Archive | 2025/08/07

Uwagi o strategiach przetrwania w antysemickim świecie

Zdjęcie będące ilustracją wpisu Przemysława Wiszniewskiego.


Uwagi o strategiach przetrwania w antysemickim świecie

Andrzej Koraszewski


Powodem przerwania miesięcznej przerwy na załatwienie spraw po śmierci mojej żony Małgorzaty jest wpis dziennikarza Przemysława Wiszniewskiego, który na swojej stronie na Facebooku wygłosił pean na cześć Konstantego Geberta jako naczelnego dostawcy „prawdy” o Izraelu. Przemysław Wiszniewski jest członkiem zarządu Otwartej Rzeczpospolitej, a także członkiem Towarzystwa Dziennikarskiego, z którego wycofałem swoje członkostwo po 7 października, kiedy to Towarzystwo, z jego prezesem Sewerynem Blumsztajnem na czele, postanowiło zignorować nazistowskie ludobójstwo w imię swojej zatwardziałej nienawiści do Izraela.

Przemysław Wiszniewski pisze:

JEDYNY MÓJ AUTORYTET W DZIEDZINIE BLISKOWSCHODNIEJ

Konstanty Gebert kilka dni temu w radiowej Trójce stwierdził m.in.:
„Pozostaje faktem, że wojna by się zakończyła jutro, gdyby Hamas wypuścił uprowadzonych, złożył broń, a jego przywódcy opuścili Strefę Gazy.

Nie wydaje mi się, żeby to były żądania wygórowane, no chyba że ktoś uważa, że dobrze jest, że Hamas przetrzymuje przypadkowych, uprowadzonych ludzi, z których jest ich jeszcze 50, z czego 20 żyje, a 30 to są ciała, które Żydzi chcą odzyskać.

Lub że dobrze jest, że Hamas, organizacja terrorystyczna, pozostaje pod bronią.
Czy że dobrze jest, że Hamas ma nadal swoich przywódców, którzy deklarują, że chcą zrobić drugi siódmy października.”

Jest jedynym ekspertem, któremu ufam, bo jest moim zdaniem najlepiej zorientowany. Precyzyjnie dobiera słowa. Jest obiektywny, bo ma też sporo do zarzucenia rządowi w Tel Awiwie. Przykładowo: że tak restrykcyjnie blokuje dostęp dziennikarzy – korespondentów wojennych do Strefy Gazy.

Cieszę się, że polskie władze deklarują wyważone stanowisko na temat tego konfliktu, opowiadając się za prawem Izraela do walki z terroryzmem hamasowskim, choć także upominając się o ludność palestyńską i nawołując do zażegnania kryzysu humanitarnego, w wyniku którego . (Pogrubienia moje – A.K.)

Jak pięknie jest tu ukryty jadowity fałsz. No tak, gdyby tylko przywódcy Hamasu oddali tych zakładników, ale ach, ci syjonistyczni Żydzi głodzący biednych Palestyńczyków.

Konstanty Gebert jest wiernym synem Bolesława Geberta, stalinowskiego szpiega działającego w USA, który oczywiście był szczerze przekonany, że jest wielkim humanistą, że walczy z okropnym kapitalizmem i imperializmem w imię lepszego jutra i powszechnego braterstwa. (Co ostatecznie rozwiąże również kwestię żydowską i pozwoli Żydom rozpłynąć się w morzu prawdziwych socjalistycznych ludzi, których musimy szybko wychować przy pomocy obozów pracy.)

O Bolesławie Gebercie dowiedziałem się w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych od mojego przełożonego Janusza Helmana, który pracował wówczas w Zarządzie Głównym Związku Zawodowego Metalowców. Janusz był skruszonym byłym stalinowcem, byłym agentem polskiego wywiadu, byłym pracownikiem polskiego konsulatu w Nowym Jorku, odpowiedzialnym za organizację ucieczki Bolesława Geberta na pokład MS Batory, kiedy CIA (czy może FBI) było już na jego tropie.

Janusz, kiedy go poznałem, był rozgoryczonym radzieckim komunizmem rewizjonistą. Zatrudnił studenta socjologii w utworzonej i kierowanej przez siebie komórce „Humanizacji pracy”, która – zgodnie z formalnym statutem – miała zajmować się poprawą stosunków międzyludzkich w zakładach przemysłu metalowego w Polsce. Zostałem mu polecony przez innego rewizjonistę, marzącego o „socjalizmie z ludzką twarzą”. Bardzo szybko zaprzyjaźniliśmy się i Janusz ze wstydem opowiadał mi o swojej stalinowskiej przeszłości, a więc również o tym, że ma do końca życia zakaz wstępu do USA.

Nie, nie zapamiętałem wtedy nazwiska Bolesława Geberta. Słuchałem zafascynowany wyznań mojego znacznie starszego przełożonego i przyjaciela o jego zagubieniu w młodości i szczerym wówczas zaangażowaniu w walkę o zwycięstwo zbrodniczego systemu. Ostatni raz widziałem Janusza Helmana w Kopenhadze, gdzie wylądował po 1968 roku. Jego urodzona w Ameryce córka wyemigrowała do USA, ale on nie mógł jej odwiedzić ze względu na swoją przeszłość.

O tym, że jego wydalenie z USA związane było z Bolesławem Gebertem, dowiedziałem się stosunkowo niedawno, bo pamiętałem zaledwie z jego opowieści, że organizował ucieczkę jakiegoś komunistycznego szpiega i że MS Batory przez dziesięciolecia miał zakaz zawijania do amerykańskich portów.

