Archive | 2018/09/04

Izrael – ojczyzna Arabów. O książce „Arab strzela, Żyd się cieszy” Pawła Smoleńskiego

Izrael – ojczyzna Arabów. O książce „Arab strzela, Żyd się cieszy” Pawła Smoleńskiego

Grzegorz Tomicki


„O Izraelu pisze się na ogół albo politycznie, albo turystycznie” – stwierdza Konstanty Gebert we wstępie do książki Pawła Smoleńskiego „Arab strzela, Żyd się cieszy”. „Z tej pułapki Paweł Smoleński znalazł niezmiernie eleganckie wyjście. On nie pisze o Izraelu ani politycznie, ani turystycznie. On pisze o tym, jak się żyje na co dzień w miejscu, w którym nawet to, co turystyczne, jest polityczne” (s. 5).

Uwaga jak najbardziej słuszna, aczkolwiek – z całym szacunkiem – mało w istocie treściwa. Ani bowiem pisanie polityczne, ani tym bardziej turystyczne nie jest w ogóle zadaniem reportera. W każdym razie reportera pokroju Pawła Smoleńskiego, a więc uprawiającego reportaż fabularny (w opozycji do publicystycznego). Jego celem jest eksploracja kultury, a nie zdawanie relacji z aktualnych wydarzeń politycznych, opisywanie lokalnych ciekawostek przyrodniczych, katalogowanie zabytków czy reprodukcja stereotypów na temat miejscowych obyczajów. Poprzez rozmowy z konkretnymi ludźmi stara się on raczej uchwycić specyfikę świadomości zbiorowej danej społeczności. Umieścić ją w szerszym kulturowym kontekście, a jednocześnie tłumaczyć ten kontekst tą właśnie częścią rzeczywistości, którą opisuje. A tym samym skłonić do (auto)refleksji tych, którzy poprzez lekturę jego tekstów mają okazję zetknąć się z Innym. Pozwala zatem lepiej zrozumieć świat i nas samych, zanurzonych w tym świecie w sposób o wiele bardziej istotowy, niż na ogół skłonni jesteśmy to przyznać.

Dla takiego reportera pułapka pisania politycznego/turystycznego w ogóle zatem nie istnieje, nie musi więc szukać z niej jakiegoś bardziej czy mniej „eleganckiego wyjścia”. Po prostu robi swoje. Pisze fabularną, choć nie fikcyjną, literaturę, nie publicystykę ani przewodnik. Poprzez konkret zmierza do ujęć uniwersalizujących, nigdy wszelako nie werbalizując ich wprost. Opisywana rzeczywistość ma mówić sama przez się, tj. zasadniczo przez wypowiadających się bohaterów. Autor nadaje jej wprawdzie pewne interpretacyjne ramy, są one jednak tak nienachalne, subtelne i niemal niezauważalne, że ostateczne – albo i nie – wnioski pozostają w gestii odbiorcy. Reportaż taki stanowi zatem garść celowo dobranych faktów do samodzielnego przemyślenia, skłaniając do nadawania im znaczeń i sensów wedle wytycznych własnych doświadczeń, wiedzy i przekonań. Czytelnik bardziej świadomy będzie się starał posługiwać w tym celu rozumem krytycznym, ten bardziej naiwny natomiast głównie stereotypami, uprzedzeniami i idiosynkrazjami. Wychodząc naprzeciw rozmaitym pragnieniom odbiorców – pozostawiając im znaczną swobodę interpretacyjną – reportaż zaspokaja rozmaite czytelnicze gusty, od wysoce wyrafinowanych do najbardziej prostackich, co jest, moim zdaniem, jedną z głównych przyczyn jego rynkowego sukcesu. Reportaż spełnia bowiem wszelkie kryteria wyśnionego przez wydawców ideału książki „dla wszystkich”, która nie byłaby jednocześnie książką dla nikogo. Książki takie są w stanie „zrozumieć” wszyscy, aczkolwiek inny będzie – w zależności od horyzontów myślowych – poziom czy jakość tego rozumienia.

