Archive | June 2017

Przezroczyste ręce – Rejwach Grynberga

Przezroczyste ręce – Rejwach Grynberga

Paulina Małochleb


Paulina Małochleb – krytyczka i badaczka literatury, sekretarz Nagrody im. Wisławy Szymborskiej.

Rejwach Grynberga – jeśli uważacie, że literatura daje odpowiedzi na pytania – nie sięgajcie po tę książkę.

Jeśli szukacie w literaturze pocieszenia – odłóżcie ją.

To dobry adres dla rozpaczy. Jeśli jesteście zatem gotowi zawiesić swoje oczekiwania, wystawić się świadomie na największą ohydę ludzką, pamięć cierpienia, poruszenie – to trafiliście we właściwe miejsce.

W Rejwachu powraca temat doświadczenia Zagłady, świadectwa jednostek ukrywających w dalszym ciągu swą żydowską tożsamość. Żałoba po śmierci bliskich i utracie całego znanego świata nie słabnie zatem z czasem, a wzmacnia się przez milczenie trwające przez kolejne dziesięciolecia, przez strach i poczucie niezrozumienia. Kluczem do wszystkich tych nowel są dwie figury: zwodzenie i oczyszczenie. Jak się okazuje bowiem – wszyscy tutaj kłamią (albo milczą): matka, która boi się poprowadzić swoją córkę na cmentarz, by pokazać jej groby dziadków, bo musiałaby ją zabrać na cmentarz żydowski; kobieta, którą w czasie wojny molestowano seksualnie; staruszka, która dopiero na łożu śmierci wyznaje, że ma żydowskie pochodzenie i pozostawia oszołomionych bliskich; stary żyd, który po wojnie wylądował za granicą i wiele lat później przekonał swą rodzinę, że wioska ze „Skrzypka na dachu” to jego rodzinne miejsce; córka fotografa, która studiując rodzinne zdjęcie, orientuje się, że nie jest jego biologicznym dzieckiem.

Wydawać by się mogło, że w Polsce nie da się napisać nic nowego o Holocauście, że niemożliwa jest też już nowa forma – Grynberg po raz kolejny temu przeczy. Jego poprzednia książka, Oskarżam Auschwitz, wykorzystywała formułę wywiadów – dialogów reportera z bohaterami. Wszyscy oni byli potomkami ocalonych z Zagłady, choć z ich wyznań wynikało jasno, że ocalenie miało wyłącznie charakter fizyczny i że bagaż wojny, żałoby oraz utraty dźwigały kolejne pokolenia. Grynberg nie eksperymentował tam z formą, choć usuwał siebie – jako słuchacza, ale i poruszyciela, z sprawą którego dochodziło do rozmowy – poza ramę opowieści. Jeśli się ukazywał czytelnikowi, to zawsze miał ku temu dobry powód, jego postać, Żyda, który zdecydował się żyć w Polsce, budziła w jego rozmówcach bardzo często sprzeciw i niezrozumienie. Inaczej jest w Rejwachu, bo tutaj Grynberg wybiera formułę znaną na Zachodzie jako faction, połączenie elementów fiction i non-fiction. Z fiction zapożycza nowelową budowę swoich utworów, czyli krótką i wyraźną ekspozycję oraz mocną puentę historii oraz swobodne opracowanie historii usłyszanych od rozmówców (bo jak mówi w wywiadach, część tych opowieści jest zmyślona, albo też łączy biografie i doświadczenia różnych postaci w jednej osobie). Z non-fiction – losy postaci, które stały się podstawą dla jego zbioru, sytuację rozmowy i wyznania, konieczność dania świadectwa, postać reportera, którego obecność popycha ludzi do snucia opowieści.

No automatic alt text available.

W serii nowel pojawia się kilkadziesiąt postaci, nie jest ważne jednak ich pochodzenie społeczne, wiek, miejsce zamieszkania. Grynberg, operujący językiem oszczędnym, chłodnym, bardzo rzeczowym, oczyszcza poszczególne historie. Budowa Rejwachu przypomina scenariusz teatralny albo zapis filmowego dialogu – tu wszystko dzieje się w rozmowie, otoczenie spełnia rolę tła, a narracja ma charakter didaskaliów. Oczyszczanie (a ta czynność wydaje się dla Grynberga figurą najważniejszą i to nie tylko na poziomie języka i kompozycji) pozwala na plan pierwszy wysunąć emocje. Pamiętać trzeba, że im chłodniejszego języka używa autor, tym więcej miejsca daje emocjom czytelnika i właśnie tak dzieje się w tej opowieści. Grynberg niczym doświadczony reżyser usuwa na dalszy plan wszystko to, co mogłoby rzucić jakikolwiek cień na opowieść bohaterów. Tym samym nie daje nam też żadnego koła ratunkowego, żadnej liny, której moglibyśmy się uchwycić, żeby umknąć tym historiom.

Ten zabieg oczyszczania opowieści ma także i inny cel – służy przedstawieniu Holokaustu w sposób przejmujący, ale i etyczny. Opowieści o utracie rodziny, o ukrywaniu żydowskiej tożsamości przed Polakami nawet po wojnie, o odczuwanym przez lata lęku i traumie wydają się nam wzruszające, a tym samym – gdyby inna była forma literacka – ocierałyby się o kicz. Kicz zaś w historiach o Zagładzie jest nie tylko bardzo częstym zjawiskiem, ale i zjawiskiem ze wszech miar nieetycznym. Jan Błoński pisał kiedyś („Biedni Polacy patrzą na getto”), że Holokaust jest niewyczerpany i nieskończony, nikt go nigdy nie odtworzy, nie odmaluje, że jedyne, co może zrobić autor, to pokazać drobiazg. I to właśnie robi Grynberg.

