Archive | 2023/06/25

Odkrywanie Izraela. Chrześcijańska teologia współczesnego judaizmu


Odkrywanie Izraela. Chrześcijańska teologia współczesnego judaizmu

Grzegorz Ignatowski


Teologia katolicka nie może obecnie zaproponować zadowalających teorii relacji między judaizmem a chrześcijaństwem.

Tekst odczytu wygłoszonego podczas sympozjum „Wspólna Radość Tory” zorganizowanego przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów 11 października 2007 r. w auli PWT „Bobolanum” w Warszawie. Ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 1/2008.

Podczas przemówienia w rzymskiej Synagodze Większej w 1986 roku Jan Paweł II przypomniał wyznawcom Chrystusa, że judaizm jest najbliższy chrześcijaństwu spośród innych religii niechrześcijańskich. Z tego powodu Żydzi są dla nas, chrześcijan, „naszymi umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi starszymi braćmi”[1].

Wobec tych słów Papieża trzeba zapytać o relację między chrześcijaństwem a współczesnym judaizmem. Nie wystarcza już dziś przedsoborowa teologia, która, dostrzegając pewne pozytywne elementy w starożytnym judaizmie, uparcie twierdziła, że jego rola ograniczała się wyłącznie do przygotowania świata na przyjście Zbawiciela. Gdyby konsekwentnie wyznawać ten pogląd, należałoby oczekiwać, że religia żydowska – zrealizowawszy swoją misję – powinna przestać istnieć. Tymczasem judaizm był i jest nadal żywy i dynamiczny, a jego wyznawcy oddają cześć Jedynemu Bogu we wszystkich niemal zakątkach świata. I wciąż zadają chrześcijanom trudne pytania. Bodaj najpoważniejsze z nich dotyczy stopnia i sposobu realizacji mesjańskich obietnic.

Niełatwe początki

Warto zacząć te rozważania od analizy dokumentów kościelnych. Pozytywne w nich zmiany zostały spowodowane przez dwa czynniki. Pierwszy to systematyczna praca teologów, którzy podjęli się zadania ponownego odkrycia dla chrześcijan żywego i dynamicznego judaizmu. Drugim, również ważnym, były opinie Żydów na temat kolejnych dokumentów uchwalanych przez Stolicę Apostolską.

Katolicy rozpoczęli przewartościowywanie swojego spojrzenia na judaizm od uchwalenia przez II Sobór Watykański Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich „Nostra aetate”. Tekst soborowy w zasadzie nie porusza zagadnienia relacji między chrześcijaństwem a judaizmem, nie znaczy to jednak, że analiza kolejnych zdań deklaracji nie pozwala na wyciągnięcie pewnych pozytywnych wniosków. Dokument, stwierdzając, że Kościół jest nowym ludem Bożym (co zresztą nie ma żadnej podstawy w Nowym Testamencie), postuluje, aby – odwołując się do Pisma Świętego – nie przedstawiać Żydów jako odrzuconych lub przeklętych przez Boga[2]. Tekst soborowy wyznacza w ten sposób standardy dla przyszłych badań teologicznych i wyraża dezaprobatę dla minionego nauczania Kościoła, kiedy to chrześcijanie, nie wiedząc, jaką rolę przypisać Żydom w historii zbawienia po przyjściu Jezusa Chrystusa, przedstawiali ich wyłącznie w świetle negatywnym. Ponadto Deklaracja podkreśla wagę wspólnego duchowego dziedzictwa chrześcijan i Żydów oraz zachęca ich do wzajemnego poznania i poszanowania, które osiąga się przez studia biblijne i debaty teologiczne. A trudno przecież wyobrazić sobie, aby Sobór aprobował dialog i nawoływał do zaznajomienia się z religią, która nie jest nośnikiem pozytywnych wartości.

Przedsoborowa teologia uparcie twierdziła, że rola judaizmu ograniczała się wyłącznie do przygotowania świata na przyjście Zbawiciela

