Archive | 2021/01/17

O chłopakach i dziewczynach z Kickiego. Tacy byliśmy w Marcu ’68


O chłopakach i dziewczynach z Kickiego. Tacy byliśmy w Marcu ’68

Antoni Sułek


Przy flaszce wódki w akademiku z zazdrością słuchaliśmy opowieści czeskich kolegów o manifestacjach w Pradze. Zapamiętałem jeden transparent: “Niech żyje Związek Radziecki – za swoje!”. To też wpłynęło na to, co mieliśmy w głowach w marcu 1968 r.

Antoni Sułek – profesor w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego

Opiszę tamten czas na podstawie obserwacji uczestniczącej, bo w latach 1963-68 studiowałem socjologię na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego i mieszkałem w nie mniej wówczas sławnym akademiku przy ul. Kickiego, na odległym od śródmieścia Grochowie.

Lata 60., czas „małej stabilizacji”, to okres, gdy nic wyrazistego się w Polsce nie działo. Jałowy bezruch sprawiał jednak, że nawet tak słabe bodźce jak wspomnienia wydarzeń sprzed lat i docierające do Polski echa idei z Zachodu były żywo odbierane i „mąciły w głowach”. Na studiach, choć nie na zajęciach, ale na otwartych dyskusjach organizowanych przez Związek Młodzieży Socjalistycznej, można było usłyszeć o koncepcjach politycznych partii komunistycznych w Europie Zachodniej. Zdaje się, że terminu „eurokomunizm” jeszcze wtedy nie było, ale na jednym z takich spotkań Karol Modzelewski mówił o „policentryzmie” Palmiro Togliattiego i przedstawiał go jako alternatywę ustrojową wobec „kierowniczej roli” partii komunistycznej w Polsce.

Ściana wielkich hieroglifów

W latach 60. rozwijał się konflikt radziecko-chiński i trwała „rewolucja kulturalna”. O jej obecności w wyobraźni studentów świadczy to, że mur na dziedzińcu UW, potocznie nazywany „ścianą płaczu” (tych, co nie znajdowali swych nazwisk na listach przyjętych na studia), zmienił w marcu 1968 r. nazwę na „ścianę wielkich hieroglifów”, a młodzi aktywiści gorliwie zwalczający ruch marcowy byli nazywani „hunwejbinami”. W akademiku przy Kickiego Piotr Żebruń, aktywny potem w marcu student filozofii, chodził do ambasady chińskiej i przynosił stamtąd „czerwone książeczki” z myślami Mao Zedonga. A sławny w marcu student Józef Dajczgewand mówił o „tysiącu kwiatów na 1000-lecie”, co było oczywistą aluzją do hasła Mao „Niech rozkwita sto kwiatów, a sto szkół myśli nich się ze sobą spiera”.

W dalekiej Azji toczyła się krwawa wojna w Wietnamie, kontestowana na amerykańskich kampusach. Gdy w marcu 1965 r. pierwsi marines wylądowali na plażach Da Nang, na UW odbył się wielki wiec protestacyjny, zdaje się, że zorganizowany z inspiracji studentów z krajów tzw. Trzeciego Świata. Nieoczekiwanie rozwinął się w dużą demonstrację uliczną, która doszła aż do ambasady wietnamskiej, skandując: „USA, żandarm świata”. Jej uczestnicy mogli poczuć słodycz udziału w kroczącym Nowym Światem proteście zbiorowym, a ci, co chcieli – także smak rozdawanych przez pracowników ambasady „papierosów wolności”.

Innym studentom okazji do uniesień kolektywnych dostarczały kościelne obchody milenijne. Ja sam, przeczytawszy „Psychologię tłumu” Le Bona, szukałem okazji do sprawdzenia, jak to jest. Poszedłem przed katedrę św. Jana witać wracającego z Rzymu kardynała Wyszyńskiego, wysłuchałem nawet kazania, ale moja własna dusza nie zdołała się stopić z „duszą zbiorową” zgromadzenia wiernych.

Bliżej niż Chiny i Wietnam była Czechosłowacja. Jesienią 1967 r. w Pradze doszło do manifestacji studenckich, a skończyło się na wyborze nowego I sekretarza KPCz, który nazywał się Dubczek. Jeszcze nim nastała Praska Wiosna i zaczęto mówić, że „Polska czeka na Dubczeka”, z Fakultetu Filozoficznego Uniwersytetu Karola przyjechali na Wydział Filozoficzny UW dwaj aktywiści. Przy flaszce wódki na Kickiego z zazdrością słuchaliśmy ich opowieści o manifestacjach w Pradze. Zapamiętałem jeden transparent: „Niech żyje Związek Radziecki – za swoje!”.

