Archive | 2018/09/11

Ku czemu zmierza antysyjonizm?

Ku czemu zmierza antysyjonizm?

Andrzej Koraszewski


Jezus nie był Palestyńczykiem i nie urodził się w Palestynie. Mogło by się zdawać, że tego rodzaju stwierdzenie nie powinno być specjalnie kontrowersyjne, ale żyjemy w czasach, w których dżentelmeni nie spierają się o interpretację łatwo dających się sprawdzić faktów, dbają głównie o to, by unikać dowiadywania się, a już broń Boże nie pozwalać na rozpowszechnianie wiedzy o faktach wśród maluczkich. Zaprawdę powiadam wam, że co zataimy przed maluczkimi, posłuży nam do budowania mitów wzmacniających tożsamość. A że tożsamość jest ważniejsza od faktów, o tym wiedzieli już pierwotni, przedpiśmienni kognitywiści.

Z Jezusem sprawa złożona, bo albo był, albo go wcale nie było. Jeśli był jakiś Jezus, to zapewne różnił się od tego, którego znamy z Ewangelii, a jeśli go wcale nie było i jest to tylko literacki bohater religijnego mitu, to zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku jest to opowieść o urodzonym w Izraelu Żydzie, który nigdy nie wspomniał, że kiedykolwiek widział na własne oczy Araba, z pewnością nigdy nie słyszał o żadnej Palestynie i nie nosił arafatki.

Żydzi są z Judei, a Arabowie z Półwyspu Arabskiego, powtarza z gniewem Ryan Bellerose, kanadyjski syjonista pochodzenia indiańskiego, powtarzając z naciskiem, że żydowski sukces jest najwspanialszym wzorem dla ludów rdzennych. Kanadyjski indiański syjonista przyjaźni się serdecznie z Fredem Marounem, który jest kanadyjskim arabskim syjonistą pochodzenia libańskiego, który jest przekonany, że Arabowie nie mają szans na demokrację, jak długo nie zaakceptują faktu, że Żydzi mają pełne prawo do posiadania swojego małego państwa na Bliskim Wschodzie, a jako lewicowiec jest przekonany, że zachodnia lewica, żeby odzyskać względne zdrowie psychiczne, musi się otrząsnąć ze swojej antysyjonistycznej paranoi.

Oczywiście Fred Maroun dziesiątki razy przypominał, że żydowska populacja Izraela to w większość uciekinierzy i potomkowie uciekinierów z krajów arabskich, że świat arabski wyczyścił swoje kraje z obecności żydowskiej dokładniej niż zrobiła to Europa.

Świadomość, że ponad połowa żydowskich mieszkańców Izraela pochodzi nie z Europy, a z Bliskiego Wschodu, jest w Europie i w Ameryce tak skromna, że informowanie o tym wywołuje częściej oburzenie niż zdziwienie. (To prawie jakby powiedzieć, że Jezus jednak nie był Palestyńczykiem tylko Chińczykiem, a na dodatek, że porzucił maksizm na rzecz gospodarczego liberalizmu, dochodząc do wniosku, że lepiej iżby maluczcy stali na własnych nogach, niż by byli wiecznie zależni od tych łobuzów z Caritasu.)

W Wielkiej Brytanii tych nieżydowskich syjonistów też jest trochę, ale szczególnie mi zaimponował urodzony już w Anglii i wychowany w rodzinie muzułmańskiej, w uwielbieniu dla Adolfa Hitlera, Kasim Hafeez. Kasim mówi:

„Przezwyciężyłem to, przezwyciężyłem jęczenie, przezwyciężyłem narzekanie i przezwyciężyłem kompleks ofiary, który szaleje dziś w całym świecie muzułmańskim, ale jest najsilniejszy w przywódcach palestyńskich i tych, którzy podzielają ich jad i nienawiść”.

Ten muzułmański syjonsta (bo religii nie porzucił), ma poczucie zwycięstwa i poczucie misji. Nienawiść do Żydów pozbawia człowieczeństwa, jego zdaniem, islam daje się zaakceptować tylko bez tej nienawiści.

Tych muzułmańskich syjonistów jest całkiem sporo, prawie tak dużo jak radzieckich dysydentów w czasach, kiedy za samodzielne myślenie wysyłano w ZSRR do łagrów.

