Kto, co i dlaczego, czyli nowa inicjatywa pokojowa

Marwan al-Muasher (Źródło zdjęcia: Wikipedia)


Kto, co i dlaczego, czyli nowa inicjatywa pokojowa

Andrzej Koraszewski


Jeśli studiujesz politologię lub stosunki międzynarodowe, systematyczna lektura amerykańskiego magazynu „Foreign Affaires” jest obowiązkowa. Im więcej masz cytatów z tego pisma w twojej pracy magisterskiej czy doktorskiej, tym większa szansa na pozytywną ocenę. To crème la crème, kwintesencja politycznej myśli Zachodu. Jeśli jesteś politykiem lub dyplomatą, to ignorowanie tego magazynu może ci utrudnić komunikację z kolegami po fachu.

Z najnowszego numeru możesz dowiedzieć się o Xi i jego osi nieudaczników, o zagrożeniu totalną wojną, ale również o tym, że potrzebna jest nowa arabska inicjatywa pokojowa.

Inicjatywy pokojowe są zawsze mile widziane, a jeśli proponuje ją wiceprezes Carnegie Endowment for International Peace, to warto z nabożeństwem przeczytać każde słowo. 

Marwan al-Muasher to były jordański dyplomata, był ambasadorem, był ministrem spraw zagranicznych i wicepremierem Jordanii, dziś jest już tylko badaczem arabskich dróg do pokoju. Podobno ten arabski chrześcijanin musiał ustąpić z rządu, bo nazbyt irytował ludzi związanych z Bractwem Muzułmańskim. To jednak tylko jordańskie plotki, które trudno niezależnie potwierdzić. 

Jego najnowszy artykuł w „Foreign Affairs” z 29 października odpowiada na pytanie dlaczego potrzebna jest nowa arabska inicjatywa pokojowa i jak też ona ma wyglądać. Już w podtytule autor podkreśla, że skupienie się na prawach Palestyńczyków musi nastąpić przed negocjacjami w sprawie państwa. Zgodziłem się z badaczem nawet nie czytając dalej. Tak, to kluczowa sprawa. Palestyńczycy powinni mieć prawo do życia bez terroru, bez indoktrynacji ich dzieci do terroru, bez ciągłego pchania do wojny przez polityków, których nikt nie wybrał.

Intryguje pytanie, czy tego właśnie chcą, albo raczej jak wielu tego chce, bo między abstrakcyjnym prawem, a faktycznymi oczekiwaniami większości może być poważna rozbieżność.            

Arabski uczony na początku swojej rozprawy zauważa, że amerykańscy politycy i dyplomaci od początku wojny w Strefie Gazy nalegali na utworzenie palestyńskiego państwa. Uczony nie pisze, kiedy się ta wojna w Strefie Gazy zaczęła, ani kto ją rozpoczął, pisze że „te wezwania wydają się być oderwane od rzeczywistości.”

„Po latach śmierci i zniszczeń oraz dziesięcioleciach represji, większość Palestyńczyków nie wierzy, że rozwiązanie w postaci dwóch państw jest wykonalne lub nadchodzące. W rzeczywistości sondaże sugerują, że większość Palestyńczyków popiera obecnie zbrojny opór jako sposób na zakończenie konfliktu.”

Uczony nie podaje danych z sondaży na temat poparcia dla Hamasu, ani tym bardziej tego, że po roku wojny jest ono wyższe, na terenach, które Jordania niegdyś zaanektowała i nazwała „Zachodnim Brzegiem” niż w Strefie Gazy, która po wyjściu z niej Izraelczyków rzekomo miała z pomocą całego świata, stać się śródziemnomorskim, czysto palestyńskim Singapurem. Studiujący stosunki międzynarodowe doktorant może nie podejrzewać, że tak szacowne pismo może mu serwować propagandową papkę i powtarzać jak za panią matka pacierz opowieści o nieszczęsnych, prześladowanych Palestyńczykach, którzy marzą o prawie do spokojnego życia.

„Łatwo zrozumieć – czytamy dalej – dlaczego nawet bez roku wojny mogą być rozczarowani. Stany Zjednoczone spędziły dziesięciolecia na promowaniu rozwiązania w postaci dwóch państw, jednocześnie dostarczając Izraelowi broń, pozwalając mu na rozszerzanie osiedli na okupowanych terytoriach i pozwalając mu na przejmowanie większej ilości palestyńskiej ziemi i zasobów naturalnych.”