Kolejnym ważnym krokiem było ustanowienie w 1974 roku przez Pawła VI Komisji ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem. Dotychczas opracowała ona trzy ważne dokumenty: „Wskazówki i sugestie w sprawie wprowadzenia w życie deklaracji soborowej «Nostra aetate» nr 4” (1974 r.), „Żydzi i judaizm w głoszeniu Słowa Bożego i katechezie Kościoła katolickiego. Wskazówki do przedstawiania tych zagadnień” (1985 r.) oraz „Pamiętamy: Refleksja nad Szoah” (1998 r.). Wprawdzie pierwszy z wymienionych dokumentów w przeważającej części wypowiada się na temat wzajemnych relacji w czasach biblijnych, to jednak w jednym miejscu dodaje, że dzieje judaizmu nie skończyły się wraz ze zburzeniem Jerozolimy w 70 roku, ale że trwa on w dalszym ciągu, „rozwijając tradycję religijną, której znaczenie, jak sądzimy, nabrało zupełnie odmiennego sensu po Chrystusie, to jednak zachowuje wielkie bogactwo wartości religijnych”. Na uwagę zasługuje dzisiaj także inne, ciągle aktualne stwierdzenie zawarte w tym dokumencie. Watykańska Komisja przypomina mianowicie tym wszystkim, którzy podejmują dialog z Żydami, aby zapoznali się z podstawowymi zasadami współczesnego judaizmu[3].

Najwyraźniej jednak opinie wśród teologów i ekspertów watykańskiej Komisji musiały być podzielone i wielu z nich chciało, aby dokument poszedł odważniej naprzód. Podczas prac nad „Wskazówkami i sugestiami” w prasie amerykańskiej ukazał się jeden z projektów przyszłego tekstu, w którym wypowiedź na temat judaizmu pobiblijnego jest i znacznie obszerniejsza, i napisana w pozytywniejszym duchu. Czytamy w nim, że w Kościele ciągle wzrasta wiedza na temat miejsca, jakie zajmuje współczesny judaizm w historii zbawienia. Żydzi nie są postrzegani przez wyznawców Chrystusa tylko jako lud, który w swojej historii spotykał i doświadczał obecności Boga, lecz ciągle trwa w przymierzu przez Niego ustanowionym. Bóg – czytamy – ofiarował swojemu ludowi Torę, skierował do niego trwające na wieki słowo – niewyczerpane źródło duchowego życia i modlitwy.

Ponadto projekt wypowiadał się na temat relacji między przymierzem a ziemią Izraela: „Żydzi ciągle wykazują na tysiące sposobów swoje przywiązanie do ziemi obiecanej ich przodkom od dnia powołania Abrahama”[4]. Projekt zachęca też chrześcijan, aby starali się zrozumieć i uszanowali religijne znaczenie owej więzi między ludem a ziemią i wzywa, aby w tej perspektywie rozpatrywać istnienie Państwa Izrael. Nie znaczy to jednak wcale – zastrzegają autorzy projektu – że wypowiadając się w tej kwestii, watykańska Komisja dokonuje jakiekolwiek osądu politycznych i historycznych wydarzeń związanych z istnieniem państwa żydowskiego.

Interesująca jest wreszcie wypowiedź na temat samego judaizmu: „Historia judaizmu nie skończyła się wraz ze zburzeniem Jerozolimy, lecz ciągle się rozwija w bogatej duchowej tradycji”[5]. W projekcie brak niefortunnego stwierdzenia, że judaizm po przyjściu Chrystusa nabrał zupełnie odmiennego sensu, które znalazło się w tekście ostatecznym i za który „Wskazówki i sugestie” były krytykowane.

Przypomnijmy w tym miejscu, że współcześni Żydzi, religijni i poszukujący, kontestatorzy wiary i jej gorliwi wyznawcy, określają swoją tożsamość w odniesieniu do Państwa Izrael i Holokaustu. Jest w pełni zrozumiałe, że uchwalony w końcu 1974 roku dokument, który pominął zupełnie zagadnienie więzi między przymierzem a ziemią, a także nie zwrócił uwagi na istnienie Państwa Izrael, spotkał się z negatywnym przyjęciem ze strony żydowskiej[6]. Brak aprobaty dla tekstu watykańskiego spotęgowany był również tym, że dobrze znano omówiony krótko wcześniejszy projekt dokumentu.

