Konstanty Gebert – Ryzyko pojednania

Ryzyko pojednania

Konstanty Gebert [ LISTOPAD 2011 ]


Konstanty Gebert / screen shot

Żyjemy w przepraszających czasach. Prawdziwe pojednanie zakłada gotowość do poniesienia ryzyka zmiany własnych przekonań.

Tylko w ostatnich miesiącach prezydent Obama przeprosił za przypadkową śmierć cywilów na skutek nalotu w Afganistanie, były prezydent Mubarak miał – ale w końcu się nie zdecydował – przeprosić Egipcjan za swoje rządy, a Rupert Murdoch przeprosił czytelników za praktyki swego „News of the World”.

Bardziej jeszcze od przeprosin składanych, interesujące są przeprosiny wymagane: rektor kairskiego Uniwersytetu al-Azhar zażądał, by Benedykt XVI przeprosił za „znieważanie islamu”, prezes ziomkostwa Niemców sudeckich – by czeski prezydent Vaclav Klaus przeprosił za ich cierpienia, a prezydent Turcji – by Izrael przeprosił za ubiegłoroczny atak na „Mavi Marmara” oraz by prezydent Armenii przeprosił za wyrażenie przypuszczenia, że jego państwo może kiedyś odzyskać górę Ararat.

W fascynującej książce Wina narodów Karolina Wigura przypomina skąd się ta obfitość przeprosin wzięła, jak ją rozumieć i jakie z nią wiązać nadzieje. Młoda socjolożka pokazuje wyraźnie, że jest to powojenne zjawisko, wyrastające bezpośrednio z niemieckich prób wzięcia odpowiedzialności za własne zbrodnie w celu odzyskania moralnej podmiotowości wśród narodów.

I choć, jak autorka zauważa, najbardziej spektakularnym przykładem takiego pokajania była podróż Henryka IV do Canossy, to rzeczywisty rozkwit kultury przebaczania wiąże się jednoznacznie z rozwojem demokracji: tylko wówczas, gdy obywatele poczuwają się do odpowiedzialności za swoje państwo, są skłonni popierać prośby o przebaczenie składane przez władze lub wręcz sami je składać, jeśli rząd się ociąga. Poddanym Henryka IV, nawet jeśli mieli jakieś zdanie w sprawie jego sporu z papieżem, do głowy zapewne nie przyszło, że ta sprawa może ich dotyczyć. Zgoła inaczej było już z obywatelami Republiki Federalnej, gdy Willi Brandt uklęknął przed pomnikiem powstania w warszawskim getcie, czy z polskimi biskupami, gdy wystosowywali list do biskupów niemieckich (oba przypadki Wigura starannie analizuje).

Geografia wybaczenia

Przeprosiny lub ich brak stanowią dziś wskaźnik politycznego układu sił. Póki żył Tito, nikt w Jugosławii nie mógł w imieniu narodu chorwackiego przeprosić Serbów za ludobójstwo popełnione przez ustaszy. Nie dlatego, że nikt nie poczuwał się do winy (czego zresztą do końca nie wiemy), ale przede wszystkim dlatego, że Tito nie dopuściłby, żeby ktokolwiek w ogóle mógł mówić w imieniu Chorwatów: jego doktryna „bractvo i jedinstvo” wykluczała artykułowanie postaw i programów narodowych, właśnie z obawy przed ponownym rozpaleniem nacjonalistycznych konfliktów.

W efekcie jednak Serbowie, o czym mogłem się wielokrotnie w Belgradzie wówczas przekonać, uznali, że skoro Chorwaci nie przepraszają, to najwyraźniej uważają, że nie mają za co. To zaś oznacza, że następnym razem, jeśli będą mieli okazję, postąpią tak samo. A skoro tak, to nie pozostaje Serbom nic innego, jak tylko zdusić własnym wyprzedzającym atakiem tę nową wykluwającą się zbrodnię. Gdyby pojawił się wtedy chorwacki Willi Brandt, który padłby na kolana w Jasenovcu, historia być może potoczyłaby się zupełnie inaczej.

Wigura zaczyna swoją analizę od przedstawienia różnych form, jakie przebaczenie przyjmuje we współczesnej polityce: od uznania krzywd i przeprosin wewnątrznarodowych po międzynarodowe. Jednak z uwagi na skomplikowanie materii jest to bardziej opis niż analiza. Cóż w końcu może łączyć słowa skruchy Billa Clintona za szaleństwa z Moniką Lewinsky z prośbą prezydenta Niemiec wypowiedzianą w 2000 roku w Knesecie? Być może to jedynie, że maja one sens głównie w obrębie chrześcijańskiej koncepcji, w której możliwe jest wybaczanie w cudzym imieniu, a wyznanie grzechów samo w sobie jest wartością.

Kwestia tego, czy zjawisko to w polityce nie jest czasem geograficznie związane głównie z Europą i światem anglosaskim, a historycznie z okresem po II wojnie światowej, dlatego że odwołuje się do chrześcijańskich kategorii po ich największym kryzysie, jest jedną z najważniejszych dla problematyki książki, a zarazem najsłabiej w niej opracowaną. Dwudziestostronicowy rozdział o Trzech koncepcjach przebaczenia: judaizm, chrześcijaństwo i współczesna psychologia jest niewystarczający, a nawet mylący.

