IPN nie chce rzetelnej polemiki z “Dalej jest noc”. Musi uratować samozadowolenie Polaków
Jakub Szymczak
Na okładkach dwóch tomów książki ‘Dalej jest noc’ znalazły się fotografie Rywki Wajnberg (z lewej) i Małki Wakslicht, Żydówek urodzonych w 1932 r. Uratował je nadleśniczy Jan Mikulski z Woli Dużej koło Biłgoraja, który znał ojca Rywki przed wojną. (Fot. Jan Mikulski/ Zbiory Danuty Mikulskiej-Renk)
Tomasz Domański z IPN dostał ambitne zadanie: zdyskredytować książkę “Dalej jest noc” o losach Żydów w okupowanej Polsce, która tak irytuje prawicę. Jego recenzja to jednak wyłącznie dowód na to, że musi popracować nad warsztatem, a także na to, że IPN to dziś instytucja, która bardziej zajmuje się propagandą niż badaniami.
W 2000 r. Jan Gross książką „Sąsiedzi” otworzył narodową debatę na temat wydarzeń w Jedwabnem i stosunku Polaków do Żydów podczas okupacji. Reakcją prawicy były odrzucenie jego odkryć, głębokie wyparcie i atak na autora. W 2018 r., gdy dyskusja osiągnęła pełnoletność, Centrum Badań nad Zagładą Żydów opublikowało książkę „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” – dwutomowe dzieło liczące prawie 1,7 tys. stron to wynik kilkuletnich bezprecedensowych badań najbardziej znanych historyków zajmujących się Zagładą, m.in. prof. Barbary Engelking, prof. Jana Grabowskiego, prof. Dariusza Libionki.
Mogłoby się wydawać, że dziś, po 18 latach, debata na ten temat będzie się opierać na argumentach, a nie na insynuacjach, kłamstwach i nieudanych interpretacjach. Niestety, Tomasz Gross nadal jest niegodny polemiki, a do obrony dobrego imienia naszego narodu przed prawdą historyczną zaprzęgnięty został aparat państwowy.
Polacy zamordowali 200 tys. Żydów?
W wywiadach przed ukazaniem się książki prof. Grabowski mówił, że według szacunków na około 250 tys. Żydów, którzy uratowali się w trakcie akcji „Reinhardt”, 200 tys. zginęło, a większość z nich przy współudziale Polaków (rożnego stopnia: morderstwo, denuncjacja, udział policji polskiej). Zaznaczył, że to jego własne zdanie, szacunki podlegają dyskusji, a niektórzy badacze Centrum są ostrożniejsi. Na nic te zastrzeżenia. Do całego środowiska CBnZŻ przylgnęło fałszywe zdanie, którego nikt nie wypowiedział: Polacy zamordowali 200 tys. Żydów.
Niecała prawica zareagowała alergicznie na książkę. Piotr Zychowicz w tygodniku „Sieci” napisał coś, co wielu krytykującym umyka: że książka mówi przede wszystkim o Żydach i ich losach, a nie o Polakach i ich stosunku do Żydów. Pozytywnie o publikacji wypowiadał się Paweł Kowal. Uważnie przeczytał ją Sławomir Dębski, szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, a swoimi uwagami (również krytycznymi) dzielił się na Twitterze.
IPN rusza do boju
IPN zareagował pod koniec kwietnia 2018 r. konferencją, której uczestnicy starali się nie odnosić bezpośrednio do książki, lecz usprawiedliwiać postawy Polaków wobec Zagłady, czyli: Niemcy stworzyli warunki dla zbrodni; za mało wiemy, aby oceniać; polskie służby mundurowe powołane przez Niemców były zupełnie bezwolne.
Pracownicy IPN swoje recenzje publikowali m.in. w związanym z nacjonalistami „Glaukopisie” i w „Zeszytach Historycznych WiN”. Wszystkie krytyczne. Z punktu widzenia IPN najważniejszy tekst to opublikowana w lutym 2019 r. „Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki Dalej jest noc dr. Tomasza Domańskiego”. W liczącej aż 70 stron recenzji naukowiec z IPN ogłosił, że jego zdaniem jest to dzieło pisane pod z góry założoną tezę. Jaką? Polacy masowo mordowali Żydów.
Autorytety doktora Domańskiego
Domański nie jest specjalistą od Zagłady. Nic dziwnego, pracuje w IPN, które interesuje się nią głównie od strony Polaków, którzy Żydów ratowali, a nie od strony ofiar. Jest koordynatorem projektu IPN pod tytułem „Stosunki polsko-żydowskie w latach 1918-1968”. Cel projektu postawiony jest jasno: zmiana istniejącej narracji historycznej w kontekście relacji polsko–żydowskich z dominującego obecnie nurtu badania postaw Polaków wobec Żydów na rzecz badania również postaw Żydów wobec Polaków i państwa polskiego.