Podaż nieżydowskich syjonistów jest jednak niewielka, ale też popytu nie ma praktycznie żadnego i więcej można na tym interesie stracić niż zyskać. W takim fachu jak dziennikarstwo syjonista ma przechlapane i to niezależnie Żyd czy nie. Kiedy zobaczyłem w brytyjskim „Telegraphie” artykuł o syjonizmie znanego dzienniarza, Allistera Heatha, który normalnie zajmuje się sprawami gospodarczymi, patrzyłem, trochę nie wierząc własnym oczom.

W pierwszym akapicie autor pisze:

„Jestem syjonistą, drogi czytelniku, i nie potrafię zrozumieć w jaki sposób jakikolwiek brytyjski polityk głównego nurtu może nie być syjonistą. Fakt, że tak wielu ludzi ze skrajnej lewicy, jak również ze szczytów Partii Pracy, systematycznie utożsamia się z antysyjonizmem jest nie tylko zdumiewający, ale i przerażający. Implikacje tej ideologii wywołują we mnie koszmarne uczucia.”

Heath definiuje syjonizm tak, jak go definiowano od samego początku, czyli jako prawo Żydów do posiadania własnego kraju tam, gdzie znajdował się historyczny Izrael, z którego zostali wygnani. Przypomina, że nie jest to ani program partyjny, ani rządowy, ani lewicowy, ani prawicowy. Żydowscy syjoniści spierają się ze sobą o wszystko między ziemią a niebem, z wyjątkiem tego, że mają prawo do samostanowienia w swoim kraju – Izraelu. Wielu, może wręcz większość, boleje nad losem Palestyńczyków, często kierując oskarżycielski palec w kierunku własnych władz.

W miarę słabnięcia imperium osmańskiego i narastania antysemityzmu w Europie powracała tęsknota Żydów w diasporze do ponownej próby powrotu (a na przestrzeni dziejów podejmowali takie próby wielokrotnie). Pojawienie się syjonistycznego ruchu, publikacja Der Judenstaat Theodora Herzla w 1896 roku, umacnianie się obiecującej ponadnarodowe braterstwo socjaldemokracji, powodowało wielkie spory wśród Żydów z diaspory o to, jaki sens i jaką przyszłość ma syjonizm. Dla jednych ziemią obiecaną była Ameryka, inni zastanawiali się, czy Uganda lub Brazylia nie byłyby lepszym kierunkiem niż piachy Palestyny, a jeszcze inni byli przekonani, że antyjudaizm zaczyna zanikać i nie ma sensu szukanie czegokolwiek lepszego niż kraje, w których mieszkali od pokoleń. Upadek Turcji, Deklaracja Balfoura, powstanie Mandatu Palestyńskiego, narodziny nazizmu – to wszystko radykalnie zwiększyło zainteresowanie syjonizmem, a spory ostatecznie starciły wszelki sens z chwilą powstania Izraela w maju 1948 roku.

“Bycie syjonistą dziś – pisze Allister Heath – oznacza tym samym obronę prawa Izraela do istnienia, kraju prosperującego od 70 lat, mającego osiem i pół miliona mieszkańców. Antysyjonizm jest próbą odwrócenia istniejącego stanu rzeczy, dążeniem do takiego podminowania Izraela, żeby przestał istnieć. Antysyjonizm zmierza do jego zniszczenia we wszystkich formach z katastrofalnymi skutkami dla jego żydowskich obywateli, co łatwo sobie wyobrazić jeśli pamięta się o rozmiarach wrogości większości jego arabskich sąsiadów.”

Heath przypomina, że większość antysyjonistów nie ogranicza się do żądania rozwiązania w postaci dwóch państw (co jest przez większość społeczeństwa izraelskiego akceptowane). Jest to żądanie znacznie bardziej ekstremistyczne i radykalne. Skrajna lewica żąda rozmontowania jedynego demokratycznego państwa w regionie i doprowadzenia do tego, żeby Żydzi stali się mniejszością w Izraelu.

Bez trudu możemy sobie wyobrazić implikacje „rozwiązania w postaci jednego państwa”. Co stałoby się z sześcioma i pół milionami Żydów w jakimkolwiek realistycznym scenariuszu? Antysyjonizm jest rasizmem w najgorszym wydaniu, jest domaganiem się prześladowań, zniszczenia i śmierci – pisze Heath.

