Witamy w nowym wspaniałym świecie
Andrzej Koraszewski
Mocarstwo kolonialne zbiera plon, uchodźcy z byłych kolonii kolonizują byłą macierz. To cena za to, że kolonialiści udawali, iż niosą biednym dzikusom cywilizację, a potem, nawet wiedząc już, że będą musieli opuścić swoje kolonie, zrobili wszystko, co było w ich mocy, żeby podbite narody przypadkiem nie umiały korzystać z odzyskanej wolności. Opuścili swoje kolonie pozostawiając je bez lokalnej klasy średniej, bez wykształconych farmerów, bez inżynierów, bez ekonomistów, w państwach z sztucznymi granicami, w których kotłowały się wrogie od zawsze plemiona. W kolonialnych armiach lokalni żołnierze mogli dotrzeć do rangi sierżanta, więc po odzyskaniu niepodległości sierżanci zostawali marszałkami, a niebawem prezydentami.
Skąd biedni kolonialiści mogli wiedzieć, że szykują własny pogrzeb? No cóż, mogli, były ostrzeżenia, chociaż nikt nie przewidział, czym skończy się zwrot wolności bez przygotowania do jej skonsumowania. W 1929 roku młody działacz z Kenii, Yomo Kenyata, na łamach londyńskiego „Timesa” wyraźnie napisał, co powinno być zrobione, żeby wolność nie okazała się koszmarem dla uwolnionych. Nikt nie zamierzał słuchać, więc okazała się również koszmarem dla niechętnie uwalniających.
Możemy długo zastanawiać się, dlaczego uciekinierzy z brytyjskich kolonii domagają się w
Anglii wojny z Żydami i likwidacji Izraela. Niektórzy zastanawiają się również nad pytaniem, co to może oznaczać dla przyszłości brytyjskiej demokracji.
Tymczasem z byłej rosyjskiej kolonii nikt nie chce uciekać do macierzy. Wreszcie jesteśmy Zachodem. Odzyskaliśmy wolność, możemy twierdzić, że mogliśmy ją lepiej wykorzystać, a teraz wybieramy prezydenta, z nadzieją na jej lepsze wykorzystanie. Dziennikarze nie pytali kandydatów, o jaką pracę pan/pani się stara, nie przepytywali ich ze znajomości Konstytucji, pytali jak będą rządzić Polską. (Wyobraź sobie, że na ławie oskarżonych siedzi pięciu podejrzanych, a dziennikarze kandydata na sędziego pytają, któremu z nich będzie kibicował, a którego pogrąży.) Wyborcy dostawali codzienną porcję pomyj na kandydata, którego dane medium chciało zniszczyć. Dowiadywali się, że jeden wpuści do kraju hordy muzułmanów i czarnych, że stojący za jego plecami premier, to sługus Niemców, że Żydzi będą rządzić, zniszczą naszą wiarę i zniewolą naród. Inni dowiadywali się, że drugi kandydat to kryminalista, alfons, faszysta, co notabene jest prawdopodobnie zbliżone do prawdy, ale nie ma na decyzje wyborcze większego wpływu. (Żeby było zabawniej, ta kampanijna strawa docierała niemal wyłącznie do bywalców kuchni, w której była pichcona.)
Wyborcy pozostali w swoich obozach, rozumiejąc wolność jako swobodę wzajemnej nienawiści, ulicznych wieców i społecznościowych wrzasków. W byłej rosyjskiej kolonii po 30 latach wolności nie zdołaliśmy zrozumieć ani do czego ona służy, ani jak jej używać. W tle czai się matka wszystkich nienawiści, czyli wirus nienawiści do Żydów, jako widomy symptom zaawansowanej paranoi i totalnej impotencji. Najbardziej prymitywnie antysemicki kandydat na prezydenta dostał zaledwie 6 procent głosów. Możemy zatem uspakajać się, że w porównaniu z innymi poziom naszej paranoi jest ciągle bardzo niski. To prawda, ale tylko w pewnym sensie.
Amerykanin Shmuley Boteach przyjechał niedawno do Polski na konferencję, na której wygłosił niesłychaną pochwałę naszego kraju. Tak się składa, że ten Amerykanin jest Żydem, a na dodatek rabinem, krzykliwym kaznodzieją, więc jego pochwała naszego kraju była z perspektywy żydowskiej. Wynosił pod niebiosa Jana Pawła II, głównie za jego życzliwy stosunek do Żydów, mówił o walce polskiego narodu z rosyjską okupacją, ale również o walce z nazizmem, pienił się na bzdurę pod nazwą „polskie obozy koncentracyjne”, zaprzeczył jakoby prezydent Duda czy premier Morawiecki byli antysemitami, porównywał polską politykę do polityki francuskiej i brytyjskiej, gdzie widzimy samobójczą politykę imigracyjną i odrażający antysemityzm znajdujący swój wyraz przede wszystkim w desperackich próbach utrzymania przy życiu ludobójczej organizacji Hamas i płacącej naszymi pieniędzmi za zabijanie Żydów Autonomii Palestyńskiej. Amerykański rabin dawał Polskę za wzór kraju zamożnego, demokratycznego i przyjaznego wobec Izraela i namawiał Żydów z całego świata do odwiedzania tego wspaniałego kraju, w którym Żydzi mieszkali przez tysiąc lat i w którym jest tak wiele miejsc związanych z historią Żydów. Pochwały były na wyrost, forma tego kazania mnie akurat nie odpowiadała. Kazanie trwało 17 minut.
