Archive | 2020/12/29

Paradoks wielce niedoskonałego dobra


Paradoks wielce niedoskonałego dobra

Andrzej Koraszewski


Piotr Szwajcer przełożył i wydał książkę, która wcześniej narobiła sporo szumu, jako że jej autor podjął kolejną próbę wyjaśnienia, dlaczego jesteśmy tak dobrzy, skoro jesteśmy tacy źli.

Wielu filozofów zmagało się już z tym problemem i mamy gwarancję, że temat będzie wracał, jak długo będzie istniał nasz gatunek. Richard Wrangham jest prymatologiem i antropologiem ewolucyjnym, czyli patrzy na problem naszej łagodności i naszych łajdactw przez pryzmat ewolucji, wspólnoty ze światem zwierzęcym i tego, że kultura z konieczności rozwija się na fundamencie instynktów, a te są dziedziczone, czyli siedzą w naszych genach.

Jego centralna hipoteza nie jest nowa, chociaż przyszło mu żyć w czasach eksplozji badań nad zachowaniami zwierząt i solidnego nagromadzenia badań antropologicznych. To, czego się dawniej zaledwie domyślano, daje się dziś skonfrontować z ogromną ilością danych empirycznych.

Jesteśmy mniej agresywni niż nasi kuzyni, a przynajmniej niż szympans zwyczajny (Pan troglodytes) i raczej mniej agresywni niż szympans bonobo (Pan paniscus), chociaż tu już rzecz nie jest aż tak oczywista. Wrangham rozróżnia agresję reaktywną i proaktywną, czyli przekładając to na codzienny język, agresję spontaniczną powodowaną lękiem lub irytacją oraz agresję zaplanowaną prowadzącą często do mordu, lub ludobójstwa z premedytacją.

Hipoteza Wranghama głosi, że jesteśmy łagodniejsi niż większość dzikich zwierząt i potrafimy opanować wybuchy złości. Jesteśmy równocześnie bardziej podli od innych zwierząt, ponieważ opanowaliśmy do mistrzostwa wyrządzanie zaplanowanych krzywd, a co gorsza, jesteśmy również mistrzami w budowaniu koalicji zmierzających do wyrządzenia zła.

Wyjaśnienie tej naszej podwójnej natury kryje się zdaniem tego autora w samoudomowieniu.  Używana przez niego definicja udomowienia pojawia się dopiero na 108 stronie, ale zdradzę ją państwu już teraz, bo bez tego człowiek się bardzo złości i ma ochotę autora udusić. Otóż kiedy inni definiują udomowienie jako hodowlę zwierząt w niewoli dla takich lub innych korzyści, Wrangham (idąc śladem swoich licznych poprzedników) widzi ją jako proces prowadzący do łagodności, a nawet potulności. Udomowienie (w odróżnieniu od stanu dzikiego) oznacza wyhamowanie agresji reaktywnej w drodze doboru sztucznego lub naturalnego.

Najlepszą ilustracją tego, co nam autor próbuje przekazać, jest trwający od ponad 60 lat eksperyment rosyjskiego biologa Dimitrija Bielajewa z lisami. Otóż w 1959 roku Bielajew rozpoczął eksperyment wybierając do dalszej hodowli najmniej lękliwe i najbardziej przyjazne lisy. Po dziesiątkach pokoleń rodziło się nie tylko coraz więcej lisów przyjaznych, bardziej otwartych na kontakty z obcymi członkami własnego gatunku również w dorosłości, skłonnych do bliskiego kontaktu z człowiekiem, zmienił się również ich wygląd. Uszy opadły, pysk się skrócił, nie tylko zaczęły machać ogonami jak psy, ale często miały zakręcone ogony, a co więcej, zmieniło się umaszczenie sierści, pojawiły się białe plamy na czole i na końcu ogona. Ten dziwny fenomen znaliśmy już z hodowli, psów, kotów, koni i innych zwierząt. Bielajew dowiódł, że dobór łagodniejszych zwierząt do dalszej hodowli jest główną techniką i fundamentem udomowienia.

