Nie wiń Izraele za wybuch antysemityzmu

Propalestyński wiec w Kansas City, Mo. Credit: Catboy69 via Wikimedia Commons.


Nie wiń Izraele za wybuch antysemityzmu

Jonathan S. Tobin
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Liberalni żydowscy krytycy Izraela mają trudności w nawigowaniu w świecie po 7 października. Międzynarodowa kampania oczerniająca wojnę obronną prowadzoną przeciwko grupie terrorystycznej, której celem jest zarówno zniszczenie państwa żydowskiego, jak i masowa rzeź jego narodu, wepchnęła ich w kąt. Fala nienawiści do Żydów, która rozprzestrzeniła się po całym świecie, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych na ulicach i na kampusach uniwersyteckich, uderza w nich i ich dzieci w takim samym stopniu, jak w każdą inną część społeczeństwa żydowskiego.

Co najgorsze, nie robią tego ich tradycyjni prawicowi wrogowie polityczni ani nawet Donald Trump. Odpowiedzialni są za to ich długoletni sojusznicy z lewicy. Przyjęli oni zjadliwą formę antysemityzmu, ale uważają, że ich nienawiść jest uzasadniona „przebudzonymi” ideologiami, takimi jak krytyczna teoria rasy i intersekcjonalność, które piętnują Izrael i Żydów jako „białych” prześladowców.

Zamiast to przyznać, niektórym liberałom łatwiej jest obwiniać Izrael za ich kłopoty.


Internalizacja nienawiści

Taka jest koncepcja niedawnego artykułu Roba Eshmana w „Forward”, który jest godny uwagi nie tyle ze względu na zawarte w nim fałszywe argumenty, ile dlatego, że jest najnowszym przykładem tego, jak znaczna liczba Żydów zawsze reagowała na antysemityzm. Zamiast uznać prawdę o tych, którzy starają się wytykać palcem Żydów i ich państwo, obwiniając ich o dyskryminację i przemoc, zawsze znajdą się tacy, którzy internalizują tę nienawiść i będą starali się obwiniać ofiary za to, że stały się celem ataku.

Eshman nie pierwszym autorem, który twierdzi, że rzekomo złe zachowanie Izraela zagraża Żydom. Jednak po masowych morderstwach, gwałtach i innych okrucieństwach popełnionych 7 października przez terrorystów Hamasu, otwarcie nawołujących do ludobójstwa Żydów, potrzeba szczególnie urojeniowego sposobu myślenia, by sądzić, że otwarta pogarda dla praw i bezpieczeństwa Żydów, która stała się głównym dyskursem w Ameryce w ostatnich miesiącach, może zostać cofnięta przez Izraelczyków, jeśli tylko będą łagodnie traktować tych, którzy próbują ich zabić. Wyobrażanie sobie, tak jak on to robi, że tłumy na ulicach amerykańskich miast i kampusów uniwersyteckich, które wrzaskliwie wzywają do zniszczenia państwa żydowskiego (hasło „od rzeki do morza”) lub do terroryzmu przeciwko Żydom na całym świecie („globalizować intifadę”), można uczynić mniej niebezpiecznymi, gdyby tylko Izrael działał w sposób, który wzbudziłby więcej współczucia ze strony jego liberalnych krytyków, jest nie tylko błędne. Odzwierciedla to zasadnicze niezrozumienie tego, dlaczego Izrael jest krytykowany za swoje działania po 7 października.

Eshman twierdzi, że nie chce racjonalizować ani usprawiedliwiać antysemityzmu i chce potępienia jawnych aktów nienawiści wobec Żydów. Przyznaje także, że są ludzie, którzy życzą Żydom źle, bez względu na to, co robią. Niemniej upiera się, że działania Żydów – a w szczególności izraelska taktyka wojskowa – mogą mieć wpływ na poziom antysemityzmu, jakiego doświadczają mili amerykańscy Żydzi, którzy chcą być kochani przez lewicę i postrzegani jako jej sojusznicy. I choć jego argumentacja może być głupia, prawdopodobnie odzwierciedla to, co czuje obecnie wielu amerykańskich Żydów.


