Archive | 2023/02/20

Szczęśliwy święty Jerzy


Szczęśliwy święty Jerzy

Andrzej Koraszewski


Miniature from a 13th-century Passio Sancti Georgii. (Wikipedia)

Zbigniew Herbert pisał, że święty Jerzy był szczęśliwy, gdyż z rycerskiego siodła mógł dobrze ocenić siły i ruchy wroga. Ci, którzy znają ten wiersz, wiedzą również, że potwór Pana Cogito wyłania się z mgły. Mit o świętym Jerzym jest ciekawy. Niektórzy twierdzą, że nigdy takiej postaci nie było, ale w Izraelu, w Lod, jest jego grób. Znamy również jego życiorys, a nawet kilka jego wersji. Jako datę jego męczeńskiej śmierci podaje się 23 kwietnia 303 roku. Podobno walczył ze smokiem, ale to z pewnością możemy włożyć między bajki. Jedni mówią, że urodził się w Anglii, a inni, że na terenach dzisiejszej Turcji.

.

Co robił w Lod? Podobno matka była Żydówką i przyjechała tam z małym Jerzym. Jedni mówią, że był wychowany w wierze chrześcijańskiej, a inni, że się nawrócił. Załóżmy, że była taka postać oraz, że prawdą jest, że jego matka wyemigrowała ze zhellenizowanych terenów dzisiejszej Turcji do Palestyny. Przez wieki często się zdarzało, że Żydzi uciekali z diaspory do Eretz Israel. Tak więc możemy założyć, że jeśli w tej legendzie jest ziarno prawdy, to matka świętego Jerzego należała do setek tysięcy Żydów, którzy na przestrzeni dziejów wracali do ziemi przodków. Święty Jerzy był jednak chrześcijaninem, co na przełomie trzeciego i czwartego wieku prawdopodobnie wynikało raczej z przekonań niż z oportunizmu. Na oportunizm wskazywało wstąpienie do rzymskich legionów, czyli do armii okupacyjnej. Czy to jego chrześcijaństwo było jakąś absurdalną formą buntu wobec rzymskich najeźdźców, czy też jego żydowska tożsamość była śladowa, a tę chrześcijańską przywiózł z diaspory? Jak się urządzić wśród przemożnych prześladowców i jak zachować godność, chociażby w postaci cichego sprzeciwu?

Smoka nie było, ale potwór Pana Cogito był całkiem realny. Były to czasy, kiedy za wejście do Jerozolimy Żydowi groziła kara śmierci, na miejscu zburzonej świątyni była świątynia Jowisza, a sama Jerozolima nosiła teraz nazwę Aelia Capitolina. Żydów w Palestynie było nadal sporo i od czasu do czasu dochodziło do buntów, a każdy łagodniejszy cesarz spotykał się z prośbami o złagodzenie prześladowań. Złagodzenie prześladowań pociągało za sobą fale powrotów, a powrót prowadził do prześladowań i kolejnych masakr. W 362 roku cesarz Julian pozwolił nawet Żydom na odbudowę świątyni, ale szybko umarł i nic z tego nie wyszło. Pogański Rzym dogorywał, prześladowania Żydów, tych w Palestynie i tych w diasporze organizowane były teraz przez hierarchów chrześcijańskich. Ucieczki od prześladowców i powroty do Eretz Israel trwają do naszych czasów. Żydowski potwór Pana Cogito dręczy tych, którzy mieszkają w diasporze, dokucza również wielu z tych, którzy dokonali aliji. Jakby powiedział poeta: „trudno go opisać, wymyka się definicjom”. Pytanie jest trudne, jak żyć obok prześladowców i wyjść na swoje?