Jak się człowiek nad tym zastanowi, to nie ma w tym niczego dziwnego, oswojenie zwierzęcia nie jest tym samym co udomowienie. Oswojone zwierzę, jeśli było agresywne, to albo było zabijane, albo wyganiane, albo samo uciekało na wolność. Do dalszej hodowli zostawały zwierzęta bardziej potulne, akceptujące, a nawet lubiące kontakt z człowiekiem.

Dlaczego jednak udomowienie prowadzi do zmiany budowy ciała? Dlaczego są mniejsze, słabiej umięśnione, mniej grubokościste? Co ma wspólnego udomowienie z białymi plamami na czole, na ogonie czy z białymi skarpetami na nogach? Ciekawe pytanie i okazuje się, że jest tu zadowalające wyjaśnienie. Nie będę o tym opowiadał, jako że interesuje nas tu hipoteza o samoudomowieniu człowieka i to jak mogło się ono dokonać.

Zdaniem Wranghama człowiek nie jest jedynym zwierzęciem, które się samoudomowiło. Innym takim ciekawym przykładem może być szympans bonobo, gatunek, który jest znacznie łagodniejszy niż szympans zwyczajny. Szympans zwyczajny nie tylko jest wredny wobec bliźnich z własnego stada, ale kilkuosobowe patrole szympansów często wkradają się na terytorium sąsiadów, mordując każdego szympansa z sąsiedniego terytorium, który odłączył się od stada i którego można bezkarnie zabić.

Tymczasem szympansy bonobo, które od tysiącleci mieszkają po drugiej stronie rzeki Kongo, są mniejsze, zdecydowanie łagodniejsze, są zainteresowane spotkaniami z obcymi bonobo, i co szczególnie podnieca biologów i zwykłych czytelników, są seksualnie rozwydrzone. Mało tego, że samice są gotowe na seks nie tylko podczas rui, to obserwuje się tu stosunki homoseksualne, seks jest techniką budowania więzi społecznych, a wreszcie, mimo że samce są nieco większe, to samice rządzą, a stosunkowo rzadkie próby agresji ze strony samców kończą się zbiorową akcją karną samic. (Autor opowiada o tych różnicach długo i ciekawie, co jest typowym zachowaniem dla prymatologów z doświadczeniem badań terenowych). Trudno o wątpliwości, że bonobo pasują do definicji zwierząt udomowionych podanej przez Wranghama. Ale jak do tego doszło? Jak one się udomowiły? Otrzymujemy tu uczciwą odpowiedź, że nie wiemy, że pozostają nam tylko spekulacje. Mogła to być kwestia obfitości jedzenia i terytoriów, mogło o tym zadecydować szereg innych czynników. Faktem jest, że na pewne cechy wskazujące na samoudomowienie natrafiamy czasem u gatunków wyspiarskich, korzystających z obfitości pożywienia i niskiego poziomu zagrożenia.

Jeśli idzie o człowieka sprawa wygląda podobnie. Mamy co prawda nieco więcej materiału kopalnego i możemy więcej powiedzieć na temat tego, jak zmieniały się szkielety różnych gatunków Homo, możemy sporo powiedzieć o ewolucji narzędzi, broni, naczyń i siedzib, jednak ewolucja zachowań w czasach prehistorycznych pozostaje tajemnicą i domeną spekulacji. Jedno jest pewne, idea łagodnego dzikusa raz za razem natrafia na nadmiar rozbitych czaszek. Przeczy jej również obserwacja istniejących jeszcze społeczności zbieracko-łowieckich.

Te społeczności często charakteryzuje stosunkowa łagodność wewnątrz grupy i mordercza agresja w stosunku do osobników własnego gatunku z innych grup. Jak się to mogło wykształcić?

Kamienie milowe prowadzące do samoudomowienia zaczynają się od dwunożności, zbiorowych polowań na zwierzęta większe i silniejsze niż Homo, pojawienie się języka, koalicje słabszych przeciw jednostkom nazbyt agresywnym, tyranii wewnątrzgrupowego konformizmu.

