Archive | July 2018

Rocznica zamachu na Hitlera. O co walczył hrabia von Stauffenberg

Rocznica zamachu na Hitlera. O co walczył hrabia von Stauffenberg

Stefan Niesiołowsk


Płk Claus von Stauffenberg (pierwszy z lewej) i Adolf Hitler pięć dni przed zamachem w Wilczym Szańcu (Materiały prasowe)

Nie brak opinii, że Claus von Stauffenberg i inni spiskowcy, którzy chcieli zgładzić Hitlera, byli koniunkturalistami i zamierzali jedynie ocalić Niemcy. Autorzy takich twierdzeń pomijają moralny aspekt ich działań. Próbując obalić nazistów, mówili o konieczności sprzeciwienia się ich zbrodniom

Stefan Niesiołowski w czasach PRL opozycjonista i więzień polityczny, w III RP polityk, poseł i senator

W czwartek 20 lipca 1944 r. stojący na czele antyhitlerowskiej konspiracji płk Claus Philipp Schenk hrabia Stauffenberg podłożył bombę w Kwaterze Głównej Hitlera (Wolfsschanze) w pobliżu Rastenburga (dziś Kętrzyna) w Prusach Wschodnich. Na skutek szeregu zbiegów okoliczności Führer odniósł tylko powierzchowne obrażenia. Zginęło kilku jego drugorzędnych współpracowników, wśród nich płk Heinz Brandt, który przestawił teczkę z bombą za dębowy wspornik stołu, co osłabiło moc wybuchu. Wielu historyków uważa, że Brandt – należący do spisku, ale nieświadomy tego, co jest w teczce – przyczynił się do niepowodzenia zamachu i operacji „Walkiria” mającej doprowadzić do upadku nazistów i końca wojny.

Dyskusyjna to teza i nierozstrzygalna. Ważniejsze wydaje się to, że Stauffenberg, uzbrajając ładunek w łazience niedaleko baraku narad, spieszył się i włożył do teczki tylko jedną bombę, a drugą wyrzucił po drodze. Nie wiadomo dlaczego. Najpewniej uznał, że jedna wystarczy. Dwa ładunki zabiłyby wszystkich uczestników narady wraz z Hitlerem – wiemy to dzięki wielu powojennym obliczeniom i symulacjom.

W zamieszaniu płk Stauffenberg i jego adiutant por. Werner von Haeften opuścili Kwaterę Główną i odlecieli do Berlina, gdzie próbowali przy użyciu wojska przejąć władzę. Zgrupowani w ministerstwie obrony przy Bendlerstrasse (dziś Stauffenbergstrasse) wysyłali na prowincję rozkazy wzywające do aresztowania czołowych nazistów i przejmowania władzy przez Wehrmacht. Ale krzyżowały się one z rozkazami wysyłanymi z kwatery Hitlera przez feldmarszałka Wilhelma Keitla i instrukcjami Martina Bormanna do gauleiterów. Nienależący do sprzysiężenia major Otto-Ernst Remer, wysłany przez zamachowców, by zająć dzielnicę rządową i aresztować Josepha Goebbelsa, po telefonicznej rozmowie z Hitlerem pomaszerował ze swym batalionem przeciwko spiskowcom. Otoczeni w budynku ministerstwa obrony nie mieli szans na przejęcie władzy.

Sąd polowy zwołany naprędce przez gen. Ericha Fromma, który również należał do spisku, ale widząc jego klęskę, myślał już tylko o ratowaniu siebie, skazał na śmierć najważniejszych organizatorów zamachu: płk. Stauffenberga, gen. Friedricha Olbrichta, płk Albrechta Rittera Mertza von Quirenheima i por. von Haeftena. Skazańcy zostali rozstrzelani na dziedzińcu ministerstwa, przed egzekucją listy do rodzin napisali tylko Olbricht i Mertz, Stauffenberg był ranny w ramię i osłabiony utratą krwi.

Ciała rozstrzelanych oraz gen. Ludwiga Becka, jednego z przywódców spisku, który popełnił samobójstwo, zostały pochowane na cmentarzu Matthiaskirche. Ale z rozkazu Reichsführera-SS Heinricha Himmlera wykopano je, pozbawiono orderów i spalono. Prochy miały być rozsypane po polach, ale marszałek Hermann Göring stwierdził jednak, że nie mogą „hańbić” niemieckich pól, więc powinny być rozpylone na wysypiskach śmieci i nieużytkach. Himmler przychylił się do tej propozycji.

Wśród przeciwników Ruchu 20 lipca i samego von Stauffenberga rozpowszechniony jest pogląd, że długo sympatyzował z Hitlerem, a do sprzysiężenia przyłączył się późno.

Przytacza się zwykle jego list pisany podczas kampanii w Polsce, w którym wychwalał niemiecki podbój. Trzeba być ignorantem, by oczekiwać, że pisząc z frontu, niemiecki oficer zaprezentuje antyhitlerowskie poglądy.