Nie ma tu palestyńskich rakiet, nie ma grup terrorystycznych, nie ma wzmianki o stojącej za nimi ideologii z jej głównym (jeśli nie wyłącznym) celem „Palestyny od rzeki do morza”, nie ma również wzmianki o wielokrotnych odmowach własnej państwowości w zamian za rezygnację z terroru. Jest natomiast oskarżenie o popieranie przez Amerykę prawa Izraela do samoobrony, bo to ignoruje podstawowe prawo Palestyńczyków do „zbrojnego oporu”.

Czerpiący informacje z tak poważnego źródła student może nie zauważyć, że został oderwany od rzeczywistości, (chociaż to akurat wymaga wcześniejszego przygotowania na wstępnym etapie studiów).

Marwan al-Muasher przedstawia swoją wizję inicjatywy pokojowej.

„Nadszedł czas na fundamentalną zmianę w podejściu świata do konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Zamiast skupiać się na rozwiązaniu w postaci dwóch państw jako ostatecznym rozwiązaniu sporu, międzynarodowi przywódcy powinni najpierw skupić się na zapewnieniu Palestyńczykom i Izraelczykom równych praw. Rządy zewnętrzne powinny w szczególności wywierać presję na oba narody, aby zgodziły się na wspólne zasady i reguły — pozostawiając kształt rozwiązania na później. I powinny pozwolić państwom arabskim przewodzić w promowaniu rozwiązania konfliktu opartego na prawach. W przeciwnym razie wszelkie nowe dążenia do pokoju są skazane na niepowodzenie, podobnie jak wszystkie negocjacje w ciągu ostatnich 30 lat.”

Mógłby ktoś pomyśleć, że jordański myśliciel zasadnie obwinia zachodnich polityków i dyplomatów o brak rozsądku. Powierzenie zadania budowania palestyńskiej państwowości międzynarodowemu terroryście, odpowiedzialnemu za dwie wojny domowe, (jedną w Jordanii, a drugą w Libanie), odpowiedzialnemu za międzynarodowy terroryzm, za niezliczone mordy muzułmanów, Żydów i chrześcijan, nie rokowało najmniejszych nadziei na równe prawa. Nadzieja, że sprowadzony z Tunezji Arafat i jego uzbrojone bandy, będą zwalczać terroryzm i demokratycznie, z respektem dla opozycji, budować zręby państwowości było albo całkowicie świadomym blokowaniem jakiejkolwiek możliwości pokojowego rozwiązania konfliktu, albo świadectwem głębokiego upośledzenia. Ponieważ tego pierwszego (mimo licznych poszlak) nie możemy ponad wszelką wątpliwość udowodnić, pozostaje akceptacja, że zachodni politycy i dyplomaci uczciwie wierzyli w to, co mówili. Dziś jednak wiemy, że Arafat nie zamierzał budować palestyńskiego państwa, żyjącego w pokoju obok Izraela, że nie zamierzał wyrzekać się terroryzmu, że nie zamierzał akceptować demokratycznej opozycji, ani tym bardziej wykorzystywać palestyńskiego samorządu do zapewnienia Palestyńczykom wolności i dobrobytu.   

Jak zatem ta „nowa”. arabska propozycja pokojowa ma zapewnić Palestyńczykom równe prawa? Autor eseju przypomina najpierw historię. Były próby negocjacji, ale się nie powiodły.  Wyjaśnienia tego niepowodzenia są sporne. Kolejni amerykańscy prezydenci zachęcali, ale właściwie nie wyjaśniali, co takie porozumienie miałoby oznaczać. Więc kraje arabskie próbowały zrekompensować tę porażkę oferując Izraelczykom kuszącą propozycję końcową:

„W zamian za suwerenne państwo palestyńskie przyznaliby Izraelowi zbiorowy traktat pokojowy, gwarancje zbiorowego bezpieczeństwa i milczącą umowę, że państwa arabskie nie eksmitują milionów palestyńskich uchodźców mieszkających w ich granicach. Obiecali również zakończenie wszelkich roszczeń terytorialnych po wycofaniu się Izraela. Jednak te propozycje nie wystarczyły, aby sprzedać porozumienie.”