Z tych 17 minut internauta Mat sklecił wideo na 59 sekund, z którego mogło wynikać, że amerykański rabin chce sprowadzić miliony Żydów do Polski. Sprytna fałszywka dla ludzi nie mających pojęcia o rzeczywistości, ale bardzo spragnionych pożywki dla mocno ugruntowanych przesądów. To zmanipulowane wideo na 59 sekund miało ponad 800 przekazań i ponad 200 komentarzy. Internauci pisali:
Tylko Braun był ratunkiem przed żmijowym plemieniem
Koles bredzi, co on bierze wogole? Niech zmieni dilera lepiej…popierdolil mu sie Narod Polski z polskojezyczna elita u zloba.
#TuJestPolska, a nie #Ukropolin
Niech ludobójcy wypierdalają z dala od Polski.
Nie chcę Tego Żyda w Polsce.
Zagłada Izraela się zbliża ….więc trzeba ewakuować ludzi do tej nazistowskiej złej Polski ..….dokladnie jak przed II wojną zjeżdżali się wypędzeni do nas…bo Izrael nie istniał jeszcze.
Wyjaśnianie, że ani amerykańscy, ani francuscy, ani izraelscy Żydzi nie zamierzają się przenosić do Polski, nie miałoby większego sensu, jako że nikt z tych internautów nie szuka wiedzy, wszyscy szukają pokarmu dla żarłocznego wirusa, który od długiego czasu był karmiony i to nie przez byle kogo, a przez jad płynący z byłych mocarstw kolonialnych, nie umiejących sobie poradzić z katastrofą, którą sami na siebie sprowadzili.
Amerykański rabin może się mylić, że Polska zdoła się uchronić przed tsunami antysemityzmu, które wybuchło w związku z ludobójczym atakiem na mieszkańców Izraela, atakiem Hamasu, atakiem Hezbollahu, Iranu, Huti, arabskich terrorystów z Judei i Samarii. Ta fala nienawiści idzie do nas z Zachodu.
Jak i dlaczego Hamas wygrał serca i umysły społeczeństw byłych mocarstw kolonialnych? Zapewne nie ma na to pytanie jednej odpowiedzi. Widzieliśmy absurdalne wypowiedzi, kiedy islamscy terroryści zaatakowali Amerykę 11 września 2001 roku. Bano się, że to może wywołać islamofobię, ten strach przed urażenie współwyznawców zbrodniarzy powtarzał się raz za razem, przy każdym zamachu, po każdym obcięciu głowy. Czy ta wrażliwość i uprzejmość wobec ludobójczego ruchu, nie tylko całkowicie sprzecznego z wszystkimi wartościami Zachodu, ale otwarcie deklarującego zamiar podbicia Zachodu i zniszczenia jego demokracji, to tylko strach? Nie jestem pewien. Marksistowska lewica ma nadzieję, że brutalny islam zniszczy wreszcie ten znienawidzony kapitalizm. Zachód płaci nie tylko za kolonializm, płaci również za krótkowzroczność. Czy mieszkańcy Zachodu nie mogli się domyślać, że przy każdym tankowaniu samochodu płacą za kule, które będą użyte przeciwko nim? Żeby móc to zrozumieć, musieliby studiować gazety pisane w dziwnych językach, musieliby uważnie słuchać dysydentów z islamskich krajów, musieliby chcieć zrozumieć, że płacą również za broń używaną przeciw tym, którzy podzielają ich wartości w byłych koloniach i woleliby rozwój od podboju. To nie w tym problem, że Zachód kupował ropę od religijnych fanatyków, ale że nie robił nic, żeby zyski z ropy służyły ludziom, a nie muzułmańskim imperialistom. To jednak okazało się zbyt trudne. Nie zwracano również uwagi, kiedy góry dolarów zaczęły kupować zachodnich polityków, zachodnich dziennikarzy, zachodnich nauczycieli zmieniających w zombi najmłodsze pokolenie mieszkańców Zachodu.
Amerykański rabin jest naiwny podziwiając Polskę za to, że ta fala zachodniego antysemityzmu jeszcze tu nie dotarła. Może nie zdawać sobie sprawy z faktu, że raz jeszcze jesteśmy tylko opóźnieni w rozwoju i staramy się dogonić Wielki Świat.
Dziesiątki miliardów dolarów wpakowanych w zachodnie uniwersytety, w redakcje, w firmy zbrojeniowe, wpychane do kieszeni polityków przynoszą codzienne wielkie nagrody barbarzyńcom, otwierają bramy znienawidzonego i bogatego wroga. Nienawiść do Izraela i Żydów nie jest tu zjawiskiem ubocznym, nie jest czymś przypadkowym, łączy ponad podziałami, mobilizuje, pozwala na zwarcie szeregów. W Ameryce, w Kanadzie, w Australii, we Francji, w Irlandii, w Anglii, w Hiszpanii i w wieku innych miejscach ostrzega się Żydów, żeby w publicznych miejscach nie nosili niczego, co ujawnia, że są Żydami. Nic dziwnego, że amerykański rabin patrzy z niekłamanym zachwytem na Polskę. Zapewne nie zdając sobie sprawy z faktu jak bardzo pragniemy dogonić, jak bardzo chcemy być częścią postępowego świata.
Zmanipulowane wideo na Tiktoku przekonuje jednych, artykuły w renomowanych redakcjach trafiają do serc innych. Jedni i drudzy czują się antykolonialistami, dobrymi ludźmi i mądrymi Polakami. Nowy wspaniały świat dogania nas szybciej niż myślimy.
P.S. Amerykański przyjaciel dostał z Dobrzynia nad Wisłą zdjęcie nagłówka z „New York Times’a”. Nagłówek głosi, że ruchy propalestyńskie znalazły się w trudnej sytuacji po ataku [w którym zamordowano żydowską parę] w Waszyngtonie. Przyjaciel był przekonany, że to musi być jakaś fałszywka, że to nie jest możliwe. Sprawdził. Potwierdził, że to jest świat, w którym żyjemy.

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com