Archive | 2022/03/04

Duby smalone i koperczaki, czyli językowa rupieciarnia

Duby smalone i koperczaki, czyli językowa rupieciarnia

Agnieszka Warnke


Pontyfikał Płocki, czyli średniowieczna księga liturgiczna, zaprezentowana w Opactwie Pobenedyktyńskim w Płocku, fot. Marcin Bednarski
/PAPPontyfikał Płocki, czyli średniowieczna księga liturgiczna, zaprezentowana w Opactwie Pobenedyktyńskim w Płocku, fot. Marcin Bednarski /PAP

Słowa się starzeją, ale potrafią to robić z wdziękiem. W dodatku staropolszczyzna zna odpowiedzi na fundamentalne pytania o miłość, piękno, strach, pracę czy szczęście.

Jak (prze)żyć?

"Day ut ia pobrusa, a ti poziwai" - pierwsze zdanie zapisane w języku polskim w Księdze henrykowskiej ok. 1270 roku, fot. Wikimedia/CC

“Day ut ia pobrusa, a ti poziwai” – pierwsze zdanie zapisane w języku polskim w Księdze henrykowskiej ok. 1270 roku, fot. Wikimedia/CC

Pochodzi z Dolnego Śląska, ma polsko-czeskich rodziców, łacińskich sąsiadów, liczy mniej więcej 750 lat i brzmi tak: “Day ut ia pobrusa, a ti poziwai”. Najstarsze zapisane w języku polskim zdanie wypowiedział Czech Boguchwał do swojej żony Ślązaczki. Zanotował je opat klasztoru cystersów w Henrykowie ok. 1270 roku. Kronika zwana “Księgą henrykowską” została sporządzona po łacinie, a w 2015 roku wpisano ją na listę UNESCO “Pamięć Świata”. Jak propozycja Boguchwała brzmiałaby dzisiaj? Kobieta mełła zboże na ręcznych żarnach, a mężczyzna prawdopodobnie chciał ją zastąpić w ciężkiej pracy, co można wywnioskować z dłuższego fragmentu księgi. Jednak niektórzy językoznawcy zwracają uwagę, że “brusić” oznacza “ostrzyć osełką, brusem”, a w słowie “poziwai” widzą nie “poczywaj” (odpocznij), lecz “podziwiaj”, co w wolnym tłumaczeniu brzmiałoby: “Patrz, kobieto, jak to się robi”. Bez względu na intencje, oferta Boguchwała przeszła do historii języka.

Takich pamiątek z przeszłości mamy w polszczyźnie znacznie więcej. Niektóre się nie starzeją i całkiem nieźle radzą sobie we współczesnej mowie, inne poddały się liftingowi i przetrwały w zmienionej formie. Przyjrzyjmy się jednak tym, z którymi czas nie obszedł się tak łagodnie. Do nich zaliczymy wyrazy, które wyszły z użycia i spoczywają w staropolskich tekstach literackich. Michał Ogórek w antologii “Zapomniane słowa” przekonywał:

Spośród wszystkich słów archaicznych najgorzej ma samo słowo »archaizm«. Jest przestarzałe po wielokroć: przez swą treść i znaczenie, brzmienie, a nawet kontekst; w jego towarzystwie wszystko od razu się starzeje.

Bogu ducha winne są historyzmy, zwane archaizmami rzeczowymi – wyginęły wraz z przedmiotami, które nazywały. Nieco lepiej mają się anachronizmy stojące w rozkroku między przeszłością a teraźniejszością, gdyż wyrazy przestarzałe można jeszcze usłyszeć w mowie najstarszych pokoleń.

Polszczyzna pełna jest zwrotów skostniałych, z których obecności nawet nie zdajemy sobie sprawy, o czym informuje autorka “Słownika frazeologizmów z archaizmami” Agnieszka Piela. Językoznawczyni za motto swojej pracy przyjęła słowa Stanisława Bąby, który przekonywał, że “dzisiejsza frazeologia to po prostu lamus językowy, swoista rupieciarnia języka, w której znalazły schronienie wszelkie przeżytki odporne na dokonujące się przeobrażenia w strukturze języka […]”.

