Archive | 2020/04/26

Granatowa policja odpowiada za 80 proc. mordów na ukrywających się Żydach

Granatowa policja odpowiada za 80 proc. mordów na ukrywających się Żydach

Dawid Warszawski


Gubernator Hans Frank (z prawej) przyjmuje meldunek od komendanta oddziału polskiej policji (granatowej). W tle widoczni stojący w dwuszeregu polscy policjanci, październik 1940 r. (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Granatowa policja nie tylko odgrywała ważną, a miejscami zasadniczą rolę w niemieckim projekcie zagłady Żydów, ale też niejednokrotnie jej funkcjonariusze mordowali na własną rękę.
*

Nowa wiedza budzi zawsze zaskoczenie.

– A więc to tak? – pytamy, usiłując wbudować to, czego żeśmy się właśnie dowiedzieli w gmachu naszej dotychczasowej wiedzy, często go przy tym z konieczności przebudowując.

Ale zaskoczenie ma też często inny wymiar.

– To tego żeśmy nie wiedzieli? – pytamy, odkrywając, że nie tyle musimy przebudować ten gmach, co zauważyć, że w miejscu, w którym mamy tę nową wiedzę wbudować, przedtem nie było nic prócz złudzenia.

Nowa książka Jana Grabowskiego o roli policji granatowej w Zagładzie budzi w czytelniku oba rodzaje zaskoczenia.

Oburzenie, a potem cisza

Grabowski jest typem badacza, który łączy w sobie benedyktyński trud kwerendarza z polemiczną pasją publicysty. Ta druga często daje znać o sobie w jego publicznych wystąpieniach, ale w pracach historycznych Grabowski nie pozwala sobie na takie pofolgowanie. Po prostu cierpliwie zbiera, jeden za drugim, papierek do papierka, uważnie je porównuje i bada, a potem pisze, spokojnie i z namysłem, co mu z tego badania wynikło.

Tak było z jego pierwszą dużą monografią „Judenjagd” z 2011 r., w której zbadał wszystkie dostępne w archiwach dokumenty na temat ukrywania się Żydów w powiecie Dąbrowa Tarnowska w latach 1942-45 i wyliczył, że za sprawą Polaków, którzy ich albo zabili sami, albo wydali w ręce Niemców na śmierć, zginęło ich trzy czwarte.

Inaczej niż „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa, którzy 10 lat wcześniej spowodowali ogólnonarodową dyskusję, „Judenjagd” wywołał wprawdzie miejscami oburzenie, ale świadomości nie przeorał. „Sąsiedzi” byli pierwsi i – jako rekonstrukcja wydarzeń – stwarzali pole do polemiki.

Ale jak polemizować z dokumentami? Można się co najwyżej oburzać, że wynika z nich nie to, co by się chciało.

Podobnie było z monumentalną monografią wydaną pod redakcją Grabowskiego i Barbary Engelking: „Dalej jest noc”. Oburzenie, a potem milczenie. Można się spodziewać, że tak będzie też w tym przypadku – tym bardziej że epidemia zwróciła uwagę Polaków w zupełnie innym kierunku.

Mordowali z własnej woli

Tymczasem po lekturze jego nowej książki uświadamiamy sobie, że historia policji granatowej – a także, co ważne, straży pożarnej i Baudienstu (Służby Budowlanej) – stanowi w naszej wiedzy o okupacji czarną dziurę. Wyszło na ten temat ledwie kilka prac; autor ukazuje ich słabości. Zaś wiedza potoczna wygląda mniej więcej tak: to była wstydliwa sprawa, wysługiwanie się wrogowi – ale co mieli policjanci robić, zwłaszcza że władze polskie nakazały im przecież, by zostali na posterunku, a Niemcy by ich zabili za zejście z niego?

Polski policjant (granatowy) podczas kierowania ruchem ulicznym w Krakowie. Widoczny również policjant przeprowadzający przez ulicę kobietę i mężczyznę, lipiec 1941 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Kombinowali, jak mogli, wielu pomagało podziemiu (co potwierdza cytowany przez Grabowskiego komendant formacji, który szacował, że w podziemiu działa połowa jego funkcjonariuszy), choć było też sporo szkodliwych drani, jak to w policji. Próby oficjalnej rehabilitacji policji granatowej się jak dotąd nie powiodły – choć po obchodach rocznicy powstania Brygady Świętokrzyskiej wszystkiego się można spodziewać. Ale nie uważa się na ogół, by sama służba w tej formacji hańbiła.

