Archive | 2023/10/02

Nie widziałem najnowszego filmu Holland, ale się wypowiem

Agnieszka Holland / Screen YT Fred Film Radio


Nie widziałem najnowszego filmu Holland, ale się wypowiem

Paweł Jędrzejewski


Nie widziałem filmu „Zielona granica” Agnieszki Holland. Czyli nie powinienem się wypowiadać na jego temat. Mam jednak poważne wątpliwości, czy obejrzenie filmu cokolwiek zmienia, bo jest on już od kilkunastu dni obiektem zawziętej krytyki i bezrefleksyjnych zachwytów, choć nikt go jeszcze, poza widzami na festiwalu w Wenecji, nie widział.

.

Film na pewno jest dobrze zrobiony, bo Agnieszka Holland potrafi robić filmy. Zarazem jest to z pewnością film odzwierciedlający jej poglądy polityczne, a one są powszechnie znane. 

Nie chodzi o film Holland, tylko o Tuska i Kaczyńskiego

Holland powinna żałować, że nie tonuje swoich wypowiedzi na tematy polityczne, bo przez nie jej film mocno straci na sile oddziaływania. Nie ma szans na uchronienie się przed szufladkowaniem. Już jest z góry odrzucany przez jednych i bezkrytycznie akceptowany przez drugich. Niewielu oceni go bezstronnie. Twórca filmowy, gdy decyduje się wypowiadać swoją sztuką, powinien zrezygnować z bycia politykiem. Holland nie ustrzegła się przed tym błędem. Dlatego film – z powodu tematu, ale także „pozafilmowej” postawy jego autorki – otrzymuje na portalach filmowych setki jedynek (najniższa ocena) od ludzi, którzy z góry traktują go jako film rzekomo obrażający Polaków. Jednocześnie druga strona, również bez oglądania filmu, staje murem za Agnieszką. Kogo, tak naprawdę, obchodzi film? Bo w rzeczywistości nie chodzi ani o film, ani nawet o Holland, tylko, jak to zazwyczaj w Polsce, o PO i PiS, czyli o Tuska i Kaczyńskiego. Tędy przebiegają główne podziały pomiędzy przeciwnikami i entuzjastami filmu.

Obraz filmowy trafia prosto do serc

Temat „Zielonej granicy” jest bardzo mocno polityczny. Ludzie sprawujący władzę, a także zdecydowana część polskiego społeczeństwa, postrzegają inwazję migrantów przekraczających granicę ze strony Białorusi przede wszystkim jako narzędzie destabilizacji, zagrożenie oraz jako element „wojny hybrydowej” białoruskiego dyktatora, za którym stoi Putin. Z kolei przeciwnicy obecnej władzy widzą to całkiem inaczej. Ludziom na granicy powinno się pomagać, bo tak nakazuje etyka. Polskie władze i polskie służby oskarżane są więc o bezduszność, brutalność, nawet o okrucieństwo. Jednak granicy nie da się chronić w jedwabnych rękawiczkach, a szturmujący granicę – z formalnego punktu widzenia – przebywają przecież legalnie na Białorusi i nie są tam prześladowani. Migranci to w większości zwyczajni ludzie, jak ty czy ja, motywowani ekonomicznie, którym siłą uniemożliwia się w imię prawa realizację ich życiowych planów. Tu nieuchronnie musi pojawić się konflikt i przemoc. A tam, gdzie jest przemoc, obecne są dylematy moralne. Nie ma przed nimi ucieczki. Agnieszka Holland jest zagorzałą przeciwniczką obecnej władzy. Stąd wniosek, że w swoim filmie nie podkreśli racji polskich władz, ale stanie po stronie ludzi usiłujących przedostać się do Polski, by przemieścić się dalej – do Europy Zachodniej, w poszukiwaniu lepszego życia. Lepszego zarówno w sensie bezpieczeństwa, jak i – przede wszystkim – poziomu ekonomicznego. I na pewno Holland zrobi to przy pomocy argumentów etycznych. Z nich wyprowadzi oskarżenia. Bo formułować zarzuty natury etycznej jest bardzo łatwo. Wystarczy wsiąść na wysokiego konia etycznych ideałów i pretensje o „nieludzkie” traktowanie migrantów zabrzmią bardzo przekonująco. Zwłaszcza że obraz filmowy ze swej natury trafia prosto do serc, a nie do rozumu. Gdy ludzie próbują przedostać się z biedy w obszar dostatku, a ci, którzy żyją wygodnie w tym dostatku, budują płoty, serce zawsze staje automatycznie po stronie biedaków. „Zielona granica” z pewnością opiera się na tej uniwersalnej prawidłowości. Agnieszka Holland mogła zrobić film o bezprecedensowej pomocy udzielanej przez Polskę Ukrainie i uciekającym przed wojną Ukraińcom, albo o niewpuszczaniu do Polski migrantów, w większości ekonomicznych, przekraczających granicę polsko-białoruską. Te wydarzenia dzieją się przecież w Polsce równolegle. Wybierając ten drugi temat, dokonała nie tyle artystycznego, co politycznego wyboru. Czy usprawiedliwia ją to, że pomoc uchodźcom jest z punktu widzenia etyki prosta i klarowna, podczas gdy strzeżenie granicy przed migrantami jest nabrzmiałe od moralnych dylematów?

