Wykład, którego nie było


Wykład, którego nie było

Andrzej Koraszewski


Zaprzyjaźniony filozof miał zawsze wyłączony telefon. Automat odpowiadał: „Myślę, więc mnie nie ma”. Dzwoniłem i mówiłem do automatu: „Przestań myśleć i zadzwoń, bo mam interes”. Odpowiadał po chwili i żydłacząc pytał: „Jaki ty  możesz mieć interes?” Ani on nie był Żydem, ani ja, ale obaj uwielbialiśmy życzliwe żydowskie dowcipy. Jego już całkiem nie ma, ja jeszcze jestem.

Zastanawiacie się Państwo, kto to jest ten facet, którego tu nie ma?

Zaraz o tym opowiem, tylko wyjaśnię dlaczego mnie nie ma.

Rocznik 1940, jestem na wpół głuchy, z jedną struną głosową, więc skrzeczę jak głośnik na starej stacji kolejowej, a z powodu kilku zawałów wysiłek mówienia powoduje, że słuchacze zastanawiają się, czy już wzywać pogotowie, czy próbować zrozumieć, co ten facet bełkocze. Jestem młody, silny i zdrowy wyłącznie na siedząco i w głębokiej ciszy. Dziękuję zatem za wyrozumiałość  i jedziemy dalej tak, jakbym tu był w pełnej sprawności.    

Jeśli Państwo zastanawiają się kim jestem, to muszę wam zdradzić tajemnicę. Ja się nad tym pytaniem zastanawiam od ponad siedemdziesięciu lat. Kiedy człowiek ma naście lat zastanawia się nad tym pytaniem intensywniej, ale dla wielu z nas jest to pytanie na całe życie. Zastanawiamy się jak znaleźć właściwą stronę historii, jak być lubianym, jak być dobrym człowiekiem. Codziennie odbieramy informacje o nowych wydarzeniach i próbujemy ustalić, co jest prawdą, co fałszem, a co półprawdą, a przede wszystkim, co ważne, a co drugorzędne.

Przy tych codziennych rozważaniach cały czas w tle jest pytanie podstawowe – kto to jest ten człowiek, którego widzę w lustrze?      

Do pociągu życia wsiadamy na różnych stacjach, do różnych wagonów i dostajemy miejsce przy różnych oknach, czasem po lewej, czasem po prawej stronie wagonu, czasem bliżej środka, z ograniczonym widokiem na obydwie strony.

Ogląd mijanej rzeczywistości jest zawsze ograniczony, przez trasę pociągu, ruch, ramy okna. Wiemy, że świat oszukuje, ale chcemy wierzyć, że jesteśmy sprytniejsi, a może nawet mądrzejsi niż inni i że MY nie daliśmy się oszukać, a ONI dali się wpuścić w maliny.  

To przekonanie jest zdradliwe, a nasz umysł jest podstępny, potrzebujemy pewności, więc nasz mózg uprzejmie zapewnia nam większą koncentrację uwagi na tym, co potwierdza nasze przekonania.      

Czas i miejsce narodzin jest bardzo ważny, urodziłem się w siódmym miesiącu wojny (ale po dziewięciu miesiącach ciąży), a to znaczy, że wśród najstarszych zapamiętanych obrazów jest huk armat i ludzkie zwłoki leżące na ulicy. Syn przedwojennego oficera i oficera Armii Krajowej. Więc po wojnie wbity w pamięć obraz matki stojącej przy oknie i czekającej, czy ojciec wróci z pracy, czy zniknie jak tylu innych. Sprawa żydowska wisząca w powietrzu. „Zdejm czapkę w domu, nie jesteś Żydem”. To akurat zapamiętałem, ze względu na gniew ojca na babkę, wyrażony zaledwie jednym słowem: Mamo! Dopiero później zacząłem dostrzegać i rozumieć więcej. Twierdzenie, że szkoda, że Hitler nie dokończył roboty, nie było powszechne, ale nie można było nie zauważyć tych, którzy tak sądzili. Ci ludzie uzasadniali swój antysemityzm różnie, najczęściej tym, że Żydzi to komuniści, że pomagają Ruskom, że są źli. Skąd wiedziałem, że to nie tak? Nie wiem, pamiętam mruknięcie matki, że Żydzi są różni, ale nie było żadnych poważnych rozmów na ten temat, dopiero dziesiątki lat później dowiedziałem się, że brat matki bronił przed wojną żydowskich kolegów na uczelni.

