Archive | 2024/07/07

Globalne ocieplenie uczuć do nazizmu

Pogrzeb dowódcy oddziału Hezbollahu, Dżamila At-Tiriegora, który zginął w Syrii. 13 kwietnia 2017 r.. Źródło zdjęcia crop media/Shutterstock


Globalne ocieplenie uczuć do nazizmu


Andrzej Koraszewski


Izraelska okupacja rozrasta się z dnia na dzień. Izrael okupuje umysły antysemitów, których szeregi liczą się w setkach milionów. Każdego dnia czytam o drobnych incydentach. W Göteborgu szkoła ma obyczaj świętowania urodzin swoich uczniów, małą dziewczynkę wykluczono, ponieważ jest Żydówką, koledzy z klasy krzyczeli, że nie będą świętować jej urodzin.
W Paryżu dwunastoletnia dziewczynka została zgwałcona przez trzech niewiele starszych od niej chłopców, którzy postanowili ukarać ją za to, że jest Żydówką, w Londynie trzech wychodzących z kina młodych Żydów pobitych przez gang łobuzów wrzeszczących antysemickie obelgi.

Każdego dnia czytam o kilku, czasem kilkunastu takich incydentach. Spalona, lub tylko zwandalizowana synagoga, ataki w metrze, próby wepchnięcia pod pociąg, kocia muzyka pod szpitalem onkologicznym, ataki na sklepy. Widzimy czubeczek góry lodowej. Tych przypadków jest wielokrotnie więcej, a informacje o nich ograniczają się na ogół do żydowskich mediów. Tylko najbardziej drastyczne trafiają na strony gazet z głównego nurtu.

Antysemici dowiedzieli się, że już wolno, że praktycznie nic im nie grozi, więc potrzeba sadyzmu wyłazi, chociaż ubiera się w pelerynę współczucia. Lubi stroić się arafatką, coraz częściej nazywaną swastyką hipstersów.

Polski antysemita z Kanady pisze do mnie list z prośbą o usunięcie tekstu z jego listem opublikowanym z jego pozwoleniem siedem lat temu. Dumny antysemita nie zmienił poglądów, twierdzi, że przytoczone przez niego  cytaty straciły aktualność.

Autor pytał w swoim liście „o antysemityzm w kontekście prawdy i sprawiedliwości, w zawężeniu do jego polskiej specyfiki” (przekonywał, że wypowiedzi Davida Duka nie były antysemickie). W mojej odpowiedzi próbowałem uściślić to pytanie o „polską specyfikę”:

„Pyta pan o polską specyfikę, o to co musi się stać, żeby młodzi Polacy w stołecznym parku oblali naftą wózek z żydowskim niemowlęciem i podpalili? (Konkretny przypadek podpalenia wózka z żydowskim niemowlęciem w warszawskim Parku Saskim wiosną 1919 roku.) Co musi się stać, żeby grupa młodych mężczyzn wpadła do domu sąsiadów i drągami porozbijała głowy mężczyzn, kobiet, dzieci i starców? (Dziesiątki udokumentowanych przypadków z czasów drugiej wojny światowej.)  Co musi się stać, żeby wpaść na pomysł zadrutowania drzwi i okien i podpalenia domu? Co musi się stać, żeby adwokat, miejski radny, na wiadomość o zamordowaniu przypadkowego Żyda przez uderzenie łomem w głowę, zmartwił się, że tylko jednego? (Przypadek z Łodzi na kilka lat przed drugą wojną światową.)”

Jakby ten antyjudaizm/Judenhass, antysemityzm, antysyjonizm zdefiniować najkrócej? Jest to kultywowana przez religię, kulturę i propagandę narodową/ideologiczną nienawiść do ludzi pochodzenia żydowskiego, usprawiedliwiająca wyrządzanie osobom wyznania lub pochodzenia żydowskiego dowolnych krzywd włącznie z mordami, jak również honorowanie, a często nagradzanie morderców.

Jak się to ma do sprawiedliwości?

Pielęgnujący światowe dziedzictwo antyjudaizmu uważają, że sprawiedliwe jest wpadnięcie do dowolnego domu zamieszkałego przez Żydów i zarżnięcie jego mieszkańców w imię tego, co o Żydach się mówi. Osobliwa koncepcja sprawiedliwości.