Akceptacja kłamstw na temat Izraela

Pierwszą wadą jego rozumowania jest sposób, w jaki bez większych protestów akceptuje oszczerstwa o kontrofensywie Sił Obronnych Izraela w Gazie. Kiedy akceptuje się wielkie kłamstwo, że Izrael dokonuje ludobójstwa na Palestyńczykach, wszystko jest stracone. Gdyby zamiast naśladować ekspertów od korporacyjnych mediów, takich jak Nicholas Kristof z „New York Timesa”, pojechał, by zrobić jakieś faktyczne reportaże o walce Izraela, wiedziałby, że IDF nie stosuje „brutalnego podejścia do ofiar cywilnych”, które zasługuje na potępienie świata. Zobaczyłby, że IDF działa z większą dbałością o uniknięcie krzywdy dla osób niewalczących niż jakakolwiek inna nowoczesna armia w najnowszej historii. Uczciwi dziennikarze przeciwstawiają się fałszywym statystykom opracowanym przez Hamas, zamiast ślepo je akceptować.

Nawet podążanie tą drogą w próbie uporania się z antysemityzmem, jest błędem. Ci, którzy demonizują Izrael i traktują wszelkie jego środki samoobrony jako nielegalne, tak naprawdę nie są zainteresowani szczegółami walk w Gazie tak samo, jak nie przejmują się szczegółami jakiejkolwiek innej wojny toczonej w najnowszej historii. Mimo wszystkich prób robienia szumu wokół „rzezi” w Strefie Gazy jako rodzaju historycznego barbarzyństwa, to, co się tam dzieje, jest niczym w porównaniu z liczbą ofiar śmiertelnych i wysiedleń spowodowanych gdzie indziej, na przykład w takich miejscach jak Syria, nie mówiąc już o ludobójczej kampanii chińskiego rządu przeciwko muzułmańskim Ujgurom.

Jedynym powodem, dla którego kogokolwiek obchodzi śmierć Palestyńczyków w Gazie, jest to, że można obwiniać za nią Żydów, nawet jeśli dzieje się to w trakcie wojny obronnej rozpoczętej morderstwami, gwałtami, torturami i porwaniami przez ludzi, którzy obecnie twierdzą, że są głównymi ofiarami.


Żydzi nie powodują antysemityzmu

Problem z próbą obwiniania Izraela za antysemityzm wobec amerykańskich Żydów jest bardziej fundamentalny. Jak w przypadku każdego wybuchu antysemityzmu w przeszłości, przyczyną nigdy nie jest to, co Żydzi robią lub czego nie robią. Żydów nienawidzono za to, że byli bogaci i za to, że byli biedni; za asymilowanie się i za utrzymywanie własnej odrębności. Jednak próba spojrzenia w głąb siebie w celu znalezienia powodu, dla którego Żydzi są nienawidzeni, jest zawsze głupim posunięciem. Antysemityzm zawsze dotyczy antysemitów.

Pogląd, który przekonuje Eshmana i podobnych mu liberałów – że milszy, łagodniejszy Izraelczyk będzie mniej znienawidzony – jest równie tragicznie ślepy, jak ci, którzy w przeszłości myśleli, że można ugłaskać wrogów, którzy chcieli zagłady Żydów.

W końcu tak zwani postępowcy nawet nie czekali, aż Izrael zaczął atakować Gazę, żeby zmienić narrację z tej o wojnie Hamasu rozpoczętej przeciwko Izraelowi na tę o palestyńskiej ofierze. Ani ci, którzy szerzą kłamstwa na temat Izraelczyków dokonujących „ludobójstwa”, nie przejmują się zbytnio tym, co rzeczywiście IDF robi w terenie.

Łagodne podejście do Hamasu nie uciszy antysemitów. To tylko zachęci ich do uwierzenia, że ich fantazje na temat wymazania Izraela z mapy są o wiele bliższe spełnienia.

Niektórzy na lewicy żydowskiej chcą wypracować sobie pozycję, na której będą mogli zachować swoje liberalne bona fide, nie przechodząc równocześnie do obozu żydowskich antysemitów i antysyjonistów, takich jak ci, którzy należą do grup Jewish Voice for Peace i IfNotNow, którzy przez dziesięciolecie szerzyli nowoczesne oszczerstwa o rytuale krwi. Podobnie jak Eshman twierdzą, że wsparcie dla zawieszenia broni teraz i zakończenia wojny, a następnie naciski na Izrael, by zaakceptował państwo palestyńskie, jest właściwą odpowiedzią na 7 października, a także sposobem na stłumienie burzy antysemityzmu. Eshman uważa, że dążenie do „sprawiedliwego kompromisu” z Palestyńczykami, co wzmocniłby te właśnie siły, które są odpowiedzialne za pogrom z 7 października, jest właściwą odpowiedzią. Jest to coś, co przeważająca większość Izraelczyków uważa nie tylko za niemądre, ale także za czyste szaleństwo.