Gdzie jest właściwa strona historii? Wielu zastanawia się nad pytaniem, co by wybrali, gdyby urodzili się sto, dwieście, czy pięćset lat temu. Wybór łatwiejszy, bo wiemy co było dalej. Ale taka zabawa jest bez sensu, próbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie jest właściwa strona historii mając mało danych, w oparciu o emocje i zdradliwe poczucie pewności siebie, nie mając pojęcia, co kryje jutro.

Skąd ten wykład, z kim rozmawiam, komu i na co próbuję odpowiedzieć? Wirtualny znajomy napisał list: 

„Panie Andrzeju, chciałem pokazać dwie reakcje na Pana artykuł o antysemityzmie”.

Okazało się, że to nie był mój artykuł, a opublikowany na mojej stronie artykuł amerykańskiego autora Roberta Williamsa pod tytułem: ‘Organizacje pozarządowe napędzające antysemityzm w Europie i na świecie’„.

Autorzy reakcji na artykuł Williamsa nie nawiązują do treści artykułu, który opowiada o niesłychanie aktywnej antysemickiej palestyńskiej grupie Samidoun, silnie obecnej w Europie i Ameryce, protestują generalnie przeciw nazywaniu gniewu na Izrael antysemityzmem.

K. napisał, że ludzie współczują jak umierają Żydzi i gniewają się kiedy Żydzi się bronią, napisał to inaczej, mógł nie wiedzieć co napisał. 

Odpowiedział mu A, że antysemityzm to nie antysemityzm:

Dyskusja pod tym artykułem była znacznie dłuższa chociaż nadal nie wspominano o jego treści. Zatrzymało mnie na dłużej jedno zdanie: „ilość informacji z kompetentnych źródeł jest wystarczająca, żeby wyrobić sobie opinię zarówno o zbrodniczym działaniu Hamasu, jak i władz Izraela i izraelskiego wojska w ostatnich 15 miesiącach”.

Poczucie, że mam dostęp do kompetentnych źródeł i dotarłem do jedynie słusznej decyzji oszukało mnie w życiu kilka razy. Autor tych słów jest historykiem, nauczycielem akademickim zapewne z nawykiem podejrzliwego oglądania dokumentów, zarówno kiedy są to dokumenty władz, relacje świadków, opowieści dziennikarzy, jak i prace zawodowych historyków.

Nie informuje, jak definiuje „kompetentne źródła”, ani ich nie wymienia, nie podaje nawet przykładów. Mamy kłopot, bo dowiadujemy się, że ma kompetentne źródła i na ich podstawie posiada wyrobioną opinię.

Jak oceniać źródła? Osobiście szukam źródeł rzetelnych, a więc takich, które bardzo rzadko wprowadzają w błąd, a jak to robią, to natychmiast się do tego przyznają, dalej mamy źródła niechlujne, na które szkoda czasu oraz źródła profesjonalnie tendencyjne i propagandowe.

Informacja o posiadaniu kompetentnych źródeł pojawia się pod artykułem o drobnym fragmencie wojny propagandowej, o organizacji wyspecjalizowanej w podżeganiu do nienawiści.

Gdzie zatem możemy szukać kompetencji rozumianej jako połączenie, wiedzy, rzetelności i sprawności?

W renomowanych firmach handlujących informacją mamy na samym czele BBC, „New York Times”, Reuters.

Jest taki szpital w Gazie, na który spadła wadliwa palestyńska rakieta zabijając kilkanaście osób. Hamas przekazał wiadomość, że Izrael zbombardował ten szpital zabijając 500 osób.

Która z tych najbardziej renomowanych firm wstrzymała się przed przekazaniem fałszywej informacji?