Amerykański reżyser filmowy, który kiedyś wyjechał z Polski, ponieważ polscy komuniści przyłączyli się do smutku radzieckich komunistów, że Hitler nie zdołał wymordować wszystkich europejskich Żydów, pisze o palestyńskiej nakbie, która oznacza tragedię z powodu tego, że w 1948 roku Arabom nie udało się wymordować Żydów, zarówno tych, którzy dotarli do Palestyny z antysemickiej Europy, jak i tych, którzy tam mieszkali od niepamiętnych czasów. Reżyser wydaje się nie wiedzieć, że w 133 roku Rzymianom nie udało się wygnać wszystkich Żydów z przechrzczonego na Palestynę Izraela, robi wrażenie, że nie wie, że przez stulecia Żydzi wracali do Eretz Israel, kiedy tylko słabły zakazy okupantów, że byli tam raz za razem mordowani tysiącami i że w 1948 obiecywano im wymordowanie do ostatniego, więc odczuwa głęboką empatię z powodu nakby, czyli tragicznego niepowodzenia w zamierzonym kolejnym ludobójstwie Żydów. Z psychologicznego punktu widzenia rzecz jest zdumiewająca, chociaż dyplomowany psychoterapeuta zapewne za odpowiednim wynagrodzeniem mógłby ją całymi latami tłumaczyć.

Pisze ten autor, że jako dziecko był okupowany przez Niemców w Warszawie i dlatego z sympatii do okupowanych przez Izrael Palestyńczyków postanowił nakręcić film o dwóch narodach. Dlaczego z sympatii do Palestyńczyków, a nie z sympatii do ludzi? Czy jest gotów na uczciwą rozmowę i czy zechciałby podjąć próbę wyjaśnienia, którzy Palestyńczycy są okupowani? W Gazie są wspaniałe hotele, imponujące aleje, pałace milionerów i dzielnice ludzi bardzo zamożnych. (Są również dzielnice starannie kultywowanej nędzy, będące rezerwuarem terrorystów i koszmarem ich mieszkańców.) Miliarderzy z Gazy mieszkają w Katarze i w Turcji. Czy ci Gazańczycy, którzy zbierają śmietankę z międzynarodowej pomocy są okupowani? To musiałaby być długa rozmowa o tym, czy porównywanie Gazy do Warszawskiego Getta jest uprawnione i czym się różnią te dwa oddalone w czasie i przestrzeni miejsca. Podobno okupowana jest również Autonomia Palestyńska. I znów pytanie, czy okupowany jest dyktator Autonomii Mahmoud Abbas i jego synowie? Jak właściwie ten amerykańsko-polski autor definiuje słowo „okupacja”? Dlaczego starannie unika definicji używanych pojęć. Może dlatego, że jest artystą, a sztuka ma działać na emocje, nie dręcząc uciążliwymi szczegółami.

Reżyser będzie kręcił film „o dwóch narodach, które według wszelkiej logiki i własnych interesów, powinny od lat żyć w pokoju i współpracować ekonomicznie, gdy tymczasem od 65 lat politycy obu krajów nie mogą znaleźć sposobu na rozwiązanie tego konfliktu”. Ciekawe, co ten autor rozumie przez „wszelką logikę”, klasyczną logikę budowania zdań, o których można powiedzieć, że są prawdziwe lub fałszywe? Czym się różni „logika wszelka” od logiki klasycznej? Trudno się oprzeć wrażeniu, że „logika wszelka” jest zdecydowanie bardziej frywolna. Nie troszczy się o jakieś znaczki prawda/fałsz. Nie poświęca się badaniu faktów, lubi opowieści i odczucia.

Przybliżając nam swoją ideę planowanego filmu reżyser pisze, o „legalnym, ale nieuprawnym” kawałku ziemi, który (jak się domyślamy) został zajęty przez Żydów. Możemy się zastanawiać nad pytaniem, w jakim sensie legalny, a w jakim nieuprawny? Czy my w Polsce mamy prawo do Wrocławia, Opola, Szczecina czy nie? Czy decyzje podjęte przez zwycięskie mocarstwa po zakończeniu pierwszej wojny światowej były legalne?