Papierosy Leszka Kołakowskiego

W 1966 r. mijało dziesięć lat od Polskiego Października, ale Gomułka nie obchodził jubileuszu postalinowskiej odwilży. W zbiorowej pamięci bardziej aktywnej części studentów zachowało się „Po prostu”, Klub Krzywego Koła i niespełnione nadzieje. W październiku 1966 r. duża sala w Instytucie Historycznym UW nie mogła pomieścić wszystkich chętnych, by posłuchać, co Leszek Kołakowski i Krzysztof Pomian myślą o ostatniej dekadzie. To, co studenci usłyszeli, miało na nich duży wpływ. Także dlatego, że Kołakowski był dla nich autorytetem, młodym profesorem o zniewalającej wiedzy, inteligencji i elokwencji. Studentki filozofii jak on nosiły swetry i paliły mocne papierosy, a ja sam wykułem na pamięć różne jego myśli. Z czasem je też zrozumiałem.

Rok 1966 był też rokiem dziesięciolecia powstania węgierskiego. Starsi studenci pamiętali z 1956 r. zbiórki pieniędzy „na Węgrów”, ale nawet oni o samym powstaniu niewiele wiedzieli, jeśli nie poszli do Biblioteki Uniwersyteckiej, by poczytać ówczesne roczniki „Po prostu”. W Kickim Radiu, akademikowym radiowęźle, Ryszard Polowczyk, student socjologii, w marcu 1968 r. wyrzucony ze studiów, zrobił wtedy tak świetną audycję o rewolucji węgierskiej, że do tej pory ją pamiętam, a Kickie Radio władza partyjna wzięła później pod but. Zawsze znajdowali się studenci chętni do pomocy partii w sprawowaniu „kierowniczej roli”.

Uniwersytet był wtedy silną „agendą socjalizującą”. Jak ktoś się znalazł na wydziale filozoficznym, to, chciał nie chciał, stawał się filozofem. Prawidłowość tę złamało dopiero w 1967 r. pojawienie się na filozofii nauk politycznych – garnęli się tam maturzyści z nadzieją karier politycznych w ówczesnym systemie (wiem, bo zbadałem ankietowo tych studentów). Jeszcze silniej socjalizował studentów akademik. Domy studenckie były miejscem uwspólniania doświadczenia studentów z różnych środowisk społecznych, miejscowości i kierunków studiów. Akademik na Kickiego był szczególny, bo pod jednym dachem gromadził studentów filozofii, socjologii, ekonomii politycznej i historii, wydziałów najbardziej niepokornych.

Ci młodzi ludzie znaleźli się na studiach w wyniku szczególnie ostrej selekcji, a było wśród nich wiele osób bystrych, ambitnych i ciekawych świata. W akademiku rośli jak na drożdżach i rozwijali swoje światopoglądy. Józef Dajczgewand demaskował narastający ruch moczarowski i założył niezależne od ZMS „Nowe Formy”, a w tamtejszym klubie U Bab na dyskusji o patriotyzmie studenci mogli usłyszeć od Stefana Kisielewskiego, w obecności płk. Zbigniewa Załuskiego, autora „Siedmiu polskich grzechów głównych”, że patriotyzm to w Polsce taka pała, którą władza wali w głowy przeciwników politycznych.

Umyślnie wymieniłem tu parę nazwisk studentów z Kickiego, znalazłem je na listach skreślonych ze studiów w 1968 r. W kolejne rocznice marca wspominamy z żalem tych, którzy wyjechali wtedy z Polski i bywa, że zrobili w świecie kariery – są wśród nich wybitni profesorowie i inni ludzie sukcesu. Czytamy w gazetach, ile wtedy „Polska straciła”. To prawda, ale ja myślę też o chłopakach i dziewczynach z Kickiego, którzy nigdzie nie wyjechali. Polska ich nie straciła, ale oni sami ponieśli wielką stratę. Przerwane, opóźnione i nigdy nieukończone studia nie pozwoliły im zostać tym, kim mogli i kim chcieli. Tę stratę trzeba nam wyraźniej dopisywać do smutnego bilansu marca sprzed 50 lat.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Antisemitism Requires Each of Us to Stand Up and Fight

Antisemitism Requires Each of Us to Stand Up and Fight

Sarah Victor


Memorial to Jewish children murdered by the Nazis, at Yad Vashem in Jerusalem, April 11, 2011. Photo: Avishai Teicher via Wikimedia Commons

Jewish people are the target of more religious bias hate crimes in the United States than people of all other religions combined. FBI hate crime statistics show that this has been true every year, dating back over the approximately 25 years that the FBI has been collecting this data. FBI statistics reveal that although Jewish people comprise 1.8% of the population in the United States, some 60.3% of crimes motivated by religious bias in 2019 took place against Jews. That year also saw a 56% spike in assaults against Jewish people — including lethal assaults — marking the highest number of incidents since the Anti-Defamation League began tracking this data in 1979.

These are more than mere numbers. They represent lives impacted. Seeing how these statistics play out in real life, I am struck by the different worlds my Jewish and non-Jewish friends inhabit amid these emerging realities. The deep visceral feeling of loss — not only in terms of physical safety but of indifference toward antisemitism — I encounter from my Jewish friends stands in stark contrast to the blasé ignorance I often hear from my non-Jewish colleagues in response.

A recent American Jewish Committee poll highlights this dichotomy: While 84% of Jewish people in the United States felt antisemitism has risen over the last five years, only 43% of those who are not Jewish felt the same.