Europa nie szuka rozwiązań problemu migracji

Nagroda Specjalna Jury na festiwalu w Wenecji sugeruje, że film został doceniony za poruszany temat, ale nie został uznany za znakomite dzieło filmowe. Film pożyje na ekranach i zniknie, a wielki, monstrualnie poważny problem migracji pozostanie z nami na czas tak długi, jak daleko sięgać może nasza wyobraźnia. Dlatego pytaniem najważniejszym jest, „co w realnym, pozaekranowym życiu powinno się zrobić w tej sprawie?”. Jak Europa ma zareagować na falę migracji, która nie będzie maleć, ale narastać? Od strony Białorusi może się ona zakończyć z dnia na dzień. Wystarczy, żeby Białoruś zmieniła swoje przepisy wizowe, a strumień migrantów się zatrzyma. Jednak nie da się przerwać napływu migrantów drogą morską ze strony eksplodującej demograficznie Afryki. Pamiętajmy, że w temacie migracji czynnikiem kluczowym są różnice w poziomie życia. Europa uprawiała kolonializm przez stulecia. Przodowały w tym Wielka Brytania, Hiszpania, Holandia, Francja, Portugalia, Belgia, Niemcy i Włochy. Swoje bogactwa uzyskiwały z podboju i wyzysku. Nie potrafiły i nie miały zamiaru inwestować w te kraje – chciały je wyssać i zostawić sobie samym. Teraz nadchodzi czas konsekwencji tej polityki. Niestety, w rezultacie tego historycznego „odwetu” cierpią polscy funkcjonariusze graniczni, których przodkowie nie mieli nic wspólnego z zachodnim kolonializmem. Bo zachodni Europejczycy, potomkowie kolonizatorów, zachowali bogactwo, a wyzyskane ludy nadal żyją w ubóstwie. I tylko świat się zmienił, ponieważ przedostanie się z odległych rejonów Afryki do Europy nie stanowi już problemu. Co więc ma zrobić Europa? Przecież Europejczycy nie będą w stanie przyjąć setek milionów, a tylu ludzi z dawnych kolonii i dominiów będzie starało się dotrzeć do Europy. Europa nie może ich zaabsorbować, bo jeśliby próbowała, sama stanie się wkrótce tak spustoszona, jak kraje, z których ci ludzie przyjdą. Problem jest gigantyczny i znalezienie rozwiązań jest potwornie trudne. Unia Europejska nie ma żadnego logicznego pomysłu na politykę migracyjną, nie ma wyobraźni, wizji ani nie stara się patrzeć daleko w przyszłość. Nie szuka odważnych rozwiązań. Króluje zasada „jakoś to będzie”. A przecież nie będzie.

