Archive | 2019/09/18

Kilka uwag o podwójnej lojalności

Kilka uwag o podwójnej lojalności

Andrzej Koraszewski


Jakub Baryła na Marszu Równości. (East News)

Są ludzie, którzy tak bardzo kochają swoją ojczyznę, że gotowi są zdradzić dla niej swoje człowieczeństwo. Najnowsza książka Grzegorza Gaudena dorzuca kolejny kamień na szaniec zbrodni naszych rodaków, którzy bez wątpienia łączyli głęboki patriotyzm z bandycką prywatą i brakiem ludzkich odruchów, długo i starannie kultywowanym przez chrześcijańską moralność.

Gauden przypadkiem odkrył patriotyczną zbrodnię z pierwszych dni naszej niepodległości, z listopada 1918 roku, staranie wymazaną z kart historii przez dobrych ludzi, którzy z miłości do ojczyzny wybierają kłamstwo i cichą solidarność z rodakami-zbrodniarzami.

Sto jeden lat temu, zaledwie kilkanaście godzin po odbiciu Lwowa z rąk Ukraińców, polscy patrioci wyruszają na orgię grabienia, gwałcenia i mordowania bezbronnych Żydów. Doskonale znamy te sceny patriotycznych zrywów z innych miejsc, ta orgia nieludzkiego patriotyzmu została skutecznie schowana przez historyków pod dywan, więc zapewne Grzegorz Gauden znajdzie się na czarnej liście dzisiejszych chrześcijańskich obrońców Ojczyzny.

Nie wiemy nawet dokładnie ilu Żydów zginęło wtedy we Lwowie z rąk polskich patriotów. Szacunki mają dużą rozpiętość, twierdzi się, że między 50 a 150 osób. Jest pewne, że obrabowano i spalono ponad 500 sklepów, głównego organizatora tej orgii patriotyzmu pochowano jako bohatera.

Kto sięgnie po tę książkę? Kilka może nawet kilkanaście tysięcy stałych czytelników, ludzi, którzy nie obawiają się konfrontacji z rzeczywistością, ludzi o podwójnej lub potrójnej lojalności.

Ksiądz profesor Józef Tischner powiedział kiedyś, że: „najpierw jestem człowiekiem, potem filozofem, potem długo, długo nic, a dopiero potem księdzem”. Narodowości przy tej okazji nawet nie wspomniał, jakby była gdzieś na jeszcze dalszym planie. Zarzut rzekomej niewystarczającej lojalności wobec polskości był dla naszych rodaków udawanym usprawiedliwieniem ich morderczych i bandyckich potrzeb.

Rzekomo niewystarczająca lojalność wobec polskości żydowskich ofiar jest nadal, po ponad stu latach, usprawiedliwieniem patriotycznego bohaterstwa przodków przez ich dzisiejszych prawnuków. Ci, którym patriotyzm wymazuje człowieczeństwo, nie tylko masowo uciekają od prawdy o niezliczonych mordach popełnianych najpierw pod wrażeniem chrześcijańsko-narodowej ideologii, potem pod osłoną niemieckich nazistów, z okazji tego, że mord był bezkarny, a wreszcie, już po klęsce nazistów, z obawy, że ktoś, kto przeżył, zechce odebrać dom, czy chociażby powierzoną na przechowanie walizkę, nie szczędzą również trudu, by opluć ofiary swoich przodków. Ta niezłomna lojalność wobec rodaków-zbrodniarzy nie tylko zwalnia z człowieczeństwa, daje poczucie świętości i wierności Prawdzie, prawdzie oczywiście przez duże P, ponieważ ta przez małe p jest nazbyt bolesna, a jej akceptacja grozi wiecznym potępieniem.

Lwów – kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 Grzegorza Gaudena to tylko kolejna pozycja obok takich książek jak Sąsiedzi i Strach Jana Tomasza Grossa, My z Jedwabnego, Anny Bikont, Judenjagd Jana Grabowskiego, Tajemnice pana Cukra, Anny Karoliny Kłys, Spowiedź Calka Perechodnika, Młyny boże, Jacka Leociaka  i dziesiątek innych pozycji oferujących wspomnienia, badania i analizy tym, którzy odmawiają pogodzenia się z żądaniem, by patriotyzm i człowieczeństwo były wartościami niekompatybilnymi.

