Archive | 2019/03/24

Czy Hitler dostałby tantiemy z Teatru Powszechnego?

Podstawową obsesją “Mein Kampf” jest nie antysemityzm, ale rozmnażanie się narodu. Czy Hitler dostałby tantiemy z Teatru Powszechnego?

Witold Mrozek


Próba spektaklu ‘Mein Kampf’ (ADAM STĘPIEŃ)

“Biblia nazizmu” – “Mein Kampf” Adolfa Hitlera – trafia na scenę Teatru Powszechnego w Warszawie. Sięga po nią Jakub Skrzywanek, reżyser, który był m.in. asystentem Olivera Frljicia przy głośnej “Klątwie”. Dramaturgiem spektaklu jest prof. Grzegorz Niziołek – krakowski teatrolog, autor m.in. “Polskiego teatru Zagłady”, monografii Krzysztofa Warlikowskiego i Krystiana Lupy. Premiera 23 marca.

Hitler napisał swoją książkę w więzieniu, gdzie odsiadywał wyrok po nieudanej próbie puczu monachijskiego z 1923 r. Pierwsze wydanie ukazało się w 1925, pierwsze angielskie – w 1935. Po dojściu nazistów do władzy rozdawano ją np. niemieckim młodym parom. Do 1939 r. rozeszło się 5,9 mln egzemplarzy w 11 językach. Po klęsce III Rzeszy w 1945 prawa autorskie do książki przejął rząd Bawarii. Nie zgadzał się na wydawanie „Mein Kampf” w Niemczech, próbował też zablokować powojenne szwedzkie wydanie, tamtejszy sąd jednak zgodził się na publikację.  W 2016, po wygaśnięciu praw autorskich, ukazało się pierwsze powojenne niemieckie wydanie. Sprzedaż „Mein Kampf” pozostaje nielegalna w Holandii.

Rozmowa z Jakubem Skrzywankiem, reżyserem, i Grzegorzem Niziołkiem, dramaturgiem

Witold Mrozek: Czy Adolf Hitler dostałby tantiemy z Teatru Powszechnego?

Jakub Skrzywanek: Hitler żył przez lata z tantiem z „Mein Kampf“. To był jego główny dochód. W 2016 r. wygasły prawa majątkowe i „Mein Kampf“ znalazło się w domenie publicznej. To jeden z powodów, dla których się nim zajęliśmy – ta książka jest oficjalnie dostępna, inaczej niż jeszcze parę lat temu, gdy land Bawarii był właścicielem praw i pozywał tych, którzy wydawali ją bez jego zgody. O ile wiem, za parę miesięcy ma się ukazać pierwsze pełne polskie wydanie krytyczne, z przypisami, opracowuje je prof. Eugeniusz Cezary Król.

Z lektury wiem, że Hitler kierował tę książkę głównie do swoich zwolenników.

Grzegorz Niziołek: To książka pełna sprzeczności. Faktycznie, była pisana dla zwolenników ruchu nazistowskiego jako elitarna, instruktażowa. Ale nakłady były olbrzymie. Zainteresowanie nią było duże, również za granicą. Jeszcze przed wojną przetłumaczono ją na angielski i francuski. Ciekawe, że Hitler jako autor dostosowywał wydania tak, by nie zrażać czytelników w danym kraju…

J.S.: Ta cenzura zachodziła również niejako oddolnie w Polsce. Wydania papierowe z lat 90. to w większości jedna trzecia oryginału. Wszystkie dotychczasowe polskie wydania były pirackie.

A skąd pomysł zajęcia się tą książką?

J.S.: Prof. Joanna Tokarska-Bakir podczas kuratorowanego przez Olivera Frljicia festiwalu Malta w Poznaniu powiedziała, że współczesny język nienawiści jest już tak mocny jak język Europy pod koniec lat 30. I pomyślałem: skoro tak, to może trzeba sięgnąć po to, co najbardziej przerażające. Czyli po „Mein Kampf“.

Co wycinano z polskich wydań?