Milowe kroki

Na usprawiedliwienie watykańskiej Komisji dodajmy, że jej członkowie usunęli uwagi na temat więzi między przymierzem a ziemią Izraela oraz stwierdzenia dotyczące państwa żydowskiego ze względu na polityczne napięcie na Bliskim Wschodzie. Podobnie jak wówczas, tak i dzisiaj pozytywne wypowiedzi na temat Państwa Izrael, pomimo postępującego ciągle procesu pokojowego, są kontestowane, a niekiedy wywołują gwałtowną reakcję ze strony jego przeciwników. A na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku sytuacja była bardzo napięta. Obrazują ją dobrze reakcje na dokument opublikowany w kwietniu 1973 roku przez Konferencję Episkopatu Francji „Postawa chrześcijan wobec judaizmu”. Biskupi francuscy podkreślili, że judaizm jest czymś więcej niż jedną z wielu religii pozachrześcijańskich, ponieważ to dzięki Żydom wiara w Jedynego Boga weszła na stałe w dzieje całej ludzkości. W tekście zachęca się chrześcijan, aby nie patrzyli na judaizm jako relikt przeszłości, lecz na tętniącą życiem rzeczywistość religijną. Stawiane są tam też ważne pytanie na temat aktualnej misji narodu żydowskiego w Bożym planie zbawienia, przypomina się, że przymierze zawarte z ludem żydowskim nie zostało nigdy odwołane. Żydzi mają do spełnienia misję, a jest nią „uświęcenie Imienia Bożego”, którą realizują w modlitwie synagogalnej. Tekst francuski zaznacza, że więź między przymierzem a ziemią Izraela jest darem samego Boga, w dokumencie czytamy jednak, że chrześcijanie nie powinni wypowiadać się na temat politycznego znaczenia powrotu Żydów do własnej państwowości, nie można im jednak odmówić prawa do samodzielnego istnienia politycznego. Te właśnie elementy zawarte w wypowiedzi biskupów francuskich spotkały się z żywą krytyką ze strony przeciwników istnienia państwa żydowskiego – swoją dezaprobatę wyrazili: Synod Kościoła melchickiego, Konferencja Biskupów Afryki Północnej, jezuici z Libanu, a także znany teolog, potem kardynał Jean Daniélou, a nawet Jasir Arafat[7].

Katolicy rozpoczęli przewartościowywanie swojego spojrzenia na judaizm od uchwalenia przez II Sobór Watykański Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich „Nostra aetate”

To wszystko, czego nie powiedziano w oficjalnym dokumencie z 1974 roku, uwzględniono dziesięć lat później w tekście zatytułowanym „Żydzi i judaizm w głoszeniu Słowa Bożego i katechezie Kościoła katolickiego”[8]. Przypomniano w nim, że judaizm po przyjściu Chrystusa rozwijał się w wielkiej diasporze, a Żydzi – często w sposób heroiczny – pozostawali wierni Jedynemu Bogu, pamiętając ciągle o ziemi swoich przodków. Trwanie Izraela przez dwa tysiące lat związane jest z rozwojem duchowym w okresie rabinicznym, w średniowieczu i w czasach współczesnych. Co więcej, współczesne życie religijne Izraela może dopomóc Kościołowi w zrozumieniu własnej tożsamości, natomiast samo istnienie Państwa Izrael oraz decyzje przezeń podejmowane należy rozpatrywać wyłącznie w perspektywie prawa międzynarodowego. Dokument napomina, że nie należy prezentować Żydów jako narodu ukaranego przez Boga, jak to uznawała stara teologia, w tym widząc przyczynę, dla której naród żydowski żyje w rozproszeniu. Watykański dokument zdecydowanie występuje przeciwko takiej interpretacji, przypominając, że to właśnie w diasporze Żydzi pozostawali wierni Bogu[9].

Ostatni ze wymienionych wcześniej dokumentów watykańskiej Komisji „Pamiętamy: Refleksja nad Szoah” został poświęcony relacjom chrześcijańsko-żydowskim z perspektywy historycznej; w sposób szczególny podejmuje on kwestię Holokaustu[10]. Stwierdza jednak krótko, że „Naród żydowski, składając jedyne w swoim rodzaju świadectwo o Świętym Izraela i o Torze, doznał wielu cierpień w różnych epokach i w wielu miejscach na ziemi”[11].

Równoległe drogi zbawienia?

Jak widać, oficjalne dokumenty watykańskie coraz obszerniej i bardziej pozytywnie wypowiadają się na temat judaizmu. Nie znajdujemy w nich jednak odpowiedzi dotyczących znaczenia judaizmu w historii Zbawienia po przyjściu Chrystusa, a jest to przecież sprawa kluczowa. Na temat relacji między religią żydowską a chrześcijaństwem starali się też wypowiadać teologowie. Ich dotychczasowe osiągnięcia można zasadniczo sprowadzić do czterech koncepcji lub teorii.

Pierwsza z nich proponuje, aby mówić o dwóch paralelnych drogach zbawienia; według jej zwolenników, Żydzi zmierzają do Boga przez dochowanie wierności Torze, a inne narody przez Jezusa Chrystusa. Chrześcijaństwo i judaizm są rozpatrywane jako „drogi do Boga” – nie znajdują się w opozycji. Druga z teorii nazywana jest teorią „nieanulowanego przymierza” zawartego przez Boga z Izraelem. Opiera się na twierdzeniu, że wraz z przyjściem Jezusa Chrystusa Bóg nie zerwał przymierza z Izraelem i odwołuje się do Dziejów Apostolskich (3, 25) oraz Listu do Rzymian (9, 4), gdzie jasno jest o tym mowa. Według omawianej koncepcji, wierni pogańskiego pochodzenia, znajdując się z dala od Boga Izraela i Jego ludu, zostali dopuszczeni do udziału w wybraniu i wspólnocie przymierza z Bogiem, które najpierw przyznane zostało Izraelowi.