Małym wydarzeniem medialnym był niedawno heroiczny protest piętnastolatka, Jakuba Baryły, który chciał krzyżem zatrzymać marsz równości w Płocku. Na jednym ze zdjęć widzimy chłopca (właściwie dziecko), stojącego z wyciągniętym przed sobą krzyżem przed zwartym szeregiem uzbrojonych policjantów. Mocny przekaz, który naprawdę trudno zlekceważyć. (Z jakiegoś powodu to zdjęcie przypomniało mi podziw głęboko wierzącego przyjaciela dla muzułmańskich zamachowców-samobójców. Przyjaciel miał do nich obrzydzenie z powodów moralnych, ale nadal podziwiał ich wiarę silniejszą niż chęć życia). Trudno o wątpliwości, że głęboka wiara Jakuba Baryły jest z pogranicza pragnienia męczeństwa. Warto jej się przyjrzeć i uważnie posłuchać tego, co ten piętnastoletni człowiek sam o niej mówi.

Kanał wRealu24 nadał kilkunastominutowy wywiad z Jakubem Baryłą, w którym młody człowiek prezentował motywy swojego działania i podstawy swojej chrześcijańskiej wiary. Zapytany przez dziennikarza Marcina Rolę dlaczego „to” zrobił, zaczyna od „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i wyjaśnia, że to, co „oni” robią jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, że propaganda LGBT dociera do szkół, a na dodatek PiS nie wprowadził jeszcze całkowitego zakazu aborcji, „a przecież osoby, które to robią mają, co tu dużo mówić, krew małych dzieci na rękach”. Dziennikarz nie przerywa, Jakub Baryła kontynuuje, że chciał pokazać, iż „nie ma zgody na te profanacje, które tam się odbywały. Matka Boska z tęczową aureolą woła o pomstę do nieba. Katolicy muszą się bronić”. Młodzieniec dodaje z uśmiechem, że dostaje dużo gratulacji. Dziennikarz Marcin Rola zadaje pytanie, w jaki sposób, my, chrześcijanie mamy się bronić przez tą marksistowską, lewicową ideologią, dodając, że przecież my chrześcijanie jesteśmy tolerancyjni.

Piętnastoletni bohater wyjaśnia, że w szkole indoktrynowano go, iż tolerancja to jest po prostu szacunek do tego, że ktoś ma inne poglądy. Wyjaśnia dalej, że nie może być tolerancji dla zła, że zło trzeba zwalczać. Przywołuje Jezusa i mówi, że czasami trzeba używać siły. Więc gdyby był papieżem Franciszkiem, to powinno się wywalić wolnomularstwo i modernizm na zbity pysk. (Nie dowiadujemy się, jak definiuje zło, o co mu chodzi z tym wolnomularstwem ani skąd mu się wziął dziewiętnastowieczny modernizm).

Tu jednak (po 3 minutach i 25 sekundach rozmowy) mamy pierwszy sygnał informujący o nauczycielach młodzieńca. Baryła jest zwolennikiem mszy trydenckiej, czyli liturgii przedsoborowej. To ciekawe, bo to wiąże się z bodaj najbardziej konserwatywnym nurtem w Kościele katolickim. Trzeba wyplenić wszelką propagandę LGBT, mówi Baryła, „bo oni psują kulturę, naród, bo bardziej od wolnościowca, to jestem narodowcem”. Należy zakazać marszów równości, a osoby, które będą je organizowały, powinny być skazywane na karę więzienia lub grzywnę.

Na marginesie, młodzieniec wspomina, że narodowcy podczas swoich marszów nie powinni nikogo bić, ale najgorsze, że biorą na swoje sztandary tego mordercę i socjalistę Piłsudskiego. „Nie ma Kościoła katolickiego, który mówi coś modernistycznego, nie ma Kościoła katolickiego bez poszanowania dla wypraw krzyżowych, nie ma kościoła katolickiego bez reanimacji dobrego zdania o świętej inkwizycji. Kościół musi być walczący, żeby nasza wiara nie była szargana po ulicach…” powiada Jakub Baryła, dodając, że „musimy iść po trupach do celu, aby nasza wiara zajęła takie miejsce w życiu publicznym, jakie jej odebrał protestantyzm i aby zajęła takie miejsce jak należy”. Demokracja jest jednym z najgorszym z ustrojów, tylko monarchia katolicka jest dobrym ustrojem. Baryła nie ukrywa złego zdania o rządach PiS-u i o samym Kościele, to co jest, to kontynuacja komunizmu. „Tak naprawdę to wszystko jest satanizm, pod pokrywką, wszystko różne, każdy inny”.