J.S.: Poza najostrzejszym antysemityzmem – to, co uznawano za „mało interesujące“. Czyli np. elementy biograficzne…

Jakub Skrzywanek (od lewej) i Grzegorz Niziołek

Wystawiacie „Mein Kampf“ jako Bildungsroman? Tam jest sporo typowych elementów powieści o dojrzewaniu, np. wyzwalanie się spod wpływu ojca, przyjazd z prowincji do wielkiego miasta…

J.S.: Spektakl będzie opierał się tylko i wyłącznie na tekście „Mein Kampf“. Bez przypisów, bez komentarzy. Składa się z trzech odrębnych części. Pierwsza jest właśnie biograficzna. W pierwszoosobowej, bardzo sentymentalnej narracji Hitler pisze o relacji z ojcem, o swoim domu, o marzeniu bycia nie urzędnikiem, lecz artystą. Ale też o swojej bezdomności – dwa lata błąkał się po przytułkach. Chcemy przyjrzeć się temu, jak budowały się jego poglądy, gdzie zaczął się jego antysemityzm – on sam namierza ten moment. Chcemy pokazać, jak Hitler wyrósł z bardzo konkretnego momentu historycznego i społeczeństwa. Zależało nam, by wpisać pierwszą część w sytuację współczesnego domu. Ta książka wyszła z domu – i do domu miała wrócić, trafić pod strzechy. Mówi się o „Mein Kampf“, że jest bełkotliwe, grafomańskie – a ono naszym zdaniem jest chwilami intrygujące, chwilami przerażające, ale na pewno komunikatywne. Miało trafić do szerokiego grona odbiorców. Hitler analizuje propagandę polityczną, demaskując mechanizmy, których sam używa. Dziś mało którego polityka byłoby na to stać, Hitler to robi. To szokujące, jak prowadzi dialog ze swoim czytelnikiem, w jakie rejony go wypuszcza…

Ciebie to fascynuje?

J.S.: Na pewnym poziomie – oczywiście! Nie chcę źle zabrzmieć, ale to książka, która w pewien sposób ukształtowała XX wiek. Można na niej namierzać, jakich form, narzędzi i procesów społecznych używał faszyzm. Ona jest dziś szalenie aktualna! Nie tylko ze względu na treści dotyczące edukacji, Kościoła czy sztuki współczesnej. Ale również pewne techniki, które są dziś używane wobec społeczeństwa.

G.N.: Czytanie „Mein Kampf” jest tabu. Tymczasem, gdy czytamy komentarze wybitnych czytelników „Mein Kampf“, jak George Orwell czy amerykański filozof Kenneth Burke, nie ulega wątpliwości, że należy się z tą książką zapoznać, a nie żyć wyobrażeniami na jej temat. Gromadzi ona bardzo różne emocje społeczne i urazy, przedstawiając uraz jako rodzaj wewnętrznej siły. Doświadczenie zranienia, poczucia krzywdy i klęski ma nagle przerodzić się przez wewnętrzną pracę w poczucie siły. To dynamika różnych ruchów politycznych.

Polityka opiera się na resentymencie?

GN: W pewnym sensie – tak. To szersze zjawisko, które dotyczy ruchów prawicowych, lewicowych… Pamiętajmy, że mówimy o czymś, co nazywało się „narodowym socjalizmem“. To przecież to, z czym mamy w Polsce w tej chwili – łączenie prospołecznych działań czy haseł z ideologią skrajnie nacjonalistyczną.

Gdzie w polskiej polityce słychać echa “Mein Kampf”?

G.N.: Naszym celem nie było wskazywać palcem: „To wy jesteście zwolennikami Hitlera“. To nie jest przedstawienie o młodych ludziach, którzy gromadzą się w lesie, żeby obchodzić urodziny Hitlera. Mówimy o szerokiej konstelacji doświadczeń i urazów społecznych, która jest w stanie produkować groźne ideologie. Hitler umiał wychwytywać różnego rodzaju emocje społeczne, ta książka to swego rodzaju ich tygiel. Z jednej strony mówi o narodzie jako zbiorowym podmiocie obdarzonym siłą i godnością, z drugiej – o społeczeństwie jako bezmyślnym stadzie, którym trzeba zarządzać. Sprzeczność między pogardliwą pragmatyką a ideologicznym wyniesieniem jest szalenie ciekawa.

Wielki Naród i „ciemny lud“…

G.N.: To trudna do przyjęcia prawda: istnieją istotne zbieżności, sprawiające, że „Mein Kampf“ może być lustrem dla tego, co dzieje się teraz. Pewnego rodzaju nieufność wobec polityki łączy dzisiejsze społeczeństwo polskie i tamto niemieckie. To się kształtowało w XIX wieku, w czasach romantyzmu. Powstaje pewna idea narodu, która nie ma jeszcze przełożenia na konkretny organizm polityczny i społeczny. Nie ma wtedy państwa niemieckiego, nie ma państwa polskiego. Nie ma ich z różnych przyczyn, ale tu i tu powstaje bardzo wysokie, wyśrubowane wyobrażenie o zbiorowości, o „duchu narodowym“. W momencie, gdy powstaje realne państwo polskie czy niemieckie, natychmiast rodzi się głęboka frustracja i rozczarowanie, że jest poniżej oczekiwań.