Żadna. Czy mogę mieć pretensje do polskich serwisów informacyjnych, że powtórzyły fałszywą informację za kompetentnymi źródłami? Mogę, ponieważ jak każdy inny naprawdę zainteresowany człowiek, w tym czasie kiedy BBC podawało fałszywą informację za Hamasem, wiedziałem z rządowych izraelskich źródeł, że wiadomość jest co najmniej niepewna, a najprawdopodobniej całkowicie fałszywa.

Czy kompetentne źródła dezinformują, bo chcą oszukiwać, czy dezinformują, bo wcale nie są tak kompetentne jak się niektórym wydaje?

Opowiem wam o Alice Teodorescu, to młoda Szwedka, która jako pięcioletnia dziewczynka w 1989 roku znalazła się w Szwecji, chodziła do szkoły w mieście, w którym mieszkałem prawie 15 lat, tu skończyła prawo, jest dziś posłanką do Parlamentu Europejskiego. Kiedy Hamas za straszną cenę uwolnił w styczniu pierwsze trzy kobiety, Alice mówiła:

„Maski opadły z tak zwanych bojowników o wolność, którzy, podobnie jak wielu innych wziętych za niewinnych cywilów, otoczyli jak hieny trzy młode kobiety wyrwane wczoraj z rąk przemocy Hamasu”.

Wyrażając sprzeciw wobec „pozbawionych kręgosłupa polityków Zachodu, dziennikarzy-aktywistów i skorumpowanych instytucji sądowniczych”, Teodorescu żądała stanowczego potępienia Hamasu, „teraz, gdy zamaskowane potwory zostały zdemaskowane, skakały po dachu karetki Czerwonego Krzyża — a tym samym depcząc nasze zachodnie wartości”.

W potoku fałszywych słów ten głos został zignorowany, jej koledzy zbyt wiele zainwestowali w kłamstwa, żeby mogli go usłyszeć. Zwrócił uwagę w Izraelu i w diasporze.

Alice Teodorescu jest trochę zażenowana, mówi, że „Za każdym razem, gdy jakiś Żyd dziękuje mi za moje stanowisko, robi mi się smutno, ponieważ moja reakcja powinna być normą”. Mam wrażenie, że ona nie broni Żydów, że broni siebie przed zakłamanym światem, broni tego, co uważa za słuszne, wbrew „kompetentnym źródłom”.

Czy to projekcja mojej własnej walki z zakłamanym światem na motywacje tej wspaniałej Szwedki? Być może.

Obserwuję wielu ludzi, którzy nie są Żydami, jak bronią się przed zalewem kłamstw o Żydach i  Izraelu, broniąc się przed tsunami fałszu szturmującego z „kompetentnych źródeł”. Dlatego właśnie kilka lat temu napisałem książkę pod tytułem „Wszystkie winy Izraela”

Pomysł tego właśnie znaczka na okładce podsunąłem wydawcy sam. Znaczek wydany w Iranie, z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka w 1991 roku. Porusza mnie z kilku powodów.

Brat mojej matki, Zbigniew Jasiński, miał w 1920 roku 12 lat. Zapisał się do harcerstwa i na jednej z pierwszych zbiórek zastępowy zabrał dzieci do dzielnicy żydowskiej w Poznaniu, żeby poćwiczyć rzucanie kamieniami w okna żydowskich domów. Zbyszek opowiedział o tym w domu. Nie wiem jak dziadek zareagował, ale Zbyszek pisał mi po latach, że zapamiętał tę rozmowę do końca życia.

Czytałem w jakiejś książce, że jemeńscy Żydzi napisali w XVIII wieku do tureckiego sułtana prośbę, żeby władze zaczęły reagować na wybijanie szyb w żydowskich domach. Sułtan (a może tylko któryś z jego ministrów) napisał list do władz w Sanie i otrzymał odpowiedź, że jest to stary zwyczaj, na który nie można reagować, bo może to wywołać niepokoje. Więc ten irański znaczek na Dzień Dziecka do mnie krzyczał głośniej niż do innych. 

Kim jesteśmy? Jesteśmy ulepieni z okruchów, które dotarły do naszej świadomości i tych, które wdarły się do naszej podświadomości. Podobnie jak sztuczna inteligencja budujemy odpowiedzi na nasze pytania w oparciu o to, co siedzi w pamięci. Nasz system skojarzeń jest zarówno jednostkowy, jak i zbiorowy. Możemy buntować się przeciw kulturze, w której wyrośliśmy, ale nie możemy od niej uciec.