Pisząc ten tekst, mam głębokie poczucie rozdarcia – bo żadna z moich uwag i tez interpretacyjnych nie ma tu żadnego znaczenia, bo chciałabym opowiedzieć o tym, jak odłożyłam tę książkę po przeczytaniu Klementyny i pół wieczoru patrzyłam tępo przed siebie. Ale to nie przekona czytelników, że trzeba po tę książkę sięgnąć. Na Rejwach nie ma żadnego narzędzia, które pomogłoby przepracować w sobie to, czego doświadczają bohaterowie. Nie wiem, jak to zrobić, bo tego nie da się ani zrozumieć, ani wybaczyć, ani przyjąć intelektualnie. Każdy z nas (jako czytelnik) nosi w sobie przez całe życie kilka takich historii, które tkwią mu zawszę z tyłu głowy, nie chcą nas opuścić. I nie ma to nic wspólnego z ulubionymi tekstami. Często wręcz przeciwnie: męczą nas postaci, w nocy śnią się te wątki, w nich widzimy nagle ucieleśnienie głębokich lęków przed światem, jakichś potwornych projekcji strachu przed tym, co mogłoby się stać z nami czy naszymi dziećmi. Nie mam ich wiele, ale Grynberg dał mi kolejną. I zrobił to za pomocą dwóch zdań.

A żeby nie musieli Państwo robić tu psychoanalizy, od razu napiszę, że uciekam w rozważania o gatunku, literackości i konwencji po to, żeby się z tą książką jakoś zmierzyć, żeby ją obejść w sobie. Trochę wyjaśnić, trochę ująć w ramy literatury. Żeby nie siąść i płakać.


Mikołaj Grynberg, “Rejwach”  – Nisza 2017


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Brazil denied 16,000 visas to Jews during Nazi regime

Brazil denied 16,000 visas to Jews during Nazi regime

JTA


Not even Albert Einstein’s request for a visa was granted during years of increasing Nazi persecution and the Holocaust.

JTA – The Brazilian government denied some 16,000 visas to European Jews attempting to escape the Nazi regime, according to new research looking at thousands of Brazilian documents from the World War II era.

The research was undertaken by Brazil’s Virtual Archives on Holocaust and Antisemitism Institute, or Arqshoah. It was made public for the first time last week in a documentary aired on Brazilian television.

The figures were based on monthly reports sent by Brazilian diplomats in service in Germany and Nazi-occupied countries. They obeyed 26 secret memos that forbade by the Brazilian Ministry of Foreign Affairs to grant visas to during the terms of presidents Getulio Vargas and Eurico Gaspar Dutra between 1937 and 1950.

“I believe the number could be much higher, since I researched only part of the documentation. Even after the news about the Holocaust was released, the Brazilian government continued to deny visas to survivors who, in many cases, obtained visas as Catholics,” historian and Holocaust expert Maria Luiza Tucci Carneiro told JTA.

“Both the Vargas and Dutra governments were intolerant, with political actions marked by xenophobia, anti-Semitism, and nationalist sentiments that had serious consequences for Jews seeking a host country,” he said.

The result of the extensive research became a one-hour-long documentary produced in both Brazil and Germany, named “Reporting Paths – Survivors of History,” aired by Brazilian television on June 22. In Europe, academics on Nazi education in German schools were consulted. In Brazil, several video testimonials were recorded.

“Based on oral testimony, we found that many refugees or exiles in Brazil lost family members during the Holocaust because they did not receive visas from the Brazilian government between 1937-1945. Not even a request of the great scientist Albert Einstein was attended by the chancellor Oswaldo Aranha,” she said, in a reference to the Brazilian diplomat that presided over the United Nations General Assembly session that partitioned the British Mandate of Palestine into two states, Jewish and Arab, in 1947.

recommended by:
Leon Rozenbaum

The research led by Tucci Carneiro was backed by Sao Paulo University, one of Latin America’s most prestigious. She will present a book based on 6,000 diplomatic documents from the Nazi era at the Shoah Memorial in Paris on July 2.

“Even those who survived the Nazi genocide faced difficulties in having their visas released or regularizing their citizenship after they entered as stateless. Symptoms of trauma and pain continue to mark the voices of these survivors whose trajectories are examples of courage and struggle for dignity in gloomy times,” she said.

In January, Brazil’s President Michel Temer attended a service to mark International Holocaust Remembrance Day, held at the at the country’s largest synagogue, the 2,000-family Congregacao Israelita Paulista, affiliated with both the Conservative and Reform movements.

“Remembering the Holocaust in all its pain and anguish is preparing the future. It stands to all of us as a lesson. One day may pass, one month may pass, years may pass, centuries may pass, we must remember the Holocaust for it’s a lesson for the future and for the present time,” Temer said.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Neil Sedaka / Itzhak Perlman / Cantor Helfgot – A Jewish Mother

Excerpt from “Rejoice”: A Yidishe Mame (A Jewish Mother)

PBS



Violinist Itzhak Perlman and Cantor Helfgot perform the popular Yiddish classic with Vaudeville roots “A Yidishe Mame” (A Jewish Mother) with a preface by singer and composer Neil Sedaka explaining the song’s history. Watch “Rejoice with Itzhak Perlman and Cantor Yitzchak Meir Helfgot” on Thurs. Aug. 28 at 9 pm on PBS.