Oczywiście brak specjalizacji nie musi być dla historyka i recenzenta problemem. Jednak podjęcie się takiej recenzji jest stąpaniem po grząskim gruncie. Jak poradził sobie Domański? Nie najlepiej.
Znajomość różnych zdań na temat Zagłady przydałaby się Domańskiemu chociażby w momencie, w którym postanowił powołać się na Marka Paula, który cytuje świadectwo opisujące współpracę z Niemcami w Złoczowie Żyda Lonka Zwerdlinga. Tyle że nie wiadomo, kim jest ów Paul. Autor (lub autorzy) tak podpisanych tekstów ukrywa się pod pseudonimem. W jego artykułach znaleźć można znane ze skrajnie prawicowych pism antysemickie klisze. Doprawdy, nie najlepszy to autorytet.
Książka dla wszystkich
Jak Domański widzi czytelnika „Dalej jest noc”? Spodziewa się chyba, że ta książka jest hitem i trafiła do setek tysięcy domów. Stąd ciągłe odwoływanie się do „mniej zorientowanego czytelnika”. Domański ma szczególny problem z tym, że za każdym razem, gdy autorzy piszą o polskiej policji, nie podkreślają, że jest to formacja podległa niemieckiemu okupantowi – według niego sugeruje to, że była częścią państwa polskiego.
Jakim ignorantem historycznym trzeba być, aby uważać, że podczas II wojny światowej na terenie Polski działało państwo polskie?
Gdyby wciąż przypominać tak podstawowe fakty, objętość książki rozrosłaby się do wielu tysięcy stron. „Dalej jest noc” nie jest skierowana do „mało zorientowanego czytelnika”, to długi i trudny naukowy tekst, po który sięgną osoby z co najmniej podstawową wiedzą na temat historii Polski.
Nie brakuje sugestii dotyczących tego, czego w książce według Domańskiego nie ma. Badacz IPN chciałby np., aby autorzy opisali sytuację Kościoła katolickiego i jego możliwości oddziaływania na wiernych. Autor mógłby częściej zaglądać na okładkę, gdzie jasno widnieje podtytuł „Losy Żydów”, nie: „Losy Kościoła katolickiego i wiernych”. Pisząc recenzję skrojoną pod z góry założoną tezę, można oczywiście zasugerować wszystko. Być może autorzy powinni opisać również sytuację Kościoła prawosławnego, protestanckiego i innych związków wyznaniowych, a także klubów sportowych i harcerzy. Ale nie o tym jest ta książka.
Demaskator z IPN
Domański ma problem z metodologią doboru obszarów badań. W skrócie: część powiatów dotyczy przedwojennego podziału administracyjnego, część to Kreishauptmannschafty, obszary odpowiadające powiatom z czasów niemieckiej okupacji. To, co autorzy nazywają w tytule całości, w tytułach rozdziałów i w narracji „powiatem” (bez użycia cudzysłowu), w rzeczywistości jest dowolnie wybieranym przez poszczególne osoby obszarem badań – demaskuje badacz IPN.
Tymczasem autorzy we wstępie jasno piszą o różnicach między przedwojennymi i okupacyjnymi jednostkami. Domański przez cztery strony próbuje udowodnić, że to fatalna praktyka badawcza, ale nie udaje mu się pokazać, w jaki sposób unieważnia to wnioski z badań. W dalszym ciągu dotyczą one przecież poszczególnych obszarów, w obrębie których zachowano te same założenia metodologiczne – skupiono się na mikrohistorii (badaniu indywidualnych doświadczeń) oraz jak najdokładniejszym liczeniu ofiar.
W recenzenckim podejściu Domańskiego nie ma przestrzeni na pomyłki. Jednak przy tak wielkiej pracy błędy muszą się zdarzyć.
Tymczasem recenzent problemy źródłowe interpretuje ostro: celowe przeinaczanie źródeł, zakłamywanie, oszustwo pod tezę.
Według Domańskiego reinterpretacja źródeł sądowych jest zła.
Niejednokrotnie w recenzowanym opracowaniu znajdujemy przykłady, że autorzy, wykorzystując materiały z procesów, samodzielnie formułują oskarżenia w materii, która nawet przed komunistycznym sądem nie została uznana za potwierdzoną – pisze.
To zaskakująca konkluzja, okazuje się, że dla badacza IPN sądy komunistyczne nagle stały się wiarygodne. Czy to znaczy, że wyroki na działaczy podziemia niepodległościowego należy jednak respektować?
