Proszę państwa do gazu

Proszę państwa do gazu

Józef Krzyk


Selekcja na Judenrampe. To tutaj, w połowie drogi między obozami Auschwitz I i Auschwitz II – Birkenau, przywiezieni pociągiem Żydzi byli ustawiani w dwóch kolumnach. Po lewej – najczęściej kobiety, dzieci oraz ludzie starsi – szli prosto do komory gazowej, po prawej – mężczyźni uznani za… (BE&W)

Większość Żydów ginęła w Birkenau w pierwszych godzinach po przybyciu. Esesmani nie zadawali sobie trudu, żeby ich dokładnie policzyć.

Transporty rosną w tygodnie, miesiące, lata. Gdy skończy się wojna, będą liczyć spalonych. Naliczą cztery i pół miliona. Najkrwawsza bitwa wojny, największe zwycięstwo solidarnych i zjednoczonych Niemiec. “Ein Reich, ein Volk, ein Führer” – i cztery krematoria. Ale krematoriów będzie w Oświęcimiu szesnaście, zdolnych spalić pięćdziesiąt tysięcy dziennie. Obóz rozbuduje się, aż się oprze naelektryzowanym drutem o Wisłę, zamieszka go trzysta tysięcy ludzi w pasiakach, będzie się zwał Verbrecher-Stadt – ” Miasto Przestępców”. Nie, ludzi nie zabraknie. Spalą się Żydzi, spalą się Polacy, spalą się Rosjanie, przyjdą ludzie z Zachodu i Południa, z kontynentu i wysp. Przyjdą ludzie w pasiakach, odbudują zburzone miasta niemieckie, zaorzą odłogiem leżącą ziemię, a gdy osłabną w bezlitosnej pracy, w wiecznym Bewegung, Bewegung – otworzą się drzwi gazowych komór. Komory będą ulepszone, oszczędniejsze, sprytniej zamaskowane. Będą jak te w Dreźnie, o których już chodzą legendy. [Tadeusz Borowski, fragment opowiadania “Proszę państwa do gazu”].

Oddalony o trzy kilometry od głównego obozu Auschwitz I – Birkenau (Brzezinka) początkowo przeznaczony był dla jeńców radzieckich, którzy zgodnie z planem Heinricha Himmlera mieli przebudować Oświęcim we wzorcowe miasteczko niemieckie. 10 tys. jeńców osadzonych w Auschwitz I skierowanych więc zostało w październiku 1941 r. do budowy baraków w Birkenau, dla 100 tys. radzieckich niewolników. Przed końcem zimy prawie nikt z budowniczych już nie żył, ale w marcu 1942 r. obóz był gotowy do przyjęcia pierwszych jeńców. Te plany pokrzyżowało powstrzymanie Wehrmachtu przez Armię Czerwoną na wschodzie. Himmler musiał też zrezygnować z marzenia o wzorcowym miasteczku, bo Hitler nakazał ograniczyć inwestycje niezwiązane z wojną.

Od spalin do cyklonu B

Po decyzji o “ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, czyli wymordowaniu Żydów (zapadła prawdopodobnie jesienią 1941 r.), Niemcy przystąpili do operacji “Reinhardt”. W jej ramach powstały obozy śmierci, w których zabijani byli Żydzi z Generalnego Gubernatorstwa. Do końca 1943 r. w Treblince zgładzono od 800 do 920 tys. ludzi, w Sobiborze – 250 tys., w Bełżcu (obóz ten został zlikwidowany w 1942 r.) – co najmniej 414 tys., a w Chełmnie nad Nerem (wówczas Kulmhof) – od 150 do 250 tys. W obozach tych Niemcy uśmiercali głównie za pomocą spalin wytwarzanych przez potężne silniki i doprowadzanych do komór wypełnionych ludźmi. Z czasem wszystkie te obozy zostały zlikwidowane, a niemal cały przemysł zabijania skupiony został w Auschwitz-Birkenau, gdzie w samym tylko 1944 r. – a więc w roku, w którym było już całkowicie jasne, że III Rzesza przegra wojnę – Niemcy zamordowali ok. 600 tys. osób, głównie Żydów z Węgier, Czech, Słowacji i Polski, ale też Europy Zachodniej, oraz Polaków i Romów.

