Odsunięcie Bara od władzy było od dawna oczekiwane. Przede wszystkim jest on prawdopodobnie człowiekiem najbardziej bezpośrednio odpowiedzialnym za katastrofę z 7 października. Gaza jest w kompetencji wywiadu Szin Bet, więc rada Bara, aby powstrzymać się od podnoszenia poziomu gotowości w noc poprzedzającą masakrę, została naturalnie zaakceptowana przez IDF. Wszystko było spokojne na froncie Gazy, gdy wstawał świt w ten szabat. Tak spokojne, mówi były agent Szin Bet Jizhar David, który miał dostęp do niektórych istotnych informacji, że Mohammed Deif, który dowodził inwazją, chciał odroczyć atak z obawy, że widomy całkowity brak przygotowania Izraela może okazać się pułapką.
Nie było jednak żadnej pułapki. Pomimo narastających oznak zbliżającego się ataku nikt nie zaalarmował żołnierzy, śpiących w swoich łóżkach, ani uczestników imprezy, którzy wciąż tańczyli, gdy wschodziło słońce nad Nova Festival, ani tych, którzy pełnili wartę w pobliskich kibucach. Kilka czołgów w pobliżu, żołnierze stacjonujący w bazach wokół ogrodzenia i wolontariusze pełniący obowiązki ochrony w sąsiednich kibucach mogliby powstrzymać lub przynajmniej drastycznie ograniczyć inwazję, gdyby tylko powiedziano im, żeby mieli się na baczności. Rada Bara wykluczała wszelkie takie przygotowania. Cała scena była raczej pod wpływem środków uspokajających, niż czujna.
Od 7 października Izraelczycy zadają sobie pytanie: Dlaczego? Łatwo być mądrym po fakcie. Ale dlaczego, pomimo narastających oznak, nie podniesiono poziomu alarmu, choćby na wszelki wypadek, żeby być po bezpiecznej stronie? I dlaczego, pytają również Izraelczycy, szefowie, którzy byli wystarczająco zaniepokojeni, aby prowadzić nocne konsultacje, nie obudzili ministra obrony i premiera? Ponieważ zarówno Bar, jak i ówczesny szef sztabu Sił Obronnych Izraela Herzi Halevy konsekwentnie milczeli o posiadanych informacjach, mnożą się teorie spiskowe na temat aktów zdrady.
Teraz stopniowo wyłaniają się elementy układanki i być może w końcu mamy wiarygodne wyjaśnienie lub początek wyjaśnienia zaskakującej bezczynności Izraela. A to wyjaśnienie, jak zobaczymy, jest dla Bara w najwyższym stopniu druzgocące. Co może tłumaczyć, dlaczego, mimo swojej kolosalnej porażki, walczy o pozostanie na stanowisku, na którym może nadal blokować ujawnianie większości dowodów przeciwko niemu.
Decyzja rządu o odwołaniu Bara nie powoływała się jednak na jego porażkę w noc poprzedzającą katastrofę. Powoływała się na brak zaufania do niego ze strony szefa. Sam Netanjahu zadbał o to, aby ruch ten został publicznie zrozumiany w ten sposób. W nagraniu wideo opublikowanym na swoich kontach w mediach społecznościowych dwa dni po decyzji rządu premier wyjaśnił, że nieufność zaczęła się od niesubordynacji Bara wczesnym rankiem 7 października, kiedy postanowił trzymać zarówno ministra obrony, jak i premiera z dala od procesu decyzyjnego.
To nie był odosobniony przypadek. To był i nadal jest modus operandi Bara. Zachowuje się tak, jakby wewnętrzne służby specjalne Izraela nie odpowiadały przed nikim poza nim samym, jakby mogły działać w cieniu poza kontrolą i nadzorem wybranego rządu Izraela. Wykazywał tego samego pogardliwego ducha niesubordynacji, gdy zignorował wezwanie rządu do odpowiedzi na pytania na spotkaniu 20 marca, które zadecydowało o przyszłości jego kariery. Zamiast tego wysłał list, w którym wprost odmówił uznania upoważnienia rządu do odwołania go. Decyzja o jego usunięciu, jak powiedział w liście, była zabarwiona ukrytymi motywami — aluzją do trwającego śledztwa w sprawie domniemanych powiązań z Katarem wśród personelu Netanjahu, które do tej pory nie dostarczyło żadnych przekonujących dowodów, o ile nam wiadomo, i wydaje się, że nie ma nic wspólnego z samym Netanjahu.