Córka von Stauffenberga, Konstanze von Schulthess, pisze, że takie oceny zawsze oburzały jej matkę – Ninę, która podkreślała: Mój mąż nie był entuzjastą Hitlera, on go wręcz nie lubił. Twierdził, że Hitler nie myśli. Że jest kołtunem… W tym momencie [w 1939 – przyp. S.N.] uczestniczył już w przygotowywaniu konkretnych planów zabicia Hitlera, ale potem na jakiś czas je zarzucił. Nie brak wypowiedzi zarówno Stauffenberga, jak i ludzi z nim związanych, świadczących o głęboko krytycznej ocenie nazizmu i Hitlera. W końcu zdeterminowany von Stauffenberg powiedział do najbliższego otoczenia spiskowców: „Pójdę i zabiję tę świnię”.

Przeciwnicy zamachowców, także polscy, podkreślają, że byli to koniunkturaliści, którzy chcieli ocalić przede wszystkim Niemcy i możliwie wiele z hitlerowskich podbojów. Pomijają moralny aspekt tego protestu, moim zdaniem decydujący. Świadczą o tym m.in. wypowiedzi Henninga von Tresckowa porównującego uczestników spisku do sprawiedliwych w Sodomie, a także innych konspiratorów mówiących o konieczności moralnego sprzeciwu wobec zbrodni nazizmu. Zdawali sobie zresztą sprawę z niewielkich szans powodzenia zamachu w obliczu terroru i ogłupienia społeczeństwa nazistowską propagandą.

Dopiero po północy radiostacja w Królewcu rozpoczęła nadawanie do jednostek frontowych oraz na całe Niemcy przemówienia Hitlera. Chrapliwym głosem wyrzucił z siebie stek obelg, kłamstw i typowych dla siebie zaklęć rzeczywistości, której nie mógł zmienić. III Rzesza wojnę już w tym momencie przegrała, a otoczenie Führera przypominało zgrupowanie żywych trupów.

„Niemcy i Niemki!… Mała klika pozbawionych honoru zdrajców i zwyczajnie głupich oficerów uknuła spisek, aby zabić mnie i zlikwidować kierownictwo niemieckich sił zbrojnych. Bomba […] wybuchła dwa metry po mojej prawej stronie, nie odniosłem żadnych obrażeń. Widzę w tym znak Opatrzności, abym dalej kroczył na drodze do celu tą samą drogą, którą szedłem dotychczas […] miliony Niemców narażają swoje życie, dając z siebie wszystko, mała grupa wyzutych z honoru kreatur usiłuje poświęcenie to udaremnić. Teraz porachujemy się z nimi, tak jak to potrafią narodowi socjaliści”.

Goebbels określił to przemówienie jako panikarskie i uderzające w fałszywy ton nielicujący z wizerunkiem niezłomnego wodza. W dziennikach zapisał: 20 lipca był faktycznie najgorszym dniem kryzysu wojennego, lecz również był to Pierwszy Dzień naszego odrodzenia. W rzeczywistości było to samooszustwo. Od klęski – choć oczywiście to tylko przypuszczenie – mogło Niemcy ocalić jedynie obalenie nazistowskiej dyktatury, a nie mobilizacja ostatnich rezerw. Przewaga aliantów była miażdżąca.

Co by się stało, gdyby spiskowcom się udało? Pewnie ocalałoby kilka milionów ludzi w obozach koncentracyjnych i w wielu innych miejscach. Nie byłoby krwawej rzezi Powstania Warszawskiego i Słowackiego Powstania Narodowego. Jednak to wyłącznie rozważania, których nie da się zweryfikować.

W momencie zamachu alianci byli w okolicach Paryża, Sowieci nad Wisłą, a III Rzesza – ciągle silna i zdolna stawiać opór – coraz bardziej koncentrowała się na mordowaniu własnych obywateli, którzy zwątpili w ostateczne zwycięstwo. Hitler zdecydował się na ofensywę w Ardenach, która pochłonęła ostatnie rezerwy i umożliwiła Armii Czerwonej szybszy marsz na zachód. Zamknięty w bunkrze, opuszczony przez wielu czołowych nazistów, powtarzał, że Niemcy na niego nie zasłużyły. Że nie ma żadnych cywilów, bo wszyscy są żołnierzami. Że zagłada Niemców i Niemiec, jako słabszych, jest koniecznością historyczną – zgodnie z zasadą: tylko silne narody przeżyją. Wtedy wydał swój słynny rozkaz znany jako Nerobefehl (rozkaz Nerona): spalić wszystko, co wróg może wykorzystać do walki. Nie wykonał go Albert Speer i może dlatego nie został skazany w Norymberdze na śmierć.

Zdumiewające, ale nieudany zamach na Hitlera 20 lipca 1944 r. nie miał właściwie żadnego wpływu na sytuację na froncie (…), wpłynął za to na postawę samego Hitlera. Pogłębił w nim brak zaufania do korpusu oficerskiego, wzmocnił zaś wiarę w SS i gestapo. Umocnił przekonanie, że jest mężem opatrznościowym, powołanym do przewodniczenia narodowi w godzinie próby. Wielu niemieckich żołnierzy frontowych było po prostu zaszokowanych tym, co uważali za zdradę uknutą za ich plecami – pisze brytyjski historyk Toby Thacker w książce „Koniec Trzeciej Rzeszy”.