W Birkenau stosowali cyklon B, środek do deratyzacji, którego twórcą, jak na ironię, był niemiecki chemik żydowskiego pochodzenia Fritz Haber (laureat Nagrody Nobla w 1918 r.). Cyklon był tani (kilogram kosztował pięć marek) i wydajny, a komendant Auschwitz Rudolf Höss obliczył, że do uśmiercenia 1,5 tys. osób wystarczy 5-6 kg. W komorach gazowych Birkenau ludzie umierali już po kwadransie, najwyżej po 20 min, ale początkowo krematoria nie były w stanie palić zwłok przez całą dobę. W sierpniu 1944 r. awarii uległa jedna z komór gazowych, dzięki czemu przeżyła część skazańców, w tym Stella Czajkowska, znana później pianistka, oraz jej matka i siostra. Niemcy, którzy mieli problem z ponownym zagnaniem ludzi do komory, bo ci już wiedzieli, że to nie łaźnia, wywieźli ich do obozu Stutthof.

Do końca istnienia obozu esesmani mieli problemy z pozbywaniem się zwłok. Początkowo zamordowanych grzebano, ale w gorące lato 1942 r. spod ziemi zaczął się wydobywać potworny smród, a rozkładające się ciała groziły zatruciem wód gruntowych, więc zarządzono ekshumację 21 masowych mogił. Więźniowie wydobywali szczątki i palili je na stosach. W tym czasie w Birkenau istniało tylko jedno krematorium, a jego wydajność była za mała do przeprowadzenia planowanej już wielkiej akcji eksterminacyjnej, która stała się możliwa wiosną 1943 r., gdy oddano cztery nowe krematoria oznaczone numerami od II do V.

Marzenie o “Kanadzie”

W Birkenau na powierzchni 140 hektarów wytyczonej na planie prostokąta stało ok. 300 budynków. Wojskowe stajnie przerobiono na baraki, a w dwóch sektorach oznaczonych jako BIa i BIb znalazły się baraki dla kobiet, które po raz pierwszy trafiły do obozu w marcu 1942 r. Sektory z barakami dla mężczyzn oznaczone zostały jako BIIc i BIId. Natomiast w sektorze BIIa była rejestracja i kwarantanna – w razie podejrzenia, że wśród nowo przybyłych ktoś choruje np. na tyfus, Niemcy kierowali zwykle całą grupę od razu do komory gazowej, nie zawracając sobie głowy oddzielaniem zarażonych od zdrowych.

Z każdego transportu po selekcji, czyli podziale na zdolnych i niezdolnych do pracy, około 70-80 proc. Żydów trafiało do komór gazowych i esesmani nie wpisywali ich do żadnej ewidencji. W 1944 r. najliczniejszą grupę (około 430 tys.) stanowili Żydzi z Węgier, a w kwietniu tamtego roku, gdy nasilenie transportów stawało się coraz większe, Niemcy, chcąc przyspieszyć mordowanie, przedłużyli tory tak, że dochodziły na teren obozu. Zdolni do pracy trafiali do baraków, a ich liczba ciągle się zmieniała, np. pod koniec sierpnia 1944 r. w Birkenau przebywało ok. 90 tys. więźniów, w większości Żydów.

W Birkenau marzeniem więźniów była praca w tzw. Kanadzie, czyli barakach, w których segregowano bagaże zamordowanych – znaleziona w rzeczach kromka chleba decydowała często o przetrwaniu następnego dnia. Najgorsze warunki panowały w sektorze zwanym “Meksykiem”, który był dopiero rozbudowywaną częścią obozu, a w nowych barakach nie było kanalizacji, wody i oświetlenia.

W sektorze BIIb od września 1943 r. znajdował się obóz rodzinny dla Żydów z Terezina (Familienlager Theresienstadt), gdzie przez kilka miesięcy panowały lepsze warunki, bo Niemcy przyprowadzali tam wizytatorów z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Więźniom kazali nawet pisać kartki do bliskich z informacją, że żyją (zaraz potem większość zagazowali).