Innymi słowy, Bar nie tylko uważa, że nie odpowiada przed władzami cywilnymi, ale wydaje się również wierzyć, że to one powinny odpowiadać przed nim, a on może je zastraszać, jak mu się podoba, za pomocą naciąganych śledztw. Bar dodał w swoim liście, że nie opuści swojego stanowiska i przedstawi swoje odpowiedzi na obawy rządu jedynie przed „właściwym forum” i zgodnie z tym, co postanowią „upoważnione organy sądowe”.
Ci, którzy nie są zaznajomieni z surrealistycznym światem izraelskiej jurystokracji, mogą słusznie zastanawiać się, jakie to „właściwe forum” i kim mogą być „upoważnione organy sądowe”. Prawo, w istocie, bardzo jasno określa forum, które ma prawo odwołać szefa Szin Bet. Prawo z 2002 r., które reguluje tę służbę, stwierdza w sposób nie budzący wątpliwości, że „służba podlega władzy rządu” (paragraf 4a), że „premier odpowiada za służbę w imieniu rządu” (paragraf 4b), a także że „rząd ma prawo zakończyć urzędowanie szefa służby przed końcem jego kadencji” (paragraf 3c). W debatach prowadzących do ostatecznego sformułowania tej ustawy przedstawiciele Szin Bet stanowczo sprzeciwiali się temu językowi, ale ustawodawcy i ówczesny prokurator generalny, Menachem Mazuz, nalegali na mocne sformułowanie, dodając, że rząd nie jest zobowiązany do wyjaśniania powodów odwołania. Zatem najwyraźniej „właściwe forum” już było zwołane, a jego decyzja była jednomyślna.
Dlaczego więc mamy tak zwany kryzys? Odpowiedź jest taka, że Izrael ma superrząd, który istnieje ponad naszym wybranym rządem w formie hiperaktywistycznego Sądu Najwyższego, który może unieważnić wszelkie działania władzy wykonawczej i ustawodawczej. Bar odegrał kluczową rolę w ochronie Sądu Najwyższego przed obecnie już nieistniejącą reformą sądownictwa, która próbowała ograniczyć jego władzę. Wraz z innymi szefami służb bezpieczeństwa odmówił stwierdzenia, że w przypadku kryzysu konstytucyjnego, jeśli sąd podejmie kroki w celu unieważnienia reformy, on będzie przestrzegał prawa i będzie posłuszny gabinetowi rządowemu. Strach przed zamachem stanu był realny i odegrał główną rolę w pokonaniu reformy. Bar najwyraźniej oczekuje teraz, że sąd odwzajemni się tym samym.
Oczekiwania Bara nie są jednak przede wszystkim kwestią osobistego zobowiązania. Raczej jest tak, że niesubordynacja Bara i nieograniczona władza sądu czerpią z tego samego ducha pogardy dla polityki parlamentarnej i są częścią tej samej biurokratycznej struktury władzy.
Istnieje bezpośrednia linia łącząca nieposłuszeństwo Bara, gdy pomógł podważyć rządową reformę sądownictwa przed 7 października, jego lekceważenie łańcucha dowodzenia wczesnym rankiem 7 października, gdy nie obudził premiera, i jego obecny sprzeciw wobec władzy cywilnej, której Szin Bet jest podporządkowany z mocy prawa. Bar, podobnie jak wielu jego postępowych kolegów, pracowników rządowych i wielu w prasie i środowisku akademickim, przekonał samego siebie, że jest tutaj, aby uratować nas, Izraelczyków, przed nami samymi. W Barze „przebudzone” elity Izraela znalazły ważnego sojusznika: szefa wewnętrznych służb specjalnych, który jest w stanie działać w szarej strefie poza prawem, chętnego do pomocy w ochronie ich — w istocie nas wszystkich — przed zagrożeniem ze strony demokratycznych struktur. Ta misja ma pierwszeństwo przed oficjalnym zadaniem Bara: chronieniem nas przed dywersją i terroryzmem.