 


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Dorośli do pojednania

Dorośli do pojednania

Bohdan W. Oppenheim


 

Nigdy nie wątpiłem, że samokrytyka sugerowana przez konferencję przyniesie Kościołowi i Polsce honor, a nie wstyd – stwierdził Martin I. Bresler, przewodniczący Ośrodka Pluralizmu Amerykańskiego przy Komitecie Żydów Amerykańskich, po konferencji “Rachunek sumienia: Kościół polski wobec antysemityzmu, 1989-99”, która odbyła się 20 stycznia 1999 r. na jezuickim Loyola Marymount University (LMU) w Los Angeles. Zgodnie z intencjami organizatorów – a wbrew irracjonalnym zarzutom wysuwanym już na długo przed rozpoczęciem spotkania – konferencja pokazała, iż Polacy są na tyle mocni i dojrzali do demokracji, że potrafią przeprowadzić publicznie rachunek sumienia, mówić trudną prawdę bez kompleksów, zaprzeczania i banalizowania.

Temat dojrzał do analizy na forum naukowym

Konferencja nasza z zamierzenia była odważna i bezprecedensowa, a okazała się również kontrowersyjna. Inspiracją dla organizatorów było wezwanie Jana Pawła II do wszystkich katolików, aby w ramach przygotowania do jubileuszowego roku 2000 przeprowadzili rachunek sumienia za grzechy popełnione w imieniu Kościoła w jego historii, w tym za traktowanie Żydów. Papież określił antysemityzm, używając słów zastrzeżonych dla najcięższych grzechów, jako grzech przeciwko Bogu i ludzkości.

Wśród Polaków zamieszkałych w kraju i USA widoczne jest często ogromne przewrażliwienie na zarzuty antysemityzmu, ale w Stanach wydaje się ono silniejsze. Próby podjęcia tego tematu w polskim czy polonijnym gronie często kończą się albo zaprzeczaniem, że antysemityzm wśród Polaków w ogóle istnieje (“to tylko antypolska propaganda uprawiana przez koła żydowskie”), albo demonizowaniem Żydów przez udowadnianie im antypolskich stereotypów oraz uogólnianie zarzutów o komunizm i UB, przy równoczesnym wyliczaniu aktów bohaterstwa Polaków w ratowaniu Żydów.

Poprzez stałe, wręcz obsesyjne zaprzeczanie istnieniu antysemityzmu wśród Polaków tracimy wiarygodność. Nawet Żydzi dobrej woli unikają dyskusji z nami na ten temat, bo zwątpili w naszą dobrą wolę. Jednym z celów konferencji było podniesienie poziomu polskiej i polonijnej debaty publicznej dotyczącej antysemityzmu. Zamierzaliśmy pokazać, że dzięki postępującej demokratyzacji Polski, my – Polacy w kraju i za granicą – dorośliśmy już do takiego poziomu świadomości obywatelskiej i czujemy się już na tyle mocni, że nie boimy się publicznej samokrytyki, nie boimy się publicznie napiętnować tych z nas samych, którzy przeciwstawiają się nauce Papieża dotyczącej pojednania z Żydami, oraz że jesteśmy gotowi zrobić to z intelektualną uczciwością, bez banalizowania zła, bez propagandy, bez chowania się za źle pojętą polską czy katolicką racją stanu. Podczas konferencji dobrze wyraził to Adam Michnik: Polska dziś już nie potrzebuje reklamy, Polska potrzebuje prawdy.

Organizując tę niezwykle trudną tematycznie konferencję, chcieliśmy dać szansę ludziom dobrej woli – tej ogromnej grupie, która nie zgadza się z ekstremalnymi poczynaniami z obydwu stron. To była działalność dla dobrego imienia Polski i Polonii.

Impulsem do organizowania konferencji był też wzrost retoryki antysemickiej pewnych kół nacjonalistyczno-katolickich w Polsce, który rykoszetem spowodował pogorszenie wizerunku Polski w amerykańskich mediach. Trzej organizatorzy konferencji – prof. Bohdan W. Oppenheim, wykładowca LMU (zarządzanie technologią), prof. Andrzej Korboński, politolog z University of California w Los Angeles oraz Witold Czajkowski, reprezentant polskiej strony w Krajowej Radzie Amerykanów Pochodzenia Polskiego i Żydowskiego – od lat angażowali się w dialog polsko-żydowski i śledzili setki artykułów, które ukazały się na ten temat. W materiałach wstępnych, opublikowanych przed konferencją, podsumowaliśmy te doświadczenia następująco: Był to okres [1989-1999] dramatycznych transformacji ekonomicznych i społecznych w Polsce, które silnie spolaryzowały społeczeństwo. Większość weszła na drogę ku strukturom zachodnim, NATO, demokratyzacji i liberalizacji, podczas gdy mniejszość poszła w przeciwnym kierunku: ku nacjonalizmowi, fundamentalnemu katolicyzmowi, strachowi przed wszystkim co zachodnie, w tym przed liberalizmem, poszukiwaniu winnych, oraz, co jest szczególnie niepokojące – ku nie ukrywanemu antysemityzmowi. Ta mniejszość stała się ostatnio, niestety, bardzo widoczna i kłopotliwa zarówno dla rządu, jak i dla Kościoła, jako że większość z tych ludzi identyfikuje się z Kościołem i rzuca antysemickie hasła pod pretekstem obrony krzyża.