Bać się albo nie bać

Tadeusz Łomnicki i Daniel Olbrychski w "Potopie" Jerzego Hoffmana, fot. Franciszek Kądziołka, Fototeka Filmoteki Narodowej/ www.fototeka.fn.org.plTadeusz Łomnicki i Daniel Olbrychski w “Potopie” Jerzego Hoffmana, fot. Franciszek Kądziołka, Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/fototeka.fn.org.pl

Wiele staropolskich słów na co dzień żyje grzecznie w związkach frazeologicznych, ale gdy odzyskują wolność, mogą niejednego skonfundować. To tylko strachy na Lachy? A może “lachy”? To zależy, czyj punkt widzenia przyjmiemy. Mickiewicz ostrzegał: “Pomnij, Ryków kamrat / Żebyś nigdy na Lachów nie chodził bez armat!”. Pierwszy biograf języka polskiego Samuel Bogumił Linde, podobnie jak autor “Pana Tadeusza”, definiował hasło “Lach” jako “Polak” (odpowiednik żeński to “Lachawka”). Jak wiadomo, Polacy to lud odważny, więc próżno ich straszyć. Sprawa byłaby zakończona, gdyby weta nie zgłosił twórca “Encyklopedii staropolskiej” Zygmunt Gloger. W swoim dziele przekonywał, że nazwa “Polak” oznacza “człowieka mieszkającego w polach”, a “lachy” to “wielkie, gęste, ciemne lasy”. Wyrażenie “strachy na lachy” było dawniej rodzajem zaklęcia “(niech) strachy idą na (suche) lasy”, które miało odgonić nieszczęście. Współcześnie językoznawcy skłaniają się ku pierwszej interpretacji.

Leśny rodowód ma za to inny frazeologizm – duby smalone. Dawniej większość sprzętów domowych wyplatano z gałęzi, ale nie wszystkie gatunki drzew się do tego nadawały. Kije dębu (dubu) próbowano opalać (smalić) nad płomieniem, aby stały się bardziej wiotkie. Bezskutecznie. Dlatego też “pleść duby smalone” oficjalnie tłumaczono jako “wykonywać bezowocną pracę”. O wiele ciekawsza jest wersja nieoficjalna, czyli taka, którą Mickiewicz przemycił do “Romantyczności”:

Ufajcie memu oku i szkiełku,
Nic tu nie widzę dokoła. […]
Dziewczyna duby smalone bredzi,
A gmin rozumowi bluźni.

Archaizm ten upowszechnił się w znaczeniu “głupstwa, bzdury, rzeczy zmyślone”.

Ile waży szczęście?

Kadr z filmu "Sanatorium pod klepsydrą" Wojciecha Jerzego Hasa, 1973. Na zdjęciu: Jan Nowicki (Józef) i Ludwik Benoit (Szloma), fot. Janusz Kaliciński/ WFDIF/ po Studiu Filmowym "Kadr"/ Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/www.fototeka.fn.org.plKadr z filmu “Sanatorium pod klepsydrą” Wojciecha Jerzego Hasa, 1973. Na zdjęciu: Jan Nowicki (Józef) i Ludwik Benoit (Szloma), fot. Janusz Kaliciński/ WFDIF/ po Studiu Filmowym “Kadr”/ Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/fototeka.fn.org.pl

Odrobina szczęścia to 1/32 funta, czyli około 12,8 g. Właśnie tyle wynosi jeden łut – jednostka masy używana od średniowiecza do XX wieku w Europie. Nawet dzisiaj niektórzy twierdzą, że lepiej mieć trochę szczęścia niż być bardzo mądrym, o czym świadczy zachowane przysłowie: “Lepszy łut szczęścia niż cetnar rozumu”. W Polsce cetnar lub centnar równy był stu kilogramom, o połowę mniej ważył w Ameryce, Niemczech i Danii. Czy można określić również ciężar nudy? Skoro mówi się “nudy na pudy”, to stan obojętności i braku zainteresowania waży wielokrotność jednego puda, czyli 16,38 kg. Przymiotnik “nudny” zachowany w wyrażeniu “nudny jak flaki z olejem” dawniej oznaczał “sprawiający nudności, mdły, ckliwy”. Spożywano “nudne potrawy”, czyli niesmaczne. Staropolanie mieli swoje sposoby na nudę – uprawiali hazard. Najpopularniejsza była gra w cetno i licho, która polegała na zgadywaniu, czy przeciwnik chowa w dłoniach parzystą (cetno) bądź nieparzystą (licho) liczbę przedmiotów.

