Archive | 2023/08/04

Izrael: między nacjonalizmem a ortodoksją. Jak zatrzymać religijny fundamentalizm?


Izrael: między nacjonalizmem a ortodoksją. Jak zatrzymać religijny fundamentalizm?

STANISŁAW OBIREK [ 20 LISTOPADA 2022 ]


Sytuacja Izraela po ostatnich wyborach jest paradoksem historii. Ideowi spadkobiercy założycieli Państwa Izrael znaleźli się na politycznym marginesie, zaś ich religijni przeciwnicy, którzy zwalczali świeckie państwo, będą w najbliższej przyszłości decydować o jego charakterze

JEDEN z komentatorów mojego ostatniego tekstu w OKO.press, w którym zastanawiałem się jak wyprowadzić polski katolicyzm z niewoli polityki, zaproponował alternatywny tytuł: „Jak wyprowadzić polską politykę z niewoli katolicyzmu?”. Redakcja słusznie zwróciła uwagę, że „Autor przedstawia problem uwikłania polityki i religii z perspektywy tej ostatniej, stąd tak sformułowany tytuł”. I dodała, że „oczywiście obie dziedziny powinny zostać »uwolnione« od siebie”. Tak właśnie pojmuję zadanie pisania o wzajemnych uwikłaniach w różnych kontekstach religijnych i politycznych. Okazuje się bowiem, że te same mechanizmy upolitycznienia religii i ureligijniania polityki występują globalnie.

Kolejną próbą będzie analiza sytuacji polityczno-religijnej w Izraelu. Po wyborach 1 listopada 2022 roku powstała tam interesująca konstelacja partii, które weszły do 120 osobowego Knesetu. Zwyciężyła partia Likud byłego premiera Benjamina Netanjahu. Komentarzy nie kryli zaskoczenia, a nawet przerażenia, zdecydowaną wygraną prawicowych partii. Niepokój budził zwłaszcza fakt, że radykalne ugrupowanie Religijny Syjonizm stało się trzecią siłą polityczną w kraju, zdobywając 14 mandatów.

Wszystko wskazuje na to, że premier Netanjahu stworzy koalicję z radykalnymi partiami religijnymi i nacjonalistycznymi. Będzie to więc najbardziej prawicowy rząd w Izraelu od powstania państwa w 1948 roku. Zaistniała sytuacja jest wynikiem długiej i skomplikowanej historii żydowskiego państwa. Bez, choćby powierzchownej znajomości tej historii, nie sposób zrozumieć politycznych wyborów dzisiejszych Izraelczyków.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Świecki Izrael skręca w prawo

Warto sobie od razu uprzytomnić, że

od początku Państwo Izrael było projektem świeckim, w większości lewicowym.

Sprzeciwiali się mu niemal wszyscy liderzy grup religijnych. Proces przesuwania w prawo izraelskiej sceny politycznej rozpoczął się w latach 70. XX wieku, wraz z rosnącą popularnością prac Ze’ewa Żabotyńskiego, prawicowego teoretyka i działacza syjonistycznego (1880-1940). Miały one wpływ na izraelską politykę, gdy urząd premiera objął Menachem Begin.

Tak więc dzisiejsza sytuacja polityczno-religijna ma w sobie coś z paradoksu historycznego. Ideowi spadkobiercy ojców założycieli Państwa Izrael znaleźli się na politycznym marginesie, zaś jego przeciwnicy będą w najbliższej przyszłości decydować o jego ideowym charakterze.

Jak do tego doszło?

Uwaga nie tylko metodologiczna

Moje pierwsze zetknięcie z Izraelem miało miejsce w 1983 roku. Wtedy, razem z moim przyjacielem, włoskim jezuitą Luigi Oitaną, który był również moim wykładowcą nauk biblijnych, spędziłem w Izraelu kilka tygodni. Odwiedzaliśmy głównie miejsca związane z Biblią, i to zarówno Nowym, jak i Starym Testamentem.

Był to więc, jak dla większości chrześcijan, kontakt z Ziemią Świętą. Jednak Luigi zwracał mi również uwagę na współczesny Izrael, podkreślając, że jest to państwo ponowoczesne i przednowoczesne jednocześnie. Od tamtego czasu zacząłem o Izraelu czytać coraz więcej, próbując zrozumieć ten paradoks.

Moje zainteresowanie tym państwem weszło w nowy etap, gdy w 2005 roku związałem moje życie z Izraelką. Od tamtego czasu odwiedzam Izrael kilka razy w roku. Coraz liczniejsze więzy rodzinne, przyjacielskie i akademickie sprawiają, że ten kraj stał się moim drugim domem. Z tego również powodu odkrywam coraz więcej analogii z Polską. Poniższe uwagi są więc zapisem czegoś więcej, niż tylko reporterskiej ciekawości.