Sceny z dantejskiego piekła

Drugi sektor, w którym Niemcy pozwolili mieszkać całym rodzinom (BIId), przeznaczony został dla Romów (Zigeunerlager). Ośmioletnia Else Schmidt z Hamburga trafiła tam, ponieważ miała domieszkę cygańskiej krwi po babci. Dziewczynka ocalała dzięki sympatii funkcyjnej więźniarki o imieniu Wanda – to za jej sprawą nie umarła z głodu, nie poszła do komory gazowej i nie została wysłana do doktora Josefa Mengele, by służyć za królika doświadczalnego w jego makabrycznych eksperymentach. – Wanda była moim ratunkiem, robiłam jej wianuszki ze stokrotek, ponieważ w części obozu, w którym znajdowało się krematorium, rosła gęsta trawa z koniczyną i stokrotkami – wspominała. Pewnego razu schowana w trawie zobaczyła kolumny dobrze ubranych ludzi zmierzających w stronę krematorium. Kobiety w sukniach i futrzanych płaszczach wyglądały jak gwiazdy filmowe. Nie miały pojęcia, że za chwilę umrą.

Else Schmidt zapamiętała też, jak pewnego wieczora zabroniono więźniom wychodzić z baraków, a z zewnątrz dochodziły straszne wrzaski. – Ktoś krzyknął: “Palą żywych ludzi”. Gdy drzwi się uchyliły, zobaczyłam sceny z dantejskiego piekła: koszmar, panika, kłębiący się ludzie. Któryś z dorosłych, wiedząc, że w połowie jestem Niemką, rzucił w moją stronę: “Twoi palą naszych żywcem”. Nie mieściło mi się to w głowie. “Pali się węgiel, a nie ludzi” – odpowiedziałam. Po kilku miesiącach ojciec Else zdołał ubłagać władze, by zwolniły córkę z Birkenau.

Ukryć się w tłumie

Harry Lowit, Żyd z zamożnej praskiej rodziny, miał 13 lat, gdy trafił do Birkenau. Nie obawiał się natychmiastowej śmierci, ponieważ Niemcy zrobili go gońcem. – Dzieci o wiele łatwiej adaptowały się do obozowej rzeczywistości, a ja przyjąłem do wiadomości fakt, że mieszkam za ogrodzeniem elektrycznym, uważałem, że to normalne. Oglądałem wiele publicznych egzekucji, widziałem ludzi umierających z głodu i omijałem martwe ciała – wspominał.

Podobnie pobyt w Birkenau zapamiętała Kitty Felix, która do obozu trafiła z Bielska jako 16-latka. – Aby przeżyć, niezbędna okazywała się umiejętność dostosowania się i szósty zmysł wykrywający zagrożenie. Trzeba było nauczyć się sztuki bycia niewidocznym, ukrytym w tłumie, osobą o twarzy nieznanej funkcyjnym. Kto tego nie opanował w ciągu kilku dni, był stracony.

Freddie Knoller przywieziony do Birkenau z Wiednia wspominał, jak ważne były samodyscyplina i optymizm. – Mówiłem sobie: “Przeżyję ten chaos i tę mękę, by opowiedzieć światu, co się tutaj działo, muszę przetrwać i przetrwam”. Widziałem innych, którzy o siebie nie dbali, a ja nawet zimą rozbierałem się na dworze i myłem co rano od stóp do głów. Kiedy człowiek się podda, jest stracony. Ale Knoller nie przetrwałby, gdyby od polskich Żydów nie nauczył się organizowania jedzenia: – Sprzedałem kromkę chleba za miskę zupy. Z tą miską szedłem gdzie indziej i proponowałem wymianę za dwie kromki chleba – wspominał.