Dziennikarz powraca do pytania o marsze równości, stwierdza, że jest to propaganda ewidentnie opłacana, organizowana przez te same osoby i pyta młodzieńca przez kogo i komu na tym zależy? W tym momencie (11.10 wywiadu) Baryła odpowiada, że przede wszystkim zależy na tym lewicy, bo to jest uderzenie w Kościół,

po drugie, to jest po prostu, uderzenie środowisk żydowskich, teraz mamy tą ustawę 447, yyy, no Żydzi chcą nas okraść, Żydzi chcą nas ograbić bezpodstawnie, a jeszcze chcą, żeby nasze dzieci były zwyczajnie pogubione w sensie umysłowym i chcą zrobić z naszych dzieci po prostu wariatów. Przyjechali do Płocka, jak powiedział… o Jezu, nie pamiętam nazwiska, no w każdym razie powiedział, że przyjechali, żeby tu zrobić gnój. […] oni przyjechali tu, po prostu rozwalić naród polski  i rozwalić Polskę, dlatego, żeby z Polski zrobić Polin…

Młodzieniec wyjaśnia pod koniec wywiadu, że nie zrobił tego dla sławy, ale Pan Bóg się nim posłużył. Wyznaje, że chce być księdzem, a uczyć chce się wyłącznie w Seminarium Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X, krótko mówiąc ma ambicję dołączenia do elitarnej grupy (dziś około 600 kapłanów) wyznawców arcybiskupa Marcela Lefebvre’a, nie tylko zagorzałych tradycjonalistów, ale i pielęgnujących tradycję morderczego antysemityzmu.

Moglibyśmy w tym miejscu powiedzieć, że oglądaliśmy kukiełkę, a brzuchomówca ukrywa się gdzieś na parafii świętej Jadwigi w Płocku. Byłoby to jednak uproszczenie. Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że oglądamy człowieka dobrze wychowanego, inteligentnego, oczytanego i, jak to bywa z nazbyt dobrymi uczniami, ufnie kroczącego śladami swoich nauczycieli.

Czy spotka na swojej drodze kogoś, kto go skłoni do zadawania pytań? Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Chwilowo trudno sobie wyobrazić, żeby zaczął sięgać po książki takie jak książka Grzegorza Gaudena, a nawet jeśli to zrobi, to bez trudu znajdzie racjonalizację wypierającą refleksję.

Jego podwójna lojalność na pierwszym miejscu stawia wierność wobec sekty Bractwa Świętego Piusa X, na drugim, odczłowieczoną przez taką religijność tożsamość narodową. Jest ciekawy jako zjawisko, jako reprezentant odradzającej się siły, dla której człowieczeństwo i narodowość są wartościami wzajemnie wykluczającymi się.

Nic dziwnego, że wśród tych, którzy dostrzegli płomień narodowej wiary w oczach tego piętnastoletniego ukształtowanego człowieka znalazł się arcybiskup Marek Jędraszewski mówiący, że „to znak, który budzi nadzieję. W jego geście musimy widzieć sprzeciw młodych, którzy nie chcą godzić się na seks edukację w duchu zbrodniczych ideologii, uderzających w niewinność przedszkolnych dzieci”.

Marka Jędraszewskiego przewodniczący Episkopatu Polski, Stanisław Gądecki, porównał do księdza Jerzego Popiełuszki oraz proroków, którzy w przeszłości byli karani za „mówienie prawdy”. – Dziś prorocy także są obrzucani błotem — stwierdził Gądecki.