Przykład: przywołany przez autorkę pogląd Levinasa, że „nie wolno dopuścić do bezkarności krzywdzicieli, nawet jeśli wymierzenie sprawiedliwości miałoby zemstę na dzieciach winowajców”, w istocie tyczy się wyłącznie omawianej przezeń sytuacji z rozdziału 21 II Sam. Zasada, że Bóg odpuszcza tylko te winy, które przebaczyły ich ofiary, nie jest poglądem „niektórych [żydowskich] komentatorów”, lecz uznaną regułą. „Współczesna psychologia” ma więcej poglądów na rolę przebaczenia, niż te przedstawione na dwóch stronach książki. Ten niedopracowany rozdział tym bardziej rozczarowuje, że analizując opinie kluczowych myślicieli takich jak Karl Jaspers, Jean Améry, Vladimir Jankelevitch czy Paul Ricoeur, Wigura pokazuje, że umie być wnikliwą czytelniczką i badaczką myślowych niekonsekwencji.

List i gest

Najciekawsze są tu analizy czterech aktów skruchy i wybaczenia, wybranych przez autorkę pod kątem ich wartości nie tylko dla historii europejskiej, lecz przede wszystkim dla polskiego czytelnika. Wspomniany już list biskupów oraz gest Brandta Wigura interpretuje po mistrzowsku.

W pierwszym z nich szczególnie interesująca jest analiza subtelnego szantażu moralnego, jaki autorzy listu w nim zawarli, przewidując niechęć Polaków do wybaczenia Niemcom i proszenia ich o to samo. „Biskupi zdaja się mówić – pisze Wigura – jeśli ktoś jest chrześcijaninem, niech przebacza, inaczej bowiem jest komunistą… [A] będąc chrześcijaninem i Europejczykiem w nieunikniony sposób jest się bliżej Niemców, niż komunistów” (s. 77-78). Słowem, jeśli nie przebaczysz Niemcom, zdradziłeś – to zaś, że komuniści mówią: jak przebaczysz, zdradziłeś, jest tylko dowodem na to, że ten pierwszy sylogizm jest prawdziwy. Autorka słusznie zauważa, że opinia publiczna była przeciwna listowi i tylko ów szantaż zapewne ocalił jego autorów przed polityczna klęską.

Analizując z kolei gest Brandta, który uklęknął przed warszawskim pomnikiem, Wigura podkreśla kluczowy wymiar tego czynu: milczenie. On sam napisał potem w cytowanym przez nią pamiętniku: „Zrobiłem to, co czynią ludzie, gdy zawodzi ich język”. To niezmiernie rzadki przypadek, by autor gestu skruchy pozbawił się sposobności, by go skomentować, wyjaśnić, nadać mu pożądaną wymowę. Milczenie kanclerza sugeruje, że jego zdaniem wszystko jest jasne. Tymczasem jednak – jak wiemy – nie było: podczas gdy na Zachodzie interpretowano ten gest jako ważny krok ku polsko-niemieckiemu pojednaniu, przywódcy PRL-u mieli Brandtowi za złe, że nie ukląkł przed Grobem Nieznanego Żołnierza; hołd dla pomordowanych Żydów nie przyśpieszał pojednania z Polakami, a wręcz mógł zostać odczytany jako zawoalowana krytyka zakończonej dopiero co marcowej kampanii antysemickiej.

Biskupi i Brandt podjęli swymi słowami i czynami moralne oraz polityczne ryzyko, co przesądziło o ich randze i efektach. Inaczej było w dwóch pozostałych przypadkach analizowanych przez Wigurę: wizycie prezydentów Kaczyńskiego i Juszczenki w Pawłokomie oraz papieża Benedykta XVI w Auschwitz (autorka z niezrozumiałych powodów jedynie w jednym przypisie wspomina wystąpienie prezydenta Kwaśniewskiego w Jedwabnem). Ten pierwszy uznaje za przykład „kiczu pojednania”, zwracając uwagę na to, że – inaczej niż poprzednie dwa przykłady – ani nie stał się on przełomem, ani nawet nie pogłębił polsko-ukraińskiej debaty. Analizując zaś przyjazd Benedykta XVI do Auschwitz, Wigura zwraca uwagę, że odszedł on od retoryki przebaczenia na rzecz retoryki pojednania i że jego teologiczna – a także, dodajmy: historyczna – wizja Zagłady była dla strony żydowskiej nie do przyjęcia. Także i ta wizyta nie stała się wydarzeniem, czy to na miarę wizyty jego poprzednika, czy to innych podawanych przez Wigurę przykładów.

Być może w tych dwóch ostatnich przypadkach zabrakło tego, co wielkimi uczyniły list biskupów i gest kanclerza: gotowości do poniesienia ryzyka zmiany własnych przekonań. Kicz pojednania jest bowiem niezmiernie łatwo wyprodukować. Jednak dopiero wówczas, gdy jest się gotowym płacić, zwłaszcza wśród swoich, cenę za próbę pojednania z tymi, którzy swoimi nie są, można odróżnić kicz od rzeczy wartościowej. Książka Wigury, pionierska na rynku polskim, jest niezmiernie przydatnym przewodnikiem po tej złożonej politycznej i moralnej problematyce.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com