Archive | 2018/09/03

Co się stało w zoo? Problemy z nagrodą im. Żabińskich

Co się stało w zoo? Problemy z nagrodą im. Żabińskich

KATARZYNA ANDERSZ


Okładka autorstwa Edyty Marciniak / CHIDUSZ 2017

UROCZYSTOŚĆ PRZYZNANIA NAGRÓD IM. ŻABIŃSKICH DLA POLAKÓW RATUJĄCYCH ŻYDÓW ZDOMINOWALI POLITYCY. NIE POJAWIŁA SIĘ NA NIEJ TERESA ŻABIŃSKA-ZAWADZKI, WYRAŻAJĄC W TEN SPOSÓB SWÓJ SPRZECIW WOBEC PRZYJĘTEJ FORMUŁY. NIEOBECNOŚĆ CÓRKI PATRONÓW ZWRÓCIŁA UWAGĘ MEDIÓW NA UPOLITYCZNIENIE TEGO WYDARZENIA. NIE ODNIESIONO SIĘ JEDNAK DO ZASAD PRZYZNAWANIA NAGRODY, KTÓRE PODWAŻAJĄ JEJ WIARYGODNOŚĆ.

Polityka to nie wszystko

18 września odbyła się w warszawskim zoo ceremonia wręczenia nagród im. Antoniny i Jana Żabińskich dla Polaków, którzy w czasie II wojny światowej ratowali Żydów. Uczestniczyła w niej spora grupa polskich prawicowych polityków oraz przedstawiciele izraelskiego Knesetu, amerykańskiego Kongresu i Ambasady Wielkiej Brytanii w Polsce. Nagrody wręczał między innymi Dean Cain, hollywoodzki gwiazdor lat dziewięćdziesiątych, znany z tytułowej roli w serialu „Nowe przygody Supermana”.

Większość mediów opisała wydarzenie raczej zdawkowo, nie kwestionując wiarygodności i wagi nagrody. Krytyczną analizę przebiegu uroczystości przedstawiły jedynie TVN i „Gazeta Wyborcza”, a powodem tego była nieobecność córki Żabińskich i polityczna formuła wydarzenia. Problemy z nagrodą im. Żabińskich nie zostałyby jednak rozwiązane, gdyby polityki na scenie nie było. Element „wiecowy”, jak to określono, jest tylko jednym z nadużyć w tej próbie honorowania Polaków ratujących Żydów. Kiedy jednak przyjrzymy się  formalnym podstawom nagrody, oburzenie polityką schodzi na dalszy plan.

Fundacja

Nagroda oficjalnie nazywa się „From the Depths Żabiński Award”, ponieważ inicjatorem jej ustanowienia jest działająca w Polsce od trzech lat fundacja „From the Depths”. Jej założyciel, Jonny Daniels, pochodzi z Wielkiej Brytanii, jest przyjacielem wielu obecnie rządzących polityków, a jego agencja PR obsługuje państwową spółkę PLL LOT. W mediach Daniels publicznie popiera dążenia Polski do uzyskania niemieckich reparacji wojennych i propaguje teorię, w której termin „polskie obozy śmierci” jest celowo używany w niemieckich mediach, aby odpowiedzialnością za Zagładę obarczyć Polaków.

Dawkowanie informacji

Fundacja „From the Depths” chce stawiać „mosty pomiędzy przeszłością a przyszłością” i  „kształtować i budować lepszą przyszłość”. „Dotyka tematu pamięci o Zagładzie”, rozumiejąc, że nie można „iść po linii najmniejszego oporu, wypełniając to ważne zadanie”. Problem tylko w tym, że nie wiadomo, na czym to zadanie w praktyce miałoby polegać. Projekty prowadzone przez fundację sprawiają wrażenie spontanicznie organizowanych akcji, opartych głównie na dużej promocji w mediach (Jonny Daniels często i chętnie wypowiada się o nich w prawicowych gazetach, telewizji i na swoim twitterze) oraz obecności zagranicznych celebrytów. Zostają one nagłaśniane jako bezprecedensowe przykłady wkładu w ochronę żydowskiego dziedzictwa w Polsce. Prawicowa „Gazeta Polska” chwali na przykład Danielsa za to, że w ciągu dwóch lat zrobił więcej dla stosunków polsko-żydowskich niż inni przez ostatnich osiem.