Grabowski przebadał zachowane dokumenty – dokumentację policyjną i akta powojennych procesów z dekretu sierpniowego – 124 z około tysiąca placówek i komisariatów, jakie istniały w Generalnym Gubernatorstwie, szukając informacji o tym, jaki był udział granatowych w niemieckim mordzie na Żydach. Choć próbka jest przypadkowa, a stopień zachowania dokumentacji różny, to nie ma powodu przypuszczać, że materiały, które przebadał, dostarczają obrazu w jakiś sposób tendencyjnego. Wynika zaś z nich, że policja nie tylko odgrywała ważną, a miejscami zasadniczą rolę w powodzeniu niemieckiego projektu, ale także mordowała na własną rękę, ani przez Niemców przymuszona, ani też im o swych dokonaniach raportując. Policjanci – dodajmy od razu: nie wszyscy – mordowali, bo było można, a oni chcieli.

W mieście z Niemcami, na wsi sami

Potwierdzają to liczne relacje świadków. Na ulicach, wolnych placach i ogródkach leży wiele trupów kobiet i dzieci. Komendant polskiej policji Wiesiołowski, otoczony kilkudziesięciu dzieciakami w wieku od 6-12 lat przeszukuje podwórka, strychy, piwnice i komórki. Za każde znalezione [i] przyprowadzone dziecko żydowskie rozdaje polskim dzieciom landrynki. Małe żydowskie dzieci łapie za kark i strzela małokalibrowym rewolwerem w głowę. Takie opisy znamy z licznych relacji Żydów, którym udało się przeżyć. Ale to akurat polski leśniczy Jan Mikulski opisuje likwidację biłgorajskiego getta w listopadzie 1942 r.

Szkoła policji polskiej (granatowej) w Nowym Sączu. Widoczni stojący na placu w dwuszeregach policjanci, październik 1941 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Grabowski stwierdza, że podczas gdy w wielkich miastach (Krakowowi i Warszawie poświęca oddzielne rozdziały) policja granatowa działała pod bezpośrednim nadzorem Niemców – obstawiała getta, strzelała do uciekających z nich Żydów, dokonywała egzekucji – na prowincji, w małych miasteczkach, gdzie Niemców prawie nie było, miała znacznie większą swobodę działania. Jak wynika z badań Grabowskiego, nie korzystała z niej, by Żydom, w końcu obywatelom wspólnego państwa i ofiarom wspólnego wroga, pomagać, a choćby nie przeszkadzać w ucieczce. Przeciwnie – to granatowi odpowiadają, jak ustalił, za 80 proc. zatrzymań, a więc mordów, ukrywających się Żydów. Zachowanie wspomnianego Wiesiołowskiego (choć w opisywanym momencie w Biłgoraju Niemcy akurat byli, bo nadzorowali likwidację getta) nie jest, niestety, czymś wyjątkowym.

Za to w miastach dużo rzadziej, zauważa badacz, granatowi mordowali Żydów na własną rękę.

Wynikało to jednak nie z ich bardziej patriotycznej postawy, lecz z tego, że ciał trudniej było się pozbyć, podczas gdy na wsi wystarczyło nakazać chłopom ich zakopanie – i po kłopocie.

Nieboszczycy na przepustkach

Mordowanie Żydów ukrywających się na terenach wiejskich działo się często w ramach wzajemnego świadczenia usług. Policjanci mordowali, by uchronić chłopów przed groźbą przybycia Niemców, niebezpiecznych, nawet jeśli Żydom, jak to często było, nikt nie pomagał. Z kolei chłopi czasem zamawiali u policjantów zamordowanie konkretnych Żydów, żeby przywłaszczyć sobie ich rzeczy – w jednym z przytoczonych przypadków: parę oficerek. Ich właściciele byli wszak jedynie, w trafnym sformułowaniu Emmanuela Ringelbluma, „nieboszczykami na przepustce”, więc po co mają się rzeczy marnować?

W tym kontekście należy rozpatrzyć pospolicie używane podczas okupacji i przytoczone np. w relacji leśniczego Mikulskiego określenie „polska policja”. Jest ono w pełni uzasadnione: tak właśnie, Polonische Polizei, formacja ta była przez Niemców nazywana; co więcej, powstała ona na bazie przedwojennej Policji Państwowej, choć dalece nie wszyscy jej funkcjonariusze chcieli lub mogli, do Polonische Polizei przystąpić, a wojenny nabór sprowadził w jej szeregi ludzi całkiem przypadkowych. Nie była to jednak oczywiście w żadnym stopniu struktura wojennego państwa polskiego – ale w realizowaniu, jak w powyższych przykładach, interesów osób lub społeczności należących do narodu polskiego ową polskość w pewnym stopniu uzasadniała.