Sama dwunożność zaledwie uwolniła nasze ręce, utrudniła ucieczkę na drzewo, zmieniła okazjonalne korzystanie z narzędzi w stałą i nieodłączną cechę naszego gatunku. To mogło prowadzić do zbiorowych polowań na zwierzęta większe i silniejsze niż ludzie, a to z kolei wymaga komunikacji i współpracy. Gdzie tu wkracza język? Piętrowy problem, bo inne zwierzęta komunikują się przy pomocy dźwięków i prawdopodobnie początki naszego  języka mogą sięgać ponad 300 tysięcy lat wstecz. Jednak język wystarczająco rozbudowany, liczący już nie kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt sygnałów, ale najpierw setki, a potem tysiące słów oraz pojawienie się gramatyki, pozwalającej na łączenie słów w opowieść to (prawdopodobnie) wyłączna specjalność Homo sapiens, a czas jego rozwijania się do poziomu pozwalającego na pojawienie się religii, to prawdopodobnie okres między 100 tysięcy a 60 tysięcy lat temu.

Pojawienie się języka w zasadniczy sposób zmieniło system współpracy podczas polowań, możliwości zawierania koalicji, budowania wewnątrzgrupowych więzi. Oczywiście mamy tu głównie spekulacje, ale te spekulacje są fascynujące. Wrangham twierdzi, że wraz z pojawieniem się rozwiniętego języka pojawiły się możliwości koalicji słabszych przeciw silniejszym, fizycznej eliminacji nazbyt agresywnych i aspołecznych. Wszechobecny (również w dzisiejszych społeczeństwach zbieracko-łowieckich) ostracyzm, lincz i sankcjonowana kara śmierci były w prehistorycznej przeszłości najbardziej prawdopodobnym odpowiednikiem sztucznej selekcji. (Prowadzącej nie tylko do konformizmu graniczącego z potulnością, ale i do tyranii). Wyciszaniu wewnątrzgrupowej agresji reaktywnej towarzyszył rozwój agresji proaktywnej. Te same mechanizmy, które wzmacniały grupowy konformizm i względną łagodność w relacjach między jednostkami w grupie, prowadziły również do coraz bardziej wyrafinowanych form zaplanowanej i przemyślanej agresji międzygrupowej.

Czy Richard Wrangham odpowiada na pytanie, dlaczego jesteśmy tak dobrzy, skoro jesteśmy tak źli? No cóż, przedstawia ciekawą propozycję odpowiedzi, więc czas na jej czytanie nie tylko nie  jest zmarnowany, ale daje sympatyczne oderwanie od obserwacji agresji proaktywnej w polu widzenia. Jedno pewne, nasza zwierzęca natura podbudowana nadzwyczajną umiejętnością tworzenia spisków, aż nazbyt często skłaniała do wyjścia z domu, żeby z bandą bliźnich pójść zabić kogoś z sąsiedniej wsi, czy z sąsiedniego kraju. Jak głęboko mamy to w naszych genach? To wymaga dalszych badań, ale to nie oznacza, że jesteśmy skazani na dyktat genów. Przeciwnie, możemy wówczas mądrzej szukać środków zaradczych (chociaż nie polecałbym tutaj pośrednictwa ani ONZ, ani Kościołów).

Na okładce polecają tę książkę Steven Pinker, Jane Goodall, Edward O. Wilson i Matt Ridley.

(To ja się też chętnie przyłączę.)


Andrzej Koraszewski – Publicysta i pisarz ekonomiczno-społecznyUr. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Netanyahu cares about one thing and one thing only – himself

Netanyahu cares about one thing and one thing only – himself

YAAKOV KATZ


The good of the country is forsaken for the political fortunes of the few, and Bibi hasn’t helped.

Prime Minister Benjamin Netanyahu welcomes the first shipment of Pfizer’s coronavirus vaccine to Ben-Gurion Airport, Israel, December 9, 2020 / (photo credit: MARC ISRAEL SELLEM/THE JERUSALEM POST)

It was a classic Israeli split-screen moment. On one side were the images from Morocco, where an Israeli-American delegation led by National Security Council chief Meir Ben-Shabbat and White House adviser Jared Kushner were at the Royal Palace meeting with King Mohammed VI, as part of an historic trip to normalize relations.

