
Państwo „palestyńskie” to cywilizacyjne samobójstwo Zachodu
Daniel Greenfield
Europejscy przywódcy próbują zniszczyć Izrael — tak samo, jak niszczą własne kraje.
Na niespełna dwa tygodnie przed drugą rocznicą 7 października, ONZ, Wielka Brytania, Francja, Australia, Kanada i inne upadłe radykalne rządy postanowiły uczcić masakry, porwania i gwałty, obdarowując islamskich terrorystów odpowiedzialnych za te zbrodnie własnym „państwem”.
W sam raz prezent na żydowskie Święta Noworoczne.
Stworzenie „państwa palestyńskiego” to zwieńczenie Wielkiego Kłamstwa, że mamy tu do czynienia z wojną między Izraelem a jakąś mniejszą populacją z Gazy lub Zachodniego Brzegu, a nie konflikt regionalny między muzułmanami a Żydami, który jest częścią szerszego globalnego konfliktu między muzułmanami a wszystkimi nie-muzułmanami.
Od 7 października Izrael jest zmuszony walczyć nie tylko z Hamasem w Gazie, ale także z islamskimi siłami terrorystycznymi w Libanie, Jemenie, Syrii i Iranie. Na horyzoncie majaczy także możliwość wojny z Egiptem. Choć może się to wydawać dużo, w 1948 roku Izrael musiał walczyć o niepodległość przeciwko ludobójczym inwazjom Egiptu, Syrii, Jordanii, Libanu, Jemenu, Iraku i Arabii Saudyjskiej.
W trakcie tamtego konfliktu Egipt i Jordania zajęły te części Izraela, które dziś mają rzekomo stanowić „państwo palestyńskie”. Żadne państwo wtedy nie powstało, ponieważ te terytoria nigdy nie reprezentowały unikalnej kultury ani tożsamości narodowej — były jedynie platformą dla muzułmańskiej eksterminacji Żydów w Izraelu, jako części większej misji islamskiego podboju niemuzułmańskiego świata.
Przy współudziale wielu spośród tych samych nie muzułmanów co dziś.
Armie jordańskie w 1948 roku dowodzone były przez brytyjskich generałów i działały za przyzwoleniem rządu Partii Pracy, który nie tylko wspierał islamskie inwazje na Izrael, ale w tym samym roku rozpoczął również proces masowej migracji muzułmańskiej do Wielkiej Brytanii poprzez ustawę o obywatelstwie brytyjskim. Premier Keir Starmer podwaja dziś te same działania swoich partyjnych poprzedników: wspiera islamskich terrorystów w Izraelu i zaprasza ich do inwazji i przejęcia Wielkiej Brytanii.
Oto, co naprawdę znaczy „globalizacja intifady”.
„Intifada” to nie jest wojna w Izraelu. To wojna światowa. Być może ostatnia wojna światowa. Ale w przeciwieństwie do nazistowskich Niemiec, Związku Sowieckiego czy komunistycznych Chin, dzisiejsi najeźdźcy nie dysponują potężną siłą militarną, zdolną zdominować świat cywilizowany w pojedynkę. Nie zdobyliby ani skrawka ziemi bez naszego uporczywego zaspokajania ich żądań, wzajemnej zdrady i wspierania ich poprzez budowanie państw od podstaw.
Przemysł naftowy, który finansuje tę globalną wojnę, został zbudowany przez Amerykanów, Brytyjczyków i innych ludzi Zachodu, a następnie znacjonalizowany przez muzułmańskie dyktatury — albo, jak w przypadku Aramco, stopniowo znacjonalizowany przy wsparciu podatników amerykańskich, finansujących saudyjską tyranię dzięki „Złotemu Trikowi” (Golden Gimmick), za którym lobbował John J. McCloy — były prezes Banku Światowego, przewodniczący Fundacji Forda i Fundacji Rockefellera, który powiedział kiedyś: „Konstytucja to tylko świstek papieru.”
Zachodnie rządy budowały armie muzułmańskie w nadziei, że będą one zaporą przeciwko komunizmowi. Przyjmowały do ONZ wszystkie muzułmańskie dyktatury z tych samych powodów, kpiąc jednocześnie z własnego przywiązania do demokracji. W zamian, te reżimy albo sprzymierzały się z Sowietami przeciwko USA, albo rozgrywały Amerykę i ZSRR przeciwko sobie.