Jeśli wierzyć Wojciechowi Jagielskiemu, istnieje niepisana umowa pomiędzy polskimi reporterami zagranicznymi, według której każdy z nich posiada określoną „strefę wpływów” i na ogół starają się wzajemnie nie wchodzić sobie w drogę. A może po prostu operują w regionach, których realia są im najlepiej znane i które potrafią opisywać rzetelniej od innych. I tak Paweł Smoleński zawładnął domeną izraelsko-palestyńską, o której ukazały się dotąd trzy jego książki (choć pisał także o Polsce, Ukrainie czy Iraku). Dwie z nich, „Izrael już nie frunie” i „Arab strzela, Żyd się cieszy” tworzą swoisty symetryczny dyptyk. Symetria ta polega m.in. na tym, że o ile w pierwszej tytułami rozdziałów były imiona wypowiadających się w nich osób, to w drugiej są nimi nazwy miejscowości. Symetria ważniejsza dotyczy postaci bohaterów-narratorów, którymi w pierwszej książce byli w większości Żydzi, w drugiej natomiast izraelscy Arabowie (co najmniej jedna postać, sprzedawca Said, występuje w obu książkach), czyli tacy Palestyńczycy – nie-Palestyńczycy, którzy na skutek historycznych zawirowań miewają fundamentalne problemy z określeniem własnej tożsamości. Żyją bowiem w państwie, które jest i nie jest ich państwem. Inni Arabowie nazywają ich „śmietanką Arabów”, jako że rzekomo żyje im się lepiej od nich. Uważają ich bez mała za Żydów, choć dla Żydów, jak sami mówią, są tylko Arabami. I tak np. Amir głęboko wierzy, że nie jest Palestyńczykiem, aczkolwiek kim jest, nie ma pojęcia: „chyba tylko arabskim chłopakiem z Tiry” (s. 73).

Ramiego jednakowo złości, gdy ktoś krzyczy „zniszczyć Gazę!” albo „zniszczyć Izrael!”. Nie rozumie tych swoich uczuć i zdaje mu się, że jest znikąd: „To dziwne, bo w Izraelu nie jestem obcy, ale do końca nie jestem u siebie” (s. 120). Czuje więź z Palestyńczykami z Gazy i z Terytoriów, choć jednocześnie wydają mu się oni jacyś inni, obcy: „Arabowie to moi bracia, choć zdaje mi się, że jakoś odlegli. Należę do jakiegoś innego narodu. Lecz do jakiego, do końca nie wiem (s. 120).

Heszem jest Arabem z Palestyny, któremu jak innym zabrano ziemię i wiele praw, bez których nie może być prawdziwym obywatelem. Czuje się gorszy, codziennie odzierany z godności, choć nie widzi ku temu żadnych powodów: „Palestyńczycy zza muru to jego najbliższa rodzina, choć Autonomia niezbyt mu się podoba. Nie ma innej ojczyzny niż Izrael, ale Izrael nie chce być jego ojczyzną. Dlatego czuje smutek, złość, ale najczęściej – bezradność (s. 120).

Wadi twierdzi, że Izrael nie jest jego państwem, choć jest jedynym, jakie ma i innego nie chce: „Bo szanuje to państwo, choć wścieka go i niepotrzebnie drażni. Więcej – Wadi lubi być Izraelczykiem nawet wtedy, gdy bardzo nie lubi” (s. 158).

W owym tożsamościowym rozchwianiu przejawia jedna z fundamentalnych cech, konstytuujących rzeczywistość Izraela. Jest nią mnogość przebiegających ją wzdłuż i wszerz głębokich, choć nie zawsze jednoznacznych podziałów na to, co żydowskie, chrześcijańskie, muzułmańskie, arabskie i izraelskie, swoje i obce. „Wadi rysuje wykresy i przecinające się kółka. Ilustruje, jak pokręcony jest Izrael, ile w nim podziałów, różnic, splątanych interesów. Powiedzieć, że dzieli się na żydowską większość i arabską mniejszość to nie powiedzieć nic” (s. 158). Istnieje bowiem jeszcze podział na Aszkenazyjczyków (emigrantów z Europy) i Sefardyjczyków (tych z północnej Afryki), na religijnych i świeckich („podział fundamentalny i ekstremalny”), na starą i na nową emigrację, na urodzonych tutaj i przyjezdnych itd.