Współczesny syjonizm daleki od religii

Nie będę nawet próbował zestawić podstawowej listy lektur na temat syjonizmu. Wspomnę jedynie te najważniejsze, których lektura jest wprost niezbędna, jeśli chcemy zrozumieć, jak to się stało, że ponad tysiąc osiemset lat po stłumieniu przez cesarza rzymskiego Hadriana powstania Bar Kochby (135 roku n.e.), w połowie XX wieku to państwo pojawiło się znowu na mapie politycznej świata.

W czasie wojny żydowskiej (66-70) doszło do zniszczenia państwa żydowskiego i zburzenia świątyni. Stanowiło to kres religii żydowskiej, skoncentrowanej na kulcie świątynnym, i dało początek judaizmowi rabinicznemu, opartemu na studiowaniu i komentowaniu Biblii.

W tym czasie pojawiły się dwie inne religie monoteistyczne odwołujące się również do Księgi. Najpierw chrześcijaństwo w I wieku n.e., a następnie islam w VII wieku. Obie te religie stanowiły negatywny punkt odniesienia dla Żydów, którzy stanowili mniejszość religijną w krajach zdominowanych bądź to przez chrześcijaństwo, bądź przez islam.

Dopiero w połowie XIX wieku pojawiła się myśl o powołaniu do życia państwa żydowskiego. Stało się to głównie dzięki projektowi syjonistycznemu, opracowanemu w Europie przez takich teoretyków jak Moses Hess, Leo Pinsker, Max Nordau, Ahad Ha-Am, Josef Haim Brenner, wspomniany już Ze’ew Żabotyński, Berl Katznelson i najważniejszy z nich, Teodor Herzl (1860-1904). Niezależnie od dzielących ich różnic, każdy z wymienionych ojców założycieli współczesnego syjonizmu był daleki od religii.

Projekt syjonistyczny był odpowiedzią na klęskę asymilacji żydowskiej z jednej strony i, z drugiej, na wzrastające w Europie nacjonalizmy, w których antysemityzm odgrywał coraz większa rolę. Żydzi, poddani powtarzającym się falom prześladowań, pogromów i politycznej dyskryminacji w chrześcijańskiej Europie, doszli do wniosku, że jedynym rozwiązaniem ich problemów będzie powstanie własnego państwa.

Duchowni do świątyń

W istocie, główne dzieło najważniejszego teoretyka syjonizmu Theodora Herzla, opublikowane w 1896 roku, nosiło tytuł „Państwo żydowskie” (polski przekład 2006). Autor nakreślił w nim podstawową zasadę tolerancji: „Umożliwimy każdemu odszukanie własnego zbawienia po tamtej stronie w sposób, jaki sam wybierze. Przygotujemy również miejsce dla nieśmiertelnych rzesz naszych bezcennych wolnomyślicieli, którzy bezustannie zdobywają nowe obszary dla ludzkości”.

Owszem, Herzl przewidział w przyszłym państwie żydowskim miejsce dla duchowych przewodników (rabinów). Jednak ich rola była zdecydowanie podporządkowana idei państwa świeckiego. Pisał: „Nie pozwolimy na urzeczywistnienie teokratycznych zapędów naszych duchownych.

Będziemy ich mocno trzymać w ich świątyniach, tak jak zawodowe wojsko trzyma się w koszarach”.

To nie jest czas dla syjonistów

Trzeba przyznać, że duchowi spadkobiercy Herzla, jak pierwszy premier Izraela Dawid Ben Gurion i jego następcy, byli wierni tej zasadzie. Już dziesięć lat temu Gideon Szimoni, autor wydanej w 1995 roku podstawowej książki na temat syjonizmu „The Zionist Ideology” („Ideologia syjonistyczna”), pisał, że „to nie jest szczęśliwy czas dla syjonistów na lewicy, którzy od lat przebywają w izraelskiej politycznej dziczy i nie mają na horyzoncie obrońców, którzy wydają się być w stanie przywrócić im władzę. Ale jeśli ich perspektywy wyborcze pozostają niepewne, to wciąż odnawiają swoje zasoby intelektualne”.

W świetle wyników wyborów do Knesetu z 1 listopada 2022 roku trudno powiedzieć, że znaczenie „politycznej dziczy” się zmniejsza. Nie sposób też doszukać się „odnowy zasobów intelektualnych” syjonizmu. A są one naprawdę imponujące, przynajmniej w świetle lawinowo wręcz rosnącej literatury przedmiotu.

Izrael to państwo niechciane i od początku w ogniu krytyki

Krytycy Izraela często zapominają, że uznanie jego państwowości w 1948 roku od początku spotkało się z gwałtowną reakcją arabskich mieszkańców. Nie uznali oni rezolucji ONZ i rozpoczęli formalną wojnę z Żydami. Stąd rok 1948 w historii Izraela został zapamiętany jako wojna o niepodległość.