Czas zatrzymał się w sformułowaniach typu “przed laty” (zgodnie z dzisiejszą fleksją powinno być “przed latami”), “we dnie i w nocy” (zamiast “w dniu”), “ze wszech miar” i “po wsze czasy” (skostniałe formy słowa “wszy[stek]”, które pochodzi od niezachowanego zaimka rodzajowego *wiesz, wsza, wsze). Czytając staropolskie teksty należy pamiętać, że wyraz “miesiąc” był określeniem księżyca, na listopad wołano “grudzień”, “zaraz” tłumaczono jako “naraz, jednocześnie”, a samo słowo “zapamiętać” dawniej znaczyło “zapomnieć”.

Do archaizmów fleksyjnych zalicza się dawna forma rzeczownika “deszcz”. W staropolszczyźnie jego mianownik brzmiał “deżdż” i odmieniał się “dżdżu”, “dżdżem”, “dżdże” itd. Dziś można wyglądać, łaknąć lub pragnąć czegoś jak kania dżdżu, czyli bardzo, niecierpliwie. Chociaż “kania” kojarzy się dziś głównie z gatunkiem grzyba, to równie prawdopodobna wydaje się etymologia ptasia – według podań ludowych ptak zwany kanią pojawiał się tuż przed deszczem i kwiląc, domagał się picia. Deszczowym robakiem jest z kolei dżdżownica, która w nazwie zachowała cząstkę “dżdż-“. Kiedyś “deszczyło”, czyli padało, dziś częściej “leje” lub “mży”. Jednak gdy Słowacki w “Beniowskim” pisał o Kochanowskim: “Potem by, cicho mżąc, rozważał w sobie, / Że nie zapomniał mowy polskiej w grobie”, miał na myśli “śnić, marzyć we śnie”.

Jak dawniej kochano?

Stanisław Wokulski (Mariusz Dmochowski) i Izabela Łęcka (Beata Tyszkiewicz) w filmie "Lalka" w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa, 1968, fot. Stefan Kurzyp/Studio Filmowe "Kadr"/Filmoteka Narodowa, fototeka.fn.org.plStanisław Wokulski (Mariusz Dmochowski) i Izabela Łęcka (Beata Tyszkiewicz) w filmie “Lalka” w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa, 1968, fot. Stefan Kurzyp/Studio Filmowe “Kadr”/Filmoteka Narodowa– Instytut Audiowizualny/fototeka.fn.org.pl

Wydaje się, że staropolska miłość była bardziej skomplikowana, zwłaszcza jeśli chodzi o język. Wyobraźmy sobie taką sytuację: tani galopant, nie bacząc na impedimenta, stroi koperczaki do herytiery, lecz dostaje arbuza. Z kontekstu nietrudno wywnioskować, że mężczyzna dostał kosza, ale co konkretnie oznaczają poszczególne słowa?

Po kolei: “tani”, czyli “ubogi” albo “niegodny szacunku”, natomiast “galopantem” nazywano żartobliwie zalotnika (konkurentem mógł być także “epuzer” albo “asystent”). Czasownik “baczyć” tłumaczono tak jak dzisiaj jako “zwracać na coś uwagę”, a także “dostrzegać” oraz “pamiętać”. Choć “impedimenta” mogą kojarzyć się z zaklęciem spowalniającym ofiarę, którego używał Harry Potter, w dawnej polszczyźnie określano tym mianem przeszkody uniemożliwiające zawarcie związku małżeńskiego, a nasza “herytiera” była bogatą panną. Co to są te “koperczaki”, które można nie tylko “stroić”, lecz także “sadzić, palić, ciąć”? Umizgi, zaloty, komplementy. Notowane były w słowniku języka polskiego w XVIII wieku, a przywędrowały albo z Węgier (wg Doroszewskiego to spolszczony “kópéság”, czyli “figiel”), albo z Niemiec (wg Sławskiego pochodzą od wyrazu “Kratzfüsse” – “szurać, szuranie nogami”), albo wywodzą się od dawnego czasownika “kopertać się” – “przewracać, wywijać koziołki” (Doroszewski i Brückner). Ku ostatniej wersji skłania się też prof. Miodek, który przypomina o jeszcze żywym w polszczyźnie słowie “wykopyrtnąć się”, czyli “przewrócić się”.