Narracje mogą być różne. Pojęcie legalności może być skrupulatnie badane. Prawo stanowione nie jest prawem boskim i możemy je czasem kwestionować, już to na podstawie logiki klasycznej, już to na podstawie „logiki wszelkiej”. Dowiadujemy się zatem z tego artykułu, że „w obronie własnej Izrael musi okupować Palestynę”. Autor nie definiuje granic Palestyny, nie pokazuje starożytnych map, nie przypomina, że po klęsce imperium osmańskiego Palestyna oznaczała obszar starożytnego Izraela odpowiadający w przybliżeniu granicom Mandatu Palestyńskiego, czyli obejmowała dzisiejszą Jordanię (78 procent Palestyny) i pozostałe 22 procent czyli obszar „od rzeki do morza”, a więc Izrael minus Autonomia Palestyńska i minus Gaza. Co zatem okupuje Izrael i jak on to robi?

Zgodnie z tym, co rozumiemy przez prawo międzynarodowe, Izrael powstał legalnie, tak jak legalnie powstała Polska, Jordania i kilkadziesiąt innych państw po zakończeniu  pierwszej wojny światowej. Różne instytucje próbowały wyznaczyć granice „narodowego domu Żydów” na ziemi ich przodków. Mamy tu postanowienia Ligi Narodów powierzającej Wielkiej Brytanii Mandat Palestyński, mamy konferencję w San Remo, mamy propozycję Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1947 roku. Podobnie jak w Polsce i jak w dziesiątkach innych krajów, którym przyznano prawo do niepodległości, dyplomatyczne spory o granice zmieniały się w konflikty zbrojne. „Pokraczny bękart traktatu wersalskiego”. Tak minister spraw zagranicznych ZSRR zakwestionował legalność istnienia Polski w październiku 1939 roku. Wcześniej podobnie zakwestionował legalność istnienia Czechosłowacji Adolf Hitler, dziś legalność Ukrainy kwestionuje prezydent Putin. Oni wszyscy przywoływali „wszelką logikę” odrzucając reguły logiki klasycznej.

Zmiany granic, powstawanie nowych państw to często konsekwencje wojen, w których pojęcie legalności terytorialnych strat może być dyskutowane. Ogólnie za legalne uważa się straty terytoriów państw, które zaczęły wojny grabieżcze i je przegrały. Te zmiany są zawsze dramatyczne, towarzyszą im przesunięcia ludności, poczucie krzywdy, a często również wojny domowe w nowoutworzonych państwach.

W przypadku Izraela, kraje arabskie od początku kwestionowały samą ideę jego odrodzenia.

Amerykański reżyser nie wspomina przesunięć ludności podczas tworzenia Polski po rozbiorach, czy po zakończeniu II Wojny Światowej, dramatów Indii, krajów afrykańskich. Jaka jest różnica między usunięciem z terenów Polski i Ziem Odzyskanych kilku milionów Niemców, a wyjazdem 500 do 700 tysięcy Arabów na tydzień (czyli do czasu spodziewanego oczyszczenia dawnej prowincji syryjskiej z Żydów) w odpowiedzi na wezwanie własnych przywódców i dowódców atakujących armii? (Używam tu określenia „dawna prowincja syryjska” bo Arabowie zaakceptowali pojęcie „Palestyna” dopiero po 1965 roku). Nie  przypomina autor, że myśmy Niemców brutalnie wypędzili, a izraelscy Żydzi, kiedy armie pięciu arabskich państw napadły na jednodniowy Izrael, prosili miejscowych Arabów, żeby byli neutralni i zostali na miejscu, ograniczając wysiedlenia do miejsc, gdzie lokalni Arabowie aktywnie uczestniczyli w walkach. Być może reżyser nie wie, że znaczna część uciekających z terenów wojny Arabów jechała do krajów, z których niedawno do Palestyńskiego Mandatu przyjechali (stąd jako „palestyńskiego uchodźcę” specjalnie utworzona agencja ONZ, UNRWA, definiowała każdego Araba, który mieszkał na terenie mandatu dłużej niż dwa lata).