Trzecia z teorii na temat znaczenia judaizmu w historii zbawienia, określana często jako „idea pielgrzymowania narodów do Syjonu”, nawiązuje do starotestamentowych proroctw zawartych w drugim rozdziale księgi Izajasza i czwartym Micheasza. Proroctwa te wyrażają nadzieję, że w czasach ostatecznych narody podejmą pielgrzymkę do Syjonu; przyłączą się wówczas do posługi Izraela, która urzeczywistnia się w oddawaniu chwały Bogu. Razem z Żydami będą więc zmierzały do Syjonu w powszechnej pielgrzymce, aby słuchać słowa prawdziwego Boga. Według tej koncepcji, Kościół z Izraelem, stając się uczestnikami wspólnej nadziei mesjańskiej, znajdują się w drodze do Boga. Ostatnią z teorii określa idea „jednego ludu Bożego”. Harmonizuje ona z przekonaniem świętego Pawła, wyrażonym w Liście do Rzymian (11, 23), że obecna „zatwardziałość” tych, którzy nie uwierzyli w Chrystusa, nie oznacza ich ostatecznego odrzucenia. Na początku tego listu Pawłowego czytamy przecież: „Pytam więc: Czyż Bóg odrzucił lud swój? Żadną miarą!”. Tak więc Kościół i Synagoga według tej koncepcji stanowią jeden lud Boży, obejmujący dwie równoległe rzeczywistości religijne[12].

Z chrześcijańskiego punktu widzenia przedstawione koncepcje wiążą się z pewnym niebezpieczeństwem. Prowadzą do konkluzji, że Jezus z Nazaretu przyszedł wyłącznie do nie-Żydów. Ich konsekwencją jest podważenie jednej z fundamentalnych prawd wiary chrześcijan o powszechności zbawienia, które w Jezusie Chrystusie jest dostępne dla wszystkich, tak dla Żydów, jak i dla innych narodów. Teoria ludów pielgrzymujących do Synaju pozwala nawiązać łączność z fundamentalną wypowiedzią na temat nadziei Izraela, nie można jednak zapominać o oczekiwaniach prorockich zawartych w księgach Izajasza i Micheasza, że w czasach ostatecznych Tora zostanie uznana przez wszystkie narody jako obowiązujący nakaz Boga (Iz 2, 3; Mi 4, 2).

Watykan przypomina tym wszystkim, którzy podejmują dialog z Żydami, aby zapoznali się z podstawowymi zasadami współczesnego judaizmu

Analiza dokumentów Stolicy Apostolskiej pozwala na wyprowadzenie kolejnego wniosku z naszych rozważań. Żaden z dokumentów watykańskich wymienionych teorii nie aprobuje. Więcej, w dokumencie „Żydzi i judaizm w głoszeniu Słowa Bożego…” czytamy: „Kościół i judaizm nie mogą być przedstawiane jako dwie równoległe drogi zbawienia”[13].

Kard. Jean-Marie Lustiger twierdził, że wszystkie wypowiedzi papieża na temat Żydów i judaizmu w istocie nie zmieniły wiele we wzajemnych relacjach. Według niego najważniejsza dla procesu pojednania była wizyta Jana Pawła II w rzymskiej Synagodze Większej w 1986 roku oraz jego modlitwa przy Ścianie Zachodniej w Jerozolimie w roku 2000. Pamiętając o wypowiedzi francuskiego kardynała, zapytajmy, jak papież w swoim nauczaniu przedstawiał wzajemne relacje. Dla ukazania stosunku między chrześcijaństwem a narodem żydowskim Jan Paweł II posługiwał się własną, specyficzną dla siebie terminologią. Relacje te opisywał najczęściej za pomocą terminu „więź”. Jest to „więź oparta na Bożym planie przymierza”, „duchowa więź pociągająca za sobą wielką odpowiedzialność”, „więź sakralna”, „więź rodzicielska”, z której wynika obowiązek „wzajemnej miłości”, „poznania”, składania „wspólnego świadectwa o Bogu”. Żydzi są szczególnym ludem, dla chrześcijan „braćmi”, „braćmi w Panu”, „naszymi starszymi braćmi”, „umiłowanymi braćmi”, „naszymi starszymi braćmi w wierze”. Papież stwierdza nawet zdecydowanie, że chrześcijanie mają obowiązek potwierdzać, że Żydzi są „naszymi starszymi braćmi”[14]. Żydów i chrześcijan łączy „wspólne duchowe dziedzictwo”, „cześć” i „wiara w Jedynego Boga”, „wspólna duchowa tradycja, która czci świętość jedynego Boga i wzywa nas do Jego miłowania”[15].

