Wytyczanie jedynej drogi zaczyna się tak:
„Mówi się, że wojny kończą się, kiedy obie strony dochodzą do wniosku, że nie mają już nic więcej do zyskania na walce. Zgodnie z tą logiką, Izrael i Palestyńczycy już dawno powinni byli zgodzić się na jedyne sensowne rozwiązanie: oddzielne państwa obok siebie. Próbowali, raz za razem, ale w tym kotle religijnych namiętności i konkurujących ze sobą pretensji pokój zawsze przegrywał. Czy jest szansa, że tym razem będzie inaczej, gdy zamilkną działa?”
Już po tym akapicie człowiek zastanawia się, czy czytać dalej, czy szkoda czasu. Wojny kończą się albo całkowitą klęską i bezwarunkowym poddaniem się, albo podbojem, lub wyczerpaniem, które zazwyczaj oznacza zaledwie przerwę, po której następuje wznowienie działań wojennych.
W drugiej części tych mądrości mamy „kocioł religijnych namiętności”, zwrot, który od pierwszego wejrzenia jest mylący, ale czytelnik może mieć nadzieję, że dalej będzie uczciwiej. Chwilowo warto przypomnieć, że Izrael nigdy nie rozpoczął żadnej wojny. Arabowie próbowali zniszczyć Izrael od pierwszego dnia, przegrali trzy wielkie wojny z udziałem armii wielu krajów arabskich, przemianowali ten konflikt na konflikt „izraelsko-palestyński”, w którym „Palestyńczykom” wyznaczono zadanie zapisane w konstytucji Bractwa Muzułmańskiego przed powstaniem Izraela, a które było otwarcie deklarowane przez kraje arabskie w 1948, 1967, w 1973 i jest powtarzającą się zapowiedzią eliminacji państwa Izrael i jego ludności. Ten cel jest zapisany w Karcie Hamasu w sposób jednoznaczny i w statucie Organizacji Wyzwolenia Palestyny (czyli dziś Autonomii Palestyńskiej) tylko odrobinę mniej wyraźnie.
Zarówno Karta Hamasu, jak i konstytucja Organizacji Wyzwolenia Palestyny zostały nieco zmodyfikowane, żeby dostosować je do potrzeb zachodniej lewicy XXI wieku.
Idea palestyńskiego państwa jest całkowicie jednoznaczna: wolna od Żydów Palestyna od rzeki do morza, od rzeki Jordan do Morza Śródziemnego.
Czy jest szansa, że tym razem będzie inaczej, gdy zamilkną działa – pytają eksperci z NYT. Piszą, że są tu pewne trudności:
“Na pierwszy rzut oka nie wygląda to obiecująco. Brutalny atak Hamasu z 7 października i zmasowany izraelski atak odwetowy na Gazę już doprowadziły do zbyt wielu ofiar śmiertelnych i zniszczeń oraz rozpaliły nienawiść społeczną w Stanach Zjednoczonych i poza nimi. Każda erupcja w przeszłości – czy to wojna, intifada czy najazd wojskowy – pokazała jedynie, że żadna ze stron nie jest w stanie osiągnąć upragnionego bezpieczeństwa, godności czy pokoju przemocą. Wręcz przeciwnie, każda erupcja tylko umacnia podziały i zapewnia większy rozlew krwi następnym razem.”
Mamy tu zrównoważony, jedynie słuszny obraz, czyli „brutalny atak” i „zmasowany atak”, które to ataki doprowadziły do zbyt wielu ofiar oraz wniosek, że nie można osiągnąć upragnionego bezpieczeństwa przemocą. No cóż, czasem można, czasem fizyczne zniszczenie wroga jest jedyną szansą przetrwania.
Reszta tego artykułu to ewangelia według św. Thomasa (Friedmana), w której, mamy propozycję pociągnięcia do odpowiedzialności izraelskiego rządu i być może nawet przywódców Hamasu (chociaż redakcja zdaje sobie sprawę, że to raczej się nie uda, ale nie uważa tego za specjalnie ważne) i powierzenie przywództwa obu narodów ludziom miłującym pokój.