Równie enigmatyczny, jak opis działalności fundacji, jest skład jej rady, w który wchodzą dwie osoby niemające powiązań z ochroną życia żydowskiego w Polsce ani z szeroko rozumianą kulturą żydowską (na stronie fundacji nie są nawet wymienione z nazwiska). Jak przyznaje Daniels, „From the Depths” to on i Lena Klaudel, czyli dyrektorka biura jego agencji PR (taką informację można było znaleźć przynajmniej do niedawna, kiedy strona agencji była jeszcze dostępna). Nie wspomina o współpracy z historykami lub ośrodkami badawczymi.

Brak regulaminu

Do tej pory odbyły się dwie ceremonie wręczenia nagrody, wciąż jednak niejasne są zasady jej przyznawania. Na stronie fundacji nie ma żadnej informacji na ten temat, oprócz tej, że wyróżnienie otrzymują Polacy ratujący Żydów w czasie II wojny światowej. Nie wiadomo, jaki jest regulamin i kryteria przyznawania nagrody, czy istnieje komisja wybierająca nominowanych, a jeżeli tak, to kto w niej zasiada, czy wreszcie, w jaki sposób weryfikuje się i poświadcza historie o ratowaniu. Fundacja „From the Depths” nie udzieliła nam odpowiedzi na te pytania, choć takie informacje powinny być dostępne publicznie. Również Teresa Żabińska-Zawadzki nie zna zasad przyznawania nagrody. Łatwo odnieść wrażenie, że jej laureaci wybierani są przypadkowo lub według znanego tylko Danielsowi klucza.

Selektywny wybór uhonorowanych

Skoro nie wiadomo, kto i według jakich zasad wybiera laureatów wyróżnienia, pojawiają się pytania o obiektywność wyboru, szczególnie jeśli honoruje się rodzinę, której potomkowie to znani politycy. Jan Kawczyński wraz z żoną i córką zginęli, ratując Żydów. Podczas ceremonii nagrodę w ich imieniu odebrał Daniel Kawczyński, wnuk brata Kawczyńskiego, brytyjski parlamentarzysta, członek partii konserwatywnej, który podczas uroczystości zapewniał, że będzie apelował do brytyjskiego rządu o pomoc w staraniach o reparacje wojenne.

Choć trudno wymagać od organizatorów, żeby ustalali, co mówią osoby przyjmujące nagrodę, ciężko oprzeć się wrażeniu, że obecność Kawczyńskiego była skrupulatnie zaplanowanym elementem politycznej narracji tej uroczystości.

„Formalna” konkurencja dla Yad Vashem

Ideą towarzyszącą powstaniu nagrody była chęć uhonorowania tych, którzy z powodów formalnych nie mogli otrzymać medalu z Yad Vashem. Te „powody formalne” są zresztą jedynym tropem wskazującym sposób wyboru wyróżnianych osób.

Kiedy Jonny Daniels dwa lata temu zaproponował Teresie Żabińskiej-Zawadzki, żeby nagroda nosiła imię jej rodziców, zgodziła się między innymi dlatego, że jej brat także nie dostał medalu z Yad Vashem z „powodów formalnych”. Według niej wymagania stawiane przez Yad Vashem nie miały odniesienia do sytuacji jej rodziny, ponieważ udział brata w ratowaniu Żydów został dobrze udokumentowany, również, co według wytycznych Yad Vashem jest konieczne, przez uratowanych. Jednak, żeby dostać medal, Ryszard Żabiński musiałby sam o niego zabiegać, a tego nie chciał. Żabińska-Zawadzki uznała więc, że pomysł Danielsa daje wyraz pięknej idei, a w dodatku pozwoli uhonorować osoby będące w podobnej sytuacji, które nie chcą udowadniać, że mówią prawdę. Ryszard Żabiński w zeszłym roku jako pierwszy otrzymał nagrodę im. Żabińskich.

Jednak w tym roku nagrody trafiły do osób, o których jerozolimski instytut nawet nie słyszał.

Jak udało się ustalić, zarówno rodzina Kawczyńskich, jak i Jakoniuk (dwoje z trojga tegorocznych odznaczonych) nigdy nie zostały zgłoszone do Yad Vashem. Trudno zatem mówić o „powodach formalnych”, które sprawiłyby, że komisja odznaczająca Sprawiedliwych postanowiłaby tego nie robić. Fundacja Jonny’ego Danielsa, zamiast zasugerować zgłoszenie do Yad Vashem, postanowiła sama (lepiej?) uhonorować ratujących.