Artykuł jest w zasadzie opowieścią o wycieczce autora do Izraela, która jest połączona z planowaniem filmu. Dowiadujemy się, że na lotnisku są taksówki i minibusy nazywane szejrutami i że taksówki są biznesem żydowskim, a szejruty palestyńskimI tu kłopot, bo izraelscy Arabowie rzadko określają się jako Palestyńczycy, więc nawet jeśli jakiś konkretny arabski kierowca tak by się określił, to z pewnością mówienie o tym „palestyńskim biznesie” świadczy albo o złym rozeznaniu, albo o świadomym rozmazywaniu problemu, o którym reżyser chce kręcić film. Współpasażerka minibusa jest Turczynką i jak się dowiadujemy wysiada na punkcie kontrolnym przy wjeździe do Autonomii Palestyńskiej. Graniczny punkt kontrolny to w tym tekście check-point, Autonomia Palestyńska to West Bank, a na Turczynkę czeka brytyjski przyjaciel, „który przyleciał na budowę zdemolowanego za brak permitu przez władze okupacyjne palestyńskiego domu”.

Potwór Pana Cogito wyłania się z semantycznej mgły. Autonomia Palestyńska jest tworem tymczasowym, który powstał w wyniku tzw. Porozumień z Oslo. Umawiające się strony podzieliły ją na trzy sektory A, B i C. Sektor A jest pod wyłączną kontrolą władz palestyńskich, sektor B jest obszarem wspólnego nadzoru nad bezpieczeństwem, sektor C uznany został w tych umowach za obszar sporny, do którego obydwie strony mają roszczenia i który do czasu zakończenia negocjacji pozostaje pod wyłączną kontrolą Izraela. Jaka jest różnica między okupacją a obustronnie zaakceptowaną przez umawiające się strony kontrolą? Najkrócej można powiedzieć, że ogromna. Na obszarze A i B na prace budowlane wydaje zezwolenia administracja palestyńska, na obszarze C administracja izraelska. To wynika z umów i podobnie jak w Ameryce, czy w Polsce budowa domu, czy drogi bez zezwolenia pociąga za sobą konsekwencje prawne. Reżyser nie pisze o burzeniu nielegalnie zbudowanych domów przez władze palestyńskie w Gazie czy na obszarze A i B w Autonomii, nie pisze również o burzeniu nielegalnie zbudowanych przez Żydów obiektów w Izraelu, czy na obszarze C w Autonomii. Dlaczego używa angielskiego terminu na zezwolenie i dlaczego nic a nic go nie dziwi, że zburzenie domu zbudowanego bez zezwolenia ściąga do Autonomii Palestyńskiej Brytyjczyka i Turczynkę, a zapewne jeszcze kilka lub kilkanaście innych osób? Może uznał, że kiedy o wymaganym zezwoleniu napiszemy permit, to czytelnik będzie sądził, że czegoś takiego nikt poza tymi „okupantami” nie wymaga.

Słowa są ważne, również w felietonie. Zachodni Brzeg to nazwa Judei i Samarii po jej zaanektowaniu w 1948 roku. Jordania nie zamierzała tam tworzyć żadnego państwa palestyńskiego, przyłączyła ten obszar do siebie i nazwała go Zachodnim Brzegiem. Aneksję uznała tylko Wielka Brytania i Pakistan. Pomysł, żeby użyć Palestyńczyków jako psów wojny, pojawił się (prawdopodobnie w Moskwie) już w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, ale zmienił się w doktrynę dopiero po trzech nieudanych próbach likwidacji Izraela i eksterminacji mieszkających tam Żydów przez połączone armie państw arabskich. Wcześniej byli również forpocztą nieustającej wojny, teraz jednak zrezygnowano z idei konfliktu arabsko-żydowskiego, w którym  22 państwa miały zniszczyć mały Izrael i wprowadzono narrację o wojnie małego i biednego palestyńskiego narodu przeciw żydowskiemu mocarstwu. Teraz Palestyńczycy nie byli już tylko szpicą, a zaledwie darzonym sympatią Dawidem walczącym  z żydowskim Goliatem. Walka z Żydami miała być ich jedynym celem i jedynym sensem ich istnienia. Na tę walkę otrzymywali wsparcie muzułmańskiego i zachodniego świata.