Tę pierwszą wojnę Izrael wprawdzie wygrał, była ona jednak zapowiedzią następnych. Przeważnie rozpoczynanych przez sąsiednie kraje, z których dwa (Syria i Liban) do dzisiaj nie pogodziły się z istnieniem państwa Izrael, a inne dwa (Egipt i Jordan) utrzymują z Izraelem stosunki dyplomatyczne.

Jest faktem, że większość państw Bliskiego Wschodu powstało w sposób sztuczny po rozpadzie Imperium Osmańskiego po I wojnie światowej, w wyniku arbitralnych decyzji mocarstw europejskich. Odbyło się to bez pytania, czy poszczególne grupy etniczne chcą być razem. Jednak prawa tych krajów do istnienia nikt jakoś nie kwestionuje. Poza tym Izrael jest jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie, ale to właśnie on jest szczególnie atakowany za nieprzestrzeganie praw obywatelskich. Podobne zarzuty nie są z taką systematycznością kierowane wobec innych krajów regionu.

Oczywiście ta demokracja w wielu punktach kuleje. Na przykład kobiety i Arabowie nie mają równych praw. Również

rabinat, czyli religijny establishment, decyduje o wielu sprawach osobistych Izraelczyków.

Są to m.in. śluby, rozwody, pogrzeby czy nawet dni wolne od pracy, połączone z zakazem użycia publicznych środków transportu. Jednak co do zasady jest to państwo odwołujące się do europejskich standardów prawnych. Niestety nie można tego powiedzieć o terytoriach okupowanych, których mieszkańcy są pozbawieni wszelkich praw i zdani na kaprys izraelskiego rządu, a zwłaszcza armii.

Antysemityzm kontra asymilacja

Dobrym przewodnikiem po meandrach historii państwa Izrael i stosunku do niego innych państw jest amerykański historyk Yosef Hayim Yerushalmi (1932-2009), który całe życie zajmował się czymś zupełnie innym niż syjonizm. Być może to spojrzenie z zewnątrz sprawia, że jego widzenie jest ostrzejsze. Był uczniem jednego z najwybitniejszych żydowskich historyków XX wieku Salo Barona, a swoje historyczne zainteresowania skupił na dziejach Żydów sefardyjskich Półwyspu Iberyjskiego. Jego najsłynniejszą książką jest „Zachor. Żydowska historia i żydowska pamięć”, wydana po polsku w 2014 roku.

Jednak nie ta książka będzie mnie tutaj interesowała, tylko wygłoszone w 2005 roku w Tybindze wykłady, poświęcone właśnie Izraelowi. Są dostępne w dwujęzycznej angielsko-niemieckiej wersji jako „The Unexpected State. Mesianism, Sectarianism, and Revolution” („Nieoczekiwane państwo. Mesjanizm, sekciarstwo i rewolucja”). To istotne dopełnienie wspomnianych wyżej książek, poświęconych syjonizmowi.

Otóż Yerushalmi podkreśla, że syjonizm nie wypływał z mesjanizmu, gdyż jego źródła były gdzie indziej.

To była tradycja europejskiego oświecenia, która sprowokowała szeroki ruch asymilacyjny Żydów.

Rozwijał się on przede wszystkim w krajach Europy Zachodniej, ale również na terenach dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów pod zaborami rosyjskim i austriackim.

Ale to właśnie zasymilowani Żydzi, którzy doświadczyli odrzucenia i coraz bardziej brutalnego antysemityzmu w kontekście budzących się europejskich nacjonalizmów, stworzyli alternatywny projekt syjonistyczny. Doprowadził on ostatecznie do powstania państwa żydowskiego. Stało się tak dlatego, że asymilacja nie doprowadziła do emancypacji ludności żydowskiej, tylko sprowokowała antysemityzm. To osobiste doświadczenia wspomnianych wyżej ojców założycieli syjonizmu wymusiły niejako powrót do żydowskich korzeni.

Emigracja do Palestyny po prześladowaniach i marginalizacji

Owszem, powstanie państwa w 1948 roku to był wielki triumf tej idei. Jednak dzisiaj jest ona w wyraźnym kryzysie. Złożyło się na to wiele przyczyn wewnętrznych, ale i zewnętrznych. Do tych drugich na pewno należą nowe formy antysemityzmu, i to zarówno prawicowego, jak i lewicowego. To zjawisko złożone, ale też dobrze opisane przez Davida Hirscha czy Roberta S. Wistricha, więc nie będę się nad nim rozwodził.