Trzecie odznaczenie trafiło natomiast do zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Zaledwie rok temu kilka sióstr należących do zgromadzenia zostało pośmiertnie odznaczonych medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Instytut Yad Vashem nie przyznaje jednak odznaczeń całym społecznościom czy wspólnotom. Wyjątek stanowiła jedynie polska organizacja Żegota, w której  działalność zaangażowana była cała siatka osób, i Duńczycy (jako cały naród), którzy wspólnym wysiłkiem sprawili, że niemal wszystkim duńskim Żydom udało się przeżyć wojnę. Dostali oni jednak nie medale i tytuły, a drzewka w Alei Sprawiedliwych. Yad Vashem zapewne odznaczyłby całe zgromadzenie Sióstr Franciszkanek, gdyby uznał, że ratowały wszystkie siostry.

Kto jest bohaterem?

Przyjęło się, że określenie Sprawiedliwi, pisane wielką literą, odnosi się wyłącznie do osób odznaczonych medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Yad Vashem weryfikuje zeznania ratowanych, ratujących i świadków. Na tej podstawie orzeka, czy udzielona pomoc motywowana była wyłącznie słusznymi pobudkami. Medal może być przyznany tylko w wypadku, kiedy ratujący narażał swoje życie i kiedy jasno stwierdzono, że nie robił tego dla korzyści materialnych bądź jakichkolwiek innych lub z powodu chęci przekonania kogoś do zmiany wiary. Cała procedura jest czasochłonna, ale rzetelnie przeprowadzana. Do tej pory nikt jej nie kwestionował.

Fundacja „From the Depths” nie ujawnia, czy współpracuje z historykami, co budzi zasadne podejrzenie, że tego nie robi. Brak jasnych procedur może doprowadzić w przyszłości do niesłusznego uznania za bohatera kogoś, kto nim w rzeczywistości nie był.

Jeżeli potencjalni wyróżnieni nie otrzymali medalu z Yad Vashem, trzeba najpierw dotrzeć do informacji, dlaczego tak się stało. Jest to o tyle skomplikowane, że dokumenty z posiedzeń komisji rozpatrującej przyznanie tytułu Sprawiedliwych są tajne, więc w najlepszym wypadku można się dowiedzieć, że sprawę zawieszono. Powody, dla których tak się stało, nie będą ujawnione. Oprócz niekompletnej dokumentacji, mogą to być przecież niejasne okoliczności ratowania albo żądanie opłaty od ratowanego. Większość spraw nie jest udokumentowana tak dobrze, jak pomoc, której udzielali Żabińscy i ich syn Ryszard.

Co dalej ze Sprawiedliwymi?

Większość Sprawiedliwych nie żyje już od lat. Ich dzieci o działalności rodziców wiedzą często jedynie z opowiadań, bo w czasie wojny były zbyt małe, żeby świadomie pomagać lub nawet pamiętać to, co wtedy się działo. Umierają ostatni uratowani, a jeśli żyją, często nie są już w stanie opowiedzieć swojej historii. I właśnie w tym momencie następuje w Polsce gwałtowny wzrost inicjatyw mających upamiętnić ratujących. W 2016 roku powstaje Kaplica Pamięci w toruńskim sanktuarium wybudowanym z inicjatywy Tadeusza Rydzyka [czytaj więcej], a Radio Maryja odnajduje tysiące Polaków, którym należałby się medal Yad Vashem. W tym samym czasie fundacja Jonny’ego Danielsa zaczyna wręczać medale Polakom, którzy ratowali Żydów. Pojawiają się nowe historie, często pochodzące już tylko z przekazu kolejnych pokoleń, podczas gdy narzędzi do weryfikacji ich wiarygodności jest coraz mniej.

Należy zatem zadać pytanie, czy powinno honorować się nieżyjących, gdy brakuje świadectw ich bohaterskich czynów? Zrozumiałe jest, że wiele rodzin czuje się pokrzywdzonych przez bardzo precyzyjnie sformułowane zasady Yad Vashem, ale ryzyko nadużyć jest spore, zarówno ze strony rodzin opowiadających o swoich przodkach, jak i pragnących rozgłosu twórców nagród.

Z kolei Instytut Yad Vashem powinien na nowo przemyśleć formułę, a być może nawet zakończyć przyznawanie tytułu Sprawiedliwych, gdyż odchodzą ostatnie osoby, które mogłyby zaświadczyć o przypadkach ratowania Żydów podczas wojny.