Bar może mieć rację lub nie, zakładając, że sąd stanie po jego stronie przeciwko rządowi i spróbuje zmusić premiera do zatrzymania go na stanowisku. Sąd wydał już nakaz tymczasowy — bez żadnej podstawy prawnej — „zamrożenia” decyzji rządu. Ale Bar, najprawdopodobniej, myli się, sądząc, że to go uratuje. Ponieważ jego modus operandi należy do świata sprzed 7 października, a ten świat odszedł na dobre.
Netanjahu zdaje się to rozumieć i w związku z tym kontynuuje rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami na stanowisko Bara. Wideo, w którym Netanjahu wyjaśniał powody dymisji szefa Szin Bet, zaczynało się od jasnej deklaracji: „Ronen Bar nie pozostanie szefem Szabaku” (hebrajski akronim Szin Bet). Premier nigdy nie wybrałby tak buntowniczej ścieżki dwa lata temu podczas walki o reformę sądownictwa.
W nagraniu wideo Netanjahu bezpośrednio odniósł się również do zarzutu Bara, że za jego zwolnieniem stoją ukryte motywy. Premier argumentował, opierając się na czasowej sekwencji wydarzeń, że działania w celu zwolnienia Bara wyprzedzały rozpoczęcie dochodzenia w sprawie Kataru i że w rzeczywistości prawdziwa jest odwrotność oskarżenia Bara: zwolnienie go nie miało na celu zatrzymania dochodzenia (czego w istocie nie zrobi). Raczej dochodzenie zostało wszczęte, aby uprzedzić zwolnienie go. Innymi słowy, Bar poszedł za przykładem działań Jamesa Comeya w sprawie „rosyjskiej zmowy”: próbuje się chronić, wiążąc rękę swojego szefa sfabrykowanym dochodzeniem.
Na razie śledztwo jest formalnie skierowane tylko przeciwko personelowi premiera — podobnie jak w początkach rosyjskiej mistyfikacji. Ale po tym, jak Netanjahu przeprowadził wywiad i ogłosił swojego kandydata na szefa Szin Bet, Bar odpowiedział nasileniem śledztwa w sprawie Kataru z pomocą prokurator generalnej Gali Baharav-Miary — która sama jest następna w kolejce do zwolnienia. Jonathan Urich, bliski współpracownik Netanjahu, został aresztowany 31 marca, a samego Netanjahu wyprowadzono na przesłuchanie z sali sądowej, gdzie składał zeznania we własnym procesie. Oskarżenia przeciwko Urichowi, mówi prawnik i emerytowany starszy oficer policji Avi Weiss, nie opierają się na żadnym prawie (Izrael nie ma odpowiednika ustawy o rejestracji agentów zagranicznych w USA) i nie ma żadnego oskarżenia o szpiegostwo. Ponadto, mówi, Bar i Baharav-Miara mają oczywisty konflikt interesów. Oboje zajmują się wywieraniem presji na rząd, który zamierza usunąć ich ze stanowisk.
Tak z pewnością widzi to partia Netanjahu. W ostro sformułowanym oświadczeniu Likud oskarżył „prokuraturę i szefa Shin Bet” o prowadzenie „naciąganych śledztw w tajemnicy, na mocy wydanego zakazu publikacji, mając na celu zapobieżenie dymisji szefa Szin Bet”. Celem, jak dodano w oświadczeniu, „jest przeprowadzenie zamachu stanu za pomocą nakazów aresztowania” i „zastąpienie woli ludu rządami biurokratów”.
