Anty-syjonizm to po prostu błędnie napisany antysemityzm Nie chodzi o Izrael, chodzi o Żydów.


Anty-syjonizm to po prostu błędnie napisany antysemityzm
Nie chodzi o Izrael, chodzi o Żydów.

Daniel Greenfield
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Żydowskich widzów teatru, którzy przybyli, aby obejrzeć „Skrzypka na dachu”, zaczepili w londyńskiej kawiarni bigoci wymachujący flagami OWP. W Los Angeles zamaskowane tłumy w kefijach, które twierdziły, że protestują przeciwko Izraelowi, zaatakowały muzeum Holokaustu i synagogę. Na Brooklynie bandyta krzyczący „Wolna Palestyna” dźgnął nożem idącego ulicą chasydzkiego Żyda.

Stare spory o różnicę między antysemityzmem i antysyjonizmem popadły w taki sam stan, w jakim znalazły się społeczności żydowskie na granicy Gazy i Libanu po 7 października.

Cała infrastruktura intelektualna służąca do przekonywania, że istnieje pewna różnica między sprzeciwianiem się Żydom a sprzeciwianiem się krajowi Żydów, została zniszczona nie przez skoordynowaną debatę lub powszechne przyjęcie definicji antysemityzmu IHRA, ale przez działania lewicy.

Począwszy od administracji Bidena, a skończywszy na kampusach Ivy League, które zapewniały jej siłę roboczą oraz bazę darczyńców i wyborców, lewica powszechnie akceptowała legitymację ruchu antyizraelskiego jako działalność rzekomo moralną, a ruch antyizraelski celebrowano, pisząc „Hamas nadchodzi” na pomnikach w Waszyngtonie, machając flagami Hamasu i Hezbollahu i atakując synagogi.

Grupy pro-izraelskie twierdziły, że nie ma różnicy między antysemityzmem a antysyjonizmem. Grupy antyizraelskie udowodniły słuszność tego twierdzenia. Co ruch antyizraelski musiałby jeszcze zrobić Żydom, aby jego działania zostały oficjalnie uznane za antysemityzm? Wydaje się, że nie ma czerwonej linii.

Niewiele jest rzeczy, które zrobili naziści, czego nie zrobiłby tak zwany ruch antysyjonistyczny, od promowania masowego mordowania Żydów, sporządzania list żydowskich pisarzy do czystki, atakowania domów modlitwy i wzywania do wyeliminowania Żydów z życia publicznego. Szefowie Ivy League, którzy pilnowali poprawności kostiumów na Halloween, argumentowali, że wezwania do kolejnego Holocaustu są naganne w zależności od kontekstu.

Bolszewicy zakazali antysemityzmu w Związku Radzieckim tylko po to, aby zdefiniować każdą formę tożsamości żydowskiej, która nie obejmowała lewicowego aktywizmu, jako syjonistyczną lub w inny sposób reakcyjną. W imię antysyjonizmu ZSRR zakazał języka hebrajskiego i większości przejawów żydowskiej kultury i życia, z wyjątkiem wąskiego wycinka „jidyszyzmu” i kilku ściśle monitorowanych synagog.

Związek Radziecki zrobił to wszystko, oficjalnie zakazując antysemityzmu. Współczesna lewica robi mniej więcej to samo. Oficjalnie odrzuca antysemityzm, a jednocześnie popiera antysyjonizm. Podobnie jak w ZSRR, istnieje grupa lewicowych Żydów, którzy popierają zniszczenie Izraela i są szanowanymi antysyjonistami (przynajmniej na razie) i, jak George Soros, są jedynymi oficjalnymi ofiarami prawicowego antysemityzmu.

Pozostałe 99% Żydów to syjoniści. I można przeciwko nim protestować, można ich nękać, atakować i zabijać.

Ponieważ 99% Żydów to syjoniści, ich synagogi, muzea Holokaustu, a nawet produkcje „Skrzypka na dachu” są dozwolonym celem dla programu dekolonizacji. Kiedy Hamas lub Hezbollah zabijają Żydów, nigdy nie zawracają sobie głowy sprawdzaniem ich poglądów na temat niepodległej żydowskiej ojczyzny. Dlaczego ich sojusznicy, niezależnie od tego, czy noszą dżihadystyczne stroje na czarno, biało lub zielono, czy marksistowskie stroje na czerwono i żółto, mieliby być bardziej skrupulatni, atakując synagogi lub dźgając nożami przypadkowych Żydów na Brooklynie?

Stanowiskiem żydowskim było, że antysyjonizm jest antysemityzmem, a zatem brzydką formą nienawiści. Stanowiskiem antysyjonistycznym jest, że większość Żydów to syjoniści, a zatem antysemityzm jest uzasadniony. Podstawowa różnica zdań nie dotyczy tego, czy istnieje różnica między zabijaniem Żydów a zabijaniem syjonistów, ale tego, czy Żydzi zasługują na śmierć.