Znacznie ciekawsze są moim zdaniem przyczyny wewnętrzne. Otóż w chwili powstania państwa, w Izraelu było około 600 tysięcy Żydów, z których większość pochodziła z krajów europejskich. Byli to przeważnie emigranci, których do wyjazdu z Europy zmusiły prześladowania i marginalizacja. Od chwili przejęcia władzy przez Hitlera w Niemczech w 1933 roku, doszło do systematycznych aktów przemocy wobec żydowskich mieszkańców. Zaowocowało to kolejnymi falami emigracji do Palestyny.

Czas II wojny światowej to bezprecedensowa próba wymordowania europejskich Żydów. W dużej mierze udana, również na skutek chętnej współpracy mieszkańców krajów, okupowanych przez niemiecką Rzeszę. Kilkaset tysięcy niedobitków zdołało się schronić w Palestynie, pozostającej pod brytyjskim protektoratem. Udało im się to mimo utrudnień ze zdobyciem pozwolenia na osiedlenie się na tym terenie.

Powstanie państwa żydowskiego sprowokowało nowe zjawisko – prześladowania Żydów w krajach arabskich i masową migrację do nowo powstałego państwa. Podobna sytuacja była w krajach komunistycznych, które znalazły się w sferze wpływów Związku Radzieckiego. Szczególnie spektakularne fale emigracji nastąpiły w latach 80. z Etiopii (blisko 100 tysięcy Żydów) i w latach 90. z rozpadającego się Związku Radzieckiego (ponad milion). W sumie liczba Żydów mieszkających w Izraelu powiększyła się prawie piętnastokrotnie, a liczba Arabów ustaliła się na wysokości 20 procent.

To właśnie mozaika krajów pochodzenia dzisiejszych Izraelczyków tłumaczy ich polityczne zróżnicowanie.

Izrael: fundamentalizm i ekstremizm zagrożeniem

Można powiedzieć, że polityczni i religijni „spryciarze” wykorzystali istniejące napięcia między poszczególnymi grupami. Byli wśród nich także polityczni i religijni ekstremiści. Dwa szczególnie brutalne ataki politycznego terroru wymagają odnotowania. W 1994 roku Baruch Goldstein zamordował w Hebronie 29 modlących się Palestyńczyków. W następnym roku ultraprawicowy nacjonalista Igal Amir, działający pod wpływem i z błogosławieństwem niektórych rabinów, zamordował premiera Icchaka Rabina.

Obaj zamachowcy do dzisiaj są bohaterami żydowskich ekstremistów nacjonalistycznych. To właśnie ci ostatni są odpowiedzialni za bulwersujące postulaty rasistowskie w stosunku do mniejszości arabskiej i mniejszości seksualnych. Dzisiaj ekstremizm żydowski reprezentuje partia Religijny Syjonizm, która otrzymała w wyborach 14 mandatów i będzie częścią koalicji tworzonej przez Netanjahu.

Oczywiście nie jest tak, że tylko sami Izraelczycy wykorzystują napięcia narodowościowe. Powtarzające się ataki terrorystyczne ze strony ekstremistów arabskich wywołują poczucie niepewności i strachu, co oczywiście umiejętnie wykorzystują politycy w rodzaju Netanjahu. Stąd rosnące poparcie dla ugrupowań, obiecujących zdecydowaną walkę z tymi zagrożeniami.

Izrael jest największym kłopotem dla samych Izraelczyków

Jednym z najbardziej przenikliwych krytyków państwa izraelskiego był pochodzący z Rygi filozof Jeszajahu Leibowic (1903-1994). Od 1935 roku Leibowic żył w Palestynie i od początku powstania państwa Izrael przyglądał mu się krytycznie. Najbardziej znane jego wypowiedzi dotyczyły procesu Eichmanna z 1961 roku, który nazwał nie tylko wielką porażką, ale i wspólną intrygą ówczesnego premiera Izraela Ben Guriona i prezydenta Niemiec Konrada Adenauera.

Jej celem, zdaniem Leibowica, było odwrócenie uwagi od odwiecznego antysemityzmu chrześcijańskiego i uwolnienie Niemców od winy za Holocaust. Zdaniem Leibowica bowiem, zamiast osądzać wielowiekowy antyjudaizm chrześcijańskiej Europy, proces Eichmanna był skoncentrowany na działaniu machiny zniszczenia nazistowskich Niemiec. Tymczasem należało mówić o winie i współudziale chrześcijańskiej Europy, w tym niemieckich kościołów, które jego zdaniem przygotowały grunt pod Holocaust.