Upolitycznienie Żabińskich

Antonina i Jan Żabińscy zostali Sprawiedliwymi już w 1965 roku, czyli trzy lata po powołaniu komisji przyznającej wyróżnienia. Pomogli około stu Żydom, a przynajmniej tyle przypadków dobrze udokumentowano. Trudno wskazać dokładną liczbę osób, gdyż Żabińscy pomagali na różne sposoby. W willi na terenie warszawskiego zoo, którego Jan Żabiński był dyrektorem, ukrywało się w różnych okresach wiele rodzin, ale Żabiński zajmował się Żydami już na etapie wyprowadzania ich z getta: organizował kryjówki, załatwiał fałszywe papiery. Pomógł między innymi Racheli Auerbach, jednej z trzech osób, które przeżyły wojnę i wiedziały o lokalizacji miejsca ukrycia archiwum getta. Dokumenty,  nazwane Archiwum Ringelbluma, zdeponowano po wojnie w Żydowskim Instytucie Historycznym. Są one bezcennym źródłem wiedzy o życiu w getcie. Historia Żabińskich zyskała międzynarodowy rozgłos dzięki hollywoodzkiemu filmowi „Azyl”, który premierę miał w marcu tego roku.

„Jestem Polakiem-demokratą” – pisał Jan Żabiński, wyjaśniając swoją motywację do pomocy Żydom. „Do żadnej partii nie należę i żaden program partyjny nie był moim przewodnikiem. Nie można mnie podciągnąć pod jakikolwiek strychulec. Czyny moje były i są konsekwencją pewnego nastroju psychicznego w wyniku wychowania postępowo-humanistycznego, jakie otrzymałem zarówno w domu rodzinnym, jak i w gimnazjum Kreczmara” – te słowa cytuje Teresa Żabińska-Zawadzki, komentując uroczystość przyznania nagród.

Córce Jana i Antoniny Żabińskich obecność polityków nie przeszkadza, pod warunkiem, że są oni gośćmi i nie wykorzystują uroczystości do realizowania swoich celów. „Z tego zrobił się wiec polityczny, a chyba nie taka była idea, nie o to chodziło” – mówiła. Swoje poglądy Żabińska-Zawadzki przedstawiła też organizatorowi uroczystości przyznania nagród im. Żabińskich, fundacji „From the Depths”, jej zdanie nie zostało jednak uwzględnione.

Żabińska wspomina przy tej okazji ceremonię, która odbyła się w Teatrze Narodowym w 2008 roku, podczas której krzyżami komandorskimi zostali odznaczeni Polacy ratujący Żydów, w tym jej rodzice. „Wspaniała, cudowna uroczystość” – wspomina, zaznaczając, że byli na niej obecni politycy różnych opcji, ale odbyła się ona bez zbędnych przemów. Odznaczenia w imieniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego wręczała wtedy Maria Kaczyńska.

Promocja Polski

Podczas uroczystości wręczenia nagród im. Żabińskich po raz kolejny okazało się, że polscy Sprawiedliwi służą kreowaniu takiej narracji historycznej, z której wyeliminowane zostaną postawy obojętności i wrogości wobec Żydów. Mówienie o zbrodniach popełnionych na polskich Żydach przez Polaków od jakiegoś czasu traktowane jest jako prowokacja i zamach na dobre imię narodu. Sprawiedliwi są jednym z głównych środków, jakimi próbuje się budować płynące w świat pozytywne przesłanie o  postawie Polaków wobec Żydów w czasie wojny [czytaj więcej]. Tyle że świat nie da temu wiary, jeśli nie zachowa się odpowiednich proporcji.

Niegodziwością wobec Sprawiedliwych jest forsowanie tezy, która sugeruje, że ich postawa była powszechna. Nie była i dlatego należy się im uczciwe przyznanie, że wyróżniali się wyjątkową postawą. Tego także zabrakło na uroczystości przyznania nagród im. Żabińskich. Wicepremier Mateusz Morawiecki w swoim przemówieniu stwierdził, że „cały naród polski powinien mieć jedno wielkie drzewo Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata”. Ta wypowiedź dobrze oddaje ton dominującej w Polsce polityki historycznej.