Kiedy po latach, już w wolnej od komunizmu Polsce, poznałem Konstantego Geberta, w żaden sposób nie kojarzyłem go z opowieściami mojego przyjaciela.

Czy Bolesław Gebert był człowiekiem uczciwym? To interesujące pytanie. Mam wrażenie, że był równie uczciwy jak żydowski antysemita Karol Marks, uczciwy jak Trocki, uczciwy jak Lew Kamieniew, uczciwy jak Noam Chomsky czy uczciwy jak Thomas Friedman (ten ostatni, słynny dziennikarz New York Timesa, jest raczej uczciwy jak Konstanty Gebert niż jak jego ojciec Bolesław, ale Konstanty Gebert jest znacznie inteligentniejszy od bardziej sławnego Thomasa Friedmana).

Jest wiele strategii przetrwania Żydów we wrogim środowisku. Jedni dołączają do prześladowców, często stając na ich czele, jak Tomás de Torquemada czy komuniści z Jewsekcji; inni, jak nasz Jakub Lejbowicz Frank, próbują ugłaskać prześladowców, przechodząc na wiarę wroga i próbując zachować swoją tożsamość, okupując to poświadczeniem nieprawdy (frankiści poświadczyli kłamstwo o zabijaniu chrześcijańskich dzieci na macę); jeszcze inni starali się przetrwać, okupując się możnym i wykonując polecenia, takie jak np. rozpijanie chłopów. (Przetrwanie we wrogim środowisku nigdy nie było łatwe i winniśmy być ostrożni z potępieniami).

Nawiasem mówiąc, w czerwcu 2022 roku miałem niesłychanie ciekawą korespondencję z wybitnym wydawcą i znawcą literatury, Piotrem Szwejcerem. Piotra zdziwiły moje zachwyty Księgami Jakubowymi Olgi Tokarczuk, które ja uważam za doskonałą literaturę, a co więcej – za książkę zasługującą na doktorat z historii ze względu na niezwykle rzetelne badania nad historią ruchu frankistów. Piotr uznał tę książkę za najsłabszą pozycję w dorobku Tokarczuk. Zdumiony tym werdyktem, zapytałem o opinię kilka innych osób ze środowiska polskich intelektualistów pochodzenia żydowskiego. Trzy inne osoby krzywiły się na Księgi Jakubowe podobnie jak Piotr Szwejcer. Próba zbyt mała, żeby można było wyciągać daleko idące wnioski. Zauważyć warto.

Konstanty Gebert, w odpowiedzi na moją krytyczną recenzję jego książki na łamach Gazety Wyborczej, pisał:

„Napisałem historię Izraela, nie świata arabskiego, więc interesumnie ewentualni faszyści w Izraelu, nie w państwach arabskich.”

To zdanie mówi bardzo wiele. Opowiada nam o przepełnionej żalem obsesji na punkcie Izraelczyków, którzy – zamiast pozwolić się wymordować – utrudniają Gebertowi bycie dobrym Polakiem i dobrym Żydem. Gebert przez co najmniej trzy dziesiątki lat poluje na brzydkich Żydów, którzy prześladują Palestyńczyków i albo całkowicie pomija, albo zaciemnia nazistowski charakter państw i państwopodobnych bytów otaczających Izrael. W ten sposób nie tylko leczy własne frustracje, ale jest autorytetem dla ludzi, którzy kochają już martwych Żydów i lubią mieć pretensje do jeszcze żywych. Gebert jest autorytetem tysięcy ludzi potrzebujących zapewnienia, że nie są antysemitami – tylko uczciwie krytykują Izrael.

Konstanty Gebert 2 lipca 2025 na łamach Kultury Liberalnej pisał:

„Koraszewski to wybitny dziennikarz i mój wieloletni polemista. Systematycznie wytykał mi rzeczywiste i urojone pomyłki oraz potępiał niesłuszność moich poglądów. Na trzy tygodnie przed otrzymaniem nagrody opublikował w internecie esej, w którym stwierdza:

„Konstanty Gebert jest zawodnikiem innej klasy niż [także będący obiektem jego krytyki – przyp. KG] Rafał Betlejewski, człowiek ogromnej wiedzy, który kłamie, wie że kłamie, wie, że my wiemy, że on kłamie, i kłamie dalej. Rosyjski nacjonalista Aleksander Sołżenicyn tak właśnie pisał o stalinowskiej propagandzie. […] Konstanty Gebert, z jego rodzinną tradycją, podobnie jak frankiści, gotów jest zawsze poświadczyć, że Żydzi porywają palestyńskie dzieci i przerabiają je na macę. Oczywiście są to tylko prawicowi Żydzi, bo lewicowi dawno dogadaliby się z Hamasem.”

Drogi Kostku, piszesz dalej:

[Koraszewski] „podłość, którą mi przypisuje, wyjaśnia tym, że pochodzę z zasymilowanej rodziny żydowskiej („frankiści”) i to lewicowej na dodatek („stalinowska propaganda”).

Inaczej niż Springer, Koraszewski wyjaśnia swoje obelgi i jest szczery w przypisywaniu wprost mojej podłości mojemu niewłaściwemu pochodzeniu; ogranicza też swe zniewagi do mnie samego. Obaj mają poparcie: Springer za swoje insynuacje zebrał poparcie czytelników jego wpisu; nagroda B’nai B’rith nadaje obelgom Koraszewskiego instytucjonalną sankcję.”