Amerykańskiemu reżyserowi nawet nie przychodzi do głowy zastanawiania się nad pytaniem, jak i dlaczego Arabowie skrzywdzili Palestyńczyków.

Czy film o tym, jak Arabowie krzywdzili i nadal krzywdzą Palestyńczyków miałby szanse na sfinansowanie przez kogokolwiek w Ameryce? Nie wiem, nie jestem amerykańskim reżyserem. Żaden permit nie jest do tego potrzebny, trudno jednak zrobić  film w dalekim kraju bez pieniędzy i bez nadziei na to, że zainteresowanie takim filmem zwróci nakłady. To może być powód, dla którego reżyser wydaje się zupełnie nie zwracać uwagi na to, że w Izraelu ponad połowa żydowskich mieszkańców Izraela to uchodźcy i potomkowie uchodźców z krajów arabskich. Jest gorzej. Nie zauważa również, że na terenie Autonomii Palestyńskiej i Gazy są obozy dla „palestyńskich uchodźców”. To nie są obozy zorganizowane przez jakiegoś izraelskiego okupanta. To są obozy, w których palestyńscy władcy trzymają przez pokolenia swoich poddanych z obywatelstwem drugiej kategorii. Opowieść o losie Palestyńczyków nie byłaby w Ameryce dobrze przyjęta. Ale to nie jest jedyny powód takiej, a nie innej wizji „konfliktu izraelsko-palestyńskiego”.

Amerykański reżyser pisze o swojej sympatii do Palestyńczyków, czy ta sympatia sięga tak daleko, żeby nauczyć się ich języka, albo przynajmniej, żeby szukać sposobów rozmów bez opiekunów, zdobyć zaufanie rozmówców, uciec od sponsorowanych wycieczek po „Zachodnim Brzegu”. On sam spędził ponad 30 lat swojego życia w totalitarnym kraju, może coś wiedzieć o strachu przed bezpieką, o nieufności wobec obcych, o tym, jak funkcjonuje społeczeństwo, w którym człowiek może drogo zapłacić za nieopatrzne słowa. A przecież terror w Polsce po 1956 roku był dziecinny w porównaniu z tym, którego doświadczają Palestyńczycy. Zaproszenie na rozmowę do Pałacu Mostowskich nie było tym samym, co zabranie do więzienia w Jerycho, nie wspominając o „rozmowach” z funkcjonariuszami Hamasu.

Czytamy opis jak na dworcu autobusowym w Beer-szewie, „gdzie kiedyś wybuchały dynamity palestyńskich samobójców”, autor jako jeden z niewielu był nieuzbrojony. Nawet jeśli jedna na dziesięć osób w tłumie jest w mundurze i z bronią, to dla przybysza ze spokojnego kraju może być szok i może zasadnie skłaniać do pytania, dlaczego wokół jest tak wielu uzbrojonych ludzi. W Izraelu niemal każdego dnia są próby zamachów lub udane zamachy. Giną Żydzi, giną izraelscy Arabowie, giną turyści. Ci uzbrojeni ludzie chronią również amerykańskich reżyserów i sympatyków Palestyńczyków. Niespodziewanym zamachowcem może być palestyński nastolatek z nożem lub pistoletem, kierowca osobowego samochodu, robotnik budowlany, który dostał permit na pracę w Izraelu. To ludzie, którym dyszący pragnieniem pokoju politycy palestyńscy powiedzieli, że to jest droga do „Palestyny wolnej od rzeki do morza”, droga do raju i jedynego pokoju, który gotowi są zaakceptować.