Wróćmy do galopanta obdarzonego arbuzem. W “Encyklopedii staropolskiej” możemy przeczytać, że zaloty odbywały się najczęściej na jesień i jako odmowę oświadczyn serwowano dynię (stpol. “arbuz / harbuz”). Odrzuconego konkurenta można było poczęstować również czarną polewką, wieńcem grochowym lub szarą gęsią.

Lustereczko, powiedz przecie…

Kadr z filmu "Zemsta" w reżyserii Andrzeja Wajdy, 2002, na zdjęciu: Katarzyna Figura, fot. Vision / East NewsKadr z filmu “Zemsta” w reżyserii Andrzeja Wajdy, 2002, na zdjęciu: Katarzyna Figura, fot. Vision/East News

Od dawna wiedziano, jak spodobać się płci przeciwnej. Mężczyźni wąsy i włosy smarowali fiksatuarem (środkiem kosmetycznym), kobiety bieliczkowały twarz (pudrowały białą mączką, by rozjaśnić skórę), a usta malowały barwiczką (szminką, różem). Wicher we włosach? U Dąbrowskiej nie do pomyślenia, żeby jakiś kosmyk włosów sterczał na głowie bohatera, więc Tomaszek z “Nocy i dni” “podniósł znienacka głowę, odgarniając niesforny wicher włosów znad lewej skroni”. Orzeszkowa w “Nad Niemnem” pokusiła się o barwny opis kobiecej fryzury: “Na głowie jej [Domuntówny] piętrzyła się koafiura od sukni jeszcze niezwyklejsza, wysoka, kołysząca się, pomadą nasiąkła, jaskrawymi wstążkami i błyszczącymi szpilkami upstrzona”. Zresztą pomady, czyli dzisiejszej odżywki do włosów, używała też jedna z bohaterek “Pana Tadeusza”: “Telimena otwiera petersburskie składy, dobywa flaszki perfum, słoiki pomady, pokrapia Zosię wkoło wyborną perfumą”. W tego rodzaju literackie perełki obfituje “Słownik wyrazów zapomnianych, czyli słownictwo naszych lektur” pod redakcją Krystyny Holly i Anny Żółtak. Można tam nawet znaleźć dość osobliwą definicję “jagody”: “jedna z dwóch części twarzy położonych symetrycznie po obu stronach nosa; policzek”.

Jeśli chodzi o ubranie, to widok spacerującej w XIV wieku dziewczyny w bieliźnie nikogo nie gorszył. Rzeczownik utworzony od przymiotnika “biały” miał o wiele szersze zastosowanie niż współcześnie i oznaczał białą suknię, różnego rodzaju tkaniny w tym kolorze, ktoś mógł być “bieliznami pokropiony”, czyli pokryty bliznami. Za to ujrzenie kogoś “w dezabilu” mogło już wprawić w zakłopotanie. Określenie to przywołuje prof. Kłosińska w “Zapomnianych słowach” i tłumaczy:

Powiedzieć, że ktoś jest niekompletnie ubrany, to za mało; powiedzieć, że jest rozebrany albo w negliżu, to za dużo. […] Zapożyczona z języka francuskiego forma »dezabil« ma jakby maskować rzeczywisty stan osoby, która nie zdążyła się ubrać lub właśnie zaczęła się rozbierać.

O “nieszczęsnym ochędóstwie” pisał Kochanowski w “Trenach” w kontekście żałobnego stroju ukochanej córki. “Ochędóstwo” oznaczało “ubranie, sprzęty”, ale także “czystość, schludność, porządek”. Dla Krasickiego było ono nie tylko zewnętrzną oznaką dobrego gospodarowania i rządzenia, lecz także charakteryzowało wnętrze człowieka.

Kto ty jesteś?