Wojenne werble stają się coraz głośniejsze, LGBT jest zaledwie pretekstem, wypaliła się kwestia aborcji, wypalił się „zamach smoleński”, dziś trzeba połączyć lojalność wobec sług Boga i narodu z walką z homoseksualizmem, bo to akurat rajcuje umysły i pozwala postawić mur między człowieczeństwem a tożsamością tych wiernych, którzy gotowi są iść trupach do celu. Boże młyny mielą coraz szybciej.


Andrzej KoraszewskiPublicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny. Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


One Holocaust descendant’s fight for justice.

One Holocaust descendant’s fight for justice: ‘They stole not just our land, but my family’s history’

Julie Szego


Ann Drillich, who is in a legal battle in Poland over her inherited family estate. Photograph: Christopher Hopkins / The Guardian

Melbourne doctor Ann Drillich is fighting the might of the Catholic church over family land in Poland, where antisemitism and populism are on the rise.

Melbourne doctor Ann Drillich, the daughter of Polish Holocaust survivors, is a rare kind of Jew who owns a Catholic church. The brick structure, Our Lady of the Scapular, stands on Drillich’s ancestral property in the medieval town of Tarnów, near Kraków. Her late mother, Blanka Drillich née Goldman, inherited the land at the end of the second world war. Aged 18, Blanka was the sole living heir to the Goldman estate, all others perished in the town’s ghetto: she found her mother shot dead in her bed.

But Drillich has never been inside her church.

“I tried to enter it once,” she recalls. “It was locked.”

The reason: in 1987, with the help of a trusted friend of the Drillichs, the Catholic church in Poland effectively stole the land and built the house of worship on the site. The Drillichs didn’t know. Ann Drillich only learned of the theft in 2010 when, as heir, she ordered a public records search about her family’s estate.

“At first it took a while to settle in, the shock of the betrayal,” she says. “And the idea that behind the injustice is a church.

“My mother’s family was one of the most prominent in town. It was like they had stolen not just our land, but my family’s history.”

And so after the shock settled, she sued.

“How could I not?” she asks.

So began an expensive, traumatic and escalating battle that pitched this meticulous woman with a scientific sensibility against a powerful religious institution.

The church appealed. Stalled. Obstructed. Counter-sued. The Polish courts, meanwhile, delivered justice to Drillich, again and again. And yet again, in a final ruling in 2016 when three district court judges found the church had acted in “bad faith” when it acquired the “abandoned” land.

That should have been where the story ends, with Drillich, a lecturer to medical students, finally clearing the fortress of legal documents from the suburban home she shares with her family and two needy miniature schnauzers. Getting closure on a draining saga that’s stirred up traumatic memories from a childhood blighted by the legacy of the second world war.

But in Poland, closure, whether legal or historical, is hard to come by, and now, on the eve of the 80th anniversary of the Nazi invasion of Poland, Drillich is facing an extraordinary legal challenge in a case that testifies to the nation’s populist zeitgeist under the ironically-named Law and Justice party, and its fraught relationship with the past.

* * *

The Goldmans’ roots in Tarnów stretched back centuries. Before the war, their sprawling estate in Gumniska Street boasted a tile factory, extensive gardens and a neo-Gothic villa. While the latter, taken by the state in 1985, now houses a public registry and is officially named “the Wedding Palace”, the building is still known colloquially as “Goldmanowka”, Goldman House, after its former owners.

Photographs of Ann Drillich’s mother Blanka Drillich nee Goldman, and her great grandfather Izak Goldman (back image) who left the estate to Blanka after the second world war. Photograph: Christopher Hopkins/The Guardian

In 1941, the Nazis forced Blanka Goldman, her grandfather, aunt and parents into the ghetto. Within months all were murdered, except Blanka. Blanka told of “Polish thugs” rampaging through laneways, leading Nazis to Jews.

But many Poles resisted the Nazis and saved Jews. Among them, the Drillichs’ friends, the Poetschkes. Catholics with German roots, the Poetschkes had been renting part of the Goldman estate. Their son Jerzy was especially fond of Dr Drillich’s fair-haired mother Blanka, whose beauty had the advantage of not appearing Semitic. Blanka escaped the ghetto. For the rest of the war the Poetschkes hid her in the basement and attic of Goldman house while they lived upstairs.