„Z tektury“.

G.N.: Czesław Miłosz wyraził kiedyś nadzieję, że II wojna światowa, klęska Hitlera i wojenne doświadczenia Polaków doprowadzą do rozpadu ideologii romantycznej. Miłosz o tym marzył. Uważał, że mity romantyczne były dla polskiego społeczeństwa bardzo szkodliwe. Słusznie twierdził, że państwo Hitlera było wzniesione na fundamencie romantycznym. Sądził, że doprowadzi to do wytrzeźwienia Polaków, że się z tej ideologii otrząsną. Tymczasem nawet tę klęskę, która totalnie nie mieściła się w ramach „klęsk romantycznych“, udało się w końcu wypowiedzieć w ten sposób.

Kończąc mitem „wygranego powstania warszawskiego“…

G.N.: A jednocześnie wszystkich „posłańców złej nowiny“ – którzy, jak Tadeusz Borowski czy Tadeusz Różewicz, pokazywali, że to doświadczenie wojenne jest totalnie nowe i każe zrewidować fundamenty kultury – traktowano jak wrogów wspólnoty i narodu. I uciszano.

J.S.: W „Mein Kampf” jest bardzo dużo niebezpiecznie współcześnie brzmiących idei. Podstawową jej obsesją, wbrew obiegowej opinii, nie jest antysemityzm, ale rozrastanie się i rozmnażanie się narodu. Nie ma tam instrukcji, „co trzeba zrobić z Żydami”, ale są bardzo konkretne instrukcje, co musi zrobić naród niemiecki, by być silny i ważny. Czyli: wychowanie, w tym: sportowe. Eugenika… To wizja, w której kobieta powinna być stroną pasywną wobec mężczyzny i dawać społeczeństwu zdrowe dzieci.

G.N.: Zwolennicy ruchu anti-choice przedstawiali liberalizację aborcji jako zgodną z ustawodawstwem hitlerowskim w okupowanej Polsce, gdzie faktycznie służyła jako narzędzie ograniczania płodności „ras niższych”. Ale przecież w III Rzeszy aborcja była zakazana – zbrodnią było nie urodzić dziecka. Wątek biopolityczny wybrzmiewa w „Mein Kampf” najmocniej – najpierw biopolityka, a potem eksterminacja.

Jakub Skrzywanek i Grzegorz Niziołek ADAM STĘPIEŃ

Grzegorzu, napisałeś książkę „Polski teatr Zagłady” o przemilczanych obrazach Holocaustu w polskim teatrze. Praca nad „Mein Kampf” jakoś się z nią łączy?

G.N.: Tak, wypracowałem sobie tam instrumentarium do przyglądania się różnym symptomom kultury, których społeczeństwo nie chce widzieć. Teraz, mimo że siła rządząca w kraju i Kościół katolicki nie odcinają się od skrajnych przejawów zachowań faszystowskich, i mimo że ten radykalny ruch wyraźnie posługuje się odwołaniami do nazizmu czy faszyzmu, to jednak w oczach sporej części społeczeństwa nie kompromituje to tej władzy i Kościoła, stwarzających nad tym ruchem parasol. A przecież pozycja Polski jako ofiary Hitlera była podstawową strategią polityczną od 1945 roku do właściwie dzisiaj. Jak można tolerować tego rodzaju wewnętrzną sprzeczność? Wydaje mi się to silnie związane z faktem, że strasznie trudno przyjąć nam pozycję „sprawców”, silną podmiotowość. Że za coś odpowiadamy i czemuś jesteśmy winni. Stąd te paniczne reakcje dotyczące udziału Polaków w mordowaniu Żydów podczas wojny, polityki Polski wobec Ukraińców… Zawsze chcemy zobaczyć siebie jako ofiarę – Polaka mordowanego przez żydowskiego ubeka albo przez Ukraińca podczas rzezi wołyńskiej. Warto pomyśleć o tym, że ruch Hitlera też był oparty na fundamentalnym doświadczeniu klęski, przegranej I wojny światowej. Wszystko zbudowane było na urazie. To chyba Orwell, komentując „Mein Kampf”, zauważył, że faszyzm niby jest pochwałą życia, energii i zwycięstwa – a przecież w książce Hitlera nie ma mowy o tym, jak żyć, tylko jak przeżyć klęskę. Jak się ofiarować, jak przelać krew – własną krew.