Brytyjski dziennikarz przypomina, że na przestrzeni ostatnich stu lat żydowska populacja na Bliskim Wschodzie i w Północnej Afryce była poddawana morderczym prześladowaniom i została praktycznie wyniszczona, a jedynym bezpiecznym schornieniem Żydów na Bliskim Wschodzie jest dziś Izrael. Czystka etniczna objęła 850 tysięcy Żydów mieszkających w krajach arabskich. Większość trafiła do Izraela. Podczas drugiej wojny światowej w Tunezji było 100 tysięcy Żydów (dziś nie ma nawet dwóch tysięcy), w Egipcie z 80 tysięcy zostało kilkanaście osób. Analogiczny los spotkał Żydów w Maroko, Iraku, Algerii, Jemenie, Syrii, Libanie. Antysyjoniści odmawiają uznania niezaprzeczalnych faktów.

Heath zastanawia się dlaczego brytyjska lewica (a nie jest w tym odosobniona) odmawia zauważenia prześladowań i exodusu chrześcijan z Iraku, dlaczego ignoruje los Kurdów i mniejszości religijnych w Jemenie, dlaczego ludobójstwo w Syrii, którego ofiarami są głównie muzułmanie, jest czymś kompletnie marginalnym w obliczu ich obsesji na temat Żydów w Izraelu?

Brytyjski dziennikarz odpowiada, że jest to po prostu antysemityzm, odwieczna nienawiść, która trafiła pod lewicowe, świeckie, wytworne strzechy.

Wyraźniej wyjaśniają to ludzie tacy jak amerykańska filozof Judith Butler, przekonująca, że świat muzułmański to ofiara zachodniego kolonializmu, a jego przywódcy to część globalnej lewicy. Głównym źródłem tej miłości jest antyamerykanizm, antysyjonizm i niechęć do kapitalizmu oraz do demokracji. Butler mówi wprost, że przyjazny stosunek do organizacji takich jak Hamas czy Hezbollah to część lewicowej tożsamości.

Kto wie, może zrozumienia tego zdumiewającego umiłowania fanatycznego politycznego islamu powinniśmy szukać w w zachwycie, z jakim osierocona po śmierci Mao Zedonga w roku 1976 lewica zachodnia odkryła nowego przywódcę światowego proletariatu w Ruhollahu Chomeinim‏? Po małej czerwonej książeczce z myślami Mao, przyszła pora na małą zieloną książeczkę z myślami ajatollaha.

Jeszcze kiedy ajatollah był na emigracji w Paryżu, wszyscy guru zachodniej lewicy pielgrzymowali do niego, by pokłonić się nowemu idolowi.

Były wśród tych pielgrzymów takie tuzy jak Michel Foucault, który obwieścił, że teraz pojawia się „nowa duchowa polityka”, z zachwytem donosił z Teheranu, że tu powstaje nowa historia świata i zapewniał, że obrońcy demokracji nie powinni mieć żadnych powodów do niepokoju, islam jest bowiem religią tolerancji, pisał. Foucault osobiście spotkał się z Chomeinim jeszcze w Paryżu, nie wiemy jednak, czy znał treść „Małej Zielonej Książeczki”, w której ajatollah pisał o obcinaniu rąk złodziejom, o zabijaniu morderców zamiast umieszczania ich w więzieniach, o chłoście dla cudzołożników. Powrót do drastycznych kar – pisał – pozwoli na większą sprawność sądów, bo sędzia będzie mógł w odróżnieniu od opieszałych zachodnich sędziów, wydać jednego dnia kilkadziesiąt wyroków.

Ten obłęd lewicowego zachwytu dla prawicowych marzeń o powrocie do średniowiecza opisuje w nowej książce pod tytułem An Imaginary Racism: Islamophobia and Guilt francuski eseista Pascal Bruckner.

Ponieważ nie można tak zupełnie wymazać całej historii, więc jak wyjaśnia Bruckner, palestyńscy Arabowie pod przewodem Hamasu zostali uznani za nowych Żydów, a izraelscy Żydzi to w antysyjonistycznej propagandzie – nowi naziści. Nic dziwnego, że niedawne stwierdzenie izraelskiego premiera, iż przetrwanie wymaga siły, gdyż słabi są bezwzględnie niszczeni, zostało natychmiast ogłoszone otwartym nawiązaniem do ideologii Adolfa Hitlera.