Pisaliśmy dalej: Polska opinia publiczna jest podzielona. Istnieje spór o diagnozę, bo jedni uważają to za poważny i zakorzeniony problem, a inni za zjawisko marginalne i nieszkodliwe. Opinia jest także podzielona, jak ten problem rozwiązać, bo jedni chcieliby widzieć radykalne rozwiązania zarówno ze strony władz państwowych, jak i Kościoła w Polsce, a inni woleliby sprawę ignorować. Stwierdziliśmy zatem po prostu, że temat dojrzał do poważnej analizy na forum akademickim.

Wiedzieliśmy też, że po 1989 r. zapoczątkowano w Kościele w Polsce liczne inicjatywy dialogu chrześcijańsko-judaistycznego. Chcieliśmy, aby nasza konferencja była forum do przedstawienia tych dobrych inicjatyw stronie amerykańskiej.

Los Angeles czy Częstochowa?

Padło wiele zarzutów ze strony Polonii pod kierunkiem organizatorów, dlaczego konferencję na temat Kościoła w Polsce zorganizowano w Los Angeles, a nie – przykładowo – w Częstochowie. Odpowiedź na te wątpliwości jest wielowarstwowa. Przede wszystkim, żyjąc poza krajem, nadal czujemy się cząstką narodu polskiego i polskiego Kościoła, sprawy te są nam zatem bliskie. Może byłoby dobrze, gdyby nasza konferencja odbyła się w kraju. O ile jednak wiemy, nikt w kraju nie przejawił takiej inicjatywy. Co więcej, słyszeliśmy głosy, że konferencja na ten temat byłaby w Polsce zbyt upolityczniona. Wystarczy prześledzić histeryczne reakcje poprzedzające naszą konferencję w kołach zbliżonych zarówno do Radia Maryja w Polsce, jak i Kongresu Polonii Amerykańskiej, kilkaset podpisów pod listami protestacyjnymi i dziesiątki artykułów w języku polskim w nacjonalistycznych gazetkach wydawanych w Polsce, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Przypuszczam, że gdyby taka konferencja była zorganizowana w kraju, stopień protestów byłby dużo większy.

Jak dobrze wiadomo, żaden kraj nie wyrobił sobie tak wysokiego poziomu świadomości i samokrytyki obywatelskiej, jak Stany Zjednoczone. Dlatego tego typu inicjatywy są tutaj rzeczą normalną. Widzowie amerykańskich kanałów telewizyjnych C-SPAN I i II mają często okazję oglądać konferencje naukowe poświęcone różnorodnym trudnym problemom społecznym, politycznym, etnicznym czy religijnym w różnych rejonach świata. Jedyne “niebezpieczeństwo” pojawiające się przy okazji takich konferencji naukowych, to wiejąca czasem z sali obrad śmiertelna nuda. Nie słyszałem natomiast, by komukolwiek wyrządziły one jakąś krzywdę.

Obrona fałszywie pojętej racji stanu przez skrywanie wstydliwych spraw przed obcymi to już dzisiaj przestarzały paradygmat. Współczesna cywilizacja globalna polega na odkrywaniu zła, gdziekolwiek ono istnieje, i walce z nim, bez względu na granice rejonu czy linie podziałów etnicznych, religijnych lub politycznych. Dzięki internetowi i światowej komunikacji, ten proces będzie się rozszerzał, a nie kurczył. Nie ma więc nic złego w organizowaniu takiej konferencji w Los Angeles, gdzie mieszkamy i pracujemy, skoro takie tematy są tu przedmiotem częstych debat publicznych.

Ale były jeszcze ku temu dodatkowe ważne powody. Jednym z nich była chęć porównania perspektywy amerykańskiej i polskiej w spojrzeniu na trudną sprawę antysemityzmu w Polsce, kraju o znikomej już liczebnie społeczności żydowskiej. Jak mówił prof. Korboński, wszyscy organizatorzy mieszkają od wielu lat w Ameryce i przejęli w dużym stopniu amerykański punkt widzenia na problem antysemityzmu, tzn. zero tolerancji i natychmiastowa ostra reakcja na jakiekolwiek wybryki. Uwarunkowania polskie bez wątpienia są inne i w zaledwie dziesięć lat po obaleniu komunizmu Polska i Kościół katolicki w Polsce na pewno mają jeszcze inne priorytety poza walką z antysemityzmem, w tym ogromne wyzwania społeczne i gospodarcze. Porównanie tych perspektyw wydawało się ważne.