Demokracje nie powinny potrzebować przypomnień, jak niebezpieczne dla instytucji demokratycznych mogą być tajne służby. Dziennikarz Amit Segal niedawno ujawnił dyrektywę Bara nakazującą szpiegowanie izraelskiej policji, by śledzić „rozprzestrzenianie się kahanizmu w instytucjach ścigania”. Partia Kach nieżyjącego już Meira Kahane jest zakazana w Izraelu i uznana za zagraniczną organizację terrorystyczną w USA. Ponieważ minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gvir, który dowodzi policją, jest rutynowo określany jako kahanista, dyrektywa ta oznacza w praktyce, że Bar szpieguje, bez żadnego prawdopodobnego powodu, członka rządu, przed którym ma odpowiadać, i zastrasza personel policji, by ten zachowywał się w sposób niesubordynowany, insynuując, że przestrzeganie dyrektyw ministra można uznać za „kahanizm”. To zachowanie wywołało pytania, czy jest dobrym pomysłem, aby osobisty ochroniarz Netanjahu pozostawał pod dowództwem Bara. Obawy te jeszcze bardziej się nasiliły, gdy Nadav Argaman, poprzednik Bara, zagroził ujawnieniem informacji z prywatnych rozmów z Netanjahu, jeśli on, Argaman, dojdzie do wniosku, że premier postanowił „złamać prawo” (przez co najwyraźniej miał na myśli zlekceważenie decyzji Sądu Najwyższego w sprawie odwołania Bara).
Ponieważ dobrze finansowany, stały ruch protestacyjny przeciwko Netanjahu jest częścią krajowej sieci nieobieralnych elitarnych ośrodków władzy, od samego początku przyjął on narrację Bara o „ukrytych motywach”. Na niedawnym wiecu człowiek przebrany za Netanjahu trzymał katarską flagę, klęcząc przed mężczyzną ubranym w tradycyjny katarski strój, który wręczał mu fałszywe pieniądze. Ale to była najmniej surrealistyczna część fali demonstracji popierających niesubordynację Bara w imię demokracji. Najwyraźniej protestujący, lewica i znaczna część prasy chcą ratować demokrację przez zaadoptowanie totalitarnego modelu, w którym politycy odpowiadają przed tajną policją, zamiast sprawować nad nią władzę.
Absurdalnie, jakkolwiek by to nie brzmiało, wyniesienie tajnej policji ponad politykę parlamentarną w imię demokracji wynika z samego sedna etosu naszej „przebudzonej” elity. Mianowani urzędnicy wyobrażają sobie, że są odpowiedzialnymi dorosłymi w pokoju, odważnie występującymi, aby chronić „interes publiczny” przed tym, co społeczeństwo uważa za swój interes — i przed wybranymi politykami, których społeczeństwo wybrało do wypełniania swojej woli.
Te elity — w całym establishmencie bezpieczeństwa, biurokracji, mediach, środowisku akademickim i świecie biznesu — jak dotąd odniosły sukces w próbie podporządkowania sobie rządzącej koalicji większościowej i pokonania jej planu reformy sądownictwa. To, co ruch protestacyjny, Bar, sąd i prasa próbują teraz zrobić, to wskrzesić tę udaną koalicję antyreformatorską. Ich działanie nie zaskakuje, bo widzieli siłę swojej pozaparlamentarnej struktury władzy podczas tej walki w ciągu 10 miesięcy poprzedzających 7 października.
Jednak powaga narodowej katastrofy tego dnia ujawniła pustkę i lekkomyślność tych elit. Bowiem 7 października nie był tylko niepowodzeniem wywiadowczym i operacyjnym sił zbrojnych. Był to również akt oskarżenia strategii antyreformatorskiej: taktyki spalonej ziemi, która igrała swobodnie z naszym bezpieczeństwem, organizując masowe strajki rezerwistów armii, jakbyśmy nie byli narodem otoczonym przez terrorystów, którzy codziennie domagają się naszej krwi. Nie mniej ważne jest to, że zdyskredytowało to ideę, że urzędnicy państwowi są jedynie ekspertami „strażnikami”, jak zaczęli się sami określać, chroniącymi interesy publiczne przed nadużyciami ignoranckich i skorumpowanych polityków.