W zakończeniu artykułu redakcyjnego najważniejszej gazety zachodniego świata znajdujemy receptę na realizację tego planu:
“Jak to może działać, jest jasne. Najpilniejszym wyzwaniem, gdy tylko ucichną działa, jest to, aby Izrael, Palestyńczycy, państwa arabskie, Stany Zjednoczone i wszystkie inne strony zainteresowane porozumieniem zabrały się do pracy.”
Prowadziłem kiedyś z uczniami gazetkę szkolną, więc znam ten styl aż nadto dobrze.
Thomas Friedman, który najwyraźniej jest przynajmniej jednym z autorów tego artykułu, może mieć zasadne nadzieje, że prezydent najpotężniejszego jeszcze mocarstwa świata nie tylko przeczyta, ale nawet weźmie sobie do serca ten przepis na jedyną drogę. Ja mogę co najwyżej odpowiedzieć na troski jakiegoś internauty.
Na niszowym portalu, w którym przez dziesięć lat ukazywały się moje teksty, internauta podpisujący się SENEX pod artykułem, w którym próbowałem zrozumieć koszmar wojny w Gazie, pisze że chciałby ostudzić emocje komentatorów (w czterech poprzedzających jego wpis komentarzach nie było żadnych emocji) i zaproponował lekturę tekstu pt. „Żyd też zabija”. (Chodzi o tekst w Gazecie Wyborczej” z 18 listopada pod tytułem „Dlaczego lewica jest najbardziej antyizraelska? Z wielkiego rozczarowania”, którego tytuł SENEX z jakiegoś powodu zapamiętał inaczej.)
Tak, to prawda, Ukraińcy jeśli chcą żyć w wolnym kraju, muszą zabijać i muszą to robić sprawniej niż atakujący ich Rosjanie. Żydzi jeśli chcą żyć, muszą zabijać i muszą to robić sprawniej niż ci, którzy chcą ich wymordować. (Chwilowo dotyczy to tylko Żydów w Izraelu, bo Żydzi mieszkający w antysemickim świecie mają całą gamę różnych możliwości, wśród których do najbardziej bezpiecznych należy pisanie artykułów redakcyjnych dla NYT i podobna działalność.)
Proponuję na początek uważne obejrzenie poniższego wykresu, na którym mamy informacje o liczbie rakiet wystrzelonych z terenu Gazy na izraelskie miasta i wsie.
Izrael to kraj ponad 14 razy mniejszy od Polski, więc możemy dla uproszczenia pomnożyć to 14 razy i spróbować wyobrazić sobie nasze emocje, gdyby ten grad ognia (któremu towarzyszą zamachy, podpalenia i inne działania na rzecz pokoju) spadał na nasz kraj. Taki eksperyment myślowy może być bardzo trudny, jest niemal niewyobrażalny, nie widać chętnych. Wróćmy zatem do użytego w artykule redakcyjnym NYT określenia „kocioł religijnych namiętności”. Niektórzy czytelnicy mogli być zaniepokojeni użyciem przeze mnie określenia „naziści”. Czy Palestyńczycy są nazistami? Wielki przywódca Palestyńczyków Al-Hadżdż Muhammad Amin al-Husajni, porównując podobieństwa nazizmu i islamu wskazywał przede wszystkim na następujące zasady: jeden naród, jedna rzesza, jeden wódz; dążenie do tego, aby ten naród podbił świat, uznanie, że największym wrogiem są Żydzi i że ich całkowita eliminacja jest jedyną drogą do pokoju. (Warto przypomnieć, że w islamskim piśmiennictwie często używa się określenia „naród islamski”, czyli ummah, więc Amin Al-Husajni nie miał na myśli narodu palestyńskiego, a znacznie szerszą kategorię.)
Jak istotny jest dogmat o Żydach jako największym źle tego świata? Ten dogmat jest zwornikiem zarówno nazizmu, jak i islamizmu, a muzułmańskie dzieci niemal co piątek słyszą, że Dzień Sądu nie nadejdzie dopóki muzułmanie nie będą walczyć z Żydami, a każdy kamień i drzewo będzie ich wzywać, żeby zabili chowającego się za nim Żyda.
Idea eksterminacji Żydów jest wpajana głośno i otwarcie przez Hamas i tylko otwarcie przez prezydenta Abbasa i jego ludzi.