Autor pisze, że chce być samozwańczym negocjatorem pokoju. To poważna ambicja. Nie jestem w stanie zliczyć wszystkich wcześniejszych samozwańczych negocjatorów tego konfliktu. Jedni dysponowali astronomicznymi środkami finansowymi i mieli za sobą potęgę rządów i wielkich instytucji, inni mieli wsparcie organizacji pozarządowych lub religijnych. Jak się wydaje, wszyscy popełniali ten sam błąd, zupełnie nie interesował ich los Palestyńczyków, nie interesowały ich również ciągnące się przez dziesiątki lat inne konflikty, gdzie ofiar było stokrotnie więcej. Rozwiązywanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego pochłonęło już miliardy dolarów. Wielu podejrzewa, że to rozwiązywanie doskonale ten konflikt utrwala i wzmacnia. Amerykański reżyser mógł słyszeć powiedzenie jednego z izraelskich polityków, że w dniu, w którym Arabowie odłożą broń, nastanie pokój, w dniu, w którym Izraelczycy odłożą broń, przestaną istnieć.

Być może warto to przemyśleć, być może nie jest to konflikt izraelsko-palestyński, ani nawet palestyńsko-izraelski, być może mamy do czynienia z potworem Pana Cogito, efektem szukania odpowiedzi na pytanie: „dlaczego Żydów nie stać na pokój z Arabami”, bez cienia litości dla tych, których rzekomo darzymy sympatią.

Potwór Pana Cogito „jak czad wypełnia szczelnie/domy świątynie bazary/zatruwa studnie/niszczy budowle umysłu/pokrywa pleśnią chleb…” Poeta zaleca  unikanie gwałtownych ruchów i gwałtownej mowy. Musimy oddychać płytko, udawać, że nas nie ma.

Jestem pewien, że zapowiadany film powstanie i z jakiegoś powodu nie jestem go ciekaw. Widziałem go już tyle razy.

Mój ulubiony poeta napisał również inny wiersz, o „Grze Pana Cogito”, to piękny wiersz o wyobraźni. Poeta wciela się w różne role opisując ucieczkę Kropotkina z więzienia. Opisuje rozmowę ze strażnikiem przy więziennej bramie. Ta rozmowa jest bliska i daleka od prawdy. Poeta pisze:

” — widział ty Wania mikroba
– nie widział
– a on bestia po twojej skórze łazi
– nie mówcie jaśnie panie
— a łazi i ogon ma
– duży?
– na dwie albo trzy wiorsty
wtedy futrzana czapka
spada na baranie oczy.”

W rzeczywistości prawdziwa ucieczka została zaplanowana na dzień, w którym ten właśnie strażnik miał mieć wartę przy bramie. Organizatorzy wiedzieli, że jest zapalonym miłośnikiem nauki i że opowieść, iż do Moskwy sprowadzono nowy model mikroskopu może go tak zająć, że zapomni o bożym świecie. Poeta mógł o tym nie wiedzieć, ignorancja nie jest grzechem, wszyscy jesteśmy ignorantami. Mógł zachować ostrożność, chociażby dla osłonienia uczciwości. Wciągnęła go poetycka pokusa płytkich stereotypów i pogardy dla uwypuklenia własnej szlachetności. Potwór Pana Cogito ma tak wiele twarzy i nie ma żadnej. Święty Jerzy był w lepszej sytuacji.


Andrzej Koraszewski – Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny. Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel must return to its Zionist roots to move forward – opinion

Israel must return to its Zionist roots to move forward – opinion

YOAZ HENDEL


THE WRITER addresses a right-wing-led protest against the government, in Jerusalem, on Saturday night. / (photo credit: YONATAN SINDEL/FLASH90)

They claim that we don’t exist. The outcome of the elections is proof, they say. In other words, there is no right wing that doesn’t support Prime Minister Benjamin Netanyahu, no Right that opposes closing Israel’s Public Broadcasting Corporation and no Right that thinks that Deri, a convicted criminal, should not serve as a minister in Israel.