List był uprzejmy, przychyliłem się do prośby, zakładając pierwotnie, że być może człowiek zmienił poglądy i jest zażenowany tym, co napisał kilka lat wcześniej. (Byłem w błędzie, co podkreślił w kolejnym liście, dziękując za zdjęcie tekstu, ale o prawdziwych motywach tej prośby nie dowiedziałem się).

Ten przypadek był prawicowy, a prawicowy antysemityzm nigdy nie jest daleko od usprawiedliwiania lub wręcz pochwały nazizmu. Lewicowy antysemityzm podpiera się romantyzmem, nieliczni zauważają dziwną skłonność sojuszy tych romantyków z tyranami, z teokracją, z czystym nazizmem.

Trudno powiedzieć, gdzie zakwalifikować Johna Oakesa, brytyjskiego autora, wydawcę i publicystę, często goszczącego na łamach ”Guardiana”. Właśnie napisał uczony artykuł, w którym stwierdza, że Izrael używa głodu jako broni przeciw ludności cywilnej. Koleżka brytyjskiego autora, egipski publicysta rządowej gazety „Al-Ahram”, Ibrahim Al Baha, stwierdza, że bohaterscy bojownicy  w Gazie zwyciężają, nie wspomina o głodzie, pisze o swoim podziwie dla walczących:

„Gratuluję ruchowi oporu za jego mądrość, a syjonistom za ich głupotę, która uczyniła z izraelskiej armii pośmiewisko całego świata i obiekt wściekłości i obelg z powodu niezdolności do osiągnięcia swoich celów. Wszystko, co udało jej się zrobić w ciągu prawie dziewięciu miesięcy [wojny], to zabijać cywilów, kobiety i dzieci”.

Brytyjski autor wybrał inną poetykę. Pisze, że nie jest tajemnicą, iż Izrael „używa głodu jako  broni przeciwko ludności cywilnej”, dodaje, że Izrael temu zaprzecza, ale są przytłaczające dowody dostarczone przez Human Rights Watch i Oxfam. Przywołuje również słowa komisarza politycznego Unii Europejskiej, Josepa Borrella, który przecież powiedział, że „Ludność Strefy Gazy stoi w obliczu ‘katastrofy spowodowanej przez człowieka’”. Światowy Program Żywnościowy ONZ zgadza się: w północnej Strefie Gazy panuje „pełnowymiarowy głód”, a Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości rozważa nakaz aresztowania izraelskich polityków — za zbrodnię wojenną polegającą na głodzeniu cywilów.

Po przedstawieniu tych „niezbitych dowodów” brytyjski autor „informuje” czytelników, że w tym roku mieszańcy Gazy przerwali post Ramadanu, posilając się resztkami jedzenia ze śmietników i trawą. Stąd miał już tylko jeden krok do choroby głodowej i do głodu w warszawskim getcie.

W redakcji „Guardiana” nikt tego autora nie pytał, czy widział gdzieś armię karmiącą społeczeństwo wroga w takim wymiarze, jak robi to Izrael, nie pytano go również, czy widział statystyki dostaw żywności, leków, wody i paliwa dostarczanych do Gazy przez granicę z Izraelem, nikt nie zadawał głupich pytań, skąd informacje o jedzeniu trawy. John Oakes nawet sam zauważa, że to porównanie z warszawskim gettem może wydawać się groteskowe. To jednak wyraźnie mu nie przeszkadza i podejmuje wyzwanie, budując obraz strasznych Żydów, którzy w jego głowie zachowują się jak ich prześladowcy, zarówno ci, którzy zabijali Żydów głodem w warszawskim getcie, jak i tych z odległej starożytności, których upamiętniają religijne posty.

Oakes nie byłby prawdziwym antysemitą, gdyby nie zarzucił Żydom szczególnego znęcania się nad palestyńskimi dziećmi, więc kończy swoje wypracowanie o głodzie, postach, religii i warszawskim getcie stwierdzeniem, że głód nie rozróżnia między bojownikami Hamasu i maluchami dodając, że głodzenie jest nieżydowskie.