Twierdzenia, że Hamas i jego mordercza ideologia nie reprezentuje Palestyńczyków, są całkowicie pozbawione podstaw. Orgia mordów z 7 października cieszyła się masowym poparciem w Gazie i na Zachodnim Brzegu i znalazła gorące poparcie muzułmańskich instytucji religijnych praktycznie we wszystkich krajach muzułmańskich, jak również większości polityków krajów arabskich, Iranu i Turcji.
24 listopada 2023r. mieszkający w Katarze przywódca Hamasu, Chaled Maszal przemawiał za pośrednictwem Internetu na Konferencji Islamskiego Forum Parlamentarzystów stwierdzając, że atak 7 października pokazał, że Izrael jest słaby jak pajęczyna i był zwycięstwem nad Izraelem na poziomie psychologicznym militarnym i wywiadowczym. Zapowiedział, że to zwycięstwo niebawem zostanie dokończone zapewniając, że Hamas po sześciu tygodniach walk ma nienaruszone zapasy broni i amunicji. Maszal powiedział, że Hamas podąża śladami proroka Mahometa i poradził zachodnim politykom, żeby przestali mówić o Gazie po upadku Hamasu, a zaczęli myśleć o regionie po upadku Izraela.
Może się to wydawać pustym, wręcz śmiesznym gadaniem, gdyby nie fakt, że w całym świecie islamu słyszy się głosy o tym, jak bardzo mordy dokonane 7 października podniosły morale „islamskiego narodu”.
Czy to wystąpienie powinno nam przypominać słowa Heinricha Himmlera z jego przemówienia w Poznaniu 4 października 1943 roku, na spotkaniu z 96 wyższymi oficerami SS, kiedy mówił:
„Teraz mam na myśli ewakuację Żydów, eksterminację narodu żydowskiego. Zalicza się to do prostych spraw, o których łatwo się mówi. „Naród żydowski będzie eksterminowany” – mówi każdy członek naszej partii – „jasne – jest to w programie naszej partii, eliminacja Żydów, eksterminacja, zrobi się”. […] Ktoś, kto tak się wyraża, nie był naocznym świadkiem, nie brał w tym udziału. Większość spośród was tu obecnych wie, co znaczy, kiedy 100 zwłok leży obok siebie, kiedy 500 czy kiedy 1000 zwłok leży przed nami. To przejść i pomimo tego – pominąwszy odosobnione przypadki ludzkiej słabości – pozostać porządnym człowiekiem, to nas zahartowało. Jest to nigdy nie napisana i nigdy nie mająca zostać zapisana, chwalebna karta naszej historii […]. Do nas należy prawo, jesteśmy w obowiązku wobec naszego narodu, naród, który chce nas zamordować, zamordować.”
Islamski naród czuje się po 7 października 2023r. bardziej zahartowany. Nie odwraca oczu od tych mordów, czasem coś łagodzi na użytek zachodnich sympatyków, ale nie kryje dumy i nadziei na kontynuację.
Więc, tak, Żyd też zabija, ale jakby inaczej, jakby z mniejszym zapałem i z innym celem.
Zachodni sympatycy Hamasu są rozdarci, niepewni, czy rzeczywiście doszło do mordów, (chociaż ich przyjaciele bardzo się tym chwalili, więc trzeba bardzo odwracać oczy), zaprzeczają gwałceniu, zaprzeczają zabijaniu niemowląt, niektórzy gotowi są twierdzić, że to Izraelczycy sami zabijali z helikopterów własną ludność cywilną. To jednak margines. Wielki front, to media głównego nurtu, które przyznają, że może nie wszystko ich w tym Hamasie zachwyca, ale dokonują cudów, żeby miliony odbiorców otrzymały upragnioną informację, że Żyd też zabija.
Jak wielu ludzi protestuje widząc tytuły takie jak w „Gazecie Wyborczej”, że nastąpiła „wymiana jeńców”, czy w „Svenska Dagladet”, że trwa „wymiana zakładników”? Czy „informacja” Reutersa, że Hamas „uwolnił 13 kolejnych izraelskich żołnierzy” wywołała skandal?
W muzułmańskim świecie nie było protestów przeciw zbrodniom Hamasu (widzimy odosobnione głosy dysydentów), ale w zachodnim świecie setki tysięcy ludzi wychodzi na ulice domagając się ukarania Izraela, likwidacji Izraela, „Palestyny od rzeki do morza”. Tu jednak nadal są również ludzie protestujący przeciw ludobójczym zbrodniom Hamasu i zapowiedziom ich kontynuacji.