W obliczu tych słów postawmy na koniec jedną tezę. Teologia katolicka nie może obecnie zaproponować zadowalających teorii relacji między judaizmem a chrześcijaństwem. Należy zatem kontynuować dalsze poszukiwania. Koniecznie zaś należałoby upowszechnić nauczanie Jana Pawła II na ten temat. Posługiwanie się pozytywną terminologią, którą on sam stosował tak chętnie, na pewno przyczyni się do polepszenia wzajemnych relacji i pozwoli na zintensyfikowanie dalszych badań w tej dziedzinie.

Tekst odczytu wygłoszonego podczas sympozjum „Wspólna Radość Tory” zorganizowanego przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów 11 października 2007 r. w auli PWT „Bobolanum” w Warszawie. Ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 1/2008.


[1] Jan Paweł II, „Przemówienie w rzymskiej Synagodze Większej”, w: „Żydzi i judaizm w nauczaniu Jana Pawła II 1978-2005”, red. ks. Waldemar Chrostowski, Warszawa 2005, s. 109. Więcej o pojęciu „starsi bracia w wierze” – zob. ks. G. Ignatowski, „Nasi starsi bracia. Na marginesie pewnej rozmowy”, „Więź” 2002 nr 1.
[2] „Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich «Nostra aetae»”, w: „Sobór Watykański II. Konstytucje. Dekrety. Deklaracje”, Poznań 2002, s. 333-337.
[3] Komisja ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem, „Wskazówki i sugestie w sprawie wprowadzenia w życie deklaracji soborowej «Nostra aetate» nr 4”, w: ks. G. Ignatowski, „Na drogach pojednania. Międzynarodowy Katolicko-Żydowski Komitet Łączności”, Łódź 2003, s. 242, 246.
[4] Projekt opublikowany pod tytułem „Catholics and Jews. Making Vatican II Work”, „Christian Attitudes on Jews and Judaism” 1970 nr 10, s. 7-8.
[5] Tamże.
[6] Henry Siegman, „Ten Years of Catholic-Jewish Relations: A Reassessment”, w: „Fifteen Years of Catholic-Jewish Dialogue 1970-1985”, Città del Vaticano-Roma 1988, s. 26–45.
[7] G. Ignatowski, „Inicjatywy Kościoła katolickiego we Francji na rzecz dialogu chrześcijańsko-żydowskiego”, Katowice 2004, s. 45-63.
[8] Reakcje żydowskie na dokument prezentuje Goeffery Wigoder, „A Jewish Reaction to the «Notes»”, w: „Fifteen Years…”, dz. cyt., s. 255–269.
[9] Komisja ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem, „Żydzi i judaizm w głoszeniu Słowa Bożego i katechezie Kościoła katolickiego. Wskazówki do właściwego przedstawiania tych zagadnień”, w: ks. G. Ignatowski, „Na drogach…”, dz. cyt., s. 262.
[10] Z perspektywy żydowskiej watykański tekst omawia A. James Rudin, „Reaction of a Jewish Theologian to the Vatican’s We Remember Document”, w: „The Vatican and the Holocaust. The Catholic Church and the Jews During the Nazi Era”, red. Randolph L. Braham, New York 2000, s. 89-98.
[11] Komisja ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem, „Pamiętamy: Refleksja nad Szoah”, w: G. Ignatowski, „Na drogach pojednania…”, s. 269.
[12] Wszystkie zaprezentowane teorie znajdują się w dokumencie Kościołów Konkordii Leuenbergskiej: „Kirche und Israel. Ein Beitrag der reformatorischen Kirchen Europas zum Verhältnis von Christen und Juden. Church and Israel. A Contribution from the Reformation Churches in Europe to the Relationship between Christians and Jews”, red. Verlag Otto Lembeck, Frankfurt am Main 2001. Polski przekład znajduje się w „Studiach i Dokumentach Ekumenicznych” 2002 nr 1, s. 96–144.
[13] Komisja ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem, „Żydzi i judaizm w głoszeniu Słowa Bożego i katechezie Kościoła katolickiego…”, s. 253.
[14] „John Paul II, Pastoral Visit to Mexico”, w: „Pope John Paul II. Spiritual Pilgrimage. Texts on Jews and Judaism 1979-1995”, red. Eugene J. Fisher, Leon Klenicki, New York 1995, s. 135.
[15] Szerzej na ten temat: G. Ignatowski, „Papieże wobec kwestii żydowskiej. Pius XII, Jan XXIII, Paweł VI, Jan Paweł II, Benedykt XVI”, Katowice 2007, s. 91-92.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


How to Win the AI War

How to Win the AI War


ARTHUR HERMAN


To avoid losing to China or going down the Chinese path of state control, we need a national strategy for artificial intelligence. Here’s where it should start.
.