Odpowiedź bez reakcji
Autorzy „Dalej jest noc” odpowiedzieli na tekst Domańskiego na stronie Centrum. Szczególnie interesująca jest odpowiedź na zarzuty o manipulacje źródłowe. Dariusz Libionka udowadnia, że w wielu przypadkach recenzent czytał „Dalej jest noc” pobieżnie. Zarzuca on na przykład Libionce, że o czymś nie napisał, tymczasem dokładnie ten wątek pojawia się kilka stron dalej. Co więcej, Libionka w dwóch przypadkach przyznaje się do pomyłki. W większości jednak wskazuje, że zarzuty wynikają wyłącznie ze złej woli.
Siedmiu spośród dziewięciu autorów książki, którzy zdecydowali się jak na razie odpowiedzieć Domańskiemu, detalicznie prostuje jego błędy i kategorycznie odrzuca jego konkluzje. Jan Grabowski zwraca uwagę na powoływanie się przez Domańskiego na… nieopublikowane teksty badaczy z IPN. Karolina Panz, autorka rozdziału o powiecie nowotarskim, zwraca uwagę na zarzut, że stosunki polsko-żydowskie w powojennych latach 1945-47 sprowadziła do negatywnych postaw. Domański jednak nie przedstawia pozytywnych, a Panz wprost pisze, że w „swoim” powiecie takich nie znalazła.
Tomasz Frydel, autor tekstu o powiecie dębickim, wykazuje, jak Domański formułuje ogólne zarzuty wobec całej publikacji, choć w przypadku wielu rozdziałów są one bezpodstawne.
Czy Domański odpowie na odpowiedzi autorów? Trudno się tego spodziewać. Jego tekst sprawia wrażenie napisanego na szybko i ma konkretne zadanie – zdyskredytować badaczy Centrum.
Kłamstwa Gontarczyka
Doskonałym kanałem do rozprzestrzeniania IPN-owskiej wersji historii są bliskie władzy prawicowe media. 11 marca tygodnik „Sieci” opublikował na okładce wizerunki Jana Grabowskiego i Barbary Engelking z ogromnym tytułem: „Złapani na kłamstwie”. W środku zamieścił artykuł dr. Piotra Gontarczyka z IPN, który Engelking i Grabowskiemu w ogóle nic nie zarzuca, bo na warsztat wziął rozdział Dagmary Swałtek-Niewińskiej o powiecie bocheńskim. Sprawdził jeden przypis – powojenne akta sprawy Samuela Frischa, żydowskiego policjanta z Bochni. Na czterech z pięciu stron opowiedział czytelnikom o działalności Frischa w bocheńskim getcie. To ciekawe, ale jak ma się do zarzutów, które formułuje? Niespecjalnie.
Zarzut brzmi: Swałtek-Niewińska zamieniła policję żydowską na polską, a więc manipuluje źródłami i przypisuje więcej ofiar Polakom. Niestety, Gontarczyk zbytnio się podekscytował tym, co znalazł, i zapomniał zajrzeć do kolejnych dokumentów. Wynika z nich jasno: polska policja brała udział w wyszukiwaniu Żydów w bocheńskim getcie.
Gontarczyk napisał też: Sięgnięto po akta sprawy karnej OD-manna Samuela Frisha [błąd w nazwisku], ich sygnaturę przywołując w przypisie (IPN Kr 502/725), choć ani sam Frish, ani to, kim był, ani żadna informacja dotycząca działalności OD w Bochni nie znalazły się w książce.
Takie informacje pojawiają się w „Dalej jest noc” wielokrotnie, bo to bardzo ważny temat w kontekście losów bocheńskich Żydów.
Gontarczyk trzykrotnie zaprzeczył – dwa razy podczas czatu na stronie IPN i raz w wywiadzie z Jackiem Karnowskim dla wPolityce.pl – aby kiedykolwiek coś takiego powiedział. Trudno o bardziej oczywisty przykład kłamstwa.
Prezes Szarek triumfuje
Pomocna jest również TVP, a do rozmowy zawsze chętny jest Jan Pospieszalski. Goszczący w jego programie szef IPN Jarosław Szarek podsumował dokonania Instytutu na odcinku walki z CBnZŻ: Niestety, ci autorzy dokonali manipulacji na źródłach, a ich skala jest zatrważająca. Profesorowie, którzy się z tym zetknęli, byli jednego zdania, że z taką skalą manipulacji, nierzetelności nie mieliśmy [do czynienia] od lat 50.
Stwierdzenie kategoryczne i miażdżące. Niepokorny dziennikarz Pospieszalski nie zapytał o zarzuty autorów książki wobec Domańskiego czy Gontarczyka. W głowie widza pozostał jeden obraz: badacze Zagłady manipulują historią i szkalują Polaków. Z taką łatką bardzo trudno jest walczyć. Za 10 lat pamięć o publikacji u przeciętnego odbiorcy może zostać zredukowana do takich prostych haseł. Podobnie jak z Janem Grossem potrzeby polemiki nie będzie, bo to przecież kłamca. Samozadowolenie Polaków zostanie uratowane, a nasza konfrontacja z trudną historią kolejny raz odłożona.