Antisemitism doesn’t emanate from one ideology. It isn’t prepackaged in a box delivered by those with any singular viewpoint. Antisemitism is a hydra-headed monster that has found a foothold in premises ranging from religious fundamentalism to racial supremacy and far-left principles. As I have tried to better understand the root causes of antisemitism, I am consistently horrified by its ability to permeate new forums without ever changing form.

Modern-day conspiracies targeting Jews have been consistently preceded by ancient iterations of the same. We are seeing repeats of blood libels, accusations of dual loyalty, and the ever-reliable “Jews control the government and financial systems.” Yet, as societies, we continue to fall prey to them.

The phrase “never again” has been used in reference to Jewish history and, in particular, the Holocaust. But for this phrase to carry impact, it requires a willingness to continually enter into the suffering that has occurred: something we must do when we encounter antisemitism in the present as well. We must work to understand the pain that has been endemic to the Jewish experience.

Antisemitism has plagued every continent and political system imaginable throughout history. And perhaps we too, have unknowingly become imprisoned in the insidious imagination of the stereotypes and misinformation that continually haunt societal representations of Jewish people. If we truly care about our Jewish neighbors, it means caring enough to recognize the dark threads connecting the ideologues we distance ourselves from with the ideology that we are willing to allow ourselves the space to indulge in — the foundation that lies may provide to our personal prejudice.

But changing our mindset has to transcend our thoughts — and influence our personhood — to be truly effective.

Taking on a role in addressing antisemitism inevitably requires a willingness to embrace discomfort. It can be incredibly uncomfortable to recognize one’s own prejudice. It can also be incredibly uncomfortable to respond to those around us. But hate is given credence when we minimize its impact on our consciousness. We are shaken for a moment when we see its potency but then default to the comfortable routines of life. The wronged then become the accused: they are overreacting, after all.

At a basic level, the way we respond to antisemitism reflects whether or not we will treat someone the way we would like to be treated. To love our neighbor means to care enough about their life and dignity to put our own lives on the line. If a Jewish person is scared to identify as or even be Jewish because of the physical violence or insults that accompany this, will we be willing to be there? Will we associate ourselves with, and speak up on behalf of, those who are so targeted? As Elie Wiesel said, “The opposite of love is not hate, it’s indifference.” We cannot be indifferent.

Speaking up is important because we cannot afford to allow antisemitism to be framed as atomized incidents of happenstance, instead of the serious systemic issue that it is. I have found that many people I speak to are simply unaware of the prevalence of antisemitism, yet are receptive to learning more about its realities.

But you can be part of such change only if you recognize that it is up to you and take on the challenge. I hope that at this moment in history, you will choose to care about antisemitism. That you diligently seek to understand the pain and the past of antisemitism. That you will, in humility, take the scary step of choosing to use your voice in your communities. That you will care enough to step beyond your comfort zone when you engage.

Never again means we have to be willing to rise up again and again — not just when it’s convenient or glamorous or when the answers are readily apparent. To quote Holocaust historian Professor Yehuda Bauer, “Antisemitism is not a Jewish illness, but a non-Jewish one.” Shouldn’t we be trying to cure it?


Sarah Victor is a publishing Adjunct at The MirYam Institute. She is a graduate of Cornell University’s School of Industrial and Labor Relations and Temple University Beasley School of Law. She spent additional semesters at Tsinghua University in Beijing, China and Tel Aviv University.

The MirYam Institute is the leading international forum for Israel-focused discussion, dialogue, and debate; focused on campus presentations, engagement with international legislators, and gold-standard trips to the State of Israel. Follow their work at www.MirYamInstitute.org.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Spielberg Jewish Film Archive – Jerusalem of Light

The Spielberg Jewish Film Archive – Jerusalem of Light

   Hebrew University of Jerusalem



Abstract: A compilation of clips, marking the 40th anniversary of Jerusalem’s reunification, depicting Jerusalem from 1911 to the 1970s.

The Spielberg Jewish Film Archive –
The 400 films, selected for the virtual cinema, reflect the vast scope of documentary material collected in the Spielberg Archive. The films range from 1911 to the present and include home movies, short films and full length features.

שם: ירושלים של אור
שנה: 2007
אורך: 01:10:00
שפה: עברית

תקציר: אוסף קטעי ארכיון לציון ארבעים שנה לאיחודה של ירושלים, המשרטט את דיוקנה של העיר משנת 1911 ועד לתחילת שנות התשעים.

ארכיון הסרטים היהודיים על שם סטיבן שפילברג –
חמש מאות הסרטים שנבחרו עבור הקולנוע הווירטואלי משקפים את ההיקף הנרחב של החומר התיעודי בארכיון שפילברג. באתר ישנם סרטים משנת 1911 ועד ימינו אלה ביתיים, קצרים ובאורך מלא.

כל הזכויות שמורות לארכיון הסרטים היהודיים על שם סטיבן שפילברג ולאוניברסיטה העברית בירושלים 2010; דף הבית; www.spielbergfilmarchive.org.il
http://multimedia.huji.ac.il/

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com