Wydawało nam się też, że w przeciwieństwie do Kościoła amerykańskiego, Episkopat Polski nie jest jeszcze gotowy do podjęcia podobnych tematów. Pewnym potwierdzeniem tej tezy była nasza nieudana inicjatywa z 1997 roku zorganizowania polsko-amerykańskiego konkursu dla polskich duchownych i seminarzystów, którego celem było przyspieszenie pojednania polsko-żydowskiego. Inicjatywa ta była poparta przez tak wybitne postaci, jak Zbigniew Brzeziński, Jerzy Giedroyc, Feliks Gross, Jan Nowak-Jeziorański, Czesław Miłosz czy Piotr Wandycz oraz 20 innych osób ze środowiska naukowego. Projekt konkursu obejmował szeroki wachlarz działań, które mogłyby być zgłaszane przez uczestników jako prace konkursowe, m.in. rekolekcje, kazania, publikacje, spotkania, wycieczki, prace studyjne i wydarzenia kulturalne na temat wspólnego dziedzictwa polsko-żydowskiego, pojednania oraz walki z antysemityzmem. Dorocznie przyznawaną pierwszą nagrodą miał był wyjazd do Ziemi Świętej. Memorandum z podpisami zostało przekazane śp. red. Jerzemu Turowiczowi, który nie tylko poparł ten pomysł, ale i zaofiarował się uzyskać dlań poparcie Episkopatu. Niestety, bez efektu. Konkurs taki z pewnością nie napotkałby żadnych trudności w amerykańskich środowiskach katolickich.

Wybór jezuickiego uniwersytetu Loyola Marymount, gdzie pracuję, był oczywisty ze względów praktycznych, jak też z racji pewnej tradycji angażowania się LMU w tematy polskie – nasza konferencja była piątym spotkaniem o tematyce polskiej w ciągu ostatnich pięciu lat. Jak jest w zwyczaju amerykańskich uniwersytetów, LMU – w duchu wolności akademickiej – pozostawił organizatorom całkowicie wolną rękę w sprawach merytorycznych. Co ważne, dzięki takiej lokalizacji w konferencji wzięło udział wielu przedstawicieli ważnych i wpływowych tutejszych organizacji żydowskich, które z Polską nie miały do tej pory szczególnych związków.

Rachunek sumienia organizatorów

Mieszkając w Ameryce, obserwowaliśmy silne negatywne reakcje zachodniej opinii publicznej po różnych choćby nie znaczących antysemickich wystąpieniach polskich duchownych lub grup identyfikujących się z Kościołem. Wiedzieliśmy, że wiele osób wśród Polonii i w Polsce odbiera zachodnie artykuły o antysemityzmie w Polsce jako jadowity antypolonizm – według nas, w większości wypadków błędnie. Nigdy nie widziałem w USA napisu “Polacy do gazu”. Owszem, tu i ówdzie widuje się publikacje skrajnie antypolskie, ale jest też cała masa żydowskich wypowiedzi mądrych i przychylnych Polsce, które można było obserwować chociażby przy staraniach Polski o wejście do NATO. Z naszych obserwacji wynika, że fanatyczny antypolonizm w USA jest tak samo marginalny jak fanatyczny antysemityzm wśród Polaków i Polonii (z tym, że sytuacja wśród Polonii jest chyba gorsza niż w Polsce, bo tutaj dochodzą silne kompleksy emigracyjne). Uważamy, że występuje tutaj dokładna symetria: głośne marginalne środowiska ekstremistyczne po obydwu stronach zagłuszają dobrą wolę lub neutralność większości i podsycają się wzajemnym demonizowaniem.

Siła reakcji amerykańskiej opinii publicznej na wybryki i hasła antysemickie w Polsce nie jest wynikiem antypolonizmu. Wręcz przeciwnie, Polska ma doskonałe notowania w Ameryce, szczególnie po bezkrwawej rewolucji 1989 roku i obaleniu komunizmu oraz po sukcesach ekonomicznych ostatnich lat. Reakcje te wynikają raczej z faktu, że oczekiwania zachodniej opinii publicznej stawiane Kościołowi w Polsce są bardzo wysokie, gdyż wiadomo, że przez wieki Kościół ten odgrywał wpływową rolę w polskim społeczeństwie i służył jako kompas moralny, oraz, że miał wyjątkowo znaczącą i pozytywną rolę w walce z komunizmem. Noblesse oblige. Skutkiem tego nie da się nie zauważyć – w dzisiejszych czasach natychmiastowej komunikacji światowej – że znany ksiądz lub, co gorsza, biskup w oficjalnej wypowiedzi wygłosi niefortunne słowa o antysemickim charakterze. Opinia publiczna szybko dowiaduje się o tym i oczekuje odpowiedniej reakcji. Każde wahanie się Episkopatu w takiej sytuacji wzmaga podejrzenia i uogólnienia, że Kościół polski jest nieefektywny we wprowadzaniu w życie swoich własnych postulatów walki z antysemityzmem.

Obserwując tę sytuację zza oceanu, wiedzieliśmy dobrze, że są w Polsce duchowni, którzy wykonują fenomenalną pracę w walce z antysemityzmem. Ale zastanawialiśmy się też nieraz, jak to wygląda w skali całego Kościoła, na poziomie zwyczajnych księży. Po przeczytaniu zaś artykułu “Czarne jest Czarne” ks. Stanisława Musiała w “Tygodniku Powszechnym” (16 listopada 1997 r.) zastanawialiśmy się, jakie są proporcje w samym Episkopacie? Przyzwyczajeni do ostrych, natychmiastowych i piętnujących reakcji na antysemickie wybryki w Ameryce, dziwiliśmy się, jak jest możliwe, by Radio Maryja prowadzone przez zakon redemptorystów stawało się nośnikiem haseł antysemickich, pomimo publicznych nagan ze strony niektórych biskupów. Znając tradycyjnie solidną organizację Kościoła, zastanawialiśmy się, czy część Episkopatu popiera Radio Maryja – wszak gdyby nie było żadnego poparcia, czy owo radio nie przestałoby funkcjonować już dawno temu lub nie byłoby oddane pod kontrolę odpowiedzialnych księży?

