Władysław Gomułka wręcza w 1964 r. Order Budowniczego Polski Ludowej Jarosławowi Iwaszkiewiczowi (FOT. ARCHIWUM MUZEUM W STAWISKU/FOTONOVA)
W obronie wizerunku narodu. Polityka historyczna obficie czerpie z wzorców PRL
Paweł Machcewicz
“Przypominamy Towarzyszom cenzorom o konieczności eliminowania utworów usiłujących przedstawiać zachowanie się społeczeństwa polskiego podczas okupacji w krzywdzący lub szkalujący sposób, niezależnie od tego, w jaki kształt artystyczny zostałyby przybrane”.
.
Nasze spory o przeszłość mają często znacznie głębsze korzenie, niż się to większości z nas wydaje, a współczesne sposoby myślenia i będąca ich odbiciem polityka historyczna obficie czerpią z wzorców PRL. Najwyraźniej widać to w odniesieniu do relacji polsko-żydowskich z okresu II wojny światowej.
Okrojony Jarosław Iwaszkiewicz
„Szczególną czujność wzbudzają materiały omawiające problem: społeczeństwo polskie a Żydzi” – oceniał w październiku 1967 r. Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (GUKPPiW). Do utworów, które znalazły się wtedy „na indeksie”, należało jedno z najbardziej znanych opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza, „Wzlot”, napisane jako odpowiedź na słynny „Upadek” Alberta Camusa. To monolog dosyć prostego człowieka o niezbyt świetlanym życiorysie, wygłaszany w barze w trakcie picia ogromnych ilości wódki, a w istocie przejmująca parabola polskiego losu w czasie wojny i pierwszego powojennego dziesięciolecia, daleka zarówno od paradygmatów narodowego heroizmu, jak i socjalistycznej ideologii.
„Wzlot” został opublikowany w redagowanej przez Iwaszkiewicza „Twórczości” w 1957 r., a ponad 10 lat później miał być włączony do wielotomowej edycji opowiadań, planowanej przez Czytelnika. Cenzura nie wyraziła jednak zgody, mimo że Iwaszkiewicz był prezesem Związku Literatów Polskich, pisarzem hołubionym przez władze. Jego 70-lecie zaledwie kilka lat wcześniej rządzący uczcili nadaniem mu orderu Budowniczego Polski Ludowej i hucznym przyjęciem w Belwederze, podczas którego pochwalne przemówienie wygłosił sam Władysław Gomułka.
Ostatecznie „Wzlot” znalazł się w trzecim tomie „Opowiadań zebranych” wydanych przez Czytelnika w 1969 r. Autor prawdopodobnie odwołał się do czynników wyższych niż kierownictwo cenzury, nie obyło się jednak bez koncesji z jego strony. Gdy porównać oryginalną wersję opowiadania z „Twórczości” i późniejsze o 12 lat wydanie, znajdziemy znamienne różnice. W tej pierwszej narrator wspomina o zabiciu Żyda w pobliżu jego domu. Plama krwi, która po nim została, „nie chciała wsiąknąć”. „Ja się cioci pytałem: »A dlaczego ta krew nie może zniknąć pod śniegiem?«. To ciocia mówi: »Pewnie o zemstę prosi«. A na kim ja się będę mścił? Czy ja wiem, kto tego Żyda zamordował?”. W wersji z 1969 r. usunięto kilka zdań z tego fragmentu, w którym pojawia się pytanie o sprawstwo zbrodni.
Nawet twórczość tak znakomitego pisarza jak Jarosław Iwaszkiewicz, który w dodatku żył z władzą dobrze, była cenzurowana. Spotkało to m.in. jego opowiadanie ‘Wzlot’
Jak można się domyślać, według cenzorów mogło to być odczytane jako aluzja, iż mordu dokonali Polacy, choć wcale nie jest pewne, czy taka była intencja pisarza. W wydaniu z 1969 r. zachowany został inny fragment, który również musiał budzić obiekcje cenzury: o plądrowaniu zwłok rozstrzelanych Żydów i wyrywaniu im złotych zębów. Uratowanie tego fragmentu Iwaszkiewicz zapewne zawdzięczał swojej pozycji najsłynniejszego pisarza Polski Ludowej i ulubieńca władzy. Skądinąd akurat autor „Wzlotu” o losie Żydów w czasie wojny i tego, co spotykało ich ze strony polskiego otoczenia, wiedział niemało, choćby z tego powodu, że udzielał schronienia kilkorgu z nich w swoim domu na Stawisku, innym dostarczał fałszywe dokumenty i pieniądze.