W opiniach historyków i dokumentach z tamtych czasów przeważa pogląd, że zamach umocnił opór Rzeszy i przyczynił się do wzrostu popularności „cudem ocalonego” Führera. Z drugiej strony warto przytoczyć opinię kapitana łodzi podwodnej, a po wojnie admirała Bundesmarine i NATO Ericha Toppa: Mówiąc o wewnętrznym oporze, musimy mieć na względzie fakt, że w systemie totalitarnym tego rodzaju ruch mógł funkcjonować tylko ukryty głęboko pod powierzchnią codzienności. Należy też wiedzieć, że po umocnieniu się narodowosocjalistycznego reżimu jakikolwiek otwarty protest nie był w ogóle możliwy.

Okrucieństwo, z jakim naziści rozprawili się z członkami Ruchu 20 lipca i innymi przeciwnikami, było niesłychane. Wielu zawisło na strunach fortepianowych w więzieniu Ploetzensee w Berlinie. Stracono ok. 5 tys. osób, wielu – jak Wilhelm Canaris i Dietrich Bonhoeffer – w ostatnich dniach wojny.

Zamordowany został zaangażowany w zamach brat Clausa von Stauffenberga – Berthold. Naziści stosowali odpowiedzialność zbiorową. 3 sierpnia 1944 r. na konferencji gauleiterów Himmler oświadczył, że rodzina hrabiego zostanie wytępiona do ostatniego pokolenia. Tak się jednak nie stało, czworo dzieci umieszczono w sierocińcu, piąte, urodzona w styczniu 1945 r. Konstanze, zostało przy matce. Wszyscy przeżyli – 27 sierpnia 2003 r. w Kirchlauter wdowa po płk. von Satuffenbergu obchodziła 90. urodziny w otoczeniu 43 przedstawicieli różnych pokoleń rodu.

Trudno porównywać okrucieństwa nazistów i komunistów, ale rodziny zamachowców z Ruchu 20 lipca, jeśli nie były zaangażowane w spisek, zostały uwięzione, objęte nadzorem gestapo, lecz nie zamordowane.

Bolszewicy – Lenin, Trocki, Stalin i inni – nie mieli cienia szacunku dla prawa i życia. Lenin sformułował to jasno w rozmowie z Maksymem Gorkim: Dyktatura oznacza – zapamiętajcie sobie raz na zawsze – nieograniczoną władzę i użycie siły, a nie prawa.

Trocki, usprawiedliwiając terror, stwierdził: Musimy raz na zawsze położyć kres papistyczno-kwakrowskiej gadaninie o świętości ludzkiego życia.

Bolszewicy mordowanie nawet małych dzieci czy całkowicie niewinnych osób spokrewnionych z ich przeciwnikami traktowali jako oczywistość.

Von Stauffenberg i jego towarzysze całe lata byli szkalowani w Republice Federalnej Niemiec jako „zdrajcy”. Nienawidzili ich też komuniści z NRD, gdyż ich zwycięstwo mogłoby stać się przeszkodą na drodze Stalina do zniewolenia wielu narodów. Polska propaganda w PRL-u nie widziała różnicy między Hitlerem i von Stauffenbergiem. Hrabiego i innych spiskowców nadal atakują nacjonaliści, także polscy. Wygodniej im rozpowszechniać tezę, że całe Niemcy do końca wojny trwały przy Hitlerze, choć to nieprawda.

Dla zachodnich aliantów, którzy trzymali się koncepcji bezwarunkowej kapitulacji, niemiecka opozycja była też niewygodna. W propagandzie zohydzania bohaterów 20 lipca komuniści, a dziś nacjonaliści – także PiS-owscy – uważają, że obalenie władzy nazistów oznaczałoby niekorzystne dla Polski powojenne granice. Dlatego wypowiedzi PiS-owskich polityków i propagandystów są podobne do tych z czasów PRL-u.

Trudno oczekiwać od Stauffenberga i innych spiskowców walczących o obalenie dyktatury, by myśleli o interesach innych państw. Zdumiewa dziwaczna radość polskich „patriotów i innych niezłomnych”, że Hitler jednak nie zginął w zamachu, a mjr Remer nie aresztował Goebbelsa i nie uwolnił więźniów gestapo. Dziś stanowią oni jednak już wyłącznie antyniemiecki rozsierdzony folklor.

Pomnik Clausa von Satuffenberga stoi na dziedzińcu ministerstwa obrony, gdzie z towarzyszami oddał życie za pokój i demokratyczne Niemcy. Także inni niemieccy bohaterowie walczący przeciwko dyktaturze Hitlera mają pomniki, ulice i szkoły. A w rocznicę zamachu demokratyczne Niemcy w zjednoczonej Europie oddają im szacunek i cześć.


Korzystałem m.in. z: E. Topp, „Pochodnie nad Atlantykiem”, V. Sebestyen, „Lenin dyktator”, K. von Schulthess, „Nina Schenk Hrabina von Stauffenberg”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Finland Stealth Boats to Get Israel’s Missiles


Finland Stealth Boats to Get Israel’s Gabriel Advanced Naval Attack Missiles

 Defense Update


Bildresultat för hamina.jpgHamina Class FAC in Finnish Navy service.