On również przewidywał ewolucję Państwa Izrael w kierunku nacjonalizmu, a nawet faszyzmu (zasłynął, nazywając żołnierzy izraelskich judeo-nazistami). Równie krytycznie odnosił się do dominujących w Izraelu grup ultraortodoksyjnych Żydów, którym zarzucał antyintelektualizm. Jego poglądy przywołuje wielokrotnie Tom Segev w swojej książce „Siódmy milion. Izrael – Piętno Zagłady” (polskie wydanie 2018 roku). Ta krytyka nie przysparzała Leibowitzowi popularności, jednak jej echa można spotkać również dzisiaj.

Dwie mutacje judaizmu: nacjonalizm i ultraortodoksja

Zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów, Asa Kaszer, znany filozof, o prawicowych zresztą poglądach, ogłosił niezwykle ostrą ocenę prawicowych partii, które znalazły się w Knesecie. Dostrzegł w nich reprezentację dwóch mutacji judaizmu: ultraortodoksyjnej i nacjonalistycznej. Z obydwiema Kaszer nie chce mieć nic do czynienia. Ze względu na gorące polemiki, jakie ocena Kaszera wzbudziły w Izraelu, pozwalam sobie je przywołać.

Pierwsza mutacja charakteryzuje się następującymi cechami: „Mutacja ultraortodoksyjna – ujawnia przejście od życia mniejszości w diasporze, która żyje własnym życiem, utrzymuje własnych gości i nie prowokuje obcych władców (prawo ziemi jest prawem nadrzędnym), do nowego sposobu życia mniejszości, która żyje kosztem innych – ekonomicznego pasożyta, nie dbającego o bezpieczeństwo, zwolnionego z odpowiedzialności cywilnej, bez rzeczywistego poszanowania demokratycznego reżimu i jego zasad”. Do tej mutacji należą dwie partie reprezentujące ultraortodoksów – Szas, która zdobyła 11 miejsc w Knesecie, i Zjednoczony Judaizm Tory, który zdobył 7 miejsc.

Druga mutacja dotyczy nacjonalizmu. O niej Kaszer pisze tak: „Mutacja nacjonalistyczna – pokazuje przejście od religijnego sposobu życia, w którym przestrzeganie zasad sprawiedliwości i przyzwoitości, uczciwości i współczucia, wypływających z bojaźni Bożej i łączących się z odpowiedzialnym ludzkim postępowaniem („moralność proroków”), do dzikiego, złośliwego sposobu życia, który uświęca ziemię i kontroluje przemocą jej mieszkańców, metodami pozbawionymi sprawiedliwości, współczucia i moralności. Przede wszystkim [wyznawcy mutacji nacjonalistycznej – dop. red] są bożkami kultu ziemi, ludu i jego skorumpowanego przywództwa”.

Chodzi tutaj o koalicję trzech ekstremistycznych ugrupowań, które przyjęły nazwę jednej ze składowych grup – Religijny Syjonizm Becalela Smotricza. Dwie pozostałe to Żydowska Siła Itamara Ben-Gwira oraz Noam Awi Ma-oza. To właśnie oni wzbudzają największe emocje komentatorów. Jeden z nich, Awraham Burg, tak się wypowiedział dla Deutsche Welle: „W najszerszym kontekście Izrael dołącza do bardzo niesławnej galerii krajów, takich jak Włochy, Węgry.

Jest to połączenie rasowej supremacji, polityki nacjonalistycznej i religijnego fundamentalizmu.

Zdaniem Burga „Izrael próbuje określić się jako żydowski i demokratyczny. Powiedziałbym, że jest to zwycięstwo Żydów nad demokracją”.

Izraelczycy przerażeni zwycięstwem skrajnej prawicy

Są to głosy Izraelczyków, dla których największym problemem są sami Izraelczycy. W każdym razie utożsamienie triumfującej skrajnej prawicy z całym Izraelem to zabieg podobny zrównania do zwycięstwa w 2016 roku Donalda Trumpa i jego prób zniszczenia podstaw demokracji amerykańskiej z filozofią ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. I jedno, i drugie należy wpisać w dzieje patologii polityki, nazbyt ochoczo odwołującej się do wsparcia fundamentalizmu religijnego.

Należy podkreślić, że opinie Kaszera i Burga są reprezentatywne dla znacznej grupy Izraelczyków, przerażonych zwycięstwem skrajnej prawicy. Stanowią blisko połowę społeczeństwa, które głosowało na ugrupowania umiarkowane i lewicowe oraz na partie mniejszości arabskiej. Niestety, to właśnie dwie ostatnie grupy są szczególnie osłabione ze względu na fatalną politykę personalną. Sprawiła ona, że dwie partie – lewicowy Merec i arabska partia Balad – ​​znalazły się poza Knesetem. W każdym razie dla większości Izraelczyków obcy jest religijny fundamentalizm ultraortodoksów i polityczne zacietrzewienie nacjonalistów.