Problemem tego sposobu myślenia nie jest tylko brak realizmu czy pragnienie, by zniknął nierozwiązywalny konflikt zakorzeniony w czystej nienawiści do Żydów. Eshman z aprobatą cytuje lewicowego izraelskiego autora Yuvala Harariego, który mówi, że prawdziwa walka nie jest oczywistą walką egzystencjalną przeciwko tym, którzy dążą do śmierci i wysiedlenia Żydów. Zamiast tego stara się ożywić niedawny spór na temat reformy sądownictwa, który w zeszłym roku podzielił Izrael, kiedy żydowska lewica próbowała przedstawić własne pragnienie utrzymania nieodpowiadającej przed nikim władzy jako opór oświeconych Żydów wobec pogrążonych w ciemnościach prawicowych i religijnych Izraelczyków, którzy wygrywają wybory, ale nadal powinni być pod rządami lepszej od nich lewicy.

Zarówno Eshman, jak i Harari wydają się uważać, że problemem nie jest Hamas, ale prawicowi Żydzi, którzy widzą „sprzeczność” między prawami Żydów i Palestyńczyków. Podobnie jak poprzednie pokolenia Żydów, które próbowały wynegocjować sobie drogę do wydobycia się spod ataku, postrzegają tę kwestię jako sytuację, w której „źli Żydzi” robią rzeczy, za które niesprawiedliwie obwinia się „dobrych Żydów”.

Niemniej problem polega na tym, że Palestyńczycy – zarówno „umiarkowani”, jak i Hamas – wszyscy definiują swoje prawa w sposób zaprzeczający prawom Żydów. Dla nich jest to gra o sumie zerowej i zawsze taka była. Tylko liberalni Żydzi pragnęli  – bezskutecznie – aby ta rzeczywistość zniknęła. Taka była zarozumiałość stojąca za kolosalną porażką Porozumień z Oslo i wycofaniem się byłego izraelskiego premiera Ariela Szarona z Gazy latem 2005 roku, co ostatecznie umożliwiło rzeź z 7 października.

Jednak zamiast stawić czoła tej rzeczywistości, Eshman woli udawać, że większa wymiana ziemi za terror, jak robił to Izrael w przeszłości, tym razem w jakiś sposób załatwi sprawę, nawet jeśli robienie tego teraz jest nie tylko niemoralne, ale stanowi zaproszenie do kolejnej, jeszcze większej masowej rzezi. Eshman widzi determinację Izraela do zlikwidowania Hamasu oraz tych amerykańskich Żydów, którzy popierają ten racjonalny cel, jako przyczynę, dla której antysemityzm stał się takim problemem.

Jest to w równym stopniu haniebne, co nielogiczne.

Izrael i jego zwolennicy nie są w żaden sposób odpowiedzialni za antysemityzm, którego jesteśmy świadkami w Stanach Zjednoczonych. Jedynymi winnymi są żydożercy, którzy wspierają islamistyczną wojnę przeciwko życiu Żydów.

Liberalni syjoniści nie mogą mieć i jednego, i drugiego. Nie mogą twierdzić, że opowiadają się za pokojem, wzywając do zawieszenia broni, które pozostawi największych wrogów pokoju – Hamas – wciąż stojących i gotowych dotrzymać swoich obietnic powtórzenia zniszczeń z 7 października. Mogą albo stanąć po stronie Izraela przeciwko lewicowcom, którzy są ideologicznie przeciwni prawom Żydów, lub mogą dołączyć do antysyjonistów, którzy dążą do legitymizacji lewicowego antysemityzmu.

Co więcej, muszą zrozumieć, że ich wysiłki mające na celu podważenie żydowskiej samoobrony poprzez obwinianie Izraela jedynie zachęcają Hamas i jego apologetów. To liberalni Żydzi, nawet po nieszczęściu, które miało miejsce w południowym Izraelu, starają się osądzić państwo żydowskie, są w błędzie. To oni, celowo lub nie, wspierają wysiłki terrorystów zmierzające do wygrania tej wojny, jeszcze bardziej zmniejszają prawdopodobieństwo, że Palestyńczycy kiedykolwiek dojrzeją do zasadniczej zmiany swojej kultury politycznej, co ostatecznie mogłoby umożliwić kompromisowe rozwiązanie.


Jonathan S. Tobin jest redaktorem naczelnym amerykańskiego magazynu JNS (Jewish News Syndicate).


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com