Od 7 października stało się jasne, że zwolennicy zabijania Żydów nazywają siebie antysyjonistami. Zmieniając markę antysemityzmu na antysyjonizm, przekształcają akt prześladowania i zabijania mniejszości z haniebnej formy bigoterii w odważną formę progresywizmu. Obieranie za cel ataku grupy mniejszościowej ze względu na jej religię lub przynależność etniczną jest uważane za reakcyjne, ale redefiniując grupę jako ideologię, nagle prześladowanie Żydów staje się szlachetne.

Obozy studenckie, które wykluczałyby czarnoskórych lub latynoskich studentów z kampusu, popełniałyby zbrodnią nienawiści, ale obozy studenckie, w których Żydzi są traktowani jak syjoniści, są zgodne z właściwą stroną historii.

Redefiniowanie Żydów w celu uzasadnienia antysemityzmu nie jest tak innowacyjne, jak chcieliby sądzić lewicowcy.

Antysemityzm zawsze opierał się na redefiniowaniu żydowskiej egzystencji jako nienaturalnej i sztucznej. Żydzi byli potępiani jako kolonizatorzy już w czasach faraona. Termin „antysemityzm”, ukuty przez Wilhelma Marra, niemieckiego socjalistę, podążał za dumną tradycją socjalistów uzasadniających, dlaczego chcieli wyzwolić wszystkich uciskanych w Europie, z wyjątkiem Żydów.

Żydzi, jako semici, nie należeli do Europy. Żydzi, jako Europejczycy, nie należą do Izraela. Żydzi, jako syjoniści, nie należą do postępowych instytucji takich jak Harvard czy Columbia. Dla Żydów, którzy chcą oglądać „Skrzypka na dachu” nie ma miejsca w Londynie, bo to okupanci. Obowiązkiem wszystkich postępowych ludzi dobrej woli jest sprawić, by Żydzi czuli się nieswojo nie tylko kiedy rakiety lecą na Jerozolimę i kiedy palone są żywcem żydowskie rodziny w ich domach, ale także przez atakowanie ich gdziekolwiek na świecie się znajdują. Ponieważ nie chodzi o Izrael.

Podobnie jak antysyjonizm jest przejawem antysemityzmu, tak też nawoływania przeciętnego niemuzułmanina do zniszczenia Izraela nie mają nic wspólnego z niewielkim krajem na Bliskim Wschodzie.

A ma natomiast wszystko wspólne z Żydami.

Obfitość flag OWP i okrzyków o rzekach, morzach i arabskich kolonizatorach muzułmańskich, którzy przyjęli nazwę europejskich kolonizatorów znanych jako Filistyni, są po prostu najnowszą reinkarnacją swastyki i okrzyków na niemieckich ulicach: „Juden Raus!”

Antysyjonizm to błędnie napisany „antysemityzm” przerobiony na potrzeby nowej, bardziej tolerancyjnej epoki, która potrzebuje solidnych dawek ideologicznych sformułowań, zanim będzie mogła dokonać pogromów.

Gdyby Izrael nie istniał, musiałby zostać wymyślony. Europejscy Żydzi wymyślili Izrael na nowo z powodu antysemityzmu. A antysemici mają obsesję na punkcie Izraela, aby móc twierdzić, że są antysyjonistami.

Pogląd, że obecna plaga antysemityzmu nie istniałaby bez Izraela, jest fantazją.

Obsesja muzułmańskiego skrzydła koalicji anty-syjonistycznej na punkcie Żydów istniała na długo przed odrodzeniem Izraela. A socjaliści rzucali antysemickimi obelgami w stronę Żydów w epoce przedwojennej.

Mahomet nie dokonał etnicznej czystki Żydów w Arabii z powodu państwa Izrael. Ani też Marks, (kiedy Theodor Herzl był jeszcze nastolatkiem), nie wygłaszał tyrady, że „pieniądze są zazdrosnym bogiem Izraela, wobec którego żaden inny bóg nie może istnieć”, ponieważ był tak wściekły na syjonizm.

Czerwono-zielony sojusz marksizmu i islamu zawsze nienawidził Żydów. Zawsze będzie to robić.

Ale wyznawcy Mahometa i Marksa nienawidzą również wielu innych ludzi oprócz Żydów, ponieważ nienawiść jest ich ideologią bardziej niż jakakolwiek wiara czy system ekonomiczny. Destylują i ukierunkowują tę nienawiść wzdłuż linii ideologicznych, ale to nie ich ideologia definiuje ich nienawiść, ale ich nienawiść definiuje ich ideologię. Gdyby nie było Izraela, nadal pojawialiby się pod synagogami i skandowali hasła wzywające do śmierci Żydów, tak jak robili to przed powstaniem Izraela.

Izrael nie jest przyczyną antysemityzmu ani antysyjonizmu marksistów i muzułmanów, jest najlepszą obroną przed nim. Istnienie Izraela ich wścieka, ponieważ utrudnia zabijanie Żydów.

A co mogłoby bardziej tak rozwścieczyć antysemitę udającego antysyjonistę, jak fakt, że Żydzi utrudniają ich zabijanie?


Daniel Greenfield – amerykański publicysta.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com