Izraelski bloger Y. Medad przypomina początki ścisłej współpracy palestyńskich Arabów z niemieckimi nazistami. Przywódcą arabskiego ruchu narodowego był związany z Bractwem Muzułmańskim Mufti Jerozolimy,Haj Amin Al-Husseini. Husseini nie tylko organizował antyżydowskie pogromy na terenie Mandatu Palestyńskiego, ale mordował Arabów dążących do pokojowego współistnienia z Żydami. 30 stycznia 1933 roku, zaledwie w dwa miesiące po tym jak Hitler został kanclerzem Niemiec, al-Husseini spotkał się w Jerozolimie z niemieckim konsulem generalnym, Heinrichem Wolffem. Organizowana przez Muftiego „arabska rewolta” miała na swoich sztandarach swastykę a zorganizowana arabska młodzież pozdrawiała się nazistowskim salutem. 2 października 1937 Husseini spotkał się w Palestynie z Adolfen Eichmannem.

Medad przypomina, że tuż przed Konferencją w Monachium, 22 września 1938 roku Adolf Hitler na wiecu w Norymberdze, mówił m.in.:

„W żadnym przypadku nie będę stał z boku i patrzył z oddalenia na nieustanne prześladowania niemieckich Volksgenossen w Czechosłowacji. W swoich manewrach pan Beneš mówi o organizowaniu negocjacji. Chciałby rozwiązać te kwestie w procedurach zgodnych z Konwencją Genewską i dać jakieś drobne przywileje dla uspokojenia ludzi. To nie przejdzie. […] W żadnym przypadku nie zamierzam pozwalać obcym mężom stanu na stworzenie drugiej Palestyny tutaj w samym sercu Niemiec. Biedni Arabowie są bezbronni i zostali porzucedni przez wszystkich. Niemcy w Czechosłowacji nie są jednak ani bezsilni ani nie zostali porzuceni.”

Nic dziwnego że Al-Husseini spędził wojnę w Berlinie organizując muzułmańskie oddziały SS i kierując rozgłośnią radiową nadającą nazistowską propagandę w języku arabskim.

Jak głęboko przeniknęła ta propaganda do powojennego (i dzisiejszego) arabskiego ruchu nacjonalistycznego? Oddziały Hezbollahu pozdrawiają się nazistowskim salutem, oddziały Hamasu pozdrawiają się nazistowskim salutem, Organizacja Wyzwolenia Palestyny (która pierwotnie miała silniejsze powiązania ze Związkiem Radzieckim) oskarża o nazizm Izrael, ale ideologia nazistowska jest w Autonomii Palestyńskiej obecna w szkołach, a Mein Kampf i Protokoły Mędrców Syjonu to najbardziej znane młodemu pokoleniu pozycje literatury zachodniej.

Kiedy młodzi Palestyńczycy wypuszczają latawce, które podpalają izrelskie pola i lasy malują na nich swastyki – to ich przesłanie pokoju, jaki chcieliby osiągnąć na spalonej ziemi. Ta idea pokoju na spalonej ziemi znajduje poparcie zachodniej lewicy i prawicy. Zachodni antysyjoniści ubierają fotografię Anny Frank w arafatkę, zaklinając się, że bronią tylko słabych i bezbronnych.

 

 

 

 

Anna Frank została zamordowana ponieważ urodziła się Żydówką, dzisiejsi antysyjoniści mają własny pomysł na wykorzystanie jej zdjęcia.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


COLUMN ONE: AIPAC LOSES THE SCRIPT

COLUMN ONE: AIPAC LOSES THE SCRIPT

CAROLINE B. GLICK


The anti-BDS measures being advanced in the US might do more to alleviate discrimination against Israel than protect it.

Crews prepare for the speakers at the AIPAC policy conference in Washington, DC, U.S., March 6, 2018.. (photo credit: REUTERS/BRIAN SNYDER)

By the time the British Labour Party finally bowed to public pressure and adopted the full definition of antisemitism determined by the International Holocaust Remembrance Alliance on Wednesday, the move was no longer meaningful. After a summer of insisting that it’s okay to say Zionism is Nazism and that Zionists have no sense of irony, no one is so deluded as to believe that Labour leader Jeremy Corbyn or his supporters are anything but Jew-hating bigots.

The Labour leader made this point more or less explicitly when on Wednesday he tried to submit a “clarification” of the definition that was itself antisemitic.

Corbyn wanted to add a statement to the resolution that stated, among other things, “It cannot be considered racist to… describe Israel, its policies or the circumstances around its foundation as racist because of their discriminatory impact, or to support another settlement of the Israel-Palestine conflict.”

As Britain’s Jewish Leadership Council’s chief executive Simon Johnson said, Corbyn “attempted shamefully to undermine the entire IHRA definition.”