Spróbujmy pewne rzeczy wyjaśnić na spokojnie. Tak się składa, że wszyscy mamy jakieś pochodzenie. Po pierwsze – nigdy nie twierdziłem nic o frankistowskich korzeniach twojej rodziny, bo na ten temat nic nie wiem (mamy tu zaledwie pewną analogię: i żydowscy komuniści, i frankiści próbowali uładzić się z antysemickim środowiskiem kosztem czegoś więcej niż tylko zgniłych kompromisów).

Moi przodkowie – zarówno ci z Litwy, jak i ci z Korony – byli ziemianami, żyli z pracy niewolniczej chłopów. Nie mam na to dowodów, ale mogę być pewny, że mieli w swoich dobrach żydowskich karczmarzy, żydowskich młynarzy, żydowskich sklepikarzy. Moi litewscy przodkowie byli od kilku stuleci spolonizowani – między sobą rozmawiali po polsku, a z chłopami po litewsku (krótko mówiąc, byli zdrajcami swojego ludu). Tak więc, pozwolisz, że ci przypomnę, iż podobnie jak ty mam „niewłaściwe pochodzenie”.

Jerzy Giedroyc, syn aptekarza, urodził się w Mińsku. Jego pierwszym językiem był rosyjski, a polskiego uczył się jako nastolatek, po przeniesieniu się rosyjskiego, herbowego aptekarza z litewskiego książęcego rodu do Warszawy w roku Pańskim 1919. (Pamiętam, jak Jerzy Giedroyc mówił mi z jakimś zażenowanym uśmiechem, że Litwini uważają go za zdrajcę. Nie wiem, czy znał litewski, ale jeśli tak, to zdecydowanie słabiej niż rosyjski – a był stuprocentowym Polakiem.)

Herb rodu Giedoyciów.

Herb rodu Giedoyciów.

Mój rodowy herb to panna na niedźwiedziu. Niedźwiedź to dziś po litewsku „meška” (dziwnie podobne do rosyjskiego słowa „Мишка” – pieszczotliwej nazwy tego ssaka, więc wolę pełną litewską nazwę meškinas). A co z tą panną? Czy może to być branka z Dobrzynia nad Wisłą? Litwini często napadali na moje miasto, a panny były wyjątkowo ponętnym łupem. Jak wiemy z Historii Polski, Konrad Mazowiecki (nie mylić z Tadeuszem Mazowieckim) sprowadził do Dobrzynia niemieckich mnichów-rycerzy z Ziemi Świętej w celu obrony piastowskich ziem przed pogańskimi Prusakami i Litwinami.

Tak więc, drogi Kostku, kpię sobie z mojego herbu, a i Tobie radzę więcej dystansu do samego siebie.

Z tym pochodzeniem, drogi Kostku, bywa poważny problem – garbaci jesteśmy wszyscy.
Spójrzmy zatem na życie i twórczość Konstantego Geberta przez pryzmat peanu Przemysława Wiszniewskiego.

Przemysław Wiszniewski chwali, że Gebert zauważa, iż Hamas mógłby oddać, co porwał, i byłoby po krzyku. (Nie sądzę, abyś w to wierzył, znając tak dobrze historię tego konfliktu, charakter Organizacji Wyzwolenia Palestyny – „wyzwolenia od rzeki do morza” – oraz charakter całej „osi oporu”). Brakiem szacunku byłoby podejrzewanie Cię o taką wiarę. Skąd Przemysław Wiszniewski ma wiedzieć, że Hamas to tylko cząsteczka nazistowskiej osi? Raczej nie od swojego autorytetu w dziedzinie bliskowschodniej.

Jego autorytet otwarcie zadeklarował, że nie interesują go faszyści w świecie arabskim (tureckim, perskim, pakistańskim, RPA i kilku innych miejscach). Tak więc polski dziennikarz nie mógł się od swojego autorytetu dowiedzieć o nakładach i wznowieniach Mein Kampf i Protokołów mędrców Syjonu w językach arabskim, perskim i tureckim. Nie mógł się dowiedzieć o nazistowskich salutach w „ruchu oporu”. Mógł znaleźć zaledwie wzmianki o podręcznikach dla dzieci i młodzieży w tych krajach, w których faszyści jego autorytetu nie interesują.

Przemysław Wiszniewski z Towarzystwa Dziennikarskiego cieszy się, że „polskie władze deklarują wyważone stanowisko na temat tego konfliktu, opowiadając się za prawem Izraela do walki z terroryzmem hamasowskim, choć także upominając się o ludność palestyńską i nawołując do zażegnania kryzysu humanitarnego, w wyniku którego ludzie tam głodują”.

I tu mamy gwóźdź programu Towarzystwa Dziennikarskiego. Jest to towarzystwo, które – w oparciu o ekspertyzę Geberta i podobnych – programowo nie zauważa, że wszystkie polskie rządy po 4 czerwca 1989 r. instruowały swoich przedstawicieli w ONZ, by w sprawie Izraela głosować zgodnie z Katarem, Iranem, Turcją, Rosją, Kubą, Chinami i innymi dyktaturami – przeciwko Izraelowi. A w nazbyt jednoznacznych przypadkach – by wstrzymywali się od głosu. Członkowie Towarzystwa nigdy nie protestowali. Cieszyli się, że mają takie mądre i moralne władze.