Szczęście uśmiechnęło się też do Hugona Gryna, nastolatka ze Słowacji, który przeżył. – Zobaczyłem nędznie wyglądających ludzi w pasiakach i uznałem ich za pacjentów miejscowego szpitala dla umysłowo chorych. Czyścili pociągi. Jeden z nich, mijając mnie, wymamrotał w jidysz: “Masz 18 lat i masz zawód, masz 18 lat i masz zawód”. Kilka minut później miałem okazję z tej rady skorzystać. “Tischler und zimmerman” (stolarz i cieśla) – odpowiedziałem, gdy Niemiec zapytał mnie o zawód. Gryn trafił z dorosłymi mężczyznami do baraków, a jego jedenastoletni brat, matka i dziadkowie zostali odesłani w inną stronę. – Nigdy ich już nie zobaczysz – usłyszał tego samego dnia od jednego z więźniów.

Grecki transport

W 1943 r. Niemcy zamordowali w Birkenau m.in. kilkadziesiąt tysięcy Żydów z Salonik. – Nieszczęście Greczynek polegało na tym, że nie znały żadnego innego języka oprócz greckiego. Gdy przyjechały, były cudownymi dziewczynami śpiewającymi piękne pieśni. Jednak głód, ciężka praca i klimat, do którego nie przywykły, zebrały żniwo i wyginęły niezwykle szybko – wspominała Maria Ossowska z Warszawy, w 1943 r. nastolatka, która była świadkiem zagłady Greczynek.

W jednym z transportów z Grecji przyjechał 20-letni Shlomo Venezia i kiedy pociąg się zatrzymał, poczuł ulgę, bo pomyślał, że nie wydarzy się już nic gorszego od tej długiej podróży bez jedzenia i w potwornym ścisku. Wyskoczył na rampę i chciał pomóc wydostać się z wagonu matce, ale nie zdążył, bo esesman zdzielił go pałką po głowie. Kiedy się podniósł, matki już nie było i nigdy więcej jej nie zobaczył, tak jak dwóch sióstr.

Z 2,5 tys. ludzi po selekcji do obozu odmaszerowało 648 osób, pozostali poszli do komór gazowych. Shlomo dowiedział się o tym jeszcze tego samego dnia od więźnia, którego zapytał, kiedy znów zobaczy matkę. “Wszyscy, którzy nie przyszli z tobą, już uwalniają się z tego miejsca” – usłyszał. – Patrzyłem na niego i nie wierzyłem. Nie mieściło mi się w głowie, że wieziono nas z tak daleka tylko po to, żeby spalić natychmiast po przyjeździe. Podczas selekcji Shlomo powiedział, że jest fryzjerem, i został skierowany do sonderkommanda, oddziału opróżniającego komory po egzekucjach i obsługującego krematoria. Obcinał włosy zagazowanych kobiet, wyciągał z komór zwłoki. – Najgorszy był początek, wyciąganie pierwszych ciał. Zwłoki były tak splątane, zbite, jedne na drugich… Tam nogi, tu głowa. Piętrzyły się na metr, a nawet półtora w górę.

Młot “Cyklopa”

Więźniowie z sonderkommanda do ostatniej chwili towarzyszyli idącym na śmierć, ale nie wolno im było zdradzić, że zaraz umrą. Ofiary do końca miały być przekonane, że idą pod prysznic. Pewnego razu wybuchła panika, bo ktoś się jednak zorientował, o jaki prysznic chodzi, a kilku silnych mężczyzn zatarasowało przejście do komory. Strzały zaalarmowałyby ludzi z kolejnych grup, więc bunt zażegnał hauptscharführer Otto Moll, sadysta nazywany “Cyklopem”, bo miał jedno oko szklane. Złapał potężny młot i rozłupał czaszkę pierwszemu, który stanął mu na drodze, pozostali, by uniknąć jego losu, wbiegli do komory, a drzwi za nimi natychmiast zaryglowano.

Shlomo Venezia o mało sam nie padł ofiarą Molla, gdy pewnego razu, przebiegając obok niego, nie zdążył wystarczająco szybko zdjąć czapki. Esesman zdzielił go dwa razy pałką: – Wiedziałem, że muszę natychmiast wstać, bo zatłucze mnie na śmierć. Udało się, trzeciego uderzenia już nie było, pozwolił mi iść dalej. Spośród wielu ofiar, których śmierć widział Venezia, szczególnie w pamięci utkwiła mu matka z dwiema córkami wyglądającymi na dwunastolatki. Wstydziły się rozebrać przy innych. – Rozmawiałem z nimi po francusku, tak jak potrafiłem: “Madame, proszę się pospieszyć, bo Niemiec idzie, zabije was pałką”. Stanąłem plecami do nich, żeby je zasłonić, i kątem oka zobaczyłem, że wreszcie zdecydowały się zdjąć ubranie. Gdyby Niemiec zobaczył, jak się ociągają, z pewnością nie żałowałby im razów. Przynajmniej tego im oszczędziłem. Poszły za wszystkimi.