Milcząca większość krzywi się na te ostatnie protesty, chce zapewnień, że „Żydzi też zabijają”, domagają się zawieszenia broni, uratowania ludobójczej zgrai pod hasłem humanitaryzmu.
Dysydenci niepokoją, irytują, zakłócają normalne życie.
Obserwuję głównie zachodni świat, patrzę, kogo do paneli dyskusyjnych zapraszają stacje telewizyjne i redakcje wielkich gazet. Nasze polskie podwórko jest cieniem wielkiego świata, kopiującym te wzory z dużą dokładnością.
Ireneusz Cieślik były dziennikarz miesięcznika „Więź”, napisał gniewny tekst pod tytułem Milczenie pasterzy, milczenie owiec.
Cieślik pyta:
Dlaczego po najstraszniejszej od czasu Holokaustu masakrze Żydów na portalu Więź.pl zabrakło miejsca dla redakcyjnego oświadczenia z wyrazami bólu, współczucia, oburzenia, potępienia sprawców?
Dziennikarz i teolog dobrze zna i czuje odrazę do wykrętnych wypowiedzi Watykanu, ale jeszcze większy żal czuje do „swojej” redakcji. (Ci, których interesują głosy dysydentów, czytali podobne teksty wiele razy w najrozmaitszych językach.)
Redakcja „Więzi” opublikowała ten artykuł, opublikowała również odpowiedź redaktora naczelnego „Więzi” Zbigniewa Nosowskiego pod tytułem Gdy brakuje słów.
Redaktor Nosowski w tej jakby nieco zażenowanej odpowiedzi pisze:
Owszem, przyznaję się do – skądinąd narastającej – bezradności i braku słów wobec tej rozwijającej się tragedii. Słów i mnie samemu, i nam w redakcji zabrakło zarówno w samym dniu terrorystycznego ataku, jak i później.
Masz rację, że nie publikowaliśmy na ten temat redakcyjnych komentarzy. Nie mądrzyliśmy się – choć publicyści jakoby powinni znać się na wszystkim i mieć pod ręką rozwiązania każdego problemu – bo coraz wyraźniej dostrzegamy brak dobrych odpowiedzi. Reagowaliśmy zatem w inny sposób.
Dowiadujemy się, że ten inny sposób to były modlitwy. Pisze dalej redaktor „Więzi”, że nie chodziło o oskarżanie Izraela, ale…
Puchnie mu to „ale” i zaświadcza o głębokiej potrzebie, tego co opisywał Tadeusz Mazowiecki (pierwszy naczelny „Więzi”), mówiąc:
„Antysemitów wśród nas nie ma. Nikt, poza jednym czy drugim fanatykiem, do takiej nazwy dziś się nie przyzna. Zawsze zresztą ludzie łagodni i dobrzy mówili: ‘Antysemitą, to ja nie jestem, potępiam tego rodzaju postawę,… ale ci Żydzi’.”
Redaktor Nosowski jest uczciwszy, a może nawet mądrzejszy od autorów artykułu redakcyjnego w „New York Times”, bo pisze w zakończeniu swojej polemiki, że on bardzo chciałby pokoju, ale nie zna rozwiązań, ma wrażenie, że „szukanie trwałego rozwiązania staje się każdego dnia coraz bardziej nierealne”, co jest spowodowane „brakiem gotowości do rozmów”. Zapewne oburzyłby się na stwierdzenie, że popychanie do zbudowania nazistowskiego państwa obok państwa żydowskiego przez lata zachęcało terrorystów i zaogniło ten konflikt do punktu, który zobaczyliśmy 7 października, i do rozbudzenia nadziei, że da się to powtórzyć na znacznie większą skalę.
Żydzi nie chcą zabijać, ale na wyznaczonej im „jedynej drodze” nie mają innego wyboru. Nie wszyscy Palestyńczycy chcą być rycerzami Mahometa. Jak wielu gotowych jest z tej roli zrezygnować dowiemy się dopiero wtedy, gdy Palestyńczycy z powodu całkowitej klęski nazizmu, przestaną wieszać zdrajców domagających się pokoju z Żydami. To jednak daleka droga, i nie jedyna.