Nie znam ani jednego członka z tego Towarzystwa, który zauważyłby, że w żadnym z dotychczasowych konfliktów zbrojnych (od czasów starożytności) populacja wroga nie była tak intensywnie dokarmiana, jak ta w Gazie. Nie znam ani jednego członka z tego Towarzystwa, który by posiadał coś w rodzaju świadomości, kiedy Polska uznała państwo Palestyna. Nie znam ani jednego członka z tego Towarzystwa Dziennikarskiego, który nie zapewnia, iż broń Boże nie ma nic wspólnego z antysemityzmem i tylko oddaje się obiektywnej i bezstronnej krytyce władz w Tel Awiwie.

Ten rząd w Tel Awiwie – w peanie Przemysława Wiszniewskiego – informuje nas, że uczeń nieuważnie śledzi swój autorytet. Konstanty Gebert nigdy by czegoś takiego nie napisał. Gebert wie, gdzie jest stolica Izraela, gdzie znajduje się izraelski parlament i gdzie jest siedziba izraelskiego rządu. Przemysław Wiszniewski niechcący powiedział więcej, niż chciał powiedzieć.

Cóż, Panie Przemysławie, to nie złośliwość, ale nie ma nic przypadkowego w fakcie, że nie jest Pan świadomy walki Watykanu o to, żeby Żydom przynajmniej uniemożliwić zabranie Jerozolimy, po której chodził Jezus Chrystus. Nie jest również przypadkiem, że Związek Radziecki gorliwie podchwycił watykańską kampanię przeciw uznaniu faktu, że to Jerozolima jest stolicą Izraela. To określenie „rząd w Tel Awiwie” jest tak absurdalne, że powinno każdego myślącego człowieka skłonić do zajrzenia, skąd się wzięło i jaka jest jego historia. Nie wymaga to takich nakładów pracy jak studiowanie historycznych dokumentów na temat ruchu frankistów. W ciągu kwadransa uczeń siódmej klasy może – z pomocą swojego telefonu – dotrzeć do tej historii.

Dlaczego żaden z członków Towarzystwa Dziennikarskiego nie jest do tego zdolny? Być może taki heroiczny wysiłek tworzyłby zagrożenie dla wierności tradycji. Tradycji Homo catolicus krzyżującego się z Homo sovieticus. Jest Pan członkiem zarządu stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita. Pytam zatem: na co ta Rzeczpospolita ma być otwarta? Na bezmyślność, na antysemickie łajdactwo, zgrabnie maskowane przez „dobrych” Żydów? A może tylko na swoich – na tych, którzy nie opuszczają swojskiej kawiarni?

Panie Przemysławie, proponuję na początek dowiedzenie się, skąd się Panu wziął „rząd w Tel Awiwie”. Tel Awiw jest piękny. Kiedyś, jak głupi, pojechaliśmy z żoną do Izraela w Jom Kipur. Dotarliśmy z lotniska do Tel Awiwu, wszystko było pozamykane na cztery spusty, przespaliśmy się na cudownej plaży i rano pojechaliśmy autobusem do stolicy Izraela.

Pytania do Konstantego Geberta są trudniejsze. Ton jego wypowiedzi po 7 października 2023 bardzo się zmienił. Konstanty Gebert nigdy jednak nie zrezygnował ze swojej absurdalnej nienawiści do Benjamina Netanjahu. Zrezygnował z doniesień z sali sądowej, o których siedem lat temu informował w świątek i piątek, przedstawiając zarzuty prokuratury jako murowane i całkowicie udowodnione. Dziś nie informuje już o propozycjach ułaskawienia człowieka, którego – z braku jakichkolwiek dowodów – nie daje się skazać. Milczy o propozycjach ugody, na którą izraelski premier nie wyraża zgody. Milczy o świadkach, którzy z świadków oskarżenia zmieniają się w świadków obrony. Konstanty Gebert nie jest jednak gotów przyznać, że z powodu swoich uprzedzeń wprowadzał przez lata czytelników w błąd. Jest gorzej – mimo daleko idącej zmiany poglądów nadal kocha swoje uprzedzenia. Dlaczego?

Poważniejsze pytanie dotyczy tego, który z nas jest lewicą, a który prawicą. Ja szukałem w młodości socjalizmu z ludzką twarzą. Rewizjoniści tacy jak Leszek Kołakowski skłonili mnie do wstąpienia do PZPR. Dość szybko zorientowałem się, że to zmienianie komunizmu od środka jest samooszukiwaniem się. Nabierali się na to ludzie tak wspaniali jak Jan Strzelecki. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że wszystkie inne propozycje są równie absurdalne lub jeszcze gorsze. Legitymację partyjną oddałem dopiero w marcu 1968 roku. Wcześniej wiedziałem, że powinienem, ale zawsze był powód, żeby to odroczyć: bo chora żona (pierwsza), bo magisterium, bo doktorat. Kawiarniane dyskusje o radach robotniczych i przedsiębiorstwach na własnym rozrachunku gospodarczym jako ucieczce od centralnego planowania były ciekawe, ale pozostawały kawiarniane. Marzenie o socjalizmie z ludzką twarzą zostało ostatecznie pogrzebane wraz z rozgromieniem praskiej wiosny.