Finland has selected Israel’s Advanced Naval Attack Missile to replace its current MTO85M system, a derivative of Swedish RBS15 that will reach the end of its life cycle in the 2020s. IAI’s Gabriel has beaten four other competitors evaluated by Finland’s MOD, including Kongsberg’s NSM, MBDA’s Exocet, Boeing’s Harpoon and Saab’s RBS15. The initial contract is worth EUR162 million, with an option worth EUR 193 million.

 

Bildresultat för hamina_1021-696x395.jpgIAI Gabriel 5 Advanced Naval Attack Missile is heading to Finland next year, replacing RBS15 on the Hamina-class missile boats and future Squadron 2020 corvettes. Image: IAI

The selection of Israel’s Advanced Naval Attack Missile marks an important achievement for IAI, representing the first sale of such strategic system to a European Navy. Also known as Gabriel 5, the weapon is the latest member of a family of naval attack missiles developed by IAI. Little is known about the weapon, that is believed to be operational on Israel Navy missile boats and with some foreign navies.

With a size roughly as the American Harpoon and French Exocet, the Israeli missile covers longer ranges and can complete its mission even in a highly restrictive environment. Using a modern and advanced active radar seeker and a sophisticated weapon control designed to overcome target selectivity problems, the system achieves very high operational effectiveness, particularly in littoral waters. As such it is optimized for operation in congested waters, and under heavy electronic warfare and against sophisticated countermeasures, typical of scenarios that might be encountered in the Baltic Sea. The missile has an estimated range of 200-400 km and, according to some reports, a version of the missile is equipped with a two-way datalink. According to the Finnish MOD, the missile will also be usable from vehicular platforms on land and against land targets.

As an advanced attack missile, Gabriel 5 could penetrate the target’s protection, both soft- and hard-kill defenses. It was designed with sophisticated electronic counter-countermeasures (ECCM) dealing with chaff, advanced decoys, and active ECM. Gabriel 5 and Barak 8 were described as part of a combined, offensive and defensive system suite built by IAI’s Missiles and Space division for the Israeli navy and for export.

The main selection criteria weighed the weapon’s performance along with acquisition costs and schedule, lifecycle costs and security of supply. Compatibility with existing infrastructure and defense system was also considered.

The new missile will be installed on existing Hamina-class missile boats and the new Squadron 2020 vessels, the first will be launched in 2019. The Hamina is undergoing a midlife upgrade program lead by Patria. The SMM2020 will also be installed on a vehicle platform, introducing a first known coastal defense variant for the Gabriel. Deliveries will start in 2019 and continue through 2025. The Finnish Navy is expected to maintain the new missile in service for a period of 30 years. The purchase will include launchers, missiles, simulators, test equipment, spare parts, and training. The SSM2020 will be maintained in Finland.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Oczyścimy Palestynę z Żydów

Oczyścimy Palestynę z Żydów

   Malgorzata Koraszewska



Wysoki dygnitarz Hamasu, wzywa do oczyszczenia Palestyny z Żydów. Hammad, który jest członkiem Biura Politycznego Hamasu i ministrem spraw wewnętrznych, na wiecu 12 lipca zapowiedział oczyszczenie Palestyny z brudu Żydów i zbudowanie kalifatu.
Powiedział, że Hamas cały czas produkuje broń i amunicję do bezpośredniego zbrojnego starcia z Izraelem.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Żydowska autonomia?

Żydowska autonomia? Społeczność żydowska w Polsce w pierwszych latach po II wojnie światowej

MAGDALENA SEMCZYSZYN


[Zdjęcie pochodzi z zasobów Archiwum IPN]

W wyniku II wojny światowej diametralnej zmianie uległa struktura narodowościowa Polski. W wyniku eksterminacji i wywózek, a także zmiany granic wielonarodowościowy kraj zamienił się w państwo jednorodne etnicznie. Szczególnie doświadczeni zostali polscy Żydzi. Zagładę przeżyło zaledwie około 240 tys. z 3,3 mln żydowskich obywateli II RP. Większość ocalała na terenach ZSRR. Tylko niewielka garstka przetrwała okupację w partyzantce, na tzw. aryjskich papierach i w obozach.

Wiosną 1945 r. ocalali z Zagłady zaczęli nazywać samych siebie biblijnym terminem Szerit ha’Pleta – ocalałe ostatki (1Krn 4,43). Ich położenie w Europie nazajutrz po wojnie było niezwykle trudne. Znakomita większość straciła bliskich i dom. Wielu Żydów przebywało w obozach dla DP (Displaced Persons) w strefach okupacyjnych Niemiec, oczekując na możliwość emigracji do Palestyny, USA lub Kanady. Panowała atmosfera tymczasowości i niepewności co do dalszego losu. Po traumie zagłady nic nie mogło być już takie samo.

Podobne odczucia towarzyszyły Żydom w Polsce. Do końca lipca 1946 r., na podstawie porozumienia o ewakuacji obywateli polskich, z ZSRR do kraju wróciło około 136 tys. Żydów. Większość z nich została osiedlona na Dolnym Śląsku i w Szczecinie. To tu, na Ziemiach Zachodnich, zaczęto wkrótce lansować koncepcję odbudowy żydowskiego życia w Polsce. „Wróciliśmy do kraju różnymi drogami […]. Niestety na miejscu nie znaleźliśmy naszych najbliższych, o których tragicznym losie w okresie okupacji dochodziły do nas wieści i co do których każdy z nas żywił na dnie duszy iskierkę nadziei, jak również nie znaleźliśmy niczego z naszego dorobku materialnego z lat przedwojennych […]. Tak, stara księga, księga naszej przeszłości jest dla nas zamknięta. Musimy wszystko budować od nowa, musimy organizować sobie nowe życie w nowej, demokratycznej Polsce” – pisano w lipcu 1946 r. w pierwszym numerze »Tygodnika Informacyjnego. Organu Wojewódzkiego Komitetu Żydów Polskich w Szczecinie”.

