. Pierwsze bomby poleciały na Bejrut w chwili, gdy izraelski premier Beniamin Netanjahu kończył butne przemówienie w nowojorskiej siedzibie ONZ, wylewając kubeł zimnej wody na zachodnie nadzieje zawarcia rozejmu na linii Izrael-Hezbollah i regionalnej deeskalacji.
– Mamy prawo usunąć zagrożenie, z jakim się mierzymy i będziemy walczyć z Hezbollahem, dopóki nie osiągniemy wszystkich naszych celów – perorował Netanjahu, tuż przed tym, jak światowe media zaczynały pokazywać migawki z płonącej libańskiej stolicy.
Hezbollah: Dżihad będzie trwał
Choć izraelskie media od początku spekulowały, że celem tak intensywnego ataku musiał być Nasrallah, od dekad wróg numer jeden Izraela, armia potwierdziła jego śmierć dopiero w sobotę rano.
„Hassan Nasrallah nie będzie już dłużej terroryzował świata” – obwieścili izraelscy wojskowi, w kolejnych oświadczeniach dodając, że szef Hezbollahu planował kolejne ataki na Izraelczyków.
– Nasrallah nie był jakimś tam terrorystą, był najważniejszym terrorystą – stwierdził Netanjahu w sobotę wieczorem. – Zabicie go było niezbędnym krokiem w stronę osiągnięcia naszych celów: Umożliwienia mieszkańcom północy bezpiecznego powrotu do domów i zmiany równowagi sił w regionie na kolejne lata – dodał. Przyznał jednak, że Bliski Wschód i Izrael czekają w najbliższym czasie „trudne dni”.
Nasrallah nie zginął sam – w tym samym ataku życie straciło kilku innych najważniejszych przywódców Hezbollahu.
Sama Partia Boga, przez Zachód uznawana za terrorystów, czekała kilka godzin, zanim potwierdziła śmierć przywódcy.
„Jego eminencja, pan oporu, cnotliwy sługa Boży, odszedł, by być ze swoim Panem, który powitał go z radością jako wielkiego męczennika. Jednak dowództwo Hezbollahu przysięga: Będziemy kontynuować jego dżihad, wojując z izraelskim wrogiem, wspierając Gazę i Palestynę i broniąc Libanu i jego niezłomnego, honorowego narodu”, brzmi oświadczenie grupy.
Hezbollah nie informuje, kto może być jego nowym szefem, ale analitycy typują Haszima Afiego ad-Dina, kuzyna i zastępcę Nasrallah, jednego z niewielu liderów, którzy nie zginęli w piątkowym ataku.
Reakcja Hezbollahu i Iranu nieprzewidywalna
Zabicie Nasrallaha, jednej z najbardziej wpływowych postaci Bliskiego Wschodu i szefa organizacji, której głównym zapisanym w statucie celem pozostaje unicestwienie Izraela, to dla Izraelczyków ogromny sukces. Mieszkańcy Izraela jednak wiedzą, że muszą liczyć się z odpowiedzią Hezbollahu i jego mocodawców w Teheranie, a ta pozostaje zupełnie nieprzewidywalna.
Pewne jest jedno – Partia Boga, mimo ostatnich ciosów, nadal ma do dyspozycji ogromny arsenał rakiet i pocisków. Obawiając się ich zniszczenia w kolejnych izraelskich atakach, może się zdecydować ich użyć jak najszybciej, przy czym chodzi o rakiety sięgające Tel Awiwu i innych izraelskich miast. Nic dziwnego, że izraelska armia przyznaje, że pozostaje w stanie „najwyższej gotowości” i jest gotowa na eskalację.
Jednocześnie w Izraelu trwa mobilizacja dodatkowych rezerwistów, a wojskowi nie kryją, że rozważają wszystkie scenariusze – w tym inwazję lądową w Libanie. Hezbollah stanowi tam nie tylko zbrojną bojówkę potężniejszą, niż miejscowa armia, ale też silny ruch polityczno-społeczny – zasiada w parlamencie, ma wpływy w rządzie, prowadzi szkoły, uczelnie i szpitale.
Jednocześnie, choć Irańczycy sypią pogróżkami, wydaje się, że chwilowy brak odpowiedzi z Teheranu może wskazywać, że irańskie władze jednak nie chcą otwartej konfrontacji z Izraelem.
Izraelczycy nie zaatakowali znienacka. Eskalacja narastała od roku
Izraelczycy nie zaatakowali w Bejrucie zupełnie znienacka. Wcześniej porządnie przygotowali sobie grunt, pogrążając Partię Boga w logistycznym i komunikacyjnym chaosie.