Oboje z Małgorzatą długo broniliśmy się przed decyzją o wyjeździe. Ostatecznie zadecydował o tym kac, irytacja i przekonanie, że naszej córce powinniśmy oszczędzić życia w przeżartym antysemityzmem społeczeństwie. Wybraliśmy Szwecję, bo – jak nam się zdawało – tam socjalizm z ludzką twarzą jest rzeczywistością. Tam również przekonaliśmy się, że socjalistyczne wartości, takie jak eliminacja głodu, niwelowanie barier klasowych, wyrównywanie startu przez edukację, nie zawsze są najlepiej realizowane przez socjalistów. Mentalność Robin Hooda bierze górę – awangarda proletariatu jest zawsze przekonana, że wie lepiej, co dobre dla proletariatu, niż sam proletariat.

Twierdzisz, Kostku, że rzucam pod Twoim adresem obelgami. To te same obelgi, które rzucam pod adresem szlacheckich, kawiarnianych socjalistów. Mój dziadek spędził lata na Syberii za wyjście z kawiarni i namawianie robotników do strajków. Ja namawiam rolników do spółdzielczości, patrzę na rozwój rzemiosła, które – dzięki dostępności środków produkcji – pozwala dziś każdemu na próbę uwolnienia się od pracy najemnej.

Nie, od bardzo dawna nie deklaruję się jako lewicowiec czy prawicowiec, chociaż nadal bliskie mi są wartości lansowane niegdyś przez lewicę. Podobnie jak wcześniej broniliśmy się przed wyjazdem z Polski, tak potem broniliśmy się przed myślą o powrocie, bo to kojarzyło się z powrotem do środowiska kawiarnianej gawiedzi. Przypadek sprawił, że pojawiła się idea zamieszkania wśród normalnych, zwykłych ludzi. I to był absolutnie najwspanialszy wybór.

Tak, z małego polskiego miasteczka patrzyliśmy na świat i widzieliśmy ten świat zupełnie inaczej niż Ty, niż członkowie Towarzystwa Dziennikarskiego, niż tłumek, do którego teoretycznie powinniśmy należeć bardziej niż do mieszkańców małego miasteczka. A jednak prawda jest dokładnie odwrotna – tu jest nasz dom, a wy jesteście obcym światem. Cały czas piszę „my”, ale Małgorzata zmarła 17 czerwca w trakcie tłumaczenia artykułu o waszych kłamstwach – kanadyjskiego goja Paula Finleysona. Wśród naszych autorów jest Douglas Murray i Brendan O’Neill – autorzy, których nie czytują członkowie Towarzystwa Dziennikarskiego.

Patrzymy na ten sam region z różnych miejsc i z różnymi doświadczeniami osobistymi. Mamy zbliżony, niemal identyczny system wartości, ale interpretujemy go inaczej i otrzymujemy radykalnie odmienny obraz.

Wśród producentów kłamstw o Izraelu jest zdumiewająca nadreprezentacja Żydów – tych z diaspory i tych z samego Izraela. Nigdy nie posunąłeś się tak daleko jak syn egipskiego komunisty Robert Malley, ani tak daleko jak Judith Butler, zapewniająca, że Hamas i Hezbollah to niezbywalna część światowej lewicy. Nigdy jednak nie chciałeś zauważyć, że maleńki Izrael ma więcej światowej klasy arabskich specjalistów IT niż jakikolwiek kraj arabski, że światowej klasy arabscy lekarze to zazwyczaj obywatele Izraela, że poziom wykształcenia izraelskich Arabów jest o niebo wyższy niż poziom wykształcenia ludności arabskiej w jakimkolwiek arabskim kraju.

Niestety jest znacznie gorzej – Twoja deklaracja, że nie interesują Cię ewentualni faszyści arabscy, jest nie tylko dowodem pogardy dla Arabów, ale czyni Cię wspólnikiem skrajnej prawicy. Twój obraz biednych, dręczonych przez Izraelczyków Palestyńczyków staje się brzemienny w ukrywaniu prawdy o losie Palestyńczyków w łapach palestyńskich faszystów. Stałeś się autorytetem antysemitów, prawdziwym skarbem dla tych, którzy twierdzą, że tylko krytykują Izrael.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Republican schism on Israel is a mainstream media myth

Republican schism on Israel is a mainstream media myth

Jonathan S. Tobin


Extremists and antisemites on the far right have united with the left to spread blood libels about the Jewish state. But Trump and most of the GOP are sticking with Jerusalem.

Rep. Marjorie Taylor Greene (R-Ga.), and Rep. Thomas Massie (R-Ky.), speak to members of the press on the steps of the U.S. House of Representatives at the Capitol building in Washington, D.C., on May 8, 2024. Photo by Kent Nishimura/Getty Images.

It’s the break they’ve been waiting for. Liberal news publications like AxiosPoliticoThe Economist and Time magazine, among others, all more or less ran articles with the same headline trumpeting “MAGA’s disenchantment with Israel” and a “Republican divide over Gaza.” These pieces heralded what was described as a seminal shift in opinion on the right about Israel because of “starvation” in the Gaza Strip.

The tsunami of opprobrium directed at the Jewish state has gone into overdrive in the last month over the food shortage in Gaza. That’s a genuine calamity that has been orchestrated by the Hamas terrorists, who steal the aid that Israel has flooded into the Strip, hoard it for themselves and then sell it back to their own people at exorbitant prices. It’s also another item in their toolkit to attract the press when headlines turn to other subjects.

But while the largely dishonest media coverage of this problem has stampeded liberals into joining those progressives denouncing Israel, the idea that this is also happening on the right has become an article of faith on the political left.