Jordański uczony nie wyjaśnia dlaczego nie wystarczyły i przechodzi do stwierdzenia, że po latach to rozwiązanie w postaci dwóch państw jest coraz mniej prawdopodobne, ale to nie palestyński terror jest temu winien, a osadnicy, twierdzenia Izraela, że to tereny sporne,   nielegalna okupacja, jak również twierdzenia, że „Zachodni Brzeg” i Gaza to ziemia dana Żydom przez Boga. Zachód, zdaniem tego autora, porzucił proces pokojowy, ograniczając się do bezzębnej krytyki Izraela. Na domiar złego, kilka państw arabskich nawiązało stosunki z Izraelem, mimo tego, że Izrael nie poczynił żadnych ustępstw w stosunku do Palestyńczyków. W tej sytuacji wielu naukowców zaczęło forsować alternatywę w postaci rozwiązania jednopaństwowego.      

W takim państwie, rozciągającym się od rzeki do morza, Izraelczycy i Palestyńczycy mieliby równe demokratyczne prawa. Niestety w obu społeczeństwach są jakieś zastrzeżenia wobec takiego rozwiązania, co prowadzi do impasu. Atak Hamasu (tak, jordański autor wspomina o tym ataku), spowodował radykalizację Izraelczyków i teraz izraelski parlament opowiedział się za odrzuceniem koncepcji rozwiązania w postaci dwóch państw. Państwa arabskie są dziś podzielone, nie mają silnego przywództwa, a Zachód przez rok nie umiał nakłonić Izraela do zawarcia pokoju. W tej sytuacji kraje arabskie powinny porzucić ideę rozwiązania w postaci dwóch państw i skoncentrować się na równych prawach.  Krótko mówiąc  chodzi o to, żeby zarówno Izraelczycy, jak i Palestyńczycy mieli prawo do praw zapisanych w Karcie ONZ. Jak to osiągnąć? Zwyczajnie – strony muszą zgodzić się na zakończenie negocjacji w ciągu pięciu lat, unieważnić wszystkie praktyki, które są dyskryminujące, a proces musi być kierowany przez ONZ i instytucje międzynarodowe z uprawnieniami wykonawczymi. Co zatem stoi na przeszkodzie? Netanjahu, który nie jest zdolny do przyjęcia rozwiązania opartego na prawach.

Jordański uczony proponuje, żeby o bezpieczeństwie Izraela rozstrzygała Rada Bezpieczeństwa ONZ oraz Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, zasadnie podejrzewa, że obecny premier nigdy na to nie pójdzie, obawia się, że inni politycy izraelscy też nie.      

Tak więc, propozycja takiej inicjatywy pokojowej jest genialna, wymaga tylko nowego przywództwa, tak Izraelczyków jak i Palestyńczyków. To dla obu stron będzie trudne. Izraelczycy mają demokrację i wolne wybory, więc tu nic się nie da zrobić, ale jeśli idzie o Palestyńczyków to sprawa jest łatwiejsza:

„Wśród Palestyńczyków jest osoba o pozycji i poparciu społeczności potrzebnym do przeprowadzenia transformacji: Marwan Barghouti. Jeden z najbardziej prominentnych polityków Organizacji Wyzwolenia Palestyny, Barghouti, odsiaduje obecnie wyroki dożywocia w izraelskim więzieniu za udział w drugiej intifadzie w latach 2000–2002. W wyniku swojego zaangażowania na rzecz niepodległości Palestyny jest niezwykle popularny wśród wszystkich frakcji palestyńskich. Ale popiera pokojowe rozwiązanie z Izraelem, co czyni go jednym z nielicznych liderów posiadających zarówno pozycję, jak i motywację niezbędną do wynegocjowania porozumienia. Dlatego też konieczne jest, aby Izrael wypuścił go z więzienia.”

Tak więc, Palestyńczycy pod wodzą terrorysty Marwana Barghoutiego byliby gotowi do zaakceptowania takiej propozycji. Z Izraelczykami gorzej, bo większość byłaby temu przeciwna, więc trzeba Izrael zmusić.  

„Syjonistyczny projekt ustanowienia pokojowego, demokratycznego i żydowskiego państwa na historycznych ziemiach palestyńskich upada, jeśli już nie jest martwy. Innymi słowy, syjonistyczny projekt nie może już definiować przyszłości Izraela. Musi go zastąpić inny projekt, oparty na równych prawach.”

Martwi się troszkę uczony, że niektórzy Palestyńczycy będą się obawiać, że projekt jednego państwa rozmyje ich tożsamość narodową. Zapewnia jednak, że nic takiego im nie grozi, że będzie tak jak w RPA.   

Kończąc lekturę tej rozprawy, której autor prawdopodobnie nie jest tak naiwny jak udaje, wybucham śmiechem, a potem uświadamiam sobie, że zostało to opublikowane w piśmie cieszącym się opinią jednego z najbardziej respektowanych źródeł informacji o polityce międzynarodowej.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com