Brytyjski antysemita jest w błędzie, nie tylko bardzo chce uwierzyć we wszystkie kłamstwa o głodzie w Gazie, ale stanowczo odrzuca pomysł, że bojownicy Hamasu mogą mieć więcej żywności niż ludność cywilna, że żywność trafia najpierw w łapy Hamasu, potem do tych którzy są z Hamasem tak lub inaczej spokrewnieni, potem na rynek spekulantów, a na samym końcu do najbardziej potrzebujących. A jednak przewidywanych przypadków śmierci głodowych nie odnotowano, na zdjęciach mających pokazać grozę głodu, nie widać ani wychudzonych dzieci, ani wychudzonych dorosłych. Nie ma tu takiego głodu, jaki obserwujemy w wielu miejscach w Afryce, ani takiego jaki obserwowano w oblężonym, przez Assada obozie uchodźców palestyńskich Jarmuk pod Damaszkiem, ani takiego jak jest w Jemenie, lub w obozach uchodźców w Sudanie. W żadnym z tych miejsc nie ma zatorów ciężarówek z pomocą humanitarną.

Ten „humanista” nie jest jednak odosobniony, takich jak on jest legion, przychodzą z lewa i z prawa, a na ich wspaniałe wypracowania jest nieustający popyt w redakcjach.

Kilka dni temu przyjaciel zamieścił na swoim Facebooku dokument Czerwonego Krzyża z 22 listopada 1944 roku stwierdzający: “Nie znaleźliśmy śladu placówek do eksterminacji więźniów cywilnych w Auschwitz”.

Ten sam Czerwony Krzyż w 2024 roku informował: “Nie znaleźliśmy żadnych dowodów na przetrzymywanie broni lub zakładników w szpitalach w Gazie”.

Wielu znalazło głód w Gazie taki jak w warszawskim getcie. Możemy się zastanawiać dlaczego dziś widzimy więcej głodnych na kłamstwa o Żydach po lewej stronie sceny politycznej niż po prawej? Próbuje to wyjaśnić amerykański publicysta, Daniel Greenfield w artykule pod znamiennym tytułem: “Every Leftist Cause Begins as Humanitarianism and Ends as Terrorism” (Każda lewicowa sprawa zaczyna się jako akcja humanitarna, a kończy jako terroryzm). Pierwsze założenie wydaje się poprawne: każda lewicowa sprawa opiera się na empatii. Greenfield przywołuje zdanie Dickensa z „Opowieści o dwóch miastach”: „Wolność, równość, braterstwo albo śmierć – to ostatnie, jest najłatwiejsze, o gilotyno!” Jeśli uznamy rewolucję francuską za matkę lewicowych spraw, to mamy przeciwnika ustawionego w rogu. W pełnej akceptacji takiego zabiegu trochę mi przeszkadzają szeptane nauki z młodości, łączące zbuntowaną przeciw komunizmowi lewicowość ze spółdzielczością, związkami zawodowymi, hasłem bogaćmy się razem, a nie jeden kosztem drugiego. Ale, tak, to prawda, wcześnie słyszałem opinię, że największym wrogiem uczciwej lewicowości jest awangarda (wówczas to była „awangarda proletariatu”).  Greenfield pisze:

„Ideologiczne mody mogą się zmieniać, ale historia powtarza się w ten sam sposób.

Gdzieś jest uciskana grupa, którą trzeba wyzwolić. I on, ona lub oni są tymi, którzy walczą o ich wyzwolenie. Po drodze ta wykwintna wrażliwość, która może doprowadzić studenta uniwersytetu z Ligi Bluszczowej z zamożnej rodziny do zainteresowania się losem czarnoskórego transseksualnego mężczyzny z Detroit lub terrorystów Hamasu w Gazie, empatia krzepnie, zmienia się w niewrażliwość na los tych, których krzywdzą obiekty ich współczucia.

A potem ludzie giną. Czasami są to ci, których uważają za uciskanych, czasami ich prześladowcy. Zwykle jedni i drudzy. Humaniści zostają terrorystami, a ich rewolucje prowadzą do tyranii.”

Kiedy bardzo współczujesz, gotów jesteś zabić. Współczucie jest koronnym argumentem na rzecz każdej morderczej lewicowej sprawy. „Dziś – pisze Greenfield – przywoływane jest nieustannie na rzecz Hamasu.” (Chyba współczujący coś wiedzą, bo wolą mówić o mieszkańcach Gazy i nazywać walczących z Hamasem „dzieciobójcami”. Tak więc, Żydzi używają głodu jako broni, zabijają dzieci i kobiety.)