Kiedy historyk mówi, że ma dostęp do kompetentnych źródeł, które pozwalają mu na wyrobienie sobie opinii, daje do zrozumienia, że nie ma wątpliwości, że nie musi niczego sprawdzać, informuje, że zapomniał, że najłatwiej oszukują nas ci, którym bezgranicznie ufamy.

Zatrzymajmy się przy słowie „oszukują”. Rodzice przekazujący dziecku wątpliwe mity, na ogół święcie w nie wierzą. Mogę być oszukany przez ludzi, którzy nie mieli najmniejszych intencji oszukania nas. Mój mózg skupiając moją uwagę na tym, co potwierdza moje przekonania, nie robi tego, żeby mnie oszukać, to efekt ewolucji, to było i pewnie nadal jest jakoś przydatne, ale często kończy się umocnieniem błędnego poglądu.

Przekonani o izraelskich zbrodniach, o ludobójstwie w Gazie, o apartheidzie bronią się przed poddaniem tych opinii drobiazgowemu badaniu. Wolą to nazwać „krytyką Izraela”, wolą odwołać się do autorytetu ONZ, do międzynarodowych trybunałów, do organizacji broniących praw człowieka, takich jak Amnesty International czy Human Rights Watch. Czy oni wszyscy świadomie i z premedytacją nas oszukują, czy tylko sami dali się wprowadzić w błąd?                  

Artykuł, którego dyskutującym nie chciało się przeczytać, traktuje o organizacji Samidoun, która świadomie wprowadza w błąd, świadomie sączy kłamstwa.

Kiedy Carska Ochrana zleciła opracowanie i wydanie „Protokołów Mędrców Syjonu” intencja była jednoznaczna, krył się za tym zamiar wprowadzenia maksymalnej liczby ludzi w błąd. Co więcej, była to operacja nadzwyczaj skuteczna, a jej oddziaływanie przetrwało upadek caratu, wpłynęła na umysły niemieckich nazistów, na propagandę komunistyczną, która zmieniła pelerynę z czarnej na czerwoną, a antysemityzm na antysyjonizm. Ta podstępna operacja carskiej Ochrany wpływa nadal na świat muzułmański.

Polski pisarz Piotr Ibrahim Kalwas, uciekając od naszej katolickiej kultury,  nawrócił się na islam. Mieszkał przez wiele lat w Egipcie gdzie odkrył prawdziwą twarz islamu. Kilka lat temu rozmawiał z egipskim profesorem, który z rozpaczą w głosie powiedział mu, że z całej europejskiej literatury XX wieku świat arabski naprawdę przyswoił sobie tylko dwie książki: „Protokoły mędrców Syjonu” i „Mein Kampf”. Muzułmańscy uciekinierzy od tej kultury nienawiści opowiadają jak potwornie trudno się z niej wygrzebać, jak trudno przestać nienawidzić i ile trzeba za ten bunt zapłacić.

Kiedy spotykam człowieka opowiadającego z przekonaniem o izraelskim ludobójstwie, pytam czasem, czy potrafi wymienić kilka nazwisk palestyńskich dysydentów, Palestyńczyków mówiących, że winą za cierpienia Palestyńczyków obarczają Hamas i Organizację Wyzwolenia Palestyny?  Reakcją na takie pytanie jest niechętny wzrok, jakby nie rozumieli, co do nich mówię. Jest jednak gorzej, ludzie, którzy wiedzą przed jakimi wyzwaniami stoi Izrael, też na ogół nie znają tych nazwisk, bo niby skąd, kompetentne źródła starannie przed nimi łamanie praw Palestyńczyków przez Palestyńczyków, okradanie Palestyńczyków, indoktrynowanie dzieci do islamonazizmu ukrywają i tu mamy do czynienia z świadomym oszustwem przez kompetentne źródła, które umyka uwadze nawet nauczycieli akademickich.

Przez 12 lat pracowałem w BBC. Już w latach osiemdziesiątych mieliśmy zakaz używania słowa „terrorysta.”