Inną symetrię stanowią wspólne pragnienia zarówno Żydów, jak i ich arabskich braci-wrogów. Łączy ich mianowicie wspólna fantazja, iż któregoś dnia się obudzą, a tych innych – odpowiednio Żydów lub Arabów – już nie będzie. „Ale inaczej układają się nasze sprawy” (s. 110). Fakt, że marzenie to – którego spełnienie musiałoby być jednocześnie koszmarem dla drugiej strony – jest praktycznie nieziszczalne, powinien w zasadzie prowadzić do jedynego możliwego wniosku, który profesor Riad Aqbaria z Ber Szewy, pierwszy i jedyny dziekan narodowości arabskiej na izraelskim uniwersytecie, formułuje prosto jako „rozsądny kompromis”: „Oparty na respektowaniu równych praw każdego człowieka i wyrzeczeniu się nierealnych marzeń (nie będzie Arabów, Żydzi pójdą precz), co brzmi jak polityczny banał. Profesor wie, że nie da się tego zadekretować” (s. 151).

To, że owego koniecznego i rozsądnego kompromisu – mimo, iż jego konieczność jest więcej niż oczywista – nie udaje się osiągnąć już od sześćdziesięciu z górą lat, i to na wszystkich poziomach: jednostkowym (tu z małymi wyjątkami) i społecznym, psychologicznym i politycznym, jest chyba najbardziej przygnębiającym aspektem książki Pawła Smoleńskiego. Tym bardziej, że – jak się wydaje – jest to konstatacja i trafiająca w sedno, i symboliczna, i – niestety – uniwersalna.


Książka:

Paweł Smoleński, „Arab strzela, Żyd się cieszy”, Świat Książki, Warszawa 2012.
* Grzegorz Tomicki, poeta, krytyk literacki, publicysta. Stale współpracuje z miesięcznikiem „Odra” oraz kwartalnikiem „FA-art”.
„Kultura Liberalna” nr 204 (49/2012) z 4 grudnia 2012 r.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Israel to launch rocket to the moon in December

Israel21cIsrael to launch rocket to the moon in December

Abigail Klein Leichman


SpaceIL’s lunar module will blast off on a SpaceX Falcon 9 rocket and land on the moon two months later.

Determined to continue its race to the moon despite the expiration of the $20 million Google Lunar XPRIZE competition last March, Israel’s nonprofit SpaceIL announced plans to launch its unmanned module on a SpaceX Falcon 9 rocket from Cape Canaveral in Florida in mid-December.

If the module reaches the moon as expected on February 13, 2019, it will make history as the smallest and first privately funded unmanned spacecraft to land on the moon.

“Our mission was never about winning the prize money – although $20 million would have been nice,” said SpaceIL CEO Ido Anteby. “It’s about showing the next generation that anything is possible – that even our small country can push the limits of imagination.”

On July 10, SpaceIL gave the press its first look inside the Israel Aerospace Industries (IAI) MABAT Space facility in Yehud near Israel’s airport, where the nonprofit organization has been collaborating with IAI for eight years to build the 1,322-pound (600-kilogram) spacecraft.

Until now, only three world superpowers — the United States, Russia, and China — have achieved controlled lunar landings.

Lacking the resources of those superpowers, SpaceIL turned to private donors to fund the project. SpaceIL was the first of 16 Google Lunar XPRIZE competitors to sign a launch contract and one of only five teams to reach the finals.

Approximately $88 million was invested in the spacecraft’s development and construction. SpaceIL President Morris Kahn has donated about $27 million to the effort and decided to proceed even after the contest deadline passed and effectively ended without any finalists achieving the goal.

“After eight challenging years, I am filled with pride that the first Israeli spacecraft, which is in its final construction and testing phases, will soon be making its way to the moon,” said Kahn. “I have experienced numerous challenges in my life, but this was the greatest challenge of all.”

Kahn said the lunar launch “will fill Israel, in its 70th year, with pride. It is a national accomplishment that will put us on the world’s space map.”

From left, Aviad Shmaryahu of the Israel Space Agency; SpaceIL founders Yariv Bash and Kfir Damari; philanthropist Morris Kahn, SpaceIL CEO Ido Anteby; and head of IAI’s space division Ofer Doron. Photo courtesy of Space IL

The craft and the journey

The spacecraft’s design and development process began in 2013, two years after Yariv Bash, Kfir Damari and Yonatan Winetraub founded SpaceIL and registered for the Google Lunar XPRIZE competition. Construction began at the IAI MABAT Plant last year.