The Right has become synonymous with a haredi monopoly over Judaism in Israel; with governance and fighting crime, yet only when you’re in the opposition without the need to back up words with actions; to tweet and incite against leftists.

If the voice of the silent Right, the statesmanlike Right is not heard and people will start to believe that there is no secular, liberal Right in Israel; no religious Zionism that isn’t a Smotrich and Ben-Gvir style national haredi; and that there is only the pro-Netanyahu haredi Right and Center-Left but no Center-Right in between the other two camps.

And if everyone is convinced that we don’t exist – the pragmatic Right on security issues, yet liberal on social and other issues – then the Zionist project in its entirety is in danger, serious danger.

When everything is black and white and when a war among brothers is raging on social media and in the streets, it shows we are indeed in danger. Our state is falling apart and turning into fractured autonomies. The melting pot is disappearing. Even the Zionist consensus is declining, falling to tribalism.

Students protesting against the judicial reforms in Tel Aviv. (credit: The Student’s Protest)

Whoever is trying to sell the public on the binary notion that half of Israel is Right and the other half is Left is nothing short of a con man. There is ideological chaos, like in The Matrix, what we are hearing is the opposite of reality.

Over the past few years, I had the privilege of being among Israel’s decision-makers, as a minister in the last two governments and as an MK. I am proud of my achievements as communications minister: improving infrastructure, deploying high-speed Internet throughout Israel’s center and periphery, and developing our economy.

That is, in my opinion, the mission of a politician: to leave a mark and to be tested by results and actions, not by words. I have a responsibility for what happens on my watch and that includes my mistakes. And now, as a civilian, I have a responsibility for what happens and what will happen.

For those who forgot, the role of journalism and the free press is to criticize the government, as others criticized me when I was a minister. I may not be a journalist but my job as a civilian is to use the freedom of expression and platforms at our disposal to criticize the government, thoroughly, fairly and seriously.

What went wrong?

I LOVE this country. I fought for it. My children will go to its military to protect it. I love its scenery, its people, the unity and the social cohesion. It is for that reason that there is no denying or ignoring that something went wrong. Supporters of this government are convinced the courts have become the biggest disruption to their lives over the past years. All the rest are convinced that this government is the disruptor.

At least everyone agrees that there is nothing reasonable or normal about the situation and I don’t mean the security situation. We have spent the past 75 years living under constant threat and fire. Arab terrorists try to kill Jews regardless of the government’s political orientation. So, what went wrong? Our domestic and social cohesion.

Let’s remember where it all started: Zionism, a national homeland for the Jewish people. This necessitates defending our homeland, settling, making aliyah and absorption. Yet above all, it is the vision of a model society, a light unto the nations. It is pretty simple, actually. It’s what every first grader should be learning, if only the majority of first graders were still enrolled in the basic Zionist educational system.

Now, ask yourselves: What do the Judicial Selection Committee, closing the public broadcasting corporation and the ensuing public debates have to do with these fundamental facts of our existence here? How do they protect our homeland?

Which Zionist ideology justifies that 40% of society risk their lives protecting our homeland, while the rest get a free pass to evade our collective responsibility? How can it be that all the Ben-Gvirs and Gafnis who didn’t serve in the IDF or the Deris who served a maximum three months are the ones sending me and my friends to war without the slightest sense of shame?

Using terms such as “second Israel” and “hegemony” are lame excuses covering up the fact that people have forsaken their commitment to solidarity. Why can’t a young haredi man do National Service in one of the wonderful haredi charitable organizations? Why shouldn’t a young Arab woman do National Service and give back to her community?

They ask: Why do we need any of this anyway? Why not ignore the problem?

The answer is that enlisting creates a sense of identification with our country. That is the means to loving it, not just searching for its flaws. While it is so much easier to turn to the blame game, we must do what is right. And to do so we need a government that believes in Zionism. We need a Zionist government.