Jaki to jest materiał dla teatru? Jak się reżyseruje aktorów, żeby mówili zdaniami Hitlera?

J.S.: Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale bardzo dobry. Prawie każde zdanie jest jakimś bardzo mocnym radykalnym poglądem Hitlera wynikającym z jego obserwacji otaczającej rzeczywistości. Właśnie dlatego postanowiliśmy, że nie ograniczymy się do czytania go ze sceny, tylko będziemy tworzyć obrazy czy sytuacje teatralne, które mają mu odpowiadać. Pamiętam, jak pierwszy raz po miesiącach prób to się uruchomiło, zadziałało na scenie. To było przerażające i porywające w obserwowaniu. Dla aktorów to też był szok. Pracujemy ze wspaniałym zespołem, który już niejedno przeżył i zetknął się z bardzo różnymi formami teatralnymi. Ale aktorzy mówią, że nigdy nie pracowali z tak trudnym tekstem. Niektóre zdania mają po dwanaście linijek. Wyciągnięcie z tego sensów i pokazanie widzowi staje się piekielnie trudnym zadaniem.

G.N.: Jeśli chodzi o siłę tekstu, strategię oparcia się – co podkreśla – na własnych doświadczeniach, Hitler ma w sobie coś z takiego rasowego aktora. Wie, że fałszywą prawdę sceniczną trzeba zbudować na afektywnej prawdzie swojego doświadczenia. Orwell też o tym pisał: przez te koślawe nieraz zdania przebija jakaś siła. Nie powinniśmy chować głowy w piasek – klęska Hitlera nie zakończyła dziejów tej książki. Udawanie, że jej nie ma, nie byłoby odpowiedzialne.


„Mein Kampf”, reżyseria: Jakub Skrzywanek, dramaturgia: Grzegorz Niziołek, scenografia i kostiumy: Agata Skwarczyńska, muzyka: Karol Nepelski, ruch: Agnieszka Kryst, wideo: Magda Mosiewicz. Obsada: Mamadou Góo Bâ, Klara Bielawka, Aleksandra Bożek, Arkadiusz Brykalski, Natalia Łągiewczyk, Oskar Stoczyński.

Premiera: 23 marca w Teatrze Powszechnym w Warszawie (ul. Zamoyskiego 20). Kolejne spektakle: 24, 26, 27 marca oraz 12, 13, 14 kwietnia.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Experts reveal lies: UN knew of militant activity on Gaza border.

Experts reveal lies: UN knew of militant activity on Gaza border, but did not report it

ELIANA RUDEE


All the way from Oregon, Joe Truzman disproved major points in the recently released U.N. Human Rights Council report—namely, that many of the report’s “victims” shot by soldiers of the Israeli Defense Force were actually members of militant groups, including Hamas.

Jon Truzman addressing a session by the watchdog group UN Watch in Geneva, Switzerland on the UNHRC’s report on Gaza. Credit: UN Watch.

 After testifying at the United Nations below the Human Rights Council plenary earlier this week, Joe Truzman, an expert on Palestinian militant groups active on the Gaza border with Israel, maintained that his own story shows the obvious pitfalls—and perhaps dishonest intentions—of the United Nations.

Truzman, native of a Portland, Ore., began following and researching militants groups in Gaza since the start of the 2014 Gaza war. Beginning as a hobby, Truzman learned how the militant factions operated in Gaza and about their presence on social media using open source data. Years later, Truzman has expanded his sources (about which he remains tightlipped) and has successfully infiltrated online groups in which Palestinian terrorists discuss their militant activity.

When protests on the Gaza border, deemed the “March of Return,” began on March 30, 2018, Truzman noticed major gaps between what he saw was happening at the border versus what was shown in the media and reported on in the U.N.’s Commission of Inquiry (COI).

Concerned that “the media isn’t getting the full picture,” Truzman jumped into action, finding pictures and videos showing inaccuracies in coverage, such as Palestinian border units that were active in attempting to infiltrate the security fence, launching incendiary and explosive-laden kites and balloons into Israel, and militants throwing grenades at the fence.