Kosztowni ultraortodoksi

Co więcej, poczucie frustracji tej części społeczeństwa jest zakorzenione w coraz wyraźniejszej szkodliwości tych dwóch grup, a nawet ich wręcz destrukcyjnym wpływie na Państwo Izrael. Ultraortodoksi nie tylko niczego nie wnieśli do powstania państwa żydowskiego, ale od samego początku jego istnienia szantażują kolejne rządy. Odmawiają poparcia czegokolwiek w Knesecie, domagając się ciągle większych przywilejów finansowych.

W odróżnieniu od Izraelczyków świeckich, ortodoksi nie służą w wojsku, a co za tym idzie nie mają udziału w trosce o bezpieczeństwo państwa.

Nie płacą podatków, bo nie pracują. Otrzymują olbrzymie wsparcie finansowe na edukację, która pozostaje poza kontrolą państwa. Ograniczona jest ona do pamięciowego studiowania tekstów religijnych, przeważnie Talmudu, i egzotycznej tradycji założycieli poszczególnych odłamów.

To samo dotyczy sytuacji kobiet, które są całkowicie podporządkowane archaicznym prawom religijnym i praktycznie nie posiadają praw obywatelskich. Krótko mówiąc,

ortodoksi stanowią rosnące obciążenie dla budżetu państwa, który jest zasilany z rosnących podatków pracujących Izraelczyków.

Nacjonaliści: bojkot mniejszości arabskiej

Jeśli chodzi o nacjonalistów, ich rola w państwie jest równie destrukcyjna. Przede wszystkim dlatego, że od samego początku izraelskiej państwowości, a zwłaszcza po wojnie sześciodniowej w 1967 roku, bojkotują oni wszelkie próby porozumienia z mniejszością arabską. Na terenach okupowanych stosują politykę faktów dokonanych. Budują nowe osiedla (stąd ich nazwa – osadnicy) i wymuszają emigrację arabskich mieszkańców, często odwołując się do brutalnej przemocy fizycznej.

Obie te grupy od czasów objęcia rządów przez premiera Begina w 1977 roku znajdują się pod szczególną opieką państwa. Za rządów premiera Netanjahu państwo w jawny sposób wspierało zarówno finansowe roszczenia ultraortodoksów, jak i rosnącą arogancję nacjonalistów. To właśnie te grupy będą stanowić koalicjantów premiera Benjamina Netanjahu.

Izraelska lekcja dla Polski

Wyjątkowa historia państwa żydowskiego rzuca dodatkowe światło również na nasze, polskie kłopoty z demokracją, a zwłaszcza na wzajemne „uwikłania polityki i religii”. Wiele z obecnych zawirowań w polskiej polityce i w dominującym wyznaniu chrześcijańskim tłumaczy historia naszego kraju. Jednak równie istotne jest to, co my z tą historią robimy.

Ciągle otwarte jest pytanie, czy znajdą się w Polsce ludzie pokroju Leibowica i Kaszera, którzy głośno powiedzą, że należy się zdystansować do skorumpowanych elit politycznych i odmówić prawa do reprezentowania wspólnoty narodowej przywódcom religijnym, którzy lekceważą prawa moralne i zasady demokratycznego współżycia.

Czyż bowiem w dzisiejszym polskim katolicyzmie nie należy widzieć odrzucenia autentycznej religijności, jaką katolicyzm zaproponował na Soborze Watykańskim II?

To przecież główne dokumenty tego soboru postulują autonomię porządku politycznego i poszanowanie niezależności ludzkiego sumienia.

Czekając na głos przyzwoitości

Papież Franciszek, który od 2013 roku podejmuje zdecydowane próby wcielania w życie soborowych postulatów, w polskich realiach zderza się z kompletnym niezrozumieniem. Można zresztą dodać, że tak jak polski kościół ignoruje argentyńskiego papieża, tak ten drugi zupełnie nie interesuje się tym, co się dzieje nad Wisłą.

Podobnie, rządzącej partii, coraz bardziej dryfującej w kierunku faszyzującego nacjonalizmu, należy uzmysłowić, że nie należy ona do tradycji demokratycznego kraju, jaki wyłonił się z procesów transformacyjnych w 1989 roku. To nie przypadek, że przedstawiciele Kościoła katolickiego, którzy domagają się dzisiaj szczególnych praw i przywilejów dla swojej instytucji, byli wyjątkowo dyskretni w czasach, gdy opozycja walczyła o nowy porządek polityczny i społeczny. Podobnie, najgłośniejsi dzisiaj politycy z prawej strony politycznej nierzadko wywodzą się z ugrupowań postkomunistycznych. Podejrzenia więc o polityczny, religijny i społeczny konformizm wcale nie są bezzasadne.