Przedwczesne protesty

Konferencja nasza spotkała się z falą krytyki, jeszcze zanim się rozpoczęła. Za fakt kompromitujący uważam udział w tej akcji oficjalnych organów Kongresu Polonii Amerykańskiej. Edward Moskal, prezes KPA, w przemówieniu z okazji 80. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę, oskarżył nas o zamierzony cios na Polskę, Polaków, Polonię i polski Kościół. W internecie pojawiły się, sprowokowane tym przemówieniem, agresywne, często antysemickie notatki przeciwko konferencji, z insynuacjami dotyczącymi “hucpy żydowskiej” i nieszlachetnych antypolskich pobudek oraz rzekomego żydowskiego pochodzenia organizatorów.1 Narodowo-katolickie czasopisma w Polsce podjęły ten temat. Zebrano kilkaset podpisów pod protestami.

W ciągu kilku następnych miesięcy p. Moskal i jego sympatycy zorganizowali kampanię rozsyłania listów protestacyjnych do wszystkich możliwych adresatów. Pisano do polskiego prezydenta, premiera, ministra spraw zagranicznych, wybranych posłów, prymasa Polski, polskich dyplomatów w USA, do władz LMU. Niekiedy były to listy pełne antysemickiej nienawiści, np.: Wygląda to na kolejny zjazd syjonistów i żydopodobnych heretyków z Polski i okolic. Ciekaw jestem, jak długo trzeba będzie nam czekać, zanim szlag trafi tą wściekłą bandę i zostawią wreszcie Polaków w spokoju. Ja mam zamiar się stawić, aby nie stracić okazji wygwizdania Michnika i Pieronka. Żebym miał mniej skrupułów, to jakieś zgniłe jajko na tego pierwszego bym znalazł.

Na trzy tygodnie przed konferencją, w okresie przerwy Bożego Narodzenia, senator Władysław Bartoszewski, który uprzednio przyjął zaproszenie, zawiadomił nas, że nie przyjedzie, tłumacząc się brakiem kompetencji w wypowiadaniu się na temat Kościoła. Natychmiast zgodził się go zastąpić senator Krzysztof Kozłowski, redaktor “Tygodnika Powszechnego”. Ostatecznie w panelowej dyskusji podczas konferencji wzięło udział siedem osób z Polski, Stanów Zjednoczonych i Kanady: prof. Andrzej Korboński, senator Krzysztof Kozłowski, Adam Michnik, redaktor naczelny “Gazety Wyborczej”, prof. Bohdan W. Oppenheim, przewodniczący konferencji, bp Tadeusz Pieronek, rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, prof. Thomas Rausch SJ, dziekan wydziału teologii na LMU oraz prof. Piotr Wróbel, historyk z University of Toronto, mediator dyskusji.2

Spokojna rzeczywistość

Organizatorzy i paneliści byli zatem przygotowani na najgorsze, ale konferencja odbyła się dokładnie według ustalonego programu, całkowicie spokojnie.

We wstępnym wystąpieniu nawiązałem do apeli Jana Pawła II wzywających do przeprowadzenia rachunku sumienia. Przeczytałem też listy z błogosławieństwami, które przysłali nam amerykańscy kardynałowie Francis George z Chicago i Roger Mahony z Los Angeles. Zwróciłem też uwagę na różnicę celów, jakie przyświecały Żydom i Polakom w okupowanej, a wcześniej rozdartej rozbiorami Polsce – Żydzi walczyli o przetrwanie, Polacy zaś o odzyskanie suwerenności (brał w tym czynny udział także polski Kościół).

O. Thomas Rausch SJ przedstawił następnie teologiczny sens rachunku sumienia dla katolików i postawił pytania, które stanowiły wedle organizatorów istotę konferencji: Co myślimy, patrząc na postawy w Kościele polskim wobec naszych żydowskich braci i sióstr w ciągu ostatnich dziesięciu lat? Czy byliśmy dostatecznie wyczuleni na ich obawy? Czy wystąpiły między nami napięcia lub konflikty? Czy Kościół łagodził te napięcia, czy je podsycał? Co wynikło z naszych postaw i inicjatyw? Jakie szanse zostały zaprzepaszczone?

Z kolei prof. Andrzej Korboński w swoim obficie udokumentowanym referacie przypomniał kilka dobrze znanych z mediów i najbardziej irytujących przejawów obecności antysemityzmu w Kościele w Polsce. Zadał też szereg pytań, prosząc polskich gości o podanie przyczyn, dla których reakcje kościelnych autorytetów są tak mało czytelne, oraz o wyjaśnienie całości problemu z perspektywy polskiej.

W długiej dyskusji wszyscy paneliści zgodnie podkreślali, że antysemityzm w Polsce to zjawisko marginalne, choć zgodzono się też, że problem ten istnieje, a jego zasięg jest zbyt szeroki. Bp Tadeusz Pieronek mówił, że tak jak papież Jan Paweł II zrobił dla zbliżenia chrześcijan i Żydów więcej w ciągu swojego dwudziestoletniego pontyfikatu niż wszyscy jego poprzednicy, tak Kościół w Polsce dokonał w tej dziedzinie więcej w ostatnim dziesięcioleciu niż w całej swojej wielowiekowej przeszłości. Z tej konkluzji nie wynika jednak, że zostało zrobione wszystko – stwierdził biskup.