Ta ociekająca fałszem empatia zmusza do ukrywanie prawdziwego oblicza rzekomej ofiary. Empatia oparta na plotkach i pogłoskach, na teoriach spiskowych i propagandzie często zmienia humanizm w sojusz ze zbrodniarzami.

Awangarda organizująca ruchy na rzecz wielkich lewicowych spraw nieodmiennie rekrutuje swoich bojowników apelując do ich wrażliwości, do dobrych intencji, romantyzmu i niechęci do nudnego sprawdzania faktów. Ważne jest poczucie własnej moralnej wyższości i chęć  zmuszenia innych do zaakceptowania mojej wizji rzeczywistości. Oceany zaleją góry, małe białe niedźwiadki spadną z topniejącej kry i się utopią, wyprodukowane przez naukę rośliny zabiją ludzkość, mężczyźni, którzy postanowili zostać kobietami, są prześladowani i odmawia się im konkurowania z kobietami w sporcie i obecności w miejscach zarezerwowanych wyłącznie dla kobiet.

Chwilami ten atak bardzo prawicowego dziennikarza na lewicę może być irytujący, a jednak zawiera ziarno prawdy o tych, którzy chcą zmienić świat i nie zauważają jak bardzo gardzą tymi, którym rzekomo współczują, nie zauważają kiedy godzą się (żądają) na osiąganie swoich celów wszelkimi środkami, nie zauważają, kiedy ich empatia prowadzi ich w ramiona zbrodni.

„Lewicowy rewolucjonista z wyższych sfer – pisze Daniel Greenfield –  niezdolny do osiągnięcia czegokolwiek wartościowego lub stania się kimś godnym uwagi, postanawia podporządkować sobie świat. Jego empatia dla ludzi, których nigdy nie spotkał, natychmiast czyni go mądrzejszym i głębszym człowiekiem. I zanim się obejrzysz, kibicuje Hamasowi.”

Mamy zalew ilustracji tej osobliwej lewicowości w mediach, ckliwe opowieści pokrzywdzonych. Czasem to będzie dyrektor szpitala w Gazie, czasem rozmowa z prześladowanym Palestyńczykiem pod palmą. Pytanie tych ludzi o Palestyńczyków, którzy nie są zwolennikami Hamasu i inaczej postrzegają tragedię tej wojny, nie ma większego sensu, nigdy o nich nie słyszeli.

Internauta pisze: „Już nic i nikt nie wypełni tej pustki! A wielcy tego świata z uśmiechem przyglądają się dzieciobójstwu.” To pełne głębokiego przejęcia zdanie jest zilustrowane malunkiem artysty podpisującego się „Banksy”, na którym widzimy puste huśtawki na tle ruin miasta.  To mural z Gazy. Napisałem, że nie ma już pięciogwiazdkowego hotelu, w którym hamasowcy gościli artystę i nie ma sklepu Hitler 2, a Hamasjugend nie organizuje już swoich letnich obozów. W dyskusji ktoś napisał, że wtręt o nazistach, Hitlerze i Hamasjugend był niepotrzebny. Cóż, to musi być punkt wyjścia, chociaż może to być trudne dla ludzi karmionych kłamstwami przez pełne lewicowej empatii media. Hamas to część Bractwa Muzułmańskiego, które powstawało w ścisłej symbiozie z niemieckim nazizmem. Ojciec narodu palestyńskiego, Wielki Mufti Jerozolimy, Muhammad Amin al-Husajni, był nie tylko islamskim fanatykiem, ale wielbicielem nazizmu, który wojnę spędził w Berlinie, nadając z Niemiec nazistowską propagandę. Dalej mamy długą historię wpływu na arabskie rządy zbiegów z nazistowskich Niemiec. Przeskoczmy do współczesności. Hezbollah, Huti i Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej otwarcie używają nazistowskiego salutu na swoich uroczystościach. Hamas i OWP robią to rzadziej, otwarte odwołanie do ideologii nazistowskiej jest obecnie uważane za niestosowne ze względu na lewicowych zachodnich sojuszników. Jednak nie tylko media społecznościowe pokazują popularność ideologii nazizmu. Jej ślady są wyraźnie widoczne w Karcie Hamasu. Hamasjugend – tak, dokładnie w identyczny sposób jak tresowano Hitlerjugend, tresowano palestyńskie dzieci na letnich obozach. Kiedy nie mamy wiedzy o nazistowskiej ideologii Islamskiej Republiki Iranu i Bractwa Muzułańskiego, cały konflikt palestyńsko-izraelski pozostaje całkowicie niezrozumiały.