President Joe Biden holds a meeting with his science and technology advisors at the White House on April 04, 2023 in Washington, DC. Biden met with the group to discuss the advancement of American science, technology, and innovation, including artificial intelligence.KEVIN DIETSCH/GETTY IMAGES

Virtually everything that everyone has been saying about AI has been misleading or wrong. This is not surprising. The processes of artificial intelligence and its digital workhorse, machine learning, can be mysteriously opaque even to its most experienced practitioners, let alone its most ignorant critics.

But when the public debate about any new technology starts to get out of control and move in dangerous directions, it’s time to clue the public and politicians in on what’s really happening and what’s really at stake. In this case, it’s essential to understand what a genuine national AI strategy should look like and why it’s crucial for the U.S. to have one.

The current flawed paradigm reads like this: How can the government mitigate the risks and disruptive changes flowing from AI’s commercial and private sector? The leading advocate for this position is Sam Altman, CEO of OpenSource AI, the company that set off the current furor with its ChatGPT application. When Altman appeared before the Senate on May 13, he warned: “I think if this technology goes wrong, it can go quite wrong.” He also offered a solution: “We want to work with the government to prevent that from happening.”

In the same way that Altman volunteering for regulation allows him to use his influence over the process to set rules that he believes will favor his company, government is all too ready to cooperate. Government also sees an advantage in hyping the fear of AI and fitting it into the regulatory model as a way to maintain control over the industry. But given how few members of Congress understand the technology, their willingness to oversee a field that commercial companies founded and have led for more than two decades should be treated with caution.

Instead, we need a new paradigm for understanding and advancing AI—one that will enable us to channel the coming changes to national ends. In particular, our AI policy needs to restore American technological, economic, and global leadership—especially vis a vis China—before it’s too late.

It’s a paradigm that uses public power to unleash the private sector, and transform the national landscape, to win the AI future.

A reasonable discussion of AI has to start by disposing of two misconceptions.

First is the threat of artificial intelligence applications becoming so powerful and pervasive at a late stage of their development they decide to replace humanity—a scenario known as Artificial General Intelligence (AGI). This is the Rise of the Machines fantasy left over from The Terminator movies of the 1980’s when artificial intelligence research was still in its infancy.

The other is that the advent of AI will mean a massive loss of jobs and the end of work itself, as human labor—and even human purpose—is replaced by an algorithm-driven workforce. Fear mongers like to point to the recent Goldman Sachs study that suggested AI could replace more than 300 million jobs in the United States and Europe—while also adding 7% to the total value of goods and services around the world.

Most of these concerns stem from the public’s misunderstanding what AI and its internal engine, Machine Learning (ML), can and cannot do.

ML describes a computer’s ability to recognize patterns in large sets of data—whether that data are sounds, images, words, or financial transactions. Scientists call the mathematical representation of these data sets a tensor. As long as data can be converted into a tensor, it’s ready for ML and its more sophisticated offspring, Deep Learning, which builds algorithms mimicking the brain’s neural network in order to create self-correcting predictive models through repeated testing of datasets to correct and validate the initial model.

The result is a prediction curve based on past patterns (e.g., given the correlation between A and B in the past, we can expect AB to appear again in the future). The more data, the more accurate the predictive model becomes. Patterns that were unrecognizable in tens of thousands of examples can suddenly be obvious in the millionth or ten millionth example. They then become the model for writing a ChatGPT essay that can imitate the distinct speech patterns of Winston Churchill, or for predicting fluctuations in financial markets, or for defeating an adversary on the battlefield.

AI/ML is all about using pattern recognition to generate prediction models, which constantly sharpen their accuracy through the data feedback loop. It’s a profoundly powerful technology but it’s still very far from thinking, or anything approaching human notions of consciousness.