According to liberal media, Israel can no longer count on support from the GOP for the war it is waging against Hamas in the aftermath of the Palestinian terror assault on southern Israeli communities on Oct. 7, 2023. That would seem to contradict everything about the contemporary Republican Party, which has been nearly unanimous in its backing for Jerusalem for decades. It does fit in with the general coverage of the conflict throughout the corporate press, which has become Hamas’s stenographers while mainstreaming false narratives about a fictional “genocide” of Arab civilians in Gaza.

If this shift truly has spread from the left to the right—in effect creating a reverse bipartisan consensus against, rather than for, the Jewish state—that would be a catastrophic development for Israel. While there has been some slippage among some of the most extreme, as well as some of the youngest, GOP voters, the notion that there is a genuine split on the right on this issue is nonsense. Indeed, it is as untrue as most of the serious accusations about Israel deliberately causing starvation or targeting civilians that are now treated by legacy media if they were proven facts rather than tendentious smears.

Right-wing Israel-haters

That is not to deny that there aren’t now some vocal foes of the Jewish state on the right. Former Fox News host and current political commentator Tucker Carlson has turned his podcast into a nonstop stream of anti-Israel invective, where Hamas talking points are as likely to be heard as on MSNBC.

Carlson was the tribune of conservatism during the height of the moral panic about race during the Black Lives Matter summer of 2020, with his program becoming the most popular on cable-TV news. Even now, his podcast, which can be viewed on X, and his website have a considerable following. But in opposing administration policy first on Iran and the Israel-Hamas war, Carlson has broken with President Donald Trump and marginalized himself and those who agree with him.

The same is true of the other MAGA personalities that have joined him in echoing the dishonest criticisms of Israel that are heard on left-wing channels and liberal publications like The New York Times.

One is Steve Bannon, a former adviser to Trump who has described himself as a “Christian Zionist” and was even honored in 2017 by the Zionist Organization of America. However, like others on the far right who are desperate to stay relevant and need to generate clicks from extremists, he now talks of Trump as being “Israel first” rather than “America first,” and mimics the antisemitic tropes of the anti-Zionist left by claiming that Israel is manipulating American foreign policy.

Another is Rep. Marjorie Taylor-Greene (R-Ga.), who also seems to be operating from the same playbook as Socialists and antisemites like House “Squad” members Reps. Rashida Tlaib (D-Mich.) and Ilhan Omar (D-Minn.) by denouncing the mythical Israeli “genocide” in Gaza. Indeed, along with extremist libertarian Rep. Thomas Massie (R-Ky.), Taylor Greene joined with four “Squad” members to try to vote down American support for the Iron Dome missile-defense system that has saved countless Israeli lives during terrorist missile and rocket attacks. Throw in former Republican congressman Matt Gaetz and even more extreme open antisemites like political commentator and podcaster Candace Owens, and it’s possible to describe their attacks on the Jewish state as something of a trend.

But to pretend that these individuals—or the extremists who provide them with the clicks to sustain their presence on the Internet—are representative of Trump’s MAGA movement, or most conservatives and Republicans, is not so much an exaggeration as wishful thinking on the part of left-wing reporters who are biased against Israel.

Trump and Johnson speak for the GOP

Far more representative of conservative opinion are people like House Speaker Mike Johnson, who, during a visit to Israel this past week, made clear the GOP’s devotion to the U.S.-Israel alliance. Far from distancing himself from the government of Prime Minister Benjamin Netanyahu, he backed it to the hilt, even going so far as to claim that Judea and Samaria are Israel’s “by right.

The headlines also failed to fully take into account the fact that, despite the hopes of left-wing critics and right-wing antisemites, Trump has maintained his historic support for the Jewish state. His decision to join Jerusalem’s attack on Iran’s nuclear program was a crushing blow to Carlson and other Israel-haters. Since then, he has continued to reject the talk of “genocide,” even if he has also made some statements about being worried about food shortages in Gaza. Still, any concerns about him joining the likes of Carlson and Taylor Greene should have been put to rest when he posted on his Truth Social platform that “the fastest way to end the humanitarian crises in Gaza is for Hamas to SURRENDER AND RELEASE THE HOSTAGES!!!”

Polls do show some diminishment of support for Israel among Trump supporters and Republicans, especially among the young. But that decline is minimal and is nothing compared to the situation on the left. A Gallup poll about U.S. support for Israel’s military action in Gaza showed that only 8% of Democrats back the Jewish state—a shocking number that illustrates just how much mainstream media bias against Israel can influence opinion among liberals. The same poll showed that 71% of Republicans were still firmly backing Israel.

That Israel has maintained such high levels of support on the right, despite the cacophony of blood libels spewed out by Hamas and dutifully regurgitated in the liberal press in recent weeks, points to why the headlines about MAGA repudiating the Jewish state are so wrong.

Why conservatives love Israel

Why are Republicans and conservatives not budging on Israel, while Democrats and even independents are trending against it?

There are four main reasons.

One is that conservatives love Israel. That affection is rooted in part in faith, with evangelical Christians demonstrating overwhelming support for the Jewish state and believing devoutly in the biblical teaching that he who blesses Israel will be blessed. That verse became a point of contention between Carlson and Sen. Ted Cruz (R-Texas) in an online debate. While Carlson’s claim that this didn’t mean Americans should be faithful allies to the Jewish state sounded right to left-wingers and those not particularly religious, it’s a point that resonates deeply with most evangelicals and conservatives. And it represents the foundation of American philosemitism that goes back to the Founding Fathers.