Raj dla Żydów

Podczas uroczystości Jarosław Kaczyński potępił Zagładę („była arcyzbrodnią, wyrazem skrajnego, najskrajniejszego zła”) oraz zwrócił uwagę na problem współczesnego antysemityzmu. „Dziś antysemityzm często przejawia się jako wrogość względem Państwa Izrael, tak charakterystyczna w szczególności dla całej europejskiej lewicy” – mówił. Wtórował mu inny polityk Prawa i Sprawiedliwości, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Jan Dziedziczak: „Powinniśmy stale przypominać o Holokauście, o tym, co Niemcy zrobili z Żydami. Dlaczego? Dlatego, że antysemityzm się odradza. My tego w Polsce nie widzimy. Warszawa to jedna z nielicznych europejskich stolic, gdzie Żyd może spokojnie iść w jarmułce i nie grozi mu za to pobicie czy nawet zabicie. Niestety, o innych stolicach, zwłaszcza na zachód od naszych granic, tego nie można powiedzieć”.

Złudną troskę posła Dziedziczaka o europejskich Żydów najlepiej pokazuje notka, którą opublikował na swojej oficjalnej stronie w czerwcu 2015 roku. Bronił się wtedy przed zarzutami o bycie „lobbystą” na rzecz Izraela. „W swoich wypowiedziach nigdy nie ukrywałem, że w konflikcie  Izraelsko-Palestyńskim jestem po stronie Izraela” – pisze [pisownia oryginalna]. Wyjaśnia, że Izrael w „zderzeniu cywilizacji” broni nas przed radykalnym islamem, ale też podkreśla, że państwo żydowskie jest ważne po to, aby naród żydowski „nie musiał tułać się po całym świecie”, czyli „uciekać np. do Polski”. „Wspierajmy go zatem dyplomatycznie w procesie bliskowschodnim. To się nam jako Polsce opłaca” – konkluduje, dając do zrozumienia, że im bardziej Polska będzie wspierać Izrael, tym mniej żydowskich tułaczy zostanie nam na głowie w Polsce.

W wywiadach Teresa Żabińska-Zawadzki retorycznie pyta, co z nagrodą imienia jej rodziców mają wspólnego obecne stosunki Polski z Izraelem. Na temat braku antysemityzmu w Polsce też ma „trochę inne zdanie”, o którym przypomniała, mówiąc o paleniu kukły Żyda i odradzających się bojówkach ONR.

Reprezentacja Polski

Środowiska żydowskie na uroczystości w warszawskim zoo reprezentował przewodniczący TSKŻ-u Artur Hofman oraz rabin Chabadu Szalom Dow Ber Stambler. Oni też w sierpniu 2017 r. fotografowali się z Jarosławem Kaczyńskim z okazji „owocnego spotkania z liderami środowisk żydowskich w Polsce” (słowa Danielsa). Uczestnicy spotkania zostali wtedy jednogłośnie skrytykowani przez trzynaście polskich organizacji żydowskich, które we wspólnym oświadczeniu podkreśliły, że żaden z nich nie ma upoważnienia do mianowania się reprezentantem „środowisk żydowskich” podczas spotkań z politykami.

Polityków opcji innej niż PiS w zasadzie zabrakło. Grzegorz Schetyna i Hanna Gronkiewicz-Waltz wysłali swoje listy, a na uroczystości pojawiła się posłanka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer, która jako jedyna w swoim przemówieniu zwróciła uwagę na niepokojące zjawiska w Polsce.

Nie pojawili się reprezentanci Ambasady Izraela w Polsce (Ambasador miała inne zobowiązania), przedstawiciele i rabini Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP ani przedstawiciele kilkunastu innych organizacji żydowskich. Wszystko znów, tak jak podczas sierpniowego spotkania, odbyło się w wąskim gronie, a w świat wysłano przesłanie pokazujące zgodność i współpracę pomiędzy władzą a środowiskami żydowskimi. Większość zagranicznych mediów, w których została odnotowana uroczystość, nie próbowała zgłębić tematu. Jedynie amerykański „Forward” 8 października 2017 r. opublikował artykuł o tym, jak w krajach dawnego bloku wschodniego Chabad umniejsza rzeczywistą skalę antysemityzmu, żeby zdobyć przychylność władz i publiczne fundusze. Zostało w nim wspomniane sierpniowe spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z przedstawicielami Chabadu, Jonnym Danielsem i Arturem Hofmanem.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


DEMOCRATS, REPUBLICANS AND THE JEWISH COMMUNITY

DEMOCRATS, REPUBLICANS AND THE JEWISH COMMUNITY

MATT BROOKS


It’s an undeniable fact that extremist, anti-Israel Democrats have won their party’s nomination for Congress.

American Jews partcipate in the annual Israel Day Parade 370. (photo credit: REUTERS)

In a recent op-ed carried in the Jewish media, Halie Soifer, the newly-appointed executive director of the Jewish Democratic Council of America (JDCA), preaches the same talking points we hear from Jewish Democratic leaders every election year: Republicans should give up on the Jewish vote. 