Bp Pieronek i senator Kozłowski przypominali liczne polsko-żydowskie i chrześcijańsko-żydowskie inicjatywy znane w polskim społeczeństwie: spotkania katolickich seminarzystów i duchownych z rabinami, uczestnictwo młodzieży katolickiej w Marszu Żywych, popularyzację kultury i historii żydowskiej w Polsce, spotkania i wymianę młodzieży między Polską a Izraelem. Ksiądz biskup omówił też list Episkopatu z 1990 roku na temat antysemityzmu. Według byłego sekretarza Episkopatu, Kościół katolicki w Polsce w swoich oficjalnych wystąpieniach dziesięciu ostatnich lat wyraźnie odciął się od antysemityzmu, chociaż mógł to robić w sposób bardziej stanowczy i czytelny. Wyznać jednak trzeba, że nie wszyscy katolicy w Polsce mogą powiedzieć o sobie to samo. Bp Pieronek podkreślił, że Kościół boleje nad tym, iż w sercach niektórych jego wyznawców znalazła miejsce niechęć, pogarda i nienawiść do naszych starszych braci w wierze i wzywa ich do pokuty i nawrócenia. Antysemityzm wciąż istniejący jest zatem postawą indywidualnych duchownych.

Zdaniem bp. Pieronka, polski antysemityzm nie ma podłoża rasowego. Biskup opisywał także swoje poczucie symetrii pomiędzy brakiem wrażliwości katolików na odczucia, rany i teologię żydowską w sprawach oświęcimskich a brakiem wrażliwości Żydów na teologię katolicką i znaczenie, jakie ma krzyż dla Polaków. Napiętnował nieodpowiedzialne wypowiedzi zarówno po stronie polskiej, jak i żydowskiej. Zapytany o ks. Henryka Jankowskiego, bp Pieronek nie zawahał się: To jest problem trudny do wytłumaczenia. Prawdą jest, że odpowiada za taką sytuację ten, kto może ją rozstrzygnąć. Ja nie jestem biskupem w Gdańsku. Sądzę, że gdybym był, to tej sytuacji by nie było (te słowa nagrodzone zostały owacją przez słuchaczy).

Senator Kozłowski zaczął od stwierdzenia, iż nie jest tak, że istnieje Episkopat, jakiś Kościół i społeczeństwo. Nie, to my jesteśmy Kościołem i mamy takich biskupów, jacy jesteśmy. Podkreślił przede wszystkim grzech przyzwolenia i bagatelizowania antysemityzmu tak często występujący w Polsce: Polacy są w stanie protestować, i słusznie, jeśli ginie młody człowiek zabity bez sensu przez swoich rówieśników. Są marsze protestu młodych ludzi. Ale prawdą jest, że nie wychodzimy na ulice wtedy, kiedy mamy do czynienia ze zjawiskiem antysemityzmu. Uważamy to za coś, co nie jest aż tak drastyczne w naszym odczuciu.

W odpowiedzi na pytanie, czy nie czas w Kościele polskim na nowe silniejsze inicjatywy skierowane przeciw antysemityzmowi, Kozłowski stwierdził, że byłoby rzeczą pożądaną, gdyby znów po paru latach ukazał się, powiedzmy, list pasterski biskupów na temat grzechu antysemityzmu. Bp Pieronek zgodził się z takim stanowiskiem, dodając: Oczywiście nie mogę obiecać, że taka wypowiedź będzie, ale uważam, że jest potrzebna.

Adam Michnik w swoim błyskotliwym wystąpieniu przedstawił wiele mało znanych faktów, które tłumaczyły, bez usprawiedliwiania, dlaczego antysemityzm wciąż utrzymuje się w Polsce. Nawiązał on do polskiej specyfiki ran i kompleksów historycznych z czasów zaborów, wojny i komunizmu, oraz różnic w pamięci o dramatycznych wydarzeniach historycznych u polskich katolików i Żydów. Często wspominał o symetrii pomiędzy antysemityzmem w Polsce i antypolonizmem wśród niektórych Żydów w Izraelu i w Ameryce. Na przykładzie ks. Jankowskiego, Michnik ukazał złożoność problemu, ponieważ ten sam prałat, którego obecny antysemityzm jest poza wszelką krytyką, zapisał piękną kartę jako kapelan “Solidarności”. Redaktor “Gazety Wyborczej” podkreślił, że grzech przyzwolenia i lekceważenia antysemityzmu często występuje wśród jego formacji lewicy laickiej. Na temat zmian w Kościele wypowiedział się następująco: ilość pozytywnych procesów, które się w ciągu ostatnich czterech lat dokonały w naszym Kościele, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Mamy do czynienia z wyraźną tendencją, która nie chcę twierdzić, że jest większościowa, ale jest bardzo widzialna i ma wielki wpływ na kształtowanie się społecznych postaw. I to jest tendencja, która w sposób kategoryczny zrywa z antysemickim dziedzictwem.

Podczas dyskusji polonijni przeciwnicy konferencji zadali wiele “dyżurnych” pytań, np. o Żydów w UB czy żydowski antypolonizm. Nie zakłóciło to jednak generalnie życzliwej atmosfery obrad. George Szabad, jeden z dyrektorów Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego, były współdyrektor Krajowej Rady Amerykanów Pochodzenia Polskiego i Żydowskiego, już podczas obrad wyrażał wdzięczność za konferencję. Mówił, że gdyby reakcja na antysemityzm w Polsce była lepiej zorganizowana, umożliwiłoby to umiarkowanym Żydom w USA skuteczne oddziaływanie na – jak się wyraził – poglądy przewrażliwionych ekstremistów żydowskich.