Corbyn’s caveat, Johnson noted “drives a coach and horses” through that definition.

As it stands, due to Corbyn’s protestations that antisemites must be free to state their views, Labour’s decision to adopt the IHRA’s definition of antisemitism was published with a caveat that the decision “will not in any way undermine freedom of expression on Israel or the rights of the Palestinians.”

In other words, the Labour Party simultaneously adopted and rejected the IHRA definition.

As bad as the situation in Britain’s Labour Party is today, in some ways, the emerging situation in the US is worse.

The Jews in Britain are fully awake to the dangers that Corbyn poses to Jewish life in the United Kingdom. Forty percent of British Jews told pollsters that they will consider emigrating if Corbyn is elected. The unwavering stand of the Jewish community against Corbyn has forced even far left media outlets like The Guardian to provide straight coverage of the issue.

The British media’s willingness to report fairly about the Labour Party’s endemic anti-Jewish bigotry in turn neutralizes pressure Conservatives might otherwise have felt to make their peace with Corbyn and legitimize his bigoted supporters.

In the US, the opposite phenomenon is occurring. Radical, anti-Israel and, at least in some cases, virulently anti-Jewish forces are rising in the Democratic Party.

In response to the victories of anti-Israel politicians like Alexandria Ocasio-Cortez, Rashida Tlaib and Ilhan Omar in the recent Democratic Congressional primaries – and the rising power of antisemitic activists led by Linda Sarsour and Louis Farrakhan in the party – moderate, traditionally pro-Israel Democratic lawmakers are cowering in fear. Rather than challenge their new colleagues’ racism, Jewish Democrats along with pro-Israel Democratic lawmakers are denying what is happening while watering down their own support for Israel in the hopes of appeasing the anti-Israel forces rising in their party.

AIPAC, which is supposedly the most powerful pro-Israel lobby in the US, has likewise opted to ignore this turn of events rather than fight it.

Rather than lobbying previously strong Democratic supporters of Israel to stick to their guns, AIPAC is facilitating their retreat.

AIPAC does this in order to maintain the increasingly fictional narrative that Israel enjoys bipartisan support in Congress. Rather than shepherd significant pro-Israel legislation through Congress, it is becoming AIPAC’s practice to gut Republican pro-Israel bills in order to win Democratic support. That is, AIPAC now appeals to the lowest common denominator of Congressional support for Israel.

For their part, rather than stand up to AIPAC and refuse to render their own legislative initiatives meaningless in the name of empty bipartisanship, key Republican lawmakers are going along with this exercise in deceit.

Consider the legislative drama unfolding regarding the AIPAC-led House draft of a bill that is supposed to fight anti-Israel and antisemitic moves by the European Union and the UN to impose anti-Jewish trade barriers on trade with Israel.

To understand the current state of affairs, it is necessary to understand the anti-boycott laws now in force.

In June 2015, South Carolina passed its historic anti-boycott law, banning the state from contracting with companies that boycott Israel. Twenty-four other states have since passed similar legislation. As Joseph Sabag from the Israel Allies Caucus in Washington explains, the sum total of the economic output of these US states has made the economic penalties significant for commercially discriminating against the Jewish state and Jews who operate within it.

Shortly after then South Carolina governor Nikki Haley signed the bill into law, Congress passed the Trade Promotion Authority. In a bid to respond to EU member states’ enactment of boycotts against Israeli firms, Congress approved an amendment to the TPA that instructed US trade negotiators engaged in free trade discussions with the European Union to make clear that “the principal negotiating objectives of the United States regarding commercial partnerships” include objectives to “discourage actions by potential trading partners that directly or indirectly prejudice or otherwise discourage commercial activity solely between the United States and Israel,” as well as “discourage politically motivated actions to boycott, divest from or sanction Israel and to seek the elimination of politically motivated non-tariff barriers on Israeli goods, services or other commerce imposed on the State of Israel.”

Under the amendment’s definitions, “Israel” was defined as all “Israeli controlled territory.”

This was necessary, says Prof. Eugene Kontorovich, who heads the international law department of the Kohelet formula, because the EU and the UN Human Rights Committee use boycotts against Jews operating in Judea, Samaria and Jerusalem as a means of promoting direct boycotts against Israel and secondary boycotts against American and other firms that do business with Israel.

Last year, the UN Human Rights Committee voted to publish a “blacklist” of firms that do business in Jerusalem, Judea and Samaria. Without proper legal protection from Congress, major US firms will be forced to choose between selling their products to Israeli vendors – who in turn sell them countrywide without prejudice – and discriminating against Jews.