Nowe życie

Pierwsi z pomysłem stworzenia „żydowskiego osiedla” (jidisz: jidiszer jiszew) na Dolnym Śląsku wystąpili byli więźniowie obozu Gross-Rosen i jego licznych filii. Obozy na Dolnym Śląsku przeżyło około 6 tys. polskich Żydów, którzy po wyzwoleniu skupili się w komitetach powstających spontanicznie m.in. w Wałbrzychu, Rychbachu (Dzierżoniowie), Kłodzku, Legnicy, Pieszycach i Bielawie. Tylko nieliczni ocaleni powrócili do dawnych miejsc zamieszkania. Większość, po krótkiej wizycie w rodzinnych stronach, wracała na Zachód, załamana wieściami o śmierci bliskich i zniechęcona bezskutecznymi próbami odzyskania mienia. W kolejnych miesiącach 1945 r. na teren Dolnego Śląska napływali także Żydzi z innych rejonów Polski. W czerwcu 1945 r. w Dzierżoniowie powołano Wojewódzki Komitet Żydów Dolnego Śląska (WKŻ). Wkrótce jego przedstawiciele wystosowali do Ministerstwa Administracji Publicznej (MAP) „Memoriał w sprawie osiedlenia się Żydów na obszarze Dolnego Śląska”, w którym znalazły się konkretne postulaty dotyczące budowy „żydowskiego osiedla” na tych terenach. Za miejscem przemawiały zarówno argumenty emocjonalne, jak i polityczne. Odrodzenie się szczątków żydowskiego świata na poniemieckich ziemiach miało wymiar symboliczny. „Wskazanym jest – pisano w jednym ze sprawozdań komitetu w Bielawie − żeby właśnie tutaj, gdzie Żydzi byli ujarzmieni, harowali, tracili swoje zdrowie i siły dla innych, tworzyli teraz jako wolni, odrodzeni ludzie, nowe życie”. Pomysł zyskał poparcie ministra Edwarda Ochaba, władz Centralnego Komitetu Żydów Polskich (CKŻP) oraz Komitetu Organizacyjnego Żydów Polskich w Moskwie.

Koncepcje władz komunistycznych

Stosunek władz komunistycznych w Polsce do ludności żydowskiej był skomplikowany i zmieniał się w zależności od sytuacji politycznej i aktualnej linii ZSRR w sprawie palestyńskiej. W pierwszych kilku latach po wojnie zwyciężyła koncepcja żydowskiego osadnictwa. Przychylny stosunek władz do ludności żydowskiej wynikał z pragmatyzmu. Odradzające się życie żydowskie w Polsce z jednej strony stanowiło realizację zapowiedzi zawartej w manifeście PKWN („Żydom po bestialsku tępionym przez okupanta zapewniona zostanie odbudowa ich egzystencji oraz prawne i faktyczne równouprawnienie”), z drugiej zaś miało legitymizować rzekomo demokratyczny, walczący z antysemickimi uprzedzeniami charakter nowych rządów nad Wisłą w oczach Zachodu. Dla władz komunistycznych inicjatywa byłych żydowskich więźniów stała się częścią szerszego planu dotyczącego zasiedlenia Ziem Zachodnich. Stanowiła zarazem remedium na problem związany z tzw. repatriacją polskich Żydów z terenów ZSRR. W gremiach kierowniczych PPR pojawiło się kilka koncepcji dotyczących żydowskiego osadnictwa. Wszystkie dotyczyły terenów poniemieckich. Latem 1945 r. w planach MAP brano pod uwagę tereny Dolnego Śląska lub Prus Wschodnich (Warmia i Mazury). Toczące się przez kolejne miesiące spory dotyczyły przede wszystkim sposobu rozlokowania repatriantów żydowskich. Czy tworzyć zwarte skupiska żydowskie, czy też – jak nalegały m.in. władze w Szczecinie – rozproszyć przybyłych, tak aby zerwać z tradycją żydowskich kwartałów. Na forum Frakcji PPR przy CKŻP działacze z Dzierżoniowa wypowiadali się stanowczo za stworzeniem na poniemieckich terenach jednego ośrodka żydowskiego.