In the coming months, the Israeli spacecraft will undergo intensive checks and tests at IAI to prove that it can withstand the launch, flight and landing conditions, said Anteby.
The dimensions of the spacecraft are 1.5 meters (4.9 feet) high and 2 meters (6.5 feet) in diameter. The fuel it will carry will comprise some 75 percent of its total 600kg weight. Its maximum speed will reach more than 10 kilometers per second (36,000 kilometers, or nearly 22,370 miles, per hour).

Anteby said the SpaceIL craft – bearing an Israeli flag — will disengage from the launch rocket at an altitude of 60,000 kilometers (37,282 miles) and will begin orbiting Earth in elliptical orbits. Upon receipt of a command from the control room, the spacecraft will enter a higher-altitude elliptical orbit around Earth, which will reach a point near the moon.

At this point, it will ignite its engines and reduce its speed to allow the moon’s gravity to capture it. It will then begin orbiting the moon, until the appropriate time to begin the landing process. This process will be executed autonomously by the spacecraft’s navigation control system.

The entire journey, from launch to landing, will last approximately two months.

SpaceIL’s module is to take photos and video of the landing site and measure the moon’s magnetic field as part of a scientific experiment designed by Weizmann Institute researchers. The data will be transmitted to the IAI control room during the two days following the landing.

The program has always had STEM education as a secondary goal, aiming to encourage Israeli children to choose to study science, technology, engineering and mathematics. With the help of a broad network of volunteers, SpaceIL has already made presentations to about 900,000 children nationwide.

For children from any country, SpaceIL introduced its Moon Kids website in English, chock full of fun interactive content about the moon and outer space.

IAI has been a full partner in the project from its inception. Over the years, additional partners from the private sector, government companies and academia have joined, including Weizmann Institute of Science; Israel Space Agency; the Ministry of Science, Technology and Space; Bezeq and others.

IAI CEO Josef Weiss said he regards the launch of the first Israeli spacecraft to the moon as an example of the amazing capabilities once can reach in civilian space activity.

“The State of Israel, which is already firmly planted in the realm of space in its military activity, must harness resources for the benefit of civilian space, which is an engine of innovation, technology, education and groundbreaking around the world,” said Weiss.


For more information about SpaceIL, click here.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


‘Am Yisrael Chai’: Ugandan Jews Enter Israel With Song and Dance

‘Am Yisrael Chai’: Ugandan Jews Enter Israel With Song and Dance

Algemeiner Staff


Members of the Ugandan Abayudaya community visit the Western Wall in Jerusalem during their Taglit-Birthright trip. Photo: MAROM.

Some 40 Ugandan youths landed in Israel this past Tuesday, as part of the first-ever Taglit-Birthright group from the Jewish Abayudaya community.

The group entered the arrivals hall at Ben-Gurion International Airport near Tel Aviv while dancing and singing in Hebrew, “David, the king of Israel, lives and endures,” and, “Am Yisrael Chai!”

Others in the hall soon joined the celebration, which was accentuated by drum beats and occasional blows of the shofar. They later recited the “Shehecheyanu,” a Jewish prayer of gratitude for new or special occasions.

The group spent the first two days of its trip in northern Israel, before arriving in Jerusalem to celebrate the Jewish Sabbath.

Our #MaromUganda Taglit-Birthright Israel group arrived in Israel!! #AbayudayaInIsrael ברוכים הבאים לישראל תגלית מרום אוגנדה משבט אבאיודאיה! #IsraelExperience #Birthright #MasortiMovement

Publicerat av MAROM Tisdag 21 augusti 2018

 

While Birthright, which offers eligible young Jews from across the world free 10-day tours of Israel, is partially funded by the Israeli government, the Abayudaya community’s religious status is not officially recognized by Jerusalem.

In June, a member of the community was denied a request to obtain Israeli citizenship under the Law of Return pertaining to the Jewish Diaspora, in a decision the Interior Ministry said extended to all Abayudayas.

That stance has been rejected by leaders of Conservative Judaism, whose rabbis converted a majority of the 2,000-member Ugandan community starting in 2002, as well as by the Jewish Agency, a quasi-governmental body that oversees Jewish immigration to Israel and officially recognized the Abayudayas as Jewish since 2009.

Now led by Rabbi Gershom Sizomu, the group traces its roots to African chieftain Semei Kakungulu, who began observing some Jewish religious practices in the early 20th century. It has since adopted more formal Jewish observances and withstood persecution, including under the dictatorial rule of Idi Amin, who outlawed Judaism and destroyed synagogues after assuming power in 1971.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com