Zachodnie rządy miały utrzymywać przy władzy muzułmańskie rządy, które jednocześnie finansowały porwania samolotów i zamachy bombowe w ich własnych miastach. Gdy potem USA i Europa interweniowały, by je chronić, było to wykorzystywane jako hasło bojowe dżihadystów do rozpoczęcia nowej ery terroryzmu. A gdy Zachód interweniował, by „promować demokrację”, dżihadyści dochodzili do władzy i jeszcze silniej atakowali Zachód.
Po zdradzeniu chrześcijan w Libanie i świeckiego rządu Iranu, Zachód przez całe pokolenie próbował legitymizować islamskie państwo terrorystyczne wewnątrz Izraela, zbudowane z tych samych terenów, które Egipt i Jordania utraciły po próbie zniszczenia Izraela w czasie wojny sześciodniowej — wszystko po to, by „wreszcie osiągnąć pokój”. Pokolenie później państwo „palestyńskie” udowodniło, że mając własne ziemie, może zabijać więcej ludzi i siać większy chaos.
7 października powinien był definitywnie pogrzebać eksperyment z państwem „palestyńskim”, tymczasem tchnął w niego nowe życie, pokazując po raz kolejny, że prawdziwym motywem „sprawy palestyńskiej” nie jest pokój, lecz wojna. Pokój nigdy nie był realnym kryterium istnienia państwa „palestyńskiego”. Gdyby był, państwa nie tworzyłyby organizacje terrorystyczne, zachodnie rządy nie uzbrajałyby tych terrorystów, a 7 października nie skłoniłby Zachodu do poparcia państwa terrorystycznego.
Zbyt wielu ludzi mylnie zakłada, że jeśli tylko dowiodą tym samym rządom, iż państwo „palestyńskie” to twór terrorystyczny, te przestaną je wspierać. Ale takie argumenty jedynie sprawiają, że przywódcy tacy jak Macron czy Starmer na chwilę się wzdrygną — jak księża 7przyłapani w burdelu — po czym wracają do głośnego popierania państwa terrorystycznego. Bo to właśnie ten terroryzm im odpowiada.
Kiedy występuje zasadnicza rozbieżność między tym, co ludzie mówią, a tym, co robią — należy ignorować ich słowa i patrzeć na ich czyny. Gdyby ich działania ograniczały się tylko do Izraela, można by mówić o antysemityzmie. Ale jeśli Starmer, Macron, Carney z Kanady, Albanese z Australii i inni po prostu nienawidzą Żydów — to dlaczego zalewają własne kraje muzułmańskimi terrorystami i tłumią sprzeciw wobec tego działania?
Zachodni przywódcy wzywający do utworzenia państwa „palestyńskiego” niekoniecznie są antysemitami. (A przynajmniej nie dowodzi tego samo w sobie.) Chcą zniszczyć Izrael w taki sam sposób, w jaki niszczą własne kraje.
Podczas gdy europejscy lewicowcy domagają się powstania państwa „palestyńskiego” w Izraelu i grożą wprowadzeniem go w życie siłą, jednocześnie tworzą „państwa palestyńskie” na własnym podwórku. A Amerykanie, którzy najgorliwiej machają flagami OWP, chcą zniszczyć samą Amerykę.
To nie jest przypisywanie im cudzych intencji. To są ich własne słowa.
Organizacja Columbia University Apartheid Divest, której najbardziej znaną postacią jest Mahmoud Khalil — promowany przez Demokratów i media — otwarcie wzywała do „całkowitej likwidacji cywilizacji zachodniej”.
Na konferencji The People’s Conference for Palestine padło wezwanie, by „zniszczyć w głowach Amerykanów samą ideę Ameryki”. Zglobalizowana intifada to wojna światowa w pełnym tego słowa znaczeniu.
Dążenie do stworzenia państwa „palestyńskiego” to cywilizacyjny pęd ku zagładzie. Ci, którzy z nim współpracują, chcą wojny, a nie pokoju, i są równie chętni do zniszczenia własnych krajów, jak entuzjastycznie podchodzą do obalenia Izraela. Jedynymi zwolennikami państwa „palestyńskiego” są wrogowie cywilizacji i ich pożyteczni idioci.
Link d oryginału: https://www.frontpagemag.com/a-palestinian-state-is-a-death-wish-for-the-west/?utm_source=FrontPage+Magazine&;utm_campaign=02d606fc9a-
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com