Warszawskie getto na początku 1941 r. Polski granatowy policjant w towarzystwie żydowskiego funkcjonariusza kontrolują przechodniów. W podległej Niemcom policji podczas okupacji służyło kilkanaście tysięcy Polaków Fot. AKG-Images

Garstka sprawiedliwych

Żydzi zaś do tej wspólnoty interesów, ale także po części i wartości, w sposób oczywisty nie należeli. Podczas likwidacji warszawskiego getta krawiec Błędowski wyszedł po zdjęciu blokady kamienicy ze schronu, w którym ukrywał się z żoną i córkami, lecz na swoje nieszczęście trafił na siedzących przed budynkiem trzech granatowych. Zaczął ich błagać, by go nie wydawali Niemcom, powołując się na swe rany w wojnie z bolszewikami i przyszłe odrodzenie Polski. Lecz jeden z nich odpowiedział:

„Polska daleko, będzie czy nie będzie, to nie wiadomo, ale tymczasem ja muszę żyć”.

Rzecz jasna, nieszczęściem Błędowskiego było to, że trafił akurat na trzech policjantów, którzy niekoniecznie musieli sobie ufać (pojedynczy czasem udawali, że Żydów nie widzą, co ocaleni skrzętnie i z wdzięcznością odnotowywali we wspomnieniach) – ale najwyraźniej cytowany funkcjonariusz nie miał problemu odwrotnego: odmówienia pomocy współobywatelowi w obecności pozostałych policjantów. W Krakowie policjant, który oburzał się na gorliwość kolegów w łapaniu uciekających z getta został potępiony jako „żydowski wujek”.

Ale to właśnie w Krakowie powstała jedyna w całej policji granatowej grupa pomagająca Żydom. Utworzył ją oddelegowany do stolicy GG policjant z Wiednia, Austriak. Ratowaniu Żydów przez policjantów Grabowski poświęca oddzielny rozdział, zbiera wszystkie znane mu, nieliczne przypadki, odnotowuje, że 15 funkcjonariuszom na około 20 tys. Yad Vashem przyznał medale Sprawiedliwych. Zauważa, że w okręgu paryskim, gdzie funkcjonariuszy było tyle samo, medale uzyskało 54 z nich. Z wielką ulgą stwierdza, że nie jest zadaniem badacza oceniać, czy tych 15 to dużo, czy mało, i przypomina, że terror we Francji był nieporównanie łagodniejszy niż w Polsce.

Grabowski znalazł tylko jeden przypadek, by granatowy policjant został skazany przez Niemców na śmierć za pomoc Żydom: był to kapitan Piotr Kruk z XVII Komisariatu w Warszawie, zadenuncjowany przez podwładnego. Może dobrze by było, żeby dzisiejsza Policja Państwowa uczciła w jakiś godny sposób jego pamięć? I dla równowagi – tylko jeden granatowy został po wojnie skazany na śmierć za swe zbrodnie. Inni, całkiem liczni, weszli w skład powstającej właśnie MO – no bo gdzie mieli się podziać?

Trudne porównania

Do zadań Polonische Polizei należało też nadzorowanie policji żydowskiej tam, gdzie istniała w gettach i Grabowski zadaje nieuchronne pytanie o porównanie zbrodniczości obu formacji. Po czym stwierdza, że zadawanie go jest niedopuszczalne ze względu na los, jaki spotkał formację gettową. Tu wypada się z autorem nie zgodzić – nie tylko dlatego, że także polscy policjanci bywali przez Niemców zbiorowo rozstrzeliwani, ale też dlatego, że późniejszy los nie może służyć jako usprawiedliwienie wcześniejszych czynów.

Broniłbym tezy, że policja gettowa była bardziej zbrodnicza od granatowej – ale też, że porównanie to nie ma sensu, gdyż warunki w getcie dużo bardziej przypominały sytuację w obozach koncentracyjnych niż te panujące po aryjskiej stronie w Warszawie.

A tym samym funkcjonariusze Jüdischer Ordnungsdienst (Żydowskiej Służby Porządkowej) winni być porównywani z obozowymi kapo, nie z funkcjonariuszami PP – choć kapo pozbawieni odpowiedzialności za rodziny mieli w istocie łatwiejsze wybory moralne. Także kwestia policji żydowskiej nadal czeka, mimo znakomitej pracy Katarzyny Person na ten temat, na dalsze szczegółowe zbadanie.

Zagłada Żydów jest zapewne najlepiej zbadanym zdarzeniem w dziejach – tymczasem stale pojawiają się nowe prace, nie tylko prostujące stan naszej wiedzy, ale także ujawniające stan naszej zdumiewającej niewiedzy. Monografia Grabowskiego niewątpliwie się do nich zalicza, podobnie jak będące jeszcze w toku badania nad zakresem pomocy udzielanej Żydom w okupowanej Polsce przez polską ambasadę w Bernie. Nie wspominam o tym z jakiegoś moralnego symetryzmu: przyzwoitość nie równoważy zbrodni, ale po to, by przypomnieć o nadal wielkim obszarze naszej niewiedzy.