Ciała jak z ołowiu

Przy krematoriach IV i V pracował Henryk Mandelbaum, Żyd z Zagłębia Dąbrowskiego. Ocalił go przypadek, który równie dobrze mógł go kosztować życie. Gdy przyjechał do obozu, uderzył jakiegoś funkcyjnego więźnia, co zobaczył esesman i uznał, że jest wystarczająco silny, żeby pracować w sonderkommandzie. – Byłem silny, ale ciało zagazowanego stawało się ciężkie jak ołów, a skóra rwała się jak pergamin. Szukało się sposobów, by dać radę przeciągnąć trupa po ziemi, niektórzy używali lasek, a ja z łachów zrobiłem coś w rodzaju lin – opowiadał.

W szczytowym momencie Zagłady w sonderkommandzie pracowało prawie 900 więźniów. Mogli liczyć na nieco więcej jedzenia niż reszta, ale jako bezpośredni świadkowie zbrodni spodziewali się też nieuchronnej śmierci. W październiku 1944 r., gdy Niemcy zaczęli ograniczać masowe egzekucje, więźniowie z sonderkommanda, czując nadchodzący koniec, w akcie desperacji zbuntowali się i podpalili krematorium IV. Mandelbaum i Venezia byli wtajemniczeni w te plany i obaj cudem przeżyli. Mandelbaum dlatego, że w decydującym dniu został skierowany do krematorium V, a Venezia, bo jego oddziałowy kapo, sadysta niewiele lepszy od Molla, udaremnił zasadzkę więźniów z jego komanda na strażnika. Zrobił to, bo wiedział, że esesmani nie dociekaliby, kto zabił ich kolegę, lecz zgładziliby wszystkich, w tym jego.

W składającej się głównie z Żydów załodze sonderkommanda znalazł się też Antonin Daniel, młody Rom z Brna, którego zadanie polegało m.in. na odbieraniu Żydom złota przed wejściem do komory. Musiał to robić tak, by nie domyślili się, że idą na śmierć. – Mieliśmy specjalny płyn do natłuszczania palców, żeby łatwiej z nich zdjąć pierścionki, oraz małe szczypczyki do wyciągania kolczyków.

Piknik przed śmiercią

Kitty Felix, która pracowała w znajdujących się niedaleko od krematorium barakach “Kanady”, pewnego dnia obserwowała grupę prowadzoną do komory gazowej. Zanim zostali tam zaprowadzeni, przez pewien czas czekali w nieodległym lasku, gdzie dzieci zrywały kwiaty, a kobiety siedziały jak na pikniku. Potem w kolumnie ruszyli w kierunku niskiego budynku. – Z okna mojego baraku można było zobaczyć osobę w masce przeciwgazowej wchodzącą po drabinie i wrzucającą zawartość puszki do otworu w szczycie dachu, a potem szybko zbiegającą po drabinie. Nie było wiele słychać, ale dochodziły do nas krzyki. Po krótkiej przerwie pojawiał się dym z komina krematorium, a później do stawu z tyłu krematorium wrzucano prochy. Nie mogłam pojąć, dlaczego ludzie siedzący w lesie są tak spokojni, ale oni po prostu nie mieli pojęcia, że ci, którzy byli tam przed nimi, już nie żyją.

Tuż przed likwidacją obozu esesmani zabili większość więźniów z sonderkommanda, ale Venezia i Mandelbaum zdołali się wmieszać w tłum ewakuowanych więźniów. Mandelbaum uciekł podczas marszu śmierci niedaleko Wodzisławia Śląskiego, a Venezia trafił do obozu w Mauthausen, gdzie w maju 1945 r. doczekał Amerykanów.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com