To protect US firms from the EU and UN Human Rights Committee’s anti-Jewish commercial practices, AIPAC initiated Congressional action to widen the 1979 Export Administration Act. The EAA bars US firms from participating in the Arab League boycott of Israel. The proposed amendment would expand the prohibition against participating in anti-Israel commercial boycotts from state-sponsored boycotts, to boycotts promoted by international organizations, including the UN and the EU.

The AIPAC-sponsored amendment of the EAA was submitted in identical draft versions to the House and Senate early last year. It referred to the TPA’s definition of “Israel” to ensure that Israeli communities in Judea and Samaria – the ostensible target of the UN blacklist – would be shielded, so all Israelis and Israeli communities would be protected.

Shortly after the bill was submitted to the relevant committees, the American Civil Liberties Union swung into action. Like Corbyn and his supporters, the ACLU argued – obscenely – that a bill that sought to bar discrimination against US manufacturers for doing business with Jews by virtue of their location is a violation of free speech. Rather than reject the ACLU’s contention – as British Jewry has rejected Corbyn’s – Democratic lawmakers, including Rep. Elliot Engel, the ranking Democrat on the House Foreign Affairs Committee and Sen. Kirsten Gillibrand, folded. Gillibrand ended her support for the measure.

Engel and House Foreign Affairs Committee Chairman Rep. Ed Royce told AIPAC that they would have to amend the bill to retain Democratic support. And so a long process of watering down the amendment began.

The version of the bill that AIPAC shepherded through the House Foreign Affairs Committee, and is priming for a vote before the full House, no longer contains a reference to the TPA’s definition of Israel as including “Israeli-controlled territory.” Instead, the bill leaves it to the Department of Commerce to decide what “Israel” includes.

As Kontorovich explains, the House version is not simply worthless; it is counterproductive.

The approved draft lowers the bar for how the US fights anti-Israel boycotts. Without the amendment, under existing federal law, the definition of boycotting Israel includes boycotting Jews in communities in Judea and Samaria and in unified Jerusalem. By removing that stipulation, the amendment that was passed through the House Foreign Affairs Committee implicitly endorses boycotting Jews based on where they are located.

The approved amendment also sets a low bar for future pro-Israel anti-boycott legislation. If this watered down, counterproductive measure is all that a Republican controlled House and Senate with a Republican White House can pass, what sort of legislation could a Democrat-controlled Congress be expected to approve? In other words, the amended bill gives license to a future Democratic Congress to abandon pro-Israel legislation altogether.

Moreover, as a practical matter, removing the regulatory authority for fighting anti-Israel boycotts from Congress and transferring it to the Commerce Department ensures that there will be a long period during which the law is not enforced. The Commerce Department routinely takes years to determine and publish relevant regulations. And even if the Trump administration defines Israel as the TPA does, future policy on anti-Israel boycotts will be subject to the whims of whomever occupies the White House.

In short, the version of the AIPAC-sponsored anti-BDS bill that is set to be voted on before the full House of Representatives does more to legitimize UN and European Union efforts to economically discriminate against Jews in Israel than it does to counter them. AIPAC and AIPAC-supported Republicans like Rep. Royce opted to gut the bill in order to retain the support of Democratic legislators who have been cowed into ending their substantive protection of Israel by the rising forces in their party that are hostile to Israel.

This dire situation – which foretells a future where, in the interest of preserving the fiction of bipartisan support for Israel, all pro-Israel bills are gutted to secure the support of the lowest-common denominator of pro-Israel sentiment among the Democrats – can be reversed.

The Senate version of the bill is the original version of the legislation. It is the version of the bill that should be adopted into law. Republicans in the full House can refuse to approve the Foreign Affairs Committee’s bill and wait instead to pass the Senate version.

Looking ahead, Republican lawmakers in the House and Senate need to stop agreeing to water down their initiatives to secure support from their Democratic colleagues who have been cowed into paralysis by the rising anti-Israel forces in their party. After all, if the Democrats retake control of the House in November, they will not lift a finger to secure Republican votes.

AIPAC may have made perpetuating the myth of strong bipartisan support for Israel its cri de couer. But Republicans, who are truly pro-Israel, have no reason to join them.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Technion Rosh Hashana Mashup Shana Tova 2018

Technion Rosh Hashana Mashup Shana Tova 2018

   Technion


 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com