A Zionist government is a government that is also committed to the ideal of a model society. How can we possibly explain such a strenuous effort to reinstate as a minister a twice-convicted criminal offender?

I will not pay any lip service to this farce that calls itself “fully right wing.” It provides governance and is fighting crime? All we get is terrorism, attacks on police stations, chaos in the south and endless shootings in the streets.

Instead of saying who we are against and who we are not, we need to be able to say who we are. I know who I am: right wing, liberal, and a proud and relentless Zionist. And I know that, like me, there are many others, thousands, indeed tens of thousands of right-wing, proud, secular Jews, as well as religious Zionists who do not identify with Smotrich.

And I know that the only way back to the right path is to return to our roots, our Zionist fundamentals. The only way forward and the only way to safeguard Israel’s future and character is the Zionist way.


The writer is a former communications minister.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Kroke. Ortodoksyjni Żydzi w Krakowie


Kroke. Ortodoksyjni Żydzi w Krakowie

Krzysztof Bielawski


Ukazał się kolejny album Agnieszki Traczewskiej. Tym razem artystka pokazała życie ortodoksyjnych Żydów z jej rodzinnego miasta.

To nie jest album o całej społeczności żydowskiej Krakowa. To portret grupy osób, dla których ortodoksyjny judaizm konstytuuje wyznaniową tożsamość. Fotografie przybliżają ich historię począwszy od 2008 roku, kiedy Agnieszka Traczewska zaczynała świadome odkrywanie żydowskiej przeszłości i teraźniejszości Krakowa, po dzień dzisiejszy.

Zdjęcia dokumentują codzienne modlitwy, obrzezania i bar micwy, święta, pogrzeby, wizyty chasydów, ale też trudny czas sporu o użytkowanie synagogi Izaaka. Czytelnik ma również wyjątkową okazję zajrzeć do mieszkań i domów bohaterów albumu, zobaczyć ścianę pokoju przypominającą jerozolimską Ścianę Płaczu czy zapalanie lampy chanukowej w rodzinnym gronie.

Agnieszka Traczewska ponownie dowiodła swojego geniuszu. Jej fotografie tworzą subtelny, chwilami wręcz intymny portret niewielkiej społeczności. Oglądając je ma się poczucie bycia nie świadkiem, ale uczestnikiem uwiecznionych wydarzeń. Takie zdjęcia nie powstałyby bez zaufania, jakie artystka przez długi czas zdobywała u uwiecznianych osób.

Jedno ze zdjęć z albumu “Kroke” Agnieszki Traczewskiej

Kroke należy postrzegać nie tylko przez pryzmat artystycznych walorów fotografii. To także dokument czasu, jeden z zaledwie kilku albumów poświęconych Żydom żyjącym w powojennej Polsce. Albumy Chucka Fishmana z 1977 roku oraz Małgorzaty Niezabitowskiej i Tomasza Tomaszewskiego z 1986 roku zawierały w tytułach smutne słowo „Ostatni”. Agnieszka Traczewska pokazuje Żydów mieszkających w Krakowie na początku XXI wieku, jednak swojej pracy świadomie nie chce wpisywać w narrację o „żydowskim odrodzeniu w Polsce”.

„Współcześnie ortodoksyjny Kraków to kilkanaście rodzin, ale z zachowaną ciągłością modlitwy i tradycji. To album o fenomenie trwania bardzo małej społeczności i mój hołd dla niej” – mówi Agnieszka Traczewska.

Album został wydany w bibliofilskim nakładzie. Nie jest dostępny w księgarniach, można kupić go jedynie bezpośrednio u artystki (largo@kr.onet.pl). Podobnie jak dwa poprzednie albumy Agnieszki Traczewskiej, również i ten na pewno stanie się wydawniczym „białym krukiem”. Zdecydowanie warto mieć go w księgozbiorze.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com