Problem trzeba atakować tam, gdzie się rodzi

Żeby zmniejszyć (bo zlikwidować się nie da) imigrację, trzeba na początek uruchomić wielką kampanię informacyjną, podważającą kłamstwo propagandy białoruskiej i rosyjskiej, że granica polsko-białoruska stoi otworem. Natomiast w rejonie Morza Śródziemnego trzeba zwalczać gangi i mafie przemytników ludzi, bo to one skłaniają  ludzi do ryzyka, oszukują ich, wykorzystują.

Niestety, te doraźne metody to tylko plaster na rany. Nie zmienią sytuacji trwale. Problem trzeba atakować tam, gdzie się rodzi, czyli daleko od Europy. I nie pomoże tu przekupywanie Turcji czy Tunezji, żeby to one zahamowały falę migrantów. Jedyną metodą jest inwestowanie w ojczyznach migrantów, pomaganie w ich rozwoju gospodarczym i podnoszenie w ten sposób poziomu życia. Tego się nie robi szybko, bez wielkiego ryzyka, ogromnego wysiłku oraz gigantycznych kosztów. To bardzo trudne. Jednak nie Europa, ale Chiny inwestują w Afrykę. Inwestują jak nikt i nigdy w historii. Chiny wręcz „przejmują” Afrykę, podczas gdy Europa jest bierna i w swojej pasywności przeżuwa własne historyczne winy. Czyżby to Chiny miały uratować Europę przed wielką i groźną wędrówką ludów?

Nieuprawnione analogie

PS.  Podobno w filmie Agnieszki Holland są sceny, sytuacje, obrazy, które pobrzmiewają atmosferą holokaustową. Mam pewność, że to powierzchowne porównanie, w rzeczywistości błędne. Żydzi byli w Polsce odwiecznymi mieszkańcami i obywatelami. Przyszli tu Niemcy-wrogowie z jednoznacznym zamiarem ich całkowitego wymordowania. Migranci przychodzą tu sami, bo podejmują ryzyko, by poprawić poziom życia. I, co przecież najważniejsze, nikt nie ma zamiaru ich mordować. Trzeba o tym pamiętać, bo są to różnice kolosalne i wykluczające jakąkolwiek racjonalność takich analogii. Niestety, sama Holland sięga po nie, mówiąc w wywiadzie: „Za 20 lat aktywiści z granicy zostaną Sprawiedliwymi. I nagle się okaże, że wszyscy pomagali”. To jaskrawe, nieusprawiedliwione nadużycie.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Wojna Jom Kippur – 20 dni krwawej walki

Egipskie wojska przejeżdżają przez Kanał Sueski, 7 października 1973


Wojna Jom Kippur – 20 dni krwawej walki

FILIP JASKULSKI


Wieczorem 5 października 1973 r. tysiące Żydów zamieszkujących Izrael dokonywało rytualnej kąpieli w mykwach i przygotowywało się do – mającego nastąpić następnego dnia – święta Jom Kippur zwanego inaczej Świętem Pojednania. Nie przypuszczano jeszcze wtedy, że nazajutrz rozpocznie się okres 20 dni, podczas których o pojednaniu nie będzie w ogóle mowy, a liczba ofiar w ludziach przerośnie liczbę zabijanych rytualnie na tę okazję kur i kogutów. 6 października mija kolejna rocznica wybuchu wojny Jom Kippur – konfliktu izraelsko-arabskiego, który zastał tych pierwszych podczas obchodów jednego z najważniejszych świąt w judaizmie.  
Totalne zaskoczenie

Pomimo iż wywiad amerykański i izraelski, odbierał sygnały o możliwości wybuchu konfliktu, to jednak wszystkie przesłanki były bagatelizowane. Uznano je za zwykłą prowokację mającą ukryć strach krajów arabskich przed najazdem Izraelczyków. Wciąż pamiętano rok 1967, kiedy to udało się w 6 dni rozgromić koalicję Egiptu, Syrii i Jordanii, zajmując przy tym takie terytoria, jak: Półwysep Synaj, Zachodni Brzeg Jordanu czy Wzgórza Golan. Izrael, mimo że istniał dopiero 19 lat i otoczony był zewsząd wrogo nastawionymi sąsiadami, stanowił już potęgę militarną na skalę światową. Z uwagi na powyższe postanowiono, także w związku ze świętami, odesłać znaczny procent żołnierzy na przepustki, aby mogli ten czas spędzić w swoich rodzinnych domach.