Bar okazał się całkowitym przeciwieństwem odpowiedzialnego dorosłego. Udawanie, że ratuje nas przed nami samymi, brzmi pusto, po tym jak zawiódł w swojej prawdziwej pracy — chronieniu nas przed naszymi wrogami. W rzeczywistości istnieje tu związek przyczynowo-skutkowy: Bar nie ochronił nas przed naszymi wrogami właśnie dlatego, że był zbyt zajęty ratowaniem nas przed nami samymi.
Za tym wyobrażeniem Bara o sobie jako „strażniku” kryje się światopogląd, który podzielają „przebudzone” elity Izraela i który składa się z dwóch uzupełniających się elementów: niemal religijnego przywiązania do „procesu pokojowego” i tak zwanego „rozwiązania w postaci dwóch państw”, oraz jednoczesnej pogardy dla demokracji, ponieważ elita z natury nie ufa patriotycznym masom i wybieranym przez nie politykom. Elity, ludzie lepsi od nas, są tutaj, aby uratować perspektywę pokoju przed wojowniczymi, szowinistycznymi hordami i ich nieodpowiedzialnymi przedstawicielami politycznymi.
Konsekwencje takiego poglądu na wewnętrzną politykę Izraela nie kończą się jednak na granicach Izraela — a rezultatem jest całkowite odwrócenie obserwowanych realiów naszego regionu. Bar wyobraża sobie naszych polityków jako lekkomyślnych, niebezpiecznych podżegaczy, co mniej lub bardziej wymaga od niego wyobrażenia sobie Hamasu strategicznie zmierzającego w kierunku bardziej pragmatycznego umiarkowania. Uważa nasz rząd za dziki i irracjonalny, a ten pogląd opiera się na wyobrażaniu sobie przywódców Hamasu jako racjonalnych aktorów podatnych na bodźce ekonomiczne. Dlatego Bar nie mógł sobie wyobrazić, że rozpoczną wojnę, a jego oceny w miesiącach poprzedzających wojnę konsekwentnie odzwierciedlały to przekonanie, podczas gdy prześladowało go widmo izraelskiego rządu rozpoczynającego wojnę.
Innymi słowy, nasz szef wewnętrznych służb specjalnych rozumiał wszystko dokładnie na opak. W obliczu gromadzonych informacji wywiadowczych Ronen Bar i Herzi Halevy byli zajęci ratowaniem nas przed nami samymi, a nie przed Hamasem. Chcieli zapobiec eskalacji, którą ich zdaniem mogła wywołać „błędna kalkulacja” ze strony ich cywilnych szefów. „Błędna kalkulacja” stała się ich hasłem przewodnim, odnosząc się do niebezpieczeństwa nadmiernej reakcji na surowe dane wywiadowcze, co może uwikłać nas wszystkich w wojnę, której, jak zakładali, nikt nie chciał — z wyjątkiem być może tych złych mesjanistycznych, kahanistycznych, protofaszystów w naszym gabinecie rządowym.
Na podstawie tego wypaczonego obrazu rzeczywistości, mówi były oficer Szin Bet Jizhar David, późnym wieczorem Bar zwołał spotkania w siedzibie Szin Bet, w których doszli do wniosku, że Hamas podnosi swój poziom gotowości z obawy przed zbliżającym się atakiem ze strony Izraela. Łatwo zrozumieć, dlaczego samozwańczy strażnik chciałby trzymać takie informacje z dala od niepowołanych osób. Dlaczego pozwolić godnemu ubolewania, podżegającemu do wojny premierowi na ingerowanie w wysiłki odpowiedzialnych dorosłych, którzy starają się delikatnie rozbroić możliwą „błędną ocenę”?