It was a poignant display of bravery: had the Nazis discovered the Poetschkes’ subterfuge they would surely have been executed. In the 1990s, thanks to Drillich’s family, Jerzy was honoured as a “Righteous Pole”, a gentile who risked his life to save Jews. His name is listed on the honour roll at Warsaw’s POLIN: Museum of the History of Polish Jews.

Advertisement
Yet in the complex duality of Polish-Jewish relations, Jerzy’s saving Blanka’s life did not stop him conspiring with the church to steal her family’s property.

“My father said Jerzy’s betrayal was one of the biggest disappointments of his life,” Drillich says.

Tarnów’s 25,000 Jews accounted for almost half the town’s pre-war population. After liberation only about 700 returned – and according to the US Holocaust Memorial Museum virtually all of them soon left after encountering lingering antisemitism. Such was the case with Blanka. Three years after inheriting her estate, she left Poland, married Henryk Drillich, also a survivor from Tarnów and later settled in Australia. She left the Poetschkes to administer the estate under her power of attorney.

In following decades, the communist authorities confiscated much of the land.

The more painful travesty was to come.

In 1986 the Diocese Curia in Tarnów, through Bishop Piotr Bednarczyk, wrote to Henryk offering to buy the estate of Blanka, by then deceased. The parties haggled over terms without striking a final agreement. Yet that same October, on the advice of parish lawyers, Jerzy successfully applied to Tarnów’s regional court to gain ownership of the “abandoned” land through adverse possession.

Asked for the address of Blanka Goldman, he testified “unknown”. He’d sent a condolence card on her death 13 years earlier.

He donated half the 8,500 square metres to the church, sold the other half and pocketed the money. It was only in the 1990s that he resumed contact with the Drillichs. When in 1993 Henryk visited Tarnów for the first time since the war, Jerzy showed him round the old estate. He said nothing about the plots that went to the church. He has since died.

*  *  *

After what seemed like the final legal victory for Drillich in 2016, the church concocted new proceedings about these already-adjudicated matters and dialled up the tone. In November 2017, the parish wrote to the district prosecutor’s office in Tarnów alleging – without evidence – that Drillich, her notaries and lawyers had used “forged” documents to “unlawfully swindle compensation from the church”.

Says Drillich’s lawyer, Tomasz Krawczyk: “It’s really the most outrageous legal obstruction I’ve seen in my 15-year legal career. And the whole time they were working on the minister of justice to bring the appeal.”

In May, minister Zbigniew Ziobro – also, conveniently, the prosecutor general – enlisted in the church’s crusade by petitioning the politically dependable supreme court judges in the Orwellian-sounding Chamber of Extraordinary Control and Public Affairs to overturn the earlier rulings in Drillich’s favour. Under controversial 2017 reforms the prosecutor general can bring an “extraordinary appeal” to annul virtually any court ruling over the past 20 years.

Ann Drillich’s documents, who is in a legal battle in Poland over her inherited family estate, papers and research material including images of the church in question (bottom right) and the ‘wedding house’. Photograph: Christopher Hopkins / The Guardian

The Polish president, Andrzej Duda, said the remedy “allows the natural legal order to be restored in accordance with the principle of social justice”. The European Union sees judicial independence undermined.

“What you have to ask is why on earth would a relatively inconsequential case in a provincial town like this one be so important for the Polish government?” says Wojciech Sadurski, a law professor at the Universities of Sydney and Warsaw, and author of Poland’s Constitutional Breakdown. He notes the minister’s grounds for bringing the appeal relate to narrow questions of law, “too trivial and technical, it seems to me, to qualify as a matter of ‘social justice’. So the answer is the case is important for the church º and the politicians need the support of the church to stay in power. I think it’s as simple as that.”