Stąd potrzeba głosów intelektualistów takich jak Leibowic i Kaszer również w Polsce. Być może należy odwołać się do dziedzictwa Władysława Bartoszewskiego, który nieustannie przypominał, że warto być przyzwoitym. I Czesława Miłosza, który ostrzegał przed powrotem do teokratycznych projektów okresu międzywojennego. Zarówno w działalności obywatelskiej, jak i we współtworzeniu wspólnoty religijnej, takie właśnie głosy przywracają poczucie przyzwoitości. Takich głosów zarówno w polityce, jak i w Kościele katolickim, na razie brak.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Future of Russian Jewry

The Future of Russian Jewry

HILLEL KUTTLER


After more than three decades as Moscow’s chief rabbi, Pinchas Goldschmidt left the country following the invasion of Ukraine. Now he’s urging the Russian capital’s Jews to leave, saying ‘the future is not as bright as it was.’
.

Rabbi Pinchas Goldschmidt / ELI ITKIN

Rabbi Pinchas Goldschmidt sat at the desk of his Jerusalem office on a scorcher of a July day. Wearing a suit and tie, his monogrammed shirt cuff peeking out, Goldschmidt seemed immune to the intense heat—a quality hinting at how, of the 33 years he served as Moscow’s chief rabbi, he might have weathered the last 22 during the presidency of Vladimir Putin.

But everyone has a boiling point, and Goldschmidt reached his when Russian authorities pressured him and other religious leaders to support Putin’s war on Ukraine that began on Feb. 24, 2022.

Goldschmidt publicly opposed the war, departed the country, resigned his pulpit in Moscow’s Choral Synagogue, and resettled in Israel, leaving behind Russia and his and his wife Dara’s work: regenerating the capital’s Jewish community following seven decades of Soviet repression and building an orphanage, a school, and a kollel—an academy for Talmud study.

Last summer, he urged Russia’s Jews to leave the country. This June, the country’s Justice Ministry labeled him and several other visible opponents of the war “foreign agents,” affixing metaphorical targets to their backs.

Nearly a year-and-a-half into Russia’s aggression against Ukraine, Goldschmidt sees his condemning of the war and emigrating as correct. He’d been silenced “for all the years under Putin,” he said. “I wasn’t able to say a word.”

Goldschmidt said he recognized the risk of opposing Putin. He cited Ecclesiastes 3:7: “A time to keep silent and a time to speak.” The time, he said, was right to speak.

“The moment I knew that I’d be criticizing the war, that I’d be against the Russian government, I knew that I would have to leave my post as chief rabbi of the city, because the government would use its clutches to get me out or to close down the community,” said Goldschmidt. “It was a decision I knew would have to result in my resignation in order not to endanger the community.”

But leaving and urging others to follow didn’t come easily. Goldschmidt said he spoke with friends, colleagues, and community leaders in Russia and abroad. He researched rabbis’ contemporaneous responses to anti-Jewish agitation, pogroms, and the Holocaust. He sought clarity for what gnawed at him: Was the situation as dire as he thought?

“I was questioning myself in the beginning if I did the right thing or not by leaving. But as the situation evolved, there was no other way,” he said. “I just feel that there’s a moment when a communal leader has to tell his people that the future is not as bright as it was and we should think of other options.”

As to what set his decision-making in motion, Goldschmidt recalled the events of 2022 this way: “I went to sleep in Moscow on Feb. 23 and woke up in the morning in Tehran—a different country with a different political system. I realized that under this new political reality, it would be impossible to speak for a Jewish future. It became almost impossible for a Jewish community to function.”

It was a stunning end to a lengthy tenure that began when a classmate from his native Switzerland told Goldschmidt—who, while living in Baltimore, had been ordained and earned a master’s degree in computer science—that Moscow’s Jewish community wished to hire a rabbi.

When Goldschmidt, his wife, and their two small children—the couple would have seven; three now live in Israel and four in the United States—arrived in 1989, Russia was the behemoth of a Soviet Union at once disintegrating and evolving under the freedom-minded reforms begun by the glasnost and perestroika policies of the USSR’s leader, Mikhail Gorbachev, and later extended by Russia’s president, Boris Yeltsin.

By reversing Russia’s democratization and, later, invading Ukraine in 2014 and again in 2022, Putin has yanked the country back to its Soviet days, Goldschmidt said.

That, he said, constitutes a physical and demographic threat to Russia’s Jews, whose numbers aren’t easily pinned down. (Goldschmidt cited estimates ranging from 90,000 to 350,000.) Approximately 100,000 Jews now seek to leave Russia, in addition to 100,000 who have already left since the war began, Goldschmidt said.