O Żydach: „Kto mądry, nałapie od nich towaru”
W przypadku twórców o słabszej pozycji ingerencje cenzury były dalej idące i nie do odwrócenia. Jeszcze w pierwszych latach po Październiku ’56 można było pisać o zachowaniach Polaków wobec Żydów stosunkowo swobodnie, podobnie zresztą jak bezpośrednio po zakończeniu wojny. W 1958 r. opublikowano (w niewielkim jak na ówczesne czasy nakładzie 5 tys. egzemplarzy) dziennik Zygmunta Klukowskiego, lekarza ze Szczebrzeszyna na Zamojszczyźnie, jeden z najbardziej wstrząsających w polskim piśmiennictwie zapisów udziału lokalnej społeczności w dręczeniu i zabijaniu żydowskich sąsiadów.
Zygmunt Klukowski (1885-1959) – polski lekarz, bibliofil, kolekcjoner ekslibrisów, historyk regionalista, autor pamiętników, oficer Wojska Polskiego, Związku Walki Zbrojnej, Armii Krajowej
Ta względna otwartość trwała krótko. Już w 1961 r. cenzorzy okazali się wyczuleni na obraz postaw chłopskich, które zarysował w powieści „Przełomy” Julian Gałaj. Usunięto słowo „ulga”, którym autor charakteryzował odczucia chłopów w Łowickiem wobec zniknięcia Żydów deportowanych i mordowanych przez Niemców. Książka, wydana przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą, mimo ingerencji cenzury zawierała jednak opisy, które już kilka lat później nie miałyby szansy się ukazać. Tak reagowali chłopi w powieści Gałaja na dochodzące do nich pierwsze wieści o prześladowaniach Żydów:
„Rozległy się półgłośne słowa. O Żydach, o tym, że zaczyna się z nimi na dobre, że trzeba z tego skorzystać…
– A co z nimi będą robić?
– Cholera wie. Może gdzie wywiozą. Kto mądry, nałapie od nich towaru”.
W innej rozmowie wspomina się mimochodem, że gospodarz wydał Niemcom ukrywających się u niego Żydów. Jeden z chłopów komentuje to w następujący sposób:
„– Che, che, che! – roześmiał się beztrosko Konus – Naniesły chłopu złota, to chciał się ich pozbyć”.
W książce jest też kilkustronicowy opis – być może najbardziej szczegółowy w polskiej literaturze pięknej – obławy na Żydów przeprowadzonej przez żandarmów i policjantów granatowych, w której brali też udział miejscowi chłopi. Zakończyła się ona schwytaniem trójki żydowskich dzieci ukrywających się w lesie i zastrzeleniem ich przez polskich policjantów.
Innym przykładem ingerencji cenzury z jednej strony, a z drugiej wciąż istniejącej w pierwszej połowie lat 60. możliwości poruszania drażliwych kwestii, jest powieść Koppela Holzmana „Jeśli Cię zapomnę…”. Odwołując się do własnych przeżyć, autor opisuje ukrywanie się grupy Żydów na wsi pod Borysławiem. Cenzor zakwestionował fragment, w którym „autor mówi, że Polacy i Ukraińcy z radością i rozbawieniem patrzyli, jak (…) masakrowano Żydów”.
Zastrzeżenia wzbudziły też stwierdzenia, że Żydów najczęściej ukrywano za „wielkie pieniądze”.