At the same time, some 6,000 kilometers away, the screen was showing fighting in the Knesset. The clock was ticking toward its dispersal after the dysfunctional Netanyahu-Gantz government failed to pass a budget by the mandated deadline. Israel was heading to a fourth election in two years.

The two scenes were so far removed from one another, yet also so close. In Rabat, the government was making peace and planting another pillar of stability in the Middle East. Back home, it was actively and consciously doing the opposite.

This has been Israel’s story throughout the last two years of political upheaval and never-ending elections. The good of the country is forsaken for the political fortunes of the few: politics before pandemic, dysfunctionality before stability.

That the country has managed to forge peace deals during this period is a major achievement in itself, considering that everything else this government touches breaks. The cabinet rarely meets, and when it does, all the ministers accomplish is to fight. Coronavirus strategy constantly changes, sometimes by the hour, and political mudslinging rarely takes a break.

This should not really be a surprise. Prime Minister Benjamin Netanyahu excels when he works alone. The normalization deals that he reached with Bahrain, Morocco and the United Arab Emirates did not require him to work with anyone in Israel. He did them on his own, even while keeping his own defense and foreign ministers in the dark.

When he works alone, he succeeds. He got the peace deals done, and paved the way for Israel to receive large quantities of COVID vaccines and roll them out, putting the country on a path to have over a million people inoculated by the middle of January. For both of these accomplishments he deserves credit as well as our gratitude.

On the other hand, when Netanyahu needs to work with partners, he fails. That is why Israel’s management of the corona crisis looks the way it does, and why almost every other large-scale project promoted under his tenure suffers at one point or another from mismanagement (think Jerusalem-Tel Aviv fast train, Tel Aviv light rail, outsourcing ports to China, and more).

The coronavirus revealed to the public what many people who had worked with Netanyahu claimed for years: the prime minister is a bad manager. Large challenges that require a multidisciplinary approach and the integration and coordination of multiple ministries is something he is just not good at.

Part of the reason is because he is not interested in going into the detail that is needed to coordinate wide-scale processes. The other reason is that he can’t share credit – and if he were to coordinate work with someone he would have to share the credit with them, and that is something that he cannot let happen.

It is exactly for these reasons that Netanyahu tried from the beginning to undermine the unity government he established with Gantz. Having a partner in government means working together, coordinating and sharing the credit for the successes and the failures. It was never going to happen.

So even though he promised no tricks, tricks were exactly what he gave Gantz from the outset. And this has to be said: Netanyahu is the person responsible for the dispersion of the Knesset and Israel going to an election once again. He refused to bring a budget for a vote, and refused to abide by the agreement that he himself signed back in April.

I have written this before but it is important to keep repeating, because Netanyahu has no shame lying. On Tuesday night he spoke at the Knesset and claimed that it was not him but Gantz who had violated the coalition agreement, and that a “dictatorship of left-wing bureaucrats” led by Justice Minister Avi Nissenkorn was trying to overthrow him.

Not only are these lies, they are also dangerous lies. What Netanyahu is trying to do is undermine and weaken all of Israel’s democratic institutions, as part of a campaign to deter the judiciary system from doing its job to pursue justice in the three criminal cases against the prime minister.

There is also another objective: to keep the nation’s attention focused on him. Netanyahu wants people thinking about the question that has been at the core of the last three elections and seems likely to again at the end of March: are you for Bibi or are you against Bibi? Only Bibi? Or anyone but Bibi?

By keeping people focused on these questions, they are focused on him, and when they are focused on him, the thinking goes, they will vote for him. That is how Netanyahu keeps Likud at 27 and 28 seats in the latest polls, staying the largest party in an increasingly crowded field – especially on the Right.

This is important because if people are going to vote based on policy, there is a chance Netanyahu could bleed voters. His poor management of the coronavirus crisis, his pursuit of an NIS 1 million tax break in the Knesset at a time when one million Israelis are unemployed, and his ongoing bribery trial are all reasons people could use to not vote for him. By making up stories about bureaucratic dictatorships, and claiming that Naftali Bennett and Gideon Sa’ar are leftists when they are more right-wing than he, Netanyahu stays in the game and hopes to at least retain his primary constituents.