Kazimierz Wichniarz w "Potopie" Jerzego Hoffmana, fot. Franciszek Kądziołka/Filmoteka Narodowa– Instytut Audiowizualny/fototeka.fn.org.plKazimierz Wichniarz w “Potopie” Jerzego Hoffmana, fot. Franciszek Kądziołka/Filmoteka Narodowa– Instytut Audiowizualny/fototeka.fn.org.pl

Ekstrawertyk, introwertyk, choleryk i sangwinik? Staropolska miała własne nazwy typów osobowości. Jeśli ktoś był mądry, uczony, czasem zbyt poważny albo wręcz przemądrzały, to mówiono na niego “sensat”. Łacińska pożyczka “sensatus” określała osobę “obdarzoną rozumem”, dopiero niedawno polscy językoznawcy uznali nowe znaczenie wyrazu – człowieka doszukującego się we wszystkim sensacji. Z kolei “dumca” to ktoś zarozumiały, podobnie jak “fanfaron”. Przeciwieństwem sensata był “hebes” – osoba tępa, nierozgarnięta tudzież nicpoń. Jego semantycznym kuzynem był “gułaj”, czyli “niezdara, gamoń, mazgaj”, jak podaje słownik Doroszewskiego.

Szczególnie w oświeceniu bohaterem wielu utworów literackich był “świszczypała”. To złożenie czasownika “świstać” (wydawać świst, np. o wietrze) i “pała” (ekspresywna nazwa głowy). Dziś powiedzielibyśmy: “lekkoduch, człowiek niezrównoważony”; dawniej również: “wietrznik” lub “letki człeczek”. Subtelnie brzmiące słowo “fines” miało tyle wspólnego z delikatnością, ile z chytrością. “Bezczelnik” był – jak sama nazwa wskazuje – człowiekiem bezczelnym, a “gadatywus” – gadułą. Osobę, która nie lubiła się przepracowywać i odkładała wszystko na później (co najmniej do następnego dnia), tytułowano “dojutrkiem”. Leniuchem był również “piecuch”. O kimś, kto w ogóle unikał pracy, mówiono “łuszczybochenek” – darmozjad, a jeśli ktoś wpadł w nałóg pijaństwa był “dusikuflem”.

Kto pyta, nie błądzi

Kadr z filmu "Pan Tadeusz", scena zbiorowa, fot. Mirek Noworyta/Agencja SE/East NewsKadr z filmu “Pan Tadeusz”, scena zbiorowa, fot. Mirek Noworyta/Agencja SE/East News

Stare słowa potrafią się zbuntować, czyli “złączyć” z nieoczekiwanymi znaczeniami. Kto by pomyślał, że “bigosowanie” to nie przyrządzanie staropolskiej potrawy, ale “rąbanie, siekanie i ćwiartowanie” ludzi? “Rosół” oznaczał “kłopoty, tarapaty”. Imprezowanie miało dawniej wiele wspólnego z zabawą pod warunkiem, że rozumiemy te słowa w ich pierwotnym znaczeniu: “impreza” – wyprawa wojenna, “zabawa” – zajęcie, obowiązek. “Rozrywka” wiązała się z bystrością umysłu, podobnie jak “dowcip” tłumaczony jako “inteligencja, talent”. Zanim “odmowa” wyspecjalizowała się w niewyrażaniu zgody, była każdą “odpowiedzią”. Gdy ktoś “dziękował”, to chwalił, a gdy “zobaczył”, to zapomniał. Czasem więc warto zajrzeć do słownika, by uniknąć dekonfitury.


Agnieszka WarnkeAutor: Agnieszka Warnke

Absolwentka filologii polskiej, dziennikarstwa i Podyplomowych Studiów Menedżerów Kultury. Miłośniczka reportażu. Niepraktykująca wyznawczyni fotografii.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


It’s All About Us

It’s All About Us

Shmuel Sackett


People love looking forward to something; a vacation, the Super Bowl, or the day their kids (finally) leave for sleepaway camp. Everyone has their own list… but what about the world. Yes, the world. What should the world be looking forward to?

The Midrash teaches (Midrash Rabbah, Ba’Midbar 1) that “if the nations of the world realized the value of the Bet Ha’Mikdash to all of humanity, they would surround it with their armies and guard it for the Jews!”

In the book of Yeshayahu, there is an incredible prophecy; (Chapter 56, verse 7) “My House will be called a house of prayer for all nations.” We say this passuk many times a year, before the beautiful prayer of “Shema Kolenu”. We are stating, in very clear words, that the awesome place we want rebuilt – the holy Bet Ha’Mikdash – is not only for the Jewish nation… but for the entire world as well!