All the way from Portland, Truzman disproved major points in the recently released U.N. Human Rights Council report—namely, that many of the report’s “victims” shot by soldiers of the Israeli Defense Force were actually members of militant groups, including Hamas. Following are militants who Truzman showed were falsely characterized in the reports as “victims of IDF gunfire”:

  • Mahmoud Abu Taima: The U.N. report claims that Taima was killed approximately 150 meters from the fence, but the report failed to mention he was a fighter of Hamas’s military wing, sAl-Qassam Brigades, as listed on one of their websites.
  • Abed Hawajri: The report notes that Hawajri was shot in the abdomen 150 meters from the fence, but neglects Hawajri’s affiliation with the Democratic Front for the Liberation of Palestine (DFLP). Hawajri was a field a commander in the DFLP’s military wing and was one of the founders of the ground in the Nusierat camp in Gaza. Video evidence shows that DFLP militants surrounded his funeral.
  • Jihad Abu Jamous: The Commission of Inquiry stated in its report that Jamous was shot in the head approximately 300 meters from the security fence, but did not mention that he was a militant in the Al-Aqsa Martyrs Brigades. Jamous was also a field commander of the al-Amoudi Brigade, a branch of the al-Aqsa Martyrs Brigades.
  • Ahmed Sha’ar: Sha’ar was described in the commission’s report as a child killed by the IDF on May 14, 2018. Evidence from the Palestinian Islamic Jihad website reveals that Sha’ar was a fighter in Saraya al-Quds, the militant wing of Palestinian Islamic Jihad.

Truzman pointed out that he has other examples that he didn’t have time to mention in his address to the United Nations, including Naji Abu Hajir, who the Commission of Inquiry mentioned as a mechanic and killed by IDF gunfire. “There was nothing about him and his affiliation with Hamas’s military wing, Al-Qassam Brigades,” Truzman told JNS. “It took me only a few minutes to find that he was a militant,” he added.

Despite having “solid evidence of militant activity at the border,” the media opted for the “peaceful civilian protesters killed by the IDF” narrative that was also adopted by the one-sided U.N. report on Israel’s “assault” on “civilian protesters” at the Gaza border.

Truzman concluded that the inquiry’s misleading identification of militants as civilian victims led to a skewed perception of the Israeli response. The report accused Israeli soldiers of “crimes against humanity” and called on the U.N. High Commissioner for Human Rights “to manage the dossiers on alleged perpetrators [IDF soldiers] to be provided to the International Criminal Court.”

The fact that he could disprove important facts in a major report from the comfort of his home with just a phone and a tablet within “a few weeks” became a red flag to Truzman that “something is definitely wrong” with the United Nations. Evidence the United Nations had that “should have changed their claims in the human-rights council’s report” were either “willfully ignored or they deemed it insufficient,” he said. “The U.N. should be an institution of reliability and honesty—none of which they are right now, especially regarding the COI’s ‘March of Return’ report.”

Truzman was not the only one to maintain that specific evidence was ignored by the United Nations. Col. Richard Kemp, former commander of British forces in Afghanistan, told JNS, “I was one of the few—perhaps the only—independent military expert who gave evidence to the commission. Because my evidence did not fit with their anti-Israel agenda, it was ignored.”

Kemp posed that the U.N. Human Rights Council “never intended for their Commission of Inquiry to get at the truth about the violence on the Gaza border, hence the mandate given to it, which was blatantly and unashamedly skewed against the Jewish state.”

Moreover, he said, “failure to criticize or even accept Hamas’s role in inciting and organizing this violence” is not only “unfair” to Israel, it could set a dangerous precedent with real implications “encouraging further bloodshed and killing, in effect making it and the council an instrument of Hamas terrorism.”

The former commander welcomed the British Foreign Secretary’s re-affirmation on Thursday that the United Kingdom will vote against all Item 7 resolutions at the U.N. Human Rights Council, saying, “The U.N. Human Rights Council has proven time and again their implacable opposition to Israel, and this shapes so much of their work, including institutionalizing their day against Israel in the standing agenda Item 7—a form of victimization they impose on no other country.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


COURT RESUSCITATES PALESTINIANS’ GENOCIDE CASE AGAINST ADELSON IN US

COURT RESUSCITATES PALESTINIANS’ GENOCIDE CASE AGAINST ADELSON IN US

YONAH JEREMY BOB


Sheldon Adelson, a casino magnate and major backer of pro-Israel causes.. (photo credit: REUTERS)

A US court of appeals has resuscitated a civil damages lawsuit by a group of Palestinians claiming support for genocide against tycoon Sheldon Adelson, the Trump administration’s envoy Elliot Abrams, megachurch pastor John Hagee and a range of banks, companies and NGOs. The Palestinians claim these people and institutions are linked to the settlement enterprise and to alleged war crimes in the last three Gaza wars.