Najpierw w zeszłym tygodniu zdetonowali tysiące pagerów i krótkofalówek bojowników Hezbolalhu zabijając kilkadziesiąt osób, raniąc tysiące i komplikując komunikację w grupie. Później Izraelczycy zabili kilku ważnych przywódców Partii Boga podczas ich spotkania w Bejrucie, by wreszcie w ostatni poniedziałek rozpocząć trwające do dziś bombardowanie celów Hezbollahu w Libanie – zarówno na południu kraju, jak i w Dolinie Bekaa, gdzie grupa ma wyjątkowo duże wpływy, a wreszcie w samej stolicy kraju. W nalotach zginęło ponad 700 osób, 120 tys. Libańczyków uciekło z domów, w tym blisko połowa do Syrii.
W niedzielę izraelska armia poinformowała, że zabiła jeszcze jednego ważnego lidera Hezbollahu, Nabila Kauka, typowanego na jednego z kandydatów na nowego przywódcę.
Hezbollah i Izrael ostrzeliwują się wzajemnie od roku. Konflikt rozgorzał po ataku Hamasu na Izrael z 7 października, w którym zabito 1,2 tys. osób, a 250 porwano do Gazy. W odpowiedzi Izrael prowadzi w enklawie wojnę odwetową, w której zginęło już 41 tys. Palestyńczyków. To właśnie wojna w Gazie i chęć solidaryzowania się z Hamasem posłużyły Hezbollahowi jako pretekst do rozpoczęcia ostrzału północnego Izraela, który sprawił, że dziesiątki tysięcy miejscowych Izraelczyków musiały uciekać z domów i od roku mieszkają w innych częściach kraju.
Dziś izraelskie władze, chwaląc się zabiciem Nasrallaha i zapowiadając, że nie zgodzą się na proponowany przez Amerykanów rozejm, przekonują, że czas umożliwić mieszkańcom terenów pogranicza powrót do domów.
USA do Izraela: Dobrze, ale…
Choć zabicie Nasrallaha oznacza olbrzymią eskalację napięć w regionie, a być może – wielką bliskowschodnią wojnę, w którą mogą zostać wciągnięci Amerykanie, na razie sojusznicy Izraela nie szczędzą im pochwał.
– Zabicie go było aktem sprawiedliwości dla wielu ofiar, wśród nich – tysięcy Amerykanów, Izraelczyków i Libańczyków – stwierdził Joe Biden, jednocześnie każąc Pentagonowi wzmocnić amerykańskie pozycje w regionie. – USA w pełni popierają prawo Izraela do obrony przeciwko Hezbollahowi, Hamasowi i Hutim, a także innym wspieranym przez Iran terrorystycznym grupom – dodał.
Biden jednocześnie przypominał, że Ameryka nadal pracuje nad osiągnięciem porozumień rozejmowych w Gazie i w Libanie. – Nadszedł czas, by te deale dopiąć, a Bliskiemu Wschodowi zapewnić większą stabilność – stwierdził.
Europa i Liban: Wzywamy do deeskalacji
W niedzielę o deeskalację apelowali też Europejczycy. Szef francuskiego MSZ, Jean-Noel Barrot podkreślił w oświadczeniu, że „Izrael musi natychmiast wstrzymać ataki w Libanie” i dodał, że Francja sprzeciwia się ewentualnej izraelskiej operacji lądowej w tym kraju.
Z kolei David Lammy, szef brytyjskiej dyplomacji stwierdził, że rozmawiał z libańskim premierem i wspólnie „zgodzili się, że konieczny jest natychmiastowy rozejm, który pozwoli zakończyć rozlew krwi”.
„Dyplomatyczne rozwiązanie to jedyny sposób, by przywrócić bezpieczeństwo i stabilność zarówno w przypadku Libańczyków, jak i Izraelczyków” – napisał w serwisie X.
Także niemiecka minister spraw zagranicznych, Annalena Baerbock, w rozmowie z niemiecką telewizją ARD przyznała, że zabicie Nasrallaha „grozi destabilizacją całego Libanu, co w żaden sposób nie leży w interesie Izraela”.
Libańskie władze, które w sobotę zdecydowanie potępiły izraelski atak, w niedzielę uderzyły w bardziej pojednawczy ton, bo Libańczycy, borykający się z ogromnym gospodarczym kryzysem, boją się wojny.
– Rozmowy o rozejmie z Izraelem nadal są prowadzone – zapewniał libański premier Nadżib Mikati podkreślając, że taki rozejm „ucieszyłby go” oraz że ewentualne zawieszenie broni musiałoby obejmować też Gazę. – Nie ma innej opcji, jak tylko rozwiązanie dyplomatyczne – podkreślił, ostrzegając jednocześnie, że liczba Libańczyków, którzy z powodu obecnego kryzysu uciekają z domów, może sięgnąć miliona.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com