Tymczasem od marca 1973 roku – pomiędzy Egiptem a Syrią zawarte było porozumienie o podjęciu wspólnej akcji militarnej przeciw Izraelowi. Porozumienie to poparła również Arabia Saudyjska oraz Jordania, a Związek Radziecki dostarczał na tę okoliczność stronom układu pociski balistyczne ziemia-ziemia. Działaniom Egiptu i Syrii wciąż kibicowały państwa należące do Ligii Arabskiej, która rok wcześniej na zjeździe w Damaszku podjęła decyzję o bojkocie Izraela w celu osłabienia tego państwa. Dodatkowo od 3 miesięcy armia egipska – oficjalnie w celu przeprowadzenia ćwiczeń wojskowych – zgromadziła duże ilości wojska na samej granicy z Izraelem, nad Kanałem Sueskim. Podobnie uczyniła Syria, koncentrując swoje oddziały niedaleko Wzgórz Golan.

Izraelczycy przeżywali jedno z najważniejszych świąt w judaizmie, gdy o godzinie 4 nad ranem 6 października Mosad otrzymał od swojego agenta w Egipcie poważne ostrzeżenie o możliwej agresji, która może nastąpić w każdej chwili. Dopiero wówczas ogłoszona została mobilizacja. Niestety, z racji tak licznych przepustek Siły Obronne Izraela (SOI) potrzebowały aż 3 dni na osiągnięcie pełnej gotowości bojowej. Cały ten świąteczny zgiełk, choć z pewnością nie sprzyjał Siłom Obronnym, to jednak okazał się pomocny w mobilizacji wojsk. Żołnierze nie wyjeżdżali na zagraniczne wakacje ani nie uczestniczyli w suto zakrapianych alkoholem imprezach, tylko spędzali ten czas w domach bądź w synagogach, co ułatwiło proceder powiadamiania ich o zaistniałej sytuacji. Również znikomy ruch na ulicach i puste drogi umożliwiły im szybsze dotarcie do swoich jednostek. Zanim jednak wszyscy przybyli na miejsce, aby móc zacząć działać, na terenie ich kraju rozpętało się piekło. 6 października o godzinie 14 (10 godzin po odebraniu meldunku o możliwej agresji) wojska egipskie uderzyły na wschodni brzeg Kanału Sueskiego, dziesiątkując bez większego problemu stacjonującą tam niewielką grupę żołnierzy, po czym skierowały się w głąb państwa.

W tym samym czasie Syryjczycy uderzyli na Wzgórza Golan, niszcząc bezlitośnie tamtejszą linię obrony, a syryjscy komandosi opanowali ważną dla SOI stację radarową na Górze Hermon. Łącznie tego dnia Izraelczycy stracili 300 czołgów, a około 1200 Izraelskich żołnierzy zostało wziętych do niewoli. Dzień później podjęto dramatyczną próbę kontrataku. Użyto do tego 22 samolotów bojowych. Niestety, wszystkie zostały zestrzelone. Niespodziewany atak i widmo utraty suwerenności były ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich obywateli.

Izraelski kontratak

9 października, po 3 dniach od wybuchu wojny, Siły Obronne Izraela były już w  pełni gotowe do działań. Dodatkowo prezydent USA Richard Nixon podjął decyzję o natychmiastowym dostarczeniu Izraelczykom amerykańskiego sprzętu bojowego, który przylatywał z USA samolotami izraelskich linii lotniczych EL Al. Rozpoczął się kontratak. Najpierw dokonano potężnego i skutecznego nalotu na stolicę Syrii – Damaszek. Podczas tego nalotu zbombardowane zostały budynki rządowe, ropociągi, elektrownie i wiele innych ważnych dla państwa obiektów, a także kilka osiedli mieszkaniowych. Ta wiadomość z pewnością zaskoczyła Syryjczyków stacjonujących już na dobre na Wzgórzach Golan.