Czy ludzie wygłaszający płomienne mowy w obronie Palestyńczyków naprawdę współczują Palestyńczykom, czy tylko nienawidzą  Żydów? Łatwo to sprawdzić, kiedy pytamy o ich wiedzę na temat sytuacji Palestyńczyków  pod rządami Palestyńczyków lub innych Arabów.

Czy jestem po właściwej stronie historii? Każdy z nas chciałby się zapisać do klubu mądrych i szlachetnych. Nie ma takiego klubu. Szukanie właściwej strony historii skazuje nas na samotność .

Izraelska dziennikarka, Liat Collins pisze:

„Izrael nie potrzebuje waszego współczucia – choć byłoby miło. Potrzebuje, byście zrozumieli niebezpieczeństwa, z którymi wszyscy się mierzymy. To nie są ćwiczenia, to rzeczywistość.”

Czy wystarcza nam wyobraźni? Kiedy przyjechałem do Szwecji w 1971 roku pytałem starszych Szwedów, którzy byli już dorośli podczas wojny, jak odbierali informacje o barbarzyństwie niemieckich nazistów? Starsza ode mnie o 15 lat zaprzyjaźniona nauczycielka, która miała 20 lat w momencie zakończenia wojny, powiedziała, że docierały informacje tak okropne, że uważała je za zmyślone. Powiedziała „nie starczało nam wyobraźni, nie dawało się tego zaakceptować”.

Mieszkam na skraju małego miasteczka, właściwie na wsi, w domu z ogrodem. Kiedy Rosja napadła na Ukrainę gościliśmy przez kilka miesięcy ukraińską matkę z ośmioletnią córką. Drugiego dnia po ich przyjeździe byliśmy w ogrodzie, nisko nad nami pojawiła się sportowa awionetka. Nagłe przerażenie w oczach małej dziewczynki opowiedziało mi o tym, co trudno sobie wyobrazić.

W Gazie giną dzieci. Dla Izraelczyków broniących swoich dzieci to jest dramat, to straszliwy koszt walki z śmiertelnym wrogiem, wrogiem, który z całą premedytacją strzela przeciwczołgowymi pociskami do szkolnych autobusów, który podrzyna dzieciom gardła, który wrzuca niemowlęta do pieca. 

Kilka lat temu opublikowałem inną książkę.

Historia tytułu tej książki jest ciekawa. Czy znacie nazwisko Ahed Tamimi? To palestyńska dziewczynka, którą rodzice od kołyski wychowywali na prowokatorkę. Żona robiła kiedyś polskie napisy do różnych filmów na YouTube. Był taki film, na którym dwunastoletnia wówczas Ahed Tamimi prowokuje izraelskich żołnierzy, a rodzice i dziennikarze kompetentnych źródeł radośnie to filmowali. Izraelczycy opędzali się od niej jak od uprzykrzonej muchy. Nadałem temu filmowi polski tytuł „Co izraelscy żołnierze robią palestyńskim dzieciom”. Wiedziałem że to przyciągnie widzów, nie wiedziałem jak bardzo przyciągnie. (Normalnie takie filmy mają między kilkadziesiąt, a kilkaset obejrzeń. Ten (zaledwie minutowy) film obejrzało milion dziewięćset siedemdziesiąt tysięcy osób. Było dużo komentarzy, dominowała złość, że przecież oni nic tej dziewczynce nie robią.

Dziś palestyńskie dzieci faktycznie giną, jedne z tych dzieci to młodociani bojownicy ginący z bronią w ręku. Dzieci-żołnierze, których wykorzystywanie w walce gniewa wielu Palestyńczyków, czasem są to dzieci hamasowskich terrorystów, które same niczym nie zawiniły, często są to po prostu ofiary strasznej wojny, wywołanej przez Hamas, inspirowanej przez Iran i gloryfikowanej przez ludzi na Zachodzie, zdobiących się palestyńską kefiją na znak solidarności z tym, co wydaje im się właściwą stroną historii.