Her arguments are not convincing. First she asserts that American Jewish values are Democratic values. Then she claims that Democrats are more pro-Israel than Republicans. Both of those statements are simply false.

The Jewish community may still tilt Democrat, but Soifer conveniently forgets to mention that Republicans have received increasing shares of the Jewish vote over the last 25 years. She also ignores the strong support for Republican policies and candidates among the growing population of Orthodox voters in America. Clearly, Jewish values are not identical with the Democratic Party platform if a significant majority of observant Jews vote Republican.

Jewish voters, like all Americans, want economic policies that promote job growth and unleash the economic power of America. They want national security policies that protect our citizens from terrorism, secure our national borders and stop threats from our enemies abroad. 

All of us saw the results of eight years of Democratic values in action under the Obama administration: more regulations, more taxes and higher unemployment at home, along with weakness, concessions and alienated allies abroad. Today, Republican leaders and Republican policies are bringing us back to prosperity, strength and security.

The most distressing part of Soifer’s essay was her attempt to use the Democratic Party’s historic support for Israel as cover for the many anti-Israel Democratic candidates who are rising to prominence in their party. 

It’s an undeniable fact that extremist, anti-Israel Democrats have won their party’s nomination for Congress. They include: Alexandria Ocasio-Cortez (NY), Leslie Cockburn (VA), Ilhan Omar (MI), Rashida Tlaib (MI) and Scott Wallace (PA). That’s not to mention Rep. Keith Ellison, the Democratic nominee for Minnesota attorney-general. According to Democratic Party leaders, being anti-Israel is acceptable. Democratic Party co-chairman Tom Perez said Ocasio-Cortez represents the “future the Democratic Party.” She and the others mentioned here have the full support of the Democratic Party and, with the exception of Tlaib, the endorsement of Jewish Democratic groups like JDCA and J Street. We have yet to hear Soifer or her organization, the JDCA, oppose the rest of these troubling candidates. 

In contrast, when anti-Israel, white supremacist candidates run for office as Republicans, the Republican Jewish Coalition and the Republican Party are quick to speak out. The Republican Party and the RJC have denounced them and denied them any support. Their ideology is evil and such people have no place in the party of Lincoln. 

Unfortunately, Soifer has to contend with the fact that Republicans are overwhelmingly more supportive of Israel than Democrats at the grassroots as well. Polls show that Republican support for Israel is near 80%, while Democratic support is less than 30%. We have seen Democrats shifting away from Israel for years, and the partisan gap in support for Israel is now the widest it has ever been. 

The RJC will continue to educate and energize the growing Jewish Republican movement in this country. Jewish voters deserve to have a voice in the party that is pro-Israel, supports economic growth and national security, and reflects their values. And that party is the GOP.


The writer is the executive director of the Republican Jewish Coalition.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


3 września. Pierwsza komora Auschwitz. Zginęli w niej sowieccy jeńcy i Polacy

3 września. Pierwsza komora Auschwitz. Zginęli w niej sowieccy jeńcy i Polacy

Igor Rakowski-Kłos


Muzeum Auschwitz (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta)

3 września 1941 r. Pierwsza komora Auschwitz

Puszka z gazem Cyklon B. Był to środek owadobójczy stosowany do uśmiercania ludzi w komorach gazowych. Ze zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Paweł Sawicki/Państwowe Muzeum Auschiwtz-Birkenau

Około 600 sowieckich jeńców i 250 chorych polskich więźniów zostało zamordowanych w obozie Auschwitz w pierwszej egzekucji przy użyciu cyklonu B. Po inwazji niemieckiej na ZSRR do obozu masowo zaczęli trafiać sowieccy jeńcy, członkowie partii i komisarze polityczni, którzy mieli być natychmiast straceni. Początkowo byli rozstrzeliwani, ale przywożono ich tak wielu, że egzekucje stały się dla esesmanów męczące. Wówczas zastępca komendanta obozu Rudolfa Hössa Karl Fritzsch wpadł na pomysł, żeby użyć gazu do dezynsekcji pomieszczeń. Na komorę zaadaptował piwnicę bloku 11, tzw. Bloku Śmierci, gdzie dokonał pierwszej egzekucji. Po udanych próbach Höss kazał zaadaptować na komorę gazową kostnicę znajdującą się tuż przy krematorium, gdzie przeprowadzał kolejne gazowania.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com