Kiedy dzieci w klasie odmawiają obchodzenia urodzin żydowskiej koleżanki, to znaczy, że ich rodzice uwierzyli w pewien obraz świata, z którego za ich milczącą zgodą (chociaż na ogół bez ich wiedzy) usunięto informację o tych, którym współczują, a których działania (i los) są końcowym efektem wiary.

Globalne ocieplenie uczuć do nazizmu nie jest w pełni uświadomione, przeciwnie, zdobi się arafatką i podziwia dzieła sztuki stworzone przez pełnych empatii artystów.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Sefton Goldberg and the New Hate Marchers

Sefton Goldberg and the New Hate Marchers


HOWARD JACOBSON


Today’s Jewish anti-Zionists seek the bliss of persecution

.

© MARTIN PARR/MAGNUM PHOTOS
.

Berated by colleagues in the Polytechnic car park for parking in a space not allotted to him, Sefton Goldberg—the hero of my novel Coming From Behind—experiences a sensation he would seem to have been anticipating all his adult life. He is outnumbered, his back against his car. He is Jewish. His tormentors—a handful of disgruntled academics demanding he park somewhere else—are not. Is it here at last, he wonders, “the bliss of persecution”?

Coming From Behind was my first novel. It was a surprise to me that my hero turned out be Jewish. I just blundered in, the way you do with a first novel, marveling at where all this stuff comes from. I did not foresee “the bliss of persecution” line. There Goldberg was, outfaced by colleagues, none of whom liked him much (no surprise there: He didn’t much like himself) whereupon the joke that the pogrom he’d long been expecting was finally to come about in a car park in a West Midlands polytechnic, wrote itself.

At a bar mitzvah soon after the novel’s publication, a delegation of uncles berated me for it. How does it help the Jewish people to say they look forward to being murdered, they asked. By making them laugh, I said. Ah, so I thought the Holocaust was funny? My uncles formed a menacing circle around me. “Here it is again,” I thought, “the bliss of persecution.”

The best Jewish jokes spawn multiplicities of others. “I will make your jokes as numerous as the stars in the sky,” God promised Sarah. She was the one with the sense of humor. Thereafter, the bliss of persecution jokes had no end.

Nonetheless, when I had time to think about my version again, I wondered where it had come from. I wasn’t born into an especially masochistic Jewish family. I didn’t look for trouble at every corner. I didn’t want to be beaten up by antisemitic thugs. And yet there was some truth in all this. Jews are forever waiting for something bad to happen.

If I felt warmly disposed to Sefton—the first apocalyptic Jew I wrote about—it was because he knew himself well enough to suspect he was preposterous; if I felt less kind to some of those later Jews I designated as ASHamed, it was because they didn’t. And yet I acknowledge a kinship.

I haven’t been on any of the marches for Palestine that are now a regular part of a London weekend. Every Saturday in England is now Vilify Israel Shabbes. I meet the marches half-way by not calling them Hate Marches. I’d like them to meet me half-way by not calling themselves Peace Marches.

There’s an inevitable carnivalesque quality about a march. The banners, the chanting, the optimism of numbers, the holiday from care and reality. On a march, even the lowliest become kings for a day and briefly, the overturning of the entire old order seems possible.

Exhilarating, these Shabbes-busters must be, if you are a Palestinian. But what if you are a Jew? I don’t mean a Jew watching on the news, I mean a Jew marching in solidarity with people not all of whom like Jews. In these cataclysmic times, aren’t anti-Zionist Jews, too, getting a little something of what they want? The prospect of the end of Israel, say. How many Jewish anti-Zionists were among those dancing in the streets in the immediate aftermath of the Oct. 7 massacre, I can’t pretend to know, but there were certainly a number who got high on it discursively.