As AI scientist Erik Larson explained in his 2021 book The Myth of Artificial Intelligence, “Machine learning can never supply real understanding because the analysis of data does not bridge to knowledge of the causal structure of the world [which is] essential for intelligence.” What machine learning does—associating data points with each other—“doesn’t ‘scale’ to causal thinking or imagining.” An AI program can mimic this kind of intelligence, perhaps enough to fool a human observer. But it’s inferiority to that observer in thinking, imagining, or creating, remains permanent.

Inevitably AI developments are going to be disruptive—they already are—but not in the way people think or the way the government wants you to think.

The first step is realizing that AI is a bottom up and not top-down revolution. It is driven by a wide range of individual entrepreneurs and small companies, as well as the usual mega players like Microsoft and Google and Amazon. Done right, it’s a revolution that means more freedom and autonomy for individual users, not less.

AI can perform many of the menial repetitive tasks that most of us would associate with human intelligence. It can sort and categorize with speed and efficiency; it can recognize patterns in words and images most of us might miss, and put together known facts and relationships in ways that anticipate development of similar patterns in the future. As we’ll demonstrate, AI’s unprecedented power to sharpen the process of predicting what might happen next, based on its insights into what’s happened before, actually empowers people to do what they do best: decide for themselves what they want to do.

Any technological revolution so sweeping and disruptive is bound to generate risks, as did the Industrial Revolution in the late eighteenth century and the computer revolution in the late twentieth. But in the end the risks are far outweighed by the endless possibilities. That’s why calls for a moratorium on large-scale AI research, or creating government entities to regulate what AI applications are allowed or banned, not only fly in the face of empirical reality but play directly into the hands of those who want to use AI as a tool for furthering the power of the administrative, or even absolute, state. That kind of centralized top-down regulatory control is precisely the path that AI development has taken in China. It is also the direction that many of the leading voices calling for AI regulation in the U.S. would like our country to move in.

Critics and AI fearmongers can’t escape one ineluctable fact: there is no way to put the AI gini back in its bottle. According to a company that tracks startup companies, Tracxn Technologies, at the end of 2022 there were more than 13,398 AI startups in this country. A recent Adobe study found that seventy-seven percent of consumers now use some form of AI technology. A McKinsey survey on the state of AI in 2022 found that AI adoption more than doubled since 2017 (from 20% to 50%), with 63% of businesses expecting investment in AI to increase over the next three years.

We need a new paradigm for understanding and advancing AI—one that will enable us to channel the coming changes to national ends.

Once it’s clear what AI can’t do, what can it do? This is what Canadian AI experts Ajay Agrawal, Joshua Gans, and Avi Goldfarb explain in their 2022 book, Power and Prediction.“ What happens with AI prediction,” they write, “is that prediction and judgment become decoupled.” In other words, AI uses its predictive powers to lay out increasingly exact options for action; but the ultimate decision on which option to choose still belongs to the program’s user’s judgment.

Here’s where scary predictions about AI will put people out of work need to be put in proper perspective. The recent Goldman Sachs report predicted the jobs lost or displaced could be as many as 300 million; the World Economic Forum put the number at 85 million by 2025. What these predictions don’t take into account is how many jobs will be created thanks to AI, including jobs with increased autonomy and responsibility since AI/ML will be doing the more tedious chores.

In fact, a January 2022 Forbes article summarized a study by the University of Warwick this way: “What appears clear from the research is that AI and associated technologies do indeed disrupt the labor market with some jobs going and others emerging, but across the board there are more jobs created than lost.”

Wide use of AI has the potential to move decision-making down to those who are closest to the problem at hand by expanding their options. But if government is allowed to exercise strict regulatory control over AI, it is likely to both stifle that local innovation and abuse its oversight role to grant the government more power at the expense of individual citizens.

Fundamentally, instead of being distracted by worrying about the downsides of AI, we have to see this technology as essential to a future growth economy as steam was to the Industrial Revolution or electricity to the second industrial revolution.

The one country that understood early on that a deliberate national AI strategy can make all the difference between following or leading a technological revolution of this scale was China. In 2017 Chinese President Xi Jinping officially set aside $150 billion to make China the first AI-driven nation by 2030. The centerpiece of the plan is a massive police-surveillance apparatus that gathers data on citizens whenever and wherever it can. In a recent U.S. government ranking of companies producing the most accurate facial recognition technology, the top five were all Chinese. It’s no wonder that half of all the surveillance cameras in the world today are in China, while companies like Huawei and TikTok are geared to provide the Chinese government with access to data outside China’s borders.

By law, virtually all the work that Chinese companies do in AI research and development supports the Chinese military and intelligence services in sharpening their future force posture. Meanwhile, China enjoys a booming export business selling those same AI capabilities to autocratic regimes from Iran and North Korea to Russia and Syria.