That is reflected in the statements and actions of Mike Huckabee, the U.S. ambassador to Israel. The views of the former Arkansas governor and one-time presidential candidate are much like those of the tens of millions of conservative Christians who have become the backbone of Israel’s support in the United States in recent decades. His stance is far more representative of opinion on the right than Carlson, Bannon or Taylor Greene.

The second is that a record percentage of Republicans back Trump and trust his judgment. While Carlson and other Israel-haters claim they are more in touch with the GOP grassroots than Israel’s supporters, Trump is still the only one who gets to define what “America First” means. And according to the president, that means embracing the Jewish state.

The right distrusts liberal media

The third is that while the extremes of both ends of the political spectrum have always joined forces when it comes to antisemitism, most Republicans instinctively oppose what the left embraces.

Conservatives understand that the pro-Hamas mobs on college campuses chanting for the destruction of Israel and in favor of terrorism against Jews are radical leftists seeking to tear down Western civilization and the country they love. They fully support Trump’s efforts to overturn the progressive takeover of education by those who think that America is an irredeemably racist society and Israelis and Jews are “white” oppressors. They are no more likely to join forces with “The Squad” on Israel than they are on any other issue, and rightly see GOP outliers who do so as having betrayed Trump and his movement.

Related to this and perhaps most important in this discussion is the fourth reason why Republicans still back Israel: They don’t believe anything published or broadcast by legacy media outlets that promote anti-Israel blood libels about Gaza.

It is axiomatic that Americans are living in a bifurcated society in which the left and right no longer read, listen or watch the same media, and therefore operate with a completely separate set of facts and beliefs about the issues of the day.

Liberals are still in a state of shock over the right’s embrace of Trump and his ability to win re-election in 2024, despite the mainstream media echoing Democratic talking points about him being an authoritarian and a threat to democracy. That’s because so many of them live in an ideological bubble and don’t understand that those on the other side of the aisle reject assumptions about Trump that are taken for granted in the liberal media. The same rule also generally applies to coverage of Israel and the war in Gaza.

That’s not to say that there has been no movement in American politics concerning the Middle East. To the contrary, in the almost two years since the Oct. 7 attacks, the anti-Israel faction within the Democratic Party on the issue has gained an enormous amount of ground.

The shift on the left

In the last few decades, Democrats could be said to have split on Israel, with the left-wing base and younger voters increasingly falling under the influence of toxic intersectional myths about Israel being a “white” oppressor and “apartheid” state. But when Rep. Alexandra Ocasio-Cortez (D-N.Y.) entered Congress in January 2019 with the rest of the first members of the progressive antisemitic “Squad,” mainstream Democrats weren’t wrong to dismiss them as outliers in a party whose officeholder class was still solidly pro-Israel. Yet rather than censor and ostracize them, the elderly congressional leadership of the party was hesitant to shut down what they believed to be the future of the party. Events like the decisive win of Socialist Israel-hater Zohran Mamdani, 33, in the recent New York City Democratic mayoral primary seem to indicate that this assumption is being proven true.

Democrats are now increasingly the anti-Israel party, with even supposedly pro-Israel moderates joining the radical left to vote against military aid to the Jewish state during wartime. They also engage in over-the-top and vicious criticisms of the Netanyahu government to keep their left-wing critics at bay.

As long as Donald Trump is unquestioned leader of the Republican Party, the idea that the same thing is going to happen on the right bears no resemblance to reality. And Christian conservatives and most Republicans are still faithful friends of the Jewish state, and no more likely to believe liberal mimicking of Hamas smears of Israel than they would the same outlets’ attacks on Trump.

The shift on the left demonstrates that the old bipartisan pro-Israel consensus is dead. Backing for Zionism—something that has always been baked deep into the political DNA of this country—is now a matter of partisan contention. And much as Jerusalem would prefer not to be totally dependent on support from either party, that is something that can no longer be avoided. With Democrats drifting further away and becoming an anti-Israel party, the fact that the overwhelming majority of Republicans remain its stalwart supporters is something that should be celebrated by friends of Israel.


Jonathan S. Tobin is editor-in-chief of the Jewish News Syndicate, a senior contributor for The Federalist, a columnist for Newsweek and a contributor to many other publications. He covers the American political scene, foreign policy, the U.S.-Israel relationship, Middle East diplomacy, the Jewish world and the arts. He hosts the JNS “Think Twice” podcast, both the weekly video program and the “Jonathan Tobin Daily” program, which are available on all major audio platforms and YouTube. Previously, he was executive editor, then senior online editor and chief political blogger, for Commentary magazine. Before that, he was editor-in-chief of The Jewish Exponent in Philadelphia and editor of the Connecticut Jewish Ledger. He has won more than 60 awards for commentary, art criticism and other writing. He appears regularly on television, commenting on politics and foreign policy. Born in New York City, he studied history at Columbia University.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


New Research Links South Africa’s Genocide Case Against Israel to Growing Ties With Iran

New Research Links South Africa’s Genocide Case Against Israel to Growing Ties With Iran

Ailin Vilches Arguello


South African President Cyril Ramaphosa in Chatsworth, South Africa, May 18, 2024. Photo: REUTERS/Rogan Ward

Newly released research links South Africa’s expanding ties with Iran to its contentious genocide case against Israel at the International Court of Justice (ICJ), raising questions about the motives behind Pretoria’s legal battle.

Last month, the Middle East Africa Research Institute (MEARI) unveiled a report exploring the South African government’s relationship with Iran and the ways in which this partnership has shaped the country’s foreign policy.