Is it exhilarating, if you are a Jewish anti-Zionist, to imagine that the thing you’ve been anticipating with perverse glee is getting closer every hour? “I want to devote my energies to delegitimizing the State of Israel,” the Jewish Israeli historian Ilan Pappé stated in a lecture at the University of Amsterdam in 2014. In a leader of Hamas that ambition would be unexceptionable. In a Jewish-born Israeli one can only guess at the reasons for the peevishness. “Now vee may perhaps to begin,” says Portnoy’s shrink in the final line of Portnoy’s Complaint. Most tergiversations go back to how loved we didn’t feel in early childhood. Could the name be a clue? Pappé. What was that something the older Ilan feels the younger Ilan didn’t get?

Whatever the answer, we must assume that, with the numbers of the gullible sharing his miserabilist fixation, he’s getting it now. As are, presumably, those other Jewish anti-Zionists who are so sedulous in making the case against Israel’s existence. I don’t know how those who march comport themselves on Vilify Israel Shabbes, whether on the streets of London or elsewhere—I would hope they do so soberly, as befits the funeral cortege they want every march to be—but on the page and in interviews they commonly rejoice at the imminence of their homeland’s demise, or at least in the conclusive arguments they believe themselves to have made toward it. Each declares an epiphanous, anti-Eureka moment when, actually or figuratively, they stand on Israeli soil and come to the conclusion that it’s stolen. Considering most of them are historians, they are cavalier about the fact that history is the movement of ideas and events through time. Yet for their criticism to be as damning as they need it to be, Zionism must appear fully formed in all its cruelty, as impervious to time as it is to the imploring of the United Nations, a dead weight born of nothing but its own ill will. Proclaims Ha’aretz journalist, Gideon Levy, “A people came to a populated land and took it over. That’s the core of everything.”

The nursery language of folk tale fulfils a double purpose. It empties history of time and empties motive of complexity. Menacing in their anonymity and blind cupidity, “a people” might as well have come from an evil planet. With the simplifications of myth on his side, Gideon Levy feels empowered to speak like an apprentice prophet. “Those who wanted the Jewish state and Zionism—it’s too late, friends. If you want the Jewish state, you should have pulled out of the occupied territories a long time ago. You didn’t do it. Too bad for you.”

Here they are at last, then—the last days of Zion.

And here he is, another satisfied, disaster-seeking Jew.

Is it exhilarating, if you are a Jewish anti-Zionist, to imagine that the thing you’ve been anticipating with perverse glee is getting closer every hour?

Amos Oz, the Israeli novelist and founding member of Peace Now, also felt his country should have pulled out of the occupied territories, though his analysis of how the occupation came about and the difficulties of extrication was more subtle than Gideon Levy’s. Until the colonialist-settler paradigm became the one and only model for reading events, leaving Israel high and dry as the last exponent of its evils and every Zionist a collaborator, Oz enjoyed great favor with the literary left. Both sides were in the right, and then both sides were in the wrong, he reasoned, which felt like an acceptance of some responsibility at least.

But, looked at a second time, it wasn’t enough. Both sides equally at fault sounded too much like tragedy, and tragedy eschews blame. And, without being able to apportion blame to one party only, anti-Zionism is toothless. No account of Israel that doesn’t concede turpitude from the moment the first of those “people” from nowhere arrived to steal and plunder will suffice. Oz’s exquisite descriptions of his family’s life in pre-War of Independence Jerusalem in A Tale of Love and Darkness are routinely dismissed as sentimental falsifications by anti-Zionists who cannot bear a story, let alone one in which the face of Zionism was once benign. Whatever moves or changes threatens the fixity of the only truth they want to hear. And whatever evokes lives lived in ambivalence denies the absolutism of discourse.

“The answer to racism is to denounce it,” wrote Jacqueline Rose in The Last Resistance, “not to flee behind a defensive, self-isolating barrier of being—and being only—a Jew.”

If you want to know why a novel will always surpass a treatise as a guide to living, here’s the evidence. Imagine telling the Jews of Kishinev not to flee but to stay and denounce the racism of the rioters crying “Kill the Jews!”

“Gentlemen,” I hear the rabbi remonstrating with the advancing mob … But after that I hear nothing.