Also in 2017, the same year that Xi announced his massive AI initiative, China’s People’s Liberation Army began using AI’s predictive aptitude to give it a decisive edge on the battlefield. AI-powered military applications included enhanced command-and-control functions, building swarm technology for hypersonic missiles and UAVs, as well as object- and facial-recognition targeting software and AI-enabled cyber deterrence.

No calls for an international moratorium will slow down Beijing’s work on AI. They should not slow America’s efforts, either. That’s why former Google CEO Eric Schmidt, who co-authored a book with Henry Kissinger expressing great fears about the future of AI, has also warned that the six-month moratorium on AI research some critics recently proposed would only benefit Beijing. Back in October 2022 Schmidt told an audience that the U.S. is already steadily losing its AI arms race with China.

And yet the United States is where artificial intelligence first started back in the 1950s. We’ve been the leaders in AI research and innovation ever since, even if China has made rapid gains—China now hosts more than one thousand major AI firms, all of whom have direct ties with the Chinese government and military.

It would clearly be foolish to cede this decisive edge to China. But the key to maintaining our advantage lies in harnessing the technology already out there, rather than painstakingly building new AI models to specific government-dictated requirements—whether it’s including “anti-bias” applications, or limiting by law what kind of research AI companies are allowed to do.

What about the threat to privacy and civil liberties? Given the broad, ever-growing base of private AI innovation and research, the likelihood of government imposing a China-like monopoly over the technology is less than the likelihood that a bad actor, whether state or non-state, will use AI for deception and “deep fake” videos to disrupt and confuse the public during a presidential election or a national crisis.

The best response to the threat, however, is not to slow down, but to speed up AI’s most advanced developments, including those that will offer means to counter AI fakery. That means expanding the opportunities for the private sector to carry on by maintaining as broad a base for AI innovation as possible.

For example, traditional microprocessors and CPUs are not designed for ML. That’s why with the rise of AI, Graphics Processing Unit (GPU) are in demand. What was once relegated to high-end gaming PCs and workstations is now the most sought-after processor in the public cloud. Unlike CPUs, GPUs come with thousands of cores that speed up the ML training process. Even for running a trained model for inferencing, more sophisticated GPUs will be key for AI.

So will Field Programmable Gate Array or FPGA processors, which can be tailored for specific types of workloads. Traditional CPUs are designed for general-purpose computing while FPGAs can be programmed in the field after they are manufactured, for niche computing tasks such as training ML models.

The government halting or hobbling AI research in the name of a specious assessment of risks is likely to harm developments in both these areas. On the other hand, government spending can foster research and development, and help increase the U.S. edge in next-generation AI/ML.

No calls for an international moratorium will slow down Beijing’s work on AI. They should not slow America’s efforts, either. 

AI/ML is an arena where the United States enjoys a hefty scientific and technological edge, a government willing to spend plenty of money, and obvious strategic and economic advantages in expanding our AI reach. So what’s really hampering serious thinking about a national AI strategy?

I fear what we are seeing is a failure of nerve in the face of a new technology—a failure that will cede its future to our competitors, China foremost among them. If we had done this with nuclear technology, the Cold War would have had a very different ending. We can’t let that happen this time.

Of course, there are unknown risks with AI, as with any disruptive technology. The speed with which AI/ML, especially in its Deep Learning phase, can arrive at predictive results that startle its creators. Similarly, the threat of Deep Fake videos and other malicious uses of AI are warnings about what can happen when a new technology runs off the ethical rails.

At the same time, the U.S. government’s efforts to censor “misinformation” on social media and the Biden White House’s executive order requiring government-developed AI to reflect its DEI ideology fail to address the genuine risks of AI, while using concerns about the technology as a pretext to clamp down on free speech and ideological dissent.

This is as much a matter of confidence in ourselves as anything else. In a recent blogpost in Marginal Revolution, George Mason University professor Tyler Cowen expressed the issue this way:

“What kind of civilization is it that turns away from the challenge of dealing with more. . . intelligence? That has not the self-confidence to confidently confront a big dose of more intelligence? Dare I wonder if such societies might not perish under their current watch, with or without AI?”

China is confidently using AI to strengthen its one-party surveillance state. America must summon the confidence to harness the power of AI to our own vision of the future.


Arthur Herman is a senior fellow and director of the Quantum Alliance Initiative at Hudson Institute. He is also The New York Times bestselling author of Freedom’s Forge: How American Business Won World War II.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The IDF: More than a Military.

The IDF: More than a Military.

Israel Defense Forces


Today, we celebrate and remember what the IDF was built on: Zionism, loyalty, purpose, and human dignity.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com