The report — “Ties to Tehran: South Africa’s Democracy and Its Relationship With Iran” — argues that deepening ties with Tehran has led South Africa to compromise its democratic foundations and constitutional principles, aligning itself with a regime internationally condemned for terrorism, repression, and human rights abuses.

While Iran maintains support for South Africa’s coalition government in part due to a shared revolutionary, liberation ideology, Pretoria has frequently defended Tehran at the United Nations and the International Atomic Energy Agency (IAEA) by voting against sanctions or choosing to abstain, the report says.

In doing so, the study claims that the South African government has both undermined its democratic values and bolstered Iran’s regional ambitions by defending its nuclear program and downplaying its human rights abuses.

Adam Charnas, an analyst at the South African Jewish Board of Deputies (SAJBD), condemned the government’s long-standing ties with Iran and other regimes with questionable human rights records, calling them deeply troubling.

“This relationship was notably underscored when, shortly after Oct. 7, then-Minister of International Relations, Naledi Pandor, visited Iran for a two-week period to meet with [then-Iranian President Ebrahim Raisi],” Charnas told The Algemeiner.

“South Africa’s foreign policy appears to be more concerned with enhancing relations with rogue states,” he continued. “This narrow and party-led strategy jeopardizes its relationship with key trading partners rather than with addressing domestic challenges or advancing the welfare of its citizens.”

MEARI’s report also questions whether South Africa’s case against Israel at the ICJ, the UN’s top court, was genuinely rooted in constitutional principles — or driven by outside political pressure.

According to the study, South Africa’s open hostility toward Israel and its biased approach in filing the case — failing to acknowledge Hamas’s role in launching the war with its Oct. 7, 2023, invasion of and massacre across southern Israel — undermines the government’s credibility.

At the time of the ICJ filing, senior South African officials were holding high-level meetings in Tehran.

The study explains that shortly afterward, the ruling African National Congress (ANC), struggling with financial difficulties, unexpectedly paid off a multi-million-rand debt, fueling speculation about possible covert support from Iran.

“The evidence for such a claim is entirely circumstantial, but bears relating. In early December 2023, the ANC, South Africa’s ruling party, faced imminent liquidation. It allegedly owed R102 million to a service provider, which it could not pay,” the report says.

In prior years, the ANC has on several occasions been unable to pay staff salaries. But just days after the South African government filed its case against Israel at the ICJ, which MEARI describes as “an undertaking involving a phalanx of lawyers of international stature that could cost as much as R1.5 billion [about $84.35 million] in taxpayer money,” the ANC announced that it had reached an out-of-court settlement with its creditor to settle its debt and turned its finances around.

However, since the party’s finances were not available to the public, a fact-check by a leading South African newspaper could not find evidence to prove that the ANC had received funding from any particular source, Iran or otherwise.

Although the ANC claimed it complies with South African law requiring the of donor funding exceeding R100,000, the law is “weakly enforced,” MEARI notes.

“It could be pure coincidence that Hamas thanked South Africa for bringing a genocide case against Israel at the ICJ, and that this case aligns perfectly with the ‘mutual bilateral interests’ of South Africa and Iran,” the report says, with a not-so-subtle bit of sarcasm. “It could be pure coincidence that within days of taking this grave step, South Africa’s ruling party, the ANC, managed to pull back from the brink of bankruptcy by settling a substantial debt out of court after having ignored multiple court orders and left staff unpaid.”

Since December 2023, South Africa has been pursuing its case accusing Israel of committing “state-led genocide in its defensive war against the Palestinian terrorist group Hamas in Gaza.

Both Iran and Hamas have publicly praised the South African government’s legal action.

For its part, Israeli leaders have condemned the case as an “obscene exploitation” of the Genocide Convention, noting that the Jewish state is targeting terrorists who use civilians as human shields in its military campaign.

Meanwhile, South Africa’s Jewish community has lambasted the case as “grandstanding” rather than actual concern for those killed in the Middle Eastern conflict.

Last year, the ICJ ruled there was “plausibility” to South Africa’s claims that Palestinians had a right to be protected from genocide.

However, the top UN court did not make a determination on the merits of South Africa’s allegations, nor did it call for Israel to halt its military campaign. Instead, the ICJ issued a more general directive that Israel must make sure it prevents acts of genocide.

The ruling also called for the release of the hostages kidnapped by Hamas during the terrorist group’s Oct. 7 rampage.

“It could be that South Africa simply did not have the resources to respond in international courts to the unprovoked invasion of Ukraine by Russia and the war crimes committed by the latter in the pursuit of that war of aggression,” the MEARI report says. “It could be that it didn’t feel there was sufficient historical solidarity to oblige it to speak out about genocides of Uyghurs in China, or Rohingya in Myanmar, but Israel just went a step too far.”

Since the start of the war in Gaza, the South African government has been one of the fiercest critics of Israel’s military campaign, which seeks to free the hostages kidnapped by the terrorists and dismantle Hamas’s military and administrative control in Gaza.

Beyond its open hostility toward Israel, South Africa has actively supported Iran’s terrorist proxy by hosting two Hamas officials at a state-backed conference expressing solidarity with the Palestinians in December 2023.

In one instance, South African President Cyril Ramaphosa led the crowd at an election rally in a chant of “From the river to the sea, Palestine shall be free” — a popular slogan among anti-Israel activists that has been widely interpreted as a genocidal call for the destruction of the Jewish state, which is located between the Jordan River and the Mediterranean Sea.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com