I tutaj, mówi David, leży odpowiedź na najbardziej dręczące pytanie ze wszystkich: dlaczego szefowie nie podnieśli poziomu gotowości, albo przynajmniej nie poinformowali żołnierzy po cichu o możliwości, choćby odległego, zbliżającego się niebezpieczeństwa? Zdumiewająco, rekomendacją Bara dla IDF było zachowanie ciszy, żeby podniesienie poziomu gotowości nie wzmocniło strachu Hamasu przed nieuchronnym atakiem i nie doprowadziło do przypadkowej eskalacji. Trzymali surowe informacje wywiadowcze w tajemnicy przed jednostkami IDF wokół granicy z tego samego powodu, dla którego trzymali je z dala od rządu: aby zapobiec eskalacji.
Próba Bara pozostania na stanowisku szefa Szin Bet wbrew prawu i rządowi, i pomimo jego kolosalnej porażki, jest całkowicie zależna od koalicji antyreformatorskich strażników. Jednak nie tylko filozofia instytucji strażników została poważnie nadszarpnięta, ale konstelacja, która ją tworzyła, również się rozpada: przepływ pieniędzy od administracji Bidena do ruchu protestacyjnego zastąpiło dochodzenie nowej administracji w sprawie wykorzystania tych pieniędzy przez siły anty-Netanjahu; rozszerzenie wojennej koalicji Netanjahu dało bardziej stabilny rząd; konieczność, by premier w czasie wojny miał zaufanego szefa Szin Bet, jest oczywista dla większości Izraelczyków; jest nowy szef sztabu IDF, generał Ejal Zamir, i nowy szef policji, który nie pozwoli, aby stały protest anty-Netanjahu zakłócił życie publiczne w środku wojny. A oto kolejny znak nowych czasów: Nadav Argaman, który w telewizji groził Netanjahu ujawnieniem tajnych informacji, został wezwany na przesłuchanie przez policję w związku z podejrzeniem próby wymuszenia.
Nadal jest konfrontacyjna, wszechwładna prokurator generalna Gali Baharav-Miara i oczywiście Sąd Najwyższy. Mogą oni odnieść sukces w podsycaniu chaosu, ale nie mogą cofnąć zegara do status quo sprzed 7 października. Sama Baharav-Miara jest na wylocie, a nawet Sąd Najwyższy, najważniejszy bastion jurystokracji, stoi teraz przed wyzwaniem — niezbyt groźnym, ale nadal symbolicznie ważnym. Kneset uchwalił ustawę, która zmienia skład komisji, która mianuje sędziów, nieznacznie zwiększając siłę wybieranych polityków kosztem gildii prawników.
Być może ważniejsza od wszystkich tych zmian jest decyzja Netanjahu o przewodzeniu atakowi na głębokie państwo. Czyniąc to, próbuje teraz naprawić to, co było prawdopodobnie największym błędem w jego długiej karierze politycznej. Przez lata myślał, że może sobie poradzić z buntowniczymi wyższymi szczeblami establishmentu bezpieczeństwa, w tym niepokornymi szefami służb bezpieczeństwa, i z imperialnym Sądem Najwyższym, z jego jurysdykcyjnymi pomocnikami w władzy wykonawczej, w tym z upolitycznioną prokuraturą. Ta kalkulacja okazała się szkodliwa dla demokracji Izraela, dla zdolności prawicy do rządzenia i dla osobistego losu Netanjahu jako celu postępowania karnego zamienionego w polityczną broń. Teraz podjął decyzję zajęcia się problemem u jego źródeł, zamiast walczyć z mackami głębokiego państwa o konkretne kwestie na zasadzie ad hoc.
To, czy Netanjahu odniesie sukces w przywróceniu demokratycznej suwerenności w Izraelu, zależy w dużej mierze od wyniku wojny. W obecnej sytuacji zwycięstwo nad irańską osią zła stało się warunkiem wstępnym wszelkich nowych narodzin wolności dla obywateli Izraela.
This story originally appeared in English in Tablet Magazine, at tabletmag.com, and is reprinted with permission.