O wyborze Ziem Zachodnich zadecydowało kilka czynników. Po pierwsze, warunki materialne − opuszczone przez Niemców mieszkania, gospodarstwa rolne i fabryki. Po drugie, zwarte osadnictwo w dużych skupiskach miejskich miało być gwarancją bezpieczeństwa osadników żydowskich. Liczono, że na „neutralnym” obszarze zniknie problem sporów o mienie pozostawione w czasie wojny i przejęte następnie przez sąsiadów lub znacjonalizowane. Nowe tereny i brak bliższych więzi pomiędzy osadnikami przybyłymi z różnych stron przedwojennej Polski w znacznym stopniu niwelowały także problem nastrojów antysemickich (które, notabene, nowa władza przypisywała tylko swoim politycznym przeciwnikom, „spadkobiercom sanacyjnej Polski” i podziemiu poakowskiemu). Niemniej ważny okazał się wymiar propagandowy − po klęsce III Rzeszy Żydzi masowo przyjeżdżali na ziemie, które stały się symbolem historycznego rewanżu. Pojawiały się również opinie, że ocaleni na terenach ZSRR, na ogół postrzegani jako przychylni nowej władzy (w przeciwieństwie do sporej części polskich osadników), będą stanowić podstawę kadrową dla działalności PPR i budowy struktur administracyjnych na Ziemiach Zachodnich. Ponadto hasło budowy żydowskiego osiedla w kraju było głównym argumentem przeciwko emigracji, do której nawoływali syjoniści.

W styczniu 1946 r. przedstawiciel Agencji Żydowskiej, Mosze Iszaj, w jednym z listów pisał na temat planu osadnictwa repatriantów żydowskich na Ziemiach Zachodnich: „Można powiedzieć, że to taki plan polskiego Birobidżanu […]. Powstanie odosobniona i wyobcowana enklawa żydowska – taka żydowska wyspa pośród nie-Żydów, którzy nigdy nie pałali wielką miłością do Żydów”. Istotnie, pomysł budowy „żydowskich osiedli” na Dolnym Śląsku przywodził na myśl koncepcję istniejącej w latach 30-tych XX wieku Autonomicznej Żydowskiej Republiki Socjalistycznej w Birobidżanie na Dalekim Wschodzie. Oba eksperymentalne przedsięwzięcia łączył sprzeciw wobec emigracyjnych dążeń syjonistów i propagandowy cel − stworzenie „socjalistycznego Żyda”. W przeciwieństwie do Iszaja władze w kraju liczyły na pozytywne rezultaty przedsięwzięcia. Dostosowanie nowej, „żydowskiej ulicy” do socjalistycznych warunków i integracja ludności żydowskiej z polskim społeczeństwem miały dokonać się, zgodnie z duchem czasu, m.in. poprzez pojawienie się Żydów w takich gałęziach gospodarki, jak: górnictwo, rolnictwo i przemysł ciężki.

Reglamentowana autonomia

Od stycznia do lipca 1946 r. na Dolny Śląsk przybyło prawie 87 tys. żydowskich repatriantów z ZSRR. Najwięcej osób rozlokowano we Wrocławiu, Dzierżoniowie, Wałbrzychu, Bielawie, Legnicy i Kłodzku. Już w kwietniu pojawiły się problemy z rozlokowaniem kolejnych transportów, stąd też − decyzją władz − 30 tys. osób skierowano do Szczecina. Przez chwilę Żydzi stanowili przeszło 40% mieszkańców tego miasta.

Ziemie Zachodnie, poza Łodzią i Górnym Śląskiem, stały się miejscem największego skupiska ocalonych z zagłady. Na Dolnym Śląsku osadnictwo objęło 42 miejscowości (33% ogółu ludności żydowskiej w Polsce). W Dzierżoniowie i Bielawie Żydzi byli w większości, przywodząc na myśl przedwojenne, kresowe sztetle. Jednak teraz − po traumie zagłady i w nowej, socjalistycznej rzeczywistości − wszystko miało być inne.

Pomimo trudności organizacyjnych i emigracyjnej agitacji syjonistów entuzjaści, tacy jak Jakub Egit (przewodniczący WKŻ na Dolnym Śląsku) czy Szymon Zachariasz (Frakcja PPR przy CKŻP), zapewniali, że możliwa jest nie tylko odbudowa żydowskiej społeczności, ale także zmiana tradycyjnego modelu życia „na żydowskiej ulicy”. Równouprawnienie Żydów na polu zawodowym miało służyć integracji z resztą społeczeństwa oraz zerwaniu z historyczną spuścizną. Stąd szczególnie nośne hasło produktywizacji ludności żydowskiej − otwarcia jej na nowe zawody, niewystępujące do tej pory w żydowskiej tradycji, kojarzonej zazwyczaj z handlem i rzemiosłem. Dobitnym przykładem tych przemian były żydowskie spółdzielnie zawodowe rozsiane na Dolnym Śląsku i Pomorzu Zachodnim. W 1947 r. istniało już ponad sto tego typu placówek.

Mocnym akcentem produktywizacji było osiedlenie części przybyłych repatriantów żydowskich w kolektywach rolniczych. „Ma to wielkie znaczenie moralne – pisano na łamach prasy − zwalczając przesąd, jakoby Żyd nie może być rolnikiem”. Nagłaśniano także inne akcje, takie jak np. przyjęcie kilkuset Żydów do pracy w śląskich kopalniach lub powołanie żydowskiej spółdzielni rybackiej w Trzebiatowie. Żydzi uzyskali nieograniczony dostęp do szkół, uczelni i pracy w administracji, jednak w ujęciu propagandowym „żydowskie osiedle” tworzyli przede wszystkim robotnicy. Ten zamysł dobrze oddają kadry powstałego w 1947 r. w wytwórni „Kinor” filmu dokumentalnego Jidiszer Jiszew in Niderszlezje („Żydowskie osiedle na Dolnym Śląsku”). Znaleźli się na nich m.in. Żydzi-górnicy pracujący w kopalni „Bolesław Chrobry” w Wałbrzychu, robotnicy dzierżoniowskich i wrocławskich spółdzielni oraz uśmiechnięci rolnicy.