Na posterunku. Udział polskiej policji granatowej i kryminalnej w zagładzie Żydów

Jan Grabowski

Czarne

Jan Grabowski; okładka książki ‘Na posterunku’, Czarne, Wołowiec Fot. Łukasz Falkowski / Agencja Gazeta / materiały prasowe


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Amid Coronavirus, Building Bridges with Israel Despite Physical Isolation

Amid Coronavirus, Building Bridges with Israel Despite Physical Isolation

Ofer Gutman


Israel Defense Forces soldiers helping to fill and deliver oxygen tanks as part of the country’s efforts to combat the coronavirus epidemic. Photo: IDF Spokesperson’s Office.

Even before the outbreak of the coronavirus, many of our global Jewish communities were separated. At times deeply divided on politics, distant geographically, or experiencing disparate socioeconomic realities, the diversity of the global Jewish experience leads to as many opinions and passions as there are Jewish identities.

Despite these great differences, the global pandemic provides us with an opportunity for reflection on just how deeply we are connected. What affects us on one side of the world affects us on the other — and now is the time for us to come together as one Jewish family.

Reflecting on the global response to this pandemic, we must celebrate our Jewish homeland and its leadership role in driving innovation and recovery.

Israel is a nation of innovators accustomed to overcoming challenges and building from the desert up. For instance, one Israeli tech startup, Soapy, has created an anti-viral hand soap that, when paired with specialized hand-washing stations, kills viruses stronger than COVID-19.

Other Israeli startups have introduced antimicrobial fabrics that could be crafted into life-saving face masks and used around the world. Humanitarian efforts led by IsraAid are supplying personal protective equipment (PPE) and remote stress-management courses internationally. Israel’s impact and spirit has always extended far beyond its own borders, and this is certainly the case with the coronavirus.

Outside of Israel, the global Jewish community is similarly responding with great care and leadership to combat this virus. We are inspired by the stories of Rabbi Daniel Nevins, head of the Jewish Theological Seminary in New York, who recently recovered from the coronavirus and donated his plasma to aid the development of therapies against the disease. We are impressed by the students at Kohelet Yeshiva High School in Merion Station, Pennsylvania, who mobilized their digital fabrication lab to use 3-D printers to print surgical face shields for healthcare workers at their local hospital.

We see our common humanity in the decision of O Boticário, a large Brazilian cosmetics company owned by the billionaire son of Holocaust survivors, to donate 1.7 tons of gel alcohol to their city’s municipal health department to be used as hand sanitizer.

These stories from around the world remind us that the core value that Jews share, enshrined thousands of years ago as we reached the Promised Land, is that we must love and care for one another.

As we face this pandemic together, our bonds are re-awakened — and for many, the crisis has become a call to action. Jews around the world are coming together and looking for opportunities to help. Thousands of Masa Israel Fellows, for example, have chosen to stay in Israel during this crisis and lend a hand. Though they hail from dozens of countries with varying traditions, they are united by their innate connections to the country and its people.

Young doctors from the Former Soviet Union (FSU) enrolled in training programs to receive Israeli licenses, have volunteered to support Israeli medical service providers, despite the risk of their own exposure, because of the immense pressure to meet medical needs as the virus spreads. Participants in Habonim Dror North America’s Workshop program recently relocated from Israel’s center to a kibbutz in the north so that they could help sustain the country’s food supply during this crisis.

Teaching Fellows in Bat Yam are delivering food baskets to their elderly neighbors, while also shifting curricula online to provide their students with continuity and connection. Volunteers from career development programs are now assisting at phone banks in Jerusalem, Tel Aviv, and Eilat to check in with and support the elderly, including Holocaust survivors.

The desire to be agents of change is inspiring.

Despite the distance and disparate backgrounds, our community is also sustaining connections through online tools launched in response to the pandemic. We’re witnessing engagement in Jewish communities grow internationally. This is no doubt a testament to the great calling we feel to unite, to care for one another, and to advance efforts to rebuild.

This strength and determination to persevere, lead into a renewed future, and give back extends beyond Israel. This is our global Jewish story. Now is the time to show our leadership, lean on our networks, and share our humanity. We will get through this together.


Ofer Gutman is Acting CEO of Masa Israel Journey.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Złamiemy Amerykę, Izrael, Arabię Saudyjską

Złamiemy Amerykę, Izrael, Arabię Saudyjską


Malgorzata Koraszewska


Zastępca dowódcy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej mówi o planach Iranu, o dżihadzie, o wojnie ze światem. “Miecz naszego narodu został wyciągnięty z pochwy. Nasi wrogowie powinni wiedzieć, że nie zostawimy ich w spokoju.”

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com