This is (or should be) the #1 item on “The world’s wish list” … for the Jews to return home and build the 3rd and final Temple in Jerusalem. There’s only one problem. Not only is this not item #1, the world is doing everything they can to make sure it does not happen at all.

Let me tell you about something that happened just 2 months ago. If not for Covid, this would have been the biggest story in the news. Unfortunately, it was not reported in any major media outlet – on both sides of the political spectrum. Sorry, but we can’t just blame this on CNN or Whoopi Goldberg. (However, it was reported in JewishPress.com)

The United Nations held a special vote on December 1, 2021, and here are the results: 129 countries voted that Israel does not have any ties to the Temple Mount. Those same 129 countries affirmed that the Temple Mount is to be recognized only by its Muslim name, al-Haram al-Sharif.  Obviously, those 129 countries failed history class because Islam was founded in the 7th Century – and the first Bet Ha’Mikdash was built 1,400 years before that – but, as they say, don’t confuse me with the facts.

In case you are interested; who voted against this resolution that rewrites history? 11 countries including USA, Hungary and the Czech Republic… and who abstained? 31 countries including the United Kingdom, Kenya and Ukraine. (By the way, everyone’s new best friend – and the one with the most exciting glatt kosher, mehadrin, kitniyot free Pesach program – the United Arab Emirates – voted in support of this bill. But I thought they loved us?? I’m so confused…)

Now comes the important part of this article: Who do we blame? Whose fault is it that 129 countries voted this way? Allow me to be very clear with my answer; I don’t blame any of the 129 countries. How can Bangladesh and South Africa feel that the Temple Mount is an integral part of the Jewish Nation… if most of the Jewish Nation doesn’t feel that way? 70% of American Jews have never been to Israel even once in their life and have no desire to do so… so what do we expect from Cuba and Japan?

But let’s talk about the 30% who do come to Israel. Ask them what is the #1 holiest site in Israel today and I guarantee you that 98% will say “the Kotel”. Why is that? Why won’t we admit that the “Makom Ha’Mikdash” – the place of the Temple – is the holiest, most special place for Jews… and all of mankind? Don’t misunderstand me. I am not getting into the discussion of going up to Har Ha’Bayit or not. I’m simply trying to understand why this awesome place, described in our holy books as “where Heaven kisses earth” is not on most Jew’s radar.

What happens within 24 hours of landing in Israel? You rush to the Kotel, then Café Rimon in Mamilla. After that it’s Machane Yehuda and Mea Shearim for some shopping, Aroma for coffee, back to the Kotel and then Papagaio for dinner. How many times have you stopped, looked at the desecration on the Temple Mount, and shed a tear? Do you think mourning over the destruction of the Bet Ha’Mikdash is limited just to Tisha b’Av? I have no problem with davening at the Kotel but at least feel bad that you are in the garden and not in the palace.

The 129 countries of the world want you to remain in the garden. They want to disconnect you from your most cherished and special place. They want you to forget about it and simply sing it as a song; “Next Year in Jerusalem…” Unfortunately, many of us have already done this and while we wouldn’t actively vote with Iran or Indonesia, our actions tell a different story.

Dearest friends: stop blaming the world and start realizing that it’s all about us. How do we feel about Har Ha’Bayit? How connected are we to the Makom Ha’Mikdash? How many of us can look at a drawing of the Bet Ha’Mikdash and correctly identify many of the areas? We are now reading the Torah portions that deal with the Mishkan – which is a miniature Bet Ha’Mikdash – and its vital we make those Torah portions real.

Don’t let the 129 countries of the world win. Focus on the Bet Ha’Mikdash and make sure you understand the connection between our Nation, our future, our destiny, and this great and awesome place. And most importantly of all, don’t just sing about it… make sure you live it as well!

Am Yisrael Chai!


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Jewish History in Ukrainian Maps

Jewish History in Ukrainian Maps

Henry Abramson


I recorded this video after Vladimir Putin delivered his February 21 speech denying the historical validity of Ukraine, a clear pretext to the invasion that began a few hours ago. This brief video provides a survey of the long Jewish presence in the region, framed in the context of maps: political, ethnolinguistic, military and social.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com