Ciąg dalszy potrzebny

Wiele osób dziękowało organizatorom za zorganizowanie konferencji już po jej zakończeniu. Wszystkie zamierzenia organizatorów spełniły się zatem, a nie potwierdziły się obawy o awantury. Wydawało się to niemożliwe, ale wszystkie trzy grupy obecne na sali: Polonia (poza nielicznym marginesem), Żydzi i amerykańscy katolicy wyszli z niej co najmniej zadowoleni, sądząc po późniejszych opiniach. Poza jednym wyjątkiem, wszystkie listy nadesłane przez uczestników brzmiały bardzo pozytywnie (co nie znaczy, że bezkrytycznie).

Adam Michnik podczas konferencji zapewniał, że Polska odniosła już niejeden sukces, także w zwalczaniu antysemityzmu, w wykorzenianiu z polskiej świadomości tego, co jest w niej głupie, podłe, nierzetelne, tego kamienia młyńskiego, który przez całą swoją historię Polskę ciągnął w dół. Daliśmy sobie radę z komunizmem, który miał za sobą Moskwę, czołgi na ulicach naszych miast i więzienia. Damy sobie również radę z tą dogorywającą na marginesach – wciąż oczywiście złośliwą, jak każdy rak – antysemicką paranoją.

Jak ten proces przyspieszyć? Jak go spopularyzować wśród zwyczajnych księży, szczególnie na prowincji? Jakie kroki byłyby najskuteczniejsze i najmniej konfrontacyjne – rekolekcje, spotkania duszpasterskie czy szkoleniowe, zmiany programowe w seminariach, debata publiczna? Odpowiedź na te pytania to ambitne wyzwanie dla najbliższej przyszłości w Kościele polskim i może nawet temat ciekawej przyszłej konferencji.


1 Nie ma to wprawdzie żadnego znaczenia merytorycznego, lecz warto wiedzieć, że wszyscy organizatorzy konferencji są Polakami i pochodzą z rodzin katolickich.

2 Wybór materiałów z konferencji opublikował miesięcznik “Midrasz” w numerze 7-8/1999. Pełna dokumentacja konferencji ukaże się po polsku nakładem krakowskiego Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy (księży jezuitów).


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


A Rare Genetic Defect May Lead to a New Cancer Drug

A Rare Genetic Defect May Lead to a New Cancer Drug

Courtesy of israelnn.com


The path to understanding what goes wrong in cancer could benefit from a detour through studies of rare childhood diseases. Dr. Ayelet Erez explains that cancer generally involves dozens – if not hundreds – of mutations, and sorting out the various functions and malfunctions of each may be nearly impossible.

Rare childhood diseases, in contrast, generally involve mutations to a single gene. Erez, a geneticist and medical doctor who treats families with genetic cancer in addition to heading a research lab in the Weizmann Institute of Science’s Biological Regulation Department, says that children with rare genetic syndromes may serve as a “lens” when trying to understand the role of a specific gene in a complex disease such as cancer. She and her team have been focusing their sights on a protein they discovered in this way; promising lab tests indicate that blocking this protein might slow the progression of some cancers.

Her findings place this research in the new field of “cancer metabolism,” which seeks to understand how the aberrant, or uncontrolled metabolic processes in cancers might turned against them to stop their growth.

She and her team studied cells from children suffering from an extremely rare disease, citrullinemia type II, who are missing the gene for a protein called citrin. Clinically, children with this disease tend to be smaller than average, and to avoid candy. Her research revealed that this protein normally helps keep the body supplied with an amino acid called aspartate which is required to produce DNA and RNA in addition to the breakdown of glucose; so deficiency in this protein causes the cells to divide less.

Research into another genetic childhood disease, citrullinemia type I, had already given the team the lens they needed to understand how cancer cells rely on aspartate to divide and migrate. Children born with this disease are missing a gene called ASS1; the lack of ASS1 connects the disease to particularly aggressive, hard-to-treat cancers in which this gene tends to be silenced or mutated. Since this gene also requires aspartate to function, Erez and her team surmised that the silencing had less to do with the gene’s function and more with competition for aspartate and the cancer cells’ craving for ever more of this amino acid to help them divide and spread. Interestingly, the dependence on citrin for aspartate supplementation is seen in cancers both with and without ASS1 expression.

Ayelet and her team realized that citrin – the protein that helps regulate childhood growth – could present a possible target for anticancer therapies. Blocking this protein would hopefully disrupt the cancer’s overactive metabolic cycle, diminish the cancer cells’ aspartate supply and slow their growth, thus making them less aggressive, less likely to spread and possibly more treatable with other, conventional means. To that end, Erez and her group have been developing a molecule to block citrin, and testing it in the lab. Yeda Research and Development Co., Ltd., the technology transfer arm of the Weizmann Institute of Science, is working with Erez to advance her research to the point that it can be developed for biomedical application.


Dr. Ayelet Erez’s research is supported by the Moross Integrated Cancer Center; the Irving B. Harris Fund; the Adelis Foundation; the Rising Tide Foundation; the Comisaroff Family Trust; and the European Research Council. Dr. Erez is the incumbent of the Leah Omenn Career Development Chair.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com