Does Jacqueline Rose really consider death by lynch mob preferable to flight, or the dash for safety to be an act of narcissism? Perhaps she has an essay somewhere among her papers teaching Jews the right way of accepting martyrdom or, if they must run away, how to do so nondefensively.

So here’s a question. Does not Pappé’s ambition to “delegitimize” an entire nation of Israeli Jews, taken alongside Gideon Levy’s designation of those same Jews as a faceless, once-and-for-all predatory people and Jacqueline Rose’s unwillingness to conceive a living Jew in a situation of mortal peril, allow of a plausible presumption of genocide?

What an innocent my Sefton Goldberg appears now, thinking the threat to his existence would come from embittered gentiles. But I forgive him. This was 1983. He couldn’t have known that, only 40 years later, those hell-bent on tearing down the Temple would be Jews.


Howard Jacobson is a novelist and critic in London. He is the author of, among other titles, J (shortlisted for the 2014 Booker Prize), Shylock Is My Name, Pussy, Live a Little, and The Finkler Question, which won the 2010 Man Booker Prize.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israeli Radio Stations Boycott Roger Waters’ Music After He Denies Hamas Sexually Abused Victims on Oct. 7

Israeli Radio Stations Boycott Roger Waters’ Music After He Denies Hamas Sexually Abused Victims on Oct. 7

Shiryn Ghermezian


Roger Waters on “Piers Morgan Uncensored.” Photo: YouTube screenshot

Several Israeli radio stations announced they will no longer play songs by former Pink Floyd frontman Roger Waters after he denied Hamas terrorists carried out sexual violence against their victims during the Oct. 7 attacks in a recent interview with Piers Morgan, Ynet reported on Thursday.

Waters appeared on the talk show “Piers Morgan Uncensored” on Tuesday and claimed there is “no evidence” that Hamas terrorists sexually assaulted some of its victims on Oct. 7, despite widely corroborated proof to the contrary, confirmation by the United Nations, and first-hand testimonies from former Hamas hostages.

“All the filthy disgusting lies that the Israelis told after Oct. 7 about burning babies and women being raped — no they weren’t,” Waters said.

Morgan fired back, “Actually women were raped. It’s been established by the United Nations. There is extensive evidence of assault and rape.”

However, Waters replied, “You can say anything you want [but] there is no evidence.”

A day after Rogers’ interview with Morgan aired, Hagit Pe’er — the president of NA’AMAT, the largest women’s organization in Israel — urged radio stations in the country to stop broadcasting songs by the singer. “We believe that a reputable and fair-minded radio station should take a stand against the harmful statements made by Mr. Waters,” Pe’er wrote in a letter sent to radio stations on Wednesday. “The appropriate course of action would be to refrain from playing his music until he acknowledges and apologizes for his deceptive and inflammatory remarks.”

Some Israeli radio stations agreed to adhere to Pe’er’s request, Ynet reported. Noam Cohen Gefen, who owns an Israeli radio station, told the Israeli publication: “Since the beginning of the war, and with Waters’ previous statements, we have almost completely stopped playing Pink Floyd’s songs, and they were put on air only as part of dedications and requests. We were shocked by the interview and will not play his songs in the foreseeable future.”

Israel’s two leading radio stations, Israeli Public Broadcasting Corporation’s Kan and the Army Radio, did not announce a clear decision regarding the matter, but anonymous sources confirmed to Ynet that both will not play Rogers’ songs in the near future. 

NA’AMAT USA, the American branch of the women’s nonprofit organization, supported the call to boycott Waters’ music on Israeli radio stations. “We believe Israeli women. Hate-filled denials of the sexual violence targeting them on Oct. 7 should not be platformed anywhere,” NA’AMAT USA said. “We are grateful to NA’AMAT Israel President Hagit Pe’er for standing up for Israeli women. It is their voices that should be heard. NA’AMAT USA (formerly Pioneer Women) has supported Israeli women since 1925 and remains deeply dedicated to that mission today.”

Waters was outspoken against Israel and accused of outright antisemitism long before the Hamas atrocities of Oct. 7.

Last year, an explosive documentary showed fellow musicians detailing Waters’ long record of anti-Jewish barbs. In one instance, a former colleague recalled Waters at a restaurant yelling at the wait staff to “take away the Jew food.”



Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com