Książka została wydana w 1963 r. przez Czytelnika. Ukrywanie się jest w niej nieustającą gehenną, gospodarz (jego ukraińska narodowość zapewne powodowała większą tolerancję cenzury) znęca się psychicznie nad Żydami, którym udzielił schronienia, jedną z kobiet wykorzystuje seksualnie. Wspomniane jest też wydawanie kryjówek Żydów przez donosicieli, wymienia się nawet polsko brzmiące nazwisko jednego z nich.
Czas „partyzantów”
W latach 60. jednym z najważniejszych elementów socjotechniki rządzących stało się odwoływanie do tradycji narodowych, w obrębie których naczelne miejsce zajmowały walka i męczeństwo z czasów II wojny światowej. Po ponad dziesięciu latach praktycznej bezczynności na początku lat 60. działalność wznowiła Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich i komisje okręgowe. Podjęto dziesiątki nowych śledztw. W tym samym czasie zintensyfikowała swoją działalność Rada Ochrony Pomników Walk i Męczeństwa, która w całym kraju przystąpiła do porządkowania dotąd często zaniedbanych miejsc zbiorowych egzekucji i walk partyzanckich. Umieszczano w nich pamiątkowe tablice czy wznoszono pomniki. Związek Bojowników o Wolność i Demokrację otworzył swe szeregi dla byłych żołnierzy Armii Krajowej, a publiczna rola tej monopolistycznej organizacji kombatanckiej wzrosła, odkąd na jej czele w 1964 r. stanął wpływowy minister spraw wewnętrznych Mieczysław Moczar. Był on przywódcą grupy w aparacie władzy nazywanej „partyzantami” – ze względu na walkę Moczara i części jego akolitów w szeregach Gwardii i Armii Ludowej. Chętnie wykorzystywali oni pamięć II wojny światowej, a z czasem także wątki antysemickie do budowania społecznego poparcia.
Fragment uroczystości w siedzibie ZBoWiD. Mieczysław Moczar (z lewej) rozmawia z generałem Zygmuntem Berlingiem, 2 kwietnia 1966 r.
Ta postępująca zmiana atmosfery politycznej i społecznej znajdowała odbicie w działaniach cenzury. Ducha czasu oddawał protokół z narady, która odbyła się w grudniu 1966 r., z udziałem przedstawicieli najwyższych władz partyjnych. Jak mówił jeden z najważniejszych cenzorów, istotna jest „dbałość o ducha społeczeństwa. Trzeba je mobilizować. Tezy nihilistyczne godzące w patriotyzm są wyrazem ślepoty politycznej. Takie tezy, że »duma narodowa to krok do nacjonalizmu«, to demobilizacja społeczeństwa, bo wokół czego możemy mobilizować społeczeństwo, jeśli nie wokół idei patriotyzmu”.
Zostaje „smutek”, wypada „wstyd”
Dobry wgląd w kuchnię cenzury daje opowiadanie niezbyt znanego autora Wincentego Burka, zatytułowane „Ścigany”, które miało wejść w skład zbioru „Nawałnica”. GUKPPiW potraktował je jako przypadek instruktażowy dla wszystkich cenzorów, dzięki czemu mamy unikalną okazję zapoznać się zarówno z oryginalnym tekstem, jak i działaniami redaktorów Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, którzy próbowali go „ratować” przed przekazaniem do cenzury, co pokazuje jeszcze jeden, wewnętrzny poziom kontroli.
Bohater tego utworu jest żydowskim sklepikarzem o nazwisku Boruch „ściganym podczas wojny zarówno przez Niemców, jak i Polaków i poszukującym schronienia w rodzinie chłopskiej” – jak lapidarnie ujął to cenzor. Dobrzy ludzie pozwalają mu się ukryć w chlewie, żywią go. Boruch w nieodpowiedni sposób opisuje jednak swoją tułaczkę w rozmowie z gospodarzem, czemu stara się zaradzić redaktor wydawnictwa. Usuwa wiele fragmentów jego opowieści, na przykład ten: „A miałem takie dobre kryjówki, słono zapłacone. Dzisiaj nie mam już czym płacić. A oni myślą, że ja mam jeszcze złoto, dolary…”.