Nie mieli oni jednak zbyt dużo czasu na refleksję, gdyż niemal jednocześnie zostali zaatakowani przez Siły Obronne Izraela, które skutecznie wyparły ich z tego rejonu. Wojska syryjskie straciły wówczas blisko 1400 czołgów i wozów opancerzonych. Co ciekawe, większość tego sprzętu nie była zniszczona i nadawała się do dalszego użytku, a żołnierze podczas ucieczki zostawili maszyny z uwagi na brak paliwa. Izraelski front brnął dalej w głąb Syrii do momentu, aż zakończył swój bieg 40 km od Damaszku. Powodem tej decyzji było ostateczne wyparcie wojsk syryjskich z terenów Izraela i konieczność wsparcia oddziałów walczących z frontem egipskim. W wojsku syryjskim dokonano przegrupowania, aby również wysłać wsparcie dla Egipcjan. W samym Damaszku ulokowało się wówczas kilka dywizji irackich, na wypadek gdyby Izrael ruszył na Damaszek. 14 października o godzinie 6:30 Egipcjanie rozpoczęli na półwyspie Synaj jednoczesny atak w 5 miejscach. Najcięższe walki toczyły się w okolicach słynnego wąwozu Mitla, gdzie 6 lat wcześniej doszło też do tego typu starcia w ramach wojny 6-dniowej. Egipcjanie również i tym razem ponieśli klęskę i musieli wycofać się do swoich poprzednich pozycji. W tym samym czasie ze Stanów Zjednoczonych wysyłane zostały transporty sprzętu bojowego w celu pomocy dla SOI. Potężne samoloty transportowe wylatywały regularnie z USA, dokonywały tankowania na lotnisku Lajes w Portugalii, po czym leciały dalej do Izraela. Po wylądowaniu cały sprzęt w ciągu godziny był przemalowany na barwy izraelskie i niezwłocznie wysłany na front.

W celu odcięcia Egipcjanom możliwości odwrotu Izraelczycy postanowili przedrzeć się na zachodni brzeg Kanału Sueskiego. W tej spektakularnej akcji brała udział 162 Dywizja Pancerna pod dowództwem gen. Abrahama Adana oraz 143 Dywizja Pancerna pod dowództwem gen. Ariela Szarona – późniejszego premiera Izraela w latach 2001-2006. Dzięki ich działaniom 18 października udało się otoczyć Egipcjan na półwyspie Synaj i rozpocząć natarcie w kierunku stolicy Egiptu – Kairu. Izraelczycy zaczęli małymi kroczkami zbliżać się do zwycięstwa.

W kierunku pokoju

Z tego, że brnąć dalej w wojnę kompletnie nie ma sensu, najszybciej zaczęli zdawać sobie sprawę wspierający Arabów Sowieci. Już 18 października ambasador ZSRR w USA przedstawił prezydentowi Nixonowi plan zakończenia wojny i pokojowego rozwiązania konfliktu na Bliskim Wschodzie. Propozycja ta niemal od razu została odrzucona i uznana za niemożliwą. Już następnego dnia do Moskwy zaproszony został sekretarz stanu Henry Kissinger w celu podjęcia rozmów na temat zakończenia konfliktu. Efektem rozmów tego było podpisane dzień później radziecko-amerykańskie porozumienie o podjęciu wspólnych starań zmierzających do zakończenia wojny. Jeszcze dzień przed przystąpieniem do działania ONZ Izraelscy komandosi odbili z rąk Syryjczyków stację radarową na górze Hermon. 22 października Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła Rezolucję nr 338 wzywającą do zawieszenia broni w ciągu 12 godzin oraz do pozostania na aktualnych pozycjach na czas rozmów dotyczących pokoju.