The $34.5 billion case was previously dismissed by the lower US district court for the District of Columbia based on the idea that it implicated political and foreign policy questions of which the judiciary traditionally stays out.

The appeals court’s late Tuesday decision was not close to a final victory for the plaintiffs and the case may still be dismissed before it reaches a trial. But the appeals court did say that the lower court had applied the political question doctrine too broadly and could not dismiss the case simply on those technical grounds.

There is speculation about whether the defendants will appeal to a broader panel of the US Court of Appeals for the District of Columbia, appeal to the US Supreme Court or try to beat the case on other jurisdictional grounds back at the lower court.

The allegations may present some complex challenges for the defendants. But some more sensational ones, like characterizing when Abrams’ condemned Palestinian violence before Congress or communicated with Israeli government officials as “overt acts” to “promote the settlement enterprise” which “meant the theft of… Palestinian property,” seem to be intended just to grab headlines.

The group is led by Palestinian activist Bassem Tamimi and appears to likewise include about 17 other Palestinians. The case seeks to turn the tables in US courts on Israel and financial supporters of the settlements and the Friends of the Israeli Defense Forces.

By attempting to characterize the settlement enterprise as organized crime, and the IDF as a group prone to war crimes – while completely ignoring the opposing Israeli narrative or even the likely US view on those issues – the plaintiffs seem to want to score either financial or public relations points with the lawsuit.

Some of the other prominent defendants include Bank Hapoalim, Bank Leumi, several NGOs linked to settlements, Hewlett-Packard, Motorola, the UK-based firm G4S, FIDF, Haim Saban and Irving Moskowitz.

Tamimi and his group allege four claims of conspiracy, trespassing, aiding and abetting and war crimes and abuses.

The alleged organized criminal activity they refer to is what they characterize as the violent expulsion of Palestinians from their land and the ruining of their businesses to make room for further Jewish settlements.

The Palestinians have developed a graph that they say shows how Adelson, Moskowitz, Hagee and other donors are tied to funding certain settlements and likewise have ties the establishment of those settlements, from which they claim Palestinians were forcibly expelled.

However, the original complaint lacked details such as dates and who specifically was involved, making it difficult to even begin to evaluate many of the claims.

The alleged war crimes referred to included: the alleged killing of 14 members of Doa’a Abu Amer’s family in the 2008-2009 Gaza war, the alleged beating and disabling of Ahmed al-Zeer by settlers, and a range of other alleged violent acts, including the alleged “extrajudicial” shooting of a Palestinian who tried to stab Israeli soldiers.

Besides the particular issues alleged, the playing field for the Palestinian-American lawsuits will be far different than for the Israeli-American ones at a global level.

The Israeli-American lawsuits were nearly exclusively focused on variations of wrongful death in suicide and other bombings, even as the allegations against specific defendants were for financing or providing logistical support for the attacks.

In contrast, the new Palestinian-American suit is for financing or connections to the settlement enterprise and to the IDF.

While arguing that US policy viewed the settlements as illegal, the plaintiffs tried to claim that anyone who supported the settlement enterprise also supported violence against Palestinians and the loss of land.

US policy on the settlements issue has varied from administration to administration.

According to Shurat Hadin Director Nitsana Darshan-Leitner, who has represented other defendants against similar lawsuits brought by some of the same plaintiffs, “It’s unfortunate the Court’s technical ruling rejected the political question doctrine finding and reinstated what is obviously a frivolous harassment suit brought by Palestinians affiliated with the radical groups against largely Jewish and Israeli parties.”

She added that while ultimately all these claims will eventually be tossed out, they do suck up huge amounts of time and resources, “which is the intended goal of baseless lawfare actions like this.”

Lawyer Eric Sherby, who has been a top ABA official, previously told The Jerusalem Post that there are also a range of jurisdictional issues that could blow the case out of the water on motions to dismiss, before it even gets to the details. While there are many issues, two could include a lack of standing to sue and the fact that the incidents in question occurred outside the US.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com