Goldschmidt in the Choral Synagogue / ELI ITKIN

Rabbis arriving from abroad to serve Russia’s Jewish communities “are being stopped at the borders” and harassed, he said, their smartphones inspected and possibly implanted with eavesdropping devices, and the philanthropic funding of Jewish institutions has shriveled due to Jewish businesspeople emigrating.

“The fact that at any communal gathering, you have two or three characters who show up uninvited—you know right away these are FSB characters,” Goldschmidt said, referring to the security service that succeeded the KGB. “We are back to the Soviet era. The question is: Do Jews want to live in the Soviet Union? The answer is no.”

As the situation further deteriorated last summer, Goldschmidt said, he and other Jewish officials grew concerned by two major developments: a possible military mobilization of Russian men, including Jews; and the government’s closing of the Jewish Agency, a Jerusalem-based organization that helps Jews in scores of countries to prepare to move to Israel.

Russia’s Jews, he sensed, would, as in the Soviet era, be squeezed both if they remained and attempted to leave.

That’s when Goldschmidt called on them to emigrate.

“I feared that as a result, it’s going to be much more difficult to cross the border,” he said.

Goldschmidt’s son Benjamin, a congregational rabbi in Manhattan, considers his father “courageous” for urging Russian Jewish emigration. His parents had “put their whole lives” into rebuilding Moscow’s Jewish infrastructure, but “a rabbinic judge must rule based on the facts in front of him,” he said. “There’s no rabbinical commandment that says you have to live in Russia.”

“We Jews have to be optimists,” Pinchas Goldschmidt said when asked whether he can imagine living again in Moscow. “One day it’ll be possible to return, but when it is I don’t know.”

Returning his pulpit is complex, too.

“We’re going to have to see what percentage of the community is still there. Number two, what the new political realities are, the economic realities,” he said. “Based on that, it is going to be possible to make an educated decision.”

Meanwhile, in Israel, he remains busy. He leads classes online on Jewish topics, including in Russian. He’s writing two books: on how Jewish law views civil marriages and on his time in Moscow. He visits his father, Sol, 91, a retired businessman who lives nearby and has dementia. And he spends much of his time in Munich, the headquarters of the European Conference of Rabbis, which he serves as president.

In that role, Goldschmidt opposed Scandinavian countries’ efforts to outlaw circumcision and kosher slaughter.

“Over the years, he hasn’t been afraid to speak his mind,” said Mark Levin, the Washington, D.C.-based CEO of the National Coalition Supporting Eurasian Jewry, who has known Goldschmidt since before the latter served in Moscow.

The issues on which Goldschmidt has made an impact both in Moscow and with the ECR is “a long list,” Levin said.

“He’s one of the—I say this in all sincerity—important international figures in Jewish life in the last 20-something years,” Levin said. “He’s a rare combination of a diplomat and an advocate. It demonstrates his ability to meet and address all challenges.”

Now, Moscow’s Jews face the new reality without their spiritual leader, although synagogues, the Russian Jewish Congress, and other key organizations continue to function. Goldschmidt maintains contact with many Muscovites, while others, he said, “are afraid to talk to me” now.

“The fear of Big Brother—this has come back. It’s part of life in Russia today,” Goldschmidt said. He’s less concerned by “street antisemitism,” and more by government pronouncements, such as Foreign Minister Sergey Lavrov in May 2022 comparing Ukrainian President Volodymyr Zelensky to Hitler and claiming that Hitler was partially Jewish.

After Lavrov’s statement, Goldschmidt said, he received reports from Moscow of “an avalanche” of antisemitic posts on social media.

“The system, which became so anti-Western and so insular—it’s impossible that the system isn’t going to bring with it manifestations of antisemitism,” he said. “Putin is not an antisemite. But the moment there’s a sign coming from above that from now on it’s [antisemitism] allowed, I would be very worried about the security of Jewish institutions and every single Jew.”

He’s led fundraisers to assist Ukrainian Jews and visited Ukrainian Jewish refugees in Romania, Hungary, Austria, and Germany. Zelensky invited him to Ukraine, and he may lead an ECR delegation there.

Its goal would be “very simple,” Goldschmidt said: “to support the Jewish community.”

“The great tragedy of this war,” said Goldschmidt, “is that two Jewish communities are being destroyed: the Jewish community of Russia and the Jewish community of Ukraine.”


Hillel Kuttler, a writer and editor, can be reached at hk@hillelthescribecommunications.com.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel Daily News – August 3, 2023

Israel Daily News – August 3, 2023

ILTV Israel News


Pittsburgh synagogue shooter and white supremacist Rober Bowers recievs the death penalty. And pro-Israel speaker and influencer Naftali Hananya speaks about global Anti-Semitism in light of the Bowers death sentence. In other news, Herzi Halevi, the IDF chief of staff visits the Lebanon border, amid the Hezbollah tensions. And much more.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com