Obie strony konfliktu na to przystały. Wśród przywódców arabskiej koalicji niezłomny pozostawał prezydent Egiptu Anwar Sadat, który chciał nadal prowadzić walki. Już w nocy z 22 na 23 października Egipcjanie zaatakowali izraelskie pozycje. Ostatecznie jednak Izraelczycy nie dość, że utrzymali się bezproblemowo na tych pozycjach, to jeszcze przesunęli się nieco w głąb Egiptu, otaczając miasto Suez. Arabska koalicja wraz ze Związkiem Radzieckim robiła, co tylko mogła, aby szala zwycięstwa przechyliła się na ich stronę. 23 października radzieckie samoloty przeprowadziły zwiad nad Kanałem Sueskim. Gdy tylko odnotowali przemieszczające się oddziały SOI, natychmiast oskarżono Izrael o łamanie zasad zawieszenia broni. Tego samego dnia Sowieci zagrozili, że w przypadku dalszego łamania przez SOI warunków rozejmu oddziały Armii Czerwonej wkroczą na Bliski Wschód w celu zaprowadzenia porządku. Postawiono nawet w stan gotowości 7 radzieckich dywizji powietrznodesantowych.

Siły Obronne Izraela czekały spokojnie na rozwój wydarzeń, natomiast niestrudzeni Egipcjanie wciąż prowokowali. Już następnego dnia zaatakowali oni izraelskie pozycje na północ od Suezu. Próbowano pomóc oddziałom otoczonym w Kanale Sueskim. Jednocześnie prezydent Sadat oskarżył Izrael o łamanie zasad zawieszenia broni i wezwał Związek Radziecki do interwencji zbrojnej. Na tę prowokację Egiptu natychmiast odpowiedział prezydent USA, stawiając w stan podwyższonej gotowości bojowej wojska amerykańskie na całym świecie. Dodatkowo ogromna  liczba żołnierzy została skierowana w rejon Morza Śródziemnego. Ten pokaz siły Amerykanów ostatecznie przekonał Związek Radziecki do zakończenia konfliktu. Prezydent Egiptu Anwar Sadat pod naciskiem Leonida Breżniewa zgodził się na zawieszenie broni. Wojna Jom Kippur dobiegła końca. Od 28 października rozpoczął się cykl spotkań pokojowych mających na celu polepszenie stosunków pomiędzy Izraelem a państwami arabskimi. Dzięki nim Izraelczycy zaczęli powoli wycofywać swoje wojska z terenów, które były zajęte podczas wojny. Egipt, pomimo iż podczas konfliktu często prowokował swoich przeciwników, to jednak w czasie działań pokojowych wykazywał się ogromnym zaangażowaniem w utrzymaniu równowagi i bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.

21 grudnia 1973 r. podczas konferencji pokojowej w Genewie Egipt potępił oficjalnie arabski nacjonalizm. Największym i najbardziej przełomowym wydarzeniem w relacjach egipsko-izraelskich był listopad 1977 r. Wówczas prezydent Anwar Sadat przybył do Izraelu. Była to pierwsza w historii wizyta pokojowa arabskiego przywódcy w tym kraju. Sadat spotkał się z premierem Menachemem Beginem i odwiedził Kneset, gdzie wygłosił przemówienie. Tego samego dnia w parlamencie przemawiała zaproszona na tę uroczystość była premier Golda Meir. Była to, jak się później okazało, jej ostatnia w życiu wizyta w Knesecie. Rok później w amerykańskim Camp David podpisano porozumienie, na mocy którego rok później uchwalono traktat pokojowy pomiędzy Izraelem a Egiptem. Konflikt został na dobre zażegnany.