Do 1949 r. oficjalny kurs polityki komunistów wobec ludności żydowskiej był dość liberalny. Szereg inicjatyw kulturalnych, gospodarczych i politycznych sprawiło, że Żydzi – w przeciwieństwie do innych mniejszości narodowych – uzyskali namiastkę autonomii narodowo-kulturalnej. Wyjątkowym zjawiskiem była legalna działalność aż ośmiu żydowskich partii politycznych (w tym większości o profilu syjonistycznym). Na Ziemiach Zachodnich otwarto setki instytucji występujących pod żydowskimi szyldami: szkoły, domy dziecka, kółka dramatyczne, kluby sportowe, kibuce, redakcje gazet i wydawnictwa. We Wrocławiu działał Teatr Żydowski, w Wałbrzychu Szpital Żydowski im. Dawida Guzika, a w samym Szczecinie 26 spółdzielni produkcyjnych i 7 kibuców. Życie religijne zostało ujęte w ramy mojżeszowych kongregacji wyznaniowych. Ponadto istniało ciche przyzwolenie na działalność międzynarodowych organizacji żydowskich oraz emisariuszy palestyńskich, werbujących młodzież w szeregi syjonistycznych partii oraz organizujących nielegalną emigrację. W Bolkowie na Dolnym Śląsku w latach 1947-1948 działał obóz szkoleniowy Hagany, który ukończyło przynajmniej około 2000 osób, skierowanych następnie do Palestyny. Wszystko to świadczyło o sporym pragmatyzmie władz. Z jednej strony hasło żydowskiego osadnictwa w kraju, z drugiej – nieoficjalne wsparcie dla organizacji syjonistycznych dążących do emigracji szły w parze ze strategią Stalina, liczącego w pierwszych latach po wojnie na budowę na Bliskim Wschodzie państwa żydowskiego zorientowanego prosowiecko.

Exodus

Załamanie osadnictwa żydowskiego na Ziemiach Zachodnich nastąpiło latem 1946 r. W wyniku pogromu w Kielcach (4 lipca 1946 r.) zapanowała panika, która zaowocowała masową emigracją ludności żydowskiej na Zachód. Wyjeżdżano głównie z pomocą działaczy nielegalnej syjonistycznej organizacji Bricha (hebr. ucieczka), której struktury istniały w Polsce od 1944 r. Ważnymi punktami przerzutowymi Brichy były: Szczecin, Kłodzko, Mieroszów, Zgorzelec, Żary, Kudowa. W wyniku wydarzeń w Kielcach doszło do nieformalnego porozumienia pomiędzy najwyższymi władzami w kraju i syjonistami, organizującymi nielegalną emigrację. Na jego podstawie otwarto dla Żydów polsko-czechosłowackie przejścia graniczne w Kudowie i Mieroszowie. Tylko w lipcu-wrześniu 1946 r. przez odcinek dolnośląski wyemigrowało 68 680 Żydów, a kolejne 23 520 nielegalnie opuściło kraj przez Szczecin. Granicę z Czechosłowacją przekraczało codziennie kilkanaście grup liczących łącznie 500-800 osób. Teren w rejonie Kłodzka, Kudowy i Wałbrzycha przypominał koczownicze obozowiska, w których Żydzi oczekiwali na dogodny moment dla przekroczenia granicy. Szlaki wiodły do Nachodu i dalej pociągiem do Cheb i Asch − miasteczek położonych blisko granicy czechosłowacko-niemieckiej. Dalej emigrujący udawali się do licznych obozów DP, skąd próbowali przedostać się do Palestyny.

Stan taki trwał do przełomu 1946/1947 r., gdy komunistyczne władze w Warszawie, pod naciskiem dyplomacji brytyjskiej (Wielka Brytania sprawowała wówczas mandat nad Palestyną), zdecydowały się zamknąć granicę. Z pomocą Brichy do końca trwania tajnej umowy Polskę opuściło około 140 tys. Żydów. Wiosną 1947 r. na Dolnym Śląsku znajdowało się około 52 tys. ludności żydowskiej (47% ogółu w kraju), w Szczecinie już tylko 6 tys. osób (6,8%). Kolejne dwa lata były dla pozostającej w kraju społeczności żydowskiej okresem normalizacji, jednak wydarzenia w Kielcach i masowy exodus zniweczyły marzenia tych, którzy uwierzyli w możliwość budowy „żydowskiego osiedla” w Polsce.