Sadurski can himself testify to the prevailing enthusiasm for politically motivated law suits; he’s fighting a criminal case and two civil suits for defamation for tweets critical of the ruling party and neutered public broadcaster. To be fair, his is a non-exclusive club. Free speech is a fragile thing in contemporary Poland. And that’s especially true when the talk is about its wartime past. Accusing “the Polish nation” of complicity in the Holocaust and other Nazi atrocities attracts civil penalties – and that was a backdown from the government under pressure from the US and Israel. The original 2018 law sought to jail offenders.

recommended by Leon Rozenbaum

Six million Poles were murdered during the second world war, three million of them Jews – nearly half of all the Jews killed in the Holocaust. Scholars see in the laws an attempt to whitewash the role of Poles in the Jewish genocide and substitute a nationalist fairytale in which victims cannot also be perpetrators. Ironically, that proposition is most powerfully and unwittingly debunked in the speech – conspicuously free – of nationalists themselves. In the same month the justice minister intervened in Drillich’s case, thousands of nativists rallied in Warsaw against a US law requiring that Congress be informed about the progress of countries including Poland on restitution of Jewish assets seized during the second world war and its aftermath.

The ruling party, says Holocaust historian Jan Grabowski, of the University of Ottawa in Canada, “has created a wave of fear, paranoia and anger about the so-called Jewish threat”.

“Drillich’s is a very intriguing and interesting case that can have much larger ramifications than its immediate vicinity. It is part and parcel of a larger campaign to elevate the myth, the fantasy, of national innocence.”

By meddling in Drillich’s case, Grabowski says, the government “can kill several birds with one stone”.

France 24 reported protestors wearing T-shirts reading “death to the enemies of the fatherland”. One man wore a shirt saying, “I will not apologise for Jedwabne” – a massacre of Jews by their Polish neighbours in 1941 under the German occupation.

Advertisement
Polish nationalists argue that Poland, which did not capitulate to the Nazis – a fact many Holocaust scholars agree should be better known – has not been adequately compensated by Germany. In short, restitution is a loaded issue; one the government is keen to weaponise.

Enter Drillich. Through Drillich’s case, says Grabowski, the Holocaust historian, “the government wants to prove to the Polish nationalist electorate that the Jews are coming back to claim their properties”.

Drillich, meanwhile, pleads her cause near and far. She has lobbied Australian foreign affairs minister Marise Payne (who said the government wouldn’t intervene in a private legal matter) and treasurer Josh Frydenberg, himself a descendent of Holocaust survivors, to take up her case with Polish authorities. Through intermediaries, she has asked senior Catholics in Australia to intervene with their counterparts in Poland. (“It’s a matter of canon law,” was one perfunctory response.)

Ann Drillich, who is in a legal battle in Poland over her inherited family estate. Photograph: Christopher Hopkins / The Guardian

In July she wrote to the Vatican’s representative in Poland, Archbishop Salvatore Pennacchio: “My family has been defamed in the Polish media and subjected to antisemitic abuse on social media, which includes tropes such as ‘blood suckers and non-believers’,” Drillich wrote. “This year in his denunciation of antisemitism, Pope Francis stated that antisemitism in all its forms is ‘completely contrary to Christian principles and every vision worthy of the human person’.

“What does it mean that faithful parishioners pray on my stolen land and that I receive abuse?”

This week she’s pinning her hopes on the extra scrutiny that will fall on Poland as world leaders prepare to descend on Warsaw for the 1 September commemoration.

The question of what she’d do if she won her claim seems almost incidental. “If I won, I’d want an apology, I’d want compensation and genuine reconciliation. I would not be looking to demolish the church.”

If she had her time again, would she still pursue justice, given she’s clocked up roughly $100,000 in legal fees? Given everything? Drillich hesitates only briefly. “The very night my mother’s grandfather was evicted (from the estate) by the Germans he slept on the balcony. He was 80-something. It was November. You can imagine how freezing it was.”

As for Blanka, freedom and a new life in Australia did not bring lasting peace. “My mother had this real spark. Then she developed depression and I watched her go silent.”

In a tragic, distorted echo of what Blanka encountered during the war, when Drillich was 13 she came home from school one day to find her mother had killed herself. “The Holocaust destroyed my family. I know how much the property meant to my mother. How brave she was to reclaim it after the war.”

She returns to the original question. “How could I not?”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Strictly Kosher (Jewish Culture Documentary) – Real Stories

Strictly Kosher (Jewish Culture Documentary) – Real Stories

  Real Stories



The Jewish community in Manchester is a kaleidoscope of tradition, religion and extravagance. This documentary film opens a window into their lives and shows a wide variety of ritual and celebrations.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com