Wydawać się mogło, że wojna Jom Kippur w swojej początkowej fazie zakończy się sukcesem państw arabskich. Statystyki wojskowe były miażdżące. Egipt, Syria i Irak posiadały łącznie blisko 400 000 żołnierzy, 1100 samolotów, 4300 czołgów i 1800 dział artylerii. Siły Obronne Izraela swoim wyposażeniem niekiedy nie dochodziły do połowy wyżej wymienionych liczb. Choć byli w bardzo beznadziejnej sytuacji, to jednak dali radę podnieść się po ciężkim ciosie i wygrać cały pojedynek. Istnieje wiele opinii na temat tego, dlaczego ogromne siły koalicji przegrały wojnę z tak małym państwem, otoczonym zewsząd samymi wrogami. Wielu historyków i politologów tłumaczy ten sukces poziomem wyszkolenia armii i pomocą, jakiej udzielili Izraelczykom Amerykanie. Trzeba jednak pamiętać, że koalicja arabska również miała swoich sprzymierzeńców i pomocników  m.in. Związek Radziecki. Można również usłyszeć opinie o ogromnym zaangażowaniu i sile ducha Izraelczyków, którzy za wszelką cenę nie chcieli dopuścić do ponownej utraty niepodległości. Osoby blisko związane z chrześcijaństwem lub judaizmem otwarcie twierdzą, że Siłom Obronnym Izraela pomagał sam Bóg, który przecież zgodnie ze Starym Testamentem, postanowił ofiarować te ziemie swojemu Narodowi Wybranemu. Ile ludzi, tyle opinii.


Bibliografia:

  1. J. Zdanowski, Historia Bliskiego Wschodu w XX wieku, Wrocław 2010.
  2. J. Biziewski, K. Kubiak, Yom Kippur, Warszawa 1995.
  3. Ł. M. Nadolski, Wojna Jom Kippur 1973, Aj-Press 2009.

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Netanyahu returns home after pressing Israel’s positions in US

Netanyahu returns home after pressing Israel’s positions in US

JNS.org


The Israeli premier met with Biden and more than a dozen other world leaders on the sidelines of the U.N. General Assembly.
.

Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu at New York’s John F. Kennedy Airport, Sept. 24, 2023. Credit: Twitter.

Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu departed for Israel from New York’s John F. Kennedy Airport early on Sunday morning, wrapping up a six-day trip to the United States that included meetings with heads of state and an address to the United Nations General Assembly.

Netanyahu was set to touch down in Tel Aviv on Sunday afternoon, just after Israel’s airspace officially closes for the Yom Kippur holiday, but before the holiday starts at sundown.

“I think this visit brought many achievements, and with your help, and thanks to you, we were able to do lots of good things for the State of Israel,” the premier told fellow members of the Israeli delegation shortly before takeoff, noting he had met with some 20 leaders from five different continents during the visit.

“I also want to thank many of you for the congratulations [that I received] on the U.N. speech, which, to my joy, was not only broadcast live on U.S. television networks but also live in Saudi Arabia. This is, of course, a blessing for next year; next year will be a good year for us,” he added.

The premier began the visit, his first to the United States since being voted back into office in November, with a visit to California on Sept. 18, where he met with X (formerly Twitter) owner and Tesla CEO Elon Musk at the electric vehicle company’s plant in Fremont.

On Tuesday morning, Netanyahu and his entourage landed in New York to participate in the annual gathering of world leaders at the U.N. General Assembly.

Netanyahu met with U.S. President Joe Biden in New York on Wednesday, marking the first face-to-face meeting between the two leaders since Netanyahu was re-elected nine months ago. Their closed-door meeting focused on the Iranian threat, Saudi-Israeli normalization, the Palestinian issue and Israel’s judicial reform push.

On the sidelines of the U.N. assembly, Netanyahu also held meetings with the leaders of Germany, Turkey, South Korea, Ukraine, Paraguay, Congo, Malawi, South Sudan and the Pacific nations of Palau, Nauru, Marshall Islands, Fiji and Papua New Guinea, as well as with U.N. Secretary-General António Guterres.

During meetings with Netanyahu, leaders of Congo and Paraguay announced their intentions to open, or reopen, embassies in Jerusalem.

Capping off his week-long visit, Netanyahu addressed the UNGA on Friday. His speech largely focused on ongoing efforts to forge a normalization agreement between the Jewish state and Saudi Arabia.

A looming peace between Israel and Saudi Arabia will have far-reaching implications, including encouraging other Arab nations to normalize relations with Israel, Netanyahu predicted.

He called the Abraham Accords “a pivot of history,” and said the whole world is reaping their benefits. “All these are tremendous blessings,” said the premier.

Before returning to Israel, Netanyahu also sat down with former Google CEO Eric Schmidt and former U.S. Secretary of State Henry Kissinger.



Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com