Czy stosunek do Izraela jest dziś papierkiem lakmusowym informującym, czy jesteśmy po właściwej stronie historii?  W tej sprawie jestem całkowicie zgodny z sympatykami „sprawy palestyńskiej”. Różnimy się tylko w odczytywaniu wyniku tego testu. Oni współczują Palestyńczykom, którym Izraelczycy utrudniają zabijanie Żydów i niezdarnie oszukują się, że to tylko „niewinni Palestyńczycy” zabijani przez tego zbrodniarza Netanjahu, ja mam szacunek dla premiera Netanjahu, który przewodzi armii próbującej zniszczyć śmiertelnego wroga, dokonując kosztownych wysiłków, żeby oszczędzić strat wśród faktycznie nie biorących w walkach cywilów.

Wiecie Państwo, idę o zakład, że na tej sali połowa lub więcej niż połowa ma wrażenie, że ten Netanjahu to jakaś szemrana postać. Kompetentne źródła zrobiły co w ich mocy, żeby przekonać nas, że to jakiś kryminalista i zbrodniarz. Jestem dziennikarzem, bardzo podejrzliwym wobec kolegów dziennikarzy, przyglądam się tym manewrom od lat i mam wrażenie, że zbyt wielu zbyt mocno zależy na tym, żebyśmy nie dostrzegli w nim męża stanu. Historia tej walki o to, żebyśmy źle myśleli o izraelskim premierze mogłaby być przedmiotem odrębnego spotkania. Zostańmy jednak przy zbrodniach Izraela. Zatrzymała mnie na długo opowieść australijskiego generała, który był z grupą innych  wysokich oficerów NATO badających sposób prowadzenia wojny przez Izraelską Armię Obronną. Pewnego dnia był z wizytą u izraelskiego generała, który przy nim żegnał się z synem wezwanym nagle  do jednostki. Ojciec uścisnął syna mówiąc: „Idź, i wróć człowiekiem”.

Wojna jest koszmarem, nie tylko możesz zostać zabity lub okaleczony na resztę życia, ale będziesz zabijał, a to jest groźnie dla twojego człowieczeństwa. Jestem synem oficera, których wysyłał młodych ludzi do walki, mając świadomość, że nie tylko będą narażać swoje życie, ale i swoje człowieczeństwo. Powtarzał wiele razy: „armia jest taka, jaki jest jej korpus oficerski”.

Te słowa izraelskiego generała posłużyły mi za tytuł innej książki.

Wydana jeszcze przed 7 października 23 roku, pisałem ją pytając raz jeszcze, kim jest ten stary człowiek, którego widzę w lustrze.  To pytanie wraca każdego ranka, wraz z świadomością, że wiem zbyt mało, że jestem ulepiony ze strzępków,  z okruchów rzeczywistości, które dotarły do mojej świadomości i tych, które wtargnęły do podświadomości.

Alice Teodorescu mówi, że jej postawa powinna być normą. Nie jest, egipski dysydent napisał książkę o jednoosobowej mniejszości. To opowieść o wyrywaniu się z kultury kłamstwa, o dramacie samotności, o utracie bliskich i przyjaciół, a wreszcie o konieczności ucieczki z kraju. Właściwa strona historii czasem przeraża, grozi sztormami, wolimy wrócić do bezpiecznego portu ukrywanej przed sobą hipokryzji.

Nie wiem i nie mogę wiedzieć jakbym się zachował w latach trzydziestych ubiegłego wieku, gdybym się urodził o 30 lat wcześniej. Czy mam rację, oceniając dzisiejsze spory?  Czy jestem po właściwej stronie historii? Kim jestem? Mieszkam w świecie skradzionych autorytetów moralnych, w którym ONZ jest demokratyczną organizacją autokratów i tyranów, obrońcy praw człowieka oszustami biorącymi pieniądze od zbrodniarzy, Palestyna mityczną ojczyzną awangardy proletariatu, a kompetentne źródła powielają oczywiste kłamstwa. Wybór wydaje się oczywisty. Ten wybór nie jest i nie będzie normą. Pozostaje próba świadectwa.

***

Wirtualny znajomy, chciał mnie zaprosić na wykład w instytucji, z którą jest związany. Przestawiłem propozycję, zaprzyjaźniony aktor chciał użyczyć głosu. Coś poszło nie tak.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com