While Netanyahu would of course prefer to secure a decisive victory in the coming election, he would suffice simply denying someone else from winning, thereby staying on as interim prime minister while standing trial from his lofty and influential position.

The situation is sad. It is sad that Israel is once again entering a period of political instability; sad that we will see some of the ugliest political campaigns in our history; and sad that Netanyahu did not have the foresight to see where this all was going, and find a way to gracefully step down beforehand.

In the end, this is what the last two years have all been about: first Netanyahu trying to avoid an indictment, and now trying to avoid a criminal trial. Everything he has done and continues to do is with this in mind.

Three elections, the unity government with Gantz, the refusal to pass a budget, and the whole way he put himself at the front of the fight against coronavirus from the beginning. Everything is about political survival.
Even now, with the closure scheduled to go into effect on Sunday, there are political considerations. Netanyahu wants an immediate shutdown so that by the time Israelis go to the polls, the infection rate will have dramatically dropped. Moreover, some two million Israelis are expected to receive the coronavirus vaccines by March 23rd so the health and economic situation will have dramatically improved – as well as his chance of winning.

Does this mean that he does not deserve credit for organizing the swift delivery of vaccines? No. He does. But they are separate. We can appreciate what he did while at the same time call him out for what he really is: a politician focused today on one thing and one thing only. Himself.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Actress Alyssa Milano Blasted for Singling Out Israel, ‘Targeting Jews’ in Twitter Post About Stimulus Deal

Actress Alyssa Milano Blasted for Singling Out Israel, ‘Targeting Jews’ in Twitter Post About Stimulus Deal

Shiryn Ghermezian


Actress Alyssa Milano. Photo: Wikimedia Commons.

American actress Alyssa Milano was roasted by social media users on Monday for a Twitter post that singled out Israel for receiving US aid.

The US Congress approved on Monday a nearly-$900 billion coronavirus aid package that includes $600 stimulus checks for Americans. This second round of stimulus checks will be sent to individuals earning less than $75,000 a year and couples making less than $150,000.

Milano reacted harshly in a Twitter post, saying, “Between 30 and 40 million families are at risk of eviction, but Congress can only afford $600 per person. I’m sure the $500 MILLION in arms and military aid to Israel and the $2 BILLION for Air Force missiles will help keep them warm when they are on the streets.”

Her post was retweeted by Jewish actress and “Will & Grace” star Debra Messing.

Milano’s comments followed a similar tweet by journalist Walker Bragman.

But, as others pointed out, the aid to Israel was part of a broader $1.4 trillion agreement to fund the government through the rest of the fiscal year, not the COVID-19 relief bill. The spending agreement allocates foreign aid to a number of countries as part of the 2021 Defense Department budget, including $700 million to Sudan, $453 million to the Ukraine, and $1.3 billion to Egypt — almost three times the amount headed to Israel.

Tablet Magazine‘s Yair Rosenberg explained in a Twitter thread:

“The bill contains money for everyone from Egypt to Pakistan, as it does every year. Worth noting that under the current agreement struck by Obama, most military aid to Israel (and soon all of it) must be spent in America, so it’s ultimately just a subsidy to our own industries.”

“What they told you: Congress gave $500 million in its covid relief bill to Israel instead of Americans. What actually happened: Congress passed its foreign aid budget for all countries, including military aid to Israel, nearly all of which must be spent on American companies.”

Milano closed replies to her tweet, meaning that only users whom she followed or were mentioned could reply. Still, some social media criticized the “Charmed” actress on their own accounts for a post that one commenter said vilified Israel and “ultimately targets Jews.”

“@Alyssa_Milano, I generally respect your activism, but you have totally misrepresented the situation and for some reason singled out Israel, who isn’t even the largest recipient of military aid in the Defense Bill,” wrote another commenter.

Others leveled charges of bigotry, and called on both Messing and Milano to apologize for singling out Israel. “You helped spread antisemitism,” one Twitter user charged.

Ellie Cohanim — the US State Department’s deputy special envoy to combat anti-semitism — took aim  at Bragman’s original tweet, which was amplified by antisemitic and white supremacist Twitter users.

Editor’s note: After the publication of this article, Milano removed her Twitter post and apologized


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com