rekomendował: Leon Rozenbaum

Koniec iluzji

Od 1948 r. kurs polityki ZSRR wobec powstałego państwa Izrael ulegał stopniowo zmianie, ewoluując ku otwartej wrogości i walce z syjonizmem. Wielka polityka skutkowała stopniowym ograniczaniem Żydom możliwości swobodnego rozwoju w powojennej Polsce. Pod koniec lat 40-tych koncepcja „żydowskiego osiedla” na Ziemiach Zachodnich stała się niewygodnym epizodem. Jej wielki zwolennik, Jakub Egit, w swoich wspomnieniach zatytułowanych Grand Ilusion („Wielka iluzja”) wspominał, że pierwszym zwiastunem tych zmian była sprawa wycofania ekspozycji poświęconej śląskim Żydom, która w 1948 r. miała stać się częścią wystawy Ziem Odzyskanych. Wizytujący wystawę pracownik wrocławskiego UB w następujących słowach zwrócił się do czuwającego nad całością prac Egita: „Towarzyszu Egit, wam się wydaje, że jesteście w Izraelu. Ten pawilon byłby odpowiedni w Tel Awiwie, ale tu jest Polska”. Wkrótce działacz usłyszał zarzuty o nacjonalizm, propagowanie żydowskiej odrębności i… próbę uczynienia z Dolnego Śląska drugiego Izraela. W 1949 r. kierownictwo PPR podjęło szereg decyzji mających na celu likwidację lub upaństwowienie instytucji i placówek żydowskich. Zdelegalizowano wszystkie żydowskie partie i organizacje społeczne, zezwolono także na kolejną akcję emigracyjną (1949/1950). Odgórnie zarządzone działania położyły kres autonomii „żydowskiej ulicy”. Z roku na rok coraz mniejszą społeczność żydowską na Ziemiach Zachodnich ostatecznie rozproszyły kolejne fale szykan i emigracji. Symbolicznym końcem powojennego życia żydowskiego w Polsce stał się Marzec 1968 r.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


AHED TAMIMI AND THE BATTLE OVER PUBLIC OPINION

AHED TAMIMI AND THE BATTLE OVER PUBLIC OPINION

NACHMAN SHAI


Ahed Tamimi is not naive. She knows very well what she did.

Palestinian teen Ahed Tamimi enters a military courtroom escorted by Israeli Prison Service personnel at Ofer Prison near the West Bank city of Ramallah, December 28, 2017. . (photo credit: AMMAR AWAD / REUTERS)

Ahed Tamimi is not naive. She knows very well what she did. At several points in the past, she has gone out of her way to harass IDF soldiers. This is also a family matter, as her family has a record of such encounters with soldiers.

Of course, all of these events were documented by Ahed and her family so that they would quickly be spread across social media and get the desired exposure. A few months ago, she stood in front of an IDF officer and cursed him. The officer responded with silence. He did not hit her with his weapon nor did he react in any way other than distancing himself from her. After some time, she was arrested and eventually sentenced to prison. On Sunday, she was released and returned with honor to her village, riding waves of sympathy and support. As she wanted, Ahed Tamimi has become a heroine.

The current war between Israelis and Palestinians is a war of public opinion. In this war, symbols are an inseparable part of the battle. This was what Muhammad al-Dura symbolized after he was killed at the Netzarim Junction on September 30, 2000 – the first day of the Second Intifada. Palestinians have been searching for faces and names to illustrate their struggle since then.

Numbers and places do not speak. But the human face, preferably a young boy or girl, is the kind of fuel that sustains this war. The damage caused by a war of public opinion on Israel is no less serious than an intifada that kills and wounds people. Thanks to social networking and new technologies, on which they garner support, Palestinians can reach any corner of the world and incite public opinion or mobilize BDS protests.

In such a struggle the differences between strong and weak, big and small, and technological and primitive are reduced. Within this context, for example, the incendiary balloon and kite attacks juxtaposed with interceptors like the Iron Dome missile-defense system once again illustrate the asymmetric character of the struggle. Israel must have been aware of the impact of the transition and its outcome. We must not supply the Palestinians with means and reasons to attack us.

The war of public opinion requires a new approach other than what has been taken in the past. It is true that countries have difficulty with this. They have great military power and they tend to use it. Terrorist organizations, like Hamas in Gaza, Hezbollah in Lebanon, the Taliban in Pakistan or ISIS in Iraq and Syria, are better than their more sophisticated enemies in engaging in this war.

It’s too bad we were caught in the trap and didn’t see it coming, because we can’t say we are surprised. We knew Ahed would be the heroine, and all our wisdom was spent trying to prevent her from reaching that status. Yet now she is a symbol whom many may copy and take after. She could have been put under house arrest. Other sanctions could have been placed on her and the family. We could have ignored the incident and waited for a calmer time, separate from the incident with the soldier. Any other solution would have been preferable to the situation created today and the unnecessary Palestinian celebration.

The war with the Palestinians does not end in Gaza and the West Bank, as was proven during the weekend, nor anywhere else. Their success breeds more events of this nature. We have to be prepared for this, not only in the realm of the IDF but also in all the relevant bodies: The Foreign Affairs Ministry, Strategic Affairs Ministry, Economic Strategy Ministry, Culture and Sport Ministry, Government Press Office and the Justice Ministry. Each one deals with this issue or various aspects related to the war of public opinion.

In order to achieve maximum success in this multifaceted campaign, we must work together in joint cooperation. There must be one body that takes the lead. In my view, there should be a government authority which deals with public diplomacy, and that body must lead the campaign and guide all other governmental bodies. That is the only way to win this war.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com